klub oldbojów czyli koniarze po 30.....

Taniu to nie wiek....ja przecież też nie -skrętna jestem 😉
Taniu to nie wiek....ja przecież też nie -skrętna jestem 😉

Ty to może "od nowowści" nie jesteś.Ja byłam.
majek   zwykle sobie żartuję
13 stycznia 2010 11:01
oj, dziewczyny, będziecie się tu licytować...

Macie więcej spostrzeżeń co do zmian teraz/kiedyś?
moje kolejne:

- kiedyś nie było tylu prywatnych koni. Ja osobiście znałam chyba jednego prywatnego konia, było też wielkie zdziwienie, jak nagle okazało się, że koń na którym jeździłam w kursie jest nagle prywatny (jak to ktoś go kupił?)

- no i nie było mowy, żeby wsiadać z jakiejś drabinki/schodków...

- jak ktoś zakładał koniowi ochraniacze na nogi to było to ewenementem... owijek to w ogóle nikt nie widział. Najwyżej białe bandaże...
My się licytujemy-bo ten sam Treser nam zarzut postawił. 😂
A z dawnych czasów pamiętam,że stale wcierki robiliśmy szczoteczką do zębów kulejącym koniom i zawijaliśmy nogi bandażami.
I jeszcze siodła miały taki rzemykowy uchwyt na przednim łęku.
Do wsiadania .I się urywał zaraz.
wcierka miała być wtarta a nie nałożona ... kiedyś pół godziny klęczałam przy nodze konia i szmatką ile sił jeździłam mu po nodze raz w jedna raz w drogą stronę trzymając za dwa końce szmatki ...i nie pozwalali strzemienia obniżyć do wsiadania...
I jeszcze siodła miały taki rzemykowy uchwyt na przednim łęku.
Do wsiadania .I się urywał zaraz.
Taniu, ten rzemyk to taka "psychiczna rączka"  😉
Witam wszystkich 🙂 cóż ja to chyba Was położę na łopatki 😉ja seniorka 34.letnia,zakochana w koniach od malego oseska(niestety nie było mi dane uprawiać tego pięknego sportu,pozostawal tylko notesik ,w którym notowalam imiona koni,startujących w zawodach-wtedy zawody w tvp były!) i jazda na oklep na wiejskich kobyłach...na studiach pierwsze kroki a tak poważniej w SK KOzienice po studiach :-)(SEfolia,Jodopsyna,Wega)..a teraz od ponad pół roku dumna(a co!) właścicielka 17. letniej siwej VILLI 🏇 👍 po MIllione od Vanillia....ogromne szczęście widziec ją pasącą sie spokojnie na padoku,czasem stęp, tylko ona strasznie lubi galopować ....Ma u mnie dożywotnio emeryturę..
maniak75 - niektórych w tym wątku ciężko będzie Ci pobić 😉
Mnie nie pobiłaś  😅
Witaj i opowiadaj o mlodości 😉
Macie więcej spostrzeżeń co do zmian teraz/kiedyś?
moje kolejne:

- kiedyś nie było tylu prywatnych koni. Ja osobiście znałam chyba jednego prywatnego konia, było też wielkie zdziwienie, jak nagle okazało się, że koń na którym jeździłam w kursie jest nagle prywatny (jak to ktoś go kupił?)

- no i nie było mowy, żeby wsiadać z jakiejś drabinki/schodków...

- jak ktoś zakładał koniowi ochraniacze na nogi to było to ewenementem... owijek to w ogóle nikt nie widział. Najwyżej białe bandaże...


