Koniec z jeździectwem?

pati12318, Zazdro 😀
Eee no, tak to można  🤣 ja mam dokładnie taki obraz jak Perlica, bo też do stajni pół godziny. Dlatego dla mnie to będzie dużo jak utrzymam jeżdżenie te 2x w tyg jak planuję. Choć w sumie hamują mnie też możliwości finansowe. Może gdyby nie to to poszłabym w ślady anai  😀
Hej !
Od mniej więcej początku roku jeździectwo nie sprawia mi przyjemności. Myślałam, że to może wina szkółki, więc postanowiłam ją zmienić, było o lepiej ale niedawno wszystko wróciło. Wsiadam na koński grzbiet bo musze. bo mam umówioną jazdę i patrzę ciągle na zegarek kiedy będę mogła zsiąść. Nie czuję "tego czegoś". Postanowiłam zrobić sobie przerwę i zobaczyć co będzie. Myślicie że to dobry pomysł ?
Uwielbiam spędzać czas w stajni, kocham konie i pracę z nimi. Wszystko to sprawia mi ogromną przyjemność.
Od pewnego czasu zastanawiam się nad kupnem mini szetlanda jako przyjaciela i kucyka przy którym najmłodsi nauczyliby się obcowania z końmi. A przede wszystkim nie trzeba na nim jeździć. Jeżeli są wśród Was właściciele mini shetty proszę podzielcie się ze mną swoim doświadczeniem. Zachęcam aby każdy kto będzie chciał podzielić się ze mną swoimi opiniami niech to zrobi uśmiech
vissenna   Turecki niewolnik
25 września 2020 12:29

Od pewnego czasu zastanawiam się nad kupnem mini szetlanda jako przyjaciela i kucyka przy którym najmłodsi nauczyliby się obcowania z końmi. A przede wszystkim nie trzeba na nim jeździć. Jeżeli są wśród Was właściciele mini shetty proszę podzielcie się ze mną swoim doświadczeniem. Zachęcam aby każdy kto będzie chciał podzielić się ze mną swoimi opiniami niech to zrobi uśmiech


Ale dlaczego shetty miał by nie pracować pod siodłem?
Takiego konia nie należy traktować inaczej niż inne konie. Im też praca pod siodłem może sprawiać przyjemność i na pewno robi dobrze na głowę.
Kubuś to idealny nauczyciel dla najmłodszych:


vissenna, mniemam, że autorka postu za duża na takiego, więc nie musiałaby wsiadać.

Perlica , tak dokładnie, o to chodzi. Mógłby jak najbardziej służyć dzieciakom. Nawet zastanawiałam się nad powożeniem 😀
Ale dlaczego shetty miał by nie pracować pod siodłem?
Takiego konia nie należy traktować inaczej niż inne konie. Im też praca pod siodłem może sprawiać przyjemność i na pewno robi dobrze na głowę.
Kubuś to idealny nauczyciel dla najmłodszych


Chodziło mi tutaj o jazdę pode mną.
Myślę że nadawałby się również do powożenia  😉 

