Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

tunrida, - ja uwielbiam ryż z chudym twarogiem, cynamonem i grejpfrutem, także rozumiem w pełni 😂
Ok, jestem po 3 miesiącach kompletnej, kompletnej - ale takiej w kosmos kompletnej zmiany, więc już mogę trochę napisać- podzielić się wrażeniami. Polecać nie będę - bo to jest mało mainstreamowe podejście naukowe do żarcia i sposobu spędzania czasu.

Przed zmianą byłam już w takiej formie fizycznej słabej i formie psychicznej (co mi się tu odbiło nawet na rewolcie wyrzygiem na bogu ducha winną osobę) - a wyniczki miałam wzorowe. Ba! nawet zaczęłam to swoje calistenika i skakanka challenge pełna wiary...
i mi się zesrało. Znów miałam nawrót choroby, no to znów biorezonas (ok, pomaga bardzo na ból), ale potem jest depresja i brak sił.

I jak to bywa trafiłam na youdupie na jakiś filmik, który kliknęłam na zasadzie: "O zobaczę co ta głupia pipa ma za argumenty hejtując wege"... no i już nie jestem wege po tym filmie... i wielu innych i rozmowach z lekarzami z USA. I jak się okazało wieloma ludźmi, którzy przeszli na ten tryb życia.
Jestem teraz na tzw. carnivore... czyli żywię się wyłącznie tłustym mięsem zwierząt - przeżuwaczy (wołowina, jagniecina), z dodatkiem jajek, ryb i chudej wieprzowiny (od wielkiego dzwonu). Nie jem niczego co jest/ było rośliną. Zero owoców, warzyw, listków, sałat, zbóż, ziarenek, orzeszków itd. Nic, zero, nada.
Do sposobu odżywiania dochodzi specyficzny sposób zorganizowania sobie dnia.

Efekty:
Pierwsze 4 dni - zniknęły moje wszystkie wysypki, egzemy, sucha łuska itd. Po tygodniu zero pryszczy i wyraźne zmniejszenie zmarszczek mimicznych i tych głębokich. Piękna napięta skóra.
Efektem utraty wody po około tygodniu był rozmiar w dół ale przy jednoczesnym ujędrnieniu mięśni - więc waga stoi w miejscu.
Już po pierwszym dniu zniknął mój dokuczliwy ból żołądka, który mi towarzyszył mniej więcej 30 min. po każdym posiłku. Zniknął i nie powrócił.
Także po tych 4-5 dniach zniknął mój ból kręgosłupa- i nie powrócił. A następnie zniknęły wszystkie bóle innych stawów i przestałam "strzykać" wchodząc po schodach.
Do tego wysypiam się jak niemowlę, budzę się rano, sama, bez budzika i jestem wyspana. I jak się kładę wieczorem to zasypiam, a nie sufituję.
Nie uprawiam żadnego wysiłku fizycznego a chudnę (tylko to co zawsze czyli jeżdżenie jednego konia) i do tego - NAJADAM SIĘ PO KOREK I NIE CHODZĘ GŁODNA. I nie liczę kalorii. Mam żreć krowinę do sytości!

Jak przestaję chudnąć to... żrem mniej mięsa chudego, a więcej tłustego.
Podobno na razie "słabo chudnę" bo nadal jestem w fazie adapacji i jeszcze nie ogarnełam logistycznie pełnego dostosowania sobie rytmu dobowego do tej diety.

Wbrew temu, co przeczytałam wśród "guru odżywiania hejtujących dietę animal based"- po trzech miesiącach nadal nie mam szkorbutu.
A! Wręcz przeciwnie- moje zęby nigdy nie były takie piękne. Po około miesiącu zniknął mi cały kamień i mam dziąsła takie- nie wiem jak to nazwać- jędrne? I to nie od tego, że "przestałam herbatę pić" bo wcześniej nie piłam.
Dołączył do mnie (z lenistwa) mój mąż walczący od lat z łojotowkowym zapaleniem skóry (sterydy, emolienty pierdenty) - dziś nie ma śladu po chorobie.

