Koniec z jeździectwem?

Swojego konia mam od czterech lat. Kupiłam po latach jeżdżenia w szkółkach. Głupio mi już było starej babie przed 40 z dzieciakami jeździć  😡
O swoim koniu nie myślałam dopóki nie spotkałam tego wymarzonego, wiedziałam że ten i żaden inny. Też jak wiele osób myślałam " pensjonat + jakieś witaminki + kowal spokojnie dam radę.
Już po trzech miesiącach okazało się że d...pa  👿
Konik zakulał i dopiero trzeci wet, który przyjechał z RTG i USG postawił diagnozę. Dwaj wcześniejsi badali na oko, jedną z diagnoz było złamanie kości rysikowej, całe szczęście ta diagnoza była błędna.
Wtedy okazało jakie to drogie hobby, i przede wszystkim ile nerwów kosztuje.
Na początku miałam silne parcie żeby trenować, kupiłam czterolatka po torach (arab) i miałam poczucie, że muszę zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby konika nie popsuć  😉 Inwestowałam w treningi,  fizjo, i międzyczasie przekonałam się jak trudno dopasować siodło na araba  😵 miałam chyba 7  👿
Jak konik przestał skręcać w lewo, trzeba było też zainwestować w osteopatę  😁
Miałam dwa razy takie momenty że prawie sprzedałam konia. Stwierdziłam, że już mam dość, za stara jestem. Mój mąż też mi nie ułatwiał życia w tym temacie.
Za pierwszym razem udało mi się znaleźć współdzierżawczynię która rewelacyjne jeździła i szczerze mówiąc to ja powinnam jej płacić za to, że jeździła na moim koniu 🙇
Za drugim razem koń już był prawie sprzedany, kiedy do mnie dotarło, że nie muszę się spinać  😉 W ciągu 4 lat udało mi się nie popsuć konia, a nawet więcej  - mam cudownego przyjaciela, który cieszy się na mój widok. Mogę spokojnie wsiąść nawet po kilkutygodniowej przerwie, konio nie ma żadnych głupich pomysłów, możemy spokojnie sami wybrać się na spacer do lasu  🙂
Z mężem też doszłam do porozumienia - po prostu nie rozmawiamy o koniu, koń jest wyłącznie moją sprawą i całkowicie na moim utrzymaniu. Trochę ciężko jest muszę przyznać jak nie ma się kogoś kto pomoże, nawet przytrzyma zwierza czy coś, albo chociaż fotkę cyknie  😉 bo nikt z rodziny ze mną do stajni nie pojedzie. Ale już się przyzwyczaiłam, że jestem skazana wyłącznie na siebie i dzięki temu chyba się ogarnęłam.
Nie mam już parcia na trenowanie, bardzo lubię czyścić zwierza i wychodzić z nim na spacer w ręku "na trawkę". Jazda na nim to też pełen relaks i przyjemność. Teraz na samą myśl o sprzedaniu go mam dreszcze, bo przecież nikt  go nie będzie tak kochał jak ja  😎 Moją misją życiową jest by był szczęśliwy,( jak zresztą wszystkie pozostałe moje zwierzaki), i wiem że do szczęścia ja na jego grzbiecie wcale potrzebna nie jestem  😀
W sumie czaiłam się już wiele razy, żeby napisać w tym wątku, z różnych powodów. Uwaga, będzie supergórnolotnie.

Jestem typowym rekreantem jeżdżącym raz w tygodniu albo i nie. Moi rodzice nie należą do biednych, ale zwyczajnie nie chcieli mi dawać ani na jazdy (pewnie dlatego nie są biedni), ani nie mieli chęci zawozić mnie do stajni, więc zawsze musiałam kombinować sobie dojazd (szalone siedem kilosów). Zaczęłam jeździć dopiero w gimnazjum z uwagi na powyższe, a konia chcę odkąd pamiętam, dosłownie w wieku 3-4 lat zaczęłam zbierać na swojego konia, bo pokapowałam się, że rodzice nigdy mi go nie kupią - a nikt w naszej rodzinie nie ma koni, ani nie jest jeźdźcem, null. Jestem skazana na konie.  🤣  W późniejszym gimnazjum i liceum udało mi się samej organizować sobie pracę w stajni, dogadałam się o jazdy - były obozy, więc jazd i tak praktycznie nie było. Później pracowałam tam jako instruktor, też typowo za jazdy, nie muszę mówić, że wsiadalność była jeszcze znacznie gorsza, a za prawie dwa miesiące pracy dostałam tysiąc złotych i możliwość wsiadania za darmo przez cały rok - wszystko fajnie, tylko szkoda, że wtedy byłam już na studiach, wracałam co dwa tygodnie (albo i nie) żeby sobie pojeździć, a dziwnym trafem instruktorka nigdy nie mogła/nie chciało się poprowadzić mi jazdy.  😉  Nawet z instruktorem na placu tak naprawdę jeździłam sama. Później przyjeżdżałam jeszcze rzadziej, bo życie średnio mi pozwalało, w dodatku zaczęłam dostrzegać jak byłam traktowana w stajni. Ostatecznie rozstaliśmy się w bardzo złej atmosferze (inna umowa odnośnie ukochanego konia, chciałam wziąć darmozjada na emeryturę; w skrócie, koń miał mieć dożywocie w ich stajni, ostatecznie postanowili go oddać znajomemu, który kompletnie nie zna się na koniach, ja chciałam go z uwagi na powyższe od nich odkupić - w bardzo dużym skrócie). Ogromnie się cieszę, że nie mam z nimi zupełnie nic do czynienia, czuję ogromną ulgę. Chociaż koń śni mi się po nocach i dalej zdarza mi się płakać w poduszkę, a stara baba jestem.  😡
Pomimo studiów i pracy starałam się cokolwiek wsiadać. Obrzydza mnie rekreacja, dosłownie. Na współdzierżawę nie stać mnie finansowo i czasowo, zwykle też nie mam na miejscu samochodu. Udawało mi się czasem znaleźć kogoś, kto poprowadził mi jazdę na swoim koniu ten raz w tygodniu, czasem kojtnęłam się ze znajomą na jakąś jazdę rekreacyjną, ale naprawdę staram się tego unikać. Zamiast "prawdziwych" wakacji udawało mi się pojechać w trening ujeżdżeniowy na tydzień. 😉  Studia skończyłam, pracuję, zaraz zacznę aplikacje - zamierzałam jeździć na mur beton. I co? Samochód ponad sto kilometrów ode mnie, nie siedziałam w nim rok. W dobie covida trochę boję się jeździć, bo nie mam tu stajni, którą uznałabym za bezpieczną, a raz się już połamałam. Chociaż czaję się, żeby wybrać się ze znajomą chociaż towarzysko do stajni; brakuje mi tego zapachu, ciepłych końskich chrapek, nawet zbierania kup. :P

