Depresja.

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
12 stycznia 2021 13:40
tunrida, ja doskonale rozumiem, że głowa wie. Ale głowa i czucie to dwie różne rzeczy. Teraz wiesz, ale czujesz inaczej. Może musisz dać dojść do głosu uczniom i trochę ich wysłuchać. Samemu to jest do zrobienia, ale jest ciężkie. Ja tez jestem skrajnie logiczną, kontrolującą i zadaniową osobą, musiałam się dopiero tego nauczyć, żeby dać sobie przestrzeń na różne uczucia i zacząć odpuszczać kontrolę.

Ale wybór jest Twój. Możesz zacząć od tabletek 🙂
I co on mi na to odpowie mądrego, skoro to co mówię to jest święta prawda?
Z moich doświadczeń psycholog nie służy do odpowiadania. Nawet nie służy do bycia jakimś lustrem. Ale dodanie takiej osoby do krajobrazu zmienia sytuację. To naprawdę (serio, serio) zmienia sytuację, czy mieli się coś samemu w głowie, czy dopuszcza się kogoś z zewnątrz. Wykształconego, zainteresowanego, ale nie zaangażowanego osobiście. I nie wiesz, jak zareaguje, co odpowie. Zgadujesz (po próżnicy, moim zdaniem).

Są rzeczy, które sama wiesz (sto razy lepie od nas laików), więc to roboczo:
- przeszłaś kowid, miałaś objawy neuro (węch? utrudnione myślenie?) --> może Twoja chemia mózgowa jest teraz inna (myślenie, nastrój, hamowanie wzburzeń, coś w ten deseń)
- masz bardzo dużo zobowiązań i obciążeń (prywanie, powiedzmy, jak każdy – ale do tego też odpowiedzialna robota) --> może to nie jest od czapy, że zaczynasz strajkować – trochę świadomie, trochę emocjami, nawet nienazwanymi...

Na pierwszym to Ty się znasz. Albo Twoi koledzy.
Co do drugiego – może warto zamiast brać suplement na "bycie jeszcze większym herosem" obadać tę sytuację? Patrz:początek postu.
- ty wiesz, że z tym covidem może być coś na rzeczy!!! Bo teściowa choruje od września i ja od września wiem że będzie strasznie. Ale dopiero od miesiąca czuję się depresyjnie. ( Covid 2 miesiące temu)  Może nawet nie depresyjnie, a melancholicznie! Idealne słowo. Melancholia mnie dopadła. Coś co jest totalnie obce  mojemu jestestwu! Żyję całe życie "tu i teraz", czerpiąc garściami radość z bycia i życia. Bez żadnych nostalgii niepotrzebnych, rozkmin nadmiernych. I całe życie było mi tak dobrze.
A jakoś od miesiąca melancholia.
No teściowa chora i umrze, to fakt. Z drugiej strony ma swoje lata i to normalne. Szkoda że będzie cierpieć.
Dziecku szkoła nie idzie ale cały czas braliśmy to pod uwagę, więc nijakim zaskoczeniem to nie jest. A poza tym dzieciak jest spoko i super.

Jak wspomniałaś mi o tym Covidzie, to sobie przypominam że jak czułam te mgłę mózgową to było to dla mnie tak samo dziwne, jak ta melancholia która przyszła. Totalnie nagle. I totalnie dla mnie obce uczucia.
Kurde....nie wiem czy właśnie nie strzeliłaś w sedno!

- Mówisz o robocie, odpowiedzialności itd. To nie to. 20 lat tak pracuję i zasadzie to mam teraz prostsze roboty niż kiedyś. Nie czuję żeby mi odpowiedzialność przeszkadzała. Prędzej za dużo robót. Ale jak mąż słusznie zauważył, pracuję mniej i 2 tygodnie leżałam na dupie z covidem odpoczywając. Święta wolne. Nie....to nie to.

