Podsumowanie 2020 roku

Ej, bo chyba jeszcze nie ma? 👀

2020 był paskudny i wielu z nas dał ostro po czterech literach, ale chyba zasługuje na jakieś podsumowanie?

Zapraszam do podsumowań i robienia planów na - oby lepszy! - 2021! 🙂

Podsumowanie 2019

Podsumowanie 2018

[url=http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,101566.msg2738536.html#msg2738536]Podsumowanie 2017[/url]

[url=http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,100546.msg2628170.html#msg2628170]Podsumowanie 2016[/url]

Podsumowanie 2015
Dla mnie 2020 był najlepszym rokiem w życiu  😍 Nie ma ani jednego aspektu, w którym mogłabym narzekać.
Prywatnie cudowny rozkwit - jestem w przeszczęśliwym związku, od 7 miesięcy mieszkamy razem. Daliśmy radę zrobić miniremont, a aktualnie planujemy budowę domu. Udało nam się pojechać do Włoch i do Austrii, więc nawet wyjazdowo ten rok dał radę 🙂
Ja rozwinęłam się zawodowo i zaczęłam zarabiać sensowne pieniądze, przy jednoczesnej radości z pracy i robieniu czegoś, co ma głębsze znaczenie.
Wróciłam na rurę z końcem sierpnia i od tego czasu robię ogromny progres. Mam rewelacyjne studio i trenerkę, cisnę po 3-4 razy w tygodniu i niesamowicie mnie to cieszy.
Wreszcie zaczęłam wymarzone, docelowe studia i mimo że są zdalnie, to bardzo mi się podobają i idzie mi, nieskromnie mówiąc, bardzo dobrze.
Kupiłam wymarzonego gekona  😍 więc zwierzyniec liczy już dwa psy i gada.

Mam nadzieję, że w 2021 po prostu dalej będę realizować siebie i swoje plany  😉 Nie musi być lepszy, bo 2020 ciężko będzie przebić, ale niech pozwoli mi dalej płynąć na tej mojej dobrej fali.

z 2019:

Co roku piszę podsumowanie i do niego wracam, ale w tym nie dam rady. Najgorszy rok mojego życia.
Mam nadzieję, że w analogicznym wątku za rok będę mogła się jakoś sensowniej odezwać.

🙂
 
Niestety nie napisałam nic w tamtym roku, więc nie mam porównania.

Dla mnie 2020 był ciężki, fizycznie i psychicznie. Od 10 marca pracuję z domu i bardzo brakuje mi kontaktu z ludźmi z biura. Przez jakiś czas spotykaliśmy się w fajnym gronie praskiej polonii na planszówki, ale im więcej covidowych ograniczeń, tym trudniej coś zorganizować. Zostałam w pracy przypisana do nowego klienta, który jest tak wredny i wymagający, że siedzę w pracy po 10 godzin dziennie a i tak nie wyrabiam. Koleżanki rzuciły wypowiedzeniami i zostałam z całą robotą sama. Z powodu chaosu w papierach do banku, uciekła mi oferta do fajnej firmy, mimo pomyślnego przejścia rozmów kwalifikacyjnych. Nowych ofert jest mało, więc gniję w tym syfie i odliczam dni do kolejnych rozmów. Chociaż tyle, że w domu mam przyjemną atmosferę, więc jest to moja odskocznia. Dodatkowo zaczęliśmy rok z dwoma psami, przez chwilę były nawet trzy, a kończymy z jednym, więc jest jakoś tak pusto i cicho w mieszkaniu.

Z dobrych rzeczy, to zaręczyłam się, zrobiłam wymarzony tatuaż i dostaliśmy kredyt hipoteczny na mieszkanie.

W 2021 chciałabym kupić psa, sfinalizować zakup mieszkania, zmienić pracę, wziąć ślub bez restrykcji związanych z wirusem i zakończyć rok grudniowym wyjazdem do NYC. Kolejność chronologiczna. A, no i fajnie byłoby regularnie uprawiać aktywność fizyczną i nie jeśc syfu, żeby zrzucić nadprogramowe kilogramy.
Ja nawet nie pamiętam co planowałam na 2020, bo napisałam enigmatycznie, że plany mam ambitne  🏇

W sumie planowaliśmy kupić mieszkanie, ale życie nas pokonało, a raczej zdolność kredytowa.
Nie ma tego złego, znaleźliśmy szybko mieszkanie na wynajem i od pół roku mieszkamy sami (wcześniej 2.5 roku w moim domu rodzinnym) i jest tak  😅 😅 😅
Ogólnie dogadujemy się super, oczywiście są zgrzyty ale mam wrażenie, że te wszystkie tarcia w domu rodzinnym, a teraz spokój i cisza w mieszkaniu tylko nas zbliżyły.