Do czego zmierzam. Czuję bezsens. Pamiętam, jak zaczęłam jeździć konno - nagle moja egzystencja się skończyła, wreszcie poczułam, że zaczęłam żyć. Warto wspomnieć, że jestem depresantem. Myślę, że gdybym nie zaczęła wtedy jeździć, spędzać czaus w stajni, to by mnie tutaj nie było, całkiem szczerze. NIC nie relaksuje mnie tak, jak pobyt w stajni, tak bardzo mnie nie wycisza. Nie jestem tylko jeźdźcem, jestem koniarzem; jazda stała się dla mnie ważna dopiero z czasem. Wiem, że to wszystko brzmi strasznie górnolotnie, dlatego też się z tym właściwie nigdy nie uzewnętrzniam, rzecz w tym, że ja naprawdę to tak odczuwam.
Jestem wściekła na samą siebie, że moja sytuacja wygląda tak jak wygląda. Że sama nie potrafię znaleźć w sobie siły na inne gospodarowanie zasobami. I wiem, że gdybym miała w planach wyjazd do stajni, to nie przychodziłabym z pracy i nie marnowała czasu na zwykłe przeglądanie internetów owocujące wiecznym niewyspaniem i niezadowoleniem, że konie wywołują u mnie mnóstwo pozytywnych, ale i negatywnych emocji, że nie raz przez nie płakałam. Ale tylko dzięki nim czuję się na miejscu i że te pozytywne uczucia są dla mnie niezastąpione.

Dla mnie konie są pasją, bez której mogę żyć, owszem - ale jedynie na pół gwizdka. Wszystko w swoim życiu podporządkowuję pod wizję życia z nimi w taki sposób, jaki mi odpowiada. Nie mam już siły na rekreację, nie mam siły na bezsensowne jazdy, na trzymanie się miejsca, które daje kontakt z końmi, ale w którym cała reszta nie jest dla mnie. Wiem, że praca związana tylko z końmi też nie jest dla mnie, że mi to wszystko brzydnie. Miałam już niemal roczną przerwę od wsiadania, praktycznie nie bywałam też w stajni i wiem, że wtedy był to dobry wybór, bo potrzebowałam takiej całkowitej przerwy, by znowu zacząć się cieszyć tematami okołokońskimi. I to wszystko strasznie dziecinne, i strasznie się przeciąga, ale wiem, że żeby być szczęśliwą, muszę dążyć do swojej wizji życia, w której konie (ogółem) są nieodłączną częścią. I z ręką na sercu wątpię, żeby kiedykolwiek to się zmieniło, myślę, że koniarstwo jest w jakiś sposób wpisane w moje jestestwo. Bez koni moje życie jest zawsze jakieś puste. Wybór kariery zawodowej również został pod konie ustawiony. Wszystko w moim życiu jest związane z tą wizją, którą uważam za słuszną i wcale nie jest mi z tym źle. Jest mi tylko paskudnie z faktem, że tak mało w tym kierunku robię (a jak widzę swoich ogarniętych rówieśników czy prawie rówieśników, jak choćby kokosnuss, to w ogóle). I ubolewam okrutnie, ze obecnie nie mam miejsca, w którym mogłabym się zwyczajnie powłóczyć po stajni, pozamiatać, zarzucić marchewką, bo zabrano mi inne rozpraszacze ze względu na pandemię i bardzo mocno podupadam, bardzo negatywnie to wszystko na mnie oddziałuje.
Czasem przychodzi mi to z trudem, ale dalej staram się trzymać myśli, że kiedyś jeszcze będzie pięknie, będzie tak jak chcę i cieszę się z nawet nieśmiałych działań, które w tym kierunku podejmuję.  🙂
Właśnie mocno się zastanawiam co na myśli mają rodzice zbijający kasę w kabzę i nie myślący o własnych dzieciach.  🙄 Jarają się kupując i magazynując jakieś pierdoły bez żadnego znaczenia w życiu a nie myślą o własnym dziecku , jego rozwoju , potrzebach itd. Inwestując w dziecka pasję załatwiasz wszystkie problemy z komplikacjami wychowawczymi , zdrowotnymi a na dodatek często zapewniasz mu pracę w życiu. Pomijając że w dorosłym życiu jak jego pasja stanie się pracą to po pierwsze , zostanie ekspertem a w dodatku nie przepracuje ani jednego dnia . 😀
Teraz to mocno galopujesz po tęczy. Nie każdy młody jeździec jest taką Anią Wojtkowską, skromną i pracowitą.

