Co mnie wkurza w jeździectwie?

moni, moment, czy my mówimy o młodzieży w wieku szkolno - max studenckim, czy o osobach, które muszą już żyć "po dorosłemu" w sensie pracować i się w 100% utrzymywać? Uczyć się za "dziękuję", michę, spanie czy psie pieniądze może młodzież. Dorosły ma już umieć, jeśli chce pracować w koniach. Wtedy możemy rozmawiać.o zarabianiu na tym, nie o nauce.
Co do pracy w zawodzie - na zachodzie jest jej multum. Zarobki dobre. Praca zależy od pracodawcy - jak w każdej branży. W tym wątku masz przykład flygirl, która z "dziecka we mgle" zrobiła się dobrym reitrem TYLKO dzięki swojej pracy. Zaczynała w kiepskich szkółkach, cośtam porobiła w międzyczasie i trafiła do norweskiej, sportowej stajni, gdzie nauczyła się wszystkiego od nowa. Dziś pracuje ujednego z czołowych polskich skoczków, bo może, bo się nauczyła, bo chciała. Nikt jej nic pod nos nie podstawił. Czyli się da.
Z resztą historia KaNie niewiele się różni 😉
Serio pytanie czego się chce. Jeśli chcę się szkolić, to nadal są możliwości.
Jak ja byłam taką młodzieżą, nie było SM 🙁 Dziś na FB czy IG zawodnicy z czołówki światowej wystawiają czasem ogłoszenie, że szukają praktykantów, proponując treningi, michę, spanie, autko i kieszonkowe za 5 dni wakacyjnej pracy po 8h - aby odciążyć home groomów. Ja bym się natychmiast spakowała, gdyby nie dorosłość 😉
_Gaga, też bym się spakowała jak widzę niektóre oferty 😉 gdyby nie dorosłość
Dokładnie. Są możliwości nauki i rozwoju o ile ktoś się nie boi pracować. Jak się boi, niech sobie siedzi w szkółce i nie płacze, że nic nie umie.
Chcialabym moc polubic to co piszecie.
Też czasami żałuję, że jestem "za stara" na takie wywrócenie życia do góry nogami 😅

Generalnie to co opisujecie to widzę wszędzie w temacie pracy. Ogłoszenia typu: "nic nie umiem, nie mam wykształcenia (lub kierunek typu "wyższa szkoła robienia nic"😉, nie znam języka, dej prace, najlepiej zdalną". Czasem jeszcze z dopiskami "szybko się uczę" - tylko przez 25 lat mi się jakoś nie chciało i dorosłość mnie zaskoczyła 😉
Masakra, jak w poprzedniej pracy szkoliłam ludzi to czasami poważnie rozważałam dolanie whisky do kawy, bo taki beton elektoratu. Albo prawie płakali jak ktoś z produkcji zadzwonił, że zlecenie źle wydane 🤐
Już nie mówiąc o ludziach, którzy kończą informatykę i oczekują 10k na łapę, umiejąc napisać "hello world". Mój chłop jest projekt managerem i czasem jak prowadzi rozmowy to nie wiadomo, czy się śmiać czy płakać. Serio.
Fajne pieniądze to można zarabiać COŚ umiejąc, a żeby się nauczyć, to niestety trzeba zacząć czasem i od tego gnoju. Im wcześniej się zacznie, tym lepszy start. Tymczasem regularnie widzę na prawdę uczciwe oferty jeździeckie, nie obejmujące bycia typowym mięsem armatnim na świrach.

Choć muszę też przyznać, że w obecnej stajni widzę na prawdę spoko dziewczyny, które pomagają przy jazdach, przy zawodach (kiedyś gospodarz toru powiedział, że taka ekipa to skarb, ledwie palcem pokaże gdzie i samo się buduje), ogarniają swoje i nie swoje koniki jak trzeba. I widać tu dużą prace rodziców w wychowanie, zamiast rozpuszczania 🙂 także jak widać da się, nawet w dzisiejszych czasach.