Zawodowo jestem na fali wznoszącej, zarabiam w końcu dobre pieniądze i nie martwię się o jutro, odkładam co miesiąc i oszczędności rosną, a to dla mnie bardzo ważne. Uwielbiam swoją pracę  😜

Zaliczyłam fajny wyjazd nad morze plus góry, odpoczęłam i zrelaksowałam się, ale przyznam że bardzo brakuje mi ciepłego morza i słoneczka - to taki plan na 2021, wakacje za granicą nawet Egipt i all inclusive  😂

Ogólnie rok uważam za dobry, chociaż psychicznie nie czuję się dobrze i średnio się cieszę z tego, co osiągnęłam. Na szczęście mam już umówioną wizytę u specjalisty, dlatego życzę sobie ogarnięcia swojej głowy w 2021  😉
No i związek z bankiem i kredytem na wieki wieków czyt. mieszkanie  😜
Zaczęłam rok od leczenia kontuzji, kończę lecząc bliźniaczą kontuzję  :emot4:
Poza tym przeprowadzka na swoje i nawrót depresji plus stany lękowe i jakieś zaburzenia odżywiania.
Także tego... nienajlepiej. Ale spędziłam całkiem sporo czasu w skałach, udało się podnieść życiówkę, poznać znowu masę fajnych ludzi. Także mimo wszystko też nienajgorzej.


Tym razem kończę inną kontuzją, ale póki co mnie nie wyeliminowała z ruchu. Depresja w trakcie terapii, jest lepiej, z odżywianiem też nieco lepiej, ale waga stoi (dobrze że choć nie rośnie!). Znowu trochu czasu w skałach, życiówka tylko na tradach podniesiona, ale też kilka bardzo fajnych dróg zaliczone i super zabawa na innych. Ludzi aż tak dużo nie poznałam, ale niektóre znajomości podległy weryfikacji, jedne się rozpadły, inne się rozpoczęły. Wzbogaciłam się o dwa kocie szkraby, milion roślinek 😉 Praca zdalna od marca mi służy, mogłabym tak zawsze... Trochę stresu z powodów korony, no ale to chyba u wszystkich (albo u większości).
Ten rok był jednym z najlepszych w moim dotychczasowym życiu. A miał wyglądać kompletnie inaczej, miał być półroczny wyjazd do Kanady, przez koronę utknęłam w PL i... nie mam w ogóle żalu, że tak się stało. Wręcz przeciwnie, bo okazało się, że właśnie na miejscu pospełniałam swoje małe marzenia. Jeździeckie, bo innego życia w tym roku nie miałam. 😁 Dużo koni do jazdy, duży progres jeździecki, czterech trenerów, powrót do skoków, wchodzenie w rolę instruktora (nigdy bym nie pomyślała, że będę to robić), praca w stajni ujeżdżeniowej dla odmiany, pierwsze zawody wyjazdowe jako zawodnik. Ogólnie dużo pierwszych razy, dużo możliwości i otwartych furtek. Oby następny rok był przedłużeniem tego, co jest teraz. 💃
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
29 grudnia 2020 10:20
2020 mimo swoich smaczków i zapowiadania się ponuro wypadł całkiem okej. Niektóre rzeczy nie wypaliły ale dało się przełożyć, może nawet i tak lepiej.

Była przeprowadzka na szybko, było dużo stresu związanego ze studiami i kłód pod nogi, niemniej jednak dzięki koronawirusowi (aż dziwnie się to mówi) trochę tego uczelnianego stresu mi odjęto. No i przede wszystkim dano mi zasmakować pracy zdalnej i chyba teraz nie będę chcieć innej 😀 Rodziny, znajomych niestety widywałam mniej. Babcie jedna to ostatni raz widziałam grubo ponad rok temu bo ze względu na COVID nie chciała zie widziec kiedy byłam w okolicy. Mam nadzieje ze przy kolejnej wizycie w domu się to uda, a kiedy ta wizyta będzie to... sama nie wiem.