Proszę o przeczytanie REGULAMINU po raz kolejny.  :emot4:
Nie piszemy posta pod postem! Jest opcja edycji posta i można tam dopisać odniesienie do innej osoby!
Viss
Ponawiam swoje pytanie i prośbę.  😉
Nie odczuwam przyjemności z jazdy konnej, co myślicie czy to dobry pomysł robić sobie przerwę a może zrezygnować całkowicie ? Wsiadając spoglądam ciągle na zegarek, spinam się i z jazdy na jazdę jest coraz gorzej.
Równocześnie nie chcę tracić kontaktu z tymi wspaniałymi zwierzętami, bo uwielbiam z nimi pracować, czyścić a nawet sprzątać stajnie.
Angela1208 wiem o czym mówisz. Napiszę Ci z punktu widzenia kompletnego rekreanta, właścicielki dwóch koni i szetlanda, na pewno dla osób zajmujących się końmi zawodowo czy aktywnych zawodników to głupoty, ale punkt siedzenia zmienia punkt widzenia. Przerwa to nie głupi pomysł, czas na wrzucenie na luz. Nie wymaga zerwania kontaktu z końmi o ile masz taką możliwość bywać w stajni a nie jeździć, bez nastawienia że powinnaś, że dziś nie wsiądziesz, może jutro... po prostu luz, nie musisz i już, aż Ci się zachce. Jazdy szkółkowe generalnie bywają zniechęcające, zależy od budżetu ale najlepiej weź lekcje indywidualne, takie " mające coś na celu", skoki, ujeżdżenie... Skupienie na celu eliminuje uczucie wsiadania tylko po to żeby jakoś przeżyć do końca jazdy na wyszkolonym w straszeniu jeźdźca szkółkowcu. Żeby jeździć na luzie trzeba jeździć dobrze, a to nic innego jak dupogodziny pod okiem dobrego szkoleniowca. Luz, dystans i uśmiech, nawt jak pajac pod tobą wali barany, no nie zawsze się da, ale na zabijaki nie musisz wsiadać, nie płacą Ci za to! Niemniej większość z tych potworków to dobra szkoła jazdy, barany i ponoszenia nie grożą tylko na rowerze. Czasem trzeba się zdystansować, zrobić przerwę, przemyśleć co się od jazd chce, a potem do DOBREGO instruktora, nie sobie pojeździć tylko czegoś się nauczyć. Nie znaczy to że musisz bawić się w sport, znów luz, nic nie musisz, to nie twój zawód, ale umiejętności to podstawa bezpieczeństwa i radości z jazdy, również a może przede wszystkim, tej rekreacyjnej, a umiejętności  nabywa się z siodła. To też kwestia towarzystwa, wśród ludzi którzy umieją zarazić spokojnym i pewnym podejściem uczy się szyciej, też tego że koń, to koń, spłoszenie czy bryk, to część egzystencji z nimi i nie muszą Cię wcale stawiać w stan alarmowy na cały dzień. Brykną, to se bryknął, spłoszył się, już mu przeszło, zresztą koń pod wyluzowanym jeźdźcem też luzuje. Odpocznij, kup jazdy indywidualne, wsiądź i pomyśl jak pojechać parkur a nie czy zginiesz, zobaczysz jak będzie. Na mnie to działa, do tej pory po latach jak wpadam w niechęć, bo koń się nie podstawia, bo przejścia nie wychodzą, bo się nie zgina, bo sztywny jak kłoda a pomoce ma w ogonie, bo on czuje że się wkurzam, to daje mi w palnik, że nie wiem gdzie niebo gdzie ziemia, to zsiadam , ide ustawić małe przeszkody, biore wdech, uśmiecham się na siłe i mówię do gościa: idziemy się bawić. I co, mam giętkiego, chętnego, błyskawicznie reagującego konia w pomocach, dosłownie tak ucieszonego, że się uśmiecha. Ten sam koń, ja ta sama, 5 min, zmiana nastawienia i dzieje się magia. Ja mam taki sposób , na siebie, podkreślam, nie na konia, to w mojej głowie działa, koń to tylko odbiornik. Szetlanda kupisz później, jak będziesz pewna że nic z tego, a bez kopytnego żyć się nie da...
Hej !
Od mniej więcej początku roku jeździectwo nie sprawia mi przyjemności. Myślałam, że to może wina szkółki, więc postanowiłam ją zmienić, było o lepiej ale niedawno wszystko wróciło. Wsiadam na koński grzbiet bo musze. bo mam umówioną jazdę i patrzę ciągle na zegarek kiedy będę mogła zsiąść. Nie czuję "tego czegoś". Postanowiłam zrobić sobie przerwę i zobaczyć co będzie. Myślicie że to dobry pomysł ?
Uwielbiam spędzać czas w stajni, kocham konie i pracę z nimi. Wszystko to sprawia mi ogromną przyjemność.
Od pewnego czasu zastanawiam się nad kupnem mini szetlanda jako przyjaciela i kucyka przy którym najmłodsi nauczyliby się obcowania z końmi. A przede wszystkim nie trzeba na nim jeździć. Jeżeli są wśród Was właściciele mini shetty proszę podzielcie się ze mną swoim doświadczeniem. Zachęcam aby każdy kto będzie chciał podzielić się ze mną swoimi opiniami niech to zrobi uśmiech