Z moich osobistych, wieloletnich obserwacji wynika: zadufanie, szpan, traktowanie dosłownie jak gó*no innych dzieci (rówieśników), które nie są bananowe i muszą się namachać widłami na wahtach, żeby coś się pokręcić na tuptusiu, wszystkowiedzące podejście i wypisywanie mądrości po internetach, spożywanie alkoholu na zawodach w wieku mocno nieletnim, seks po pijaku i cały szereg patologicznych zachowań....

...których ja osobiście nie widziałam jako młoda quniarka w innych środowiskach.
Pedofilia na porządku dziennym.
Gówniary zapatrzone w trenerów, pozwalające się molestować i nie tylko...

Tak naprawdę poruszam tu skrajnie drażliwy temat i nie chcę tego drążyć.

Jak będę mieć dzieci i zechcą same iść w tą pasję, a ja będę mieć wypchaną "kabzę" to i tak na bank sporo się będą musiały namachać widłami zanim dostaną swojego pierwszego kucyka.
Mi rodzice zapewnili w swoim czasie wiele, bo i konie, i sprzęt, i pomagali w dojazdach czy transporcie jak było trzeba. I nic z powyższych miejsca nie miało- wydaje mi się, ba, jestem pewna że szacunek do tego co się ma jest kwestią odpowiedniego wychowania, przekazania właściwych wartości.
Od ładnych kilku lat utrzymuję się sama z zasadniczo zupełnie podobnym podejściem do tematu
Dlatego mówię - są takie Anie W. i są typowe banany. Ja sporo takich wstrętnych bachorów spotkałam lata temu na swojej drodze i co ciekawe większość już dawno znudziła się tą "życiową pasją" za pieniądze starych.

Są dzieci z bogatych domów, mają wszystko i jeszcze więcej, ale są nadal fajnymi kolegami/koleżankami, traktują rówieśników tak jak powinni, szanują konie, sprzęt, itd itp.

Ale jeżeli mam być szczera, to na mojej drodze w większości stawał pierwszy "sort".

Jak dobrze być dorosłą i stać w stajni, w której nie ma dzieciaków. Nie mają one wobec siebie litości. I owszem, to w ogromnej mierze wina rodziców.
Każdy jest kowalem własnego losu i jak ktoś chce być menelem to żadne środowisko i niczyje starania tego nie zmienią. Od tego są rodzice by kontrolować to co robi młodzież i z kim się zadaje. Cięzka praca jeszcze nikomu nie zaszkodziła ale pytanie czy chcesz swoje dziecko wychować na stajennego czy jeźdźca . Ten drugi i tak zawsze będzie musiał machać widłami bo inaczej się nie da ale nie będzie to clou jego życia. A ja wcale nie miałem akurat na myśli tylko jeździectwa bo pasji z którymi można egzystować jest nieskończenie wiele . Jeździectwo tylko nasuwa się naturalnie bo to o nim temat.  😉

Znam wielu młodych ludzi którzy ze swojej pasji jeździeckiej zrobili sposób na życie , są pracowici mają szacunek w środowisku i zarabiają duże pieniądze . Ale do tego trzeba jeszcze chcieć . Na siłę niczego się nie zrobi a co najwyżej wyjdzie materiał jaki opisałaś .  😉

Nie , to rodzice sa Burakami a dzieci tylko biorą z nich przykład.  😉 Pieniądze nie mają tu aż takiego znaczenia.  😉 Być musza ale to nie to jest najważniejsze
Wiesz, napisałeś jakby zasobny portfel rodziców i inwestowanie ogromnych zasobów w pasję dziecka było remedium na wszystko - wychowanie super człowieka, pasjonata, zdrowego i sprawnego fizycznie (i psychicznie), który z pasji uczyni pracę marzeń, na której zbije kokosy  😉
Ihahaha, patataj, patataj......

Ja znam wiele zmarnowanych potencjałów i pieniędzy wywalonych w błoto.