- Psychologa zostawię sobie na ostateczność. Nie czuję klimatu. Ale oczywiście zdaję sobie sprawę że gadam teraz pewno jak każdy zwykły oporny ludź który ma milion wytłumaczeń  na poparcie swojego zdania.
Zacznę od prochów.   🥂

Edit- minęło 2 m-ce po covidzie a ja nadal nie mam do końca smaku. Mleka nie czuję jak należy. A czasami też niektórego mięsa. Mgłę mózgową i uczucie otępienia miałam silne! Zaczęłam się bać czy dam radę pracować. Ale widzę że powoli mija. No i ta melancholia teraz.
Faktycznie mój układ nerwowy oberwał.
Mam konia, któremu zmienił się charakter po ciężkiej wirusówce, która poszła mu po neurologii 😉
Rozumowo jest taki sam. Ale nie radzi sobie z emocjami tak, jak wcześniej, duuużo słabiej wyhamowuje z nakręcenia.
Ale nie dość, że koń nie homo sapiens, to jeszcze mózg tak czy inaczej organ dość skomplikowany.
Możliwe że się to wszystko nałożyło. Podatny po covidzie mózg nie poradził sobie z emocjami choroby teściowej i szkoły syna.
Będę łykać najzwyklejszą, najprostszą fluoksetynę w połowie dawki. I zobaczymy.
Jak sobie to wytłumaczyłam covidem to łatwiej mi podjąć decyzję o prochach.  😉
Dziękuję  :kwiatek:  sama jestem ciekawa czy mi to minie. Ta melancholia, że "marność wszystko, marność".
dea   primum non nocere
13 stycznia 2021 19:19
To jeszcze w temacie tych studiów 😉 jako weteran studiów informatycznych powiem, że matma i owszem, ciężka, wielu ludzi się na niej potyka, ale jeśli ktoś chce zostać, to zostaje. Najważniejsze jest jak czuje programowanie. Jak się przebije przez ten pierwszy rok, to już będzie dużo łatwiej. Najwyżej będzie miał powtórkę na przyszły rok 😉 najważniejsze czy to jest to, co chce robić. Wylecieć nie tak łatwo. Będzie dobrze!!  :kwiatek:
Chce. Bardzo chce. A programować kocha i jest w tym dobry. On siedzi i non stop coś tam programuje. Niestety ta matma zaś jest też na kolejnych latach. I coraz trudniejsza. Liczymy się i z ewentualnym warunkiem z matmy. I z warunkami co rok. A jak nie, to pójdzie na jakieś prostsze informatyczne, dla papierka. Teoretycznie luz.
A praktycznie to ja się tym gryzę.
Dziękuję za podniesienie na duchu.  :kwiatek:
Prochy kupiłam i patrzę na nie podejrzliwe. Ludziom przepisuje a sama się waham czy łyknąć.  😂
tunrida i jak się czujesz? Całkowicie rozumiem tego psychologa. Ja mam wrażenie, że mi po terapii gorzej. Bo mnie wkurza to co on mówi, ja wiem to wszystko, nie mam jakiejś spaczonej wizji świata tylko nie potrafię wprowadzić tego wszystkiego w życie. Przeszłam terapie, z różnymi psychologami i serio, byłam tak zażenowana słuchaniem ich. Chociaż ci sami psychologowie świetnie pomogli moim znajomym... Nie wiem czy się dobrze wyraziłam, może nie trafiłam na odpowiedniego..