Na pewno nie mam depresji, a takową mi próbowano diagnozować (uporczywie odmawiałam przyjęcia diagnozy i leków wcześniej). Dawno nie czułam się tak zajebiście również psychicznie. Nic mnie nie wkurwia, nie mam PMS'a, nie mam dołów i smutków, nie mam "że mi się nie chce".
Co do PMS'a to jeszcze fajnym efektem jest to, że poprawił mi się stan cycków- są jędrniejsze zauważalnie i nie mam przed okresem obrzmień, a potem "zaników".

I nie mam większości zachciewajek. Nie ciagnie mnie pizza, nie mam, że przed okresem bym zjadła czekoladę czy batonika, nie mam, że ale bym się piwa zimnego napiła. Nic, nada. Zero ciągot.
Oszczędzam tonę czasu na zakupach. Bo kupuje tylko mięso więc realnie odwiedzam tylko jeden skle/to samo stoisko raz na kilka dni i nara.
Ponieważ ja lubię mięso surowe czy półsurowe to nie stoję przy garach. Bo albo "tatar", albo stek (czyli raz i z drugiej str dwa i gotowe), albo jakaś pieczeń (czyli samo sie robi w piekarniku). Nie przyprawiam itd. tylko sól. Duuuużo soli zdrowej.

Właśnie dzieki tej zmianie zaczęłam w końcu jeść dużo soli (lekarze od tej diety hołduja badaniam, że to nie sól a sól i cukier w diecie razem powodują nadciśnienie. Sama sól nie. Zgadzało by się to, bo zjadam dziennie (dosalając mięso) taką całkiem czubatą łyżeczkę soli i nie mam problemów z ciśnieniem. Dzięki uzupełnieneu tej soli w organizmie w końcu się mogłam nawodnić bez obrzęków - piję baaaardzo dużo wysoko mineralziowanej wody dziennie. Dużo jak na mnie, bo teraz około 2 butelki na dzień bez wmuszania w siebie tego, że "o trzeba się napić bo tak mówią, że zdrowo". Pije bo chce mi się pić i równocześnie po napiciu się czuję dobrze ugaszone pragnienie.
Nie miałam tego uczucia wcześniej.

Nie biorę pod uwagę tej diety jako już na zawsze mój tryb życia... ale z drugiej str jak się trafia na społecznosc gdzie ludzie sa na niej po 10, 15 lat i w wieku 55- 70 lat wyglądaja 100 razy lepiej niż przeciętny crosfitowy 40 latek to daje do myślenia.
nawet, jeżeli zaraz coś mi się znowu zesra zdrowotnie (moze i przez tą dietę) to imho odzyskać zdrowie psychiczne, fizyczne i się uwolnić od bólu i wrócić w fajne ciuchy - było warto choćby na te 3 miesiące.



kotbury, pierwszy raz słyszę o takiej diecie... czyli jak, jesz tylko mięso, zwykle wołowinę, czasem jajka i ryby i nic więcej? Jak wyglądają twoje posiłki??

