Co mnie wkurza w jeździectwie?

O, to prawda. Jeździłam jakiś czas temu na hali z laską, która non stop darła się na konia ostro przy tym bluzgając. Sama jeździła tragicznie, telepała się po prostu w kółko po całym obwodzie hali i przy tym darła się, że wszystko źle, a na koniec szarpnęła konia za twarz, zsiadła i wściekła poszła do stajni :O Nie kumam, koń też nie kumał.
Bluzgi to jedna sprawa - stopień użycia głosu - inna. Bluzgom mówię nie, chociaż doskonale potrafię zrozumieć kogoś, kto zatrzymuje konia, rzuca wodze i z rozpaczą wykrzykuje: kwa, kwa, kwa, opierając się o szyję lub machając rękami. Znacie obrazek?  😀iabeł:
Użycie głosu - rzecz inna. Inaczej będę oceniać osobę na młodym/surowym koniu, a inaczej parę z ambicjami na CC.
Zasady ujeżdżenia zakładają minimalizowanie użycia głosu - w miarę postępu ujeżdżenia właśnie.
Na czworoboku głos ma  być niesłyszalny. Nie tak dawno sędziowie ostrzegali także za użycie głosu na parkurze - nie tylko "otoczenie" ale także jeźdźca. Ta tradycja jest nadal silna i nawet zupełnie słuszne użycie głosu na parkurze - wzbudza jeszcze śmiech.
Nie trawię bluzgów "obrażających" konia, typu "ja cię ch* za*lę!". Osoba, która ma takie podejście do swoich emocji i konia - jest u mnie trwale "stracona", jeśli byłam tego świadkiem. Dlatego nie lubię ze dwóch (?) mistrzów Polski  😀iabeł:, chociaż towarzysko potrafią być sympatyczni. Na koniu - nie lubię.
To mistrzowie Polski też potrafią się tak zachowywać? Wydawało mi się, że im jeździec wie więcej, im rozumie konia lepiej, tym jest spokojniejszy, milszy dla konia. Krzyki i bluzgi przypisywałam zawsze panienkom, które swoje braki w umiejętnościach wyładowują na swych rumakach.
.
christine   zawodnikowanie reaktywacja. on the go.
12 lipca 2010 19:25
halo oj znam taki obrazek znam. lepiej tak niz sie z tym czterokopytnym lac i wyladowywac emocje. wole sobie pare dluzszych i krotszych wykrzyczec i jezdzic dalej juz na spokoju.

zawodnicy nie zawsze dosiadaja lubianych przez siebie koni bez wzgledu na to jak dobre one sa, ale nic nie usprawiedliwia takich glosnych bluzgow "publicznie".
Happiowa   córka grabarza
17 lipca 2010 18:33
Może jestem jakaś inna, ale nie widzę nic złego w jeździe w podkolanówkach. Mi jest w nich wygodniej, w zimie cieplej (ciepło od konia) w lato chłodniej. Jeszcze jak skarpetki są w romby i pod kolor to według mnie to wygląda fajnie 😀

Ostatnio rozmawiałam z koniem przez cały przejazd, bo bał się jednej przeszkody. Ja też się jej bałam. I tym gadaniem może nie tyle co namówiłam konia do skoku, co sama sobie wmówiłam, że damy radę 😀 No i daliśmy 😀

Ale to było ciche mruczenie pod nosem. Widziałam kiedyś zawodniczkę, która przed każdym skokiem wydawała dziki okrzyk...
Tak odnośnie wyładowywania się na koniu: słyszałam gdzieś historię sprzed ładnych paru lat z zawodów regionalnych: dziewczyna na rozprężalni niemiłosiernie nadużywała palcata na swoim koniu, darła się na niego itd. Obserwujący to sędzia podszedł, szepnął trzy słówka na ucho, dziewczyna zeszła z rozprężalni z 'subtelnym' rumieńcem i zrezygnowała z przejazdu  😉