Plus jako luzak to sama bym czasem w weekend pośmigała czy popołudniami 😅 czasem mega brakuje mi tego, zawsze lubiłam. Nawet wsiadać nie muszę.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
19 listopada 2022 18:32
W ogóle jeszcze zapomniałam dodać że tak w ogóle bycie luzakiem to ciężki kawałek chleba nie tylko finansowo i czasowo. Ale też psychicznie. Brytyjski BGA (taki związek zawodowy groomów) przeprowadził kiedyś badania na ten temat. Ponad 70% respondentów potwierdziło że cierpiało na jakiekolwiek problemy psychiczne i niemalże 90% nakreślilo pracę jako (mniejsze lub większe) źródło tego problemu. Ponad 70% przyznało że były ofiarami znęcania się przez innych pracowników. Projekt nazywa się Grooms Minds jak ktoś chce przeczytać cały raport.
Ja oczywiście nie mówię że u kogoś tu z was jest źle ale może raczej naświetlić dlaczego mało jest dobrych ludzi. Bo wystarczy jedno takie miejsce pseudopracy w innej stajni żeby się zrazić. Jedno. I można tych pasjonatów chcących zapierdzielać z miotłą zniechęcić bardzo szybko. Sama pracowałam w takich miejscach i byłam świadkiem (i celem) wielu nieprzyjemnych sytuacji, insynuacji, pastwienia się i tak dalej. Do dziś mam wiele obrazków w głowie, np. jak dzwoniłam po karetkę do koleżanki która miała takie ataki paniki że prędzej mi do głowy przyszło że moze to nowotwór albo uraz głowy a nie ekstremalna demonstracja lęku (bo jeszcze wtedy nie wiedziałam jak mogą wyglądać ataki paniki). Takie rzeczy w zwykłej korporacji reguluje się dyscyplinarką, a tutaj - w moim doświadczeniu - zamiata się problem pod dywan. Albo w ogóle nie ma problemu bo źródłem problemu jest właściciel pan i władca i totalnie nie ma problemu jak ktoś ląduje na izbie przyjęć i potem dostaje skierowanie do psychiatry. W ogóle. Jeszcze będzie marudzenie że "znowu będzie za mało rąk do pracy". Znam niestety wielu wspaniałych, ambitnych groomów którzy byli oddani swojej pasji. I wcale nie byli źli w tym czym byli. Tylko bardzo szybko ich ambicje i pasje zweryfikowała rzeczywistość.

Oczywiście - powtórzę się - nie sugeruję że nie ma ludzi bo wszyscy są źli. Sugeruje tylko że jak ktoś, nawet najwiekszy pasjonat oddany dziedzinie trafi na takie miejsca 2-3-10 razy i ma trochę rigczu to da sobie siana i znajdzie inna ścieżkę do tego co chce docelowo z tymi końmi robić. Mówię tutaj za siebie i za parę osób które znam i z nimi pracowałam.

KaNie podpisuje się rękami i nogami, przy czym jedno muszę dodać. W tym wszystkim trzeba mieć tak ociupinke szczęścia i być w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.

Też jak patrzę na niektóre oferty dookoła też bym chciała wehikuł czasu 😂 😀

keirashara to "ja po studiach to ja wiem" to plaga wszędzie. A w IT specyficzne bo się nasrało tych bootcampow obiecujących mityczne 10k na dzień dobry. I tak to się kręci. Może powinnam założyć taki bootcamp, wydaje się że to dojny pomysł na biznes xD
Kurde, tyle z Was teraz mówi, że by rzuciło wszystko i jechało się uczyć, bo takie zajebiste propozycje... Ale jakoś nie wpadniecie na to, że kiedyś też były takie możliwości, a jakoś nic takiego nie zrobiłyście. Ja też nie. Z różnych powodów lub po prostu z młodzieńczej głupoty i braku rozwoju kory przedczołowej. Kończy się rozwijać akurat w wieku 25 lat, jak już nie możemy sobie pozwolić na radosne zwiedzanie, niezarabianie na siebie i nikt nas nie utrzyma... I jakoś nie myślicie o tym, że wszyscy podejmowaliśmy nieracjonalne decyzje w młodości i większość z nas niektórych decyzji żałuje. Ale teraz to wszyscy mądrzy. 😅

No i ta młodzież, co to co pokolenie to gorsza... 🤣 Już drugą stronę leci ta zblazowana gadka. Myślicie, że o Was tak Wasi rodzice/nauczyciele/instruktorzy nie mówili? Każde pokolenie jest najbardziej leniwe (każde!). Ta młodzież teraz ma na przykład o wiele więcej wiedzy do przyswojenia, która dla Was jest oczywista, bo coś zostało stworzone/odkryte za Waszego życia. Uczą się innych rzeczy. Może i nie uczą się zapiedzielać fizycznie, ale dziwnym trafem w wieku 10 lat ogarniają technologię o wiele lepiej niż ludzie po 30. Nie mają jednych skilli, mają inne.

Czytam sobie tę dyskusję od kilku dni i po prostu ryję. Gadanie, że "jak będziesz zapierdzielać wystarczająco ciężko, to zawsze Ci się uda", to są kołczowskie kocopoły, które nie mają nic wspólnego z rynkiem pracy ani karierą w XXI wieku. Szczególnie w Polsce, gdzie nacisk w młodych latach, nie tylko w szkołach, w domach też, kładziony jest na rozwój "klasyczny", a nie ten wymagany na rynku pracy (w którym możesz umieć robić rzecz niszową, ale jak robisz ją dobrze, to zarobisz).

"Jak chcą porządnie pracować, to jadą za granicę". WTF... A może niektórzy nie chcą wyjeżdżać? Może są przywiązani do rodziny i wolą robić coś, co pozwoli im zostać? Może ich partner/partnerka ma dobrą pracę na miejscu?

