Sąsiedzi- błogosławieństwo czy przekleństwo?

Ja będąc na studiach miałam to nie szczęście przenieść sie z domku do bloku. I tak jak w mieszkaniu w którym mieszkałam w zeszłym roku nie odczuwałam obecności sąsiadów wogóle i to dosłownie mówiłam dzień dorby dwóm osobom bo tylko te dwie osoby widywałam, a wracałam w przeróżnych porach.
Niestety w nowym mieszkaniu mamy nadwrażliwą sąsiadke na górze i ludzi na dole, którzy od 3 miesięcy remontują mieszkanie, a remotny te polegają że 2-3 razy w tygodniu przychodzą panowie budowlańcy i wiercą przez godzinke czy dwie czasem od 8 czasem od 11 a czasem od 15. Sąsiadka jest nadwrażliwa bo kiedyś gdy ok19 puściliśmy muzyke odrobine głośniej ( i uwierzcie mi że nie była to nawet 1/2 głośności zwykłej wieży) to przyszła żebyśmy przyciszyli. Ok przyciszyliśmy niech będzie skoro jej przeszkadza uprzejmie, bez pyskówki. Kiedy zrobiliśmy parapetówkę i wpadło ok.18 osób bawiliśmy się z puszczoną w tle muzyką (cicho) tylko rozmawiając (nie krzycząc) to przyszła ok 23 z awanturą że to nie akademik, więc postanowiliśmy wyłączyć wogóle muzyke. Pozostały tylko rozmowy. Za 30minut przyjechała policja. Całe szczęści panowie policjanci byli na tyle wyrozumiali ze nie wlepili mandatu a tylko zaproponowali udanie się do jakiegoś klubu i tam kontynuowanie zabawy. Ok ja rozumiem, że trzeba być w stosunku do siebie wyrozumiałym bo wkońcu mieszkamy w tym samym budynku ale bez przesady.
Ja w swojej kamienicy miałam 2 sąsiadki.

Pierwsza - to był po prostu anioł. Nazywałam ją "trzecią babcią". Obie moje babcie mieszkały bardzo daleko, rodzice byli bardzo zapracowani, więc zawsze byłam jako dziecko pod jej opieką. Zawsze się o mnie martwiła, czy nie jest mi smutno, czy nie jestem głodna... Jak miałam świnkę morską, zawsze jej przynosiła jakieś warzywka. Kiedy byłam w przedszkolu i podstawówce, przychodziła oglądac przedstawienia, żeby mi nie było przykro, że jestem jedynym dzieckiem, które nie ma komu pokazac swoich "talentów"

Druga - to był totalny diabeł. Na pewno miała jakąś chorobę psychiczną 🤔wirek:. Zawsze było, ze jej coś ktoś kradnie. Ja na przykład musiałam się kiedyś tłumaczyc dzielnicowemu, że wcale nie chodziłam po dachu i nie kradłam jej anteny 🤔wirek: Policja u nas była chyba co drugi tydzień, bo my kogoś zamordowaliśmy, mamy u siebie w mieszkaniu dom publiczny, posiadamy narkotyki itp. itd... W końcu nauczyli się, że jak ktoś wzywa pod nasz adres, to na pewno ta głupia baba i wysyłali tam funkcjonariuszy za karę 😁 Z paroma nawet spędziłam miłe chwile przy herbatce 😀 Kiedyś przyszła do mnie, że mam przestac przysyłac do niej jej mężą (który zmarł 10 lat temu). Kiedyś zaczęła ciąc rurę z gazem, bo podobno gaz jej kradliśmy. Albo wylała z balkonu listonoszowi wiadro wody na głowę, bo znowu przyszedł ją okraśc.
Normalnie niezłe cyrki z nią mieliśmy/
Zen, to może porozmawiaj z ludźmi od miejsca parkingowego z drugiej strony (jeśli to jest cały rządek)? Że wy się trochę ściśniecie, żeby zostawić tyle, ile niepełnosprawnemu potrzeba?
Sąsiedzi- błogosławieństwo czy przekleństwo?
Przekleństwo. Wprowadzili się nowi. Najpierw przez rok remontowali mieszkanie o różnych dziwnych porach. Ok, trudno. Skończyli remontować, zaczęły się imprezy. 1 w nocy, "muzyka", wrzaski, trzaskanie drzwiami aż blok się trzęsie, do licha nawet treść rozmów wyraźnie słychać o tej porze. Fajnie się wstaje o 5 rano po kolejnej zarwanej nocy. A po grzecznym zwróceniu uwagi zachowują się jeszcze głośniej  👿
Niech się ludzie cholera nauczą imprezować w klubach, skoro tak bardzo lubią hałas.

