Koniec z jeździectwem?

M pandemia pokazała jak cudowne jednak mamy hobby. Obserwowałam i słucham moich znajomych, rodzinę. Każdy miał dość tej izolacji, siedzenia w domu... a ja i tak musiałam jechać do stajni, ogarnąć konie, pojeździć, spotkać znajomych. Oprócz tego ze w weekendy nie było gdzie pójść do knajpy czy na piwo, to naprawdę nie odczułam zamknięcia. Zawody tez wróciły, można było pojechać i zmienic otoczenie..🙂
xxagaxx, to prawda.
Ale jak masz psa to taki sam efekt.
busch   Mad god's blessing.
06 maja 2021 16:38
[quote]Niemniej ... zgadzam sie z też z <b>halo</b> jeśli chodzi o sprawczość - Ty decydujesz i Ty tu rządzisz - Ty trenujesz i Ty widzisz lub nie efekty, Ty wkladasz w to sile, czas, rozwijasz wiedzę itd ... to duuużo daje. Kiedyś mialam taka rozkmine ze chyba wiem czemu nie czuje potrzeby dzieci - bo ja mam sie kim opiekować, otaczać troską, brac na wakacje... i duzo wcześniej ta potrzeba zostala zaspokojona- bo w wieku 20 lat miałam `bombelka` w stajni który pochłaniał tyle czasu, troski, że nawet przez głowe nie przeszło ze dziecka potrzeba (nawet lata póżniej)[/quote]

Merlot, Jeszcze zależy z czym porownujesz te sprawczość? Z ogólnym żyćkiem? No to faktycznie konie dają więcej kontroli. Z innymi hobby? Słabiutko.

Teraz np. trenuję siłowo i tak naprawdę 'zwrot z inwestycji' jest tydzień w tydzień, bo praktycznie prawie co tydzień jestem nieco silniejsza i mogę dowalić na sztangę nieco więcej ciężaru. W jeździe konnej to są dużo dłuższe interwały, może miesiąc do miesiąca a może kwartał do kwartału z młodym koniem chociażby? A może z koniem jest progres, regres, fluktuacja i już w ogóle nie wiesz czy się w sumie cofasz czy co xd

Brak zmiennej w postaci konia to też ogromna różnica, ja wiem dokładnie czy dziś mi się nie chce, czy mnie coś boli, co mnie boli, w którym miejscu, czy np. czuję potrzebę iść do fizjo bo gdzieś brak mi ruchomości. Z koniem trzeba się domyślać, może wcale mu nie brak ruchomości, tylko źle dajesz pomoce chociażby? Więc z natury rzeczy idzie wolniej. I masz na mniej rzeczy wpływu.
busch, tez nie rozumiem w jakim sensie konie daja jakas " sprawczosc", ale zrzucilam to na karb mojej uwsteczniajacej sie znajomosci polskiego 😅

Jak porownam z moim drugim hobby (wspinanie) to niebo, a ziemia, przy wspinie de facto wszystko zalezy ode mnie, jak trenuje i mam dobra faze mentalnie, to jest progres gwarantowany, jak nic nie robie to tez nie ma tragedii. A konie... wezmie toto wyjdzie na dwor i sie malo nie zabije i tyle progresu i sily sprawczej z mojej strony. Chyba ze ta sila sprawcza jest taka, ze moge konia przeciez nie wypuszczac na dwor...?

I o ile wspinanie to na poziomie rekreacyjnym, jakies 6b gora, to raczej 2+3=5 (pod dwa podstaw trening silowy, pod trzy techniczny), o tyle jazda konna to rownanie z dwoma niewiadomymi plus funkcja kwadratowa ziemniaka 😑 gdzie dlugie dupogodziny kombinujesz i rozkimniasz, o co niezbyt madremu poltonowemu zwierzakowi moze chodzic i jak z nim sie dogadac i co robisz nie tak, ze dalej cie nie rozumie albo zrozumiec nie chce. Ten element rozkminiania i szukania pasujacych rozwiazan jest calkiem ciekawy, jasne, ale z drugiej strony bywa to frustrujace.

Osobiscie najbardziej lubie konie-projekty (tak sie na to u nas ladnie mowi 😉 ) i po namysle wlasnie dlatego, ze daja najlatwiejsze poczucie satysfakcji i najbardziej widzialne efekty: kon nie chodzil stepem wcale, bo caplowal, debowal i wil sie jak piskorz -> kon chodzi stepem, luhuu, 300% progresu i kazdy sie zgodzi, ze to progres. A jak kon juz jest jakos zrobiony to zaczynaja sie pietrowe rozwazania o najprawidlowszej sylwetce, pomocach, niuansach i (jako ze o swiatku dresazowym mowie) i ogolne rzucanie sie sobie nawzajem do gardel.

