KOTY

wistra, ja teraz na Ferindze i zero problemu u 3 kotów,  wcześniej mac i też zero problemu. Za to po Cosma z krabem jeden cornish miał zapalenie żołądka.
Polecacie jakąś żywołapkę na koty? Schodzą się do nas z okolicy, tępią ptaki i jaszczurki - no i Żona kotów nie lubi. Kompromisowo zgodziła się na odławianie...
klatka - łapka. Daje się na koniec miskę i jak kot wchodzi, to zapadka się zamyka.
łapałam dzikusy na sterylkę, pożyczałam z fundacji.

Perlica - u dorosłych też bez problemu, u kociąt dramat.
wistra, Aaaaa, no kociąt to ja nie posiadam 😀

jkobus boje się usłyszeć jakie rozwiązanie było niekompromisowe
efeemeryda   no fate but what we make.
10 maja 2020 12:17
Perlica to samo sobie pomyślałam  🤔

Btw Jkobus odłowisz i co dalej ? Wywieziesz do lasu ?  🤔
Jeszcze trochę naćpana  😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 maja 2020 12:34
Nawet tego nie komentuje, bo mi się drobne w kieszeni nie zgadzają.
Watrusia, wygląda jak dobrej imprezie  😂

efeemeryda no cóż można rzec  😵
efeemeryda   no fate but what we make.
10 maja 2020 12:35
Watrusia ale to jest slodziaczek  😍
Dzięki dziewczyny  :kwiatek: Już wszystko prawie ok, od czasu do czasu tak przysypia, ale martwię się bo nie chce zrobić kupki, a wczoraj nie robiła, dostała parafinę, mam nadzieje że to pomoże.
Wartusia Jeśli możesz mieć ją cały czas na oku, żeby nie lizała szwów, to zdejmij kubraczek, natychmiast wszystko w kocie się naprawi  😁
pestka, nie dam rady jej tak przypilnować🙁 bo wystarczy że wyjdę do kuchni, łazienki, z psem.. No chyba że zdejmę, a ona da dyla do kuwety🙂
Btw Jkobus odłowisz i co dalej ? Wywieziesz do lasu ?   🤔


Zapewne. To chyba lepsze od wykładania trutki..?

Pytałem o typ lub producenta żywołapki, żeby ją kupić. Pożyczać nie mam od kogo, a i nie wydaje się to sensowne: ciśnienie populacyjne nieuchronnie będzie do nas wypychać coraz to nowe koty. Chodzi zatem o rozwiązanie permanentne, a nie jednorazową akcję.

BTW - jak by ktoś chciał przesympatycznego, lubiącego dzieci (ale ptaki, niestety, jeszcze bardziej), norweskiego leśnego kastrowanego kocura - to zapraszam. Szwagier nam podrzucił dwa miesiące temu, bo się rozwodzi (to był kot jego byłej, która już go nie chce i mu go zostawiła...). Na początku wydawał się niegroźny, jak to miejska pierdoła, całe życie trzymana w zamknięciu. Szybko się jednak zaaklimatyzował i teraz czyni spustoszenie w ekosystemie. Do domu go nie wezmę, nie ma takiej opcji. Myszy, które po stajni buszują setkami, wcale go nie interesują. Za to rodzina kopciuszków, które się u nas gnieżdżą - a i owszem...
efeemeryda   no fate but what we make.
10 maja 2020 15:07
Jkobus to go odwieź do schroniska albo skontaktuj się z jakaś fundacja, pełno tego na fb.
Sory ale wywożenie do lasu na smierć (bo nie wiem jak taki kot miałby sobie poradzić) to nawet nie wiem jak to określić poza tym, że nie mieści mi się w głowie  😲
Akurat na norweskiego leśnego to się zaraz chętni znajdą.


Poza tym nie wiem czego oczekiwałeś, wpadasz do wątku z miłośnikami kotów, gdzie nieraz ludzie wydają tysiące złotych żeby ratować przyjaciół, nazywając koty szkodnikami i przedstawiając wizje dalekiego od humanitarnego pozbycia się problemu. Nie mieści mi się to w głowie i tyle.

Tak btw jakiekolwiek mordowanie kotów, czy tez porzucanie ich w lesie jest niezgodne z prawem i są na to paragrafy.
1. Nie słyszałem, aby jakiekolwiek schronisko przyjmowało zwierzęta od osób prywatnych. W każdym razie kilka lat temu, gdy znalazłem porzuconego w lesie amstafa (absolutnie nie było mowy, żeby takie bydlę pozostało z nami!) usłyszałem, że skoro znalazłem, to mam się o niego sam zatroszczyć. Schronisko zbiera tylko zwierzęta odłowione przez straż miejską, a ja żadną strażą nie jestem. Od tamtej pory schroniska omijam szerokim łukiem.

