Przymusowy urlop jeźdźca- co z koniem?

darolga   L'amore è cieco
14 września 2010 10:06
Mój był wdrażany do roboty po naciągnięciu i  tylko dopiero stępował. Miał już następnego dnia zacząć kłusować, ale przewróciliśmy się, czego efektem była moja połamana noga. Koń nie mógł jeszcze wychodzić na padok, więc chodził na dłuuugie spacery w ręku z trenerem, a potem jak już mógł chodzić lekko na lonży - lonżowałam go ja. Po tych długaśnych spacerach koń zaczął bardziej lubić trenera ode mnie, a potem z racji tego, że zajmowały się nim różne osoby (np. było błoto i musiał go kto inny wylonżować) - zaczął się w sobie zamykać, dlatego podjęłam radykalne kroki i zaczęliśmy spędzać razem czas, plotłam mu warkoczyki, marfeffkowałam, godzinami czyściłam. Efekt całej tej naszej przerwy - koń ubóstwiający pańcię i ogromna poprawa naszych relacji z ziemi.
Do sedna. Koń nie miał siodła ponad dwa miesiące. Wrócił do pracy i... eeee... gdzie jest mój stary Korab? Mam zajebiście grzecznego, współpracującego, czekającego na nowe zadania, świeżego, wesołego i mega przyjemnego do jazdy konia. Ba, mało tego. Mam też zamiast suchego półkrewka przypakowanego łogra pod tyłkiem, który nadal rośnie i nabiera mięśni...
Ja natomiast lepiej usiadłam, rozluźniłam dół i zatraciłam wszystkie blokady.
O, taki był efekt naszej przerwy.
Pod każdym absolutnie względem - wyszło nam to na dobre.
Ja jak mam np wyjazd kilkudniowy albo choruję to w miarę mozliwości staram się ubłagać kogoś ze stajni, żeby mi właśnie konia chociaż na spacer zabierał i szczotką machnął. Nie jest to łatwe, bo Libel nie należy do najprzyjemniejszych koni pod siodłem, o czym się ostatnio kilka osób przekonało 😁 Ale staram się, żeby nawet na ten spacer w ręku/ pod siodłem poszła, żeby miała poczucie, że jednak coś robi 😉
i zaczęliśmy spędzać razem czas, plotłam mu warkoczyki, marfeffkowałam, godzinami czyściłam. Efekt całej tej naszej przerwy - koń ubóstwiający pańcię i ogromna poprawa naszych relacji z ziemi.
.... Mam zajebiście grzecznego, współpracującego, czekającego na nowe zadania, świeżego, wesołego i mega przyjemnego do jazdy konia.  .



Dlatego tak istotne jest poświęcenie czasu koniowi, a nie tylko kontakt z siodła , w czasie pracy .
Koń nie potrzebuje jeźdźca do utrzymania sprawności fizycznej, tylko ruchu, ruchu - niewymuszony w zupełności mu wystarczy 🙂
A spędzenie czasu z koniem bez jeżdżenia daje naprawdę zdumiewająco dobre rezultaty i poprawia wzajemne relacje.
O tym zresztą świadczy opowiedziana historia.

Za to mit o konieczności pracy dla konia jest mocno zakorzeniony w ludzkich umysłach.
Guli to prawda, my kiedyś miałyśmy z Libellą miesiąc aresztu boksowego i 2 miesiące spacerków w ręku, potrafiłam z nią spędzić dziennie 2-3 godziny na głaskaniu i mizianiu i mimo tego, że stała w boksie to była meega grzecznym koniem. I ogromnie poprawiły się nasze relacje.
Ale ja mimo wszystko uważam, że w trakcie takie przerwy nawet właśnie spacer w ręku dużo daje- przynajmniej w przypadku mojego konia.
darolga   L'amore è cieco
14 września 2010 10:38
guli - zawsze spędzam z koniem dużo czasu, czyszczę go bardzo długo, chodzę z nim na spacery, masuję... nie tylko jeździmy. Jazda to w zasadzie najkrótsza część naszego wspólnego widywania się. Chodziło o to, że będąc w gipsie nie mogłam wszystkiego robić i wizyty w stajni były ograniczone - pogodą, kimś kto mnie podwiezie, niemożnością ruchu... I koń zaczął mnie zlewać. Dlatego musiałam to nadrobić.

