kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy

I to pomaga? Po powrocie konia problemów już nie ma?
mindgame,
Nie pomaga, ale możesz udawać ze problemu nie ma.
mindgame, to już zależy od problemów...
mindgame, w moim przypadku:
1) oddajemy w trening, kupujemy psa i cieszymy się szczeniaczkiem 😍
2) sprzedajemy
Tyle wyrzeczeń i kasy kosztuje jeździectwo,że ma być przyjemne dla amatora.
mindgame chyba bardziej pytała jak sobie ze sobą radzimy, a nie z koniem… zapewne kiedy w czasie nie można „zostawić” tego wszystkiego tak ot.
Ja ci powiem, że ja chodzę do psychoterapeuty. To nie było spowodowane akurat końskimi perypetiami, ale o końskich perypetiach tez rozmawiamy. I w sumie to pewnie bez tego byłoby mi dużo trudniej niż jest teraz.
mindgame, zależy jak bardzo dość, czy serio zaczyna wszystko się sypać np w kwestii finansowej ( bo za dużo kosztuje leczenie albo tracimy pracę) ale dalej chcemy z koniem być czy tak na oko jest wszystko ok, koń jest jaki był, zdrowie nie poleciało, dalej nas stać ale w głowie jest chaos i cały organizm aż płonie od zmęczenia, wchodzi jakieś dziwne wypalenie czy są inne problemy niezwiązane z końmi które tak zaprzątają głowę że już koń zaczyna być zbędnym dokładaniem sobie problemu.
Myślę że wszystko zależy.
Odpoczynek należy się każdemu. Rozmowa ze specjalistą, przyjaciółmi a może samym sobą też pomoże podjąć decyzję.
Gdy miałam problemy uczuciowe i prywatne to zostawiłam konie na ponad rok. Wtedy mogłam bo nie miałam swojego. Nie żałuję bo przez ten rok dowiedziałam się że jednak nie mogę bez tego żyć. Teraz mam inny dylemat bo konia mam i nie chce go zostawić a z drugiej strony wiem że bez niego mogłabym wyjechać i się rozwijać w innych dziedzinach niż jeździectwo. Koń mnie trzyma w jednym miejscu i wszystko dostosowuje pod niego, dosłownie.
Przez za dużo obowiązków ostatnio miałam wręcz załamanie nerwowe i odcięcie od świata na 3dni, potem 2tyg wracania do życia.
Na twoim miejscu przemyślałabym czego potrzebuje i czy jestem w stanie określić już jak dużo czasu zajmie mi podjęcie decyzji i czy dam radę sama albo po prostu odpuściłabym wszystko na 1-2 tyg, świat się nie zawali i robiła to co podpowiada intuicja ( jak masz ochotę pojechać do konia i dać marchewkę to jedź, jeśli 2tyg nie chcesz w ogóle być w stajni to też jest ok), może to chwilowe i przejdzie a może się wyklaruje co było problemem.
mindgame, - staram się zachować balans i z raz na rok zrobić sobie wakacje - z tydzień bez konia.
Zdarzyło mi się z dwa miechy jeździć na luźne spacery do lasu, bo nie miałam weny. Zdarzyło mi się wręcz odwrotnie, poczuć, że jestem sfrustrowana i w d... więc zainwestować mocno w trening.
Najlepszym okresem dla mnie było oddanie mojego konia we współdzierżawę, pod okiem mojej trenerki. 10/10, koń regularnie ruszany, a ja mogłam wywalić się do góry brzuszkiem, iść do kina czy coś.
U mnie jest tylko to, że ja wiem, że nie umiem żyć bez koni i chce to robić. Może czasem w zmniejszonym zakresie, ale nigdy nie było opcji czy myśli rzucenia tego wszystkiego. Koń jest moją terapią i odpoczynkiem od stresów w pracy 🙂
Nie mam parcia na wyniki, nie mam parcia na nic. Chcę, to jadę do lasu, chcę, to mam trening, nie chcę, to w zasadzie ma karuzelę i padok, więc nie zdechnie. Starałam się tak dobrać warunki, żeby nie dostawać zgagi jak mnie nie będzie.