Mnie dziś oczywiście złapała poranna niechęć do wsiadania na rower, więc pojechałam autobusem, do tego wpadł cukierek, banan i śliwka, a ruchu zero. Nie zmuszę się dziś, nie ma opcji... chyba że wieczorem się uda. Także durny dzień, choć na plusie chyba nie będę. Chociaż nadal nie ogarniam ile spalam w taki bezczynny dzień...
Na jutro mam plan pojechać rowerem choćbym nie wiem co. Najwyżej wstanę później, popłaczę się z niemocy itd. Potem wychodzę z domu i żałuję że bez roweru.
A to nie będzie takie keto, tylko jeszcze bardziej rygorystyczne i po prostu ograniczone do kilku produktów?
Założenie jak przy keto. Białko+ tłuszcz, zero węgli. Bo przy keto te chyba tych warzyw to tylko niektóre i tak nie za dużo, co? Czyli wygląda jak bycie w ketozie, jak w diecie ketogenicznej, tylko jeszcze bardziej restrykcyjnie
Nie mogę już edytować.
Poczytałam o tej diecie. Ciekawe podejście.
Tyle tych diet, że już nie wiadomo kto ma rację mówiąc, jak mamy się żywić. 😉 Myślę że każdy boryka się z innymi genami,chorobami, problemami po każdy musi sobie sam znaleźć swoją drogę.
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
13 września 2022 08:13
To takie keto - paleo. Nie wiem, czy dałabym radę do końca życia, ale na jakiś czas fajne, żeby organizm mocno zregenerować, wyleczyć i wyeliminować stany zapalne. Zwłaszcza zimą taka opcja jedzenia jest dla mnie do zaakceptowania.
Ja mam rozpisane keto lecznicze i przy moich schorzeniach dieta opiera się przede wszystkim na wieprzowinie, najlepiej z dobrego chowu of course. Do tego jajka, jak już mam dość jajek, to ryby. No i ja mogę jeść tłusty nabiał. Warzyw tyle, żeby 25 g węgli dziennie nie przekroczyć.
Już odpowiadam,
Ketoza jest tak jakby ubocznym efektem, a tak naprawdę bywa, bo nie zawsze się jest w ketozie. Jak się zje dużo chudego mięsa to nie ma ketozy bo "cukier skacze" bo jest glukogeneza (czyli cukier z białka pozyskiwany), a to nadal ta dieta.
Gdyby kluczem w tej diecie była ketoza (z pominięciem innych czynników i efektów) to np. chudniecie musiało by podlegać bilansowi kalorycznemu. Czyli, że "calories in = calories out"... a tak nie jest, przynajmniej u mnie i u wielu osób na tej diecie.
Szczególnie na początku, zanim sobie ustawiłam "zegar" żarłam po 3500+ kalorii dziennie i chudłam. I zero ruchu do tego. Żadnej żwyżki wydatkowania energii. Nic, nada. a ja mam 163 cm wzrostu... więc dużo mniejsze zapotrzebowanie kaloryczne.

Mięso - na tej diecie bardzo ważne jest aby głównym składnikiem było tłuste (zawierające tłuszcz) mięso roślinożerców. Tłuszcz nie tyle jako przyczynek ketozy ale czynnik odpowiadający za pomoc w produkcji cholersterolu. Wieprzowina nie. Można od czasu do czasu- nie ten skład- nie ten cholesterol podnosi. Ogólnie bardzo ciekawe są przez te środowiska promujące tą dietę badania i ich interpretacje na temat cholesterolu.

Tam także część osób związana z badaniami nad tym modelem żywienia bardzo krytykuje i punktuje takie "popularne" badanie jakoby mięso czerwone było przyczyną / istniała korelacja - chorób serca. Otóż oni wykazali, że to badanie ( te badania) były źle skonstruowane, bo wzięto dane populacyjne z USA... tylko, że nie wykluczono/nie wzięto pod uwagę, że w tamtych czasach głównym sposobem na jedzenie wołowiny w populacji był hamburger z sieciówki, i takie osoby "reprezntatywne" jako ci jedzący wołowinę, wzięto do tego badania. Czyli populacyjnie osoby jedzące mięso czerwone równocześnie jadły znacząco więcej tłuszczy roślinnych, cukru, pszenicy i ogólnie wysoko przetworzonego i konserwowanego żarcia.
Do tego zrobiono upgrade ważności tego badania, jakby nie było deklaratywne realnie oszukując. Po prostu nie tyle sami badani deklarowali co jedli... tylko dzwoniła codzienne piguła i przez telefon opowiadali co jedli w ciągu całego dnia🙂 i to podciągnieto pod badanie kontrolowane, że pracownik medyczny "kontrolował"🙂 poprawność udzielanych odpowiedzi.
Tych badań było kilka, dokładnie tak samo konstruowanych, z pominięciem wielu ważnych współistniejących czynników. No i taka opinia i "fakty medyczne" ustanowiono tzw. consensusem naukowym i są propagowane przez wielu lekarzy i wiele środowisk dietetycznych i kardiologicznych.