A ja przyszłam się trochę pochwalić. 🤣 Prawie 4 miesiące temu wyprowadziłam się z Wawy, kolejna duża zmiana dla mnie. Mojej stałej pracy nie wykonuję przez covid, jestem całkowicie spłukana. Szukam pracy w zawodzie bo za dwa tygodnie kończę studia.  😲 Przeszłam multum rozmów, były jakieś okresy próbne, kolejne zaplanowane. I chociaż wydawałoby się, że powinnam to bardzo źle znosić to oprócz krótkiego okołoświątecznego załamania rzygam sobie tęczą.  😍 W końcu ostatecznie zakończyłam swój związek, miałam kolejne przewertowanie bliskich znajomych (pozostali Ci sami co zawsze  😍 ). Najlepsze w tym wszystkim jest to, ze im mam mniejsze oczekiwania, mniej planuję to nagle wszystko samo się układa. Zawsze miałam z tym ogromny problem. Szukanie pracy okazało się super, jeżdżę po różnych klinikach w Polsce i za granicą. Nauczyłam się żyć dobrze sama ze sobą, spędzać sama czas. Otworzyłam się na ludzi i poznałam mega wartościowe osoby. I naprawdę nie pamiętam kiedy ostatnio tak dużo się uśmiechałam.  🙂
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
04 lutego 2021 10:13
Sonkowa bo przede wszystkim psychoterapii nie może prowadzić psycholog, a tylko i wyłącznie psychoterapeuta. Jeśli chcesz profesjonalnej pomocy - idź do specjalisty. Certyfikowanego psychoterapeuty, lub w trakcie certyfikacji, korzystającego z superwizji. Chodzeniem do niekompetentnej osoby można sobie zrobić krzywdę. Super, że Ci się układa i dobrze się czujesz!  😀 Powodzenia z zakończeniem studiów  🙂
Czuję się różnie.
Nie łyknęłam ten fluoksetyny. Spróbowałam 1/2 tabl asentry i bardzo źle się poczułam. Miałam ucisk w mózgu, zaburzenia koncentracji i uczucie oszołomienia. Minęło dopiero po kilku godzinach. I się zniechęciłam.
Kupiłam jakąś ashwagandhe ale raczej nie działa.
I chyba jednak to NIE jest po covidzie, ale ma związek z chorobą teściowej i nauką młodego. Bo jak teściowa przez chwilę miała lepsze wyniki a młody mniejsze problemy z matmą, to mi momentalnie świat wyglądał zajebiście i było jak kiedyś.

Nie będę nic łykać z tabletek. Zrobię to, czego się tu nie poleca. Po prostu wezmę się w garść i zbiorę do kupy.  😉 Bo to że się ma różne problemy, to normalne. Muszę się po prostu nauczyć żyć ze świadomością chorej teściowej i problemów z matmą.  🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
04 lutego 2021 10:44
Sonkowa, różne są nurty i na różnych ludzi działają. Nie  wiem w jakich nurtach byłaś, ale może po prostu nie były dobrane do Ciebie?
Przepraszam, napisałam skrótowo. Byłam oczywiście na terapii u psychoterapeuty. U psychologa byłam raz kiedyś na początku.
dea   primum non nocere
05 lutego 2021 05:58
tunrida na teściową nie poradzę 🙁 ale matmą serio się nie dołuj. Jeśli on tylko chce zostać na tych studiach, a nie daje się Tobie pchać (takie przypadki faktycznie wylatywały), to naprawdę kojarzę przypadki z ogromnymi problemami, które z "trójką na szynach" w końcu przechodziły. Było x terminów poprawkowych, chodzili do wykładowców prosić. Wykładowcy to zazwyczaj też ludzie, dziekani również... Ci ciency z matmy aktualnie z powodzeniem sobie stukają w klawiaturę  :kwiatek:
Wiem, wiem.  :kwiatek: Dziękuję.  :kwiatek:
Tylko rozum i logika swoje a te durne emocje swoje. I teraz świetnie rozumiem pacjentów.  😂  Ja też potrafię im udzielić takich logicznych odpowiedzi jak Ty mi teraz, a widzę że oni nie potrafią z nich skorzystać. I to jest dokładnie to samo co się teraz dzieje ze mną.  😵
Ale ogarnę, ogarnę. Dziękuję  :kwiatek:
Sonkowa, różne są nurty i na różnych ludzi działają. Nie  wiem w jakich nurtach byłaś, ale może po prostu nie były dobrane do Ciebie?