Może ktoś na przykład NIE MA dobrej stajni w pobliżu domu, nie ma do niej jak dojechać, nie ważne, jak się będzie, curwa, starał? Takie gadanie, że jak się ma marzenia i się stara to wszystko jest możliwe to jest właśnie to, co doprowadziło do takiej sytuacji na rynku pracy. Bo teraz wszyscy mają marzenia i chcą je spełniać, a jednak w każdej robocie jest jakaś liczba miejsc do zapełnienia, w każdej pomogą znajomości i w każdej może się noga powinąć. Może ta młodzież teraz jest taka zblazowana, bo wiedzą to, czego myśmy nie wiedzieli 10-15 lat temu, jak duży udział w naszej karierze, życiu i pracy ma fart, niefart lub zbieg okoliczności. Może dlatego mniej się garną do roboty, bo nikt ich nie okłamuje, że mogą sięgnąć gwiazdkę z nieba, tylko muszą bardzo chcieć. 😂

EDIT: Pomijając już fakt stajni, w których dzieciaki 12-15 lat zapierdzielają jak dorośli ludzie za wątpliwej jakości wiedzę i "treningi". I które wierzą, że to, że bardzo chcą, pomoże im spełnić marzenia, a są po prostu bezczelnie wykorzystywane. I chcą, próbują, pracują, uczą się, a po latach nic z tego nie mają, bo stoją w miejscu. To tak nawiązując do tej chęci pozyskiwania wiedzy. Takie dzieciaki nie wiedzą, że niczego się nie uczą, bo nikt im tego nie uświadomił. I to, jak bardzo chcą, ciula im daje.
donkeyboy, co innego full time groom, co innego holiday groom. Wyspy generalnie nie mają dobrych opinii w temacie "wiejskiej" pracy. Ponoć najciężej mają wyścigowi. Ale jest wiele miejsc w Europie, w których groom jest raczej doceniany. Skandynawia na przykład. W Niemczech też chwalą sobie tę pracę (generalnie, bo skrajności są wszędzie).
Sivrite, lubię to!

Jako 9-12 latka przychodziłam do stajni na pierwsze godziny jazd żeby móc osiodłać konie.
W weekendy siedziałam całymi dniami, za free, nie było wtedy jazd za pracę, uczyłam się obserwując bo nikt nie miał ochoty ani czasu niczego tłumaczyć.
Jako 13 czy 14 latka pracowałam na wyścigach i cieszę się że nie zginęłam 😂 Wszystko co z tamtąd wyniosłam to nauka metoda prób i błędów, odkrywanie koła na nowo. Jedyna mądrość jaką usłyszałam to zeby nie kucać pod brzuchem konia.
Nie miałam dostępu do stajni sportowych i do ludzi którzy chcieli by dzielić się wiedzą.
Sivrite, - jest przestrzeń między zapieprzaniem poniżej godności w dziadowskich warunkach i siedzeniem na tyłku oczekując na cud, albo że samo się trafi.
Można celować w niszę, można celować w realne kompetencje. Na specjalistów zawsze jest potrzeba i nie musi to być jakaś super-duper dziedzina. Plus jak ktoś się ucząc naście lat obcego języka nie nauczył go na choćby uczciwe B1, to ja w te jego zdolności do szybkiej nauki mocno wątpię 😉 Sama skilla językowego mam tyle co nic, a jednak pracuję używając angielskiego na codzień.
Jednakowoż większość moich znajomych, którym "się udało" to na to pracowała, nie czekała. Tak, potrzeba było trochę farta, tak, czasem ktoś pomógł, ale w większości to temu sukcesowi pomagali oni sami 🙂
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
19 listopada 2022 19:05
_Gaga, holiday groom w sensie freelancer? Są nieuchronni. Jak ktoś fika to wychodzisz. Full time? Phi, mało który pracodawca w UK w stajni da ci umowę więc możesz też sobie wyjść 😀
Oczywiście tu polegam na swoim doświadczeniu ale imho patologie są tak samo w sporcie jak i w pensjonacie na rogu u Karen, pracowałam i dla lokalnej szkółki i dla międzynarodowego sportu i nie będę palcem pokazywać ale moje doświadczenia pochodziły i stąd i stąd 😉

Sivrite ja! ja! Do najbliższej szkółki mnie ojciec nie chciał wozić a jakbym nawet chciała to rowerem nie dojechałabym na ostatnią lekcje na tygodniu. Zresztą to i tak była taka maks rekreacyjna szkółka wtedy, typu pociągnie za widzę w lewo jak chcesz w lewo xD i tak rodzice uważali to za burżuazję, w sensie konie. Musiałam zrobić domowy pucz żeby wyrwać się z obowiązkowego oczekiwania że najpierw skończę magisterkę w czymś tam a dopiero potem se myśl o koniach :P
Jak się szarpnelam na ten staż w DE to się dopiero okazało ile nie wiem i ile trzeba było ogarnąć. I pewnie byłam takim wkurzajacym stażysta co nie ma pojęcia ale chociaż się stara xD jak sobie o tym myślę teraz to przypomina mi się tylko ten kawał jak stary uczył Jasia pływać, tyle że ja byłam tym starym co sam siebie do wody wrzucił w worku 🤣
donkeyboy, nie freelancer. Pisałam o zawodnikach, którzy szukają grooma na okres wakacji. Piszę też o zdobywaniu wiedzy, nie o "dorosłej" pracy.
Keirashara, ale ja nie przeczę, że trzeba się starać. Powiem więcej, w większości prac trzeba. Ale nie w każdej pracujesz za minimalną krajową, często na czarno, z nieobliczalnymi zwierzętami, które mogą Ci zrobić srogą krzywdę. Kuźwa, jedna ze sportowych stajni, którą znam, zatrudnia tylko na czarno lub na umowę o dzieło do koni prosto z toru, żeby nie musieć płacić na L4... Co by przypadkiem nie płacić, jak ich koń rozwali pracownika.