Jakos pod panelem czy w skalach nigdy nie ma lozy szydercow, obcy ludzie robia doping i kazdy daje jakies wskazowki, a przy czworoboku jest wieczna szydera ze a bo ustawienie nie takie, za pionem, za sztywne plecy, zad za slabo podstawiony, za malo impulsu, tempo za wysokie, dosiad siaki a owaki, kazdy wie lepiej i ma swoje trzy grosze do dodania 🙄

Po jeszcze glebszym namysle kon jest glownie moja odtrutka na lockdown (ktory u nas od marca 2020 nigdy sie nie skonczyl...) i jako ze kupno drugiego mi sie posypalo to sie waham, czy w czasach bez lockdownu by mi az tak na koniach zalezalo? I w sumie nie wiem, bo konca lockdownu nie widac 🤷
busch, ale sprawczość nie dotyczy wpływu na siebie(!) tylko na otoczenie. Zajeździsz konia - wywarłaś wpływ na świat. Trwały. Coś wygrasz - wygrałaś. Dzięki twoim staraniom koń nabiera masy i połysku. Delikatna łydka - i zakłusuje. Itd.

Dałaś świetne przykłady. O to też chodzi. Ponieważ dokładnie tak jest w setkach obszarów życia. I aby mieć gwarantowany "zwrot z inwestycji" trzeba solidnie zawęzić obszary swojej eksploracji. Ryzykowne jest małżeństwo, macierzyństwo, udział w ambitnych projektach, budowy i inwestycje finansowe, biznes, przyjaźń, podróż, wybór lekarza, sport, sztuka, polityka, nawet zakupy... Takie teksty napotyka się w życiu co i raz, czego by to nie dotyczyło. I konie właśnie na to skutecznie hartują. Świetnie uczą asertywności itd. Negocjowania i wywierania wpływu. Obiektywnego szacowania własnych sił i umiejętności. Trafniejszej obiektywizacji niż pojedyncza opinia. Realizmu. Zarządzania innymi tak, by byli zadowoleni. Konie, i koniarze, są genialnymi nauczycielami praktyki "kompetencji społecznych". To bezcenne. Np. od razu wiedzieć, kiedy ktoś cię wrabia, kiedy sobie pogrywa. A kiedy warto zaufać. Że nie warto wkładać ręki w ogień itd.
busch,

Zgodzę sie z tym, że z innym spotrem w którym nie ma partnera (konia) jest inaczej i np łatwiej rozwiać pewne kwestie fizjo u siebie niż u konia. Brak tej zmiennej oczywiście ma znaczenie. Ja lubię sporo jeździć na rowerze i no jasne ... jak mam flaka to mam flaka a nie srały muchy może kopyto a może nóżka a może 567 innych rzeczy.

Jednak biorąc pod uwagę normalne życie - to własnie konie dały mi poczucie ,, sprawczości" (chyba, że źle to nazywam?)
Czy wyjdą, kiedy wyjdą, jaki mają plan treningowy, co jedzą, jak jedzą, czy fizjo czy już wet - i mozliwość modyfikacji (tych i innych kwestii) dobrania odpowiednich opcji dla konkretnego egzemplarza w połączeniu z satysfakcja i ich progresem. (jasne, że są góry i doliny) No, dla mnie to jest ta sprawczość 🙂


Ryzyko jest zawsze...że padnie- na to nie ma mocnych i może to zrobić w boksie, nie musi na padoku.
Podobnie jak na złodzieja co ukradnie Ci rower - shit happens 💩

kokosnuss

temat loży szyderców to temat rzeka ... ale dokładnie tak jak mówisz - w innych sportach na poziomie rekracyjnym po prostu tego nie ma... w jeżdziectwie po prostu każdy myśli, że nie jest amatorem - rekreantem bo nie jeżdzi w szkolce i staruje nie wiem np P😜
mnie to zawrotnie brawi w sumie 😅
Perlica, jednak nie do końca tak samo z psem
Mam psy i mam konia - koń w tych okresach ograniczenia przemieszczania się wiosną zeszłego roku dawał mi sporo więcej odsapnięcia. Z psami się na nielegalu po lasach poruszałam a do stajni wpadałam na kilka godzin (jeszcze psy brałam) i był total luz i odcięcie się. Nawet gadałyśmy po tamtym okresie ze znajomymi, że stajnia dała niezły bufor od rzeczywistości.