Happiowa, też jeżdżę ostatnio w podkolanówkach, nawet nie chce mi się schylać do szafki po sztylpy w te upały, jeszcze ze mnie nikt nie szydzi, może dlatego że wiejskie towarzystwo mam w stajni 🤣
Favoritta   siwo, rudo i blond.xDD
18 lipca 2010 23:02
Happiowa, chestnut0, ja tam jeżdżę tylko w podkolanówkach. 😀
Uwielbiam podkolanówki. 🏇
Anderia   Całe życie gniade
22 lipca 2010 20:34
A co jest złego w jeździe w podkolanówkach? Ja tak jeżdżę bardzo często i nie powiem, żeby to nie było praktyczne. Wręcz pomogło mi nogę rozluźnić  🤔wirek:
Co do wątku...
wkurzają mnie "loffane psiapsióły koffające kosie", które uważają się za pępki świata, NO BO PRZECIEŻ JEŻDŻĄ KONNO. Nie rozumiem tego. Ja mam lat 14 i nigdy nie przeszłam i raczej nie przejdę przez okres, w którym jeśli coś zrobię źle, wyładowuję to na koniu, uważam siebie i swojego podopiecznego za niewiadomo kogo, nie wiem co robię źle i wściekam się jeśli ktoś mnie pouczy (nawet w dobrych intencjach), nie szanuję innych, konia kocham tylko na pokaz, raczej liczy się dla mnie sam fakt, że jeżdżę na zawody, no bo przecież to taki szpan. Że już nie wspomnę o dziewczynkach, które skaczą 120cm, (fakt faktem, skoczyły taką przeszkodę może raz w życiu, z piętą w górze, mega garbem, brakiem oddania wodzy, wyjściem przed siodło i masą błędów) ale tak naprawdę poprawnie technicznie nie potrafią przejechać nawet kawaletek czy przeszkódki 30 cm  😵 ale co tam, liczy się że PRZECIEŻ SKOCZYŁAM TEN METR DWADZIEŚCIA  🤔
edit:
Frustrujący są jeszcze "trenerzy" i "instruktorzy", którzy pouczają niewiadomo jak, a jak sami wsiądą na konia, robią więcej błędów niż ich rekreanci... brak słów, nie wiem jak Wam, ale mi się wydaje że taki trener lub instruktor powinien umieć chociaż wysiedzieć konia w kłusie czy galopie...  😵
Oprócz tego wkurza mnie ogólnopojęta zniewaga. Że jak już kogoś nie stać na 15 par bryczesów i 20 kompletów Anky, Eskadrona itp, to już jest nikim. Że jak ma konia uratowanego z fundacji/rzeźni, nieumiejącego nic, to już jest gorszy od kogoś, kto z kolei ma super konia za 50 tys. ujeżdżonego na poziomie klasy CC. I już chęci i umiejętności jeźdźców się nie liczą...
Wkurzają mnie dzieciaki na kucach na zawodach. Kopią, walą batem, jadą dosłownie cały czas na mordzie tym biednym kucom, szacunku dla tych zwierząt za grosz, no ale rodzice się cieszą, że przecież moja córka/mój syn jeździ zawody wysokiej klasy i daję sobie radę nawet z trudnymi końmi.
Wkurzają mnie ludzie, którzy nie znają się za cholerę np na pracy na wypinaczach czy innych patentach, a je stosują... później koń jest złamany w potylicy, ale co tam, "ja zbieram konia"  🤔wirek:
kto z kolei ma super konia za 50 tys. ujeżdżonego na poziomie klasy CC.


A mnie z kolei wkurza to, ze konia na poziomie klasy CC raczej nie kupisz za 50 tysiecy. Chyba, ze euro 😉
rudazaraza   Bo rude jest piękne.
22 lipca 2010 21:55
mnie troche denerwuje fakt że każda uwaga skierowana w czyjąś stronę jest traktowana jak złośliwość i wpychanie nosa w nie swoje sprawy, mimo, że chciałam tylko poradzić koleżance żeby potem nie płakała, że konia okulawiła
i że płaci 300 zł za spartaczoną robote i musi błagać 3 tygodnie kowala żeby przyjechał i poprawił 🤬
Anderia   Całe życie gniade
23 lipca 2010 10:01
[quote author=kodusiowata link=topic=885.msg657695#msg657695 date=1279827286]
kto z kolei ma super konia za 50 tys. ujeżdżonego na poziomie klasy CC.


A mnie z kolei wkurza to, ze konia na poziomie klasy CC raczej nie kupisz za 50 tysiecy. Chyba, ze euro 😉
[/quote]

Dałam przykład  😉
...Że tak się wtrącę...

Mnie wkurza jak dziewoje opowiadają jakie to one mają sprzęty i konie jakie wspaniałe... I jak dupsko w skorzanych bryczesach sobie w te upały odparzają, bo przecież w zwykłych legginsach wstyd.
A ile one książek Montyego Robertsa przeczytały.
I jak mnie pouczają, żebym z weta swego rezygnowała, bo im droższy tym przecież lepszy...

