Co mnie wkurza w jeździectwie?

Jestem nowa na Re-volcie i weszłam na wątek z czystej ciekawości. Akurat trafiłam na temat, który aktualnie mnie dotyczy. Temat pensjonatu.

Tu gdzie teraz stoję (w sumie trzeci rok) niby wszystko super. Właściciel ma kasę z innych źródeł, zarządca ma pasję, wiedzę. Konie na dużych pastwiskach około 12 godzin dziennie, plac duży, hala, fajny socjal - z zewnątrz cud miód. Znajomi zazdroszczą że stoję w TEJ SUPER STAJNI.

No ale zawsze musi być jakieś ale.
Zarządca to człowiek z głęboko zakorzenionymi ideologiami, nie przyjmujący kompletnie innego punktu widzenia. Wszystko co robi jest jedyne i właściwe. Nie znosi sprzeciwu, a każdą prośbę czy uwagę komentuje słowami "Ja tu nikogo na siłę nie trzymam". Jeszcze dodatkowo ma w stajni swój fun club, który nie zapomina donieść o wszystkich "przestępstwach" pozostałych pensjonariuszy.
No i ja zostałam ostatnio tym pozostałym. Więc zostałam poinformowana, że jeszcze raz taka sytuacja (powiedziałam osobie trzeciej, odwiedzającej stajnie, że nie podoba mi się podłoże na hali) a rozwiąże ze mną umowę  🤔.
Niestety od tego momentu traktowana jestem jak trędowata. Tylko się zastanawiam co dalej mam robić  ❓
Z jednej strony jestem klientem który płaci wcale nie małe pieniądze (mam dwa konie a w całym pensjonacie jest ich 9 + 6 koni właściciela), a z drugiej boje się cokolwiek powiedzieć żeby nie zostać z końmi w ręku na ulicy.

A więc, jak widać, nie wszystko złoto co się świeci.
Rumaki2, z własnego bolesnego doświadczenia powiem Ci tak - jak ktoś nie chce rozmawiać, a na każdą sugestie odpowiada "nie podoba się to tam są drzwi" - to spierniczaj.

Szukaj sobie nowego miejsca. Nie daj się traktować jak popychadło. Jesteś klientką, płacisz, jeżeli komuś się wydaje, że może Tobą pomiatać, bo będziesz go całować po piętach, że łaskawie przyjął Cię na pensjonat i znosić wszystko jak pokorne ciele to udowodnij mu, że się myli.

Ja juz się wyleczyłam z wchodzenia komuś bez wazeliny, byleby mi nie pokazał wyjścia. I obecne doświadczenia sprawiają, że już nigdy nie będę się prosić o nic jak pies, bo to NIGDY NIE JEST TEGO WARTE.

Rzekłam 😉

donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
03 września 2020 13:15
Rumaki2 takie rzeczy to się mówi na osobności, zarządca może się zdenerwował bo to potencjalny klient był czy coś w ten deseń. Nie będę drążyć sytuacji bo nie wiem jak było ale bym się nie afiszowała z taką uwaga wobec (może) potencjalnego klienta wszem i wobec, jeśli już to po cichu - zwłaszcza jak masz dookoła kolko wzajemnej adoracji.
Dodatkowo jeśli nigdy nie było to wspomniane do zarządcy to tym bardziej.

Ja bym ogólnie nie tkwiła w stajni gdzie czuje się jak trędowata wiec tylko z tego powodu bym się stamtad zabrała. Po co się tam kisić w dziwnej atmosferze?
Jeśli on ma wy...ne na to czy ti jesteś czy nie to łaski bez i znajdź sobie coś lepszego. Tylko pewnie - jak widać po wpisach - na jakieś kompromisy trzeba będzie pójść