Nie wiem tak naprawdę jeszcze jak postąpię z własnymi potomkami.
Ja czułam zawsze niedosyt jako dziecko. Ale dzięki temu jako dorosła jestem syta - emocjonalnie.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
11 listopada 2020 20:12
Smok10 no nie wierze, zgodzę się z tobą XD tak, wina wychowania snoba lezy na rodzicach. Siedziałam tyle w kucach i spędziłam lata obserwując (obsługując) pare mama&córcia i z perspektywy czasu to jak ktoś marudzi na dzisiejsza roszczeniowa młodzież to tej gwiazdeczki nie poznali. Matka ja nawet ze szkoły wypisała żeby była psiapsi z mamcia która żadnych przyjaciół nie miała żeby dupe obrobić... a komu? A no wszystkim innym w otoczeniu (mi tez XD) 🙇

Są dzieciaki/już młodzi dorośli pracowici ale tylko wtedy kiedy są świadome ze są na uprzywilejowanej pozycji i szanują to co maja, to nie ma znaczenia czy to jeździectwo czy nie.

Ech, a z tym wychowywaniem dziecka na stajennego/jeźdźca... Ja osobiście nigdy nie dogaduje się z osobami które chodzą z muchami w nosie, jak dla mnie jeździec jaki by nie był musi chociaż umieć boks posprzątać. Bo co, jak ktoś go wystawi to koń ma w gnoju stać? A co jak kurek z kasa będzie zakręcony?
Mowie tak dlatego ze taka sytuacje tez znam ze wszystko było super póki główny sponsor z rodziny nie splajtował i zaczelo się robić nieciekawie bo nagle nie można co chwila kupować jakichś bzdur, ale co tam! Na czaprak z equestrian stockholm się nie znajdzie? Znajdzie, tylko stajenni maja przestać tyle trocin zużywać, przytnijmy ich na tym, o i jeszcze mniej sieczki bo to tylko dla smaku, siano wyliczymy co do plasterka tez. O, niedopłaćmy stajennemu tez, spóźnił sie w tym miesiacu z raz czy dwa.
I będzie czaprak. True story 😀

A grubej kasy nie przeskoczysz. Na konia jakości koni na których co niektórzy jeżdżą nie będzie mnie stać nigdy w życiu, no chyba ze zakręcę dupa w głowie jakiemuś dziadkowi ze złota. No ale nie mój styl.

A i Anie W. bardzo lubię i szanuje i kibicuje. Moim zdaniem bardzo dobry wzór dla aspirujących jeźdźców.
busch   Mad god's blessing.
11 listopada 2020 21:20
a na dodatek często zapewniasz mu pracę w życiu. Pomijając że w dorosłym życiu jak jego pasja stanie się pracą to po pierwsze , zostanie ekspertem a w dodatku nie przepracuje ani jednego dnia . 😀


To jeden scenariusz, który może się rozegrać. Drugi to taki, że przemieni pasję w pracę, ubijając całą przyjemność (lub jej większość) z tej pasji i zostaje tylko ciężka fizycznie praca z niestabilnymi perspektywami 😉
Bo dziecku trzeba dać wędkę a nie rybki . Jak operatywne to sobie rybek nałapie jak dupa to choćbyś złotem waliła na prawo i lewo to rybek nie będzie. 🤣

A jak ktoś jest profesjonalistą  to nawet żeby był najlepszym jeźdźcem nie będzie patrzył jak jego koń stoi w gnoju. Taki to nie pasjonat tylko gwiazdor a tacy w sporcie nie pozostają  😉
Inwestując w dziecka pasję załatwiasz wszystkie problemy z komplikacjami wychowawczymi , zdrowotnymi a na dodatek często zapewniasz mu pracę w życiu. Pomijając że w dorosłym życiu jak jego pasja stanie się pracą to po pierwsze , zostanie ekspertem a w dodatku nie przepracuje ani jednego dnia .

Ide lapac odesmiana dupe gdzies w okolicach Groningen 😂 😀

No ale probujac merytorycznie: ludzie pracujacy " z pasji" tez jak najbardziej maja do czynienia m.in. z wypaleniem zawodowym czy depresja, kariera jezdziecka to dosc niepewny chleb i nie kazdemu starcza zdrowia czy odpornosci psychicznej na bycie top zawodnikiem, a wielu nie starcza chocby intuicji, inteligencji czy talentu do zostania jakimkolwiek ekspertem. Bedac dobrym jezdzcem niekoniecznie jest sie dobrym marketingowcem czy przedsiebiorca, i mimo umiejetnosci wcale sie wtedy na tych umiejetnosciach kokosow nie zarabia. A wiekszosc dzieciakow rodzicow namietnie "inwestujacych w pasje" i projektujacych im dalsze zycie, w tym zawodowe, wysiada pod presja i odwiesza pasje na kolek jeszcze w wieku nastoletnim.

Edit. Widze, ze "nieoperatywne"  i niespelaniajace oczekiwan dzieci sa winne same sobie, ach no tak  😁

I nie, do sukcesu w zyciu - a juz zwlaszcza poprzez sport jezdziecki - nie trzeba byc "kowalem wlasnego losu" i nie " wystarczy chciec", tylko trzeba miec - poza m.in. talentem oczywiscie - gigantyczny kapital na starcie. Small loan of million dollars, tak to szlo? 😉 Trzeba miec konie, na ktorych sie startuje przed wyrobieniem nazwiska, wlasna stajnie albo fundusze na wynajem stajni u kogos, pieniadze na treningi i starty, a to tylko wierzcholek gory lodowej. Z kilkudziesieciu bananowych dzieci w moim bylym regionie w PL przebilo sie pare osob - ktorych rodzice akurat mieli wlasna stajnie handlowa i pensjonat. Cala reszta, dla ktorych inwestowanie w pasje to byl dostany w prezencie konik czy dwa i cisniecie na wyniki, albo w konie w wieku 25+ dalej bawi sie za hajs rodzicow, albo dala sobie spokoj, albo costam przy koniach robi zawodowo, acz blizej widel niz Eurosportu. Ogolnie to w przypadku dowodow anegdotycznych "bo osobie X sie tak udalo" niezmiennie polecam pojecie survival bias. 