I ja się ludziom nie dziwię, że nie chcą tak zapierdzielać. Przychodzą, weryfikują swoje chęci i możliwości i se idą, co Wam to przeszkadza? Nie każdy chce tak zapierdzielać czy ryzykować życiem na młodych koniach. Pracowałam jako jeździec szalony miesiąc i myślałam, że zdechnę, a zarobiłam poniżej minimalnej, przeliczając to na godziny. Życie weryfikuje zapał młodych ludzi, tak jak pewnie kiedyś zweryfikowało Wasz. Bo młodzież ogląda Instagrama i myśli, że jest tak kolorowo, a nie jest. No ale jednak to ktoś ich okłamuje na tych Instagramach, nie?

A jak jedyną szansą zdobycia rzetelnej wiedzy o koniach w tym kraju, jak nie masz farta w życiu, jest wyjazd za granicę, który jest nieosiągalny/nieakceptowalny dla wielu osób, to... No będzie jak jest.

Ja też byłam takim dezerterem po miesiącu i nie czuję z tego powodu żadnego wstydu. Też mi się wydawało, że dam radę, a nie dałam. Ale nadal uważam, że moja siostra częściowo zniszczyła sobie życie, pracując 10 lat przy koniach. Rozwaliła sobie kręgosłup, kolana, zdrowie, a CV po wyjściu z toru wygląda okropnie, jak chcesz dostać "normalną" pracę. Więc jeśli ktoś jest zapaleńcem, to trzymam kciuki, ale personalnie na pewno nie będę nikomu wytykać, że nie miał aż tyle chęci/samozaparcia/szaleństwa, żeby podołać. Czasami należy pomyśleć, że jeśli coś wymaga od Was tak ogromnego samozaparcia i (poniekąd) cierpienia, to może jednak nie warto.

Donkeboy, fajnie, że w UK mają pole do negocjacji i walki o swoje. Koleżanka wyjechała jako wet do UK na o wiele lepszych warunkach niż w Polsce też. Dorabia jako sędzia za zawodach jeździeckich i też mów, że jest o wiele lepiej traktowana w takiej pracy niż w Polsce. Że kasa słaba, ale naprawdę jej się chce, bo fajna atmosfera i ludzie się szanują. A w Polsce...? Po 5-10 latach nadal jesteś bezimiennym pracownikiem jakiejś stajni i robisz dokładnie to samo, co 5-10 lat temu, bo nigdy Cię nie będzie stać, żeby iść na swoje.

EDIT: Tak jeszcze dodam, że od wielu lat coraz mniej facetów chce pracować przy koniach, więc te wszystkie ciężkie prace i ciężkie, potrzebujące silnego jeźdźca konie ogarniają... dziewczyny. I kobiety. Kiedyś na torze można było oddać konia, z którym nie można sobie było poradzić facetowi, jak brakowało hamulca. Teraz z tymi końmi muszą sobie radzić dziewczyny, bo w stajni jest jeden facet, który więcej niże te 4-5 koni po prostu nie zrobi. I to nie tylko w Polsce i nie tylko na torach. I się nie dziwię, że się tym dziewczynom odechciewa.
To ja się pogubiłam. Temat zaczął się od nauki chowu koni w różnych jego aspektach. Możliwości dla młodzieży szkolno - studenckiej. Etatowa praca w tej branży bez względu na stanowisko - to mega ciężki kawałek chleba. Nie tylko fizycznie ciężko, ale i z wakacjami problem. Sama pracuję w kompletnie innej branży, ale wiedzę końską mam m.in. z bycia "stajenną dziewczynką" w dzieciństwie i tyle. Taka praktyka pokazała mi również, że nie chcę z tego żyć

Sivrite, w UK płacą sędziom? Byłam tam na ogromnych zawodach takich na 1000 koni i wszyscy tam na wolontariacie.
A w kraju dobrzy organizatorzy traktują nas dobrze. Ekipy też bywają tak super, że pomimo pracy od rana do nocy - człowiek by się nijak nie zmęczył. Płacą też wg stawek PZJ / FEI i tyle.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
19 listopada 2022 20:06
_Gaga, ale chodzi o staże czy w ogóle praca za jazdę? Bo u nas to nawet za lekcję stable management się płaci, czyli za takie kręcenie się z groomem przez godzinę żeby pokazał ci różne rodzaje szczotek 😀 a ja mówię o takich stażach gdzie zarabia się jakieś 120 funtów tygodniowo w zamian za to że potuptasz godzinkę parę razy w tygodniu pod okiem instruktora + zapłacą za egzaminy BHS a tak to pracujesz jak inny pracownik. No chyba że masz farta i trafi ci się pod dupę nie Pimpek ze szkolki który dzień w dzień jedzie na przeciwbólowych tylko koń którego właściciel nie chce jeździć i zapłaci żebyś sobie pojechała na zawody, to wtedy się drzwi otwierają trochę nie powiem 🙂

I nie, nie płacą za zawody sędziom no chyba że jakiś wyższy poziom, to nie wiem wtedy.

