Nasze upadki z koni.

Hmm ja pamiętam tylko kilka upadków chociaż było ich więcej.
1.Skakałam a ,że rzadko skacze to na skoku pięty zadzierałam. Więc usłyszałam "Pięta w dół!".Tak pięknie to zadanie wykonałam,że spadłam na foule przed przeszkodą. Przechyliłam się na jedną strone i gleba. Dopiero na ziemi zobaczyłam ,że odpięło mi się puślisko.  😂
2. Zeszłe wakacje. Z siwa pojechałam na krótkie wakacje do innej stajni 8). Wziełam ją z padoku, osiodłałam. Chce wsiąść. A Siwa wystartowała niczym koń wyścigowy po usłyszeniu dzwonka i otwarciu bramek. Ja noga w jednym strzemieniu. No i poczułam,że jednak popręg za słabo podciągnięty. Więc się osnełam i na ziemi wylądowałam. Mina koleżanki która ze mną była i jej mówiłam jaki to mój koń spokojny i w ogole-bezbłędna  😎
Dopiero na ziemi zobaczyłam ,że odpięło mi się puślisko.  😂



No i poczułam,że jednak popręg za słabo podciągnięty. Więc się osnełam i na ziemi wylądowałam.


Kasija, Twoja wypowiedź jest świetnym przykładem na to, że należy zwracać uwagę na stan oraz odpowiednie dopasowanie i założenie sprzętu PRZED jazdą.
Moje najciekawsze gleby: ( a było ich wieeeeele więcej)

Stajnia numer I:

- chyba pierwsza w mojej karierze: jechałam na szetlandzie u mojego wujka, był to szetland z którego KAŻDY spadał . małe, wredne, jeszcze bez siodła, bo tak małego mój wujek nie miał . jechałam na padoku, za płotem moja kumpela z klasy, byłam z siebie dumna, że nie spadłam, gadałam z nią na ten temat i nagleee… dup na głowę, na szczęście miałam toczek.  Baśka postanowiła zagalopować . Ile miałam lat? Hmm na pewno mniej niż 10 .  😉 potem musiałam gonić dzikiego kucyka galopującego po dużym padoku . ; ]

- jeździmy z starszą kumpelą ze stajni na ściernisku, u mojego wujka,  ja już starsza, bo lat miałam 11, wakacje .  ona skakała przeszkodę, a jako, że ja  miałam pod opieką najlepszego skoczka w stajni, chciałam spróbować .  parę razy mi wychodziło, jednak za którymś razem koń mi się zatrzymał przed przeszkodą i chciał skoczyć z miejsca. Efekt? Ja skoczyłam, koń został i z dziwną miną obserwował mnie leżącą za przeszkodą . ( ; na szczęście nie uciekła, tylko czekała .

Stajnia numer II:

- inna stajnia – teren – oklep – ja na szetlandzie, kuzynka na koniku polskim . jedziemy do lasu – patrzymy fajny rów do skakania .  ona skoczyła kilka razy bez problemu, więc ja też chciałam . skoczyłam raz – ok. .  drugi - spadłam do kałuży . wkurzyłam się i jeszcze raz – znowu spadłam . pamiętam, tego dnia w tym miejscu spadłam z 5 razy, za każdym razem do dużej, błotnej kałuży.  Jak wracałyśmy, to wyglądałam jak jakiś błotny potwór, a była to niedziela i ludzie wracali z kościoła . ( a stajnia zaraz obok kościoła, a musiałyśmy tam wracać)  ( ; miny ludzi – bezcenne .

- ta sama stajnia – na padoku skakałam przeszkody na szetlandzie – jak zwykle na oklep -  miał on taki zwyczaj, że jak przeszkoda była dla niego za wysoka, to brał ją na klatę .  no więc raz mi się tak zdarzyło, drąg przyjęłam na siebie, ja w szoku i zwaliło mnie do tyłu .  jedna z przyjemniejszych gleb

- siedzę bez ogłowia i siodła na szetlandzie – on chce wejść do stajni . więc ja zamiast zejść postanowiłam zatrzymać go kolanami w drzwiach. On jedzie – ja rozkładam kolana – chwila zawieszenia tak jak w filmach 😀 i spadłam na dół do błota oczywiście  . : ) kolana to mnie chyba przez 3 dni bolały .

