klub oldbojów czyli koniarze po 30.....

Ja tam za starą sie nie uwazam ale Hipodrom Wola za tamtych czasów 😍 ten zapach siodlarni i stajni zawsze pozostanie w mojej pamięci.
Jeżdziłam w czerwonych, skorzanych kozaczkach bo oficerek nie było.No i ten szacunek do instruktora niczym Boga, rygor i dyscyplina. Prawie jak szkoła przetrwania.Wszystko jak w zegarku, konie zadbane.Z wielką chęcią wracam pamięcią do tych chwil.
O tak. Szacunek do trenera i dyscyplina byly pisane duzymi literami.
Ja cały czas odnoszę wrażenie, że kiedyś to się czuło prawdziwego ducha jezdziectwa, hubertusy były lepsze etc, a teraz rządzi kasa, każdy chce być 'profi szportowy' i cała ta fajna atmosfera gdzieś ginie..
Zgrzebło kupione w GS bo było pięć razy taniej niż w sklepie końskim.
Pamiętam też, że robiłyśmy z koleżanką różne rzeczy samodzielnie bo było drogo np. ogłowia z pasków od torebek ,palcaty z gałęzi obszyte lub obklejone taśma. A pierwsze  czpsy(to już było trochę póżniej ) z pociętych  kozaków mojej mamy. Potem zrobiłam  czapsy z jej skórzanej  spódnicy . Były  na kształt prawdziwych na rzepy. Przez dwa tygodnie potem miałam pęcherze na palcach od igły...  
ja robiłam wszystko- czapraki, ogłowia, naczółki, kantary, palcat z antenki samochodowej obklejany taśmą to była norma, pierwsze pudełka na szczotki szał wow-  wynalezione w sklepie ogrodniczym, a jak wchodziłam do sklepu (były 2 - na karkonoskiej w radiu i tv we wrocławiu, i kluczborska oxer) to otwierałam buzię z wrażenia na ten sprzęt ...   😍 suszyło się suchy chleb i już tęskniło za kolejnym dniem  ...

Czuło się tą atmosferę jeździecką, te wyjazdy wierzchem na hubertusy, ogniska, przyjaźnie, wspaniali ludzie z pasją, nie było hali a tereny przy -20 to było coś, ech... było nie wróci, piękne czasy hehe

ale czy ja olboj ? hehe za rok dopiero 30-tka 💃
No tak wsiadało się na komendę, zsiadało też. Jak raz zapomniałam na obozie umyć wędzidło to na drugi dzień czyściłam własnym sweterkiem pół dnia (od tej pory nigdy nie zapominam).  Czystość koni M. Rey sprawdzał w białych rękawiczkach to było lato konie się tarzały na pastwisku- oj było ciężko... Na ujeżdżalni  zawsze mijało się po lewej ręce potem zmieniono na prawa i nikt nie ośmielił się mieć palcat od zewnątrz. Anglezowanie na odpowiednia nogę o galopie już nie wspomnę... i mnóstwo kilometrów po ujeżdżalni z koniem w ręku za najmniejsze przewinienie. to uczyło szacunku do konia, instruktora i sprzętu.
Ja nie zapomnę jak drałowałam o 7😲0 rano w niedzielę, w środku zimy na rowerze ładnych kilkanaście kilosów za miasto "na konie". Po śniegu rowerem, bo starzy mieli w nosie moją pasję. Cieszyłam się jak dali te kilka złotych na jazdę.

I nie zapomnę jak ten rower przeraźliwie skrzypiał na mrozie-"skrzyp, skrzyp, skrzyp". Nikt mi go nie naoliwił i zaczynał rdzewieć.  🙂
A jak już dojeżdżałam i widziałam osiodłanego konia w kulbace, to miałam łzy w oczach, bo nie chciałam jeździć w takim obciachowym siodle. Zawsze wolałam zwykłe siodło, ale wstydziłam się poprosić i czasami dostawałam tę ruską kulbakę.
Prawdziwej szkółki nie było. Był jeden jedyny facet, który trzymał pod miastem kilka koni i uczył jeździć amatorów.