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
09 czerwca 2022 07:30
mindgame, Ja mam od roku bardzo depresyjną sytuację z koniem, bardzo się posypał zdrowotnie, na całej linii, wrzody, rao, zwyrodnienia, a jak to się nieco poogarniało, to mnie przywitał 40 stopniami gorączki, a potem nabił sobie krwiaka, ale też już miałam wizję, że się urwał na dokładkę. Ogólnie odpuściłam sobie już jakiekolwiek ambicje z tym koniem, on treningowo jest też bardzo ciężkim przypadkiem, nastawionym na "nie". No mogłabym długo opowiadać. Mi bardzo pomagają wakacje, wyjazdy na kilka dni, oderwanie się zupełnie. Jeździmy na rajdy konne zagraniczne, mogę sobie końsko poszaleć, bez spinki, pogalopować pełną parą po pustkowiach, nocować gdzie popadnie, posiedzieć z fajnymi ludźmi przy ognisku, a za konie odpowiedzialny jest ktoś inny. Mi to daje mega oddech i pomaga złapać dystans. Mam ten komfort, że w tym czasie mam z kim konie zostawić, szykuję listę i rozpiskę leków i wszelkich zabiegów, które trzeba zrobić, z godzinami, ilościami itp. szykuję wcześniej pojemniczki/woreczki z tym co da się przygotować wcześniej i jadę w pizdu. Polecam, taki reset. Nawet przedłużony weekend pomaga.
Dziewczyny dzięki za tak szeroki odzew. Faktycznie oderwanie się na kilka dni może pomóc w zresetowaniu się trochę. Wycieczka do terapeuty to pewnie też dobry pomysł, tylko raczej trzebaby chodzić regularnie żeby miało to sens no i do kogoś kto zrozumie końskie rozterki. Wczoraj miałam wyjątkowo kiepski dzień w stajni, stąd mój post. Dzięki raz jeszcze.
<b>mindgame,</b> w moim przypadku:<br>
1) oddajemy w trening, kupujemy psa i cieszymy się szczeniaczkiem 😍<br>
2) sprzedajemy <br>
Tyle wyrzeczeń i kasy kosztuje jeździectwo,że ma być przyjemne dla amatora.<br>

Perlica,

Dokładnie! Ja właśnie jestem na tym etapie bo no życie to nie tylko konie. Chciałaby chwilę oddechu żeby spokojnie wrócić do tego na 100% a nie z wiecznym zmęczeniem.
mindgame, fajny temat. Chyba jedyny w który się wpasowuje.
Tydzień walczyłam z anaplazmą mojego konia życia, w trakcie trafiła na stół z kolką. Nie udało się. W tym samym czasie drugi koń ochwat z rotacją i o ironio chyba tylko walka o tego konia mnie jeszcze jako tako mobilizuje do wstawania, bo i tak wylądowałam na lekach.
Dla jeszcze większej dramy - w dniu wywożenia konia do kliniki, siedziałam już na walizkach, bo miałam jechać na wakacje. No to moje wakacje zostały w klinice na długi, długi czas.
Trzeci koń neurologiczny, na którego dożywotnio nic tylko chuchać i dmuchać.
xxagaxx, prawda.
Mi oddech w postaci konia w treningu i sprzedaży drugiego bardzo pomógl.
Świetny był też czas kiedy na tego w treningu zaczęłam siadać weekendowo i na zawody, bo odległość 120km to za dużo na jeżdżenie codziennie.
Potem sprzedałam konia i szukałam nowego, co trwało dobre kilka miesięcy . To też był super czas , bo mogłam coś odłożyć ( brak utrzymania konia) i wreszcie zrobiłam coś normalnego ( spłaciłam kredyt auta ! ), co nie byłoby możliwe utrzymując konia.