PS chyba nie tylko mnie wątek pensjonatów przekonuje ze chyba pójdę w kierunku przydomowej stajni, może i biedna ale własna. Szkoda ze w Polsce nie ma popularności freelancerstwa wśród stajennych/luzaków/berajtrów, gdzie mogłabym komuś po prostu zapłacić żeby pare raz w tygodniu mi pomóc. W UK sporo ludzi tak robi, wybierasz sobie freelancera na tyle porządnego na ile chcesz, dajesz mu listę rzeczy do zrobienia i albo on sam albo razem zajmujecie się końmi. I tacy ludzie sobie ustawiają klientów ze pracują w takich godzinach jakich im pasuje i za pieniądze jakie obu stronom pasują. Jak jakość usług nie pasuje to się szuka innego.
A z perspektywy freelancera masz dowolność co i jak, godziny, usługi, doboru u kogo lubisz pracować a jak ci się nie podoba to do widzenia i vice versa. Dobry freelancer szybko może sobie zrobić etatowe godziny bo słowo się niesie a tutaj jest problem ze znajdywaniem dobrej obsługi. Ogromny.
donkeyboy to może uściślę, że osoba trzecią była dziewczyna mojego brata, która zna się na koniach jak przysłowiowa "świnia na lataniu"  😁
Do naszej stajni nie ma dostępu dla osób z ulicy.

Myślę, że faktycznie muszę rozważyć zmianę stajni.
Moim zdaniem idealny pensjonat stworzy tylko człowiek, który ma biznes poza koński, dużo siana (kasy w sensie), a konie są tylko drogim hobby, na które go stać  😁

Taka osoba nie będzie skąpić na sianie itp. Przyjmie sobie parę osób na pensjo, żeby mieć towarzystwo i wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie.

Jak ktoś chce urobić na życie z koni (i pensjonatu) to ja tego nie widzę. Zawsze będzie żydzenie na każdym źdźble siana i słomy.


Ktoś kogo znam miał taki pensjonat. W pewnym momencie jej się ulało i wypowiedziała ten pensjonat klientom. Bo jak ktoś ma kasę i już do tego dokłada to:
- nie chce robić non stop napraw po koniach klientów
- nie chce całą noc walczyć z weterynarzem o konia klienta, do którego nie może się dodzwonić
- nie chce rozwiązywać niesnasek między klientami
- chce mieć po prostu swoje konie i święty spokój

Życzę Ci żebyś taki idealny pensjonat znalazła.
Ale ja nie mówię, że szukam takiego świętego Graala. Mówię tylko, że w moim odczuciu potencjał na idealny pensjonat wystąpiłby w owym przypadku.

Nie analizuję, że gdzieś ktoś taki pensjonat miał/znał i nie wypaliło, bo a. b. i c.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
03 września 2020 14:03
donkeyboy to może uściślę, że osoba trzecią była dziewczyna mojego brata, która zna się na koniach jak przysłowiowa "świnia na lataniu"  😁
Do naszej stajni nie ma dostępu dla osób z ulicy.

Myślę, że faktycznie muszę rozważyć zmianę stajni.


Okej rozumiem, ale wiesz jak to jest z plotkami. Jedna osoba z kółeczka usłyszy ze tak powiedziałaś, ta osoba nie wie kto to i pomyśli ze to ktoś jednak ze światka jeździeckiego (skoro mowisz o podłożu, to dość „końska” uwaga). I potem ta plotka się dotoczy do zarządcy w takiej bądź podkoloryzowanej wersji 😉 tym bardziej jak w tej wzajemnej adoracji nie tkwisz, to jesteś z automatu wrogiem. Ogólnie strasznie przedszkolne zachowanie dorosłych ludzi, którego chyba każdy z nas unika a i tak wielu z nas dopada w wielu sferach życia

Meise teoria to jedno a praktyka drugie 😉 każdy z nas ma jakieś doświadczenia, ja bym się generalnie nie zgodziła bo miałam do czynienia z wieloma koniarzami czerpiących kasę z czegoś innego (głównie kieszenie obrzydliwie bogatych mężów) i niestety o ile brzmi ta teoria logicznie i pare lat temu bym krzyknęła „tak!”, tak w praniu już wyszło inaczej. Ludzie są różni. Może ja spotkałam tylko takie przykłady gdzie ta teoria się nie sprawdza, kto wie.
Meise, potencjał tak, ale jak ktoś ma kasę na coś i nie traktuje tego jako biznes to zwykle chce mieć święty spokój a nie robić dobrze wszystkim naokoło. Po prostu pragmatycznie Ci zwracam na to uwagę.