2021 zapowiada się pełen planów których nie chce zapeszać ale będę dokładać wszelkich starań żeby się udały. Zostało mi ok. 5 miesięcy dramatu akademickiego i mogę zaczynać nowy epizod którego nie mogę się doczekać
U mnie rok bardzo ciężki emocjonalnie. Masa trudnych decyzji, nerw. Końsko różnie, trochę dobrych chwil, trochę nerw (odejście jednej klaczy, teraz choroba drugiej, która na razie ma mocno ostrożne rokowania). Sukcesem było wyciągnięcie mojej klaczy z ochwatu i wiele fajnych chwil razem.

Z pozytywów nawiązałam masę bliższych znajomości, z ludźmi których znałam tylko z widzenia. W trudnych chwilach otrzymałam masę wsparcia od nich, a kilka znajomości się mocno rozluźniło i zweryfikowało. Mam wspaniałych ludzi wokół siebie i wiem, że 2020 rok będzie ciężki, ale dam radę. Wejdę w 2020 z nadzieją że nadchodzący rok przyniesie nowe wyzwania, realizację pomysłów które mamy i za rok napiszę, że jestem w pełni szczęśliwa 🙂


Jestem w pełni szczęśliwa 🙂
Moon   #kulistyzajebisty
29 grudnia 2020 19:49
Rok skrajnych emocji - ogromne szczęście, łzy wzruszenia i wielka miłość, a z drugiej strony przerażenie, strach o najbliższych, mętlik w głowie...

Przede wszystkim - w tym przedziwnym roku spełniłam w końcu swoje życiowe marzenie - #kulistyzajebisty stał się #moimnajmojszym spełnionym marzeniem. „Ktokolwiek powiedział że nie da się kupić szczęścia za pieniądze, nie wiedział ze można kupić konia” - 100% fuckin true. Mam wrażenie że poznaję pana konia na nowo, a on codziennie mnie zadziwia swoim usposobieniem. Nie mam wielkich oczekiwań - chciałabym tylko żebyśmy oboje mieli fun ze wspólnego dziubania. Plus byli zdrowi - na ciele i umyśle  🤣 Dosłownie i w przenośni rzygam tęczą, mam ogromnego kopa motywacyjnego, chce mi sięęęęę!  😜 😍

Poza tym, prywatnie, korona-cyrk pokrzyżował weselne plany niestety. Nie miałam zbytnio głowy ani chęci do organizacji wesela ASAP, a z drugiej strony - chcę oczywiście 100% tak jak sobie wymyśliłam i tak jak marzę by się całość odbyła. Poza tym  😍 😍 😍 bardzo, bardzo!

Zawodowo, czuję się spełniona - zarówno moja etatowa praca jak i freelancerskie działania pozwalają mi na coraz więcej i to mnie cieszy. Na szczęście w mojej branży nie ma dramatu, jeśli chodzi o covidowe obostrzenia... tak czy inaczej, mam momenty, w których mam ochotę zatrudnić się w fabryce kół zębatych, ale wtedy przypominam sobie że „horses aren’t cheap my child...” #takżetego

Jakoś tak się szczęśliwie stało, ze w tym roku nikogo nie ubyło u mnie w rodzinie, uf uf uf. Tym większe uff, ze przecież mogłoby... za to wśród znajomych - ich rodzin, czy dalszych krewnych... zgroza. Psikus taki, że nawet w czerwcu nas przybędzie  😁 (nie, nie ja - moja siorka zaciążyła! :P Egoistycznie odetchnęłam z ulgą, przynajmniej na jakiś czas ja mam spokój odnośnie pytań i upierdliwych tekstów...  😫 )

Moje obecne życzenie na Nowy Rok - oby ten stan mojego życia się utrzymywał jak najdłużej.
Zdrowego Nowego Roku - z resztą sobie poradzę.
Dziwaczny byl ten rok jak malo ktory...

Odwolali nam wymarzone wakacje, a potem pojechalismy na inne.
Dali mi podwyzke a potem zabrali 40% pensji.
Ucieklam z roboty na nizsze stanowisko a potem dostalam propozycje kierownicza.
Juz mialam sprzedac konia, a teraz mam dzierzawce i wracsm do jezdziectwa.