Pamiętam jak jeździłam w legginsach, których nie prałam. Siedziałam w swoim pokoju, wwąchiwałam się w te spodnie i marzyłam, że nadal jeżdżę na koniu.  
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
26 grudnia 2009 12:31
Jeszcze na przełomie 1999/2000 jako taki szacunek był. Również nachodziłam się z koniem w ręku, wsiadanie na komendę, sprawdzanie czystości koni/ rzędu. I tak jak dziewczyny piszą. Instruktor był bogiem, szacunek okazywało mu się na każdym kroku. A teraz?
Skoro dziecię pyskujące instruktorowi jest bezkarne...

Ale ja to przy was smark więc już stąd uciekam 😉
Mnie dopiero "oczko" stuknęło, czyli też smark jestem, jak to ładnie koleżanki przede mną określiły, a pamiętam filcowe "czapraki" lub koce, biało- czerwone naczółki, brak nachrapników, ochraniaczy na nogi to nikt nie znał, metalowe zgrzebła, sznurkowe popręgi, toczki "z papieru" na gumkę pod brodą, jazdy w kulbakach z gałązką w ręku, obtarte nogi od getrów, wsiadanie i zsiadanie na komendę, dyżury w stajni o 6 rano (i bitwy o nie!), dojeżdżanie do stajni po kilkanaście km rowerem, malowanie boksów i wywalanie gnoju za jazdę... Jedno zdjęcie na koniu zrobione analogowym aparatem powieszone nad łóżkiem lub schowane skrzętnie do albumu, przywoływało najpiękniejsze wspomnienia, pozwalało wytrwać do kolejnej jazdy lub obozu...
Pamiętam, że instruktor to był prawdziwy guru i obiekt niezmiennego szacunku i podziwu. A jednocześnie swojski człowiek, którego można było słuchać godzinami. Podobnie jak wiekowych stajennych i masztalerzy, którzy znali historię każdego konia w stadninie, jak i legendy z dreszczykiem. Na te chwile się czekało, tym się żyło....

