klub oldbojów czyli koniarze po 30.....

[quote author=Złota link=topic=13558.msg975999#msg975999 date=1302779698]
Tania wklej
[/quote]
Wklejam.
*******

Czuję się jakbym nagle znalazła się na planie kiepskiego westernu. Ci wszyscy faceci w kapeluszach, dzwoniący ostrogami. Filmowe stroje-czerwone chusteczki niedbale zwisające z tylnej kieszenie spodni marki Wrangler. Wystudiowane ruchy-powłóczące nogami, odparzone, zmęczone galopem przez bezkresne prerie, pokryte kurzem wielu dróg.
A w koło brzozy jak najbardziej rodzime.
Konie w dziwnych sznurkowych kantarach. Senne, spokojne. Pozbawione tej szczególnej czujności-znanej mi z innych miejsc.
Towarzystwo się kłębi, żartuje i najwidoczniej sposobi do jazdy w teren. Siedzę sobie cicho z boku i chłonę zapach koni. To już tyle lat od mojej ostatniej jazdy.
Wśród przebierańców w kapeluszach wybucha ostra dyskusja. Oglądają kulejącą kobyłę.
Strasznie brzydka, koślawa dziwacznie umaszczona. Widać, że bardzo ja lubią.
-Prawa przednia! Prawa przednia –wykrzykują jeden przez drugiego brodaci kowboje.
-Lewa tylna –mówię sobie pod nosem.
Cichy śmiech rozlega się za moimi plecami.Drobny, szczupły mężczyzna z czarnym wąsikiem i lśniącymi oczami patrzy na mnie przyjaźnie.
-Pewnie, że lewa tylna, ale o tym wiem tylko ja i pani i niech tak zostanie –mówi i odchodzi. Odprowadzam go wzrokiem. Pewnie stajenny-myślę.
Patrzę ze zgrozą jak kowboje obchodzą się z końmi. Zwierzaki łażą luzem, zupełnie spokojne.
Kowboje bez lęku przechodzą blisko zadów, przepychają się pod brzuchami.I nic złego się nie dzieje.
Całe moje jeździeckie doświadczenie woła –tak nie wolno robić. To wbrew zasadom.
Konie się zaraz pokopią, rozbiegną a ludziom zrobią krzywdę.
Właśnie ktoś wrzuca potężne siodło na konia z prawej strony. Prawie się zrywam, żeby mu wytłumaczyć jak to się powinno zrobić.
Moją uwagę zwraca dziwna kolista konstrukcja z desek. W środku stoi szczupły siwy pan z liną, też przebrany za kowboja, a wkoło niego biega koń. Biega, biega, potem zawraca znów biega a na koniec próbuje podejść
Pan odpędza go liną. Koń cały w pianie zerka na swojego oprawcę i strzyże uchem w jego stronę. W końcu wolno mu podejść. Zwiesza głowę na ramieniu człowieka i przymyka oczy.
Na ujeżdżalni pojawia się masywny ogier maści… no właśnie. Maści izabelowatej. Jeszcze nie znam słowa palomino. Ogier o potężnym zadzie, prezentuje gwałtowne zagalopowania i takie dziwne zatrzymania –ryjąc nogami piach. Dostrzegam munsztuk o długich ozdobnych czankach. Brzytwa w ręku, myślę. Zaraz się to biedne konisko wywróci na plecy. Tymczasem bardzo długie wodze zwisają luźno. Jeździec siedzi fotelowo z prawie prostymi nogami. Jedną dłoń trzyma teatralnie na sercu. Kontakt, człowieku, kontakt, trzymaj te wodze jak należy, bo cię on zaraz poniesie. Gdybym nie była nieśmiała, tak bym krzyknęła.
Tymczasem, jeździec bez wysiłku robi idealną zmianę nogi w galopie, kierując koniem chyba tylko ciężarem ciała. Potem coś woła i koń staje jak wryty.
Nagle zaczynają wirować w serii zwrotów na zadzie, aż mieni się w oczach.
Hm… przyznaję, nieźle to wygląda. Wiatr zrywa kowbojowi kapelusz z głowy i rozpoznaję w nim swojego niedawnego rozmówcę. Nie stajenny. Okazuje się, że to bardzo ważna osoba. Sam Mistrz.
Towarzystwo w kapeluszach zachowuje się bardzo swobodnie i bezpośrednio. Widać, że dobrze się bawią. Czuję się coraz bardziej obco. Serce bije mi mocno –tak bardzo chciałabym wsiąść na konia. Wszystkie wspomnienia wracają.