Faktycznie...
A pamiętacie te filcowe czapraki i naczółki w taki dwukolorowy zygzak?
Może ktoś wykopie jakieś zdjęcia?
Ja gdzieś mam u rodziców, muszę pamiętać żeby zeskanować i wrzucić tu 😉
Ogłowie dla oldboja ?
😀
Mam takie u ojca i siodło zabójce, z którego się szybciej spada niż wsiada, takie twarde i śliskie 😉
Te  rzemienie przy przednim łęku to "rzerże" 😀, czyli Rzemienie Życie Ratujące.
Jazda w kozakach (biało-czerwonych, a co), filcowe czapraki, szare koce składane na czworo, naczółki w zygzak i ogłowia bez nachrapników (to to to tylko w książce na obrazku można było obejrzeć) i notesik z imionami koni startującymi w zawodach pokazywanych w TVP - to były czasy... Ale też w naszej stajni wszystkie konie miały osobiste szczotki w workach i nie zdarzało się, żeby brakowało czegokolwiek w komplecie danego konia, co dzisiaj jest naprawdę rzadkością... Na 40 boksów, może ze 3 były zajęte przez prywatne konie, a dziś? Jest 6 koni rekreacyjnych, a reszta to prywatne 😉
Ale też mam wpojony szacunek dla instruktora, jak się z czymś nie zgadzam, to mogę podyskutować po jeździe... A im dłużej jeżdżę, tym częściej zdarza mi się nie zgadzać, a już najgorzej jak instruktorka jest młodsza ode mnie o 10 i więcej lat 😉
dempsey   fiat voluntas Tua
14 stycznia 2010 14:14
Mam takie u ojca i siodło zabójce, z którego się szybciej spada niż wsiada, takie twarde i śliskie 😉


oj tak sobie przypomniałam przez mgłę
daawno temu, jeszcze będąc kursantem, bardzo mocno czułam ściskanie w dołku gdy okazało się, że w grafiku jazd przy moim nazwisku jest imię konia, który chodzi w siodle! w siodle, nie w bezpiecznej wysokiej kulbace!
eh to były właśnie takie siodła-zabójcy  😁


- no i nie było mowy, żeby wsiadać z jakiejś drabinki/schodków...



Przepraszam, zapytam, mi tamte czasy nie są znane, ale schodków używam w celu nie obciążania ciągle tej samej strony konia ( jego nóg)przy wsiadaniu 🤔 🤔 🤔
katq, mam takie same wspomnienia🙂 A zamiast kopystek były duże gwoździe.
Co do ogłowi to marzy mi  się mieć takie z biało-czerwonym naczułkiem. No i pamiętając dawne czasy nadal nie używam nachrapnika. Może on czasem do czegoś się przydaje, ale mojego konia to mógłby tylko obetrzeć🙂
Z szacunkiem to u mnie bywa jednak różnie. Jak widzę, że się instruktor obija, albo jak gada głupoty niezgodne z prawdą to się kłócę. Ale mój pierwszy instruktor... Nadal jest dla mnie guru, a lonżując konia moduluje głos jak on🙂 Instruktorzy też kiedyś byli inni🙂

Teoretyk, z tym wsiadaniem, to wtedy nikt o tym nie myślał. Koniom się jednak krzywda nie działa. Pracowały wtedy mniej i były bardziej zadbane. W moim pierwszym klubie dwa konie osiągnęły wiek 27 lat i jeden z nich do dnia śmierci lekko pracował, a potem pewnego dnia już się rano nie obudził - starość. Ale kulawy nie był nigdy.
majek   zwykle sobie żartuję
14 stycznia 2010 19:49
Ja wiem, czy mniej pracowały...
Z tym wsiadaniem po schodkach, to jeden mój instruktor mówił, że jak sama nie dam rady wsiąść, to nie dam rady jeździć
zwłaszcza jak się jeździ wterenie i trzeba zsiadać z konia przy różnych okazjach a potem wsiadać.... ale jak są ciężkie osoby i nie zbyt im wychodzi wsiadanie to też preferuje podeściki.
W moim klubie konie pracowały mniej, niż to jest teraz powszechne. Rano było pastwisko, a po południu 4 godziny jazd. Tak było latem. Zimą jazd było jeszcze mniej, odbywały się tylko do zmroku (nie było prądu). A zaczynały się 14-15.
Teraz często konie chodzą 4 godziny rano i 4 po południu. I dobrze jak mają przerwę na obiad. W każdym razie w większości klubów, które znam tak jest🙁