Przykładowy mój jadłospis dzienny
Ten już unormowany (mały):
Rano kawa z tłustą (36% śmietaną)- bo samej nie lubię i jakieś 400 gram mielonej wołowiny smażonej na maśle (duużo masła 1/5 kostki), potem - obiad - pół kilo steka tłustego (jakiś antrykot) smażone na maśle i tłuszczu wołowym.

Taki obżartuszkowy;
Kawa ze śmietaną, omlet z 5 jajek, kawał łososia wędzonego, Obiad - tłuste mięso z rosołu wołowe- czyli i mięso i tłuszcz i chrząstki i szpik z kości, z takiej solidnej porcji rosołowej plus picie po kokardę tego wywaru, potem Pół kg tatara, potem dwa steki (czyli kolejne pół kg. wołowiny).

Zdarza mi się mieć całe tygodnie gdy, udaje mi się:
zeżreć kilogram tatara dziennie i dalej jeść inne rzeczy normalnie, z tym, że za tatara robi nie tyle polędwica (czasami tak), ale jakaś łopatka włowa.
Zdarza mi się zeżreć 8 jajek dziennie i dalej jeść inne rzeczy.
I nadal chudnę.

Rosół - jest gotowany na kościach szpikowych ciętych w poprzek, tak aby jak najwięcej szpiku się wygotowało. To co się nie wygotuje wyciągam łyżeczką i robię z tego np. nadzienie do gotowanych jajek (mieszam szpik z żółtkiem albo wątróbką mieloną).
Włączam sobie teraz raz w tygodniu mięso organowe. Głównie niestety wątróbka bo dostać serce wołowe to jest wyczyn.

Ale tam są inne ważne zalecenia. Po pierwsze duża ekspozycja na słońce/ światło dzienne- możliwie duża i to koniecznie od godzin porannych. Zakaz okularów p. słonecznych, za to wieczorami wiele osób nosi okulary odsiewające światło niebieskie (mam w związku z tym sporo przemyśleń, co do prewencji wrzodów i copd u koni, bo różne badania "wykopałam", ale to innym razem w stosownych wątkach).
Ta moja kawa poranna jest "piętnowana", bo podobno u babek podnosi te hormony, które jednak blokują dobowo procesy chudnięcia. Czytam o tym teraz- doczytam- podzielę się.
Zakaz siedzenia wieczorami przed kompem- telefonem - bo światło niebieskie. Ogólnie tam się przed dietą stawia chronobiologię jako główny czynnik do zdrowia/chudnięcia.
Posiłków na być jak najmniej. Dwa- jeden to jest optimum. Przy dwóch polecane okno żywieniowe 16:8 ale nie później niż 2h przed snem. Tu są przytaczane badania, że próby utrzymywania cukru przez cały dzień na jednym poziomie (czyli dieta z węglami podzielona na np. 5 posiłków) to jest sposób prowadzący do cukrzycy i otyłości, że lepszy jednorazowy wyrzut cukru (nawet z powodu mięsa mięśni- czyli glukogeneza), niż ciągłe regularne jego strzały.


Stany zapalne
tam się przytacza badania, że rośliny mają naturalne pestycydy (stałe i wydzielane chwilowo dla obrony), które mają działanie jak te zwykłe używane w rolnictwie pestycydy. No i się okazuje, że dla wielu osób są one tak samo szkodliwe jak ten glifostat lany w opryskach. Sporo badań na temat toksyczności owoców, ich miąższu przy pestkach, aby te nie zostały strawione tylko wydalone bez naruszenia - i to podobno dla wielu bywa bardzo pro-zapalne. to samo z orzechami. Podobno 'zyski' z dobrych tłuszczy nie są aż tak wielkie i przereklamowane szczególnie w kontekście "strat" powodowanych ich toksycznością.