Michelle - nie wiem czy tak było w przypadku sąsiadki, ale np. moja mama jest niesamowicie wrażliwa na dźwięki i różne takie. Potrafią ją obudzić kroki u sąsiadów u górze, na które nikt inny nie zwraca uwagi. Wcale nie bardzo głośna muzyka u sąsiadów na dole to też piekło, bo ściany przenoszą drgania i ona to czuje - nie słyszy (chociaż oczywiście też), tylko czuje! Do tego jest typem nerwowym i migrenowym...

Nie zawsze jest tak, że co dla jednego jest ciche, dla innego też.
helcia   Wiedźma z czarnym kotem
27 listopada 2009 20:39
Ja mam przecudnych sąsiadów 😀. Mieszkam w bloku. Na parterze mam jeszcze dwóch sąsiadów. Jedni- starsze małżeństwo, zawsze przystaną pogadają, spytają się z tym samym, niezmiennie ciepłym wyrazem na twarzy od 13 lat "co u ciebie Helenko?", jak trzeba to pomogą. raz jak zobaczyli że o 6 rano wychodzę to się spytali w którą stronę jadę i czy mnie nie podwieźć 🙂. Druga to sąsiadka z mężem i córką. Też zawsze pomocna. Jak chodziłam jeszcze razem z jej córką do podstawówki to rano ją 'zwijałam'. Po południu wychodzę z jej psem 😉, którego zresztą bardzo lubię. Ona też pomoże w razie czego, ostatnio jak złapała mnie choroba to dostałam od niej syrop dzięki któremu nie wyplułam płuc 😉. Wpadają do siebie z moją mamą na kawę. Cała klatka się zna, wszyscy starają się żyć w zgodzie. Przystaną pogadać. Jeśli będzie potrzeba to któryś z sąsiadów np. podwiezie gdzieś. Zastanawiam się jak to będzie jak się wyprowadzę i czy dalej będę miała takich miłych sąsiadów.
chciałabym się zapytać czy można 'naskarżyć' na sąsiadów w spółdzielni anonomowo? tzn rozumiem, że swoje dane trzeba byłoby podać w spółdzielni ale tak aby dani sąsiedzi sie o tym nie dowiedzieli?
Krokus u nas można.

A ja mam sąsiadów z piekła rodem. Nawet nie to, że mi jakoś strasznie przeszkadzają, ale jak słyszę co się dzieje za ścianą to mi włosy dęba stają. Nasza sąsiadka jest dozorczynią budynku, mieszka sama z trójką dzieci. Codziennie rano wychodzi posprzątać chodnik , klatkę itede. W tym czasie jej średnie dziecko dostaje ataku histerii i nawet nie to, ze płacze, ono po prostu drze się na cały regulator. Pozostała dwójka już go nawet nie ucisza, tylko zapuszcza głośniej bajkę w telewizorni, alternatywnie wypuszcza gada na wspólny przedsionek a ten wali do wszystkich drzwi. Przychodzi matka i zaczyna drzeć się na każdego po kolei, rzuca takimi inwektywami, ze uszy więdną. Jedynym sposobem na uciszenie towarzystwa jest wrzaśnięcie przez ścianę czy chcą żebyśmy opiekę społeczną wezwali (a nie chcę wzywać, bo oprócz tego, ze babka jest choleryczką, dzieciaki są zadbane, najedzone, chodzą do szkoły i generalnie byłoby im zdecydowanie gorzej w domu dziecka). Z drugiej strony mamy sąsiada- odcięli mu wszystkie media bo nie płacił rachunków, co nie przeszkadza mu robić imprez. Idzie wtedy do sąsiadki, podłącza przedłużacz u niej, który gustownie ciągnie się pod naszymi drzwiami i dawaj muza na full. Niedawno do sąsiadki wprowadzili się jej rodzice. Wyobraźcie sobie zdziwienie mojego chłopa jak po pukaniu, otwiera drzwi a tam zawiany, ledwo trzymający się na nogach dziadek ciągnięty za spodnie przez ową sąsiadkę z powrotem do ich mieszkania;D
Ale dzisiaj spotkałam sąsiada, który mieszka 2 piętra niżej. Schodzę z psem na spacer a tu z dołu wylatuje gościu w gustownych białych slipkach i białej koszulce na ramiączkach (wygląda jak ten gość z "co ludzie powiedzą";D), z resztek włosów kitka na środku głowy i leci taki tłuścioch po schodach (najlepsze jest to, ze on w taką pogodę był w tym przeuroczym stroju na zewnątrz).

