Kącik Rodzica

guli tak, właśnie o to chodzi.
Jak się o tym mówi, to jest bardzo proste. Gorzej jednak w praktyce, gdy problemy się kumulują i w pewnym momencie wybuchają. U nas doszło do ekstremalnego przypadku, kiedy nie miałam ochoty w ogóle rozmawiać z rodzicami, dlatego, że niby mnie słuchali, ale tak naprawdę nigdy nie usłyszeli tego co chciałam im powiedzieć.
Umiejętność słuchania , to wielka sztuka.
I mam wrażenie, ze nabywa się jej z wiekiem , jak do wielu spraw zaczyna nabierac się dystansu.
Choc oczywiście niewielu się to udaje 😉

I jeszcze trzeba umieć traktować dziecko jak  pełnoprawnego człowieka .

To pewnie jest denerwujące dla dzieci ?

Dopisuję
Przemyślałam i cieszę się, że wychowywanie dzieci mam za sobą - tyle problemów ubyło 😀
można by w sumie pokusić się o zrobienie bazowych zasad - jakimi powinien sie kierować "idealny rodzic" bez względu na chacakter, wiek i płeć dziecka...
nawet takich bzdurnych typu

= rodzic nie powinien na imieninach babci/cioci (wpisz inne) wywlekać i opowiadać historii będących żanującymi dla dziecka (żałośnie jest w wieku prawie 40-stu lat słuchać przy wielkim audytorium jak się człowiek w wieku 2 lat wymazał kupą  🙄 :icon_rolleyes🙂

= rodzic powinien uszanować zdanie dziecka, o ile te zdanie nie zagraża jego życiu lub zdrowiu - i w stopniu odpowiadającym wiekowi dziecka... (wiadomo, że nie trzba zmuszać dziewczynki lat 3 do zakładania sukienek - skoro nie lubi, albo zmuszać do wyboru studiów)

= rodzic powinien mieć czas by porozmawiać konstruktywnie (nie krzykiem)

itd.itp
Dodo, dzieki. przywracasz mi wiare w normalnych ludzi.
wszystkie 3 punkty przecza temu, co mialam w domu.
Może prościej?
Rodzic powinien kochać swoje dziecko.
W takim dobrym znaczeniu słowa-kochać*.

*kochać- szanować, słuchać, nie ranić, troszczyć się,cieszyć się na widok, cieszyć się z sukcesów, wspierać w biedzie, uczyć poruszania się prostą drogą, śmiać się wspólnie i płakać też.
btw. jutro jade do mamy. juz sie szykuje psychicznie na wysluchiwanie jak to zle sie odzywiam (nie jedzac miesa), jak zle wygladam (schudlam, jestem w rewelacyjnej kondycji!), jak zle sie ubieram (mam kurtke polar plus kamizelke w ktorych nie marazne, ale sa tylko 'do połowy tyłka' a nie do kolam albo do ziemi.. no i sa lekkie wagowo a nie waza 15kg...) itd itp.......
🙁

(i juz wam nie zasmiecam watku...)
Dodofon, tez nie naleze do matek-polek, co wypomina mi ciagle moja mama... ktora nota bene tez nie byla idealna matka.
Kocham moje dzieci najbardziej na swiecie, ale moglyby juz byc starsze... i choc troche sie usamodzielnic, co pozwoliloby mi nareszcie pracowac... chlopcy juz starsi, ale blizniaczki to maluchy jeszcze...

btw. magda, jutro przywoze moja mame. juz sie szykuje psychicznie na to ze; nie posprzatane tak jak ona chce, ze za duzo czasu spedzam w stajni zamiast z dziecmi ( a przeciez po to przyjezdza, zeby zostac z maluchami), ze nie tak gotuje itp... a niedlugo mi 40 stuknie. Ale mi pomaga, stara sie- ja zamykam uszy i udaje ze to nie do mnie.
kujka   new better life mode: on
05 stycznia 2011 16:45
Tania, no wlasnie to wazne, zeby dziecko CZULO to, ze rodzic je kocha. Bo co z tego, ze ja w wieku 22 lat wiem, ze moj ojciec mnie kocha/kochal? Wiem bo sie pokatnie doedukowalam z psychologii, bo pewnie rzeczy umiem sobie w glowie na chlodno polaczyc. Problem w tym, ze kiedy bylam dzieckiem to tego nie czulam wlasnie.