Przyznam szczerze, że w ogóle nie rozumiem tych rozterek. Jeśli jazda konna nie sprawia przyjemności, to nie jeżdzić, bo po co? (Chyba że taką karę sobie wymyśliłaś i to ma by pokuta za coś  😉  ). Czy to będzie przerwa czy na zawsze – przekonasz się z czasem, przecież żadnego cyrografu nie podpiszesz, że już nigdy więcej. Jeśli sam kontakt z końmi sprawia przyjemność i lubisz spędzać czas w stajni, to naturalnie warto chodzić do stajni, bo dlaczego nie? Jeśli zależy ci na tym, żeby najmłodsi nauczyli się obcowania z końmi i znasz takich najmłodszych, a w dodatku to ma sprawić ci przyjemność i chcesz mieć takiego przyjaciela, a finanse na to pozwalają, to kupuj szetlanda.   

Sorry, ale to jakiś sztucznie wykreowany problem.
Też totalnie nie rozumiem rozterek Angeli, jest tyle rzeczy które można robić z końmi/przy koniach. Przecież nie każdy musi jeździć, po co to robić skoro nie sprawia przyjemności 🙄
Dziękuje Wam za odpowiedzi  😀
KaskaD30 Tobie szczególnie za tak wyczerpująca odpowiedź. Mam możliwość pracy w stajni, a także z końmi np. lonżowanie, prowadzenie oprowadzanek. Bardzo często miałam jazdy indywidualne a trenerka nigdy nie kazała robić czegoś na siłę. Jest bardzo wyrozumiała wobec swoich podopiecznych  🙂
Zrobię przerwę, wyluzuje i wrócę. Jeżeli to nie pomoże wtedy pomyślę o zakupie szetlanda.
busch   Mad god's blessing.
09 listopada 2020 20:31
Przyszłam się zameldować - to już siódmy rok bez jazdy konnej, nadal w sercu tylko zimna niechęć w miejscu gdzie kiedyś była pasja 😀
Dlaczego aż zimna niechęć? I jak to możliwe, że nadal? Co Cię tak bardzo zraziło?
ms_konik   Две вечности сошлись в один короткий день...
09 listopada 2020 21:15
No właśnie, busch, jak to się stało?
Pamiętam, że miałaś sporo radochy z dzierżawionego konia, takiego ciemnego,
jakoś na C on miał...
Az rozgrzebalam swoje posty A.D. 2016 😂

Jak mialam lat 17 to sie zrazilam do koni na smierc i zarzekalam, ze never ever again i predzej sobie prawa reke odrabie, niz chocby spojrze na taczke z gnojem, ze o reszcie robot stajennych nie wspomne. I tak bardzo chcialam szalec odpicowana na miescie, i spac w weekendy dluzej niz do siodmej, i miec niekonskich znajomych i nie musiec nigdy wiecej zmywac z siebie smrodu stajni.

Jak mialam lat 21 to sie zarzekalam, ze pojezdzic godzinke w tygodniu to spoko, byleby  do tych taczek z gnojem nie musiec podchodzic. I najpierw wyspac, film obejrzec, a konie, no gdzies tam na szarym koncu. I tak bardzo chcialam byc dobrym doroslym, dobra pania domu, i miec codziennie cieply obiad, i uprasowane ciuchy, i uporzadkowane zycie i ladne sukienki i ponczochy z koronka, wprawdzie z kompletnie toksycznym czlowiekiem przy boku, ale oj tam oj tam, przeciez moglo by byc gorzej...

Mam 25 lat, kupilam sobie konia za pierwszych pare wyplat w doroslej pracy na etat. Mamy za soba niezly rollercoaster na starcie, ale tez mase wspanialych momentow, udanych terenow, treningow i zawodow i wierze, ze mozemy razem jeszcze duzo wiecej 🙂 zreszta kto czyta konskie, ten wie, ile mi moj kucyczek najmilszy daje radosci. Nie mam czasu na wypady na miasto, ani na udawanie pani domu, za to mam czas sie wspinac  😜 i - w koncu! - rozwijac jezdziecko  🏇 - i to obok pracy na etat. W koncu jest mi calkiem dobrze w zyciu tu, gdzie jestem.  Acz moze lepiej sie juz nic nie bede zarzekac 😉
Sorry za odbieganie od tematu, ale Ty masz 25 lat?????????