I mimo tego, ze kamienica jest siedliskiem przeróznych wywrotowców społecznych i degeneratów, źle mi się nie mieszka. Gorzej było w poprzednim mieszkaniu, gdzie dostałam ochrzan od jakiejś babci, że jak ja śmiem wyrzucać śmieci do zsypu o 16 w sobotę.
a ja na sąsiadów nie mogę narzekać - są zdecydowanie fajni 😉 nawet mają klucze do mojego mieszkania. Więc moi to zdecydowanie błogosławieństwo 😉
Ja nadal mieszkam w 11 piętrowym bloku. 🙁  Podoba mi się tu, ale moi sąsiedzi to koszmar 😵 🤔wirek:  Mój sąsiad zawsze, ale to zawsze trzepie dywanik na balkonie(sorry za balkon :icon_rolleyes🙂 i wszystko co on tam miał(piasek, okruszki i jeszcze inne 😂 ciulstwa) leciały mi na kwiatki. Mój ojciec zrobił mu awanturę 👿


Mógłby już przestać ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗

Ale mam też dobrychsąsiadów ❗ ❗ ❗ 😀 😀 😀 😀
majek   zwykle sobie żartuję
18 marca 2010 14:40
ja kiedyś w bloku miałam 3 piętra i przekrój społeczeństwa, od alkoholików (i burd), przez: policjantów, boksera zawodowego, handlarzy mięsem z bazarku do jakiejś szychy z ZUSu.
Było OK, znaliśmy się wszyscy, było komu zostawić klucze...

Teraz - rodzice mieszkają w domku pod Warszawą. Z jednej strony były komendant, który jak jedzie do kościoła, to zakłada dekle, a jak do Warszawy to zdejmuje... Odśnieża swój podjazd w legginsach (a jest grubaskiem) no i co najlepsze zrobił: miał taką komórkę z tyłu na działce. Sąsiedzi, którzy mieszkali za nim narzekali na kiepski widok z salonu. To przyszedł do nas (i do tamtych sąsiadów), żebyśmy wyrazili zgodę na postawienie tam szopki murowanej, bo on nie ma gdzie łopat trzymać... Podpisaliśmy.... I wiecie co... koleś pier****ął tam drugi budynek mieszkalny, który teraz wynajmuje jakimś Chińczykom. Normalny dwupiętrowy dom.... Z tarasem wychodzącym na NASZ ogród...
W rewanżu mama zorganizowała im tam kompostownik...