To jest bardzo cenny punkt. Nurty psychoterapii nie są uniwersalne, nie działają tak samo i nie mają takich samych założeń.
Ja byłam 4 lata w terapii Gestaltowskiej i to był strzał w dziesiątkę od samego początku. Ale to był... czysty fart. Wtedy nie miałam bladego pojęcia o nurtach i różnicy między nimi. Gdyby trafiła na CBT albo na psychodynamiczną, to bardzo prawdopodobne, że bym się zniechęciła.
Hej, jak się trzymacie? :kwiatek:

W końcu "wymusiłam" na partnerze wizytę u lekarza i słusznie, bo lekarz stwierdził depresję i przypisał sertraline (póki co 50mg, docelowo będzie 100, zobaczymy) i obawiam się, że będzie miał nudności na początku. Co jedliście jeśli mieliście właśnie ten skutek uboczny? :kwiatek:
Pół tabletki dziennie dopóki się organizm nie przyzwyczai. A nawet od ćwiartki można zacząć. I dopiero potem przejść do 1 dziennie. Żeby zminimalizować działania niepożądane, włączamy lek stopniowo.
Dramuta, super, ze sie partner zdecydowal na wizyte!  💃
Ja mialam wprowadzana sertraline z dwa tygodnie chyba, poczatkowo kilka dni po cwiartce, pozniej polowke i dopiero po tym etapie bralam cala tabletke (a dawka byla najnizsza bo 25mg). Tak jak Tundrida pisze, stopniowe wlaczanie leku wiele daje (ja moze przez jeden dzien mialam lekkie zaroty glowy).
Mi przy sertralinie pomagało branie podczas posiłku. No i pilnować pory brania, bo jak się spóźniałam to miałam przeokropne migreny...
Teraz w szpitalu nie są w stanie podać mi przy posiłku, więc trochę mnie mdli.
Aż zacytuję siebie z wątku dla zdołowanych sprzed miesiąca. Sytuacja prawie bez zmian.

Czuję, że mnie to NIC, jak w tytule  🙁
Od stycznia nie przedłużyli mi umowy o pracę. Nie spodziewałam się, bo cały czas było "a potem, a w styczniu..." I wydaje mi się, że w ostatniej chwili zrezygnowali z dalszej współpracy. Praca genialna (choć płaca do dupy), uwielbiałam ją, rzuciłam się w to cała, za mocno zaangażowałam... ale nawet nie wiedziałam, że będzie mi się chciało wstawać na 7 rano dojeżdżając 40 km w jedną stronę. Tzn jak trzeba to wstawałam i wcześniej, ale nigdy mi się aż tak nie chciało.
Z mężem mieliśmy się rozstać dzięki czemu zaczęliśmy rozmawiać... no to postanowiliśmy dać sobie szansę... i rozmowy jakiekolwiek ustały  😤
Samochód mi się sypie, kasy na razie na nowy nie mam... stać nas na kredyt... ale za chwilę może nie być "nas" więc trudno się w to ładować...
Czuję się jakbym fizycznie spadała w przepaść, trzęsę się czasami w środku jakbym wibrujący telefon połknęła... boję się bezczynności i siedzenia w domu, tego, że już nigdy nie trafię niczego fajnego... mam wrażenie, że jestem na granicy paniki ze strachu... choć rozumowo wiem, że nie ma powodu...
No nic tylko iść się powiesić  😵