Tak sobie tylko śnię na jawie  😉

Ja mam konia od listopada, za chwilę będziemy już w trzeciej stajni. Mówią, że do trzech razy sztuka  😁
vissenna   Turecki niewolnik
03 września 2020 14:13
Szkoda ze w Polsce nie ma popularności freelancerstwa wśród stajennych/luzaków/berajtrów, gdzie mogłabym komuś po prostu zapłacić żeby pare raz w tygodniu mi pomóc. W UK sporo ludzi tak robi, wybierasz sobie freelancera na tyle porządnego na ile chcesz, dajesz mu listę rzeczy do zrobienia i albo on sam albo razem zajmujecie się końmi. I tacy ludzie sobie ustawiają klientów ze pracują w takich godzinach jakich im pasuje i za pieniądze jakie obu stronom pasują. Jak jakość usług nie pasuje to się szuka innego.
A z perspektywy freelancera masz dowolność co i jak, godziny, usługi, doboru u kogo lubisz pracować a jak ci się nie podoba to do widzenia i vice versa. Dobry freelancer szybko może sobie zrobić etatowe godziny bo słowo się niesie a tutaj jest problem ze znajdywaniem dobrej obsługi. Ogromny.


Ja tak pracowałam przez jakiś czas łącząc pracę normalną z freelancem. W weekendy zawody, w tygodniu obskakiwałam 2 różne stajnie.
Ludzie wiecznie wykłócali się o stawki, nie ogarniali, że muszę wliczać koszt dojazdu, z dnia na dzień zmieniali plany, więc o grafiku mowy nie było.
Miałam nawet problem z jednym właścicielem stajni, że jako "osoba postronna" mam klucze i przecież właściciel konia mógłby zapłacić jej (robiła też za trenerkę) a nie obcej osobie. W PL nie ma rynku dojrzałego na takie usługi.
Moooże miałoby to sens w dużych stajniach, gdzie na miejscu pracuje jeden freelancer...
Meise, mam konie 28 lat. W pierwszym pensjonacie mój koń stał w stanowisku na kantarze bo nie było innej możliwości. Na szczęście tylko przez rok. Zawsze trzymam konia w najlepszym miejscu z tych co są blisko mojego domu, więc jak się przeprowadzałam na drugą stronę miasta to koń też się przeprowadzał.

Po prostu każdy ma jakieś priorytety. Uważam tylko, że trzeba na to wszytko trzeźwo patrzeć. Tam, gdzie stoję świadomie na niektóre rzeczy nie zwracam uwagi bo wiem, że ich nie zmienię. Ważne, że są ludzie, którym mogę powierzyć konia na miesiąc i jechać załatwiać interesy jak potrzebuję. Że jak dzwonię, że mnie nie będzie nagle to koń zostanie ruszony. Jasne, że nie jest to za darmo - ale dla mnie to jest potwornie ważne. Ważniejsze niż hektary pastwisk.
No ja teraz będę dojeżdżać prawie 40 km do konia w jedną stronę i też rodzina i znajomi na mnie wsiedli, czy ja na łeb upadłam i tyle stajni wkoło, a ja chcę tyle dymać.
Jak mój koń ma mieć takie warunki jakie tam są - no problemo.

Racja, ludzie lubią jazdę konną a nie konie. Teraz mnie olśniło. Pewnie dlatego nie przeszkadza im jazda na chudym/kulawym/chorym koniu, który ma za soba 5h w szkółce.




Problem zaczyna sie, jak wchodzimy w szara strefe 🙂

Raczej kazdy, kto lubi konie (nawet niekoniecznie kocha) zgodzi sie, ze twoj przyklad z powyzszego cytatu to skrajne zaniedbanie i okrucienstwo.

Kazdy zgodzi sie, ze hektary pastwisk, a do tego tip-top infrastruktura i profi opieka 24/7 to wystarczajaca troska o dobrostan konia.