Jeszcze musialam pomyslec o (nie)slawnej revoltowiczce od Eternal Harmony - ona tez lansuje sie jako bardzo ciezko pracujaca na wlasny sukces 😉

Ludzi patrzacych na konie stojace w gnoju, katujacych konie czy dorabiajacych na trenowaniu dzieciakow na kulawcach a jezdzacych z powodzeniem sport tez troche jest. I internet mowi, ze maja sie wysmienicie 🙂


Meise, nie chce byc nieuprzejma, ale moim zdaniem przemawia przez ciebie troche zawisc i poczucie krzywdy. Cos takiego

spożywanie alkoholu na zawodach w wieku mocno nieletnim, seks po pijaku i cały szereg patologicznych zachowań....

widzialam (i nie tylko widzialam :P) w srodowiskach od bananowych dzieci po margines rodem z melin i jest to raczej dosc inherentna czesc bycia mlodym, glupim i nieodpowiedzialnym. A prostytuowaly sie za mozliwosc startow wlasnie nie panienki z dobrych domow, a raczej corki rodzicow, ktorych na konia stac nie bylo. Pierwszy raz sie z takim zjawiskiem spotkalam jeszcze w szkolce...

busch dzieki za komplement :kwiatek: ale z reka na sercu - jakbym wiedziala, jak bardzo sie porwalam z motyka na slonce, to bym nie miala odwagi zrobic tego, co zrobilam. Wiec jednak brak wyobrazni 😉 Na starcie naiwna bylam strasznie, a potem zwyczajnie nie mialam juz dokad pojsc, bo utknelam na dobre w przemocowym zwiazku z uzywkami w tle 🤔 i wstyd mi bylo sie przyznac i szukac pomocy, no bo przeciez takie zwiazki trafiaja sie idiotkom, a nie inteligentnym dziewczynom takim jak ja (to ironia oczywiscie!). Jaka motywacje przez to mialam, zeby skonczyc studia i moc uciec, to tylko ja wiem.

Pamiętam że kilkukrotnie się wdawałam w dyskusje (może nawet w tym wątku), kiedy ludzie usiłowali mi (i również sobie) wmówić że jeździectwo wcale nie jest tak absurdalnie drogie, przecież hobby zawsze kosztuje góry golda, a tak w ogóle wszystko opiera się na dobrym zarządzaniu czasem i rezygnowaniu z kawek ze Starbunia  lol

Pamietam, ktos udowadnial, ze joga jest droga, no bo profi mate trzeba kupic 🤣 Jezdziectwo to JEDYNY sport, za ktory sie slono placi, wcale go nie uprawiajac (np. w okresach konskich kontuzji), wiec moim zdaniem to nieszczegolnie jest tu w ogole pole do dyskusji. Na Zachodzie jezdziectwo jest mniej absurdalnie drogie i bardziej w zasiegu reki przecietnego smiertelnika, ale dalej bynajmniej nietanie.
busch   Mad god's blessing.
12 listopada 2020 21:14
No ale probujac merytorycznie: ludzie pracujacy " z pasji" tez jak najbardziej maja do czynienia m.in. z wypaleniem zawodowym czy depresja, kariera jezdziecka to dosc niepewny chleb i nie kazdemu starcza zdrowia czy odpornosci psychicznej na bycie top zawodnikiem, a wielu nie starcza chocby intuicji, inteligencji czy talentu do zostania jakimkolwiek ekspertem. Bedac dobrym jezdzcem niekoniecznie jest sie dobrym marketingowcem czy przedsiebiorca, i mimo umiejetnosci wcale sie wtedy na tych umiejetnosciach kokosow nie zarabia. A wiekszosc dzieciakow rodzicow namietnie "inwestujacych w pasje" i projektujacych im dalsze zycie, w tym zawodowe, wysiada pod presja i odwiesza pasje na kolek jeszcze w wieku nastoletnim.

To jest nawet gorzej, jest takie zjawisko psychologiczne zwane paradoksem motywacji, które polega na tym że osoby motywowane wewnętrzną potrzebą (pasja) mogą paradoksalnie stracić zapał, jeśli zaczną dostawać również za to zewnętrzne benefity. Ten efekt się też skaluje, tzn. były eksperymenty, w których osoby były mniej zapalone do robienia czegoś, jeśli dostawały konkretne pieniądze, a bardziej, gdy pieniądze były symboliczne. Np. prawnicy bardziej skłonni byli udzielać w czynie społecznym całkowicie darmowych porad, niż porad z obniżoną stawką pieniężną.