Rollercoaster 🙂
Na szczescie wspolpasazer wagonika ten sam i wcuaz cudowny 🙂

Moze jakos to bedzie drogi 2021!
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
03 stycznia 2021 20:53
Plany na 2020r.:
- wynająć mieszkanie (mimo że będzie mnie to kosztować jakieś 2/3 pensji),
- znaleźć stałą pracę (z umową), ale już nie fizyczną, bo nie dam rady,
- może pójdę na studia.
I już nic więcej nie planuję, bo to bez sensu.



A więc w 2020r.:
- znalazłam pracę w PIW i jestem w niej doceniana, mamy bardzo fajną ekipę, chociaż jest rotacja pracowników,
- wynajęłam mieszkanie 37m2, za które płacę prawie połowę pensji netto (pociesza mnie fakt, że koleżanki płacą tyle samo, a mają prawie o połowę mniejsze mieszkanka),
- poznałam sporo ludzi, ale to wszystko związane jest z pracą, którą wykonuję,
- auto szwankuje, stał pół roku u mechanika i nikt nie ma na nie pomysłu,
- musiałam wyjąć kolczyk z brwi, bo zaczęło się babrać i zrobiła się przetoka,
- chciałam kupić mieszkanie, ale moja zdolność kredytowa jest zbyt niska na dany region,
- zapisałam się na roczny kurs w Szkole Przygotowania Aktorskiego (chciałam zrezygnować przed rozpoczęciem roku, ale napisano, że już musiałabym zapłacić karę więc zostałam)- o nauce w niej wie tylko kilka osób, bo jakoś mi głupio,
- szefowa chciała wysłać mnie na studia podyplomowe, ale wszystkie zjazdy pokrywałyby się ze zjazdami w szkole więc odpuściłam,
- udało się spróbować leczenie mojej wady zgryzu bez wyrywania dolnych czwórek,
- problemy zdrowotne najbliższych.

Plany na 2021r.:
- szukać mieszkania do kupna,
- utrzymać się w danej pracy,
- dalej walczyć u ortodonty, chociaż zaczynam tracić chęć do tego przez utrudnienia, jakie mam przez aparat,
- ogarnąć swoje auto,
- częściej kontaktować się z najbliższą rodziną.

Nic więcej nie chcę. Moje relacje z ludźmi są co raz bardziej powierzchowne, nie chcę się w nic angażować, bo to nie ma sensu.
Scottie   Cicha obserwatorka
04 stycznia 2021 12:44
Nie robię planów na 2020 rok. Po prostu chciałabym go przeżyć.


Udało mi się przeżyć 2020 rok, chociaż najpierw myślałam, ze zabije mnie rak, a później- ze zrobi to COVID 😉

Dla mnie o dziwo ten rok tez był całkiem niezły. Początek roku był trochę stresujący ze względu na badania pod kątem raka, ale do tej pory niczego nie znaleźli i mam nadzieję, że już tak zostanie. Im cieplej się robiło, tym było lepiej
Zupełnie nie taki wyszedł ten rok jak się zapowiadał.
Zaczął się od dzikiej radości że przeżyłam (dziwną, wściekle zakaźną, bardzo bolesną infekcję wirusową z gigantycznymi dusznościami i kłopotami neurologicznymi, dzikim tętnem etc.,
bardzo licho ze mną było).
Potem głównie był strach. Nie do końca uświadomiony, ale wycofałam się na maksa.
Miałam takie ukryte marzenie, żeby nie musieć często chodzić na pogrzeby 🙁
I spełniło się w niewyobrażalny sposób 🙁
Ale też fakt że w bliskim gronie był tylko jeden pogrzeb - Janka Kowalczyka 🙁, jeszcze zanim "wszystko" się rozszalało.
Jednak parę rzeczy się udało:
- niezłe czworoboki oceniane obu koni (niestety, oczekiwanych zawodów już nie było, potem dwa nawroty ciągnących się mikro infekcji koni, typu "katar"😉
- zacny samochód - prezent
- finalizacja decyzji administracyjnej, na którą czekałam... 7 lat (ale rzecz nadal nie skończona, nadal użeranie się)
- latem niezwykle udany zjazd rodzinny, w stronach mojej mamy (wszyscy cali i zdrowi)
- bardzo udany plener (takoż bez komplikacji)
- i wielkiej zacności treningi daleko-wyjazdowe, aż chciało się żyć.
- frajdę urwała kwarantanna
Na ten rok chciałabym normalności. Żeby wszystko toczyło się jak powinno.
Na teraz marzy mi się choć kilka dni głębokiego śniegu, po raz pierwszy od... 11 lat.
Bo doczekaliśmy się rewelacyjnego ogromnego kwarcowego placu do jazdy, hipodromu (w sumie 4 czworoboki); tzw. pełna kultura.
Zdrowia dla wszystkich! Z resztą się jakoś poradzi.
Nigdy się nie udzielałem w takich wątkach. No ale...

