Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje

Kurcze, ja uwielbiam Sienkiewicza 🙂 A trylogię przeczytałam milion razy i z pewnością jeszcze kiedyś przeczytam ją ponownie. I moje dzieci też z przyjemnością przeczytały W pustyni i w puszczy. Za to poległam na Młodej Polsce. I na Żeromskim. To są jedyne lektury, których albo nie doczytałam, albo doczytałam ale i tak nic nie zrozumiałam. 😂
Mnie się wydaje, że w szkole się dla przyjemności nie czyta. Czytasz te lektury, które cię czegoś uczą - o kulturze, literaturze, historii itd itp. No może w podstawówce należałoby dobrać lektury, które będą dla dzieci przyjemne. Ale przecież nasz wybór lektury jest bardzo indywidualny. U nas w domu czytają wszyscy. Namiętnie. Ale każdy czyta co innego. Praktycznie nie zdarza się, żeby jedną książkę przeczytały dwie osoby z rodziny.
Więc nie da się w szkole tak dobrać lektur, żeby wszystkim podpasowały.

Co do ogólnego nauczania w liceum to niestety już się skończyło. Nie ma klas ogólnokształcących. Są tylko profilowane. Czyli teraz 12-13 letnie dzieci już muszą zdecydować co będą robiły w życiu. To jest kompletnie bez sensu.

Ja bym nie szalała z tym decydowaniem o reszcie życia, gdy się idzie do liceum 😉
Sorry, ale profil w liceum tylko w niewielkim odsetku faktycznie nakierowuje na to, co dalej robi się z życiem i mowa tu o bardzo specjalistycznych kierunkach - takich jak medycyna. A i maturę z chemii i biologii można napisać będąc na humanie, więc… 😅 Co więcej, często skończone studia wcale nie idą w parze z tym, co robi się później zawodowo.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
05 maja 2023 18:39
EMS, nie można się już przepisywać?

Sama jestem po profilowanej klasie i powiem szczerze że więcej musiałam naginać z jakiejś pobocznej biologii, historii czy polskiego bo nauczyciel trafił się cięty niż z innego rozszerzenia. Wiele osób też się przepisywalo i znam osoby które dopiero w klasie maturalnej jednak zmieniły zdanie.

W UK właśnie tak się robi że dzieciaki wybierają sobie rozszerzenia, trochę jak na studiach chodzą na dane "moduły" i z tych przedmiotów też zdają. I jeśli dobrze pamiętam to taką decyzję podejmują w bardzo podobnym wieku (13-14 lat). Potem jak chcą dalej to mogą zostać w szkole i zrobić A levels w wybranych przedmiotach na następne dwa lata. Więc 16 latek może w zasadzie już iść do roboty jak chce.

Nie mówię że to niby jakieś lepsze jest ale jest duże pole do nauczenia się co chce się robić jak można od 16 roku życia próbować sobie popracować tu i tam, zrobić jakiś kurs czy coś, ewentualnie dorobić sobie te A levelsy i iść na studia.

W Polsce człowiek staje przed takim dylematem że szkole kończy się najprędzej w wieku 19 lat, przy technikum w wieku 20, jak się od razu na coś nie pójdzie to czas umyka szybko a różni ludzie mają różne cele, jedni chcą założyć rodzinę, inni chcą założyć firmę, kupić dom, na to wszystko trzeba pieniądze a gdzieś trzeba je zarobić. Więc nie ma czasu za bardzo na metodę prób i błędów chyba że się jest gotowym na mieszkanie z rodzicami nie wiem jak długo
madmaddie   Życie to jednak strata jest
05 maja 2023 19:34
Mnie się wydaje, że w szkole się dla przyjemności nie czyta. Czytasz te lektury, które cię czegoś uczą - o kulturze, literaturze, historii itd itp. No może w podstawówce należałoby dobrać lektury, które będą dla dzieci przyjemne.
O to. Bardzo ważne.

A to co ja chcę powiedzieć, to tyle, że wszelki rozmowy o edukacji, liście lektur i tak dalej nie powinno się rozpoczynać od szczegółów. One na system nie mają wpływu wielkiego. Czy przeczytamy na polski Sienkiewicza, czy Remka Mroza.
Zacząć trzeba od tego, co tą edukacją chcemy osiągnąć, co jest ważne, za co państwo chce zapłacić i po co. Czy pobudki czysto ekonomiczne wszelkich działań kształcą obywatelską postawę, tak, jak nam zależy.