- z miejscowości w której stały koniki do mojego domu było z 3 km . więc pewnego dnia postanowiłyśmy z kuzynką wybrać się do mnie . super przygotowane (plecak, w środku uwiązy, kantary, woda dla koni, bo to przecież tak daleko haha itp.) przyjechałyśmy, puściłyśmy konie na ogrodzie, a my do domu . wypiłyśmy herbatę – bo zimno było – wracamy, bo się chmurzy .  jedziemy, patrzymy, zaraz będzie burza . no to galopy przez pola, byle jak najszybciej, jeszcze pobłądziłyśmy . w pewnym momencie jedziemy – patrzymy rów. Kuzynka skoczyła, mój kucyk nie zauważył -  wpakował się do niego – ja salto w przód i leżę, a kucyk wyskoczył i stoi obok mnie . ja panika czy cos mu się nie stało – na szczęście nic – tylko plecak ucierpiał . 😉 wtedy pojęłam, że konie nie są nieśmiertelne .

Stajnia numer III:

- moja kuzynka na koniku polskim, ja na arabokoniku – siodeł nie miałyśmy . jedziemy w teren – do mojego domu oczywiście .  jedziemy sobie, jedziemy, galop przez łąkę – nagle bażant wyskoczył .  kuzynka okej, ja oczywiście musiałam zlecieć .  na szczęście trzymałam wodze w ręce . od tej pory mam awersję do wszystkiego, co wyskakuje ze zboża itp.

- jedziemy sobie po ściernisku – skład koni jak wyżej . pamiętam galopowałam z górki, nagle nie wiem co mnie podkusiło i podłożyłam mojemu konikowi nogę . po prostu dałam nogi na przód, na pierś, znaczy się troszkę niżej i koń się o nie potknął, wywalił się, niestety na moja nogę . wsiadłam, jeździłam dalej, mimo bólu . za dwa dni poszłam na pogotowie – noga w gipsie, pęknięty palec . 😉

Już ze swoim koniem:

Nasze początki razem, wracam z terenu, popręg poluźniony już i powolny stępik bokiem drogi . nagle mój sąsiad puścił swoje dwa konie –moja, jako, że to nowa okolica, stajnia itp. Wystartowała do nich (tzn galop na pobliskie pole). Siodło miałam jeszcze wtedy pożyczone, więc nie było za dobrze dopasowane (za szerokie) + poluźniony popręg . skończyło się na tym, że przekrzywiło się ze mną, ja zleciałam mając wodze w ręce, a siodło sobie wisiało. Mama mówiła mi, że to ciekawie wyglądało . : )

I najgorsza moja gleba:

Tereny mi się znudziły, więc jeździłam cały czas po padoku. Jednak pewnego dnia zachciało mi się terenu. Mój dość strachliwa –a tu tak długo bez wychodzenia – dla niej szok . wszystko było straszne, mimo, że kilka miesięcy wcześniej przechodziła tam bez najmniejszego ”ale”. No więc jako, że był to sierpień, więc ścierniska. Pojechałam sobie na takie ogromne, obok była kukurydza. Stępuje sobie na luźnej wodzy, relaxik, gadam z koniem . Nagle z kukurydzy wyskoczyła mi sarna – ja nieprzygotowana- Gala zadębowała, a ja zleciałam. Konik mądry pobiegł od razu do domu (a nie było to daleko). Dzwonię do taty: łap konia, spadłam. Zrobił, co miał zrobić, powiedziałam mu, że ma ją rozsiodłać . On przekonany, że zaraz wrócę zrobił to i poszedł do domu.  Za chwile zadzwoniłam, upewniłam się, że z koniem wszystko w porządku i mówię mu, że nie umiem wstać, bo mnie ręka boli i trzeba mnie jechać szukać. Żeby mnie zauważył na ściernisku musiałam mieć palcat w górze . Nie umiałam kawałka przejść, wiec podjechał samochodem, zapakował mnie, do domu na chwilę i na pogotowie – diagnoza – wybity bark .  Od tego czasu mam stracha jechać w teren, moja kuzynka jeździ na niej w terenie i nie puszczam jej bez telefonu, bo wiem, że mój mnie wtedy uratował . Przez ten wypadek (i kilka innych) nie wsiadłam na konia ponad pół roku . ( ; (+nawrotowe zwichnięcie barku) .