A teraz wracajac na ziemie - czy bardziej etycznie jest jezdzic na koniu, ktory stoi calymi dniami na dworze, ale musi pracowac na ciasnym, blotnistym placu, czy moze lepiej miec konia wychodzacego na 4h, ktory ma do dyspozycji plac z idealnym podlozem? Czy fair jest zmieniac stajnie co kilka miesiecy, narazajac konia na stres przeprowadzek, czy moze kon wolalby stabilnosc, nawet jesli wyjdzie na krocej czy ma gorzej posprzatany boks? Nie chce nikogo atakowac btw :kwiatek: sama sie coraz czesciej zastanawiam, jak z tym etycznym posiadaniem konia jest 🤔
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
03 września 2020 14:43
[quote author=donkeyboy link=topic=885.msg2943869#msg2943869 date=1599135317]
Szkoda ze w Polsce nie ma popularności freelancerstwa wśród stajennych/luzaków/berajtrów, gdzie mogłabym komuś po prostu zapłacić żeby pare raz w tygodniu mi pomóc. W UK sporo ludzi tak robi, wybierasz sobie freelancera na tyle porządnego na ile chcesz, dajesz mu listę rzeczy do zrobienia i albo on sam albo razem zajmujecie się końmi. I tacy ludzie sobie ustawiają klientów ze pracują w takich godzinach jakich im pasuje i za pieniądze jakie obu stronom pasują. Jak jakość usług nie pasuje to się szuka innego.
A z perspektywy freelancera masz dowolność co i jak, godziny, usługi, doboru u kogo lubisz pracować a jak ci się nie podoba to do widzenia i vice versa. Dobry freelancer szybko może sobie zrobić etatowe godziny bo słowo się niesie a tutaj jest problem ze znajdywaniem dobrej obsługi. Ogromny.


Ja tak pracowałam przez jakiś czas łącząc pracę normalną z freelancem. W weekendy zawody, w tygodniu obskakiwałam 2 różne stajnie.
Ludzie wiecznie wykłócali się o stawki, nie ogarniali, że muszę wliczać koszt dojazdu, z dnia na dzień zmieniali plany, więc o grafiku mowy nie było.
Miałam nawet problem z jednym właścicielem stajni, że jako "osoba postronna" mam klucze i przecież właściciel konia mógłby zapłacić jej (robiła też za trenerkę) a nie obcej osobie. W PL nie ma rynku dojrzałego na takie usługi.
Moooże miałoby to sens w dużych stajniach, gdzie na miejscu pracuje jeden freelancer...
[/quote]

Tez pracowałam jako freelancer i ogólnie nie miałam takich problemow poza pojedynczymi przypadkami. Zawsze był okres rozliczeniowy, zazwyczaj po tygodniu/miesiacu wystawiłam rachunek gdzie wszystko było wyszczególnione łącznie z data zapłaty. Jak nie to leciało do small claims court, ale rzadko do tego trzeba było się uciekać.
Moi klienci to były głównie stajnie max średniej wielkości, którym brakowało rąk do pracy, ot chociażby czasem było 7 koni do pojechanie w teren na minimum godzinę i w zasadzie 3h siedziało się w siodle. Czasami nawet specjalnie tylko na to przyjeżdżałam. Znam i takie stajnie gdzie obsługa to tylko freelancerzy, i nie dlatego ze właściciel tak wymusił (to jest nielegalne) tylko dlatego ze zna kilku którzy robią robotę dobrze.

IMHO w Polsce rynku może nie być z jednego głównego powodu - nie oferuje się czegoś jak stajnie DIY, gdzie ma się wynajęty boks i padok i w gestii właściciela jest się koniem zająć. Freelancer najęty przez pensjonariusza DIY ma takie samo prawo być na terenie stajni jak właściciel bo ten go podnajął.
Niektóre stajnie DIY robią problemy o których wspomniałaś, głównie dlatego ze sami oferują dodatkowe usługi za opłatą, ale to tylko niektóre. To trochę jakby ktoś mi zwracał uwagę ze golę mojego konia sama albo wynajęłam koleżankę a przecież stajnia ma takie usługi na stajnie - o ile nie ma żadnej klauzuli w umowie to mogą mnie cmoknąć w zad
kokosnuss, są tacy, dla których jeżdżenie na koniu w ogóle jest nieetyczne  🤣