Sivrite no jest to niby jakieś pole do negocjacji ale i tak liczba fajnych pracodawców jest skończona a z czegoś trzeba żyć. Ja akurat miałam fajnych wiernych klientów ale wiem od innych freelancerów że czasami trzeba zęby zacisnąć jak się chce mieć co do gara włożyć
donkeyboy, chodzi np. o grooma w okresie wakacyjnym, który pracuje w sportowej stajni kogoś ze światowej czołówki jeździeckiej w zamian za treningi, spanie, jedzenie i niewielką kasę. Treningi z zawodnikiem. Cel takiej pracy: nabycie wiedzy i doświadczenia.
Sivrite,
Przez Twoje wypowiedzi czuję sie jak stary grzyb. W sumie nie wiem czy to źle.
Gaga, ha tfu, źle napisałam i już nie mogę edytować. Jako wet dorabia, nie jako sędzia. Ale wyrabiała papiery sędziowskie w Polsce zanim wyjechała, więc miała jakieś pojęcie o tym, jak to wygląda od środka i mówi, że w UK całość tej roboty organizacyjno-sędziowsko-weterynaryjnej jest jakaś milsza. Że jakoś i organizatorzy lepiej traktują sędziów i weterynarzy (i zawodników) i jakaś atmosfera lepsza. W Polsce jej się właśnie nawet nie chciało dokończyć praktyk sędziowskich, a zostały jej jedne czy dwa zawody.

Mea culpa, chodziło mi o weterynarzowanie.

KaNie, no właśnie też nie wiem. Dobrze czy źle? Poczułaś się obrażona, czy udało mi się Cię nie obrazić, bo nie taki był plan? 😅 Ja też się czasami czuję, wszyscy się tak prędzej czy później będziemy czuć. Bo ja przecież też nie ogarniam realiów licealistów teraz, bo się po prostu nie da. Ale po to właśnie napisałam tego posta, żebyście spojrzeli na tę młodzież teraz inaczej, przez pryzmat tego, jacy byliśmy, co robiliśmy i jakie podejmowaliśmy kiedyś decyzje. Bo teraz właśnie wszyscy jesteśmy mądrzejsi i byśmy to zrobili inaczej, przecież ja też tak mam.

A z drugiej strony kilka osób ma tu pretensje to tego, że młodzież jest, jaka jest... A już teksty o tym, jaka to aktualna młodzież jest zła i leniwa to mi mózg wybuchają. 🤣 Ta sama gadka co pokolenie. A to przecież zawsze jest tak, że pokolenie znające jedne realia uczy młodsze pokolenie, któremu przyjdzie żyć w innych realiach. No inaczej się nie da, zawsze naszych realiów nauczymy się dopiero z naszego życia, a nasze dzieci będą miały już inne.

Kilka osób tu, jakby mogło się cofnąć w czasie, to by wykorzystało takie możliwości. Może by żałowali, może nie, bo tego też już się nigdy nie dowiemy. I aktualna młodzież też może nigdy nie żałować, że nie wykorzystała tych intratnych ofert nauki za pomoc. Ale mogą też żałować. I potem psioczyć na swoje dzieci, że nie chcą wykorzystać szans, których sami nie wykorzystali, nie? 😅
Sivrite,
Obrazona? Nie no co Ty. Masz dużo racji w tym co piszesz. Ale tez to powoduje ze czuje sie starej daty.
Ja tam nie wiem, jestem stara bardzo bo 40 lat.
Jak byłam w liceum to w wakacje pracowałam na torze jako pracownik na umowę o dzieło.
Praca łatwa nie była, bo wiadomo gnój taczkami w poniedziałki, ciągnika nie było , w tygodniu jazdy. Dojeżdżałam rowerem 12km lub autobusem. Potem jechałam do drugiej pracy za miasto i prowadziłam jazdy dzieciom z wioski na prywatnych koniach bogatego Pana, który chciał coś dla dzieciaków zrobić i płacił mi normalnie za godzinę. Też się opiekowałam tymi dwoma konikami, potem 3 bo ogierek to był i klacz, potem powstał źrebak.
Praca ogólnie bardzo ciężka, ale mi się to podobało, bo wiele się nauczyłam. Nie wierzę,że dziś ktokolwiek z młodzieży by tak pracował ciężko fizycznie, bo zwyczajnie by nie dał rady, z uwagi że dzisiejsza młodzież, poza wyjątkami które trenują cokolwiek na poważnie to niestety nie jest sprawna fizycznie.
KaNie, cieszę się, że zrozumiałaś, o co mi chodzi. Po prostu o to, żeby nie oceniać, bo wszyscy mieliśmy swoje powody do swoich wyborów, nawet jeśli powodem był młodzieńczy idiotyzm. 😅

Perlica, naprawdę szczerze nie rozumiem, jak możesz tak uogólniać całe pokolenie, serio. No nie rozumiem. "Nie dadzą rady, my daliśmy". To samo o nas mówiło pokolenie naszych rodziców na temat pójścia na wojnę...