OMG ale się rozpisałam . 😉 ciekawe, czy ktoś da rade przez to przebrnąć .
edit: moja kuzynka opisywana wyżej to forumowa Arcon .  😉
Kiedyś jak zaczynałam jeździć, pani postawiła nam przeszkodę z galopu. Ja akurat skakałam na koniu, który strasznie się napalał.  😜 Przeszkoda była na drugim końcu ujeżdżalni, a ten mi od samego narożnika dzikim galopem leciał, więc pani do mnie: 'skręcaj!'. To ja posłusznie skręciłam i przewróciliśmy się pod samymi nogami instruktorki 😲 Na szczęście nic nam się nie stało 😉
Moja najgorsza gleba :/
jakieś 9-10 lat temu spadłam w terenie pod nogi innego konia, na szczęście na mnie nie stanął ale przywaliłam głową o kamień, kask skasowany i jeszcze trzy fikołki zrobiłam  😵 w pierwszej chwili myślałam, że połamałam kręgosłup, okazało się, że nie 😉 ale bolał mnie przez dobre dwa miesiące  🤔
Jeden z moich śmieszniejszych upadków-stepujemy sobie na łące i koniś stwierdził,że ładna trawka no i ja zjazd po szyi. Tych mniej śmiesznych to jest dużo więcej ostatni był ok 2lat temu przy zajeżdżaniu młodego(koń tydzień pod siodłem,a szef to niech sama spróbuje on jest grzeczny,zrobiłam kółko na hali i nawet nie wiem co się stało jak byłam chyba z 2m nad grzbietem konia-spadam na kość ogonową(okazała się pęknięta).)po powrocie do jazdy kolejna gleba z tego samego konia i właśnie czekam na operacje(uszkodzony kręgosłup w tym stopniu,że mam problemy cokolwiek robić 🤔mutny🙂Jeżeli w życiu będę mogła jeszcze wsiąść na konia to nie będzie to żaden kasztan,ani koń po Cassalu hod.niemieckiej 😤
madmaddie   Życie to jednak strata jest
22 sierpnia 2010 22:11
ja pierwszy raz spadłam z araba, pewien facet trzymał dwa i jakoś specjalnie nie trenował.
- nie będziesz się bała jak cię posadzimy?
-oczywiście że nie.
zrobiłam jakieś 5 kroków, koń uznał że gałązki leżące na padoku chcą go pożreć. pierwsze i jak na razie ostatnie "dębowanie"