Pracuję od 16 roku życia bodajże, ale decydowanie o wszystkim w wieku lat 19 mnie przeraża :P szczerze zazdroszcze tym, co potrafia zdecydowac i nastepne 40-50 lat przepracowac, ale watpie, ze w moim pokoleniu i mlodszym bedzie wiele takich ludzi. Przeszłam przez wiele zajęć i wiele prac, w liceum byłam na ścisłym profilu, na studiach kwitłam humanistycznie, teraz sobie grzebię w calkiem innych rzeczach, po drodze jeszcze mialam rozne prace i zawody, a co będę robić później - nie wiem. Rzekłabym, że głównie ciekawosc i elastyczność przyświeca tym działaniom. Z domu jestem raczej biedna, więc nikt mnie nie sponsorował :P

A no i - wybierając studia/profil nie mamy pojęcia jak będzie wyglądał rynek pracy za te parę lat.
Słuchajcie, to profilowanie naprawdę ustawia na przyszłość. I dzieje się to w wieku 14-15 lat. Czyli najgorszym jeśli chodzi o podejmowanie decyzji. Znam sytuację "od środka" bo moja córka właśnie maturę zdaje. Jest niesamowicie uporządkowana i pracowita od małego (to po tatusiu) i naprawdę zdolna (po mamusi). Na świadectwie ukończenia szkoły ma tylko jedną 4 i średnią 5,4. Przez wszystkie lata liceum miała średnią powyżej 5 i stypendium. I ona mówi, że nie wyobraża sobie, żeby zdać sensownie maturę rozszerzoną z jakiegoś przedmiotu nie przygotowując się do tego pod okiem nauczyciela od pierwszej klasy. Widzę, ile czasu i pracy wkładała w szkołę. Nie wiem jak zdolnym trzeba być, żeby ewentualne braki po roku-dwóch, nie daj boże trzech, nadrobić. A pamiętajcie, że teraz wyniki z rozszerzonych matur warunkują dostanie się na konkretne studia. Czyli jak zmienisz zdanie co do kierunku i potrzebujesz wybrać inny przedmiot w wymiarze rozszerzonym to... czarna d@#a.
Bez przesady. Ja byłam na biol-chem-fiz z rozszerzonym niemieckim, po pierwszej klasie zmieniłam na mat-inf-geo-fiz z rozszerzonym angielskim.
Ostatecznie na studia poszłam na wydział humanistyczny do instytutu historii i stosunków międzynarodowych 🤣 potem zrobiłam ekonomie (ekonomika gospodarki zywnosciowej), a później jeszcze zarządzanie w sektorze publicznym i pozarządowym.
Pracuję jako kadrowa. Zrobiłam kurs dla księgowych dwa pierwsze stopnie. Z wiedzy szkolnej w życiu przydała mi się informatyka (którą na studiach miałam z kobietą doktorem historii, która powiedziała ze nas będzie uczyć tylko tego, co sama umie) - nikt mi nie był w stanie zarzucić nic przy edytowaniu pracy licencjackiej. Wszystko było perfect i nic się nie rozjeżdżało, kiedy coś dopisywalam, strony numerowałby się same, spis treści tez zrobił się sam xD i to na tyle z wiedzy użytkowej ;p
Resztę niestety weryfikuje zycie.
Ja jestem pracoholikiem odkąd pamiętam. Obecnie na 2 roku medycyny, pisałam 4 matury rozszerzone (mat, chem, biol, ang).
Nigdy w życiu nie wiedziałam co chcę robić. Idąc do gimbazy (tam już się zaczynały klasy profilowane) - poszłam na mat-ang, z taką myślą, że po matmie mam szerokie pole do wyboru studiów. W liceum - mat+ (bazowe rozszerzenie matematyka, 2. - do wyboru chem lub fiz, 3. - do wyboru biol, ang, historia i chyba wos, nie pamiętam już, wzięłam mat-chem-biol).
Cisnęłam wszystkie przedmioty. Czytałam wszystkie lektury. Uczyłam się 120 budowli i w jakim stylu architektonicznym są na WOK. Robiłam piękne prezentację w PowerPoincie na informatykę.
Do matury przygotowywałam się właściwie sama, mimo podłego poziomu biologii i żałosnej chemii przez rok.
Ilość pracy którą musiałam w to włożyć była chora. 8h etat? Ha, ha. Chciałabym. Zdalne były moim błogosławieństwem, bo w końcu mogłam sobie ustawić tryb życia pod siebie, a nie pod wychodzenie z domu. Wstawałam o 5, robiłam zadania na dzień, potem szkoła do 14-15, potem chwila przerwy, potem więcej zadań, potem arkusze archiwalne, potem korepetycje z chemii (ja prowadziłam), potem jeszcze trochę zadań i gdzieś koło 22 spać. Czasem wplatałam sobie gdzieś jakieś darmowe webinary znalezione w necie, na 2 miesiące załapałam się na grupowe korepetycje z biologii człowieka raz w tygodniu.
