Jak spadać lub nie spadać z konia?

jak kon bryka, to robie polsiad, latwiej mi jak nie wyrzuca mnie z siodla, co najwyzej dostaje lekiem po tylku.


Też uważałam to za dobra metodę, dopóki nie trafiłam na delikwenta, który walił z krzyża z taka siła, że niestety pólsiadzik to było za mało  😉
remendada,  alez tak, tylko w pelnym siadzie byloby jeszcze gorzej, nie?
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
08 września 2010 07:13
co do trzymania wodzy - to chyba trochę zalezy od upadku? Choć ja mam odruch trzymania, dośc mocno wdrukowany. Wbrew pozorom zwykle mi pomagało, aczkolwiek zwykle były to upadki po nagłej stopie w galopie 🙂, więc koń i tak juz zahamował 😉. Może to stąd się bierze, że często sama jeżdżę w teren i jakoś wolę konia pilnować (choć akurat z obecnego spadłam tylko raz, i to na nogi, taki zeskok z półobrotem 🙂😉. Kiedy glebowałam na przeszkodach w terenie - konika puszczałam. Niech trenerka łapie 🙂. ale raz przytrzymanie wodzy przy upadku na przeszkodzie ocaliło mi łeb. Więc to chyba róznie bywa...
co do upadków kontrolowanych oraz wrażenia spowolnienia.
to drugie to pewnie efekt działania adrenaliny, która własnie daje czas na sensowne zareagowanie. Kontrolowane upadki miałam dwa: raz z brykającego konika polskiego - to po prostu po kilku sekundach nieustającego kozłowania zeskoczyłam na nogi (do dziś nie wiem jakim cudem), a drugi to ewakuacja, kiedy koń mnie poniósł. jakoś tak uznałam, że będzie lepiej z niego spaść w sposób kontrolowany, na ładną trawkę niż nie wiadomo gdzie i jak. I - poniewaz adrenalina mi wtedy szalała 😉 - dokładnie pamietam co zrobiłam. Pochyliłam sie do przodu przechyliłam w stronę jednej łopatki i wykonałam cos pomiedzy odbiciem, a zsunięciem, upadając na bark. Nawet fajne wrazenie. a koń wyrwał jeszcze szybciej i dopiero dalej zawrócił do stajni, na szczęście.
Chyba nie ma przepisu na "dobry" czy "bezpieczny" upadek ,bo wszystko zalezy od sytuacji. Miałam szczęscie dużo jeździć na 3 latkach prosto z łąki, ba szykowało się je na ZT i pomimo miliona upadków dorobiłam się może siniaków... Część upadków rzeczywiscie udało się skontrolować i wylądować na nogach - w stój, czy "w kucki" (bezpieczniej), część upadków stała się sama - a i te udawało się czasami ustać, ale bywały też bolense, "zatykające" płuca, bywało, że koń kopytem zachaczył (niestety trzymam wodze :-( ). Ale najgorszy upadek był ze spokojnego konia - właściwie ze spokojnym koniem - ten upadek zakończył moją "karierę" jeździecką powodując woloodłamowe złamania , kilka miechów gipsu, operacje i takie tam... :-( szczęściem koniowi nic nie było :-)
Dziś obawiam się upadków, bo nie wolno mi sie uszkadzać ;-) ale jak dotychczas (TFU TFU) nadal szczęśliwie lecę na nogi, czy kulam się chowając ręce i nogi. Mam zdrowy odruch - przy upadku z hukiem - chować wszystkie wystające kończyny i składać w kulkę - wyhamowując impet turlaniem... W przeszkody raczej nie spadam :-) bo to boli ;-)
Najgorszy jednak jest upadek z koniem - tu w ogóle nie ma reguły , najczęściej jak juzsie zorientujemy, że ani człowiek, ani koń nie kontroluje sytuacji - jest za późno. A wpadnięcie pod 500 czy 600 kg napiętych mięśni boli jak cholera :-(
a przy brykaniu - na maksa do tyłu i się zostaje w siodle najczęściej - pochylenie sie do przodu, czy półsiad, przy porządnym baranku - powoduej efekt katapulty ;-)
U mnie czas nie zwalnia się jak spadam z własnego konia. Ale za to jak nie siedzę  na swoim to prawie zawsze wszystko w zwolnionym tempie.
Nie wiem czy wynika to z tego,że swojej siwej tak ufam czy jak.  😁
Walczyć czy nie walczyć. Czasem udało mi się wywalczyć powrót w siodło.
Kiedyś walczyłam do końca. Spadałam trzymając się za wodze. No i spadłam na nogi. Tyle,że w sekundę straciłam równowagę i spadłam na jedną stronę. i gotowe. Kostka skręcona. Od tamtej pory nie staram się trzymać wodzy jak spadam.
Severus   Sink your teeth into my FLESH
08 września 2010 14:54
Ja jak dotąd gwizdałam głównie na skokach, z powodów różnych  😉 i co ciekawe zawsze spadam po skosie przez łopatkę konia. Jak czuję że lecę przede wszystkim się rozluźniam - i nigdy nie miałam żadnego urazu poza siniakami  😉
maleństwo   I'll love you till the end of time...
08 września 2010 15:41
Co do "jeźdźców-spadaczy". Zgodzę się, że to też zależy od konia. Ja miałam kiedyś konia, z którego spadałam niemal co drugą jazdę 🙄 Nawet w stajni robiono zakłady, czy dziś spadnę. Skubaniec miał takie wybicie zadem, że zanim się zorientowałam, to już byłam w locie. Z reguły było to tak: bąk, bąk i leeeeeeeecęęęęęę (u tego konia popierdywanie było zazwyczaj zapowiedzią baranów).
I z tych doświadczeń: Boże broń nie łapać wodzy! (Inna sprawa, ze dla mnie lot jest tak szybki, że bym nie umiała, raz mi się chyba udało). Ten koń po zrzuceniu mnie zwykle jeszcze poprawiał z zadu w moją stronę. Więc żadnego łapania, wstawać też musiałam po chwili. Kurczę, dla mnie to jednak na pierwszym miejscu MOJE życie i zdrowie. A że koń się zrani, zapopręży - no cóż, pewnie, ze wolałabym, żeby nic mu się nie stało, ale mając wybór - wolę JA wyjść z tego cało.
Także podpisuję się pod zasadami: nie łapać wodzy, zwinąć się jak żółwik, chroniąc twarz, brzuch.
"jak kon bryka, to robie polsiad, latwiej mi jak nie wyrzuca mnie z siodla, co najwyzej dostaje lekiem po tylku."