Z resztą mój koń ma osatatnio często przerwy jedno, dwudniowe (pogoda) i wcale mu to nie przeszkadza. Pracuje normalnie, o ile nie lepiej. Kondycji też nie straci, bo to co on wydziwia na padoku przechodzi ludzkie pojęcia 😉
My też zaczynamy przymusowy urlop ciążowy. Cały czas zastanawiam się jak to będzie żyć bez jazdy konnej 😕 Z cała pewnością moje konie są mega zadowolone z urlopu, bo cały dzień na pastwisku mogą przebywać i cieszyć się wolnością. Jednego czego mi żal to mięśni , które  zaczęły na zadzie  się pojawiać spod tłuszczu mojego spaślaka.
Jak konie mają dostęp do padoków i pastwisk, to wcale za jazdą nie tęsknią.  Jeśli jednak stoją całymi godzinami w stajni , a ich jedyny ruch to trening to juz gorsza sprawa. w tym wypadku wolałabym konia przewieźć na czas urlopu do innej stajni z padokami.
To prawda, że stanie w boksie przez 22 godz na dobę jest fatalne dla zdrowia konia.
Musze przyznać, że ja zaczynam martwić się obecną sytuacją, czyli powodzią.
Po 10 dniach wybieg i pastwiska są nadal nie do uzytku i w dużej części pod wodą.
Fetor jest okropny , a dopiero to czuć jak pojeździ się przez taki teren - jak w szambie.
Nie mam gdzie  ruszać koni .
Udało mi się odzyskać taśmę i słupki, od wczoraj już mają konie wypas u sąsiadów.
Wymyśliłam , że będę tam też wsiadać na konia, bo nie mam innego wyjścia - a drugiego przynajmniej poganiam trochę.
Myślę też, że już po żniwach, więc będę mogła chodzić z nimi na spacery i puszczać je luzem po polach.
Nie pamiętam tak trudnej sytuacji z końmi. 🙁
szafirowa to nieźle. Dobrze, że to "tylko" tak się skończyło. Zdrowiej szybko.
guli, ja już uprawiam spacery stępem i trochę kłusem po asfalcie bo w terenie mokro i ślisko 🙁  Tęsknię z pracą na ujeżdżalni tzn. na łączce przy domu ale na to nie ma szans. Konie mam bezstajenne i zaczynam się martwić czy im się kopyta nie rozpuszczą.
Kiedy chorowałam dłużej niż tydzień prosiłam naszą trenerkę by wsiadła chociaż raz. Poza tym codziennie wybieg. Raz do roku bywało, że stał przez tydzień z powodu wyjazdu (tylko padokowanie) i taki odpoczynek wychodził wszystkim na dobre.
Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży zaczęła jeździć moja koleżanka, która z resztą jeździ do dzisiaj, bo będać mamą nie zawsze udaje się pogodzić wszystkie role 😉. Koleżanka jest osobą zaufaną i sprawdzoną, poza tym jeździ z tą samą trenerką (czyli koń ma ciągłość pracy a jedyne zmiany polegają na tym, że koleżanka jest bardziej wymagająca i konsekwentna). 

Mój wałaszek ma już od 2 mies. wolne - od rana do wieczora ma otwarty boks i korzysta z pastwiska. Co jakiś czas wezmę go na bardzo lekką lonżę, ale widzę, że codziennie dawkuje sobie ruch ganiając za kucykami 😉 Przerwa wpłynęła już pozytywnie na chłopaka, zrobił się misiowaty, wyluzowany... Nie mam osoby na tyle zaufanej, abym mogla jej powierzyć swojego konia, więc ma wolne aż do wiosny  😀  nie sądzę, aby przerwa w pracy mogla źle na niego wplynąć.
szafirowa, straszne to, co przeżyłaś 🙁 od razu mi się przypomniało, jak to Skary 'za młodu' usiłował uskuteczniać takie praktyki 🤔 daj znać jak się czujesz i jak postępuje rehabiltacja. Trzymam mocno kciuki, żebyś za rok już nie pamiętała że leżałaś tyle czasu :kwiatek:

Ja powoli dochodzę do siebie, ręką ruszam normalnie- zdjęłam stabilizator i powoli powiększam zakres wymachu ramieniem. Planuję dać sobie jeszcze tydzień luzu i powoli zacząć wsiadać. Nie byłam w stajni tydzień i dzisiaj Skary powitał mnie koncertowym rżeniem z kręceniem wolt w boksie- i jak tu go nie kochać 😍

A tak przy okazji sobie luźno myślę, że dodatkowa szklanka mleka plus preparaty uelastyczniające stawy- to nie głupi plan. Chociaż zdania lekarzy są podzielone na temat skuteczności takich suplementów..
Jeżeli wypadnie mi stosunkowo krótka przerwa (tydzień-dwa, no max trzy), to staram się zorganizować mojemu koniowi zastępstwo pod moją nieobecność. W stajni jest osoba która wsiada /lonżuje go raz w tygodniu, na moją prośbę i odpłatnie, więc gdy zachoruje to zostawiam go poniekąd pod opieką tejże osoby. Zazwyczaj staram się zorganizować wszystko tak, aby Ola go raz wzięła na lonżę, raz wsiadła a w weekend zazwyczaj proszę Czardasza stajenną jedną czy drugą ciocię, żeby go na spacer do lasu bujnęły, lub żeby wzięły kogoś ze sobą na mojego i pojechały na swoim zwiedzać okolicę.