Wiec do punktow "how to be a perfect parent" by dodo 😉 dopisalabym wlasnie to 🙂


edit: przypomnialo mi sie... moja przyjaciolka pracuje w zlobku i opowiada mi nieraz o naprawde STRASZNYCH rodzicach. Takich, co te 3latki nieraz na 12 h zostawiaja tam u nich... Jest ojciec, ktory - mimo tego, ze zlobek dziala od 7 - juz o 6:40 stoi pod drzwiami i czeka na pierwsza pania, zeby tylko wrzucic dziecko do srodka i uciec. Albo o takich, co w ogole nie rozmawiaja, nie mowia do swoich dzieci. Kiedy widza, ze Aga rozmawia z ich corka (tzn mowi do niej), to oburzaja sie "ale przeciez mowilismy pani, zeby jej pokazywac wszystko na gesty bo ona nie mowi i nie rozumie jak sie do niej mowi!" no to ich Aga uswiadomila, ze dziecko nie dosc, ze rozumie jak sie do niego mowi, to jeszcze samo gadac zaczyna... oczywiscie jesli ktokolwiek probuje z nim pogadac.
I tak naprawde - co dziecko, to dramat. Przerazaja mnie te jej opowiesci...
,
[quote author=Tomek_J link=topic=42297.msg839417#msg839417 date=1294247929]
[quote author=kujka]dziecko nie dosc, ze rozumie jak sie do niego mowi, to jeszcze samo gadac zaczyna... oczywiscie jesli ktokolwiek probuje z nim pogadac.[/quote]
Aczkolwiek chyba ważniejszym jest dziecko słuchać i to słuchać ze świadomością różnicy między dorosłym bykiem a paro- czy paronastoletnim młodziakiem, który ma inne problemy i inne priorytety, które warto uszanować...[/quote]
Czy ja wiem, czy ważniejsze? Z pewnością też jest ważne, ale przecież takie małe dziecko, do którego się nie mówi i z nim nie próbuje rozmawiać nie nauczy się mówić. Dzieci bardzo wiele przejmują z języka dorosłych i strasznie to potem widać już od pierwszych klas podstawówki czy przedszkola.
Jeśli rodzice mówią poprawną polszczyzną, ładnie i kwieciście to potem takie dziecko ma bogatszy język, większy zasób słów itd. niż jego rówieśnik, który z rodzicami nie rozmawiał. Co więcej, będzie się to prawdopodobnie za nim ciągnąć przez większość życia, bo do poprawy takiego stanu rzeczy trzeba mieć chęć i świadomość, a to przychodzi już dużo później.
edit: przypomnialo mi sie... moja przyjaciolka pracuje w zlobku i opowiada mi nieraz o naprawde STRASZNYCH rodzicach. Takich, co te 3latki nieraz na 12 h zostawiaja tam u nich... Jest ojciec, ktory - mimo tego, ze zlobek dziala od 7 - juz o 6:40 stoi pod drzwiami i czeka na pierwsza pania, zeby tylko wrzucic dziecko do srodka i uciec.

no sorry... ale może ten rodzic pracuje od 7-mej?? i codziennie dostaje burę od szefa, ze sie spóźnił?? czy to straszne?? moje przedszkole pracuje od 6-tej i są rodzice, którzy przyprowadzają dzieci na właśnie 6-tą!!
12h... w dzisiejszych czasach... naprawdę zdarza sie, ze nie można inaczej...