Mój koń potrafi bryknąć w stepie i w kłusie, zanim zrobisz półsiad leżysz.

W galopie w półsiadze łatwiej brykanie wysiedzić.
własnie wrocilam z "jazdy" choc dzis to pseudojazda była.Nic nam nie wychodziło ,kazde zadanko powtarzalismy min 2 razy a na koniec galop i bryk bryk i ...gleba.Mowicie ,ze czas spowalnia i rzeczywiscie w moim przypadku czas zwolnił i nawet pomyslałam "jak dobrze ,ze mam kamizelkę"W sumie nic się nie stało ,fiknęłam na 4 litery (co najwyzej w pracy cięźko będzie usiedzieć)
ja ostatnio widziałam tylko jak lecę na ogrodzenie  😁
BASZNIA   mleczna i deserowa
08 września 2010 20:21
Tez trzymam wodze i raz mnie kobyla pod siebie wciagnela i elegancko sie od mojej klaty odbila-pieczatka z kopytka byla dosc trwala 😉

rece w piesci pewnie chronia palce-sama mam dwa uszkodzone-ale malzonek zlamal se zebro po tym jak spadl na wlasna piesc...

Najlepiej nie spadac 😉, ale tego nie umiem 😉.
Jeśli chować w pięści-to nie z kciukiem w środku, broń Boże!.. Ładnie można wybić palucha 🤔 A może nawet staw zwichnąć, nie wiem..