Z drugiej strony mieszkają sąsiedzi, którzy
a. wielokrotnie proszeni, by tego nie robić - wyrzucają naszemu psu resztki z obiadu. Oczywiście dowiadujemy się o tym zawsze jak pies wraca z podwórka najedzony...
b. mają rolety antywłamaniowe, które strasznie trzeszczą. Otwierają je o 6 rano, zamykają (z hukiem) około 22... Latem jest to szczególnie wkurzające...
Mieli jeszcze kota, który ciągle przychodził na nasze podwórko polować na ptaszki, które wpadały się napić wody z oczka wodnego i się w nim popluskać. Wielokrotnie prosiliśmy, żeby go pilnowali, bo nasze psy mogą się nim zająć... no i pewnej zimy się zajęły. Szkoda zwierzaka, ale co mieliśmy robić. Wyprowadzać je do ogrodu na smyczy?
to ja aż tak źle chyba nie mam. choć ostatnio coraz bardziej mnie wkurza pies wyjący 2 piętra wyżej o pólnocy albo o 6 rano koszmar, a jeszcze większym utrapieniem są 2 bachorki mieszkające wyrzej bo drą się, płaczą i ciągłe krzyki dochodzą z tamtąd. a jakoś mi 'głupio' iśc i mówić zeby ciszej było bo się w domu mieszkać normalnie nie da, więc chciałam jakąś skarge czy coś..
Zen, to może porozmawiaj z ludźmi od miejsca parkingowego z drugiej strony (jeśli to jest cały rządek)? Że wy się trochę ściśniecie, żeby zostawić tyle, ile niepełnosprawnemu potrzeba?


Podbijam odrobinkę- otóż nasz niepełnosprawny sąsiad zwyczajnie czuje się tak, jakby sam fakt jego kalectwa był wystarczającą podstawą ku temu, żeby zachowywać się jak pępek świata. Na jego miejscu garażowym oprócz jego samochodu stoi kolejno:

1. szafka
2. opony 4 sztuki
3. rower
4. PRZYCZEPKA na której trzyma specjalny rower 😵

Wszystko to wcisnął w kąt i teraz parkuje tak, żeby te graty omijać, więc skutecznie parkuje na naszej linii granicznej. Dzisiaj było ścięcie, ponieważ przyjechałam pierwsza i stanęłam kołami przy tej linii granicznej, złozyłam lusterko i poszłam do domu. Facet zrobił mi wielką AWANTURĘ, że on teraz nie może wjechać, bo on ma tam przyczepkę i mu się teraz samochód nie mieści. Wezwał naszego administratora, który z miejsca kazał te rzeczy wszystkie uprzątnąć, bo to złamanie zasad BHP i innych ppoż- na co inwalida powiedział, że on wezwie prasę i my wszyscy będziemy mieć problemy, że utrudniamy i mścimy sie na kalece 🤔

Sąsiadka chciała się z nim zamienić (ona ma 'samodzielne miejsce', takie pojedyncze, między jedną ścianą a słupkiem), ale on nie chce, bo...on ma to swoje miejsce naprawdę duże, ponieważ za jego linią graniczną jest co najmniej metr jak nie dwa do ściany- czyli jakby chciał, to by spokojnie parkował tak, że nikomu by nie zawadzał. Ale nie, on tam nawpierd* gratów a ode mnie wymaga, żebym to JA wjeżdżała kawałek na miejsce kolejnego sąsiada, żeby ON mógł wyjść z samochodu. Ewentualnie to JA powinnam mieć MNIEJSZY samochód. To jakiś debil jest jak słowo daję 😤
Bosko... dopiszę się i ja...
Nazywam się Dworcika i też mam p******ych sąsiadów  😵

A tak serio, całe życie mialam wspaniałych sąsiadów. I przez 10 lat mieszkania w bloku (nawet ci, którzy urządzali sobie wzajemnie domowe piekiełko awanturami zakrapianymi alko, co bywalo uciążliwe, mieli swoje potężne zalety  🤔 ), i przez pozostałe mieszkając w domku. Mamy naprawde niesamowicie fajne stosunki z nimi.
Niestety mam istnych kretynów w mieszkaniu pode mną... na studiach  👿 Nie wyprowadzę się po w zasadzie to fajne, wygodne mieszkanko, w dobrym miejscu, do tego właściciel calkiem ok itd. Pozostali sąsiedzi są wporządku, ale ci niżej, to jakaś masakra. Zaczynając od tego, że pani francowata potrafi przyleźć do nas przed 13, lub chwile po 20 i prosić o ściszenie muzyki (która nie jest specjalnie głośno i zdarza się to rzadko), bo ma małe dziecko (ok 2 lat?), które właśnie śpi. I ściszalam tę mozukę uznając, że mi korona ze łba nie spadnie, a dzieciak niech śpi. Nie wiem po kiego grzyba ta życzliwość, bo później się okazało, że ta sucz wydzwania do właściciela naszego mieszkania i opowiada mu, że my jakieś glośne imprezy robimy (nie przypominam sobie żadnej w zasadzie... czasem ktoś do nas wpadnie i jest odrobinę głośniej - śmiechy, czasem z dziewczynami trochę sobie pośpiewamy, ale też bez szału i... kończymy hałasować przed 22), że jakieś bieganie po schodach się odbywa etc, etc... (na szczęście facet dość rozsądny i nie robi przez to jakichś problemów).