Program jest przeładowany i sposób/efektywność jego realizacji zależy od nauczyciela. Nasz matematyk, złoty człowiek, jego lekcje +samodzielne trzaskanie zadań nauczyły mnie matmy na tyle, że i na polibudę bym się z miją maturą dostała. Chemia - przez rok mieliśmy z genialną nauczycielką, podstawa nieorganiczna pozwoliła mi przelecieć potem samemu przez organiczną i jeszcze uczyć innych ludzi. Biologia na poziomie so-so lub tragicznym, zależnie od tego z kim - ale ten przedmiot można pociągnąć samemu. Hehe, wybitnie za to nauczali nas historii - muszę przyznać, trochę tęsknię za zaangażowaniem i pasją naszej nauczycielki, mimo że dla mnie przedmiot kompletnie bezużyteczny. Polski mieliśmy fajny - tak, lektury, omawianie lektur, omawianie wierszy, ble, ble, ale nasza nauczycielka umiała to podać w strawny sposób. Szczerze nienawidzę romantyzmu, czytając Dziady myślałam że wyzionę ducha. Imo - tej książki bez obszernego omówienia nie da się zrozumieć, a jak się to dobrze omówi - to nagle okazuje się że mają jednak swój urok i jakiś sens. To samo Pan Tadeusz - przez pewien czas, w ramach protestu i buntu, używałam go jako podnóżek do pianina, ale prawdę mówiąc wcale nie był zły. Lista lektur zmienia się jak w kalejdoskopie, więc nie mam pojęcia co jest tam teraz (podobno gorzej niż za moich czasów), ale z mojej perspektywy - po wiele z tych książek nigdy bym nie sięgnęła, a część z nich jest bardzo ciekawych kulturowo czy językowo, albo po prostu fabularnie. Kocham Starego człowieka i morze, Wesele, Zemstę i Moliera (u nas był Skąpiec, z własnej woli czytałam też Świętoszka, przednia zabawa). Nie da się trafić w gusta każdego - wielu moich znajomych jarało się Zbrodnią i Karą, a dla mnie głupsza książka chyba nie istnieje, to i Mały Książę lądują gdzieś na szczycie listy szkolnych męczarni. W pustyni i w puszczy czyta się zupełnie inaczej w różnym wieku. Jak u nas było w programie, to ja chyba byłam za młoda. Drugi raz czytałam na głos siostrze, jak miałam +/-14 lat, i miałam zupełnie inne odczucia i dużo lepsze zrozumienie treści.
Do dziś pamiętam ile kulek naftaliny wypadło z szafy w Narni, bo takie było pytanie na sprawdzianie z lektury. Pozdrawiam, były to 2 kulki. Kocham pytania o bzdury.
Ogólnie - wkurza mnie w szkole niemiłosiernie czytanie wyrwanych z kontekstu fragmentów tekstu i dopisywanie im interpretacji. Brak kontekstu potrafi dramatycznie przeinaczyć treść, a na tej bazie mamy wkuwać jedyną słuszną wersję.
Wkurza mnie to coś nazywane interpretacją wiersza - napisałam w życiu może 3, wszystkie z bólem i wsparciem babci, bo te teksty które czasem wlatują na matury bywają z kosmosu. Nie da się nauczyć interpretować wierszy z podręcznika - bo z podręcznika to *może* dowiem się jak liczyć sylaby i rozróżniać sylabotoniczny od tonicznego czy coś. W programie nie ma czasu na ogarnięcie myślenia o poezji na tyle żeby pisać coś sensownego. Albo się to od początku umie, albo nie.
Wkurzają mnie straszliwie próby trafienia w klucz w odpowiedziach otwartych. Czasem człowiek siedzi i myśli - no dobra, to można napisać tak, ale czy o to chodziło autorowi? Czy autor aby na pewno to chciał sprawdzić, "obcinając aparat gębowy mszycy laserem"? Bo to może służyć do tego a tego, ale czy aby na pewno w założeniu CKE o to tu chodziło?
Wkurza mnie pogoń za progami z matur - obecnie niektóre uczelnie medyczne do rekrutacji biorą pod uwagę poziom matury.... Z polskiego. Tak, tak, musimy mówić po polsku - rozumiem próg 60% jako wymóg, ale pozycjonowanie na liście w zależności od wyniku z polskiego? No ej.
I wisienka na torcie - nieistniejący poziom informatyki. W szkole nauczyłam się: kolorować komórki w Excelu (nie, nie dodawać - rysowaliśmy kolorkami uśmiechniętą buźkę); robić prezentację w PowerPoincie - okej, to umiem. Na poziomie znośnym, czyli podstawowych funkcji. Nauczyłam się też że istnieje Word i służy do pisania, można tam zmienić rozmiar czcionki i wstawić tabelę. Umiem też zapisywać liczby w systemie binarnym i nazwać jakieś rzeczy z wnętrzności komputera. Nie wiem do czego służą, ale mieliśmy jeden antyk rozebrany i każdy musiał umieć pokazać palcem to co nasza nauczycielka mówiła.
Ostatecznie, wkurza mnie to, że będzie tylko gorzej - nauczyciele z powołania wymierają, a powiedzmy sobie szczerze - kto chciałby być nauczycielem przy obecnych stawkach?