O badania nie jest łatwo, ale się powoli dogrzebuję do nich. Jak przy każdym "trendzie" od razu sporo się pojawia samozwańczych guru. Także w Polsce. U nas widzę szczególnie, że śmietankę z zainteresowania tą dietą próbuje spijać "keto sekta" i różni tam bracia Rozen czy inni bodybuilderzy i niestety pierniczą głupoty, podciagając to na siłę do keto, pomijając bardzo istotne kwestie czy wręcz mówiąc takie kocopoły, że aby na ta dietę przejść najpierw trzeba na kilka miesięcy na "ich keto" przejść. Co jest bzdurą kompletną bo nie na tym na tej diecie polega adpatacja i takie podejście to wręcz szkodliwe może być.

Z innych tematów, które mnie zainteresowały (jako ex vege) to rzeczywisty wpływ na zanieczyszczenie środowiska/ eksploatację planety takiego mięsnego stylu życia. No i tu też mam już sporo przemyśleń na podstawie badań. Bo jak się przeczyta te głownie Unijne (sponorowane przez rządowe instytucje europejskie) badania. ale tak całe przeczyta, to tam jest bardzo dużo absurdów i błędnych konstrukcji.
Po pierwsze się oczywiście stawia wieprzowinę jako główny "pokarm" diet mięsnych i drób (a na tej diecie drób jest w zasadzie zakazany)... a potem się to przemnaża przez ilosc litórw wody wypijanych przez krowy... czyli zakłąda się totalne zniewolenie zwierząt i chów wysokoprzemysłowy.
Ja zaczęłam korespondowac rolnikami w USA, którzy mają stada "wolnowybiegowe" i bronią się przez eko terrorystami. No i oni się śmieją, bo mówią, że ich stad się uzywa (tak legitnie, na zlecenie) do rekultywacji gleby po urawach pszenicy i soi. Bo krowy w chowie "free range" - jedza i trawę i chwasty, pija wode owszem, ale zapomina się, że też sikają i "woda" wraca do gleby urzyźniając ją. że sposób przemieszczania się krów - kopyta wiskające obrnik w glebę powoduje fenomenalną jej rekultywacje i napowietrzenie. No i dużo tam wątków jest poruszanych.
I takie mam smutne przemyślenia, że promowanie wieprzowiny i drobiu jako "zdrowego mięsa" plus unijne regulacje, że krowy to się nie "opłaca" z obory nowoczesnej wyprowadzać to jest główna przyczyna tego, że przemysł mięsny "dewastuje planetę" i jest taki okrutny.

Aktualnie kupuję też mięso od rolnika z mazur i on ma krowy w wolnym wybiegu, ubija jedną na 1,5 miesiąca (żeby stada nie przesiewać i żeby się uwaga- nie stresowały). I zanim ubije ta krowę to ja wiem, która zostanie ubita. I te jego krowy mają dobrych kilka lat jak idą na mięso. A do tego czasu, żyły sobie normalnie w stadzie z innymi członkami rodziny na obszernych łąkach, w zasadzie nie dokarmiane paszami. Mając dietę, że się krowę je w całości (bo mięso tłuste, organy, kości) to zupełnie inaczej się patrzy na tą "dewastację" planety, bo z takiej krowy jest naprawdę sporo towaru.
Zafiksowanie się na "cielęcinkę chuda", czy "polędwicę - to jest min. przyczyna takiego złego wykorzystania tego zwierzęcia. w moim odbiorze. No ogólnie dużo mam rozkmin teraz i z wieloma osobami z innych kontynentów gadam, żeby się dowiedzieć czegoś, co w życiu bym nie przypuszczała, że będę uskuteczniać video czaty z gościem co lata po polach i mi pokazuje jak jego krowy łażą i pardon "srają" i jak wygląda ziemia, gdzie chodziły i "srały" pół roku wcześniej, i że mnie to będzie interesować.