Sadząc po postach przesiąkniętych milionem doświadczeń zawodowych, życiowych i jeździeckich myślałam, że conajmniej 35  🤣 😁 😁 😁

Bez obrazy jak coś  😉
busch   Mad god's blessing.
09 listopada 2020 21:55
ms_konik, pan na C przyczynił się dosyć znacznie do efektu końcowego 😀. Chciałabym powiedzieć że był trudny, ale z perspektywy czasu myślę, że pewnie miał jakiś swój koński powód, dlaczego się tak namiętnie buntował i to ja dałam dupy że tego powodu nie poznałam. Pewnie byłby to problem z gatunku tych, na których rozwiązanie i tak nie byłoby mnie stać, więc to takie gdybanie do kwadratu.

Co dobrze podsumowuje moje myśli związane z tą zimną niechęcią. Robisz wszystko, co możesz, w ramach możliwości (więc niedostatecznie dużo), a na końcu wychodzi gó*** 🤣 🤣 🤣

Mówię to absolutnie bez podtekstów - życie bez śmierdziuchów jest lepsze, przynajmniej moje życie 🤣. By naprawdę coś robić w tym sporcie, musisz poświęcić ogromne ilości zasobów; pieniężnych, czasowych, emocjonalnych, poświęcać rozwój zawodowy, zdrowie lub więzi społeczne (doba ma 24 godziny niezależnie od naszych chęci). Co w zamian? Nie wiadomo. Może konikowi się nóżka popsuje i utrzymujesz bardzo drogiego pupila, a może się nie popsuje i w zamian ograniczy cię coś innego. Ogólnie spoko sport kiedy masz dużo czasu i pieniędzy, wtedy każdy problem się jakoś rozwiązuje 🤣 .

kokosnuss, ja już za sobą mam kilka dorosłych wypłat, myślę że posiadanie konia by mi się finansowo spięło, bycie dobrą panią domu też mnie nie kręci, a jednak... na myśl o kupieniu własnego konia oblewają mnie zimne poty. Pcha się na przód wyobraźni tyle czarnych scenariuszy związanych z faktem opierania chęci sportowych na żyjącym, chorowitym zwierzaku, że nie wiadomo, co wyartykułować pierwsze. Niby brak mi jeszcze roku do Twojego powrotu, jednak szanse są zerowe na zmianę w ciągu następnych 12 miesięcy  😁. Jak jeszcze miałam krótszy staż "pokońskiego życia", to trochę myślałam że zatęsknę, tak jak niemal wszyscy z tego wątku. Po 7 latach... szczerze w to wątpię. Czasami śni mi się powrót do stajni... zawsze są to nieprzyjemne sny.
Jeśli podchodzi się do jeździectwa w kategorii sportu i mamy apetyt na osiągnięcia sportowe, to faktycznie- masa kasy, czasu, poświęcenia, bez gwarancji wyniku.

Ja już kilka razy odstawiałam konia i rzucałam jazdę, bo najnormalniej w świecie mi się nie chciało. Czasami nie wsiadam przez wiele długich miesięcy. Po wielu latach posiadania konia, odechciewa mi się po prostu marznięcia w stajni, męczenia się bez hali. Mam wiele zajęć i przyjemności a na jazdę schodzi te 2,5 h z dojazdem. Wolę porobić co innego w tym czasie.

Najpierw miałam wewnętrzne wyrzuty że porzucam konia. Ale stwierdziłam że to totalnie bez sensu robić sobie wyrzuty.
Przepracowałam w głowie myślenie, że NIE MAM obowiązku jazdy. Koń ma stado, ma opiekę. Czasami załatwiałam mu dzierżawcę ( nie zarabiając na tym) żeby ktoś go przy okazji jazdy poczyścił, poniuniał, namarchewkował. I nauczyłam się nie robić sobie wyrzutów. Da się.
Za to po kilku miesiącach zawsze jednak wracam. Ale nic na siłę. Po prostu przyjadę czasem, spojrzę na tę kochaną mordę i zaczynam tęsknić za terenami we dwoje. Bo to jest dla mnie największa przyjemność z jazdy. Znikamy sobie i eksplorujemy nowe miejsca.
Zdaję sobie sprawę, że mam ten komfort, że: stać mnie go tak trzymać jako darmozjada i nie korzystać, koń jest grzeczny więc nie jest problemem wsiąść po kilku miesiącach i pojechać w teren. No i nie mam najmniejszych ciśnień na ambitniejszy rozwój jeździecki.
Jest ok. Teraz właśnie po miesiącach niejedżdzenia wróciłam se w siodło. Więc chyba dopóki mój koń będzie żył, to nie rzucę jeździectwa. Rzucę je, kiedy on zdechnie. Bo jazda na cudzym koniu, z którym nie mamy więzi, chyba zupełnie by mnie już teraz nie kręciła! Bo po co mam jeździć na jakimś obcym koniu i się z nim męczyć w terenie? Nie móc z nim "pogadać", nie móc na luzie zsiąść w terenie itd itp. E....tak to ja nie chcę jeździć.
Mam wrażenie, że konie po prostu trzeba lubić, tak o, jako zwierzaka samego w sobie :P Jak się patrzy na zwierzę tylko pod kątem wydatków i "nagród", no to tak jakbyśmy auto mieli 🤣
budyń, to chyba nie tak do końca, tzn. ja to inaczej rozumiem.
Bardzo lubię konie, ale lubię też rywalizację, zawody uzasadniają wydawanie kupy kasę na treningi choćby.