Oczywiście nie jest tak, że każdy pasjonat straci zapał jak tylko zacznie być wynagradzany, nie jesteśmy aż tak prostymi mechanizmami. Tym niemniej jest całkiem duża szansa na to, że jazda konna dla samego siebie będzie kogoś cieszyć, a jazda konna jako praca już nie. Na pewno nakładają się na to też dużo bardziej przyziemne rzeczy jak presja ze strony właścicieli trenowanych koni, trudności w pozyskaniu dobrego wierzchowca do startów kiedy się go usiłuje utrzymać z tak niestabilnego zawodu jak trener koni i/lub ludzi, konieczność lawirowania w momentami toksycznym środowisku jeżdzieckim itp. itd. To jest ciężki kawałek chleba.
busch, - ja tak mam, w sensie moja ostatnia praca przy koniach pokazała mi, że nie tędy droga. Na swojego już często nie wsiadałam, ogólnie koni miałam dość... plus byłam już w związku. I wyszło, że sorry, ale konie to nie jest praca 8h, 5x w tygodniu, nawet z najbardziej fair pracodawcą i potwornie trudno to połączyć z życiem prywatnym. U mnie wyszło tak, że ani nie byłam na full zaangażowana w pracę, ani mi się na swojego nie chciało wsiadać, ani nie miałam czasu na życie. Takie działanie na pół gwizdka to nie dla mnie. Nie wyobrażam sobie życia bez koni, ale jako hobby, nie pracy. Wolę na nie wydawać niż na nich zarabiać. Nie czułam się ani jako trener, ani jako rajter, najlepiej jako luzak, ale to też nie to. Mimo, ogromu motywacji, zapału, pasji i chęci nauki w temacie.
kokosnuss,, a Ty znasz Eternal Harmony? Ja wiem, że swoje ma za uszami i pewnie za to zapłaci, ale wydaje mi się, że ona ciężko pracuję AKTUALNIE żeby mieć to co ma. Start jeździecki miała bardzo kiepski, nikt jej nie pomógł. Czasami pewne historie nie są tylko czarno-białe 😉

Ja tam kiedyś próbowałam z koni zrezygnować ale to już tyle lat, że chyba nie potrafię w "normalne" życie, jestem głęboko nieszczęśliwa bez koni. Kocham trenować ale absolutnie nie mam parcia na zawody. Mam dwa konie, jednego emeryta-renciste, drugi młodziak. Pomimo, że spędzam w tej stajni czas codziennie od 15 do 21 w tygodniu i prawie każdy weekend to nadal mam ochotę na więcej.

Co do dzieci, to już to gdzieś pisałam. To praca trenerska/rodzicielska żeby one były fajne. Racja, też widziałam na zawodach pijące dziaciaki (niech pierwszy rzuci kamień kto nie miał styczności z alkoholem przed 18stką!), ale znam też super grzeczne dzieci, które szanują swoje konie. W stajni w której stoję jest kilka dzieciaków w wieku 9-13 lat, jeżdżą mały sport, są kochane, uczynne i wzajemnie sobie pomagają.
kare_szczescie,, kokosnuss, A o co chodzi z Eterową ?
Z tego co kojarzę  z netu pensjonat prowadz?
Gillian   four letter word
13 listopada 2020 08:29
Zaczynała bardzo skromnie, bez nakładów finansowych ze strony rodziców. Do swojego poziomu doszła dzięki ciężkiej pracy i samodzielności mając jednego konia. Nie oceniam teraz całokształtu jej osoby i tego co się działo później, ale pamiętam jej początki i różowo nie miała.
Mysle ze praca z końmi ma sens tylko wtedy, kiedy od zawsze się tego chciało.
I trzeba sprecyzować czego się konkretnie chce.
Ja np chce pracowac tylko jako jezdziec. Gdybym nie mogla jezdzic to zrezygnowałabym totalnie z jeździectwa i przebywania w stajni.
Jak mialam swojego konia to miałam mega frajde z samego patrzenia na niego. Ale to był koń życia. Moja najwieksza miłość. Nigdy pozniej już nie spotkalam na swojej drodze konia, ktory by mnie tak bardzo chwycił za serce. A przez to ze pracuję z końmi zawodowo , to przestałam je aż tak emocjonalnie traktować, bo ciagle mam z tylu glowy ze nie zostaną na zawsze.

No ale ja też miewam dosyć. Czasami marzy mi się normalna praca, brak odpowiedzialnosci za zycie i zdrowie tych koni, brak parcia na wyniki, praca od-do z wolnymi weekendami, swietami i wakacjami, brak kontuzji, zadbane paznokcie, fajne ciuchy i fryzjer. Coś za coś. Nie wiem ile jeszcze lat dam radę tak pracować, ale sądzę że moja obecna praca jest moją ostatnią z końmi.
I czasami chcialabym mieć totalnie inne życie, ale narazie jakoś nie potrafię tego rzucic.
Mysle ze praca z końmi ma sens tylko wtedy, kiedy od zawsze się tego chciało.
I trzeba sprecyzować czego się konkretnie chce.
Ja np chce pracowac tylko jako jezdziec. Gdybym nie mogla jezdzic to zrezygnowałabym totalnie z jeździectwa i przebywania w stajni.