I teraz jeszcze dygresja o posiadaniu 2 koni, zamiast 1. Mi to dało ulgę ogromną, ale finansową tylko, bo czas spędzam w stajni dokładnie taki sam ! Mając 2 konie się człowiek spręża po prostu, a mając jednego a to pójde na myjkę, a to na trawkę, a to pogadam sobie z kimś, a to postępuje dłużej itp. W stajni spędzam czasu tyle samo serio.
Dzięki przerwie póki co mam zapał jeździć do mojej obecnej klaczy ( nowej ).
Perlica, ale własnie nie musisz się sprężać! Jak ja w weekend robię dzień bez biegu to nie ma mnie 6h... także chciałabym nie biegać 😀 nie spieszyć się, iść na trawkę. to też jest fajna opcja spędzania czasu ze swoim koniem
xxagaxx, no mnie też nie ma tyle. Racja, jest to fajny czas, który ja bardzo lubię, a z drugiej strony wiem, że muszę wrócić do domu, bo np. czeka mnie sprzątanie.
I to mnie potem męczy, bo myślę: muszę wrócić, ale nie jeszcze zrobię to i tak wkółko🙃
Dlatego zawsze pisałam w różnych wątkach, że taka pasja to przekleństwo.
Jeżdżąc źle, nie jeżdżąc teź żle. I bądź tu mądry🤣
Czyli wychodzi na to że konia trzeba albo sprzedać albo dać komuś w trening. A jak koń kontuzjowany to co wtedy.... W trening odpada, bo kontuzja, sprzedać takiego też słabo, a jak zostawię komuś pod opiekę to i tak będę się martwić że nie będzie odpowiednio zadbany... Albo co gorsza, przez nieumyślność opiekuna zdrowie się pogorszy. Sama nie wiem... Znowuż porzucić całkiem to wszystko to wiem że będę nieszczęśliwa.
mindgame, to robisz niezbędne minimum do ogarnięcia kontuzji i wywalasz na łąki. Zwykle da się dość sprawnie konia wystawić na dwór.
mindgame, sprzedać na surogatkę? i kupić konia innego?
Jest wiele możliwości tak naprawdę, ale zależy od konkretnego konia co sobą reprezentuje.
mindgame, - stajnia typowo rehabilitacyjna? Słyszałam, że się takie otwierają gdzieniegdzie.

Sama przez ostatni rok mam sinusoidę nadzieja/depresja. Szczególnie jak wrócił z kliniki ze złymi wieściami miałam bardzo słaby okres. Z jednej strony tęskniłam i miałam już dość bycia w domu, z dala ok stajni, z drugiej to czułam taki bezsens jakichkolwiek działań. Byłam na prawdę fizycznie i psychicznie zmęczona już, tą ciągłą niepewnością.
To, co najbardziej mnie motywuje to jego pracowitość i to jak się cieszy na te wspólne tuptanki, zajmowanie się nim. Jak tu odpuścić, jak zwierzak cały czas daje 110% siebie 😅
Też mam trochę syndrom wypalenia po tylu latach posiadania konia. Ostatnio zrobiłam kobyle roztrenowanie bo musiałam ogarnąć ogród i w sumie wyszło dwa miesiące rzadszego jeżdżenia do stajni. Teraz leczę wrzody i muszę jeździć podawać leki. Na szczęście mam teraz do pomocy dziewczynę, która jeździ na kobyle raz- dwa razy w tygodniu i ogarnia ją jak ja nie mogę, czy wyjeżdżam.
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
09 czerwca 2022 11:39
mindgame ja dużo pracowałam nad sobą, nad samo motywacją (żeby tak wstać rano, spojrzeć przez okno na pastwisko gdzie stał mój koń i zmierzyć się z tym cokolwiek zobaczę), dużo pracowałam na wizualizacjach. Wizualizowałam swoje cele za pomocą obrazów tak dokładnych fizycznie jak to tylko możliwe. Korzystałam też z terapii TRE - Trauma Releasing Exercises. Kiedyś uczestniczyłam w warsztatach i w cyklu zajęć z terapeutą więc sama w domu to stosuję. Mi to bardzo pomogło, zrucało stres i napięcia związane z tamtą sytuacją.