Zresztą dla mnie stajnia zawsze była miejscem, w którym się odcinam od wszystkiego. I bardzo to sobie cenię. To za czym tęsknię to zawody - ale nie jest tak, że żyć bez nich nie mogę. Coś tam sobie jeżdżę, nawet z trenerem - bez szykowania się do zawodów i na luzie. Cieszę się jak koń w formie. Jestem przekonana, że jest to ostatni mój koń i po nim zostawię to całkiem (wiek mój też robi swoje) ale ten konkretny koń to chcę żeby żył jak najdłużej - jest tak ważnym dla mnie zwierzakiem, że nie bardzo umiem sobie wyobrazić świat bez niego.
Postanowiłam napisać małą aktualizację.
Pisałam w tym wątku prawie 2 lata temu, kiedy byłam w ciąży i martwiłam się jak pogodzę macierzyństwo z jeździectwem.
Pisałam po prawie roku bycia mamą, że fajnie nadal trenuję, byłam nawet na zawodach.
No... jestem właśnie w 2 ciąży i wczoraj wystawiłam mojego ukochanego, wymarzonego i wyczekanego sport konia na sprzedaż 😭
Także chyba czeka mnie koniec jeździectwa.
Czego sobie nie wyobrażam, jeżdżę od 27 lat. Pół życia w stajni.
Także życie pisze różne scenariusze...
Nie możesz go na rok wysłać na łąki/wydzierżawić?
Rozważam wszystkie opcje.
Próbowałam współdzierżawy, jazd pod moim okiem-to generalnie po kilku jazdach obcych ludzi kończyło się, że kompletnie odmawiał współpracy albo boleśnie wysyłał na glebę.
Trudny to jest koń i wymagający.
Niestety nie funkcjonuje też dobrze w trybie praca 3-4 razy w tygodniu (na więcej przy 2 dzieci sobie nie pozwolę).
Oddanie go w trening do kogoś sensownego to znowu spory koszt.

Muchozol2   Nie rzuca się pereł przed wieprze ;)
30 sierpnia 2021 00:12
pati12318, a łąki tak jak kare_szczescie pisała? Nie praca 3-4 razy w tygodniu, ani trening, a totalny luz dla zwierzaka 🙂.
No tak, ale jak wróci z tych łąk to nadal nie będzie opcji na częstszą pracę i to pewnie przez najbliższych kilka lat 😓
pati12318, właśnie ostatnio o Tobie myślałam 😉

Ja bym sprzedała, po co generować koszty łąką. Odstawienie konia w sile wieku , który pracy potrzebuje to też nie jest super rozwiązanie, bo skąd wiadomo czy ną łąkach z nudów dymić nie będzie, zanim przywyknie do trybu nic nie robienie?

Jak dzieci podrosną i będziesz miała czas na jazdę to sobie konia kupisz i już.

Perlica dokładnie o to mi chodzi. To jest koń naprawdę w top formie.
Ostatnio nasza fizjo nie mogła się nadziwić jak on jest nabudowany mięśniowo.
Ciężko mi sobie wyobrazić go nagle w takim trybie nic nie robienia.
Od kilku tygodni pracuje mniej (ale jednak nadal te 3-4 razy w tygodniu) i co on przez ten czas odwalił, to naprawdę cud, że nie urodziłam ze stresu.
Np pierwszy raz wyrwał mi się z lonży (na ogłowiu) i przez 15 minut napieprzał dzikim galopem okrążenia po placu 😱
Muchozol2   Nie rzuca się pereł przed wieprze ;)
30 sierpnia 2021 11:31
Jeśli to wymarzony, ukochany koń, to może warto przetrzymać. Sprzedaż spełnionego marzenia to jednak spore emocje i pytanie czy taki stres nie odbije się negatywnie na dzieciach? Nie wiem, głośno sobie myślę teraz.
pati12318, rozumiem doskonale o czym piszesz.
Muchozol2 tak stres jest mega, łzy i rozpacz.
Konia traktuję jak członka rodziny.
I tu naprawdę nie chodzi o pieniądze tylko o moje bezpieczeństwo.
On teraz tak odwala, że już dwa razy było blisko tragedii (w sensie tragedii dla mnie i dziecka w brzuchu).
Boję się jazdy na nim po porodzie, kiedy będę dochodzić do siebie, mam duże problemy z kręgosłupem i każde jego brykando to będzie mega ryzyko.
Gdybym mogła go dać komuś do jazdy, kto sobie z nim poradzi i nie będzie stosował metod, których ja nie akceptuję, to ja naprawdę mogę go dalej utrzymywać i płacić za jego dobrobyt.
Ale takiej opcji nie znalazłam.
Pojawiła się jedna opcja oddania go w trening zawodnikowi, który naprawdę fajnie i bezprzemocowo jeździ - ale tylko z opcją wstawienia do jego stajni. A tam padoków brak, konie wychodzą na kilka godzin maks na mikro kwaterki.
Także kurde masakra.
Muchozol2   Nie rzuca się pereł przed wieprze ;)
30 sierpnia 2021 13:56
Twoje i dziecka bezpieczeństwo najważniejsze, oczywiste.
Jednak jeśli obawiasz się złych warunków (po Twoich postach widać, że zależy Ci na dobru konia) to sprzedając nie wiesz gdzie trafi.
No dlatego sytuacja taka trochę patowa. Każda decyzja zła.
Może rok na łąkach go uspokoi? Ja mam konia wesołego, w tym roku miał 3 duże przerwy i wracał do pracy bez żadnych dziwnych pomysłów (baaardzo mnie zaskoczył). Zawsze możesz go też wprowadzać do pracy na uspokajaczach, żeby nie miał ochoty spuścić pary na pierwszych jazdach. Jeżeli pieniądze nie są problemem to zostaw go sobie. Będziesz żałować jak go popchniesz dalej.
pati, jak faktycznie członek rodziny to nie sprzedawaj... bo jak za parę lat spotkasz go gdzieś w jakiejś zapchlonej dziurze w ostatnim boksie, zapomnianego, w gnoju i z zerwanym ścięgnem, to sobie nie wybaczysz do końca życia. Wiem co mówię.