Znam trzy dziewczyny, które popierdzielały do stajni prawie codziennie, czy skwar czy zima, po ciemku, całe weekendy i całe wakacje. Widziałam jak to robią przez trzy lata. Opiekowały się, prowadziły jazdy i lonże, karmiły, wyprowadzały, właściwie robiły tyle, co normalni pracownicy w lecie. Mieszkały na miejscu przez całe wakacje. A poziom treningów w zamian był... Według mnie wątpliwy. Nie wiem, za co nie cierpisz tego młodego pokolenia, ale możesz być pewna, że ktoś tak samo oceniał Twoje.
Już nie mogę edytować, ale Perlica, brzmisz jak ojciec Ludwiczka. 😂 12 kilometrów rowerem, przez zaspy i jeziora, "spaliśmy w dziesięciu w pudełku po zapałkach i przeżyliśmy rok jedząc tylko śnieg". Teraz to już nie ma takich ludzi i takich pudełek po zapałkach. 😜
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
19 listopada 2022 21:48
_Gaga, hmmm nie wiem czy coś takiego tu istnieje w ogóle, ogólnie 16 latkowie to w zasadzie są wolni jak ptaki i normalnie do roboty chodzą jak chcą tylko zarabiają mniej (minimalna dla pewnych grup wiekowych jest o połowę mniejsza niż takich 25 latkow). Można nawet i 13-14 latkow zatrudniac tylko zasady sa napięte (typu może pracować w kawiarni ale nie na kuchni)

Chyba taki typowy summer work experience to bardziej popularny w Europie jest, chociaż być może mi umknęło bo jestem tu stacjonarnie. Ale te apprenticeships to w sumie to samo tylko nie na określony czas w lecie - te dzieciaki i tak nie mają wakacji bo do szkoły wracać nie muszą (mogą jak chcą). Może z tego chętnych wystarcza.
Sivrite, a gdzie napisałam,że nie cierpię?
I tak , piszę ogólnie, bo taki mam ogląd w kilku stajniach i takie są moje spostrzeżenia. Teraz czasy są takie, że dzieci są wszędzie wożone autem przez rodziców, a kiedyś miały klucz na szyji i same wracały choćby ze szkoły.
I jak najbardziej moje pokolenie nie dałoby rady na wojnie , bo roczniki wojenne to choćby moja babcia, która jest Sybirakiem. To są ludzie mega zdrowi vs moje pokolenie , mimo że dużą część życia spędzili żywiąc się tym co było.
Moje pokolenie jest dużo słabsze zdrowotnie, bo żywienie już inne, niby bogatsze, a przetworzone.
Każde kolejne coraz słabsze, bo niby długość życia się wydłuża ale sprawność się pogarsza.
Poczytaj sobie badania w tym temacie.
To są fakty, nic co można lubić czy nie lubić.

I owszem są odpowiedzialne nastolatki i obecnie , ale większość nie umie gówna z boksu wywalić przez 3dni zawodów, kupić siana itp. Dyskusję o tym sobie przeczytaj kilka stron dalej. Z życia wzięte.