Po czym przejeżdżam obok "pastwiska" i przy temp.37stopni stoją bidy bez metra cienia i gzami oblepione na czarno...

Właśnie to mnie wkurza!
Design, a może w zwykłych jest niewygodnie? Chyba w takim razie zaliczam się do tych niedobrych dziewoi  😁
Anderia   Całe życie gniade
23 lipca 2010 11:14
Fakt.
Denerwuje mnie jeszcze to, że ludzie kupują konie głównie do jazdy. Tzn to, że umiejętny cżłowiek kupi sobie konia, żeby na nim pojeździć i mieć z tego frajdę mi nie przeszkadza. Chodzi o to, że koń jest świetny, kochany, dopóki może chodzić. Bo jeśli nie można na nim pojeździć, to po co on, nie trzeba o niego dbać, nie trzeba do niego przyjeżdżać, można go przecież sprzedać skoro jest bezużyteczny... coraz mniej jest ludzi którzy kupią sobie nieujeżdżonego konia dla samej przyjemności i towarzystwa, czy wezmą w opiekę takowego...  🤔wirek:
Kare szczescie jeżeli gnębisz osoby, które nie posiadają super wypaśnych bryczesów to i owszem. Mi nie przeszkadza jazda w zwykłych getrach, jezdziłam tak zawsze, jestem typowym rekreantem i staram się tylko aby na koniu wyglądać schludnie. Mi to wystarczy.
ash   Sukces jest koloru blond....
23 lipca 2010 12:03
Jeśli jest Ci tak wygodnie to ja nie widzę problemu.
Design, jeżeli oczekujesz, że ktoś zaakceptuje Cię w legginsach to akceptuj osoby w bryczesach. I ja cię po części rozumie, bo były czasy w których jeździłam jak brudas, ale wstydzę się tego. Jestem ubrana zawsze czysto i schludnie, co nie oznacza, że drogo. Wszystkie bryczesy jakie mam, są z lumpków. Jasne, że gdybym miała więcej kasy chciałabym bryczesy za 600zł, aktualnie mnie na to nie stać, jednak chce wyglądać elegancko.
Więc denerwują mnie osoby, które wyglądają jak fleje, konie, które są w brudnych poszarpany czaprakach. Yorkowe czapraki są chyba za 30zl, a eleganckie. O ile lepiej wygląda wtedy para jeździec-koń?
Tak długo jak nie zmieni się ten światopogląd, jeździectwo w Polsce, będzie obskurne, brzydkie. A przecież to taki piękny sport!! Elegancki, przyjemny. Koń sam w sobie jest elegancki, więc denerwuje mnie jak ludzie oszpecają konie.
Denerwuje mnie też w jeździectwie stanowisko jakie zajmuje kodusiowata,, jeżeli chodzi o nieujeżdżone konie.
Jeżeli ten sport ma się w Polsce rozwijać, to mają być ludzie, którzy zajmują się ujeżdżaniem koni do fajnego poziomu, sprzedażą tych koni w cenie innej niż 4 tys, oraz ludzie, którzy będą chętni dać za konia coś więcej niż te 4 tys.
Bardzo dobrze, że są ludzie, którzy zaczynają kupować konie profesory!!! To cudowne, że potrafią się przyznać do tego, że nie dadzą rady sami ujeździć tego konia i więcej krzywdy mu zrobią, ucząc siebie i konia jednocześnie.
A stanowisko,że to mój ukochany zwierzaczek i mam go zrobić od początku, bardzo częste jest dla konia źródłem stresu, wcale nie przyjemności i więzi.
Tak ma to działać.
Fakt.
Denerwuje mnie jeszcze to, że ludzie kupują konie głównie do jazdy. Tzn to, że umiejętny cżłowiek kupi sobie konia, żeby na nim pojeździć i mieć z tego frajdę mi nie przeszkadza. Chodzi o to, że koń jest świetny, kochany, dopóki może chodzić. Bo jeśli nie można na nim pojeździć, to po co on, nie trzeba o niego dbać, nie trzeba do niego przyjeżdżać, można go przecież sprzedać skoro jest bezużyteczny... coraz mniej jest ludzi którzy kupią sobie nieujeżdżonego konia dla samej przyjemności i towarzystwa, czy wezmą w opiekę takowego...  🤔wirek:


tylko, że życie nie jest takie proste, jak Ci się wydaje. Stanowisko zajmujesz jak większość nastolatek, które koffają koniki i codziennie godzinami głaszczą je i nie dają nawet w spokoju zjeść kolacji. Kup sobie konia dla "przyjemności i towarzystwa", utrzymuj go (albo Twoi rodzice...), lóż na niego niemałe dla przecietnego polskiego zjadacza chleba pieniądze, codziennie jeździj do niego, wywalaj gnój, a potem całuj w czółko. i nie dosiadaj konika, bo po co go męczyć. przecież konia nie kupuje się po to by na nim jeździc! już widzę Ciebie i resztę samarytanek w tej roli. a tak w ogole dwa pierwsze zdania sobie wzajemnie przeczą...
jestem w stanie zrozumieć osoby, które sprzedają, czy oddają na zielone łąki konie "bezużyteczne" (oczywiscie wykluczam sprzedaż na rzeź). to każdego człowieka sprawa, jak będzie dysponować swoimi pieniędzmi, a w życiu nie podejmuje się tylko łatwych decyzji, bo życie nie głaszcze po główce. nie rozumiem tej nagonki na tego typu osoby, zwłaszcza wśród nastoletnich dziewczynek...
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
23 lipca 2010 14:44
Meise, Amen! Często bywa też tak, że nastoletnie dziewoje wręcz fochy stroją, ze tatuś córeczce nie chce konia zafundować. Czasem taki ojciec czy matka ma większe pojęcie o tym jaki to wydatek i odpowiedzialność (wet i kowal do tanich imprez nie należą). Co zrobi taka małolata jak jej koń (tfu tfu) dostanie kolki, odbije sobie kopyta czy okuleje od nadmiernej eksploatacji przez taką 'loffającą konisie quniorki'?
Bardzo mnie denerwuje taka postawa roszczeniowa. Małolata może sobie mówić, ze koń JEST jej, ale prawnie jest jej rodziców i oni go kupili. I oni w większości ponoszą wtedy wszelkie koszta związane z pensjonatem, weterynarzem i kowalem.
I nawet jeśli dziecko strzeli focha to oni wedle własnego uznania mogą go sprzedać. Chociażby z tego powodu, że nie wyrabiają finansowo.
[quote="Design"]I jak dupsko w skorzanych bryczesach[/quote]
Fakt, w skórzanych bryczesach na pewno można sobie tyłek odparzyć. 😁

Nikt nie mówi, że do jazdy konnej trzeba mieć bryczesy za 500 zł, oficerki szyte na zamówienie o wartości przewyższającej siodło, koszulki za 300 zł i inne "full-wypas" rzeczy, ale, niestety, do jazdy konnej powinno się mieć bryczesy, buty z cholewami i obcasem oraz trzeba prezentować ogólny, ładny, schludny i przykładny wizerunek, pod który legginsy, trampki, podkolanówki i inne takie rzeczy się nie kwalifikują. Po COŚ ktoś kiedyś zaakceptował akcesoria jeździeckie:
- bryczesy są szyte w ten sposób, by szwy nie wżynały się w wewnętrzną część uda, są często obcisłe i zapinane na rzep przy kostce [albo na gumce w przypadku jodhpurów] by się nie podwijały oraz by były wygodne do jazdy po prostu. W ten sam sposób są szyte bryczesy za 500 zł i takie za 10 zł, które można znaleźć w lumpeksach albo na allegro. Kawałek skórki [czy nawet bawełniane wzmocnienie] na kolanach chroni przez obtarciem od siodła i lekko poprawia przyczepność do tego siodła, pełny lej - tak samo.
- buty typu sztyblety albo oficerki po to mają obcas, by noga nie wpadała za głęboko w strzemieniu, po to mają wysokie cholewki [albo po to wyprodukowano sztylpy] by łydka nie była szczypana przez puśliska, by była w pewien sposób "ustabilizowana" i nie ślizgała się po tybince [jak to ma miejsce w podkolanówkach...], stare oficery jeszcze były ciężkie i usztywniały kostkę.
- a przede wszystkim - taki strój wiąże się z tradycją jeździecką pochodzącą z wojska, tradycją piękną, wynikłą z szacunku dla eleganckiego, wspaniałego i dostojnego zwierzęcia jakim jest koń i, do stu tysięcy sarmackich szabel, swoim wyglądem jeździec też okazuje szacunek swojemu koniowi oraz innym jeźdźcom.
Innymi słowy - jeździec ma wyglądać dobrze i kropka.