Czyli stoi 40 km dojazdu codziennie, żeby go pocałować w chrapki  😀
Moon   #kulistyzajebisty
03 września 2020 14:47
kokosnuss, ale dla każdego ta etyka wygląda inaczej. Kto co lubi, zależnie od prioretetow. Tak jak Dance Girl napisała 😉
Dance Girl, tych tez juz spotkalam 😀 i mam ich zdanie gleboko w dupie szczerze mowiac.
vissenna   Turecki niewolnik
03 września 2020 14:49
Dance Girl. To jeszcze zależy czy te 40 km to prosta droga za miastem czy przeprawa na drugą stronę dużego miasta 😉
Gillian   four letter word
03 września 2020 15:14
Ja mam do konia 50km w jedną stronę. I skończyło się odwiedzanie codziennie. Najpierw stał 2km ode mnie, potem 10, potem 15. A teraz 50. I cholerix, nie było mnie już 3 dni a leżę sobie wyluzowana z laptopem w łóżku i wiecie co, no nic się nie martwię. Dobra stajnia, zaufani ludzie i spokój na głowie warte są odległości. Przerobiłam z tym moim futrem naprawdę dużo pensjonatów, jestem miłym klientem który robi dużo przy sobie sam (uwielbiam wywalać gnój na przykład). Najdłużej stałam w jednej stajni 6 lat, najkrócej 3 dni 😀 mam w głowie przekrój tych stajni, niestety nie widziałam jeszcze ideału. Ta w której stoję teraz jest dość wysoko na liście, bo jest stworzona przez kogoś, kto też kupę lat się użerał z hotelami i miał dość więc wie czego ludziom najbardziej brak. Ale czy to ideał? Nie 🙂 ideałów nie ma. Już mnie to nawet nie wkurza... 🙂 odliczam dni do konia w swojej stajni ale tam też nie będzie idealnie 🙂
Ja juz mam taki metlik w glowie, ze sama nie wiem co i jak z tym moim kucem 🤔 🙁

Jak ktos chce pomoc na PW to chetnie :kwiatek:

A, do tego kuc jest ciulowy w robieniu dobrego wrazenia, bo potrafi miec takie odpaly, ze wszyscy w stajni sie go boja 🤣 99% czasu jest pieknie fajnie, a potem ida styki i jest wesolo. Postawiona kolo walacha literalnie rozpier.... sciany boksow, ten kaliber.
Pensjonaty to temat rzeka. Sama jakiś czas temu ostatecznie uznałam, że mam dość "kompromisów" i skończyło się postawieniem konia w stajni do której miałam 50 km. Koń miał super, warunki do treningu też super, ale moja praca zawodowa i tryb życia w połączeniu z tą odległością w zasadzie "zabiły" moje jeździectwo. No, ale i tak nie brałam w zasadzie pod uwagę przenoszenia konia bliżej żeby jednak regularnie trenować, przynajmniej póki nie powstanie w okolicy stajnia do której mogłabym z czystym sumieniem wstawić konia.
kokosnuss, - możesz do mnie :kwiatek:

Ja nie uważam, żeby rozwalanie ścian było tylko winą konia. Są różne konie, nie każdemu pasuje każde towarzystwo za ścianą i tak, to też trzeba brać pod uwagę. I tak te konie ustawić, żeby czuły się w miarę możliwości dobrze. I też bez przesady, jak sobie w pierwszy dzień kwiknie czy podskoczy, to koń, nie drewniany bujak bez emocji.
Jak ktoś się boi koni, to niech się za nie zawodowo nie bierze. Sorry, ryzyko wkalkulowane w zawód.