1) Rodzina nam się powiększyła o Leokadię. Leokadia ma przesłodki, w tej chwili już dwuzębny uśmiech. Ma też, niestety, nader przykry sposób przerywania nam snu. W zasadzie od końca sierpnia nie przespaliśmy całej nocy. Dziś, dzięki wspólnym wysiłkom całej trójki z naszych najmłodszych, spałem około pięciu godzin, co jest sukcesem. Dwie godziny nosiłem Leokadię na rękach, żeby Żona choć na chwilę zmrużyła oczy. Dwa razy w nocy spacyfikowałem Bronisława - raz przekupstwem, raz terrorem. Weronka chora, więc marudna, ale przynajmniej - cicha...

2) W dniu narodzin Leokadii skasowałem samochód. Wracając rano po porodzie ze szpitala do domu - zasnąłem za kierownicą. W sumie - nic wielkiego się nie stało. Ale pierwszy raz dokonałem "szkody całkowitej" na pojeździe mechanicznym. Stąd - epokowość zdarzenia.

3) Zdrowie mi zdecydowanie podupadło. To już raczej kwestia wieku i nic się na to nie poradzi. Coraz trudniej chodzić, różne inne kłopoty też się pojawiają, to z mniejszym, to z większym nasileniem. No i dobrze! Zupełnie nie rozumiem ludzi, którym wydaje się, że będą żyli wiecznie. A przy okazji pandemii - mnóstwo takich się ujawniło. Z zadowoleniem witam pojawiające się oznaki mojej przemijalności. To jakaś szansa na odpoczynek...

4) Przez cały rok siedziałem na koniu jeden raz. Było fajnie. Biorąc pod uwagę pkt. 3 powyżej - możliwe, że był to ostatni raz.

5) Od marca cały czas na pracy zdalnej - i dobrze mi z tym. Początek był trudny, ale przystosowałem się. Wiele prac w domu i na gospodarstwie udało się ruszyć do przodu tylko dzięki temu, że nie tracę codziennie trzech godzin na dojazd do Warszawy i z powrotem.

6) Na początku pandemii wydawało się, że nadszedł nasz czas jako właścicieli "budżetowego pensjonatu na trudne czasy". Ludzie przenosili do nas konie bo u nas, z racji izolacji od otoczenia, nie było potrzeby wprowadzania żadnych ograniczeń pandemicznych. Z tego względu zdecydowaliśmy się na prestiżowo - utylitarną budowlę w postaci nowej stajni zamiast stodoły. Co okazało się może nie tyle błędem, co - nadmiernym optymizmem. Inne stajnie wycofały się z ograniczeń, ludzie przywykli, żadnego wielkiego krachu ekonomicznego nie ma - nie ma też i wielkiego popytu na nasze usługi. Utknęliśmy na trzech pensjonariuszach. Co przyjdzie nowy, to któryś ze starych się wyprowadza.

7) Rzeczą pasjonującą nas w ubiegłym roku najbardziej była groźba budowy kurników po sąsiedzku. Sprawa na razie utknęła - ni tak, ni owak. Ani nie jest rozstrzygnięta ostatecznie na "nie" - ani też nie widać, żeby miała się ziścić. W każdym razie - gruntu, na którym te kurniki ewentualnie stanąć mogą - wykupić nam się nie udało. I nie wiadomo, czy się uda. Im bardziej rząd naciska na poluzowanie polityki kredytowej i obniża stopy procentowe - tym niechętniej banki udzielają pożyczek. Rok temu wydawało się nam, że zakup tych parunastu hektarów jest w naszym zasięgu. W tej chwili - nie ma nawet o czym mówić. Bóg jeden raczy wiedzieć, co będzie w przyszłości.

W roku 2021 chcę wybudować stodołę.

Dziękuję za uwagę.


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się