A to jedna z moich pierwszych wielkich końskich miłości -  http://www.bazakoni.pl/horse_62208.html
Na zdjęciu jestem ja🙂
furmanka   zawsze pod górkę...
15 stycznia 2010 08:08
Ja też miałam taki zeszyt ( te zeszyty to też relikty: miał taki napis na okładce -"krew to życie"😉 z imionami i charakterystykami wszystkich klubowych koni. Pamiętam je wszystkie do dziś. Tzw. boksy śmierci do których nie każdy mógł wejść. Jeździło się w gumowcach a jak ktoś miał oficerki po dziadku to było coś. O bryczesach to można było pomarzyć 😲. Ale przede wszystkim ludzie byli inni... W stajni panowała atmosfera przyjaźni, kumpelstwa częściej było wesoło i miło. A teraz, ech... szkoda gadać. Jak bym miała teraz naście lat i miałabym zaczynać teraz przygodę z jeździectwem to chyba bym _wymiękła_
Przepraszam za to nieoldbojowskie wyrażenie 😉
majek   zwykle sobie żartuję
15 stycznia 2010 09:14
W moim klubie konie pracowały mniej, niż to jest teraz powszechne. Rano było pastwisko, a po południu 4 godziny jazd. Tak było latem. Zimą jazd było jeszcze mniej, odbywały się tylko do zmroku (nie było prądu). A zaczynały się 14-15.
Teraz często konie chodzą 4 godziny rano i 4 po południu. I dobrze jak mają przerwę na obiad. W każdym razie w większości klubów, które znam tak jest🙁

A to jedna z moich pierwszych wielkich końskich miłości -  http://www.bazakoni.pl/horse_62208.html
Na zdjęciu jestem ja🙂


Kejti znam tego konia!!!
MIał kumpelkę Piwonię i na niej hmmm. stawiałam pierwsze porządne kroki...
Po weekendzie, jak będę u rodziców, to muszę pomyszkować w albumach... Mam masę zdjęć, nie wiem, jak to ogarnąć...
(I Lostak też obiecałam - pamiętam)

A Akryla (http://www.bazakoni.pl/horse_65768.html) kochałam miłością wielką...
🙂 Akryl był dla mnie kiedyś wzorcem doskonałego konia. Ale zanim miałam na tyle dobry dosiad, żeby ruszył pode mną galopem, minęły 4 lata. Strasznie mnie to dołowało🙂

Jakbyś znalazła jakieś stare zdjęcia, to byłabym bardzo wdzięczna.
A pamiętasz Maćka? ( http://www.bazakoni.pl/horse_91592.html ). Jego nie mam żadnego porządnego zdjęcia, a był moją pierwszą końską miłością.
majek   zwykle sobie żartuję
20 stycznia 2010 12:34
Kojarzę Maćka. Grubiutki był, ale dla mnie wtedy zbyt mało delikatny - wywoził  🤔

kto szukał metalowego zgrzebła? [[a]]http://animalia.pl/produkt,6392,512,GRENE_Zgrzeb%C5%82o_II.html[[a]]
To prawda. Na naszej pierwszej wspólnej jeździe woził mnie po ujeżdżalni wszędzie, ale nie tam, gdzie powinien🙂 Ale potem jakoś się dogadaliśmy. Na Maćku zaliczyłam mój pierwszy kontrolowany galop w życiu.
Bo w ogóle pierwszy był niekontrolowany (na Ranczerze). Pojechałam ze studentami w teren. Miałam jedenaście lat. Oni krzyknęli: "Uwaga!" i ruszyli. Ja nie wiedziałam o co chodzi, ale mój koń wiedział i pogalopowaliśmy w dół ze skarpy w stronę Wisły. Przeżyłam. Nie wiem jak🙂
Witam!
Przeczytałam jednym tchem..Aż mi wspomnienia powróciły..ja swoja przygode z jezdziectwem zaczynałam na początku lat 90-tych ,osrodek miescił sie w PGR-ym w Czciradzu,stajnia Drwalewice ( woj.lubuskie, nie wiem czy kogoś z tamtych stron tu spotkam ,bo większośc to raczej centralna Polska).Doskonale pamietam filcowe czapraki ,własnoręcznie robiony sprzęt,prace przy koniach-ta była zawsze przyjemnością,jazdy na koniach o niewiadomym pochodzeniu ,a jakże kochanych,całe dnie spędzane w stajni ...ah człowiek był taki młody i beztroski..
Przypominam sobie ,że w stajni mieliśmy zawsze deficyt kopystek 😁tzn. była jedna kopystka na całą stajnie,pewnego razu ktoś zrobił z pręta bardzo dużo kopystek,ale one i tak sukcesywnie znikały.. 👀 ciekawe co sie z nimi działo..
Inna historia,zawsze z dużym zainteresowanim czekaliśmy dnia przyjazdu ogierów z SO Sieraków,jezdzenie na nich było wiekim przyilejem.Sama pamiętam pierwszego ogiera MUR siwy ,bardzo dobrze ujezdzony,potrafił chodzić bez ogłowia i siodła.Jezdziliśmy na nim na ujezdzalni i skakaliśmy przeszkody,a że nie było sie czego trzymać to każdy trzymał sie grzywy,po kilku takich jazdach ,biedy MUR miał grzywe tylko do połowy 🤔
Długo można by wspominać ...
majek   zwykle sobie żartuję
29 stycznia 2010 08:51
kopystki chyba zwykle ginęły w gnoju  🤔
BTW. Nie przypominam sobie stajni, która by w tamtych czasach miała opcję codziennego wywożenia obornika... (a trochę ich zwiedziłam)
Och leska mi sie w oku zakrecila na te wszystkie wspomnienia.
Dzis moja córka ma 13 -te urodziny i chyba czuje sie staro  🙄