Oczywiście, może być i tak, że koń trafi w cudowne miejsce i do końca życia będzie wychuchany do granic możliwości. Ale... rozglądając się dookoła widzę w ogromnej mierze ten pierwszy, smutny scenariusz.

Konie dla większości są fajne, póki młode, zdrowe i można na nich jeździć i skakać. Tak to niestety wygląda.
Pati... ja mam dwójkę dzieci i chyba dzięki temu jeżdżę więcej bo:
zaanonsowałam rodzinie, że te 3h CODZIENNIE jest dla mojego zdrowia psychicznego.

Czasem się buntują, czasem mąż nie ogarnie i idą spać z brudnymi nogami, czasem bez kolacji/gówniana kolacja typu chleb z dżemem.
I wiesz co? nauczyłam się to mieć w tyłku. Nie umrą. A matka, która ma hobby jest w moich oczach jednak życiowo bardziej motywującą do samodzielności i samorealizacji "role model".

Tak więc obczaj budżet, na zasadzie czy można koniowi zejść z czegoś (pasza, suple ekskluzywne itd.) i z czego ty możesz zejść (nie wiem robienie paznokci samemu, farbowanie włosów samemu) na rzecz kasy na opiekunkę. I spróbuj.
Meise właśnie tak samo mówi mój facet jak widzi mnie zasmarkaną bo ktoś zadzwonił w sprawie ogłoszenia i nie chciał mi powiedzieć jakie ma ewentualne plany wobec konia.
Ja to bym tak sobie wyobrażała sprzedaż, jak adopcję psa- wizyta przed adopcją, ankiety, wizyty po 🙃
Dzięki dziewczyny, trochę mi lepiej i nie jestem już taka zdecydowana jak jeszcze w weekend (właśnie po akcji z dzikim galopadami po placu z powiewajacą lonżą).
Pogadałam z właścicielem naszej stajni i jutro spróbujemy z towarzystwem innego konia i większym padokiem, żeby mógł się wyszaleć na dworze.
Niestety od miesiąca stoi sam, po tym jak skopał jednego konia, tak że rozwalił mu mięsień na zadzie- co też jest mega dziwne, bo do tej pory chodził z końmi zawsze i nie przejawiał w ogóle agresji.
Sprawdziłam już mu zęby, był fizjo, była terapia manualna.
Czekam jeszcze na gastroskopię.
Obcięłam żarcie - zero owsa, tylko sieczka i niskocukrowe musli, plus siano do oporu z siatki (na padoku też).
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
30 sierpnia 2021 15:03
Pati... ja mam dwójkę dzieci i chyba dzięki temu jeżdżę więcej bo:<br>
zaanonsowałam rodzinie, że te 3h CODZIENNIE jest dla mojego zdrowia psychicznego. <br>
<br>
Czasem się buntują, czasem mąż nie ogarnie i idą spać z brudnymi nogami, czasem bez kolacji/gówniana kolacja typu chleb z dżemem.<br>
I wiesz co? nauczyłam się to mieć w tyłku. Nie umrą. A matka, która ma hobby jest w moich oczach jednak życiowo bardziej motywującą do samodzielności i samorealizacji "role model".