przykładem byłą moje koleżanka - samotna matka...
codziennie wstawałą o 5-tej... ładowała półroczne dziecko w pierwszy autobus o 5.45, później przesiadała sie na tramwaj - zawoziła ok 1h ta trasa zajmowała do żłobka (cud, bo miała Państwowy złobek)... później jechała kolejnym tramwajem do pracy... na 7.30, kończyła po 8h - ok 15.30 i ok 16-16.30 była z powrotem po dziecko... - znów tramwaj, i autobus... w domu była ok 18-tej...
i co miała zrobić - powiesić się??
jejść trzeba... płacić czynsz trzeba... a z alimentów 200zł wyzyć sie nie da...
Tylko to akurat nie jest dobry wzorzec 🤔
I nie oceniam sytuacji , tylko stwierdzam.
Przy takim stylu wychowania , nie powstaje dobra więź.
Niestety- dziecku w tym okresie obecnosć rodziców jest bardzo potrzebna - dla prawidłowego rozwoju.
  Ile ma się czasu dla takiego  malucha?
Kto go naprawdę wychowuje?
kujka   new better life mode: on
05 stycznia 2011 20:40
Dodofon, wiesz tylko on przyprowadza to dziecko przed 6 i odbiera po 18 nieraz. ja rozumiem, ze czasem nie mozna inaczej ale czasem a dzien w dzien to troche inna sprawa. to jest prywatny zlobek przy prywatnym przedszkolu, to sa dzieci z zamoznych domow a nie samotnych matek co haruja na 2 etaty zeby im od pierwszego do pierwszego stykalo. ja widze roznice.

wiem o co Ci chodzi bo sama nie planuje byc matka polka, ale widze roznice miedzy nie rzucaniem kariery ambicji i planow "bo dziecko" a robienie tej kariery i bycie "mezczyzna/kobieta w wielkim miescie" kosztem dziecka. jak sie powiedzialo A, to trzeba powiedziec tez B.

ale uciekam juz stad bo poki co relacje rodzic-dziecko znam tylko z 1 strony i raczej nie godnam sie wypowiadac nt tej 2  🙇
ja wiem, że za mało czasu poświęcałam małemu. A może nie tyle jemu samemu, co jego nauce. Choć.....jaka to nauka w przedszkolu, czy pierwszej/drugiej klasie? Zdawałoby się- żadna. A jednak.  🤔
Czasu mu poświęcałam mało z różnych powodów, a teraz muszę to nadrabiać.
Całe szczęście, że dziecko nie zraziło się tak mocno złymi ocenami i powoli widać efekty tej mojej pracy.

Ja tam widzę, że jak się coś przy dziecku zaniedba licząc na ...nie wiem na co....że może się uda, czy co?- to jednak to się potem odbija i już. Czy to brak czasu na wspólne rozmowy, czy to wspólne zabawy ( choćby były dla nas totalnie głupie i nudne) czy na naukę.

Bo dziecko może się wychowywać niejako tak "przy okazji" bycia przy nas. Wiecie o co mi chodzi. jakoś tak, bez specjalnego przykładania się z naszej strony do tego procesu. Bo czasami nie ma czasu, nie ma siły. Z tym, że albo nam się uda to wychowanie, albo się nie uda. ( zależy od wielu czynników, w tym np od naszych przekazów tzw. nieświadomych)
Ale jeśli MAMY ten czas, to nie ma zmiłuj się- TRZEBA go poświęcić dzieciom.
Ja kiedyś musiałam wybrać : dziecko czy konie. I konie na 15 lat poszły w odstawkę. Trudno.
A ja właśnie przez konie, prace na 1,5 etatu zaniedbałam tę najwcześniejszą naukę u dziecka licząc, że "jakoś to będzie". I teraz z wyrzutami sumienia, że te trójki i wpadające czasami mierne to tylko i wyłącznie moja wina, odrabiam to co popsułam.  😡
Na szczęście jest wyraźna poprawa, więc łudzę się, że sprawa do odrobienia. Koń spadł na ostatnią pozycję- tam gdzie jego miejsce tak naprawdę. ( co nie znaczy, że nie jeżdżę  😉 Po prostu najpierw dziecko, jak zostanie czas- wtedy koń)
Ale bardzo żałuję, że wybrałam konie i prace ( wcale nie były AŻ tak potrzebne te nadgodziny) kosztem dziecka.  😡
,
Gdybym miała dużo kasy, wolałabym by dziecko było w przedszkolu od 6😲0- 13😲0, a po 13😲0, żeby go odbierała niańka i siedziała z nim w domu do 18😲0, aż ja wrócę z pracy. Dzięki temu dziecko miało by i socjalizację w przedszkolu i miałoby czas, żeby od tego przedszkola odpocząć w domu z nianią.