Wracając jeszcze do profili: z mojej klasy w liceum mam kilka dziewczyn na ekonomii, kilka na lingwistyce, chłopaka w szkole aktorskiej, jakąś logistykę, matmę, informatykę, inzynierię biomedyczną, stosunki międzynarodowe, farmację, zootechnikę, lotnictwo... I kilka innych kompletnie rozstrzelonych kierunków. Z 32 osób praktycznie każdy na czymś innym. Częśc osób już zmieniło studia.
Swoją drogą - przy takiej rekrutacji jaką ja przechodziłam 2 lata temu, biol-chem to wcale nie jest wymarzony profil pod medycynę. Jupi.😁
Mnie to się wydaje, że jedyną stałą rzeczą jest zmiana i tu przydałaby się edukacja radzenia sobie ze zmianą, bycie elastycznym...

Co do poziomu informatyki - tam to powinna być logika tak naprawdę. Albo dodatkowe zajęcia z matematyki. Obowiązkowe. Dla wszystkich. O, no Excel to byłaby spoko opcja...

(...)

PS. moja koleżanka obecnie prowadzi zajęcia dla dorosłych z obsługi komputera i pakietu MS office. Osoby 60+, tylko 35, 40+, żadne niziny społeczne. Okazuje się, że mają giga braki w matematyce i nie ogarniają najprostszych działań, nie były im potrzebne. I jak taki ktoś ma ogarnąć excela? 😉

(...).

madmaddie, O, to, to, właśnie.


PS. moja koleżanka obecnie prowadzi zajęcia dla dorosłych z obsługi komputera i pakietu MS office. Osoby 60+, tylko 35, 40+, żadne niziny społeczne. Okazuje się, że mają giga braki w matematyce i nie ogarniają najprostszych działań, nie były im potrzebne.

To jak przy wypełnianiu dokumentów, można się za głowę złapać widząc błędy ortograficzne, interpunkcyjne czy słownictwo pozornie normalnych ludzi, którzy kiedyś tam skończyli szkołę i studia. A języka przecież używają na co dzień.

Ja bym nie szalała z tym decydowaniem o reszcie życia, gdy się idzie do liceum 😉

Hmm to zależy. Jeśli wiążesz przyszłość z zawodem gdzie konieczne jest konkretne wykształcenie, a są to wymagające studia z wysokimi progami punktowymi i jest duża konkurencja (np. medyczne), to praktycznie od początku trzeba na to pracować.
Ale masz sporo racji, bo w wieku 16-19 lat masz przed sobą prawie całe życie i jeszcze mnóstwo czasu żeby się określić, większość zawodów jednak nie wymaga zaangażowania od najmłodszych lat, gorzej jeśli ulegasz presji by robić coś co cię nie interesuje i nie zadowala.

U mnie w liceum teoretycznie było profilowanie (biol-chem here), tylko co z tego skoro poziom chemii był słaby mimo że niby rozszerzenie, a z takiego WOS-u babka miała wymagań po sufit. Jak ktoś chciał naprawdę się nauczyć to praktycznie musiał brać korepetycje i ponad połowa klasy z nich korzystała, żeby przerobić materiał który powinien być w szkole na lekcji.

Zacząć trzeba od tego, co tą edukacją chcemy osiągnąć, co jest ważne, za co państwo chce zapłacić i po co. Czy pobudki czysto ekonomiczne wszelkich działań kształcą obywatelską postawę, tak, jak nam zależy.