kotbury,

Lubię to !!!
Mi się wydaje, że może odwalać, bo nastąpiła jednak jakaś zmiana w rutynie, którą konie uwielbiają. Mała zmiana (= rzadziej chodzi), ale jednak.
Mój koń w ostatnich dniach (w sumie po powrocie z urlopu) zaczął przejawiać nietypowe dla siebie zachowania, jak podrywanie się na popasie w swoim ulubionym miejscu, bo trawa jest taka straszna. To na pewno minie. Nie daj się i słuchaj męża. Mnie mój też mocno wspierał w zakupie zwierza mimo miliarda moich wątpliwości. Aktualnie jestem w takim momencie życia, że bym już sobie dół chyba kopała, gdyby nie koń.

kotbury ma rację. To jest czas dla zdrowia psychicznego osoby zarażonej koniarstwem. Wszyscy tutaj wiemy, że to choroba nieuleczalna. A własny koń to już jest taki level, że... no ciężko Ci będzie się odciąć. Wierzę, że dasz radę. Pisz tu się wygadać, jak coś.
kotbury dużo w tym racji.
Ja mam generalnie mega kochanego partnera, który rozumie moje konie i to, że muszę jechać do stajni zrobić jedzenie 🤣 (chociaż zawsze wtedy pyta - a to my nie mamy wykupionego pensjonatu z wyżywieniem?).
Tylko kurde jemu też się coś od życia należy.
Pracuje codziennie do 17-18, więc jeżeli ja będę znikała zaraz po jego powrocie, to dla niego już poza pracą i opieką nad dziećmi nic nie zostanie.
W pierwszej ciąży, pod koniec jak już sama nie dawałam rady jeździć do stajni, to on ogarniał konia.
Jeździł nawet na Kasztanie.
Teraz też próbuje, ale dziad usilnie chce go wysadzić.
Gdybym znalazła jakąś naprawdę dobrze jeżdżącą osobę do współdzierżawy, to rozwiązało by to moje problemy.
Ale ciężko.
Facella   Dawna re-volto wróć!
30 sierpnia 2021 16:02
pati12318, gdzie stoicie?
pati12318, Skoro Cię to tyle kosztuje w sensie emocjonalnym, chcesz jeździć, to może spróbuj jeszcze jakoś ogarnąć właśnie większy padok etc. Zero tresciwego etc. Oddanie do zawodnika to tez jest całkiem dobra opcja - pytanie na jak długo i co potem. Łąki tez wcale nie są takim złym pomysłem, jeśli to ma być czasowe. no albo dalej szukaj dzierżawcy - czasem się zdarzają fajni i ogarnięci 🙂

Jeśli jeszcze przez jakiś czas będzie Cię to gnieść to wtedy sprzedaj i już. I bez sentymentów. Nie można być niewolnikiem swojej pasji.

Chociaż powiem szczerze, że jeśli czujesz, że pod kątem zdrowotnym i bezpieczeństwa robi się niefajnie, to może jednak lepiej byłoby konia sprzedać i kupić po prostu jakiegoś innego. Ja wiem, sentymenty etc, ale za dużo widziałam ludzi, którzy usilnie się trzymają koni po prostu niebezpiecznych dla nich samych. O ile jesteś zawodnikiem/rajtrem/zdrowym na ciele człowiekiem etc, to se można - albo jak się bardzo chce, no, jest ta Wola Jazdy, mocarny Anioł Stróż, nie wiem.... ale czasami po prostu nie warto.

Sprzedałam w życiu jednego konia i była to bardzo dobra decyzja. Koń ma się dobrze, pracuje, nie marnuje się, stoi w fajnym miejscu - w sensie: ma boks, żarcie, padok, regularną pracę, jest zadbany. Także da się...
Facella pod Łodzią.
pati12318, będę brzmieć jak z poradnika Pani Domu ale:
1. dwa dni w tygodniu wyjazd do stajni od rana= opiekunka dla dzieci. I te dni to są "mummy days" i tatuś ma wychodne w te dni po południu/może oglądać piłkę nożną/ srożną co chce i NIE ZAJMUJE SIĘ DZIEĆMI
2. dwa dni w tygodniu ty jedziesz po południu i to sa Daddys Days - czyli on sam z dzieciakami
3. Dwa dni w tygodniu lonża - ktoś inny ogarnia samo lonżowanie, robienie żarcia itd. I to są family days - obydwoje RAZEM robicie rzeczy z dziećmi.
4. Jeden dzień w tygodniu jest "grandparents day"- koń ma wolne, dzieci u dziadków, wy się sexujecie.

... większość facetow jakich znam kocha taki układ.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się