Jak zbiorę więcej publikacji naukowych, to napiszę jak się ma ta dieta do nowotworów, bo już doczytałam, że są takie gdzie jest wskazana i takie, gdzie wręcz przeciwnie.





kotbury, - jakiś czas temu widziałam świetny dokument apropo właśnie produkcji mięsnej i utrzymania krów vs ekologia (przestrzeń, gazy, metan, woda itd). Taki mocno otwierający oczy, poparty badaniami i obalający dużo lansowanych mitów. Mogę podesłać jak odkopię jeśli chcesz 🙂
Nie pamiętam też czy w nim, czy w innym z serii dotykano problemu tego, że mięso/mleko/jaja mają bardzo optymalny rozkład aminokwasów białka i w efekcie żeby się najeść i dostarczyć organizmowi potrzebnych składników potrzeba ich dużo mniej niż roślin. Rośliny, nawet te z dużą ilością białka, mają ten rozkład niekorzystny, w sensie jednych aminokwasów jest dużo, innych tyci. Problem w tym, że przyswajamy tylko tyle białka, ile wynosi wartość tego aminokwasu, którego jest najmniej (bardzo po polsku to zdanie, ale nie umiem napisać lepiej), a pozostała część nie odżywia organizmu. No i ok, możemy zjeść tych roślin wincyj, żeby dostarczyć odpowiednią ilość, ale wtedy zjadamy ogólnie bardzo dużą ilość kalorii, przewyższającą to ogóle zapotrzebowanie - więc w efekcie się tyje. Najlepiej byłoby bilansować posiłki, żeby wyrównać wartości aminokwasowe, tylko to jest bardzo trudne zwyczajnie i dla większości ludzi nieosiągalne w życiu codziennym.
keirashara, jak znajdziesz ten dokument to chętnie obejrzę.
Wychodzę z założenia, że uczyć się trzeba przez całe życie. Znam badania i argumenty" jednej strony", teraz poznaję drugiej.