Nie jeździłam prawie rok, wróciłam w kwietniu tego roku, bo mój koń skończył trening u zawodnika.
Wróciłam na innych zasadach, czyli siadam 3 razy w tygodniu, 3 razy zawodnik, raz koń ma lonżę.
Nie wrócę już nigdy na pełen etat, bo odkryłam nie jeżdżąc, że świat się nie zawalił. Kupiłam psa,jeżdżę z nim na wystawy, coursingi, poznałam nowych ludzi ( od psów) itp.
Posiadanie konia dla przyjemności tylko jest dla mnie za drogie po prostu, bo jak policzyłam to mnie nie stać żeby mieć konia tylko do lasu, bo żeby płacić za to 4000 pln miesięcznie, to trzeba super bogatym.
Jasne gdybym nie musiała pracować i miała budżet to jeździłabym codziennie robiąc to na poważnie, ale niestety tak nie jest.
Muszę zapracować sama na każdą fuc.... granulkę paszy mojego konia.

[quote author=budyń link=topic=4156.msg2952189#msg2952189 date=1604991967]
Mam wrażenie, że konie po prostu trzeba lubić, tak o, jako zwierzaka samego w sobie :P Jak się patrzy na zwierzę tylko pod kątem wydatków i "nagród", no to tak jakbyśmy auto mieli 🤣
[/quote]

Chyba nie do końca. Oczywiście miałam zawsze mega ciśnienie na osiągnięcia sportowe, treningi i rozwój, ale lubiłam tez jechać do lasu i odpoczywać psychicznie po prostu. Jednak w dalszym ciągu taki koń to obowiązek co najmniej 6 dni w tygodniu, a jeśli nie wsiadłam to miałam wyrzuty sumienia. Zawsze w trudnych okresach w życiu miałam problem z załatwieniem kogoś, żeby chcoiaz polonzowal, bo wszyscy w stajni zabiegani... wiec mając konia do jazdy żyłam w takim turbo stresie. Albo wpadałam do stajni i robiłam wszystko ekstremalnie szybko byle żeby wsiąść, albo dzwoniłam po znajomych żeby ktoś pomógł... kompletnie bez sensu, nie o to w tym chodzi. Niestety mam świadomość ze czasy studiow się skończyły i nie jestem w stanie już wygospodarować odpowiedniej ilosci czasu żeby trenować.
rtk, dokładnie.
Mnie w jeździectwie dobija to, że ja się przejmuje czy na pewno wszystko jest ok z tym koniem. Im częściej jeżdżę tymbardziej się przejmuje, jak nie jeżdżę do stajni to w sumie widzę, że ten koń żyje nadal i ma się dobrze, a zawsze mi się zdawało że jak ja nie zrobię to na pewno będzie coś nie tak.
Nie wiem czemu mam tak odnośnie koni akurat.