może będzie to mały OT, ale moja pierwsza jazda w nowiuśkim kasku, wyglądała tak że szorowałam głową po gałęziach, na haflingerze! kask mam poharatany od nowości 🤣
Kawecan   Jeździec bez konia...
22 sierpnia 2010 23:43
Ja w ciągu tych dwóch lat spadłam 5 razy . 5 raz był przedwczoraj na obozie  😉
To może zacznę od początku:
1 - Na lonży miałam zakłusować samodzielnie od łydki. Szamanowi się nie chciało więc instruktorka lekko musnęła go bacikiem na co on wybił się do bryków a ja sobie pięknie poleciałam w prawo prosto na kość ogonową .  😀
2- Jechałam na starszym dziadziu w terenie. Kłusowaliśmy, nagle Dziadzio się potknął i zagalopował a ja jeszcze nie galopująca pięknie spadłam w prawo prosto w błoto.
3- Próbowałam wejść na Iskrę na oklep. Zleciałam gdy byłam jedną noga na koniu, a drugą jeszcze nie weszłam, bo Iskra pomimo ludzi przed nią wolała sobie iść dalej.  🤣 Również w prawo
4- Galop. Za nami mały kuc zaczął brykać na co koń na którym jechałam postanowił również sobie bryknąć. Połowę drugiej ściany jechałam na szyji, lecz koń przed nami strzelił do nas z zadu i tak pięknie po raz pierwszy zleciałam w lewo.
5- Stępowałam na oklep na Siwym. Obok placu jest dróżka którą przechadzają się sąsiedzi z dziećmi. I mój pech w tym że w momencie gdy szliśmy przed tą ścieżką jechała sobie rodzinka i jedno dziecko miało różowy, głośny, grający rowerek czy co to tam było. No to idziemy , idziemy nagle łup - heśta galopem w bok! Siwy sobie pogalopował po całym placu , a ja wytrzymałam tylko 5 fouli potem zmieniłam kierunek bez konia upadając tyłkiem na piach.
😀 😀
jakies 2 czy 3 lata temu kłusowałam na oklep i jakos tak się stało, że zsunełam się, spadłam i złamałam obojczyk  👀 a pozniej to juz upadki najczesciej w przeszkody połamane drągi, stojaki czyli nic nowego  😀
ja kiedyś spadałam bardzo często. z pewnego wrednego kucyka :P  👀
przestałam już te wszystkie gleby liczyć 😉 części pewnie nie pamiętam już.
z mojego konia pierwszy raz walnęłam o glebę na hali.
galop po wolcie, nagle jakieś bryki, potem zwrot w drugą stronę.  wisiałam jeszcze kilka sekund próbując się utrzymać, a koń kręcił się w kółko. xD  😎
w końcu się puścilam:P
glebę, którą najmniej miło wspominam zdarzyła się na początku tych wakacji...
koń kilka dni nie miał ruchu, galop, jego bryk na zakręcie i zaraz zawinął się na ziemię. przygniatając mi nogę..
nie bolało, ale bardzo źle to wspominam. 🤔

nigdy nie miałam też żadnych urazów związanych z upadkami, zawsze kończyło się na siniakach  😉
Bischa   TAFC Polska :)
23 sierpnia 2010 12:58
Na szczęście nigdy nie miałam bardzo groźnych upadków. Jeden najgorzej wspominam.
Obóz jeździecki, najspokojniejszy koń w stajni, seniorka(miała wtedy 18 lat). Teren na oklep. Wszystko było fajnie do powrotu do stajni- las, przechodzimy przez rów, nisko wiszące gałęzie. Schyliłam się przed przejściem pod niską grubą gałęzią- niestety nie z tej strony i owa gałąź ściągnęła mnie na ziemię. Podrapane pół twarzy, spadając uderzyłam kręgosłupem o leżący pień, przez miesiąc miałam kłopot z schodzeniem na jedną nogę.
Teraz mniej już spadam, wyścigi wyrobiły mi niezłą równowagę.
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
27 sierpnia 2010 13:42
najbolesniejszy: z kucka oczywiście, którego miałam tylko postępować, a wsiadłam w kiecce i na dodatek z aparatem przewieszonym przez ramię. Kucyk fiknał, bryknał, a ja zamiast ratować 🤔ię" ratowałam aparat. Wynik: wybity obojczyk. Kuracja: wsiąść na konia dwa tygodnie później, wyglebić sie z koniem, obojczyk sie nastawił. (do lekarza nie poszłam, uważałam, że mi minie, i moneło...)
zabawny: z innego kucka, przy nauce galopu. Klasyka, kucek zahamował przy wyjściu a ja spadłam na drugą strone ogrodzenia...
źle wygladający: kiedy mi okser spadł na głowę :/
kontrolowany: podczas bardzo inteligentych zabaw poniósł mnie koń - pierwszy i ostatni raz jak dotąd. Niefajne wrażenie... zero kontroli, a przed nami droga osiedlowa (stajnia wiecej miejska była). Więc wybrałam nawiększa zaspę i w nią. Buch. Kon od razu zawrócił do stajni... a ja wróciłam pieszo...
klasyczny popisowy: grupka ludzi w lesie, hasła typu: o jaki, sliczny konik. ja na koniku polskim, który uwiebiał walić  z zadu, na samotnym specerku, pełna lanserka. Usmiech do "publiki", zagalopowanie i łubudu przez uszy... rewelacja po prostu...
A ja miałam tylko "źle wyglądające" upadki.
Moja pierwsza gleba była 5 metrów od bramy stajni. Chciałam wyjechać w teren, a że ja wtedy nie umiałam kompletnie nic i z koniem mogłam robić, co mi się podoba, bo mam stajnię przy domu to wymyśliłam, że pojadę na polankę obok. Jechałam z tatą, on na swoim koniu, ja na swoim i nagle przejechał motor, który spłoszył konia mojego taty. Mój tata spadł, bo Oskar stanął dęba i uciekł, a jak mój rumak zobaczył, że drugi koń zwiewa to ona też ruszyła galopem. Utrzymałam się parę minut po czym spadłam, bo już nie miałam siły i gdy leżałam Oskar przeskoczył przeze mnie i drasnął kopytem moją rękę. Ponoć strasznie to wyglądało, ja natomiast nic nie pamiętam. Saaaaare dzieje, około 4 lata temu.