Tak nawiazujac do waszych wypowiedzi ja bardzo sobie chwalilam wojskowe kulbaki i tak czasem mi sie marzy by taka wykopac ale moja  konia nie ma szans jest za mala
Och, ja gdybym miała większego konia, to też bym szukała kulbaki🙂
Ha! może i ja się dołączę 🙂 Myślałam że takie zeszyciki - kajeciki to tylko ja zapisywalam, ale jak widać nie. Pamiętam swój pierwszy wpis, pierwsza jazda w klubie w szkółce: 10. 09.85r.(ten zeszycik mam do dziś) i zapisywałam tam wszystko,  każdą jazdę, data, dzień i co było robione tzn ujeżdżalnia, skoki czy teren i obowiązkowo imię konia. Zapisywałam wszystko, jazdy, kiedy zdawałam do klubu, zawody, wachty,prace, wyjazdy na rajdy i wszelakie inne atrakcje. Nawet jak już klub się przeniósł i dojazd do niego był dla mnie niemożliwy to dalej zapisywalam gdzie jeździłam. To były czasy, wcierki po których mdlały ręce i podkladki z koca a na to bandaż, czapraka  materiałowego to  prawie nikt nie widział na oczy, były czapraki filcowe i oczywiście koce, a później baranice zdające super egzamin na rajdach. Teraz większość ludzi nie wypuszcza konia na padok bez ochraniaczy a wtedy to tylko   owijki z farbowanego elastycznego bandaża na zawody, jazda na kulbakach, pamiętam jak potem wsiadam na normalne siodło to myślałam że na pysk polecę bo było tak płytko 😀 Ale mnie wzięło na wspomnienia 🙂 wachty nocne z komarami gdzie trzeba było sie zapakować w śpiwór jak mumia aby nie zeżarły na żywca, rajdy, zawody klubowe, rożne imprezy, wigilia, śledzik w klubie, ogniska i ta atmosfera. I cały czas marzenie o własnym koniu, które sie na szczęście spełniło bo od 10 lat mam taką nie dużą grubą gadzinę na chudych nóżkach którą kocham bez opamiętania 🤣  Co do ogłowia, to mam takie stare kupione ponad 20 lat temu, wisi na ścianie ale wodze skórzane grube plecione zapinane na bolce do tej pory używam. Ale się rozpisałam ale to i tak mało bo tyle jest wspomnień.
Julie a pamiętasz może takie konie z hipo ze szkółki jak:
-srokate Parys i Malwa;
-karą Pestkę
i takiego kuca Żabę?
furmanka   zawsze pod górkę...
07 maja 2010 12:52
Watrusia, w tamtych czasach było inaczej, inni ludzie, inne podejście do życia. Jedno mnie dziwi, że wszyscy ludzie z naszego starego klubu dzisiaj albo mają własne konie albo pracują w stajniach (często za granicą).
Natomiast wśród "dzisiejszych" - niewielu jest takich, którzy naprawdę to kochają... Liczą się tylko zdjęcia z konikami na fotoblogi i nk 😕
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się