Założenia to jedno, rzeczywistość drugie. Jak dla mnie nieuczciwe jest wmawianie młodym ludziom, że dobre oceny, wyniki matur i skończenie studiów to wszystko co im trzeba do sukcesu w życiu. Potem taki człowiek zderza się z rzeczywistością, w której dostaje pracę za minimalną, w zawodzie nawet nie związanym z wykształceniem bo jest przesyt rynku. A dobrobyt (względny) ma duże znaczenie przy kształtowaniu postaw społecznych, jak ktoś nie jest w stanie zaspokoić swoich potrzeb bytowych to skupia swoje wysiłki na próbach przetrwania i głównie to go interesuje, nie będzie się rozwijał ani inwestował w przyszłość.
Ten aspekt też jest ważny. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak zmieni się rynek pracy na przestrzeni lat od rozpoczęcia edukacji do jej końca, ale tłumienie w uczniach takich cech jak kreatywność, zaradność, samodzielne czy nieszablonowe myślenie na pewno nie pomaga odnaleźć się w tym.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
06 maja 2023 14:08
Jej,
Założenia to jedno, rzeczywistość drugie. Jak dla mnie nieuczciwe jest wmawianie młodym ludziom, że dobre oceny, wyniki matur i skończenie studiów to wszystko co im trzeba do sukcesu w życiu.
Cieszę się, że nikt mi tak nie powiedział, jak byłam w liceum. Potem poszłam na polonistykę, więc komentarze były raczej 😂😂😂😂 ale ja wiedziałam, że same studia pracy mi nie dadzą (bo nauczycielem ani dziennikarzem być nie chciałam; dziennikarzem chwilę, ale poszłam popracować do redakcji, jeszcze w LO i mi przeszło jak ręką odjął ;p ).
I od wielu wielu lat mówi się o tym, że studia tej pracy nie gwarantują. Młodzi glupi nie są, internet mają, raczej to wiedzą. Z wielu różnych znajomych i środowisk, najlepiej sobie radzą wszechstronni i elastyczni. A mojej branży (IT) to już w ogóle miks różnych historii.

Podrzucam czytankę
https://profesorskiegadanie.blogspot.com/2023/04/zawsze-mozna-ci-udowodnic-ze-czegos-nie.html?m=1
Bez przesady. Ja byłam na biol-chem-fiz z rozszerzonym niemieckim, po pierwszej klasie zmieniłam na mat-inf-geo-fiz z rozszerzonym angielskim.

martrix, oraz pozostałe dziewczyny, no sorki, ale wy tu piszecie o zamierzchłych czasach 😂(nie wytykając nikomu wieku 😉😉. Jasne, kiedyś się dało, bo program, matury i egzaminy na studia wyglądały inaczej. Ja sama olśnienia co do mojej przyszłości doznałam dopiero w trzeciej klasie liceum i ogarnęłam temat. Ale teraz jest inaczej i to są zmiany wprowadzane do edukacji w ostatnich latach. Za rządu PISu. Chyba pierwszy rocznik tych zmian właśnie pisze matury. Program wygląda inaczej, matury wyglądają inaczej i musisz się odpowiednio "wyprofilować" już idąc do liceum. Z tego co się orientuję, teraz jak nie pójdziesz na rozszerzoną np biologię to nie masz szans na dobre napisanie rozszerzonej matury z biologii. A jak nie napiszesz dobrze rozszerzonej matury to nie masz szans na bardzo dobre studia, które tej matury wymagają. Od dzieci kończących podstawówkę wymaga się decyzji jakich przedmiotów chcą się uczyć w rozszerzeniu przez najbliższe lata, wymaga się wiedzy o tym co będą w życiu robić i co im się może w tym życiu przydać. A powiedzmy sobie szczerze - co taki dzieciak wie o fizyce czy chemii, po dwóch latach nauki w podstawówce? Nic nie wie. Czytałam wypowiedź, oczywiście ironiczną, jakiegoś nauczyciela jak dzieci wybierają kierunek klasy: Lubię grać w gry na komputerze to pójdę na mat-fiz, ja lubię koniki to pójdę na biol-chem, a ja w zasadzie nic nie lubię no to human. Biologia w podstawówce jest ciekawa i dzieci uczą się jej od 4 klasy (przyroda), a zwierzątka wszystkie dzieci lubią 😉. Efekt jest taki, że w liceach (przynajmniej w Łodzi) jest absolutna przewaga klas biologicznych, głównie biol-chemów. Dlaczego? To nie jest świadomy wybór. Te dzieci po prostu nie wiedzą co mają ze sobą zrobić, a biologię lubią to jakoś to będzie. To jest absurd. I tak w tym wszystkim szczęśliwie wycofali się z czwartego przedmiotu na egzaminie ósmoklasistów, bo wtedy to już w ogóle w szóstej klasie musiałyby się dzieciaki orientować co dalej.

