Koniec z jeździectwem?

czyli dla ścisłości, w ciagu 2 tygodni startuje 6 razy 🙂
Aaaa..... chyba, że tak 😀 Nie wpadłam na to, że można spędzić 2 tygodnie na zawodach w jednym miejscu. Choć kto wie - może kiedyś do tego dojdę. Na razie doszłam do etapu, w którym wolę jechać na zawody rzadziej, a na 2 dni, niż częściej, a na jednodniowe. No jakoś mi się nie chce 👀
blucha, nie, startuje tyle ile pozwalają przepisy, więc może iść przykładowo 2 rundy co daje w jednym tygodniu 5 startów, bo na 3 dzień już tylko 1 start można i odpowiednio tyle samo w kolejnym.
Albo może iść jedną rundę tylko to wtedy będzie jak piszesz 6 startów przez 2 tygodnie, a nie 10.
Wszystko zależy od propozycji danych zawodów.
Sankaritarina, można można. Pojechac sobie na taką Balticę np. Jak wakacje połączone z kilkoma startami. 😉
pati12318, , Misiu, napiszcie koniecznie jak już urodzicie czy się zmieni czy nie.

Myślę, że też inaczej jest rzucić jeździectwo, bo przymusza sytuacja np. 2 dzieci, bo wtedy to nie jest świadomy wybór, a po prostu konieczność. Co innego jest świadomie zrezygnować, bo już dość.

Od 1 kwietnia powinnam wsiąść na konia, bo mój koń kończy trening u zawodnika no i? Znowu mam wymówkę bo wirus  😁
Bo stajnia zamknięta dla ludzi  z zewnątrz póki się sytuacja nie uspokoi, więc mój koń dalej w treningu 😂
Miałam jechać zawody w majówkę, nawet wzięłam już 2 tygodnie urlopu w tym celu, bo są 2 tygodniowe, a tu covid pokrzyżował plany i raczej majówki nie będzie  🙁
Także nadal nie jeźdżę  🤣

Perlica melduję, że na konia wsiadłam 3 tygodnie po porodzie. Do treningu wróciłam po 8, a 3, 5 miesiąca po pojechałam na pierwsze zawody z moim  młodym koniem (jego pierwsze zawody w ogóle).
Jeżdżę regularnie 4-5 razy w tygodniu.
Zobaczymy jak będzie dalej, ale póki co zapał i motywację mam ogromną.
Do stajni pojechałam na drugi dzień po wyjściu ze szpitala, zostawiając małą z tatą na 2h.
pati12318, super, że znajdujesz na to czas i możesz się realizować!  🙂
Mi się wczoraj udało wsiąść! Po ponad 2,5 roku! (przed ciąża jeszcze miałam przerwę z powodów zawodowych). I mam mega zajawkę żeby wrócić tak porządnie (chociaż dzisiaj ledwo chodzę  😀 )
pati, super to czytać, serio. Ja zaczynam coś myśleć o dziecku, ale boję się panicznie, że to wykluczy mnie z jeździectwa a dopiero co kupiłam młodego konia i jakbym za jakiś czas miała to wszystko rzucić, bo ciąża/dziecko to bym się zapłakała. Ale skoro Ty dajesz radę to pewnie i ja mogę  🙂

Fajna historia!

Lubię tu wchodzić, bo sama rzucałam jeździectwo wiele razy i wracałam po kilkuletnich przerwach.
Meise, ja jeździłam do 7 miesiąca. Wiadomo, z głową, ciąża przebiegała prawidłowo. Pewnego dnia (idealnie z początkiem 3 trymestru) już w stępie poczułam dyskomfort w podbrzuszu i po prostu zeszłam i więcej nie jeździłam. Zajęłam się trenowaniem z  ziemi, a 6 dni przed terminem jeszcze wylonżowałam swojego konia. Całą trójkę swoich koni wydzierżawiłam super dzieciakom, członkom mojej sekcji, więc miałam spokojniejszą głowę.

6 tygodni po porodzie ginekolog dał zielone światło na jazdę jeżeli dobrze się czuję.

Wszystko było ok, tylko po pierwszej jeździe musiałam udać się do fizjoterapeuty, który akupunkturą porozbijał mi zrosty w bliźnie po cc, bo przez zblokowane przepływy połamało mi plecy i nawet malucha podnosiłam z dużym bólem.