U mnie podobnie jak u Libelli, jest problem jedynie z tym, że koń nie należy do łatwych do jazdy. Wręcz jest trudnym, ciężkim do jazdy koniem. O ile powody są różne u mnie i u Libelki, o tyle efekt jest ten sam: nie zostawiam go do jazdy maneżowej nikomu poza Olą, bo nie chce ani żeby ktoś musiał się z nim "szarpać" ani żeby ktoś w ramach "walki o ogień" "szarpał" się z moim koniem. Ani to potrzebne jemu, ani mi, ani tej biednej osobie.  Co innego spacer do lasu/teren. W terenie mój koń jest jednym z najlepszych, najbezpieczniejszych i najprzyjemniejszych koni jakie znam, więc chętnie "oddaje" ciotki pod jego terenową opiekę. I wszyscy są szczęśliwi, a koń - z dobrą ciocią na grzbiecie - najbardziej.

Jeżeli wypada mi dłuższy urlop (ponad miesiąc), koń po prostu jest odstawiony od roboty. Ma wówczas zmienianą dietę, wychodzi na padoki, jest rozkuwany natenczas. Cieszymy się swoim towarzystwem (zabiegi pielęgnacyjne, karmienie meszykami, marcheweczkami, uczymy sie głupich i niepotrzebnych nikomu sztuczek itd.) Oboje się regenerujemy, potem oboje wracamy do formy. 

Zen
ty też się regeneruj, i jak najszybciej wracaj do formy!  :kwiatek:
Gillian   four letter word
27 września 2010 10:47
raz zostawiłam konia do jazdy pod moją nieobecność dłuższą - nigdy więcej. Raz, że koń chodził pod Bóg wie kim tak naprawdę, nie wiadomo co się działo na jazdach, były potem kłopoty z dojściem do porozumienia.
Trudno, wyjeżdżam to konia odstawiam. Wolę potem odpracowywać formę niż potyrany łeb.
Gillian
Ja tez wole odstawic niz dac komus a potem odrabiać. i chociaz super jeźdźcem nie jestem i nie startuje na zawodach, to po mojej dłyuzszej przerwie i innym jeźdźcu czuje że nie jest tak jak było.
my_karen   Connemara SeaHorse
27 września 2010 13:55
Ja też wole odstawić. Zdecydowanie.

U mnie właśnie zaczyna się przymusowa przerwa od jazd. Mam to szczęście, że mąż też jeżdzący i zajmie się od czasu do czasu, ale generalnie koń zostaje odstawiony od jazd i w tym przypadku będzie prawdopodobnie wystawiony na sprzedaż.

Od kilku lat przerabiałam ten problem, bo 1-2 razy w roku jeździmy z mężem do Irlandii na kilka miesięcy.
Konie za każdym razem były odstawiane od pracy, całe lato spędziły na pastwiskach, mega szczęśliwe i wybiegane, pod okiem zaufanej osoby.
Kilka lat temu, kiedy konia trzymałam jeszcze w pensjonacie, w przypadku dłuższej przerwy oddawałam konia zaufanej koleżance, która bywała w stajni codziennie i miała na wszystko oko. Wiedziałąm, że inaczej koń stały cały czas w boksie, ewentualnie wychodziłby może na godzinke raz na jakis czas.

Bardzo wiele zależy od sytuacji, koleżanka startująca wysokie konkursy po poważnym wypadku nie mogłą jeździć przez ponad pol roku i konia oddała w trening do zaufanej stajni, pewnie zrobiłabym tak samo. Co innego w przypadku koni rekreacyjnych.

zen, szafirowa, szybkiego powrotu do zdrowia!
Dziękuję wam kochane :kwiatek: Dzisiaj wsiadłam na Skarego, ale minie jeszcze jakiś czas zanim ręka mi całkiem wydobrzeje 😵
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
27 września 2010 15:28
zen, :kwiatek: tylko nie przesadz! Oszczedzaj sie i uwazaj na siebie 🙂

najnowsze wiesci z frontu: moj siwy ma sie dobrze, padokuje i lekko lonzuje, zeby mial troche ruchu i kontakt z czlowiekiem- dla mnie to optymalny 'urlop' dla niego. oczywiscie ma tez odpowiednio dostosowana diete do zmniejszonego wysilku.

Ja sie pomalu zrastam. Od przeszlo tygodnia juz w domu- moge juz swobodnie usiasc i niesmialo probuje przekrecac sie na bok 😉 Na wstanie z lozka musze jeszcze poczekac, ale po tych 3 tygodniach i tak jest juz z gorki 😉

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się