Ubiegły rok był dla mnie fatalny, zaczęło się od pogrubionego więzadła pierścieniowego wczesna wiosną, a kiedy już wszystko wyglądało super, miałam zielone światła na powrót do pracy i siedziałam na walizkach tuz przed wyjazdem na obóz treningowy, błąd człowieka spowodował pęknięcie puszek kopytowych we wszystkich 4 kopytach, równolegle do koronki i ochwat mechaniczny w wszystkich 4 nogach. Wracaliśmy do pełnego zdrowia od sierpnia 2021 do marca 2022. W marcu wsiadłam na niego pierwszy raz na chwilę sprawdzić jak jest. Kasa jaka poszła na leczenie powodowała, że odmawiałam sobie wielu rzeczy, sprzedałam sporo sprzętu by pokryć rachunki za wet, leki i za wszystko co było potrzebne, więc jakiekolwiek wyjazdy resetujące mogłam wybić sobie z głowy, ale też ja nie mam takich potrzeb więc jakoś nie myslałam nawet o tym. Skupiłam się na zadaniach, tym co muszę zrobić by z tego wyprowadzić tego konia. Patrzyłam na tę sytuacja jak na drogę jaką musimy przejść, pewien proces. Ja mam silną relacje z tym koniem i dodawało mi to sił by być wsparciem tak silnym jak jestem w stanie. Miałam chwile słabości, pozwalałam sobie wtedy na jakieś małe "pocieszenia" - kupiłam czaprak z nastawieniem, że użyję go jak z tego wyjdziemy. Wyszliśmy .
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
09 czerwca 2022 12:23
Już nie mogę edytować, a o jednej jeszcze rzeczy nie napisałam, a istotna.
mindgame ja na ten okres od sierpnia do grudnia miałam zaplanowane i po części opłacone 3 warsztaty wyjazdowe. Z jednego zrezygnowałam, bo odbywał się w czasie kiedy mój koń był w stanie krytycznym, a jak potrzebowałam tej sporej gotówki. Udało mi się znaleźć kogoś na moje miejsce. Z dwóch kolejnych nie zrezygnowałam, wzięłam udział z wypożyczonymi końmi. Pozwoliło mi to pozostać w ciągłości, mieć poczucie, że nie wypadam z gry. Te dwa warsztaty prowadziła moja trenerka, która zna nas jako parę i wiedziała co się z nami wtedy działo. Zajęłyśmy się po prostu innymi zagadnieniami z tymi końmi, ale jednocześnie czymś co pomoże mi w dalszej pracy z moim koniem jak z tego wyjdziemy. To było dla mnie bardzo pomocne i motywujące.
Nie uważam, że cudze nieszczęścia mogą pocieszyć, ale miło słyszeć, że nie jestem osamotniona w swoich rozterkach i problemach dotyczących konia. Jutro ma przyjechać wet i fajnie by było jakby kontrola wyszła pomyślnie, ale nawet już nie mam nadziei bo jestem zmęczona tą emocjonalną huśtawką już od 10 m-cy. Dobija mnie fakt, że można dla konia zrobić wszystko, a ta zołza nigdy nie będzie wdzięczna.