Bez względu na to czy to są konie , słonie czy kanarki , jeździectwo , tenis czy pływanie  tylko w takim wydaniu jak napisałaś , to się nazywa pasja.  😉
KaNie a nie myślałaś o przerwie? Wiesz sama znam dobrego zawodnika, trenera który raz zrobił sobie przerwę - i to przeskok wielki bo z pracy 24h stajnia na bankowego korpo. Pare miesięcy dało jej takie oddechu, że potem znowu wróciła z uśmiechem na twarzy do koni zawodowo.

ja od siebie dodam że wg mnie temat - rekreacja dla dorosłych to jakaś fikcja. Przychodzi taki moment że człowiek nie ma wyboru albo kupi swojego albo co mu pozostaje? tuptać z dziećmi/ młodzieżą. Wszystkie szkółki adresują swoje zajęcia pod dzieci.

Ja osobiście zrezygnowałam bo... byłam za świadoma tego jak ma wyglądać jazda w porównaniu do mojego poziomu.  mój mąż mówi że jestem koślawa i gęgawa( cokolwiek to znaczy) i ma racje. Jak już jeździłam z fajną trenerką, jak zaczęłam często bywać na zawodach( broń boże jako zawodnik, zwykły gówno zbieracz  :love🙂 to moja głowa była już na poziomie - pomagaj koniowi a ciało dalej na przeszkadza. Jazda mnie wgl nie cieszyła bo wiedziałam jak ma to wyglądać a jednocześnie widziałam siebie w lustrach/filmach.

Teraz widzie siebie i konie w całkiem innej odsłonie - nie musze jeździć i czuć się poirytowana własnym poziomem -puszę 2 darmozjady przed dom niech żrą trawę- ot co luksusowe eco kosiarki sobie sprawie i tyle. Jak przestałam tak usilnie łączyć konie+jazda to zeszło wielkie ciśnienie z tematu


kare_szczescie, domyslam sie, ze teraz ciezko pracuje 🙂 chocby fizycznie, bo majac pensjonat pelen koni i sporo w treningu to srednio jest inne wyjscie.


Perlica laska jest influencerka i wlasnie ten pensjonat prowadzi i konmi handluje etc. Z tego, co wiem, miala gowniany start w zycie przez bardzo nieciekawa sytuacje rodzinna i finansowa, tyle co dostala jako nastolatka tego pierwszego konia, Etera (na r-v co i rusz shitstorm byl z nia i tym koniem w roli glownej xd) i jakies grosze na czesc pensjonatu dla niego.

Mi chodzilo o to, ze w zeszlym roku udostepniala na swoim fanpejdzu jakies Linkedinowe madrosci, cos o byciu self-made i drodze do sukcesu przez wlasna ciezka prace, a bylo to jakos dosc swiezo po akcji jak robila dramatyczna zbiorke na leczenie konia, bo niby byla bez grosza. Kiedy leczony kon padl na dniach pojawila sie informacja o kupnie nowego konia - za sume porownywalna z kosztami leczenia. Niewygodne pytania (m.in. za co nowy kon mial byc kupiony i dlaczego tej kasy nie bylo, kiedy pare dni wczesniej leczony byl poprzedni) zostaly bez odpowiedzi, zbiorka nie doczekala sie rozliczenia, a ze wtedy tez wyszly jej powiazania z werbowaniem ludzi do piramidy finansowej i sprawy o falszowanie umow kredytowych, to troche szambo wybilo.

Nie chce jej teraz bynajmniej od nowa linczowac, ale ten przyklad moim zdaniem pokazuje, ze zlote rady typu "wystarczy chciec" i "trzeba byc kowalem wlasnego losu", ktorymi tu rzuca Smok, sie sprawdzaja o tyle, o ile stosujemy cherry picking i nie zwracamy uwagi na mniej medialne strony czyjejs drogi do sukcesu. No bo wlasnie zeby cos osiagnac w swiatku jezdzieckim nie wystarczy TYLKO chciec.

To jest tak drogi sport jesli chodzi o naklady czasowe, finansowe i emocjonalne, ze w wiekszosci przypadkow sama pasja i marzenia to zdecydowanie za malo. Wiec wracajac do poczatku dyskusji, ja tam rodzicow nieinwestujacych "na serio" w konska pasje dzieci calkiem dobrze rozumiem - bo dla czlowieka z klasy sredniej konie to jest horrendalnie droga inwestycja z minimalna szansa na to, ze sie kiedykolwiek zwroci.
Ja wiele razy kończyłam z jeździectwem i skończyć nie mogłam 😉. Zawsze jakoś do tego ciągnęło. A jak zobaczyłam Rozkruszka to czułam, że muszę go mieć bo się uduszę 😁.
Życie różnie się układało i dużo kłód rzuciło pod nogi - oko Rozkruszka, moja depresja, która skończyła się na oddziale, 2 wypadki samochodowe - to tylko wierzchołek góry lodowej.
Dużo mi dają konie pod domem, ale nawet nie mogę jeździć przez kręgosłup. Jednak nie umiem się rozstać z końmi. Tak mnie cieszy ta trójka, że to wbrew rozsądkowi.