Jak to wygląda w praktyce? Rodzic wybiera i popycha dziecko w jakimś tam kierunku. Czy słusznie, czy zawsze zgodnie z zainteresowaniami i predyspozycjami dziecka? Nie wiem. Ja sama na siłę "wepchnęłam" moje dziecko w fizykę. To ja postanowiłam, że ma się uczyć fizyki i od siódmej klasy miał pozaszkolne lekcje fizyki. Efekt? Po półtora roku intensywnej nauki przyszedł i powiedział: "Wow! Zacząłem fizykę rozumieć. Jaka ona jest super!". Gdyby uczył się fizyki tylko w szkole to nigdy by się nią nie zainteresował. Ale tutaj wybór był łatwy - umysł ścisły, z zamiłowaniem do majsterkowania, robotyki, programowania, elektryki itd. Wiadomo, że fizyka przy takich zainteresowaniach to podstawa. Ale mało które dziecko jest od razu tak ukierunkowane.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
08 maja 2023 11:43
EMS, co masz na myśli mówiąc że zdawanie na studia wygląda inaczej teraz? Aż mnie zaciekawiło i wygooglowalam że RPO się nawet burzy że zasady rekrutacji na studia jest taka sama jak dla poprzedniej "gimnazjalnej" formuły i że to nie jest fair.

Program jest inny no bo nie ma już gimnazjum i to logiczne ale przecież też i w starej formule (2015) już trzeba było wybrać jedno obowiązkowe rozszerzenie. Proszę mnie poprawić jak się mylę bo ja pisałam w 2014 i pamiętam tylko oburzenie znajomych z młodszego rocznika 🙂
I co też daje ten ekstra rok (w formie gimnazjalnej) tej fizyki czy chemii? Ja z chemii w gimnazjum miałam same piątki, w liceum same szmaty, z kolei z fizyką było na odwrót 🤣 ta wypowiedź o grach i konikach aplikuje się perfekcyjnie do tego jak ludzie wybierali profile "za moich czasów dinozaurów" i sama wybrałam profil na podstawie że "a lubię języki obce i nie muszę do nich kuć a matma rozszerzona wszędzie się przyda" (będąc noga totalną z matmy 🤣😉

I też tak było że programy rozszerzone i podstawowe się różniły masakrycznie. Zwłaszcza jeśli chodziło właśnie o takie przedmioty typu biologia czy fizyka. Sporo osób (w tym ja) brało korepetycje żeby nadrobić z przedmiotem którego się oryginalnie nie miało w programie. A jak ktoś nie miał kasy to wertował matury z poprzednich lat. Nie ma przecież klas o każdym rozszerzeniu czy kombinacji rozszerzeń

Wiadomo, że jeśli chodzi o profilowanie i wybór zawodu nikt nie będzie na 100% wiedział w tym wieku, ja np. przekwalifikowałam się już 3 razy w życiu a nie mam jeszcze 30tki. Matura mi była potrzebna raz na wejście na polską uczelnie i drugi raz na angielska uczelnie, gdzie i tak byłam spalona na starcie bo miałam przedmioty niedobrane pod kierunek więc musiałam nadrobić portfolio. Śmiem podsumować że matura może komuś zapewnić dobry start w życiu i otworzyć parę drzwi ale absolutnie nie skreśla pewnych opcji. I myślę że mało, bardzo mało było i jest dzieci które wiedzą co chcą robić czy to w starej czy nowej formule kiedy wybierają profil w liceum. Ja się bardzo szybko przekonałam że mój "logiczny" plan z końca liceum (bo jestem dobra w X, X I X przedmiocie) to było 💩 i po roku zrezygnowałam, także raczej nie ma znaczenia jak dobry wybór się popełni tylko jak szybko jest się w stanie zaadaptować i w co uderzać dalej. I myślę że to właśnie tego brakuje, takiej swobody dla dzieci aby już na wczesnym etapie mieć szansę "umoczyć" w jakiejś dziedzinie i bez większych konsekwencji się wycofać jeśli to nie to. I profilowanie liceum to taka pierwsza szansa na weryfikację życiowych wyborów, stety niestety. Zabrzmi to surowo ale trzeba się w tym wieku zaczynać uczyć się je robić
EMS, co masz na myśli mówiąc że zdawanie na studia wygląda inaczej teraz? Aż mnie zaciekawiło i wygooglowalam że RPO się nawet burzy że zasady rekrutacji na studia jest taka sama jak dla poprzedniej "gimnazjalnej" formuły i że to nie jest fair.