Od tamtego czasu było jeszcze pare gleb, ale taka bardziej niebezpieczna była 2 miesiące temu.

To był najgorszy dzień w moim życiu. Od rana nic mi nie wychodziło, a jeszcze wsiadłam na konia. Zdążyłam tylko podciągnąć popręg, a Paris stanęła dęba tak, że straciła równowagę i wywaliłyśmy się do tyłu. Leżałam pięć minut na ziemi, po czym stwierdziłam, że nic mi nie jest, więc otrzepałam siebie i konia i kontynuowałam trening. Trochę mi się w głowie kręciło, ale to nic.

Skończyłam trening z Paris i umówiłam się z kumplem na teren, który ma swoją stajnie niedaleko mnie. Ogarnęłam Siwego i pojechałam razem z Maciejem nad rzeczkę. Jego koń wchodzi do wody tylko za innym, więc jako pierwsza musiałam wejść. Na początku wszystko w porządku, my uchachani, woda nie była głęboka, nie sięgała nawet koniowi do brzucha, aż nagle wwaliliśmy się w jakąś ogromną dziurę, która miała ponad 2 m. głębokości. Myślałam, że wszystko jest ok, że podpłynę do brzegu i będzie spoko, ale że ja nie umiem pływać  😡 i chyba mój koń też nie, to ja i on zaczęliśmy się topić. Maciek zszedł ze swojego konia, żeby mnie ratować, a jego koń w tym czasie pobiegł sobie pozwiedzać okoliczną wioskę. Mnie jakoś wyciągnął, ale gorzej było z koniem. Zdjęłam mu jakimś cudem siodło i pobiegłam po pomoc. Wspólnymi siłami, po około 40 minutach męczenia się z Siwym udało nam się go wyciągnąć. (nam czyt. bardzo miłym panom i Maćkowi, bo ja siedziałam i ryczałam, że mój koń umiera, naprawdę) Wszystko na szczęście dobrze się skończyło. Ludzie z tej wis byli baardzo przyjaźni, pomogli nam i pożyczyli ogłowie, bo Maćka koń rozerwał swoje. Nie wspomnę już, że przyjeżdżały po nas dwie karetki i straż pożarna. Zrobiliśmy tam takie zamieszanie, że na podziękowanie kupiliśmy im wieeelki kosz słodyczy i wszyscy żyli długi i szczęśliwie. 😉 nie wspomnę, że wieczorem znajoma wyciągnęła mnie na imprezę nad jezioro, z której o mały włos bym nie wróciła.


