Dzisiaj was zanudze, ale musicie mi wybaczyć 😀 :kwiatek:
No więc przeglądając zdjęcia spostrzegłam ze dokładnie dziś mija ROK od kąd jestem z Rudym. Byłam przekonana że spedzilismy ze sobą już dwa lata... a tu taka niespodzianka 🙂
Pierwszy raz zobaczyłam Pinia na stajennych zawodach. Skakała na nim dziewczyna. Zakochałam się od pierwszego spojrzenia. W porównaniu do innych koni skakał z taką radością i lekkością że nawet mój ojciec powiedział, ze jak kiedyś go dosiąde to chce mnie zobaczyć 🙂 I tak oto od tej pory marzyłam o tym zeby choć raz go dosiaść. Będac codziennie w stajni, zawsze go odwiedziałam mimo ze był prywatny. Az któregoś dnia dziewczyna zwyczajnie przestała miec dla niego czas... i ochote na jazde. Na koniu jeździła jakas dziewczynka, raz w tygodniu skokowy trening.Reszte czasu koń stał. Zostałam poproszona raz, potem 2 i 3 zeby go ruszyć i tak już zostało. Pierwsze jazdy rogal nie schodził mi z twarzy. Godzinami gapiłam się na zdjecia i nie mogłam sie doczekać kolejnego dnia. Nigdy wczesniej , ani później nie zadziałał juz na mnie inny koń 🙂
Nasze pierwsze pokraczne kroki. Dla mnie wtedy najlepsze i najcudowniejsze.
I cały dzień taka moja mina 😀
Zazwyczaj nie robilismy nic. Ruszałam konia w 3 podstawowych chodach, zeby raz w tygodniu poszedł na trening.
Głównie pracowalismy tak 😉
Albo galopowalismy kondycyjnie po łakach... wtedy sie jeszcze nie bałam.
Pozowalismy Emilowi kiedy stawiał swoje pierwsze kroki w fotografii 🙂
Czasem po prostu staralismy sie tylko ładnie wygladać, bo zazwyczaj nic szczegolnego na jeździe sobą nie reprezentowaliśmy 😉
Az któregos dnia zostałam namówiona na treningi skokowe i dałam sie skusić. Na nieszczescie tych trenujacych w tym czasie ze mną :P i trenera który za wszelka cene starał sie zebym przestała się bać i zeby udało mi się rozluźnić.
Nadszedł w koncu taki czas że ze stajni tzrebabyło sie ewakuowac. Najgorszy czas w moim życiu. Walka o konie na odległosc. Zakaz wchodzenia do stajni i strach przed tym co tam sie dzieje.
Nasze ostatnie zdjecie ze starej stajni...
Az w koncu udało mi sie wygrać z pzreciwnosciami. Z tym ze nie było transportu, ze włascielka za granicą, ze pensjonaty ogierów nie przyjmują, ze koń dostał w przyczepie szału debujac, kopiąc na oslep az w koncu sie przewracajac, gdzie tzrebabyło połowe przyczepy rozmontować. Przeżylismy nawet to zew nowej stajni koń atakował wszystko co sie rusza i musielismy spac w listopadzie we dwójke na dworze. Koń po brzuch w błocie, ja wykonczona psychicznie bez pomysłu co mam zrobic rano.
I tutaj wielki ukłon dla Adama własciela stajni w ktorej obecnie stoimi, który bezinteresownie wystawił do nas reke i jestesmy w jego stajni do dzisiaj...
Koń po kilkunastu latach w koncu wychodzi na padoki...
I zaczelismy nowy etap naszej pracy 🙂
Nawet czasami udaje nam się coś skoczyć w pokracznym stylu...
I testujemy to czego nie moglismy testowac w sportowej stajni...
A na koniec chciałąm napisac ze to moja życiowa miłość i najlepszy przyjaciel z tych końskich 🙂
Idealniejszego nie znam... 🙂