donkeyboy, ja jestem jeszcze "przedgimnazjalna" 😉 Generalnie - dużo było zmian w ostatnich latach. Nie mam jeszcze dzieci w liceum, ale sporo dzieci znajomych już jest w temacie, więc słyszę co się dzieje. Generalnie jasne, jak porównamy 2 lata chemii w podstawówce do 3 lat chemii w gimnazjum to różnica jest niewielka, ale jak już porównamy 2 lata podstawówce do 6 lat łącznie w podstawówce i liceum to przyznasz, że to robi różnicę. Ogólnie, szkoda mi ogólnokształcących klas, że zniknęły. Moim zdaniem to duże utrudnienie i strata dla dzieci.
Ja jestem pogimnazjalna EMS, 😂 nie rób ze mnie starca ;p
Uściślijmy chronologię:
-gimnazjalni byli przed wojną
-przedgimnazjalni współcześni do rocznika (urodzenia) 1985 włącznie
-1986-2005 gimnazjalni współcześni
-2005-do teraz pogimnazjalni współcześni
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
08 maja 2023 22:42
EMS, owszem jest to dużo ale ile "programowo" robi to różnice - bo może tematy są te same ale nie poruszone dogłębnie? Nie znam na tyle nowego programu i nie pamiętam na tyle swojego żeby być w stanie to sądzić.

Ja jako absolwent ogólniaka wyrywkowo pamiętam przedmioty "poboczne" (zakuj zdaj zapomnij), wiedza która gdzieś tam została przydaje mi się może w quizach. I dość wyraźnie pamiętam narzekanie uczniów (w tym siebie) że na wała nam taki detale skoro to się do niczego nie przyda a zajmuje czas który można byłoby poświęcić na naukę rozszerzeń. Takie detale przydały się osobom które w ostatniej chwili zrobiły niespodziewaną decyzję żeby coś zdawać poza programem profilu bądź zdawać podstawową mature (która na sporej części uczelni byłaby liczona jako ułamek rozszerzonej więc lepiej uwalić rozszerzenie niż napisać podstawowa super 🤣😉 i chyba tylko tyle.
W skrócie - gdyby wtedy ktoś dałby mi opcje wywalić "poboczne" przedmioty z planu lekcji to bym ozlocila i pewnie nie tylko ja 🙂
Hej! Zatęskniło mi się za re-voltą więc pojawiam się po dłuższym czasie. Trochę poczytać muszę i nadrobić.
U mnie ogromne zmiany. Od połowy lipca nie mieszkam w domu. Dojrzałam do rozwodu, ale formalności za chwilę. Straszny młyn miałam ostatnio. Zaczęłam pracować jako tech-wet, na razie w schronisku na Paluchu, ale nie widzę raczej siebie dalej w tym miejscu. Umowa kończy mi się w tym miesiącu i zamierzam iść dalej. Na razie zostaję w stolicy, ale potem kto wie...
Konie chwilowo po ludziach, będę szukać im miejsca bliżej (z jakąś sensowną współdzierżawą, bo sama nie wyrobię na razie finansowo).
Dzieje się różnie, ale raczej idzie ku lepszemu (tfu, tfu!).
SzalonaBibi, az wróciłam do twoich postów z 2023r. Życie czasem serio się pierdzieli, ale czasem musi żeby człowiek na nowo stanął na nogi. Mam nadzieję ze ci się wszystko ułoży. Konskie kliniki szukają często lek wetow, ostatnio widzialam post Buku i Gesic, może to opcja dla ciebie?
Kiedyś powiedziałabym, że to praca marzeń. Teraz muszę się poważnie zastanowić. Praca w schronisku też wydawała się stworzona dla mnie...no i praca, jako taka, jest, ale ludzie (nie wszyscy, rzecz jasna) i atmosfera nie do zniesienia. Od kwietnia muszę mieć chwilę przerwy na naprawienie wzroku a potem będę szukać dalej.
Pati2012   Koński insta: https://www.instagram.com/mygreybay/
11 marca 2024 11:54
xxagaxx, praca w końskiej klinice to jednak ciężki zapierdziel psychiczny i fizyczny, a do tego zwykle praca zmianowa i nocki
SzalonaBibi, jakbyś chciała pracować dalej jako tech wet to jednak polecam znaleźć jakąś fajną psio-kocią przychodnię z dobrymi warunkami pracy, powodzenia!
Pati2012, wydaje mi się, ale to moja opinia, że zdecydowanie mniejszy zapierdziel niż w schronisku. I na pewno lepsza niż w psiej czy kociej przychodni, gdzie trafiają często i gęsto niezadbane zwierzęta, z debilnymi właścicielami. Klinika w duużej mierze operuje więc mały jest kontakt z takimi dramatami jakie potrafią mieć ludzie w domu ze swoimi pieskami czy kotkami.
Ale tak, na pewno praca zmianowa. Natomiast nie dla każdego jest to minus.
Bardzo cenne są dla mnie spostrzeżenia i refleksje "z zewnątrz". Szczególnie, że jestem na etapie zastanawiania się co dalej.
Praca zmianowa i nocki to, jak dla mnie, zaleta. Jestem nocnym zwierzęciem i o poranku nie działam tak efektywnie jak potrafię. Uwielbiam szybkie tempo pracy i to, że ciągle się coś dzieje. Najbardziej mnie męczy stres. A źle znoszę ciągłe awantury i pretensje, zbieram złą energię jak piorunochron. Uczę się odcinać, często już potrafię "uziemiać". Ale potrzebuję czasu na regenerację. A tu zwykle jest kilka dni pracy, pojedynczy wolny, sporadycznie więcej. I chyba wynika to z nieprzemyślanego grafiku, bo jesteśmy aktualnie trzy i dałoby się to inaczej rozłożyć.
Nie przeraża mnie fizyczna praca - od lat mam do czynienia z końmi, pracowałam też jako zootechnik z dużymi zwierzętami.
Każde zajęcie ma plusy i minusy. Rozważałam szukanie pracy przy bydle, ale boję się, że w takim miejscu często jest się niewolnikiem dostępnym 24 na dobę, 365 w roku. Szczególnie jak dają/pomagają znaleźć mieszkanie.
Z tym, że trafi się na idiotów wszędzie się trzeba liczyć. Ale jeśli masz szczęście mieć fajny zespół i sensownego szefa to nie obrywasz tym sama.
Hmm. Chyba taka praca nie istenieje. Chyba, że otworzysz własną działalnośc ale tu znowu stres.