Aczkolwiek wiadomo, że pogadać se możemy....Ale przyznasz Tomku że siedzenie dziecka od 6😲0 do 18😲0 w przedszkolu zdrowe dla niego NIE jest i tyle. Dlatego, w miarę możliwości się kombinuje. Świetna jest instytucja babci moim zdaniem, jeśli nie mamy na niańkę.
,
Niektórzy ludzie nie posiadają zwierząt w domu, bo nie maja dla nich czasu- rozsądne przecież.
Ale okazuje sie, że można mieć dzieci, a nie mieć dla nich czasu - i zawsze znajdzie się usprawiedliwienie.

Instytucja żłobków to najgorsze zło , jakie może spotkać dziecko.
Te kilka pierwszych lat życia dziecka decyduje o jego przyszłości-  bo jest niezapisana kartą  pożądanych społecznie zachowań.
I z całego swojego życia rodzicem nie można poświęcić te kilka  lat na wychowanie? 
Do kazdej wcześniejszej pasji ( przed dzieckiem) , pracy mozna bez problemu wrócic po kilku latach przerwy, a do wychowania własnego  dziecka - nie da się.
Bo nie da się cofnąć czasu.
Do dzisiaj syn wypomina mi przedszkole, a miał wtedy 3 lata i chodził raptem 2 miesiące.
Dwa miesiące rozpaczliwych szlochów ,  odmawiania jedzenia i zabawy w przedszkolu.
I jaką to przyniosło korzysc?
W żłobkach przewaznie dzieci sa jeszcze mało komunikatywne, ale nie znaczy , że nie przeżywają dramatów.
Jak już ten biedny dzieciak musi siedzieć w żłobku czy przedszkolu to trudno. Taka sytuacja życiowa.
Nie uważam,że to jest dobre. Sama miałam nianię ale syn przedszkole od 7-16 zaliczył. Nie było rady.
Jednak są też dni wolne i wolne popołudnia. I sadzanie wtedy dzieciaka przed telewizorem czy komputerem uważam za naganne. Można wspólnie z dzieckiem wykonywac nawet domowe prace -typu sprzątanie czy gotowanie. Mój kolega w soboty wraz z dziećmi 6 i 3 lata -urządza wielkie gotowanie. To jest fantastyczne. Dzieciaki w tym wieku jedzą praktycznie wszystko czym plują ich rówieśnicy. Na przykład owoce morza na sto sposobów. Gotowanie, wspólne posiłki to fajna okazja do bycia razem i uczenia zasad.
Można też wybrać się na spacer -taki z celem-nie nudne dreptanie. Typu - nakarmić dzikie ptaki w parku czy na skwerze. Moża i trzeba zabrać dziecko do stajni. W końcu na koniu siedzimy około godziny a pozostały czas możemy być razem. Wspominam dwu dżentelmenów 5 letnich jak z zapałem pomagali porządkować siodlarnię.Głównie lali się wodą z węża pod pretekstem mycia stojaka na siodła, ale czuli się ważni i potrzebni.
Ale pamiętam też dziecko stale ogladające "bajki" z kaset i rodzica zajętego w tym czasie życiem towarzyskim.
Jak się mądrze poustawia priorytety i zorganizuje czas- to okaże się,że na wszystko wystarczy. A jak w czasie wolnym -dziecko ma tylko być cicho , jeść, spać i się nie brudzić -to jest jakaś pomyłka.
guli zgadzam sie z Toba w 100%. Ten poczatkowy okres od urodzenia do ok 3 lat to jest jedyny czas, kiedy dziecko w pelni skoncentrowane jest na rodzicach, mysle ze wielu rodzicow nie docenia tego bez wzgledu na czasy w jakich zyje. Pozniej dziecko coraz bardziej sie oddala, bo zaczyna zyc wlasnym zyciem.