Cały sierpien wsiadałam sobie raz w tygodniu z braku czasu i dużej odległości, ale dzisiaj przenoszę konie do stajni 7km od domu, więc od jutra biorę się za trening 🙂
Patrzac po otoczeniu (i forum) to dobre 90% kobiet po urodzeniu dziecka albo sie z konmi rozstaje, albo przynajmniej rozstaje sie definitywnie ze sportem jezdzieckim, i costam gora podlubie rekreacyjnie raz czy dwa w tygodniu. Chociaz 90% z tych 90% sie zapiera na starcie, ze koni nie rzuci. Polecam przekartkowac watek  dzieciowy, serio 😉
kokosnuss no to ja mam nadzieję, że będę w tych 10%  😉
FurryMouse super, że wróciłaś do koni.
Szkoda, że tak daleko ode mnie mieszkasz, bo jakby co Mam jeszcze drugą, trochę starszą furę do odpalenia.

Ja po sobie czuję jedynie taką różnicę, że w momencie jak coś się na koniu dzieje złego  (Jak np. na zawodach młody zbrykał mnie bardzo niefajnie po przeszkodzie) to bardziej się stresuję i jestem potem bardziej zachowawcza, myśląc o mojej małej.

Meise ja mojego młodego, wymarzonego konie kupiłam dwa lata przed zajściem w ciążę.
Obawy miałam ogromne, czy dam radę dalej jeździć na takich warunkach, jak do tej pory- czyli uczciwy, regularny trening, a nie okazjonalna jazda rekreacyjna.
Myślę, że klucz do sukcesu leży w fajnym parterze, który uznaje opiekę nad bobasem za w połowie jego temat - A nie, że opieka leży po stronie mamy, on ewentualnie od wielkiego dzwonu może chwilkę zostać z dzieckiem.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
31 sierpnia 2020 13:02
kokosnuss ja wątku dzieciowego na forum nie śledzę, ale w moim otoczeniu to zdecydowanie nie jest 90%, wprost przeciwnie  😉 ok, jeśli ktoś od czasu do czasu jeździł sobie rekreacyjnie na jakieś zawody to może i przestaje, ale kobiety, które zajmowały się sportem, robią to nadal  😉 Tak naprawdę to u mnie w otoczeniu były dwie takie fazy odejść "grupowych" (kiedy więcej osób decydowało się na zakończenie przygody z jeździectwem) ale żadna z nich nie była związana z macierzyństwem - pierwsza to okres wyjazdów na studia, gdzie większość ludzi po prostu musiała nauczyć się dorosłego życia i na konie nie było ich stać, a druga to.. koniec studiów, ale to raczej w przypadku osób, którym za wszystko płacili rodzice, i nagle nastąpiło zderzenie z rzeczywistością  😉


Inna sprawa, że chyba niewiele rzeczy w życiu tak szybko i tak radykalnie przewartościowuje praktycznie wszystko dookoła, jak macierzyństwo. Tak sobie myślę, że to nie jest tak, że przyszłe matki "zapierają się" że będą dalej jeździć.. tylko po prostu jeszcze nie wiedzą, że ich postrzeganie świata zmieni się tak bardzo, że jazda konna stanie się jakby mało ważna  😉
Można sobie dużo zaplanować przed... Ja też kiedyś myślałam że jak zajdę w ciążę, to będę wsiadać na konia przynajmniej 3-4 miesiące. Teraz wiem, że raczej tak się nie stanie i jak będę w ciąży to jedynie pojechać do stajni, polonżować, może stęp jakiś. Wszystko zależy od sytuacji, jak się przeżyje pewne rzeczy samemu to się głowa układa inaczej.
pati12318, na razie intensywnie szukam. Znalazłam fajne miejsce ale tam jest tylko jedna kobyła do jazdy i brak hali. Na razie tam się rozjeżdżę, a potem będę szukać dalej czegoś gdzie będę mogła posadzić tyłek w ujeżdżeniówkę i jeździć niezależnie od pogody 🙂

Meise, ja myślę, że dużo zależy od priorytetów i tego jak sobie to potem człowiek poukłada i co mu sprawia radość. Ja np. teraz spokojnie mogłabym te 4x w tyg wsiąść ale jak już wrócę do pracy i do dyspozycji będę miała tylko popołudnia i weekendy to chyba jednak będę wolała spędzić je z Młodym, a do stajni wyskoczyć 1-2x w tygodniu. Pojeździć ambitnie ale jednak nie tak często. I chyba to jest powodem rezygnacji z jazdy sportowej. Nawet nie samo dziecko, a połączenie pracy, dziecka i koni.
No, ale jednak mamy na forum startujące mamy i dają radę także nie ma reguły 🙂
pati12318, Fajnie,Że odkopałaś , bardzo cieszy, że masz taką możliwość 😅
A, że zawody jechałaś to już wogóle wow  💃