A tu wstawiam link, który mnie "popchnął" do weryfikacji mojego stylu życia i szukania dalej i w efekcie podjęcia mojej decyzji co do zmiany min. diety:
madmaddie   Życie to jednak strata jest
13 września 2022 14:02
ja sobie opędzlowałam na śniadanie kaszę gryczaną z daktylami, jogurtem i gruszką, teraz sobie zjadłam miso ze standardowym zestawem, makaron, szczypior, tofu, olej sezamowy, marchewka, wakame. Spoczko dzien. Po pracy lecę na trening pieskowy, a później wyspacerować pieska nr 2
Ja ryż z serkiem wiejskim. Trochę warzyw od męża z miski. Nordic walking synem przez godzinę.
Teraz kilka godzin siedzenia w samochodzie+u fryzjera. Dopiero wieczorem będę w domu.
Kupiłam już i pożarłam kajzerkę ze zdrową parówką. To mi się wydawało najsensowniejsze w żabce. Mam drugą na drogę powrotną.
Dziś trzeci dzień z rzędu trzymam się elegancko.
Mały sukces dnia dzisiejszego - do i z pracy rowerem. Do konia już jadę autem, niestety pada co jakiś czas a i sił brak. Oprócz pudełek wpadł grajfrut i jeden cukierek. Póki co mam wrażenie że te rzekomo 1700 kalorii w pudełkach to jednak więcej niż deklarują mają. Mam je na 4 tygodnie (leci drugi tydzień), zobaczę co dalej.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
13 września 2022 23:25
Jutro środa to można w końcu gdzieś porządnie uderzyć!
Początki tygodnia są dla mnie teraz słabe.
W poniedziałki pracuje do 18, więc zostaje mi tylko joga na 20.30, ale coraz bardziej ja kocham 😍
We wtorki nauka pływania, więc przed nigdzie nie idę żeby mieć siłę machac nogami.
I dopiero jutro wjeżdża aqua fitness i trampoliny 😁
A ja chora. Zapalenie krtani i próbuje schodzić na oskrzela. Dieta i aktywności zawieszone. Kiedy jestem chora nie umiem "nie jeść '
tunrida, mam tak samo - tak jakby organizm potrzebował paliwa.
Zdrówka!
U mnie dziś ciasto w robocie i rzuciłam się na nie jakbym nigdy ciasta nie jadła 🙄
Jestem zmęczona i niewyspana, wzięłam ciuchy na ściankę ale chyba odpuszczę, potrzebuję wolne popołudnie.
Ja jestem od wczoraj na urlopie. Już dwudziestą godzinę w drodze, także dieta w zawieszeniu. Ale i tak jestem zadowolona, ze nie mam ochoty jeść non stop.
Jak wam idzie?
Po cieście zjadłam tylko pudełko z obiadem, podzielone na dwa posiłki. Uff. Chociaż się nie przjadłam. Wczoraj pudełka grzecznie, ale na kolację (znając dzisiejsze menu) walnęłam sobie jajówę, a dziś na śniadanie kanapki. Tęskniłam już za czymś takim standardowym. Obiad i kolację zjem grzecznie, oprócz tego trochę śliwek. Wczoraj ścianka i powiem wam że nie było najgorzej. Chyba psychicznie w końcu odpoczęłam i zluzowałam, bo strachy mniejsze. Fizycznie jako tako, na ściance szło w miarę, ale dziś jestem mocno zmęczona. Pomalutku do przodu. Pogoda się psuje, szkoda że akurat na weekend. Ale może uda się zmobilizować na spacer i trafić w okienko bez deszczu.
magda, - u mnie ten tydzień to porażka, przytyłam jak nic 😐 Jak wpadła pizza, to potem zbiorowo inne syfy. Dopiero wczoraj się ogarnęłam, na śniadanko elegancko chia z jogurtem i truskawkami, potem banan i kawusia, a na obiadokolacje chłop trzasnął kotleciki z indyka i cukini oraz kaszę gryczaną z surową papryką i szczypiorkiem, na koniec dożarłam malinkami. Cholera, przez tą dietę chłop gotuje ambitniejsze dania niż jak ja robie obiad 😂
Dziś na śniadanie moja ulubiona owsianka z rodzynkami, brzoskwinką i śliwką, ogarnianie pracy i zaraz spadam na trening na koniu 😁
Odebrałam też wczoraj multisporta, więc nie ma przebacz teraz, trzeba się ruszyć 😎
madmaddie   Życie to jednak strata jest
16 września 2022 11:10
u mnie w porządeczku, właśnie jem przydział ciasta na dziś :P nie mam nastroju na obiady, jem miso, oprócz tego ćwiczę (jestem człowiekiem HIITów, nie umiem ćwiczyć nic innego), nie obżeram się.
Jest dobrze.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
16 września 2022 12:07
U mnie spoko, wczoraj pojadlam, ale waga nie wzrosła także nie ma dramatu 😁
Ja jednak chora. W ostatnich dniach rozkładało mnie cały czas, a ja jadłam ponad korek, bo czułam że tak chcę i muszę.
Dziś nadal chora, ale widzę że mam z tego wszystkiego z kilogram tłuszczu w górę. Okropnie źle się z tym czuję! Nie trawię siebie takiej grubszej.
Od wczoraj się ogarniam. Wczoraj -200 kcal. I tak postaram się być już cały czas na minusie.
Z aktywności nic, bo chora. Aktualnie znów pod kołdrą.
Kupiłam sobie jakieś niskokaloryczne zupy: ogórkową, flaczki i będę się tym napychać i rozgrzewać
tunrida, - zdrowia! 🌻