Szczytem były 2 poranki pod rząd, kiedy to pani francowata darła mordę na kij wie na co i kij wie o co... przed 8 rano (poniedziałek i sobota). Ale teraz przebili samych siebie. W tym tygodniu obudzili nas o 8 rano wiertarką udarową. Wychodząc z domu zauważyliśmy na drzwiach wejściowych do budynku kartkę z informacją, że w tym miesiącu remontują mieszkanie (remont generalny, z przestawianiem ścian itd, itd) i takie hałasy będą odbywać się OD PONIEDZIAŁKU DO PIĄTKU W GODZINACH 8-17. Mocno nam to nie na rękę, jesteśmy właśnie w czasie sesji i wiadomo... W ciągu dnia w zasadzie uczyć się nie da - hałas jest zbyt wielki, do nauki siadamy zatem po tej 17 i siedzimy do późnych godzin nocnych... rano wiadomo... No ale co im zrobimy? No nic... uznaliśmy, że jakoś damy radę.

Do dziś. Godzina 8:30 (wszyscy poszli spać ok 3, ja dopiero po 6... wszyscy z myślą o odespaniu rano) i... 15 minut z wiertarką udarową, po czym walenie młotem i rozwalanie ściany  🤔 Uznaliśmy, że facet przegiął, w końcu jest SOBOTA. Dla upewnienia zeszliśmy na dół przeczytać karteczkę, tak żeby ją zacytować. I co? Futro... wisi kartka z tym samym tekstem, z lekką modyfikacją. Zamiast "od poniedziałku do piątku" pojawil się napis "w dni powszednie". Cala nasza 4-ka jest pewna, że kartka jest podmieniona, ale nie mamy zadnego dowodu (a pomyśleć, że ostatnio chciałam zrobić tej poprzedniej zdjęcie  🙄 ).

Nie mam już siły... da się z czymś takim cokolwiek zrobić? Nie ma sensu się z nimi awanturować (babsko siedzi w jakiejś radzie mieszkaniowej czy czymś tam, właściciel mieszkania sam mówił, żebyśmy starali się mieć z nimi jak najmniej do czynienia), a z drugiej str. przeginają i zwyczajnie szlag człowieka trafia. Co można w takiej sytuacji zrobić poza zmianą mieszkania?

Edit.
Miodzio... teraz jadą na dwie wiertarki. I nie jest to wiercenie synchroniczne  😵
Remont się sam nie zrobi , także jakoś to trzeba przebolec  . Za to można po remoncie miec ich głęboko w D... 😀iabeł:
i słuchac muzyki i robic imprezy tak jak wcześniej albo i jeszcze częściej , nic nie robiąc sobie z ich próśb i skarg ^ ^
dworcika sprawdz w spoldzielni czy maja pozwolenie na remont i czy zamowili kontener na odpady..jesli nie zrob ladny donos.. ja tak zalatwilam jednych jeb..sasiadow z nizszego pietra... od 4 lat mam spokoj i zyczliwosc powiazana z szacunkiem innych sasiadow🙂
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
22 czerwca 2010 09:39
Nie, wiecie co? Myślałam, że mam normalnych sąsiadów, którzy postanowili wyremontować mieszkanie... od podstaw 😵

Siedziałam dzisiaj do 4 rano ucząc się na cywilizację, poszłam spać koło 5. A sąsiad wpuścił do domu tych !%#%@$# robotników i zaczęli wiercić o 7:30 wiertarką w żelbetonie! Myślałam, ze nie wyrobię... Wiercą tak do tej pory, podobno prąd kładą w mieszkaniu.