uszatkowa   Insta: kingaielif
19 listopada 2022 23:36
donkeyboy, niestety to typowe. Siedzisz w rekreacji, chcesz sięgnąć gdzieś dalej, zatrudnić się u topowych jezdzcow i poznać prawdziwy świat sportu, konie na które nie żałuje się pieniędzy itp. Trafiasz kiepsko, gdzie wszystko jest twoją winą (kon ma ranę na nodze? na pewno zrobił ją sobie przez Twoje niedopatrzenie, koń ma kolkę którą szybko rozpoznałaś i w porę zareagowałaś, a ty jedyne czego się spodziewasz to oskarżeń że czegoś nie dopilnowalas na przykład że nie sprawdziłaś siana ktore musiało być zapleśniałe i stąd kolka). Nie poddajesz się, idziesz gdzieś indziej i trafiasz gorzej a potem jeszcze gorzej. Nie możesz doprosić się o zarobione pieniądze, okazuje się, że umowę ustną można zmienić wstecz, bo o pisemnej nie ma mowy. W międzyczasie koń cie przyciska do ściany boksu czy sploszony czterolatek wskakuje na stopę. Po kilku latach takiego funkcjonowania można mieć dość. Oczywiście są też dobre momenty, fajne doświadczenia i znajomości, ale będąc gotowym do pracy niezależnie od warunków pogodowych, dojeżdżając ponad godzinę do stajni lub rezygnując z prywatnego życia mieszkając na miejscu zaczyna się dochodzić do wniosku że nic z tego. Rozpływają się marzenia o byciu zawodowym jeźdźcem czy groomem na światowym poziomie. Pojawiają się myśli, że jednak to poświęcenie nie jest tego warte. Ja odpuściłam. Mogło się potoczyć inaczej ale po wielu porażkach i powtarzających się sytuacjach już nie ma się siły szukać dalej. No i pracując z kilkunastoma końmi dziennie nie ma się już mocy ani czasu na swojego.
Cieszę się jednak z doświadczeń które zebrałam, to były bardzo cenne życiowe lekcje
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
20 listopada 2022 00:34
uszatkowa, weź bo mam flashbacki 🤣 ja mam jeszcze do dodania taki jeden niuans że nie znoszę gdy ludzie zwalają swoje niepowodzenia bądź niezdecydowanie czy brak humoru na innych. I widzę że to też jest częste. W sumie nie wiem jak to opisać ale człowiek się starzeje i ma dosyć takiego bullshitu że to totalnie twoja wina że konik się spiął i kwalifikacja nie weszła czy wydzwanianie w nocy i nawijanie o dupie maryni że Pimpek ma żółta derkę a nie czerwona (które się niczym nie roznia poza marka i kolorem). Kiedyś to ja to brałam na klatę i grzecznie kiwalam głową i pamiętałam na przyszlosc (która zwykle zmienia wytyczne wraz z kierunkiem wiatru). Teraz to nawet pisząc to parsknelam śmiechem i nie wiem czy bym utrzymała poważna mine jakby ktoś mi takie wąty sadził. To nie jest kuźwa 0-700 żeby wieczorami wydzwaniać, nie jestem niewolnikiem i o ile jestem w stanie zrozumieć sytuację krytyczne to żółta derka Pimpka nią nie jest. To się chyba w ogóle mobbing nazywa, ale poprawcie mnie jeśli nie 😀

Niemniej jednak nie żałuję ani minuty, tak samo jak ty zdobyłam cenna wiedzę i doświadczenie i puenta twojej wypowiedzi to story of my life. Nigdzie nie zdobędzie się takiej wiedzy jak pracując z końmi. Ani takiej "obrotności" wokół koni. Mam pożyczonego konia stojącego na DIY i do dziś dzień nadal bije swoje rekordy w szuflowaniu kupska i jak w ogóle zrobić byle szybko, dobrze, sprawniei i efektywnie czasowo chociaż nikt mnie nie goni 😅😅
Nevermind   Tertium non datur
20 listopada 2022 00:38
Powiem z mojej perspektywy, bo wnioskuję że w Waszym przedziale „dzisiejszych młodych” się mieszczę. Z ciężką pracą się znam i uważam to za przydatne w życiu, chociaż nieraz przeklinałam moją rodzinkę za tę znajomość. Ale szybko zrozumiałam, że przy koniach na ten moment do poważnej kasy nie dojdę, więc poszłam do tzw. normalnej pracy. Po prostu. Chcę mieć doświadczenie, oglądać najlepszych i uczyć się od nich, ale chcę też zarabiać tyle, żeby było mnie stać na własnego konia, treningi i płatne szkolenia. Myślałam o zabawie w luzaka, lecz typ pracy (tej nie-końskiej) na razie skutecznie mi to uniemożliwia. Obecnie mam drugą pracę „z doskoku” przy koniach, praca w stajni bez stajennego, więc robota podwójna, na nogach od rana do wieczora i nawet jak mam przerwę to często gęsto nie zdążę posiłku instant zjeść, bo ciągle coś. To chyba właśnie to co nazywacie pracą? A jednak postanowiłam jeszcze iść do pracy nie-przy-koniach, bo chcę mieć co wpisać do CV, chcę mieć doświadczenie zawodowe i zwyczajnie mieć za co realizować swoją jeździecką pasję.