Donoszę, że padam na ryj, ale było warto 😎 Zrobiłam jakiś milion kroków, bo poza treningiem postanowiłam odstawić jesienne porządki w stajni, wszystko umyć, poukładać. Potem kupiłam i przesadziłam kwiatki na balkonie, a obecnie kocykuje z herbatką. Z jedzenia dziś owsianka, banan, kawa i pierogi z serem i malinami. Niby malutko, a nie czuje głodu. W zasadzie jak mam co robić to mało jem. Najwięcej wpierdzielam z nudów i jak siedzę, bo wtedy by się coś pociamkało... a tak jak robię rzeczy to mogłabym nie jeść. Muszę sobie organizować tak dni, żeby być zajętą, najlepiej się wtedy czuję.
Znam to. Tyle że ja jem TYLKO WIECZORAMI jak nie mam nic do roboty. I muszę sobie wynajdywać zajęcia na wieczory.
Już 2 dni jestem na minusie energetycznym. Mimo choroby! Brawo ja!
madmaddie   Życie to jednak strata jest
19 września 2022 09:04
ja już po kaszy owsianej z przesmażonymi śliwkami (były tak okropne, że się na surowo nie dało) i dodatkiem skyru.
Weekend w porządku całkiem. Wczoraj tylko obudziłam się jakby chora, więc nic nie robiłam, wyleżałam, zjadłam i dziś jest w porządku.
U mnie weekend liiipa ale nieco sobie układam w głowie i nie frustruję się tym. Dziś oprócz pudełek mam śliwki do wykończenia. Tradycyjnie poniedziałek oznacza u mnie niewyspanie i zmęczenie. Po pracy albo las 💗 albo w domu poogarniam nieco. Coraz bardziej dociera do mnie jak ważne jest abym kładła się spać wcześnie. Wczoraj nie wyszło, liczę że dziś się uda.
Mnie dziś od rana ssie, bo jest chłodno, a jak chłodno to jeść. Staram się nad tym panować, zapchałam się bananem chwilowo. Ruchu raczej za dużo nie wpadnie, bo jaśnie pan konik ma masaż, a na dworze leje. No cóż 🤷
Wciągam też witaminki, bo wczoraj już się coś podejrzanie czułam. Jest taka głupia pogoda, że bez bluzy zimno, w bluzie ciut za ciepło, pocę się jak dzika, no i łatwo o przewianie.

magda, - ja jak się nie wyśpię to mogłabym całego prosiaka opierniczyć 🙈 Spanko jest mega ważne.
Dokładnie - sen jest mega ważny przy odchudzaniu! Dużo bardziej niż się wydaje. Jak przez pracę się nie wyśpię, to często przekraczam kcal następnego dnia,bo po prostu jestem mega głodna.
I ciepło też musi być!
Łatwo powiedzieć że wysypianie się jest ważne, trudniej to zrobić 😉 Wczoraj położyłam się ok 21:30, wstaję zwykle chwilę przed 7. Dziś jestem nieco bardziej przytomna, ale pospałabym jeszcze.
Próbuję od wczoraj kierować myśli że jak jestem głodna to bardzo dobrze, że to pozytywne odczucie, brzuch który nie jest zwalony jedzeniem to lżejszy brzuch i dobry kierunek 😅 wczoraj wprawdzie skończyło się to nażarciem się na kolację, ale jak zobaczyłam co na dziś mam w menu w pudełkach to się załamałam i stwierdziłam że się nażrę a na dziś wczorajsze pudełko zostawię.
Lecim dalej z tym koksem, dziś plan jest na czystą michę i wspin. No i spanko wcześnie, przed 22! Plus książka w pociągu, a jak wrócę to co najwyżej jeden ogłupiający program obejrzę 😉 (moje guilty pleasure to oglądanie strasznych głupot 😂 taki relaks dla mózgu 😂 )
madmaddie   Życie to jednak strata jest
20 września 2022 11:23
ja ostatnio biorę Sleep well z KFD i ogromnie poprawił mi jakość snu i jakość życia ogólem ze względu na to, że nie chce mi się spać cały dzień. Co prawda, jeszcze nie wiem jak go odstawię, ale na razie cieszę się chwilą, jest cudnie być wyspanym.

na śniadanie miso, właśnie przygryzam marchewkowe ciasteczka fit (ale z cukrem, nie słodzikiem, bo jest dla mnie nie do przejścia) z dodatkiem skyru i piję drugą kawę. Na obiad egg fried rice w wersji "jestem na redukcji" 😉 na kolację pewnie jakaś kanapka, bo rośnie mi w foremkach żytni chleb na zakwasie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się