Do niedawna tkwiłam w niebycie. Problemy ciągłe z żołądkiem - nie mogę jeść; spanie też takie jakby nie spanie - zasnąć nie mogę, budzę się; kładę się i jakby mnie ktoś pod prąd podłączył a na wysokości przełyku wibruje mi "jakby połknięta komórka"; ręce mam rozdrapane do krwi. Oprócz rąk to nigdy tak nie miewałam. Spać i jeść mogła zawsze, niezależnie od sytuacji.
Próbowałam już od jakiegoś czasu terapii, ale się nie zgrałam jakoś z panią... Poszłam niecały miesiąc temu do mojej psychiatry i skierowała mnie na oddział dzienny. Na razie on-line jeszcze najbliższy tydzień a potem już stacjonarnie. No i kolejne leki, nie lubię się faszerować, ale spać muszę.
Mąż się ciska, przecież ja tam idę: "żeby nic nie robić, a w ogóle to głupoty i wyłudzanie pieniędzy z NFZ (taka forma terapii ogólnie, nie tylko u mnie), chcę się utwierdzić w tym, że robić nic nie muszę"  😵
Ja nie wiem jak ja go przeżyję jak będę wracać, bo wiem, że to nie jest "siedzenie i gadanie o wszystkim i o niczym". No a chciałabym pewne rzeczy poukładać sobie zanim zacznę robić porządek z życiem.
Trzymajcie kciuki, żebym dała radę, bo boję się, że kogoś w końcu zamorduję... albo siebie wykończę.
SzalonaBibi, trzymam kciuki bardzo mocno. Jak to mówią 'jak przechodzisz przez piekło to się nie zatrzymuj'. Teraz jest do D, ale coś robisz. Leki, terapia. Jest nadzieja, że im dalej tym będzie lepiej. Póki co staraj się przetrwać, ściskam!
ms_konik   Две вечности сошлись в один короткий день...
15 lutego 2021 10:43
SzalonaBibi, ściskam...
I ogromnie Ci współczuję braku wsparcia od teoretycznie
najbliższej osoby. Często się to obserwuje
i uważam, że to jest zatrważające, że ktoś tuż obok
spokojnie patrzy, jak ta druga osoba się męczy ze sobą
i wylewa mocz albo jeszcze kopie leżącego...
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
15 lutego 2021 11:02
SzalonaBibi, trzymam za Ciebie kciuki.
Mnie się życie posypało, wylądowałam u psychiatry i na terapii, a mój mąż tego nie rozumiał zupełnie. Nie ćpaj tych prochów, weź się w garść, przestań se wmawiać, itd, itp. Bez przerwy kłótnie, bo ja nafurana tabletami chodzę, bo mi się nie chce za życie wziać. W końcu poprosiłam naszą wspólną znajomą, która on bardzo ceni, żeby mu wytłumaczyła, że depresja to choroba, a leki nie ryją beretu, tylko poprawiają przepływy. 2 razy z nim gadała i w końcu załapał.