Oczywiście, że w stajni nie zawsze można lśnić czystością, w pomieszczeniach się kurzy, na ujeżdżalniach się kurzy, a nie daj Boże, jak się w deszczowy dzień spadnie w konia prosto w błoto, jak w takim błocie trzeba tyrać te parę godzin przy koniu albo zupełnie abstrakcyjnie - jak się komuś wyleją specyfiki typu dziegieć/olej do skór/i tak dalej i ktoś drugi w to wlezie. Oczywiście, że nie każdy od razu ma świecić przykładem i zaczynając swoją przygodę z jeździectwem kupować sobie od razu komplet akcesoriów nie będąc jeszcze przekonanym czy się naprawdę chce jeździć. Oczywiście, że jeździ się czasem w czym się ma, szczególnie jak się w stajni pracuje i "z marszu" wsiada się na konie, bywają ludzie jeżdżący z powodzeniem w takich butkach stajennych czy w gumowych oficerkach, mnie się zdarza ubierać sporą koszulkę, która wyjątkowo nieestetycznie za mną powiewa i muszę ją w końcu unicestwić; zdarzyło mi się wsiadać bez sztylp [choć teraz już nie potrafię tak jeździć] i jestem w stanie ewentualnie zrozumieć te nieszczęsne podkolanówki - pod warunkiem, że delikwent jeździ sobie "na własnym placyku", ale na litość! co to za dorabianie teorii o rekreantach i legginsach? Na serio tak wygodnie Ci się w legginsach jeździ? Ja mam dziwne wrażenie, że po 30 minutach miałabym te legginsy w tyłku.

[z resztą, od bagatelizowania w ten sposób blisko do jazdy w brudnym sprzęcie, obskurnych czaprakach i na brudnym koniu. "bo nikt mnie nie widzi, bo nie mam czasu, bo mi się nie chce, bo zapomniałam". Oj, pamiętam powroty do stajni ze łzami w oczach, bo trener powiedział, "koń jest niedoczyszczony! nie wsiądziesz dopuki go nie wyczyścisz",  a przy własnym koniu bywa, że nikt tego typu rzeczy nie pilnuje...]

Sprzęt jeździecki jest drogi, owszem, ale przecież bardzo dobrze prosperuje tu rynek "rzeczy z drugiej ręki" i da się kupić używane sztyblety, używane czapsy/sztylpy, takież bryczesy po naprawdę niskich cenach [ba, nawet kaski się zdarzają, koleżanka niedawno kupiła półroczny, firmowy kask w bardzo niskiej cenie; zdarzają się czapraki po niskiej cenie, ochraniacze, wędzidła, cały koński sprzęt można upolować w bardzo niskich cenach pod warunkiem, że się po prostu czatuje i poluje].

kodusiowata a byłaś kiedykolwiek w sytuacji, w której musisz utrzymać konia, którego nie można użytkować, a trzeba na niego wykładać kwoty, których przeciętny zjadacz chleba czasem na oczy nie widział? Ja nie byłam i uważam, że jest to bardzo trudna sytuacja, podziwiam osoby, które dają radę w ten sposób, jeszcze jak koń jest chory. To jest delikatny temat w którym tak naprawdę ciężko jest kogokolwiek oceniać. Spróbuj studiować, pracować i wykładać na chorego konia po kilka tysięcy miesięcznie mogąc sobie na niego tylko popatrzeć. Koń to przyjaciel, pewnie, ale w życiu zdarzają się naprawdę różne sytuacje.

[uff... gratuluję temu, kto przebrnął przez mój post do końca 😁 ]
Wkurzyło mnie niemiłosiernie, kiedy wyprowadzając się z Kluskowej stajni zauważyłam brak dwóch par najlepszych bryczków (w tym jedne były prezentem od taty, kiedy zauważył, że "to" chyba nie przejdzie), rękawiczki też sobie gdzieś poszły. Teraz pozostaje mi się tylko wkurzać, że z poziomu marnego rekreanta cofam się od miesiąca do poziomu marnego dupotłuka;/
- a przede wszystkim - taki strój wiąże się z tradycją jeździecką pochodzącą z wojska, tradycją piękną, wynikłą z szacunku dla eleganckiego, wspaniałego i dostojnego zwierzęcia jakim jest koń i, do stu tysięcy sarmackich szabel, swoim wyglądem jeździec też okazuje szacunek swojemu koniowi oraz innym jeźdźcom.
Innymi słowy - jeździec ma wyglądać dobrze i kropka.