Moje koleżanki z najbliższego otoczenia porzuciły jazdę, bo np. Dzieciaki chorowały non stop chodząc do przedszkola i to sprawiało, że płaciły za dzierżawę i nie mogły korzystać, bo dzieciak się wyleczył to zaraz był chory.
Druga część z nich po prostu jak miała wybór po pracy : stajnia lub dziecko, którego nie widzialy cały dzień, bo były w pracy to wolały zostać z dzieckiem.

Te koleżanki, które zawodowo jeżdżą to wszytkie jeżdżą i startują.

smarcik, dwie grupy, o ktorych piszesz to tez powszechne zjawisko - sama przestalam jezdzic po maturze, bo wyjechalam na studia i na konia to mnie bylo stac na biegunach 😉 - tylko IMO osobne od porzucenia koni ze wzgledu na macierzynstwo.

I tu jest spora roznica miedzy dziewczynami jezdzacymi amatorsko i zawodowo. O ile wiekszosc znanych mi amazonek jezdzacych zawodowo / sedzin / trenerek etc. faktycznie wraca do aktywnego jezdziectwa po urodzeniu dziecka, o tyle lwia czesc amatorek odwiesza konie na kolek, ogranicza do minimum albo realizuje sie poprzez nadzorowanie latorosli na kucyku. Czy sa szczesliwsze niz aktywnie trenujac i startujac - nie mnie oceniac. Ale ze dyskusja zaczela sie od uzytkowniczek jezdzacych amatorsko, stad moje 90%.
Na bank jest różnica, jeśli ktoś jest z końmi związany zawodowo - powrót zazwyczaj jest bardzo szybki. Zdecydowanie trudniej jest wrócić jeśli konie były hobby - jeszcze pierwszy rok daje często nadzieję ale po powrocie do pracy robi się problem - bo doba ma ograniczoną ilość godzin a po 8 godzinach w pracy, kiedy dziecko przebywa z opiekunką albo babcią najważniejszy staje się kontakt z dzieckiem. Znam parę osób, które przy dziecku do koni wróciły ale już nie na 5-6 dni w tygodniu a na 2 maks 3 i to przy wielkim udziale rodziny (nie tylko męża) ale babć, rodzeństwa itp. W sumie to nie tylko konie zostają odsuwane na dalszy plan ale generalnie większość hobby - czas z gumy nie jest. Zdecydowanie łatwiej jest jak się ma nienormowany czas pracy + mocno akceptującą konie rodzinę. Ja zawsze podziwiam dziewczyny, którym się udaje powrócić - bo to zazwyczaj okupione jest bardzo dużym wysiłkiem.
smarcik, dwie grupy, o ktorych piszesz to tez powszechne zjawisko - sama przestalam jezdzic po maturze, bo wyjechalam na studia i na konia to mnie bylo stac na biegunach 😉 - tylko IMO osobne od porzucenia koni ze wzgledu na macierzynstwo.



(raczej się nie udzielam, ale anyway)

Dodajmy może jeszcze do tego moją grupę- ja nie skończyłam jeździć po studiach tylko z powodu finansów.Głównym czynnikiem była praca- praca dająca prawdziwy rozwój to nie ta "osiem godzin i do domu" tylko niestety wiążąca się z dodatkowymi kursami i studiami, a często i nadgodzinami. Wielu moich znajomych ze względu na aplikację czy specjalizację też konie odłożyło. W tym i ja, obecnie robię MBA+doktorat i no... czas (ani też finanse na to) z gumy nie są, więc konie muszą poczekać na swój czas.
Patrzac po otoczeniu (i forum) to dobre 90% kobiet po urodzeniu dziecka albo sie z konmi rozstaje, albo przynajmniej rozstaje sie definitywnie ze sportem jezdzieckim, i costam gora podlubie rekreacyjnie raz czy dwa w tygodniu. Chociaz 90% z tych 90% sie zapiera na starcie, ze koni nie rzuci. Polecam przekartkowac watek  dzieciowy, serio 😉