2. Norweskiego leśnego nie muszę odławiać i bynajmniej nie mam zamiaru nigdzie go porzucać. Norweski leśny i żywołapka, to są dwa zupełnie odrębne zagadnienia. Norweski leśny to domowy kot, który wypuszczony w stajni - poczuł się zbyt pewnie i morduje ptaki. A poza tym przybiega do nóg, wołany czy nie wołany, łasi się, mruczy, je co dają. Zapewne załatwia się do kuwety. Chętnie byśmy się go pozbyli, z uwagi na ptaki, ale nie wydaje się to takie proste. Gdyby każdy chciał takiego kota - to po co szwagier wywoził go z Warszawy na wieś, zamiast komuś oddać..?

3. Żywołapka ma być na DZIKIE koty. Które nie przychodzą na zawołanie, ani w ogóle nie dają się dotknąć człowiekowi, a do nas przychodzą polować. Nie widzę w czym ich sytuacja się zmieni, jeśli je odłowię i wywiozę za Wisłę? Będą robić szkody w lubelskim ekosystemie, a nie w mazowieckim. Nie sądzę, aby robiło im to różnicę. A ja będę miał doraźnie spokój - aż przyjdą następne, tak samo dzikie, co oczywiście nieuchronnie nastąpi. Tymczasem jednak - zakończy się sezon lęgowy...

Edit: dzięki naszej codziennej, ciężkiej pracy, na naszych hektarach z roku na rok tworzy się coraz bogatszy ekosystem. Który oczywiście przyciąga coraz więcej drapieżników. To naturalne. Chodzi tylko o to, aby presję ze strony tych drapieżników nieco zmniejszyć. W promieniu wielu kilometrów nie ma drugiej takiej ostoi ptactwa jak na naszych pastwiskach. Polowanie na te ptaki jest po prostu zbyt łatwe dla kota - a to grozi niepowetowanymi szkodami.
Akurat kot jest szkodnikiem w naszym ekosystemie, bo nie jest naturalnie występującym gatunkiem i równo tłucze rodzime gatunki ptaków, na przykład.

Wywiezienie kotów do lasu nie pomoże - wrócą.
Ja bym zapytała jakiejś fundacji o pomoc w kastracjach, zeby się dalej nie mnożyły.
Nic nie pomoże wykastrowanie czy wysterylizowanie tych kilku kotów, które ewentualnie złapię. Będą dłużej żyły i więcej ptaków złowią - a we wszystkich wsiach dookoła i tak namnoży się tyle samo kociąt, co poprzednio.

Nie przeszkadzałoby mi to, bo w ogóle to bardzo lubię koty (nasza stara kotka Krystyna ma u nas dożywocie), zaś wcześniej czy później - jakaś równowaga się ustali. Chodzi o to, aby presję ze strony kotów zmniejszyć TERAZ: kiedy mamy jedną parę dudków, jedną parę kopciuszków, itp. Jak będą ich całe kolonie, to jakieś straty da się przeboleć. Tak samo nie przeszkadzały nikomu koty, jak tu ptaków nie było. Teraz się pojawiły i teraz trzeba je chronić.
jkobus kiedyś jak byliśmy z Wami na mszy to znaleźliśmy kota pod Kościołem. Na szybko znaleźliśmy (dzięki pomocy zdalnej z Lublina fundacji Felis) fundację Runa. Niestety nie mogę zamieścić linka na fb, bo piszę z telefonu, ale wystarczy w fejsbukową wyszukiwarkę wpisać "Runa pomaga" i będzie do nich kontakt. Wiem, że mają pełne ręce roboty, ale może coś pomogą? Klatkę wypożyczą? Znajdą kotom dom (my łapiemy i kastrujemy dzikie koty, i codziennie dokarmiamy - super broń na myszy). Felis też dzikie koty wydawał do stajni w zamian za dobre warunki dla kotów.
Co do KLATKI-ŁAPKI to można kupić dwa rodzaje.
1.

Bezpieczna dla kota, ale też droższa. Prosty mechanizm, lekko się zamyka, właściwie nie ma jak zrobić kotu krzywdy i nie ma co się zepsuć.
2.