mindgame, jak ja doskonale Cię rozumiem... u mnie jest podobnie. Z kontroli na kontrolę (gastroskopia) coraz gorzej. Zaczęło się od wrzodów stopnia 1/2, a obecnie mamy już 3/4. O ile po pierwszej gastroskopii się jakoś nie przejmowałam tak mocno i trochę po macoszemu podchodziłam do tego leczenia (podawałam w sumie tylko leki, suplementów większość odpuściłam, bo i tak nie chciała nic jeść), to po tej trzeciej już też byłam mocno dobita (a naprawdę wtedy się przykładałam). Chodzisz, starasz się, wstajesz bladym świtem, podajesz leki, doglądasz, przygotowujesz pierdyliardy pudełek z żarciem, życie towarzyskie leży, wszystko robisz, żeby tylko ten gad wyzdrowiał, a on ni huhu nie ma zamiaru i jeszcze się wypina na jedzenie i ma gdzieś twoje starania. I naprawdę czasem mi ręce opadają. Czwartą gastroskopię mamy za dwa tygodnie i już naprawdę z duszą na ramieniu czekam na rezultaty... i po cichu liczę, że jednak jakakolwiek poprawa będzie, bo jak nie to nie wiem co zrobię. Ta psychoterapia to jest dla mnie jakieś "koło ratunkowe" w tym wszystkim (pomijam już masę innych spraw, które poruszam na sesjach). Ktoś stojący poza tym wszystkim jest w stanie nam rzucić inne światło na sytuację. Sytuacja może być ciągle taka sama, a zmienić się może nasze spojrzenie na nią i to czasem potrafi uratować z naprawdę kryzysowych sytuacji jeśli chodzi o psychikę. Mi to naprawdę dużo pomogło. Zmienić możemy tylko to, na co mamy wpływ, a tym czego nie możemy zmienić lepiej się nie przejmować, bo to i tak w niczym nam nie pomoże i zawsze tak sobie powtarzam.
Nie wszystko jest takie, jak by się chciało i nie wszystko jest zależne od nas.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
09 czerwca 2022 15:55
mindgame, Dziewczyny dzięki za tak szeroki odzew. Faktycznie oderwanie się na kilka dni może pomóc w zresetowaniu się trochę. Wycieczka do terapeuty to pewnie też dobry pomysł, tylko raczej trzebaby chodzić regularnie żeby miało to sens no i do kogoś kto zrozumie końskie rozterki. Wczoraj miałam wyjątkowo kiepski dzień w stajni, stąd mój post. Dzięki raz jeszcze.
mindgame, nie musi rozumieć końskich rozterek, bo i nie ma dawać rad. Ma być w kontakcie.
-Alvika-   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
09 czerwca 2022 20:57
w temacie 'jazda konna mentalnym relaksem w codziennym życiu':
Perlica, pamiętam twoją reakcję, jak powiedziałam, że już dość żałoby po Kuli, że mi na dekielku coś puka i ja MUSZĘ kupić konia 😂
Wszyscy dookoła tłumaczyli mi, że to naprawdę zły pomysł.

Ale ten kobył gdzieś tam czeka na mnie.
A ja sobie w międzyczasie pląsam w siodle od wielkiego dzwonu, kredyt na samochód spłacam 😎 i też czekam. I będę teraz zwyczajnie wybredna - właśnie po to, żeby na starość mieć fun z jazdy i ewentualnych treningów. Przez wiele, wiele lat konia miałam wyłącznie do całowania w nosek i oglądania, jak się ładnie pasie.
I płacenia, oczywiście. Taka zmiana perspektywy o 180 stopni z aktywnego jeźdźca na operatora kosiarki naprawdę dużo daje.
-Alvika-, się to nie liczy, bo masz psa drugiego😝 więć poświęcić musiałaś czas na wychowanie szczeniora🐕
Jak mój pies był mały to jeździłam okazjonalnie i spokojnie mi wypełniał czas, bo weekend wystawy, a w tygdoniu szkolenie posłuszeństwa, szkolenie handling, groomerskie itp.
Teraz możesz się spokojnie powoli rozglądać 😁
-Alvika-   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
09 czerwca 2022 21:50
Perlica, kusicielko niedobra...
😜
-Alvika-, co nie dobra, lepiej kasę odkładaj 😝
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
09 czerwca 2022 23:49
-Alvika-, cieszę się, ze jednak nie kupiłaś konia 🙂
-Alvika-   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
10 czerwca 2022 00:27
Strzyga, jeszcze nie kupiłam 😅 ale ile już przebadałam...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się