Instytucja żłobków to najgorsze zło , jakie może spotkać dziecko.


Niestety nie mogę się z tym zgodzić - moja córka od 2 do 3 roku życia zmuszona była chodzić do żłobka 7,5 godz dziennie i muszę wam powiedzieć, że spotkało ją tam samo dobro - otworzyła się na ludzi, jej rozwój ( przebywanie wśród dzieci ) bardzo się przyśpieszył, mówienie, jedzenie, samodzielność.... świetnie się tam bawiła, nie narzekała, wręcz nie mogła się doczekać

edit: żłobek państwowy
prawda jest taka, że nie ILOŚĆ czasu spędzonego z dzieckiem ale jego JAKOŚĆ ma znaczenie...
co z tego, jak matka siedzi z dzieckiem do 3-go roku życia, skoro w większości np. sadza je przed TV, krzyczy na nie, itd... ale JEST cały czas z nim...
chyba lepiej oddać do żłobka/przedszkola i po pracy starać sie by spędzony z dzieckiem czas był wyjątkowy...
Dodofon- masz oczywiście rację.
Ale z drugiej strony..... czasami dziecko chce by matka była w domu. Po prostu. Tylko żeby była. Może siedzieć sobie przed komputerem, a dziecko bawi się u siebie w pokoju. Ale jest spokojne, zadowolone, bo wie, że mama jest w domu.
I z całego swojego życia rodzicem nie można poświęcić te kilka  lat na wychowanie? 
Do kazdej wcześniejszej pasji ( przed dzieckiem) , pracy mozna bez problemu wrócic po kilku latach przerwy, a do wychowania własnego  dziecka - nie da się.


Można by było, gdyby była możliwość rodzenia na emeryturze. Jak ludzie młodzi, na dorobku mają sobie pozwolić na rezygnację z pracy? 2 dzieci to 5-6 lat. Za co żyć w czasach gdy często 2 pensje są na styk?
Gdyby rodzili na emeryturze, to nie mieliby siły , ani już czasu na wychowanie 😉

Tak to już urządzone w naszym ziemskim świecie zwierząt( do których przecież zaliczają się i ludzie) , że to matka wychowuje dziecko , uczy je życia.


Co do pytań, które zadałaś.
No cóż- można mieć przecież jedno dziecko i to jest tylko 3-4 lata.
Albo jedno zaraz po drugim i wtedy też krócej.
Wbrew pozorom możliwości zawsze są  - to raczej kwestia priorytetów.
Ludzie starają się zapomnieć, że ich naczelnym zadaniem w życiu jest  zachowanie gatunku -  co zaczynają sobie    uświadamiać w drugiej połowie życia  , tylko , że już jest za późno.
I bardzo źle to przeżywają, bo zaczyna ogarniać ich pustka , brakuje celu w życiu.

Jak przeżyć, gdy niewiele zarabia się?
Małe dziecko ma niewielkie potrzeby - nie ma co nawet porównywać wydatków za 10, czy 15 lat .

Z całą pewnością nie jest łatwo, o czym przekonałam się na własnej skórze.
Na szczęście między moimi dziećmi jest różnica 1 rok i 3 mies.
Byliśmy  w tym czasie po prostu biedni  , bo początkujący rolnicy na 3 ha gosp 🙄
Zadne zasiłki nie przysługiwały , jedzenie było  bardzo skromne , ja przerabiałam swoje ubrania ma dziecięce .
Oczywiście od czasu do czasu wspomagali rodzice , głównie opieką nad dziećmi, bo w gospodarstwie ogrodniczym  z tunelami foliowymi i warzywami w gruncie zawsze było co robić.
Ale potem "odkułam się" 🙂
 
Dla zatrudnionych matek jest system zasiłków wychowawczych , można dokształcać się w tym czasie w domu podnosząc swoje kwalifikacje i nie wypadając z obiegu.