Jeszcze moja ostatnia gleba z koniem, która została nawet uwieczniona.  🤣 Końcówka treningu z panią trener i co? koń musiał się oczywiście tak potknąć w stępie, że zarył ryjem o ziemię i zrobił przewrót w bok, oczywiście na mnie.  🙄 Kilka dni mnie tylko kolano bolało, ale dzielnie jeździłam na następny dzień konno.  👍
Jako dziecię spadłam wsiadając na oklep na szetlanda. Spadłam z drugiej strony na prawą nogę, po czym zawinęłam mu pod brzuch i tam wylądowałam. Kucyk w tym czasie obgryzł mi drewnianą rączkę od bata...
Wodza mi się urwała w galopie  😀iabeł: a kałuża była na środku drogi 😂

ostatni w marcu- siadłam na surowa hucułkę na oklep, gdy ona ruszyła stępem chciałam się szybko ewakuować, oparłam się o szyję, bryknęła i gleba. Ból kości ogonowej 3 tygodnie.
Ja zawsze mówię, że mój koń ma pysio. Albo mordeczkę 🤣
Ale "RYJ"?? To taki rodzaj szacunku dla wierzchowca?  - pewnie się czepiam, alem stara i za moich czasów tak się nie mówiło 🤔
Na pewno się obrazi, że nie ryjunio.
Dużo było tych upadków,te najlepsze: 
Po przeszkodzie konio ściął sobie zakręt i gleba razem z koniem, dokładnie tak wyglądaliśmy jak Caira na zdjęciu 😀 Druga gleba-stępowałam już konia po jeździe, na oklep, koń nic nie zrobił, a ja nagle na ziemię 😀 Trzeci upadek jak jeździłam na kucyczku, który nagle wystrzelił mnie do góry i spowrotem w siodło. Tylko jak wylądowałam w siodle to kucor głowa w dół i z krzyża wywalił mnie. Czwarty-przy galopie na zakręcie-koń głowa w dół i z zadu. Uwiecznione jak leżymy, a konim grzecznie stoi  🤣
Też mnie ktoś uchwycił jak leżałam z koniem.
Prawdopodobnie zaraz po skoku sie potknął no i jebs, jak ktoś stwierdził- powinnam iść na kaskaderke tak to wyglądało ;P
Całe szczęscie , ze nic sie nie stało i dalej kontynuowaliśmy skoki 🙂

Własnie wtedy pierwszy raz w zyciu wyglebiłam sie z koniem..no i to był ten jedyny raz.

pare upadków miałam ale to spory czas temu, oczywiscie wypluc  😀 skonczyło sie na obiciu, albo wleceniu w przeszkode, dokładnie nie pamiętma 😉
Ja to miałam już dużo upadków jednak parę szczególnych utkwiło mi w pamięci 🙂
Ostatnio w terenie była taka sytuacja że koń mi się spłoszył a przed nami było takie wielkie bagno. Ja chciałam je ominąć i skręcić w lewo ale koń postanowił że w prawo będzie lepiej. W efekcie wylądowałam w błocie  😁
Innym razem na łące galopowałam na kucyku na oklep ,który w pełnym galopie potrafił nagle skręcić przez co znalazłam się w pokrzywach czego nikomu nie życzę 😀
Hermes   Może i mam podły charakter, ale za to dobre serce.
09 września 2010 15:18
Ja miałam upadków łooo i jeszcze trochę  😁 ale dwa baardzo dobrze pamiętam 🙂
W tamte wakacje. Na treningu dostałam konia, który uwielbiał, a właściwie  uwielbiała w galopie zabierać łeb do dołu i z zadu wywalać, a że nie umiałam jeszcze wtedy nad takim wybrykiem zapanować to w galopie bym 4 razy spadła  😁 no ale w końcu skończyłam galop, bo już się bałam, ale pan trener kazał skakać  😵 no, a że panu trenerowi nie odmówię to skoczyłam... 🙄 no to tak pierwsza próba- koń zwiał, bo nie upilnowałam, 2 próba-koń zwiał...3 próba-koń skoczył, a ja bardzo fajnie poleciałam na szyje, bo schyliła łeb maksymalnie do dołu i nie umiałam na niej skakać...no i 4 podejście... 😵 miało być z kłusa...był galop, koń skoczył ja znów na szyję ona łeb do góry ja wróciłam w siodło, a ona baranka z zadu no to ja przez łeb i gleba na plecy. Dodam jeszcze, że moi dziadkowie byli na treningu i babcia powiedziała, że Nande( tego konia) w nocy ukatrupi za to  😂