karolina_, Jeśli chodzi Ci o Hipologię i Jeździectwo w Lublinie, to tam idą głównie ludzie którzy nigdzie indziej się nie dostaną, a akurat jeżdżą konno. Nie wydaje mi się, żeby faktycznie chcieli się z tym potem wiązać na poważnie.
Nie no jasne, że przy koniach idzie trafić w bagno, ale zasadniczo to wszędzie idzie 😅 Ja prace końskie miałam na prawdę spoko. Tylko po siedzeniu z innymi ogonami wychodziło, że na mojego już mi się nie chce wsiadać czasem... plus zaczęłam być z P. i odkryłam, że robotę przy koniach bardzo ciężko połączyć ze związkiem z niekońskim partnerem. Mimo jego ogromnego wsparcia i nie raz pomocy w obowiązkach to zwyczajnie cały czas czułam, że albo robota po łebkach, albo nie ma czasu na bycie razem, a mnie to stresuje jak czuję, że coś robię na pół gwizdka.
Dodatkowo doszło to, że bardzo szybko musiałam zacząć utrzymywać siebie i konia sama, a matematyka była po stronie "normalnej" pracy 😉
W najgorsze bagno trafiłam raz w gastro 🙂 Do korpo mam szczęście, już drugie bardzo spoczko i proludzkie, a tu też bywa różnie. Za to związany z rodzajem pracy stres w ilości w *uj i ruchu tyle, co na siku i po kawę, zdrowe to też nie jest 😉 Pracując przy koniach nie musiałam na siłkę wydawać i ograniczać ciastków 😂
Także każda praca ma wady i zalety, niech każdy wybiera co mu pasuje 🤷 Niemniej ja mogłam iść w konie dalej jako luzak na najniższej lub mięso armatnie, innych ofert nie było, a teraz na prawdę czasem mi wpada w oko taka, że wow.
Osobiście też nie żałuję pracy jako luzak czy układów pomoc za treningi, bo nauczyłam się cholernie dużo. Nie jestem też bogata z domu i w zasadzie tylko własna praca pozwoliła mi w pewnych okresach na treningi. Do tego możliwość jazdy na różnych koniach, na różnych etapach, no to jest bezcenne.
Nevermind, ciekawe. Ja się nie przyłącze do peanów jaka byłam zajebista za młodu albo jak wyciągałam co się dało z pato szkółek, bo miałam szczęście dorastać w miejscu gdzie był świetny ośrodek, w którym można się było uczyć od naprawdę ekspertów w każdej dziedzinie, chociaż miejsce stało głównie skokami i stoi na tym do dziś (o hodowli też można było dużo podlapac od właściwych osób, powożenie - proszę bardzo, dziewczyna która była ze mną w rowneleglej klasie dziś jest tam pracownikiem, powozi i 4ka, ujeżdżenie - byli i zawodnicy którzy długo i skakali i jeździli ujeżdżenie na wysokim poziomie). I może na bazie tych doświadczeń, dziwi mnie to, że w mieście gdzie jest uczelnia z bazą i ośrodkiem, kierunkowe studia, ciekzo o jednostki które chciałyby coś więcej porobic
Ale przecież nikt nikomu nie każe pracować przy koniach po studiach.
Rozumiem, że po szuka się normalnej pracy z której jest jakaś kasa, jak napisała Nevermind, , choćby po to żeby sobie kupić konika i na nim trenować,żeby mieć normalną legalną umowę, też i po to by kupić sobie mieszkanie na kredyt, którego bank nie da freelancerowi groomowi.
Ja przynajmniej tak zrobiłam , bo po liceum mogłam iść na zootechnike lub weterynarję , lub na studia bardziej nie zwzierzęce. Chciałam robić zaoczne zwierzęce i jednocześnie kontynuować jazdę na torach. Jednak po przemyśleniu okazało się, że to głupi pomysł, bo jeździć i pracować przy koniach po tylu latach na torze to ja mogę bez szkoły w kierunku koni,a do stabilnej pracy w korpo nie wezmą przecież po studiach zwierzęcych. A jak korpo mi się znudzi to mogę rzucić wszystko i do koni wrócić.
Mieszkanie przy stajni i praca w stajni to praca raczej na chwilę, bo jest się cały czas w pracy i nie do końca u siebie. Choć to też moje myślenie typowo polskie, bo my jednak lubimy mieć swoje vs inne kraje europejskie gdzie bardziej popularny jest wynajem. I o ile jest to super fajne pewnie na początku, tak po 15 latach pracownicy są już wypaleni często, bo są na miejscu to przecież zejdą i pomogą jakby co.
To o czym pisze
karolina_, to jednak trochę co innego, bo to własnie na chwilę, w czasie stadiów,żeby nabrać doświadczenia. I ja w moich czasach studiow na pewno bym do takiej pracy chętnie poszła.

Edit do dziś dziękuję mojemu dziadkowi,że mi w sumie zabronił tej zootechniki bo to bylaby klapa. A tak po technologii żywności i zarządzanii jakością spokojnie poszlam od razu do pracy, robię to co lubię , zmieniłam sobie kilka razy firmę na taką jakiej tryb pracy mi pasuje. Jeżdżę konno dla przyjemości i owszem dorabiam w weekendy jako luzak, beraiter, czasami przy źrebakach i hodowli czy na wyjazdach hodowlanych jako freelancer kiedy mam czas i ochotę. Dorabiam, bo lubię robić coś fizycznie, czego akurat nie dostarcza mi praca, bo jest przy kompie, a i miło jak mi wpadnie trochę grosza, no ale nie robie tego dla kasy. Jedyne co jeszcze mogłabym robić to być końskim ortopeda, ale w moich czasach to w sumie raczkowało , a i zupełnie by mi nie odpowiadało jeżdżenie km za kółkiem, co jest domeną polskich wetów. Na klinikę w życiu by nie byłoby mnie stać, a tylko tak mogłabym się spełniać w wecie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się