Eternal Harmony podziwiam za upór, że mimo wszystko szła swoją drogą. Wiem, że miała wpadki, ale też nikt nie jest krystalicznie czysty. Zdarzyła się wtopa - ok, każdemu może.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
13 listopada 2020 11:34
Muchozol, wow, „wpadki”?!
Tak. Dwa wypadki samochodowe. Po jednym samochód udało się naprawić. W drugim poszedł do kasacji - ale inny samochód. Jak na to, że dostaliśmy z prędkością około 90km/h to w szpitalu mówili, że miałam mnóstwo szczęścia.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
13 listopada 2020 11:57
Muchozol,  Nie, chodzi mi o to, ze uważasz aferę ze zbiórkami i werbowanie ludzi do piramidy, gdzie musieli brać na siebie kredyty, „wpadkami”, które każdemu się zdarzają. No ja w swoim otoczeniu nie mam takich ludzi.
Aaa faktycznie - dodałam sobie "y".
Z tego co Justyna tłumaczyła to sama dała się wrobić - to młoda osoba, ma konie i chciała zarobić. Może nie miała doświadczenia, żeby od razu oszusta rozpoznać. To może się zdarzyć każdemu z nas.
Mi już się zdarzyło, że zostałam oszukana na różne rzeczy - od kasy po wyimaginowaną konkurencję. Na szczęście nikt poza mną nie ucierpiał.
Eternal Harmony podziwiam za upór, że mimo wszystko szła swoją drogą. Wiem, że miała wpadki, ale też nikt nie jest krystalicznie czysty. Zdarzyła się wtopa - ok, każdemu może.

Ilekroc cos takiego czytam, to mnie zeby bola od zgrzytania. Ciekawa jestem, czy wszyscy by byli az tacy wyrozumiali wobec zebrania o kase w internecie i pospolitego oszukiwania innych ludzi, gdyby nie chodzilo o pasje do koni, a np. do kolekcjonowania markowych torebek 🙂

Upor godny podziwu to ma wedlug mnie predzej forumowa KaNie, ze majac marzenie o byciu jezdzcem zawodowym poszla ciezko orac w "fabryce" jako mieso armatnie, zeby zbierac umiejetnosci i doswiadczenie i moc marzenie zrealizowac.

Btw. jesli by traktowac zbiorke eterowej jako 100% uczciwa, to znaczy, ze przepis na sukces w zyciu przez sport jezdziecki jest generalnie do bani, skoro jezdziec zawodowy prowadzacy wlasny pensjonat, bioracy konie w trening i handlujacy konmi za niemale sumy po kilku latach nie ma ani grosza oszczednosci.
Moon   #kulistyzajebisty
13 listopada 2020 13:39
keirashara, ejmeeeen.
Też próbowałam zawodowo związać się z końmi - no i tak jak pisałam - rzygałam końmi i stajnią. Wypaliło mnie to psychicznie i fizycznie (ale fakt - kondycję i talię osy miałam, dygając naście km/dziennie po płcie hipodromu z kucykami ;P) Będąc instruktorem w szkółce, któremu generalnie leżało na sercu dobro szkółkowych koni (a więc praca 7dni w tygodniu i przebywanie w stajni po X godzin - dobrze, że na hipo miałam jakieś 5 min autem. Co też było poniekąd moim przekleństwem, bo przecież zawsze mogłam "tylko na chwilę" skoczyć...) nie miałam totalnie siły ani chęci by wsiadać i jeździć współdzierżawionego konia. A przecież, znów - prawie spełniłam swoje marzenie - konia miałam, (prawie jak) swojego! Dlatego, jak keirashara napisała - wolę wydawać pieniądze na konie, niż na nich zarabiać. Wolę żeby to pozostało moją odskocznią od rzeczywistości, pasją i przyjemnością, niż przykrym obowiązkiem.
Żeby nie było - nie nienawidzę tego, że spróbowałam, że tak pracowałam. W tamtym okresie mojego życia było mi to bardzo, bardzo potrzebne. Spróbowałam, stwierdziłam, że sorry, ale tak to ja nie umiem i nie chcę - ot doświadczenie do życiorysu.

I kij, że dopiero jako "stara baba" w 100% spełniłam swoje marzenie - będą na starość tą pańcią-wariatką, co to niunia, ocha i acha swojego emeryta* i jara się nową dereczką i przygotowanym meszykiem  😁

* tfu tfu tfu - Kulisty emerytem oczywiście nie jest :P

I kij, że dopiero jako "stara baba" w 100% spełniłam swoje marzenie - będą na starość tą pańcią-wariatką, co to niunia, ocha i acha swojego emeryta i jara się nową dereczką i przygotowanym meszykiem  😁


To ja 😅 (chociaż konik jeszcze nie emeryt )
Btw. jesli by traktowac zbiorke eterowej jako 100% uczciwa, to znaczy, ze przepis na sukces w zyciu przez sport jezdziecki jest generalnie do bani, skoro jezdziec zawodowy prowadzacy wlasny pensjonat, bioracy konie w trening i handlujacy konmi za niemale sumy po kilku latach nie ma ani grosza oszczednosci.


Bajki z tysiąca i jednej nocy  🤣 Na podstawie jednej osoby wyrabiacie sobie opinię  😉

Tzw: Jaki jeździec taka kasa i takie oszczędności.  😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się