Teraz koń u zawodnika jest traktowany przez niego jak jego własny, więc nie mam stresa.
budyń, coś w tym jest - jak samo przebywanie z koniem nie jest fajne to i nie będzie potem brakować. Ja pierwszego konia dzierżawiłam na spacery do lasu, potem przyszła chęć posiadania własnego i może jakiegoś rozwoju. Z obecnym koniem przyszła ogromna chęć nie tylko na treningi ale i na zawody.    Teraz, po kilku latach od zawodów brakuje mi czasem tego - atmosfery, rywalizacji itp. Ale to nie zmieniło za bardzo nic w podejściu do konia. Dalej chcę codziennie u niego być, nawet jakbyśmy mieli tylko w terenach tuptać. Nadal pobyt u niego resetuje mi na te 2-3 godziny złe myśli i odcina od problemów. Nadal mam zastrzyk endorfin po pobycie w stajni. I to nie jest tak, że nie znam innego świata, mam psy, trenuję z nimi, znam ludzi kompletnie spoza końskiego świata. Co więcej, czasem mam tak dość dnia, że się położę na łóżku prędzej niż pojadę do stajni ale to trwa dzień maks. Nie mam dzieci, pracuję u siebie to i czas jakoś między pracę, męża psy i konia dzielę.  Pewnie jakbym lubiła jazdę na motorze crossowym to bym  ładowała w motor a tak ładuję w konia. No już kij. Czasem pomarudzę, że patyczaki trzeba a nie konie mieć a potem i tak jadę się ucieszyć że Rudy Koń jest ciągle ze mną. Nie liczę tego, w sumie jakoś bardzo mnie nie interesuje - wydawałbym na każde hobby, nie ma znaczenia.

Następnego konia jednak już nie będzie. Nie sądzę, żeby jeszcze jakikolwiek koń był tak mocno częścią mojego życia jak ten a wtedy faktycznie kasa jaka wydaję na konia....no to już nie będą lekko wydawane pieniądze. A po co mi nerw na moje własne hobby.
busch   Mad god's blessing.
10 listopada 2020 09:23
[quote author=budyń link=topic=4156.msg2952189#msg2952189 date=1604991967]
Mam wrażenie, że konie po prostu trzeba lubić, tak o, jako zwierzaka samego w sobie :P Jak się patrzy na zwierzę tylko pod kątem wydatków i "nagród", no to tak jakbyśmy auto mieli 🤣


Chyba nie do końca. Oczywiście miałam zawsze mega ciśnienie na osiągnięcia sportowe, treningi i rozwój, ale lubiłam tez jechać do lasu i odpoczywać psychicznie po prostu. Jednak w dalszym ciągu taki koń to obowiązek co najmniej 6 dni w tygodniu, a jeśli nie wsiadłam to miałam wyrzuty sumienia. Zawsze w trudnych okresach w życiu miałam problem z załatwieniem kogoś, żeby chcoiaz polonzowal, bo wszyscy w stajni zabiegani... wiec mając konia do jazdy żyłam w takim turbo stresie. Albo wpadałam do stajni i robiłam wszystko ekstremalnie szybko byle żeby wsiąść, albo dzwoniłam po znajomych żeby ktoś pomógł... kompletnie bez sensu, nie o to w tym chodzi. Niestety mam świadomość ze czasy studiow się skończyły i nie jestem w stanie już wygospodarować odpowiedniej ilosci czasu żeby trenować.
[/quote]

To jest celna refleksja, chociaż pewnie nasze warunki jazdy były zupełnie inne. Prawda jest taka że przez większość swojej "kariery" jeździeckiej jeździłam w ramach takich czy innych układów z właścicielami koni, bo samej mnie nie było stać na posiadanie zwierzaka. Więc w moim przypadku presja wewnętrzna była podwójna (poza tą opisaną przez Ciebie dodatkowo konik nie jest obiecany na zawsze i w każdej chwili właścicielowi może się odwidzieć, więc trzeba dawać z siebie wszystko), plus rzeczywista presja zewnętrzna od tych właścicieli.