Życie kopło mnie w tyłek konkretnie, myślałam, że się nie pozbieram. Do tego zdrowie posypało mi się totalnie, z wisienka na torcie w postaci guza mózgu.
Ale powoli staję na nogi, układam se to wszystko w głowie i wracam do życia. Najważniejsze, to szukać pozytywów w całej posranej sytuacji. Jestem na lekach, na terapię chodzę, leczę całą resztę moich przypadłosci i uczę się otwarcie rozmawiać o swoich problemach.
Trzymaj się, dasz radę. I nie bój się leków i terapii. To Ci pomoże wstać z kolan.
BASZNIA   mleczna i deserowa
15 lutego 2021 12:12
SzalonaBibi, o ile pamiętam, byłaś już na ostatniej prostej do rozstania.... Chyba to jednak był dobry pomysł. Wiem, że wątek nie ten i wiem, że to nie jest łatwo, ale musisz się mierzyć z wieloma rzeczami i jeszcze z nim.... Słabo. Ściskam i trzymam za Ciebie kciuki.
Dzięki wam wszystkim. Leków się nie boję tylko nie chcę ich do końca życia coraz więcej. Mam nadzieję chociaż częściowo i powoli ograniczać. Pod kontrolą lekarza oczywiście. Plusem tej formy terapii jest spójność z lekami, bo moja psychiatra tam pracuje.
Miałam się rozstawać, ale: umówiliśmy się, że dajemy sobie czas do maja/czerwca. Niby on nie dotrzymuje, bo cienia chęci rozmowy nie ma (pomimo moich wielokrotnych prób), ale ja chcę być fair. Nie chcę też podejmować tak istotnych decyzji w dużych emocjach, wydaje mi się, że lepiej bardziej "na zimno". No i gdzieś się muszę podziać, z kobyłami (nie wyobrażam sobie, żebym potrafiła bez nich funkcjonować, toż to najważniejsze (no, zaraz po córce) co mam w życiu). Łatwiej coś ogarniać wiosną/latem a nie zimą.
SzalonaBibi Ja może mężatką nie byłam, wieloletniego związku tez nie miałam. Gówniara ze mnie jeszcze w sumie. Ale tez byłam w takiej sytuacji. Tez dawaliśmy sobie szanse bo jak ja sama mieszkanie wynajmę, jak sobie poradzę. I przekładałam to rozstanie miesiącami bo przecież dogadaliśmy się, obydwoje niby chcemy. A później znów było milczenie, wyrzuty o wszystko i to, że jestem leniwa i ćpam leki żeby usprawiedliwić swoje lenistwo tez słuchałam regularnie. Ostatkami sił zebrałam się w sobie i go pogonilam. I to pogoniłam go w momencie jak było stabilnie (nie było kłótni, był spokój, nawet jakoś się dogadywaliśmy). Ale wiedziałam, ze to przejściowe i trzeba to w końcu zakończyć. Bez przekładania. I to było najlepsze co mogłam dla siebie zrobić. Bo poczułam jak spadł ze mnie ogromny ciężar. I cała reszta zaczęła się układać. Nagle zaczęłam spać normalnie, bez leków. Póki co z lekarzem odstawiłam leki - i jest super. A jeszcze kilka miesięcy temu dzwoniłam zrozpaczona do tunridy bo przespać ciągniem dwóch godzin nie mogłam bo budziłam sie cała zlana potami od jakiś koszmarów nocnych czy po prostu nie mogłam spać. Obecnie ciężko mnie budzikiem dobudzić i nie śni mi się nic. Okazało się, ze dobra organizacja i nie ma problemu z utrzymaniem się. Że jak zakończyłam tą toksyczną relacje to nagle odzyskałam siły, chęć do życia. Ze nagle przestałam spędzać całe dnie w łóżku, przyszły siły na bieganie, za wzięcie się za siebie. Naprawdę, to było najlepsze co mogłam zrobić. I wiem, że to brzmi jak głupie gadanie. Bo sama tak to odbierałam. Ale naprawdę - polecam. Spróbuj konie oddać we wspoldzierzawe, może jakieś jazdy na nich prowadź. Ja tez się przed tym wzbraniałam a później okazało się, ze trafiłam na super osobę, na której zawsze mogłam polegać.
Życzę Ci dużo siły i ściskam mocno!
dea   primum non nocere
15 lutego 2021 23:11
Ja ze związku wyszłam z depresją (i wspólnym kredytem) po 10 latach. Nie widziałam czego chcę, kim jestem, najprostsze czynności wymagały nadludzkiej siły. Też sobie dawaliśmy szansę. I on nawet obiektywnie jest bardzo pozytywnym człowiekiem. I chcieliśmy dobrze 😉 a i tak było toksycznie. Teraz on jest w innym związku, mam nadzieję, że szczęśliwym, a ja jestem poza związkami i szczęśliwa jako matka. Depresji boję się jak ognia, była straszna. Oby nigdy nie wróciła. Trzymaj się, zbieraj siły i... Kończ to. Może to jak u mnie, nie tyle choroba fizycznie, co brak sił na uciągnięcie życia w aktualnym kształcie... Bierz każdą pomoc, którą widzisz. Będzie dobrze!
Co prawda dzień się już kończy, ale nie tylko dzisiaj warto wspominać.

Dzisiaj Światowy Dzień Walki z Depresją

Trzymajcie się wszyscy co osobiście się zmagacie... i ci współchorujący i wspomagający.

Musimy jakoś dać radę. Cholernie nas dużo, my nie świry... po prostu chorzy ludzie  🤔
Czekam na teleporadę... Leki jakby przestały działać. Może nie totalnie, ale nie czuję się już tak dobrze, jak na początku brania.
Ja byłam na jednej wizycie, ale coś mi nie podpasował terapeuta i szukam innego. Po wypłacie pewnie się umówię, luty mnie trochę przetrzepał finansowo więc poczekam do marca.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się