Znam osobiście dwie kobiety z dziećmi, które wróciły do sportu (tzn. jedna już jest starsza i uczy tylko w szkole 😉 ).
Widze pewne prawidłowości, pierwsze dzieci urodziły dość młodo co za tym idzie szybko wróciły do kształtu i formy sprzed ciąży.
Mąż koniarz, jeżdżący sportowo i startujący.
Własna stajnia lub prowadzenie stajni, w skrócie mieszkanie na terenie stajni.
Prowadzenie jakiegoś końskiego biznesu, pensjonatu, treningów, hendel paszą itp.
Dodam tylko, że te panie nie siedzą na re-volcie i fejsie, bo nie mają na to czasu, nie wypowiadają się więc można odnieść wrażenie, że takich osób nie ma.
To trochę tak, że masz konia i czas na pisanie na forum, nie masz dzieci. Masz dzieci, nie masz konia albo nie jeździsz, masz czas pisać na forum. Ewentualnie masz konia i jeździsz, masz dzieci, ale nie masz czasu rozpisywać się o tym na volcie.
Do dziwnego punktu w moim jeździectwie doszłam, bo aktualnie wolę żeby mój syn zapoznawał się z tematem i zaczął się tym interesować. Jestem w stanie poświęcić swój święty czas w stajni na kucyki, oprowadzanki, liczenie kup na padoku i brodzenie w najgorszym błocie  😂 może coś z tego będze, a jeśli nie to też nic nie szkodzi. Dzieci mają to do siebie, że rosną, dorastają i idą własną drogą bez trzymania się maminej spódnicy 😉
Da się wrócić do koni mając dziecko i pracę na pełny etat, ale trzeba zaprząc do opieki ojca 🙂
Dużo kobiet niestety po urodzeniu dziecka ma na głowie dom, dziecko i pracę więc doby nie starcza.
Jak się tatuś zajmie dzieckiem po pracy dwa razy w tygodniu korona mu z głowy nie spadnie a relacje z dziecięciem będą lepsze
Mąż jeździ dużo rowerem, ja konno. Mamy ustalone dni tygodnia dwa moje, dwa jego, weekend wstaję bardzo wcześnie i jadę do stajni, wracam ok 10.
Tym sposobem byłam  u konia 4 razy w tygodniu, czasem 5  zależy jak się wyrwę z pracy. Do pomocy miałam w tym roku dziewczynę która wsiadała  raz w tygodniu i jak nie mogłam przyjechać, więc kobyła chodziła regularnie 6 razy w tygodniu,

Teraz córka ma 6 lat, więc na lonżowanie lub jazdę zabieram ją ze sobą.
Ale niestety wymaga to dużo samozaparcia, organizacji czasu i niestety są czasem przepychanki z mężem, który oczywiście wolałby żebym częściej siedziała w domu.
Oczywiście czasem mam dość i mi się nie chce ale jak się wpadnie w taki rytm to już jakoś działa.
Do stajni mam na szczęście blisko...
Mam dwoje dzieci, pracę i jeżdżę regularnie i regularnie startuję. Da się, tylko trzeba precyzyjnie planować tydzień.
Chyba za często dajemy sobie wmówić, że dzieci to sprawa kobiet... Te dzieci mają też tatusiow...
Ja urodziłam w lipcu drugą córeczka i już wsiadłam dwa razy , przy pierwszej córce jeździłam 3 razy w tygodniu , teraz nie będę się oszukiwać jak uda się raz to będzie dobrze ale i to mnie nawet cieszy 🙂 Tak jak Anai pisze, dzieci to wspólna odpowiedzialność i podział czasu , da się to pogodzić choć jak byłam w pierwszej ciąży powrót wydawał mi się surrealistyczny a poszło gładko , potem myśl o drugim
Dziecku to już w ogóle wydawało mi się , ze konie to już tylko na zdjęciach ale
Da się jednak 🙂
Dziewczyny, ja nie miałam na myśli jazdy 3 razy w tygodniu,  regularny trening i starty.
Nie wydaje mi się to możliwe przy dziecku i pracy 8h, jeśli praca nie jest związana z końmi, no bo jak?
Policzmy:
Praca 8h, dojazd do pracy lub stajni 2h , pobyt w stajni z treningiem 2,5 h .
To już jest ponad pół doby. Przyjmijmy, że stajnia 5 x w tygodniu, bo 1 dzień może stać, a 1 ktoś polonżuje.
To liczac praca do 8 do 16, plus korki na dojazd to wychodzi, że w domu na 20 czyli dziecko śpi już i nie widzę, go 5 razy w tygodniu, to nasuwa się pytanie po co mi ono ?
Wybaczcie, ale to moje przemyślenia, bo kilka razy rozmyślałam nad tą kwestią.

anai, Ty już masz dzieciaki starsze, to same są na treningach , więc to już łatwiej.
Perlica, - ja do swojej stajni jadę 15 minut, czy to z domu, czy to z pracy 😉 Z domu do pracy jakieś 10. Dużo zależy od tego jaka praca, jakie dzieci, jakie miasto, jaka stajnia, gdzie ten koń, gdzie praca, gdzie dom i gdzie jakieś przedszkole czy inny żłobek/szkoła. To bardzo, bardzo dużo zmienia.