U mnie zazwyczaj jest tak, że siedzę na koniu, a nagle orientuję się, że już na ziemi leżę 😲 Ewentualnie zdążę zauważyć, że lecę jakoś niebezpiecznie blisko płotu, czy coś takiego, więc nie kontroluję tym bardziej trzymania/wypuszczania czegokolwiek. Ale raz nie wypuściłam bata z ręki i spadłam podpierając się akurat tą z batem.. Efekt-wybity kciuk (poleciałam dokładnie na niego-na pierwszy staw, licząc od opuszka palca)..
Po przeczytaniu tego wątku, nagle w niebezpiecznej sytuacji wszyscy będą rozmyślać w jaki sposób spaść, jak ułożyć rękę, nogę. Oj może nie być na to czasu  😁
Mój koń potrafi bryknąć w stepie i w kłusie, zanim zrobisz półsiad leżysz.

W galopie w półsiadze łatwiej brykanie wysiedzić.

totez ja pisze o galopie 😉 w stepie takie sytuacje... zaskakuja? 😀
ps dramka, cytuj normalnie :kwiatek:
Po przeczytaniu tego wątku, nagle w niebezpiecznej sytuacji wszyscy będą rozmyślać w jaki sposób spaść, jak ułożyć rękę, nogę. Oj może nie być na to czasu  😁

z mojego doświadczenia wynika, że nie ma czasu, a kontrolowany upadek w trakcie ponoszenia skończył się gipsem 🤦, pytam więc: czy katapultowanie jest rozwiązaniem?
pytam więc: czy katapultowanie jest rozwiązaniem?


Nigdy mi się nie zdarzyło celowo ewakuować z konia. Jeśli bryka, siedzę dopóki nie spadnę albo nie przestanie. Ja z tych walczących do końca 😉 Z poniesieniami takimi serio, serio dzikim cwałem na oślep nie miałam raczej do czynienia. Ewakuacja jak dla mnie tylko w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia, gdzie wyobrażam to sobie np. jako konia ponoszącego w kierunku b ruchliwej drogi czy temu podobne sytuacje.
a ja dzis ledwo "doczlapałam" do pracy. Kurcze wzięłam prochy i jakos pomalutku ból się rozszedł.
Co do kontrolowanych upadkó, myslę ,że chyba bym nie umiała celowo spaśc z konia. Człowiek instyktownie próbuje się zawsze utrzymac.
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
09 września 2010 09:02
Faza, czlowiek potrafi spaść z konia celowo jeśli siedząc na koniu czuje zagrożenie zycia - tak jak miałam z tym ponoszacym koniem. Koń rwał na oslep w stronę drogi, nie reagował na nic. na głos, na wodze, na dosiad. mając w perspektywie wpadnięcie na takim koniu najpierw miedzy domy, a potem na drogę, stwierdziłam, że lepiej jednak spaść. Ponoszacy tak kon zdazył mi się raz. I było to mam nadzieję ostatnie takie doświadczenie. wiem, że być może kon by się w końcu zatrzymał albo zaczął reagować, ale jakos tak wolałam spaść.  👀
Widziałam na własne oczy takie spadanie celowe. Rzecz miała miejsce w tłumie koni, ludzi z dziećmi maszerującymi wąską dróżką. Jeździec zeskoczył w samym środku tego miejsca bo uznał,że tak bezpiecznie. Dla niego.Potłukł się solidnie ale moim zdaniem zasłużenie. 😤
Wystrczyło wytrzymać chwilę, wyjechać na pobliską ogrodzoną łąkę i zrobić parę kółek.
Koń poprostu spłoszył się i pędził, nie uskakiwał, nie walił zadem. Pobiegłby jeszcze kawałek i wrócił do koni.
Takie zeskakiwanie powinno uwzględniać innych obecnych i ich bezpieczeństwo.
O! I jeszcze widziałam w terenie jak pani zeskoczyła bo...zawsze zeskakuje jak coś się dzieje. Koń poleciał - była to prosta do stajni, podparł innego konia z początkującym jeźdzcem i pognali obaj jak w siwy dym. Początkujący poprostu poddał się cwałowi -nic nie robiąc i znikli za drzewami. Po chwili wrócił sobie kłusikiem prowadząc za sobą tego konia uciekiniera.
Został bohaterem imprezy .
Bywa i tak.
No nie wiem ,nigdy nie byłam w sytuacji ,żebym musiała celowo spadac z konia. Zawsze raczej za wszelką cenę usiłowałam sie utrzymac (mam chory po operacji kręgoslup) i podswiadomie robię wszystko aby nie fiknąc. Ale życie jest życiem i ladowania nie da się czasem unknąc.
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
09 września 2010 11:26
Tania, ale człowiek zawsze bedzie najpierw ratował SIEBIE. No, ja osobiście, gdybym bała sie o własne zycie (a na ponoszącym koniu można tak się czuć), to myślałabym, żeby ratowac siebie. Nie mam zadatków na altruistę i ewentualny problem ludzi pozostałych jest problemem ludzi pozostałych. Przy czym podkreslam - chodzi o zagrożenie ŻYCIA,  a nie o każdą sytuację 😉. Moj koń leciał sam, tłumu tam nie było, na nic nie reagował, nie wiem kiedy by sie zatrzymał. wizja walniecia na asfalt albo wpadniecia pod samochód z koniem jakoś mnie nie zachwycała.
ale nie mam zwyczaju zeskakiwać za kazdym razem, kiedy koń się spłoszy. a poniesienia mam nadzieję nie doświadczyć już nigdy.
Na szczęście nie każdy ratuje najpierw SIEBIE.
Jakbyś była w terenie z dzieciakami w zastępie,
to zeskoczyłabyś z konia bo bryka, wyrywa się i puściła go w województwo?
Nie wierzę. 🤔
BASZNIA   mleczna i deserowa
09 września 2010 16:16
omnia dosc wyraznie wyjasnila, ze w terenie z dzieciakami wg niej zagrozenia zycia nie ma, a brykajacy kon to nie to samo co ponoszacy...to ja tak odczytuje jej posty.