edit: wybaczcie mi ten off top, tak mnie jakoś zainspirowaliście...
Mam wrażenie że kiedyś bardziej dbało się o konie i o sprzęt. Pamiętam że każdy koń w klubie w którym zaczynałam jeździć miał własne szczotki (komplet), własne siodło, ogłowie i dwa czapraki (jeden cienki i jeden gruby misiek), popręg oczywiście sznurkowy. Jak ktoś nie wyczyścił po jeździe strzemion to na drugi raz jeździł na oklep. Jak ktoś nie wyczyścił wędzidła to wogóle nie jeździł. Kon musiał być czyściutki, niezależnie od pogody (oj długo się czyściło wtedy konie), a jak jakiś koń miał słome w ogonie to wracał do stajni i nici z jazdy.
u nas był podział - każdy się opiekował jednym koniem - ale każdy koń miał opiekuna nawet źrebaki odsadki - osobny kpl szczotek, czapraki, wyczyszczone ogłowie, siodło - koń na błysk, za wywalanie gnoju, karmienie, i pomaganie cały dzien czekało się na upragnioną chwilę na koniu (niekoniecznie tym pod opieką)... ale konie błyszczały - każdy chciał usłyszeć pochwałę od trenerki hehe
Tak, zgrzebło metalowe tez do tej pory uzywam, jakiś sentyment chyba 🙂 a palcat robiłam ze szczytówki od wedki, taki z włukna szklanego i obciągałam to sznurówką.
Enklawa, widze że jesteś z Krakowa, jak tesknisz , to jedź do Przyjaciela Konika. Czerwono -białego naczółka nie gwarantuję ale siodła, szare koce, popręgi sznurkowe i wiele innych "smaczków" znajdziesz-gwarantuje  😁
tylko odszczekaj ten tytuł...stary człowiek po trzydziestce?! no bez jaj 🙄
hahaha, a kto z Was jeździł z bibułą zamiast wodzy🙂??
Ja kiedyś drałowałam do Tabunu ze 2 godziny w grudniu bo mi autobus zwiał, trochę się cykałam bo ciemno było ale za to jaka radość z jazdy na oklep. Piękne czasy, i co najważniejsze: dobra szkoła życia, przetrwali najwytrwalsi......
Tamto było i już nie wróci. Nie jest to sprawa asortymentu sprzętowego stajni. To kwestia klimatu, zapachów ,odczuwania rzeczywistości przez kształtujacego się człowieczka w tamtych czasach. Nie jestem nawiedzona żeby siodłać swoje konie w koce i jeżdzić z gałęzią w ręku. To tak jak by wyjechac dziś  na drogę maluchem czy trabantem da sie ale po co?. Moja Olcia  kocha koniki ale wie ,że jak jej się dziś nie chce jutro pojedzie na stajnie i bedzie ok. Ma obiecane ubranie do jazdy konnej i.t.d. nie jestem pewna czy to pasja czy tylko rozrywka dla niej. Ja się staro  nie czuje ,ale cieszę się,ze mam o czym pisać własnie na tym watku.
Dobrze mi jest być człowiekiem w pełni świadomym siebie i otaczajacego świata a tak mi się zrobiło dopiero po 30.  
a tamto- fajnie sie czyta...
Do Tabunu też drałowałam kilka razy choć to było już trochę póżniej. Tam to się jeżdziło w teren. 12 koni i jak by się spadło to nikt by nawet nie zauważył ,a jak by w końcu zauważył to  by opieprz był ,że im teren psujesz... a do tego Granda, Barwa a po Sakarze do dziś mam ślad jak mnie dorwał w stanowisku... to był czas kiedy jazda zaczynała sprawiać mi już przyjemnosć.
Macie stu procentową racje kiedyś było inaczej, w moim odczuciu lepiej. Konie sie sanowało Koń na którym zaczynałam jeździć był dla mnie wszystkim, kochałam go całym sercem. Zawsze w centrum zainteresowania czysty wypieszczony i oczywiście złego słowa na niego nie można powiedzieć. Każdy w stajni miał takiego pupila i wszyscy każdą wolną chwile spędzali w stajni, w rodzinnej atmosferze bez złośliwości a wręcz przeciwnie wszyscy się wspierali. Teraz konie są traktowane w większości przypadków bardzo przedmiotowo - niestety Teraz konie służą do wygrywania lub szpanu bo modnie jest mieć konia coraz miej ludzi zajmuje sie końmi z zamiłowania (nie ujmując prawdziwym pasjonatom)
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
26 grudnia 2009 18:03
Teraz każdy obgaduje każdego, obrabiają tłek przy każdej okazji. A jak przychodzisz do stajni to niby wszystko ok.
Ale jak już masz najlepszy sprzet, najnowszy pad czy siodło (chociaż nie spotkałam się z tym, że ktoś jest obsztorcowany za plecami za dobry model siodła) to jesteś snobem, bo masz kasę i się obnosisz. A o kółeczkach wzajemnej adoracji szalonych nastek już nie wspomnę...
🤔
Jak mam iśc do stajni to aż mnie skręca.
Tęsknię za tamtymi czasami, a nie do chamstwa i podkładania świń na każdym kroku...
podpisuję się pod tym - dla mnie dokładnie jest tak jak mówisz  🙇,

czasami  jestem przerażona tym wszystkim  🤔wirek: są lepsze warunki, więcej stajni, więcej możliwości, ale brakuje atmosfery, klimatu i prawdziwych pasjonatów więc same warunki to nie jest sukces
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
26 grudnia 2009 18:20
Dlatego ciesze się, że jak na razie z tymi rekreacyjnymi fabrykami mało mnie łączy. Nie mam ochoty na poniewieranie przez młodszych, rozkazy pod tytułem 'jak nie zrobisz to coś tam'.
Po prostu przestało mnie to bawić, a zaczeło męczyć. Nie mam ochoty już na taką 'zabawę'.