Druga gleba...
Ta sama stajnia te same wakacje było to dokładnie 15.08.09r. Trening przed odznaką- skoki, mama na treningu po raz pierwszy to trzeba było się popisać. Pierwsza przeszkoda- git, druga- super, no i skręt na trzecią i tak sobie skróciłam, że znalazłam się z koniem na ziemi przygnieciona, strzemię uwierało mi bardzo w nogę, z której miesiąc wcześniej gips mi zdjęli  😵 . Jak to moja kochana mama narobiła afery, że ja się wywróciłam z koniem wszyscy byli zdezorientowani co się dzieje. Od razu mówię to był pierwszy i ostatni raz kiedy mama była na treningu  😁
Maddie   Hucykowa demolka na wakacjach
09 września 2010 17:17
Ja upadków miałam od groma w wakacje trzy lata temu. Dwa lata temu już spadłam chyba tylko raz, w zeszłe i w te ani razu. Za to w październiku 2009 spadłam z konia, bo go po prostu nie znałam. Ogier (miał przyjechać tylko poskakać po kobyłach i pojechać. Jednak został na stałe 😉 ), jedziemy na polanie ładnym kłusem, nagle koń z całej siły szarpnął w dół i zrobił ładną serię baranów. Przeleciałam przez szyje prosto na tyłek.
Teraz to już przesiedzę wszystko (dla porównania - tańcujemy tak jak Korab Darolgi na sławnym filmiku, gdzie odstawia focha  😁 ). Każdy galop w terenie kończy się serią baranów, za to na maneżu koń potrafi bryknąć z niczego lub ponieść wszystkich, którzy nie są mną. Zazwyczaj kończy się to widowiskową glebą.

3 lata temu był najgorszy upadek. Tuż przed wyjazdem na Kaszuby, galopuję na koniu na oklep, koń zaczął brykać. Zleciałam, byłam w szoku. Przez kilka godzin udawało mi się świetnie grać, że nic mi nie jest. Poddałam się w nocy, kiedy nie szło spać przez ból w nodze. Ostatecznie niby skręcona kostka. Nie mogłam chodzić przez 2 tygodnie, jednak po tygodniu od upadku, zaczęłam znów jeździć na koniach 😉 Od tamtej pory nie ewakuuję się z konia, siedzę do samego końca. Trzymam się nawet jeżeli koń poniesie asfaltem do stajni.

ja zaliczyłam 8 gleb :P
1. Druga lonża, kłus anglezowany bez strzemion. Nie wiem jak to się stało, ale jakoś nagle znalazłam się na ziemi. Niby tylko się zsunęłam, ale ręką nie mogłam ruszać za bardzo przez jakiś tydzień.
2. Pierwsza albo druga samodzielna jazda na maneżu. Jade kłusem wzdłuż ogrodzenia. Chwila nieuwagi i tyłek na piachu. Wszyscy myśleli że zsiadłam <lol2>.
3. Drugi teren w życiu. Koń mnie wyciągnął z siodła, ja z dzikim okrzykiem radości zleciałam.
4. Przed jazdą mogłam wybrać se konia. Padło na Stronga, który "nigdy nie ma odpałów i się nie płoszy". Jazda na hali. Nie mogłam zagalopować. Instr wzięła mnie na lonżę, konik się wkurzył i bryk-siedze, bryk-leże. Poprawił kopytem w tył głowy. O dziwo siniaka miałam z przodu xd.
5. Jazda na maneżu. Pierwsze kawaletki w galopie. Ofc musiałam jechać pierwsza. Cała zestrachana jade, jade, wyłamanie i JEBUT na koziołki. ałć trochę bolało :/
6. Klasyczne rozstanie na zakręcie "bo taśma miernicza połyka w całości". Wkurzona byłam jak 102.
7. Na hali, kłus wzdłuż bandy. Konikowi się co ś niespodobało, zwrot 90 stopni i stój, a ja jakże widowiskowe salto i na nogi xdd.
8. Wsiadałam na kucyka szetlandzkiego na oklep. Zarzuciłam noge a kucyk wyrwał kłusem a ja na plecy <lul>
Marcepana nieźle wyrżneliście 😉 ale nie powiem, ujęcie ciekawe 🙂
Marcepana, Nie życzę Ci więcej tego typu "atrakcji", lepiej żeby ich nie było... ale dość klimatyczne zdjęcie z tego wyszło:P Dym, kurz, cienie 😡
[quote author=Kasija link=topic=30241.msg679931#msg679931 date=1282152224]
Dopiero na ziemi zobaczyłam ,że odpięło mi się puślisko.  😂