Ja choć dzieci nie mam i nie zamierzam posiadać - to łączę etat z studiami dziennymi i koniem, więc też bywa ciężko. Ogromna pomoc to lokalizacja, partner i współdzierżawczyni. Dzięki temu koń ma ruch codziennie, ja jestem 3-5x w tygodniu. Od lipca mam ułatwienie w tej postaci, że nie muszę już robić wiader i siatek - pół godziny z głowy, plus mogę nie być wcale, a koń ogarnięty. Koń golony, na zimę w derce, zwykle jak przyjeżdżam jest już w boksie. Na upartego w 1,5h się ogarnę, choć zwykle tych 2-2,5 potrzebuję.

U mnie scenariusz końca może być jeszcze inny - nie wiem czy w kolejne 3 lata uda mi się odłożyć na nowego konia. Mój ma już 17 na karku i choć czuje się świetnie, to jest coraz bliżej emerytury i delikatniejszego ruchu zamiast konkretnych treningów. Ceny koni poszły bardzo do góry, ceny nieruchomości też, ani ja, ani mój partner bogaci z domu nie jesteśmy i może być tak, że zwyczajnie nie dźwignę tematu. Wymagań z kosmosu może nie mam, ale kupować byle trupa też nie chcę, więc swoje trzeba będzie zapłacić.
Ja odpuściłam przy prawie 20 letnim koniu i drugiej ciąży skombinowanej ze studiami MBA, remontem domu i chorym rodzicem ...
Wróciłam jak to drugie dziecko odrosło od ziemi, z nowym koniem. Trochę się zdziwiłam jak moje starsze zaczęło jeździć. Wiec teraz mam 3 konie i zapylam w weekendy na zawody. Jeżdżę 4/5 razy w tygodniu pracując na pełen etat. Podstawa to plan dnia rozpisany z uwzględnieniem korków. Lockdown był dla mnie zbawieniem bo mieszkam blisko stajni i każdy dzień zaczynałam od treningu.
Wróciłam do koni po rozmowie z mężem:
- kupię konia jak odchowamy dzieci
- daj spokój, i tak cię nigdy w domu nie ma, możesz kupić i teraz
- to zaczynam szukać

2 miesiące później koń stał w stajni ...
keirashara, zazdro z tym dojazdem, bo ja stałam w kilku stajniach, ale zawsze dojazd ok. 1h 🙇

Na pewno wiele zależy od pracy, na pewno człowiek może więcej, niż mu się wydaje.
Tak sobie marudzę  🤣
Perlica, - mnie od kilku lat nie stać czasowo na takie dojazdy. Nie ogarnęłabym 😉
Z resztą, to jest różnica miast, moje jest martwe i zajebiście drogie jak na swoją wielkość (ceny wyższe niż Wro/Poznań, płace niekoniecznie), za to godzina dojazdu brzmi dość abstrakcyjnie. Coś za coś.
keirashara, Ceny Wro to przebija tylko Warszawa, oczywiście mówimy o stajni z prawdziwym zapleczem treningowym.


anai, Ty już masz dzieciaki starsze, to same są na treningach , więc to już łatwiej.

Teraz są starsze, ale wróciłam do startów po ciąży z dziećmi na cycku 😉  dwa razy. Była to swoista ekwilibrystyka logistyczna, przyznaję.
Perlica, - nie mówię o cenach stajni, a o cenach ogólnie, np. mieszkań, najmu itd. ZG to kosmos w stosunku do swojej wielkości i wysokości płac 😉
To prawda, że stajnia blisko domu robi różnicę.
Ja mam stajnię 4km od domu i bardzo tolerancyjny personel stajenny, także często się zdarza, że wpadam do stajni grubo po 20.
Gdybym miała do stajni nawet pół godziny drogi,  to pewnie bym maks dwa razy w tygodniu dała radę.
Pracę mam 7km od domu, 3 od stajni  🙂 także liczę, że po powrocie też dam radę.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się