Może na wiosnę wrócę, ale to nic pewnego jeszcze.
zuza   mój nałóg
26 grudnia 2009 18:37
Ja też miło wspominam tamte czasy.I wtedy nawet nie marzyłam o swoim koniu,prywatnych raczej nie było a jak to rzadkość.
A pamiętacie zawody rekreacyjne  😅,właśnie bandaże zamiast ochraniaczy,białe getry,golfy i ciemne marynarki .
Ja dopisuje się do Krakowian i bardzo miło wspominam wyjazdy na takie zawody-własnie do Tabuna -na crossie nasz Grimm kontra wasz Sakar  😀 a w PK Neron,Niko i Szarko (mam nadz.,że nie przekręciłam) i Expres ze spalonym pyskiem z Pegaza.
Żadnych formalności,zgoda od rodziców,wpisowe 10zł  i heja na zawody.Poziom rożny ale krzywdy koniom nikt nie robił,większość traktowała to jako świetna zabawę.
pamiętam jak  jechałam złotą odznakę (wewnętrzną) na tarantowatym ogierze w własnoręcznie uszytym czapraku futerkowym czerwonym + czerwonym  futerkiem na nachrapniku  🤣, toczek na gumkę, kozaki czarne,bryczesy własnoręcznie szyte  i marynarkę z lumpexu przefarbowaną z białej na szarą (farbowałał w garze) i byłam taka dumna z naszego wyglądu hihi  😅
Zawody  niby zabawa ale jakie nerwy ile przygotowań... i koń zwiał z ujezdzalni 😜
Do sklepu ze sprzętem (w Krakowie Amigo wiadomo) chodziłysmy jak do muzeum żeby pooglądać jedno takie wejście to pół godziny. A zapach tam był taaaaki ....
Moje ulubione filmy oprócz wspomnianego już Karino to Lotna, Hubal, a był też taki serial czechosłowacki <Dżokej Monika> Czy moze ktoś pamięta? Nie powtarzali go chyba nigdy potem, był czarno-biały a może to telewizor był czarno-biały. 😀
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
26 grudnia 2009 19:10
Lotna niedawno leciała na Kino PL, Hubala kocham 😜
A Karino bardzo często powtarzają na tvp 😉 .  Acz nie podobała mi się scena z wydobywaniem źrebaka. Miałam od zawsze wrażenie, że kobyłka była w realu chora (szczękościsk, wybałuszone oczy, napięte tylne nogi, pęciny jak balerony). Przesadzili zdecydowanie.

Tak wycieczki do jeździeckiego to zawsze była wielka wyprawa, a jak już ktoś miał 30 zł na 'sprzęt' (jak to dumnie brzmiało 😁 ) to mógł zaszaleć. A potem dumnie chodził z kompletem świeżo zakupionych szczotek i czuł się jak pan i władca 😜

Niby dopiero 20 lat mam (albo aż 😁 ) to jednak załapałam się na te 'czasy' kiedy trudno było o ładne czapraki czy własny sprzęt. Niby nic, ale po czasie docenia się te doświadczenia 🙂
lostak   raagaguję tylko na Domi
26 grudnia 2009 20:07
kulbaki, koce z Warsu, oficerki 4 numery za duze kupione za flaszke z wyscigow, 8 par skarpetek i dresik do jazdy... Yeeehhhh🙂 kon Boy, 4 lata


i damskie siodlo, na folblucie tez sie dalo pokazy jezdzic 😉 nadal niesmiertelne oficerki, ale juz bryczesik 😡
deborah   koń by się uśmiał...
26 grudnia 2009 20:15
lostak, najlepsze to wędzidło z wielgachnymi kółkami 😀
lostak   raagaguję tylko na Domi
26 grudnia 2009 20:27
no dobra sentymentalnie sie zrobilo, swieta sa 😉... lat 10. rumak lider


i jeszcze takie znalazlam, jak sie skakac nie balam, sto lat temu, kon efendi


a to moja wielka milosc _ CENTURION centka/orkan belfegor/balast 1975 r, posadowo
BOSKIE!!!!!
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
26 grudnia 2009 20:36
To jak będę w domu to poszukam swoich 😁 i wstawię 😉
Acz poziom nie jest lepszy teraz jak wtedy 😁

Zdjęcia: szał ciał! 😜
a ja nie po 30 a tez cos wkleje :P

moj pierwszy hubertus, bylam w 1 klasie liceum, kobyła Bila (śl, po Bojkot) i ja - w getrach, niezbyt jezdzieckich oficerkach od dziadka, marynarce zwyklej, golfiku i kiecy uszytej specjalnie (nadal lezy u mnie w szafie i czeka na lepsze czasy 😀)
tranzelka jak widac z trojkacikami, wodze z jakiejs tasmy zrobione, siodlo pleszewskie mega stare, filcowy czaprak i koc wojskowy 🙂 popreg tu chyba akurat jakis tasmowy, ale 90% sznurkowych bylo 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się