Zastanawiam się, czy w innych warunkach pozostałaby we mnie pasja z samego obcowania z końmi, ale trudno powiedzieć, brakuje Busch kontrolnej która miałaby inne warunki do jazdy konnej 🤣
perlica 4 tysiące? No...jak na utrzymywanie konia do lasu, to faktycznie kosmos.
Ja mam stajnię za 600 zł. Z paszą + dodatki mieszczę się w tysiącu. Cieszę się że tylko tyle, bo dziad ma u mnie dożywocie. Zasłużył sobie.
No dobra, ale wy też piszecie z perspektywy osoby z ambicjami sportowymi, a co za tym idzie z treningiem, stajnią za tysiące zł itd itd. Można i mieć konia dla przyjemności i mieć parcie na sport, ale na to trzeba kasy i czasu. A można to też rozdzielić, no i jak ktoś kasy nie ma, a konie są dla niego "meh", no to odpada i sayonara. A jak ktoś jednak lubi, to sobie trzyma konia bez hali, bez specjalnych pasz (jeśli się da ofc) i ma frajdę, że z koniem spędzi chwilę czyszcząc, bo np. leje deszcz akurat. Takie mniejsze stajnie, mniej szportowe, to zwykle też ludzie "normalniejsi" że tak napiszę, tzn. zawsze znajdzie się ktoś, kto tego konia wylonżuje czy ogarnie. Albo ja mam po prostu same dobre doświadczenia :P
epk, no właśnie zdaje mi się, że nie każdy to rozumie, widząc odzew 🤣 To takie podejście "lubię konie, ALE". To "ale" będzie zawsze, ale trzeba sobie odpowiedzieć na ile ono jest ważne :P

Oczywiście ja nikogo nie piętnuję, każdy ma inne podejście i póki ono jest fair wobec zwierza, to nic nikomu do tego. Nie mamy po 13 lat, żeby sobie dupy obrabiać, że "jakaś durna jest i już nie lubi koni, czaisz?????" 😂
budyń, ja to w ogóle uważam, że fajniej by było mieć takie podejście jak Perlica,  - nie ma sportu to na cholerę mi koń 😉. Jeździłabym po świecie, czego mi w sumie brakuje ale ciągle nie tak mocno, żeby było ważniejsze od konia. Ja tam twierdzę, że płacę nie za konia a za moje potrzeby kontaktu z nim (niekoniecznie jazdy). Ale też jestem przekonana, że to dotyczy raczej tylko tego konkretnego konia.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 listopada 2020 09:45
budyń, ma racje i nie ma co tego waloryzować, że jedno podwajanie jest lepsze, a drugie gorsze. Jedni lubią jezdziectwo tylko jako sport, inni chodza tylko na spacerki w ręku o futrują marchewkami, jeszcze inni oddają swoje konie w trening i zachwyca ich jak koń progresuje z innymi, a kolejni są mieszaniną wszystkiego.

Wszystko jest ok, póki zwierzętom nie dzieje się krzywda.

Ja chodzę cudze konie myć, lonzowac i wyrzucać kupy. Za darmo i z własnej inicjatywy. Bo lubię.
tunrida, to jest bez zawodów. Policzyłam uczciwie po prostu:
1) dojazd do stajni : ok. 1000 pln na benzynę bo mam 100 km ( ale to jedyne miejsce gdzie o konia się martwić nie muszę)
2) pensjonat z treningiem
3) pasza miesiećznie z sieczką plus suple ( 1000 pln)
Do tego nie liczę : 2 x w roku kuracji przypominającej wrzodowej a wiadomo jakie to koszty, kowala, sprzętu, weta ,szczepień , odrobaczeń, zawodów .
U nas nie ma takich cen ( 600 pln za pensjonat), jeśli przyjąć sobie, że trzymam konia pod domem ( bo teraz mam stajnię 2 minuty od domu, co prawda nie ma miejsca na wyjazd w teren, jest tylko plac) :
1) stajnia 1000 plm
2) pasza 1000 pln.
Odpada dojazd i treningi,no to dalej jest 2000 pln bez kucia, weta, wrzodów itp.

W takim razie wolałabym mieć drugiego psa, co nie zmienia faktu, że lubię mojego konia, bo i tak nikt inny nie lubi  😂

Edit: ja lubię nawet boks poprawiać, szykować żarcie itp. Sprawia mi to przyjemność wielką, ale z drugiej strony się w tym zapętlam , bo np. na 3 dniowych zawodach latam jak jakiś głupek z kupozbieraczką i wszyscy się w głowę stukają, że ciągle coś robię  😵
Jakby nie musiała pracować i miała budżet to :
- miałabym 4 lub 2 konie do startów
- na ściółce lnianej (sama bym sobie boksy robiła)
- w stajni bym była od 10 do 18 prócz jednego dnia  😎
Takie moje marzenie, oczywiście nierealne, ale można sobie je mieć  😂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się