Zgadzam się! To mnie też wkurza w jeździectwie, takie niedbalstwo. Bo skoro to nie są zawody to można jeździć w butach brudnych po samą cholewę, rozczłapanych trampkach, brudnych spodniach itp. Wiadomo, wypadki się zdarzają, można się ubrudzić w trakcie i trzeba to z godnością znieść.. ale jazda z brudnym sprzętem, byle jakim ubraniem, czy brudnym koniem to jakaś paranoja... To sport z tradycjami i powinno to zostać zachowane..

Do tej pory mierzi mnie widok roznegliżowanych panien na koniu.. ale cóż trzeba chyba przywyknąć do tego, że instruktorów/trenerów ze starej, wojskowej szkoły już nie ma i tamte metody też odchodzą do lamusa
.
Wkurzyło mnie niemiłosiernie, kiedy wyprowadzając się z Kluskowej stajni zauważyłam brak dwóch par najlepszych bryczków (w tym jedne były prezentem od taty, kiedy zauważył, że "to" chyba nie przejdzie), rękawiczki też sobie gdzieś poszły. Teraz pozostaje mi się tylko wkurzać, że z poziomu marnego rekreanta cofam się od miesiąca do poziomu marnego dupotłuka;/


Nie bardzo rozumiem , że niby przez to ,że nie masz dwóch par swoich bryczesów i rękawiczek to  cię cofa poziomem jeździeckim ? 
Nie no mam nadzieję że źle coś zrozumiałem ^^
Fajrant^^,  źle zrozumiałeś. Skoro się wyprowadziłam, to zostałam bez konia-> stąd efekt cofania.
A to lajcik Sorry ;P

Ale tak nawiązując do tego miesiąca bez jazdy , sam od 1,5 roku ponad nie jeżdżę i nie odnoszę wrażenia ,żebym cofał się umiejętnościami ;p Znaczy sądzę że gdybym teraz wsiadł na konia w dalszym ciągu ogarniałbym tak jak przedtem ^^
Fajrant^^,  to zazdraszczam, ale ja czuję, że mięśnie już nie te, nie ma takiej koordynacji i równowagi jak wcześniej. Żeby to odzyskać potrzeba znowu wielu d*pogodzin. I koniec OT;]
vissenna   Turecki niewolnik
24 lipca 2010 17:47
Dziś jazda konna jest hobby, dla większości z nas to coś więcej. Pasja, sposób na życie.

Jestem w stanie pojąć, że ktoś chce tylko sobie pojeździć. Klient nasz pan, jeśli koniom nie dzieje się krzywda, to czemu nie?

Natomiast nie rozumiem ludzi którzy kupują konia totalnie nie znając się na rzeczy w przekonaniu, że "wystarczy wyczyścić i pojeździć". Potem w zderzeniu z rzeczywistością albo szybko się uczą albo sprzedają konie. I to też jest na szczęście dość pozytywne zjawisko, koniom nie zdąży się wyrządzić krzywdy.

Najgorzej, jeśli konia kupują ludzie totalnie się nie znający a idący w zaparte. Traktują zwierzaka jak maszynę, nie dbają o niego, bo koń ma chodzić i już, w końcu ja go utrzymuję. Koń okuleje - niech postoi, przejdzie mu do następnego szalonego terenu, na którym taki człowiek wyleje swą frustrację w postaci szalonego galopu po głębokim piachu. Nie wytłumaczysz takiemu, że zziajanego konia nie zostawia się na korytarzu w przeciągu, że derka nie jest fanaberią, że konia się nie wiąże za wodze... Z moich obserwacji wynika, że najczęściej takimi właścicielami są albo nastolatki albo panowie po 40...

Jakiś czas temu zastanawialiśmy się ze znajomymi, że przydałoby się "prawo jazdy na konia" albo obowiązkowy kurs przed jego zakupem.
Favoritta   siwo, rudo i blond.xDD
25 lipca 2010 21:53
vissenna, dokładnie.
Ja w tym wątku opisywałam wcześniej przypadek mojej znajomej, które dopiero uczyła się galopować (a na pytanie, czy umie anglezować odpowiedziała - nie wiem) i po mimo braku podstawowych informacji na temat koni (pojęcia zielonego nie miała o kolkach, czy gniciu strzałek, pytała się mnie, co to jest wałach...) uparła się, że sobie konia kupi i to jeszcze 3-latka! 🙄 Po wielu próbach w końcu ją odwiodłam od tego zamiaru, ale zmarnowałam przy tym naprawdę mnóstwo nerwów, bo na początku to był beton... 🙄
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się