Gilotyna, potrafi połamać kotu kręgosłup.
Informacje mam od znajomej.
Gdyby każdy chciał takiego kota - to po co szwagier wywoził go z Warszawy na wieś, zamiast komuś oddać..?
Może mu się nie chciało ogłaszać i prościej było wywieźć na wieś?
efeemeryda   no fate but what we make.
12 maja 2020 13:54
Macie jakieś doświadczenia z wyprowadzaniem kotów ? Chyba mi się nudzi przez nadmiar wolnego i znowu mi to przyszło do głowy  😂 Zdaje sobie sprawę, ze jak im się spodoba to potem trzeba będzie to robić  😉 Pytanie jakie szelki na main coony ? Dobrze myśle, ze powinny być dość szerokie i jak najbardziej zabudowane ?
Oczywiście przed wyjściem dostaną tez coś porządnego na kleszcze  🙂
efemeryda też mam MCO i też próbowałam, w lesie kiedyś w miarę szło, w mieście za dużo strachów. Odpuściłam bo kotkę to ewidentnie stresowało. Jak założyłam takie zabudowane szelki to kotu odłączyło prąd, w takich mniej zabudowanych chodziła jako tako  😁
efeemeryda   no fate but what we make.
12 maja 2020 16:48
Mój jeden kot przerabiał dwa razy kubrak pooperacyjny, a drugi 1,5miesiąca nosił kołnierz także może szelki nie będą takie straszne. Boje się, ze z tych takich mało zabudowanych to one wyjdą  🤔
efeemeryda, ja bym na Twoim miejscu nie wychodziła wcale z nimi.
Kot jak mieszka w mieszkaniu to nie wie, że poza mieszkaniem jest tak super, więc nie jęczy, że chciałby być tam itp.
Chyba, że Twoje są bardzo powściągliwe i nie będą się wkurzać jak wyjść nie będą mogły.

Np. moim byłoby bardzo ciężko teraz zostać zamkniętym w mieszkaniu, kiedy chodzą po ogrodzie od maja do jesieni, ale jak się robi zimno to Cornishy to już nie bawi, a Biała dachowa chodzi cały rok, tylko ona ma swoją porę jak jest ciemno to patroluje ogród wzdłuż płotu.

Twoje mają dużo sierści, więc radziłabym to przemyśleć 2 razy  😉
efeemeryda   no fate but what we make.
12 maja 2020 17:18
Perlica ja sobie doskonale zdaje sprawę, jak im się spodoba to będę musiała je wyprowadzać  🙂

Także nie zastanawiam się czy, ale bardziej jak  😀
efeemeryda, rozumiem, w takim razie powodzenia  😉

efeemeryda ja miałam takie typu guard z paskiem pod brzuchem i na plecach (niezabudowane) i było ok, jak się zapierała to nie wyszła. Z drugiej strony nie miałam nigdy sytuacji dzikiej paniki, więc nie wiem co by było wtedy. Myślę, że jeśli zrobisz ciasno na szyi to nie wylezie.
Moja kotka mimo tych naszych spacerów nigdy się nie upominała o wychodzenie. Jak jestem u rodziców to wychodzi na ogród, czasem miałknie, że chce wyjść, ale nawet jak nie wypuszczę to nie ma akcji z serii będę się darła aż nie otworzysz (a potrafi takie akcje odwalić  :hihi🙂.
efeemeryda   no fate but what we make.
13 maja 2020 12:01
Chomcia a mogłabyś podlinkować te szelki ?  :kwiatek:
Jeden mój synuś to ogólnie jest darciuch, po prostu lubi sobie pogadać żeby było wiadomo, że on jest i chce atencji  😁
Taaa, moje też się robią atencyjne. Usiądzie pod nogami i piłuje paszcze, że chce na opka i mizianko. Spróbuj nie wziąć 😉

Mam pytanko, może z serii głupich. Oba szkraby czasem "zakopują" żarcie po jedzeniu. W sensie, kopią po macie do żarcia. Jedzenie im wchodzi i wciągają równo, kuweta nie wskazuje na problem brzuszkowy. O co może im chodzić i czy mam się martwić?
Wcześniej moje koty zakopywały tylko jak nie chciały jeść, na zasadzie "fuj matka, co Ty wrzucasz do miski". Nie jak już opędzlowały 3/4 🤣
keirashara, moja kotka tak robi od zawsze , po prostu.
Tak samo jak Cornish narzyga jakiś to ona przychodzi to niby zakopać zanim sprzętne.
keirashara, to o ile wiem zachowanie instynktowne, wynikające z tego, dzikie koty zakopują "na później" niezjedzone resztki.
Uff, bo już na nie podejrzliwie patrzyłam, że może coś z nimi albo z żarciem nie w porządku 😉 Moje poprzednie były mocno przejściowe i trochę nie pamiętam jak się normalne domowe koty zachowują.



Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się