Ja nie umiem spasc celowo, tez walcze do konca i przegrywam z hukiem 😉
Ja raz musiałam zeskoczyć z konia. W sumie nie wiem, czy bym to zrobiła, gdyby nie krzyk instruktora "zeskakuj z konia!". Przez własną głupotę. Puściłam wodze w stępie, koń coś chciał strzepnąć z siebie, dodatkowo przy tym schylając głowę na maxa w dół, wodze się ześliznęły, koń zaplątał nogę.. Chyba nigdy nie widziałam tak przerażonego konia, gdyby nie instruktor, możliwe, że bym już była co najmniej połamana. Koń w amoku przeskoczył chyba 4 razy ogrodzenie ujeżdżalni, łamiąc w trzech miejscach płot. Na szczęście nic się nie stało, ale już miałam wizję konia z połamaną nogą etc.. Co dziwne, był to jeden z boleśniejszych upadków (mimo, że sama 'zeskoczyłam'😉, poleciałam centralnie na tyłek. Ale zazwyczaj, mimo wszystko, staram się trzymać do samego końca.
Sąsiedni wątek mi przypomniał. Ogólne prawidło: jak ognia unikać mam na treningu. Szczególnie filmujących.
Zgrupowanie. Nadchodzi mama, która przyjechała odwiedzić córkę. Trenerka: "O , idzie mama z kamerą, znaczy - zaraz będzie gleba!" I faktycznie.
Że nie wspomnę o znaczeniu słomy w ogonie.
I o wypiciu na nieparzystą liczbę nóg  🤔
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 września 2010 09:28
nagana, mi tam sie zadzylo celowo. Po raz pierwszy w terenie, dzieciemiem jeszcze bedac. kon mnie poniosl do domu, ale zeby trafic do domu, musial najpierw przecwalowac przez centrum miasta, ulica po 3 pasma w kazda strone. Jak widzialam, ze nie ma zadnej szansy na zatrzymanie konia, zeskoczylam, a zwierzak byl tak zszokowany, ze zatrzymal sie ze mna. Nie wyborazam sobie leciec dalej. A mialam wtedy jakies 10 czy 12 lat.

Za drugim razem jezdzilam na kobyle z problemami i bez hamulca zadnego, gdy jezdzilam na torze, wszystko bylo ok, bo kiedys sie zatrzymywala, ale jak poszysmy na hale i zaczela mi leciec dzikim galopem, bez zadnej konttoli, a gdy chcialam zrobic wolte, odpalala mi na przeszkody z parkurku 130, wolalam zeskoczy, niz sie szarpac te spanikowanym koniem i potegowac u niego delirke. Potem sie ujezdila jakos.

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się