Ja swoim pracownicom po macierzyńskich  dawałam możliwość pracy w dogodnych dla nich godzinach, albo w domu.

Wydaje mi się, że zawsze jest jakieś wyjście.
guli, to teraz przytoczę Ci statystki. Średnio moi koledzy zarabiają ok 2500zł, ich żony poniżej 2000zł. Bardzo często moje znajome w sklepach, fryzjerki, kosmetyczki itp zarejestrowane są na najniższą możliwą pensję, lub na część etatu. Jeśli pójdą na zwolnienie, macierzyński to ich wypłaty będą wynosiły ok 600zł miesięcznie. Wychowawczy to jakieś śmieszne grosze.
Większość z tych ludzi ma kredyty. Rata miesięczna za średnie mieszkanie w W-wie to ok1500zł miesięcznie. Mieszkanie trzeba było urządzić więc sprzęty też często w kredytach- łącznie ok 300zł miesięcznie. Utrzymanie mieszkania (czynsz, media) to kolejne ok 800zł miesięcznie. Łączne wydatki, których nie da się obciąć to 2600zł. Czyli 1 pensja + trochę z drugiej. Jak chcesz wyżyć bez tej drugiej pensji? Najczęściej ludzie odkładają jaką kwotę na przeżycie tego biedniejszego roku, zaciskają pasa i dają radę. Ale nie wyobrażam sobie żyć w 3-4 osoby z 500zł miesięcznie przez kilka lat.
Czytam, czytam i skłonił mnie to do myślenia o własnych rodzicach.
Muszę przyznać, że są wspaniali.
Od zawsze mam z nimi super kontakt, wiem że mogę im powiedzieć o wszystkim. Wiem, że zawsze w miarę swoich możliwości mi pomogą, doradzą albo chociaż wesprą. I ta świadomość dla mnie jako dziecka jest bardzo ważna, pozwala mi się czuć bezpiecznie.
Druga ważna dla mnie ich cecha: szczerość. W domu nie było tajemnic, o wszystkich złych czy dobrych sprawach rozmawiało się głośni, wspólnie. Nie było też pustych zakazów czy nakazów, ich istnienie było zawsze tłumaczone (oczywiście wszystko dostosowane do wieku)
I po trzecie: szacunek w domu. Działający w obie strony. Szacunek osoby jak i poglądów, własnych wyborów. Rodzice nigdy mi swojego zdania nie narzucali, raczej skłaniali do rozmowy czy przemyśleń. I zawsze moje wybory szanowali.
Dzięki temu chce mi się dzwonić do domu, wracać do niego, po prostu dobrze mi tam.

Dziecko też chyba w jakiś sposób "wychowuje" rodzica. Moi się zmienili przez lata, nie zawsze było tak fajnie i kolorowo ale jakoś się "dotarliśmy".
AleksandraAlicja   Naturalny pingwin w kowbojkach ;-)
08 stycznia 2011 21:03
A' propos czasu spędzanego z dzieckiem- mój tato pracował codziennie od 8 rano do 19-20tej. W soboty do 13tej. Mimo to, wszystkie moje wspomnienia z dzieciństwa i nastolactwa są nim wypełnione- zawsze miał czas dla mnie. W zasadzie to bardzo go podziwiam, bo ja bym chyba tak nie dała rady! Wracał z pracy, jadł obiado-kolację rozmawiając ze mną lub tłumacząc mi lekcje, po czym do mojego pójścia spać był cały dla mnie. I ja szłam spać, a on siadał do papierków. Weekendy spędzał ze mną- a to na spacerach z psami, a to na wycieczkach w górach, a to obserwując, jak jeżdżę konno... Po prostu BYŁ. Nawet, jak go nie było  😎 Tak więc chyba naprawdę nie liczy się ilość, a jakość.

A co do wychowywania rodziców- moi zeszli na psy  😂 I moja w tym zasługa  😅
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się