I uważam, że jak chce na koniu pracować, to dobre podłoże i dobre warunki treningu należą się nam obojgu, jemu też. Nie mogę wymagać dobrych skoków/kłusów pośrednich na dziurawej łące czy ciasnym, błotnistym placyku. One nigdy nie będą tak dobre, jak na równym, elastycznym podłożu, nie mówiąc o dużo większej szansie na kontuzje, która często-gęsto kończy się karcerem, lekami i innymi zdecydowanie nie fajnymi dla konia rzeczami.
Średnio też sobie wyobrażam regularną pracę bez hali w naszym klimacie, to, że ostatnie 3 lata zimy nie było, to nie znaczy, że nigdy nie nadejdzie. Jak plac zatonie (a tonął w ulewy nawet super-duper przepływowy plac na górce Drzo), jak zetnie mrozem, jak dowali śniegiem, jak będzie siąpić x dni to rzetelnie trenować na dworze się nie da. Niech będzie ta hala mała, namiotowa, sam dach i banda, cokolwiek, ale całkiem bez to jednak hardcore albo wliczona przerwa na roztrenowanie. Ja jestem gówniarz, a pamiętam zimę, gdzie przez 2 miesiące było po -30 i zarąbało śniegiem po pas, wodę targaliśmy dla koni z przerębla, bo wysiadła rura doprowadzająca ją do stajni, a każdy koń miał dwa/trzy wiadra rotacyjnie odmrażane. Pamiętam jesień, gdzie tak lało ciągiem, że błoto na placu było po nadgarstki i nikt o zdrowych zmysłach tam nie jeździł. W Lubuskim, żadne góry, czy inne dzikie ostępy.
I tak, chce mieć na stajni kibel, miejsce na czajnik i wysuszenie rzeczy. I byłabym super happy mając kanciape, czy takie luksusy jak fajny socjal lub prysznic i nie wiem, nie wstydzę się tego przyznać 😉
kokosnuss, nie wiem czy pomogę, ale możesz pisać, sama mam konia idiotę :P
Ja mam do konia teraz 110 km, ale jeżdżę teraz tylko na zawody, a jak nie ma zawodów to od piątku do niedzieli. O konia się nie martwię, bo mam go w prywatnej stajni trenera. Jest regularnie profesjonalnie jeżdżony, zadbany, nakarmiony itp.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
03 września 2020 20:52
Kokosnuss pisz do mnie może coś pomogę
kokosnuss, posiadam jedną walnietą na głowę kobyłę która atakowała konie nawet na placu. Pisz jakby co.
A mnie wkurzają "weterynarze" za wszelką cenę wykorzystujący nieświadomość i przywiązanie ludzi do koni. Prawie 2 tysiące złotych, 3 miesiące stania w boksie, koń z naderwanym przyczepem mm międzykostnego z kawałkiem okostnej. Po konsultacji z innymi lekarzami okazało się, że zerwany nigdy nie był. Jak ktoś tak perfidnie nastawiony na pieniądze i mający w dupie dobro konia może nazywać się lekarzem weterynarii... 😵
warta2009, łączę się z Tobą w bólu. Za kwote pozostawioną przeze mnie w pewnej znanej klinice na zachodzie Polski można kupić porządnego konia do rekreacji. Nie muszę dodawać, że koniowi było nie to na co leczyli i doskonale o tym wiedzieli. Skręca mnie jak widzę, że ktoś tu te klinikę poleca bo wiem, że zostałam nacięta.
warta2009 czy ewentualnie napisałabyś na priv kto leczył i u kogo konsultowałaś ? Pytam nie tylko z czystej ciekawości. Zastanawiam się nad konsultacją odnośnie własnego kopytnego, leczonego na uraz międzykostnego.
A mnie wkurzają "weterynarze" za wszelką cenę wykorzystujący nieświadomość i przywiązanie ludzi do koni. Prawie 2 tysiące złotych, 3 miesiące stania w boksie, koń z naderwanym przyczepem mm międzykostnego z kawałkiem okostnej. Po konsultacji z innymi lekarzami okazało się, że zerwany nigdy nie był. Jak ktoś tak perfidnie nastawiony na pieniądze i mający w dupie dobro konia może nazywać się lekarzem weterynarii... 😵


Ale to masz jakiś "grubszy wałek" bo to, o czym piszesz jak wół na zapisie z USG powinno być.
Wszystkie fuckupy mojego konia mam zarchiwizowane, choćby po to aby porównywać stan w trakcie leczenia ze stanem pierwotnym.
Więc imho powinnaś zażądać na maila fotek z usg. Jak przy TUV jak się robi rozszerzony o USG ścięgien. Dziurę, którą wypatrzono plus coś z okostną to już widać i to nie jest wtedy interpretacja "gęstego cienia mgły".
„Ostry cień mgły”  😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się