Ja jako czynny tech. wet. pracuję w gabinecie małych zwierząt i wiem, że nie jest lekko a jest zapier... stres przy zabiegach juz nie powiem jaki 😀
Więc jeśli na prawdę nie chcesz pracować w stresie, to ja bym została w schronisku i olała tych wszystkich ludzi. Przy wszystkich zwierzętach i w każdej lecznicy trzeba być gotowym na obudzenie w nocy i lecenie na pomoc. Przy bydle najcześciej porody, przy małych zwierzętach urazy najczęsciej i szycia ran po wierczornych spacerach.
Także ciezko cos doradzić.
no hejka 😎
Ależ ja rozumiem, że w pracy jest stres, szczególnie w tej branży. Może źle się wyraziłam - zjada mnie obrywanie czyimiś złymi emocjami, atmosfera taka, że siekierę by powiesił, ale tylko na chwilę, bo co któryś by zaraz sięgnął, żeby do kogoś wystartować. I szef, który ma tylko wymagania i pretensje, donos postronnej osoby ważniejszy niż słowo pracownika... a sprawdzić faktów się nie chce. Ja (a właściwie my, bo o nas trzech techniczkach mówi się w liczbie mnogiej) mamy być nieomylne, za to wyłapywać potknięcia innych pracowników. I to wszystko za minimalną... Ja podziękuję.
Ech, ulało mi się, z trudem to wytrzymuję. To tylko kilka przykładów, takich akcji jest multum i wiele innych rzeczy nie do przełknięcia dla mnie. Publicznie nie będę wyciągać, nie warto.
Oczywiście jest też ogrom świetnych, fachowych, zaangażowanych ludzi. Tylko oni trochę giną w tym młynie.
SzalonaBibi, Nie jesteś przywiązana łańcuchem do pracy, zawsze możesz poszukać czegoś innego. Może nawet w tej samej branży znajdzie się po prostu mniej toksyczne środowisko? To się zdarza. Wprawdzie nie znam branży techników wet etc, ale przerobiłam parę miejsc w innych branżach i serio, czasemi w "firmie obok" może być totalnie inaczej. No i nawet w małych januszeksach zdarzają się świetni szefowie albo super przyjacielski zespół - nawet jeśli inne aspekty zawodzą. Nie martw się, droga z dołka wiedzie tylko w górę! Czasem coś musi się spierdzielić, żeby przyszło nowe. Powodzenia!
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się