No i poczułam,że jednak popręg za słabo podciągnięty. Więc się osnełam i na ziemi wylądowałam.


Kasija, Twoja wypowiedź jest świetnym przykładem na to, że należy zwracać uwagę na stan oraz odpowiednie dopasowanie i założenie sprzętu PRZED jazdą.
[/quote]

Yyyyyy no ale puślisko jak się mocno naciśnie zawsze sie odpina, bo wrazie upadku to nie zostanie ci noga, tylko odepnie sie puslisko.,
Puślisko ma się odpiąć przy upadku! Chociaż ja je często wyciągam przypadkowo przy regulacji strzemion 😂

Mi się kiedyś udało spaść przy zsiadaniu  😁
Ja najczęściej jak spadam robię sobie krzywdę np. poprawiałam strzemiona dobra wszystko ok tylko tak sie stało że konisko sie czegoś przelękło a ja nie wiedzieć czemu znalazłam sie na ziemi niestety upadając skręciłam rękę
kolejny przykład jedziemy sobie galopem wszystko ślicznie pięknie konik bryk - ja ok jedziemy dale lecz niestety za dużo energii klaczka miała i na jednym sie nie skończyło niestety nie dotrwałam do końca bo w połowie spadłam niestety pod kopyta podobno wyglądałam jak bym umarła ale nie było tak źle  ; D

na szczęście honor upadków ratuje mój wspaniały wybryk po terenowy : byłyśmy już przy furtce konik ładnie staną ja szczęśliwa zeskakuje lecz nogi mi sie ugięły i nie potrafiłam stanąć tak ładnie jak konik wiec wylądowałam na tyłku w trawie ; DD
Trochę mi się w życiu zdarzało upadków... duża część z powodu mojej ukochanej klaczy konika polskiego, która uważała, że wszystko co szeleści i ma dziwne kształty jest bardzo straszne... a galopowanie uważała za zbędny element jazdy więc jak była młoda to głowa na dół, bryk bryk i leżę ;-) raz po jeździe już stępowałyśmy na spokojnie to musiała mi się położyć ^^ w czasie skoków (z powodu za dużego siodła, które stawało "dęba"😉 też się nie raz spadło. Najlepszy numer zrobiłyśmy już dochodząc do płotu żeby zsiąść - nagle z tyłu coś Najeczkę przestraszyło i zostałam bez konia pod tyłkiem  😎 ale nikt nawet tego nie zauważył więc nie było tematu.

Najgroźniejszy był na moich pierwszych zawodach (nawet mama uwieczniła go na zdjęciu) - klacz nagle stwierdziła że nie chce przeskoczyć tej przeszkody, ja zestresowana samym faktem zawodów jakoś tego nie załapałam i klacz odbiła w bok. Znów zabrakło konia pod tyłkiem ale moja noga została w strzemieniu. Całe szczęście klacz była na tyle miła że się nie ruszyła więc podniosłam się, nogę wyjęłam, przejazd dokończyłam... zjechałam na rozprężalnię, zsiadłam i się poryczałam ze strachu  👀
Jezu dlaczego wasze konie się same przewracają..w stępie  🤔

Mój ostatni upadek w Warce..zawsze ląduje jak kot w środku oksera.

Te chude oksery są mega zdradliwe  😀iabeł:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się