No super moment sobie wybrali. Doskonale wiedzieli, ze u mnie w bloku jest kilku ludzi, którzy studiują, albo wracają późno z pracy (jeden aż do wawy jeździ). Już raz nie wytrzymałam i poleciałam na górę o tej 9 ze skargą coby może racjonalnie obierali porę, w której wiercą. Jak widać nie odniosła skutku.

I tak ma być przez 3 tygodnie... 😵
Karla🙂, dzięki 🙂 Kontener jest, babsko się w spółdzielni mooocno udziela, więc podejrzewam, że wsio załatwione, ale z czystej ciekawości sprawdzę 🙂

Powoli przyzwyczajam się do wibry w mieszkaniu o.O Tylko mój biedny Emil dostaje szału jak mu woda w akwa zaczyna dygotać 🙁
Ej no ludzie remont trzeba zrobić, nikt tego nie lubi, właściciele mieszkania zapewne też, a robotnicy pracują właśnie w takich może kosmicznych dla was godzinach jak 8-16 😉. Sobota to również dzień pracy no i wiercić, kuć też trzeba.
Dziwne te wasze pretensje ot co.

Pozwolenie na remont, kontener - no nie  🤔, nie dziwcie się potem że ktoś wam będzie dosrywać.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
22 czerwca 2010 11:50
gwash, Jeśli mieszkanie jest spółdzielcze to spółdzielnia i lokatorzy muszą wyrazić zgodę. tak samo jak chcesz wyburzyć ścianę (nawet jeśli to tylko przedziałowa) spółdzielnia musi wyrazić zgodę na wyburzenie.
Trawnik, teren wokół bloku często należy do miasta, więc na kontener wydaje zgodę miasto albo spółdzielnia, do której należy dzierżawiony teren koło bloku. O ile go dzierżawi.

Jeśli masz remont we własnym mieszkaniu, wykupionym od spółdzielni to mieszkańcom bloku nic do tego. Tak samo w domku 😉
gwash, tak jak pisalam - nie mam pretensji o sam remont, bo faktycznie od czasu do czasu trzeba i tyle. Mi chodzi jedynie o sposób postępowania moich sąsiadów - o to jakie cyrki robili nam na początku (przypominam, że nie było tu żadnej imprezy, a hałasy, o które nas ciągle posądzano dochodziły ewentualnie z parteru, my mieszkamy na 3p.) i to, że zostawiają informację o robotach od poniedziałku do piątku, po czym w sobotę rano wywieszają nową kartkę i zaczynają kuć w najlepsze od 8:30. Niespecjalnie to miłe.
A remont robią samodzielnie, jedyną pomocą jest brat, ktoregoś z nich.
Notarialna ja wiem jakie są przepisy, głupie są 😉. A zdarza się że spółdzielnia nie daje pozwolenia na remont? Z powodu? Kontener na zewnątrz ? Po co, jeśli zakres remontu jest mały? Ja mogę odpady zagospodarować we własnym zakresie.
A już donoszenie na sąsiadów w akcie zemsty jest takie ... no polskie :/

Dworcika no nie jest to sprawiedliwe, ale co zrobisz? Olać ich i tyle. Wynajmujecie to mieszkanie legalnie? Oni maja niestety więcej narzędzi w zanadrzu np wołać policję o zakłócanie spokoju. Zwłaszcza że ta baba gdzieśtam działa. Niestety taki żywot studenta wynajmującego. raczej polecam bierny opór - nie otwierać, nie przyznawać się, potakiwać i robić swoje 😉
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
22 czerwca 2010 12:57
gwash, Spółdzielnia może nie dać pozwolenia z własnego widzimisię, ewentualnie jak mają zamiar likwidować się. U nas najczęściej kontener przywozi firma remontowa i wywozi gruz i śmieci we własnym zakresie.
gwash, mieszkanie wynajmujemy jak najbardziej na legalu. O zakłócanie spokoju nie mają jak zadzwonić, bo zwyczajnie nie mają okazji - nie zdarza nam się halasować bardziej niż standardowy człowiek hałasuje (nie robimy zadnych imprez itp., raz jeden zdarzylo się, że była koleżanka i było minimalnie głośniej niż zwykle... do 21 😉 ).
Cóż... robić nic z tym nie będziemy, szkoda nerwów. Ale strasznie szkoda, że trafiliśmy na takie babsko akurat. Bo my - pal licho, postudiujemy, pomieszkamy i każdy pójdzie w świat. Patrząc jednak na stałych mieszkańców widzę, że i im tym manewrem zaleźli za skórę. Podobno nie pierwszy raz. Cóż - zasmakowalam upierdliwości sąsiedzkiej, z jaką nigdy wcześniej nie miałam do czynienia 😁
xequus   Miłość na dwa serca i sześć nóg...
23 czerwca 2010 07:41
Z sąsiadami ogólnie jest masakra 😉

Ja akurat mieszkam w domu prywatnym z ogrodem, ale małym, więc właściwie dom koło domu. Naprzeciwko mam sąsiadkę, która wszystko musi wiedzieć... Gdybym czasem zapomniała, o której wczoraj ktoś do mnie przyjechał czy coś to mogłabym do Niej iść i się dowiedzieć, bo zawsze 'obserwuje okolice' z okna, zapewne powiedziałaby mi z dokładnością co do minuty  😁
Drugi sąsiad obok jest jeszcze spoko, ale trzeci masakra... "Dzień dobry" to dla Niego obce, zagraniczne słowo, potrafił się ze swoim sąsiadem przerzuca pustą, plastikową butelką, bo nikt nie chciał tego wyrzucić do swojego kosza i tak pół dnia...  👀
A gdybym zorganizowała bardzo głośną muzykę, jak nic zadzwoniliby po policję  🤣
Dworcika to wy bardzo porządni studenci jesteście 🙂

Ja pamiętam jak mój kolega chodził boso po bloku pukał do drzwi i coś ludziom zmyślał - kolega oczywiście był gościem a my z 2 koleżankami wynajmującymi. Kurcze ze wtedy nikt nie zadzwonił po policję albo po łbie mu nie dał :/
gwash, bo nam się jakoś tak trafiło, że imprezy są zawsze poza domem gdzieś 😁
U nas jak już to we własnym gronie siedzimy, czasem i się coś pije itp. ale fakt, że nie ma za wiele nadprogramowego hałasu (tzn. musyki jakiejś ciężkiej do zniesienia itp. bo chyba nie zaliczymy do tego śmiechów, czy jakichś tam śpiewów od czasu do czasu... do 22 😉 ). Fajnie się mieszka w gronie tych najlepszych kolegów 😉
Ja wczoraj miałam lekcję przez ścianę poprawnej polszczyzny w wulgaryzmach.

Za to pod nami mieszka ohydne babsko ze starym, małym, chorym psem. Ona się wtacza po schodach szybciej niż pies, po czym woła go tak, że słychać w całej klatce (pies ewidentnie nie ma siły skakać po schodach, więc można by go było wnieść, tylko kto o tym pomyśli?). Za to potrafi na mnie z krzykiem wyskoczyć, bo "tresuję swojego psa o godzinie 23"- czytaj, wracam wtedy z pracy i pies się cieszy przez te 5 minut. Kurcze zdaje sobie sprawę, że pies tupie, ale go przecież nie zwiążę, zeby się cieszył ciszej...
Czy jest jakies prawo zabraniające kosić trawę w Niedzielę między godziną 10 a 16? Bo muszę to zrobić (działka 1600, a trawa wysoka na1,2 metra ),a czas mam tylk ow Niedziele :/
Szaga, nie słyszałam nic o takich zakazach, mało tego zauważyłam, że większość ludzi kosi  trawniki w niedzielne przed i popołudnia.
No tak, tylko my to musimy zrobić kosą spalinową. To robi dużo więcej hałasu niz zwykła kosiareczka. No cóż... może nikt się nie przyczepi 👀
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się