Postanawiam tu wrócić w wakacje.
#
Zima upływa mi na marzeniach i lekturze literatury specjalistycznej. Dowiaduję się o istnieniu zaklinaczy koni. Bardzo miło się to czyta. Gdyby jeszcze to była prawda…
Latem zjawiam się na rancho.
Chcąc udowodnić, że znam się na koniach i ukryć zażenowanie-idę na pastwisko i opieram się ozdobnie brzuchem o taśmę. Auuu! Jest pod prądem. Za moich czasów tego nie było.
Okropnie denerwuję się pierwszą jazdą. To już prawie dwadzieścia lat przerwy. Nadrabiam miną, ale jestem bardzo spięta.
Od razu okazuje się, że nie wiem jak się używa sznurkowego kantara. Kombinuję a koń stoi i się przygląda. Jakaś życzliwa dusza pomaga mi i wyjaśnia, co i jak. Siodło okazuje się bardzo ciężkie.Z trudem wlokę je przed sobą. I znowu przeszkoda- zupełnie obcy sposób zapinania. Wielkie strzemiona, trudne do wyregulowania. W końcu wsiadam. Zaskoczenie. Bardzo stabilnie i wygodnie.
Okazuje się, że moje męki dopiero się zaczynają. Wszystko robię na opak. Odwrotnie działam pomocami. Kurczowo ciągnę za wodze. Koń staje zdezorientowany a ja płonę ze wstydu. Nic z tego nie rozumiem. Przecież umiem jeździć i to dobrze. Tego się nie zapomina. Nie może być aż tak źle. Mam ochotę uciec z krzykiem. Instruktorka cierpliwie mi tłumaczy i nie śmieje się ze mnie. Atmosfera jest ujmująco ciepła.Za ogrodzeniem Mistrz zatrzymuje się na chwile, zerka i życzliwie kiwa głową.
Chcę wszystkim wytłumaczyć, pokazać, że ja umiem, że wiem, że ten chwiejący się bezradnie na siodle rekreant –to nie ja. Do licha! Nie ja!
Każą mi otwierać metalową bramkę i zamknąć ja za sobą. Phi! –to, to na pewno umiem.Pewnie podjeżdżam i za chwilę dziękuję Bogu, że zrobił w siodle ten uchwyt, jaki tu nazywają hornem. Mało brakło i bym spadła.
Tylko galop mnie nie zawodzi. Spokojne kołysanie konia przypomina mi dawne czasy.
Nawet nie wiem, kiedy mija godzina.
Jeszcze tylko szamotanina z siodłem i mogę uciec do niewielkiego drewnianego domku i tam się ukryć.
Nie mogę zasnąć. Słyszę odgłosy ze stajni i wesołe śmiechy ludzi przy ognisku. Jestem pewna, że śmieją się ze mnie i nie mam odwagi pójść na kolację.
O świcie budzi mnie najpiękniejszy odgłos na świecie. Konie wybiegają na pastwiska. Najpierw biegną te duże, zwyczajne. Potem słychać araby –niemal bicie ich gorących serc.
Na koniec –wielka niespodzianka. Hucuły, z pozoru ciężkie i niezgrabne –biegną bezszelestnie, jakby nad ziemią.
Rancho jeszcze pogrążone we śnie, tylko szczupła postać Mistrza już przy pracy. Jak się potem okaże, on zawsze wstaje tu pierwszy i ostatni zasypia. Stale skupiony na jakimś zajęciu.
Próbuję wstać, ale sztywne z bólu ciało nie chce słuchać. Umówiłam się na jazdę o świcie, żeby uniknąć upału i upokorzenia. W końcu wlokę się skrzypiąc nogami.
Przez tydzień tak żyję w konspiracji-ale powoli mięśnie mniej bolą a sił przybywa. Całymi dniami z werandy śledzę jazdy. Udaję, że coś pilnie czytam, ale patrzę znad okładki. W zębach zgrzyta mi piasek, oczy pieką. Zaczynam rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Pierwszy teren.Na hucule. Czuję się poniżona. Dostałam konia dla starej baby, myślę.
Koń szybko wybija mi to z głowy. Codzienna senność ulatuje z niego tuż za płotem. Nigdy nie przypuszczałam, ile energii i siły drzemać może w takim małym grubasku. Na jednej z prostych, żegnam się z życiem. Wpadamy na polanę i kątem oka dostrzegam kapliczkę z napisem: „Maryjo chroń nas”. Potem wypadamy na polną drogę.Pędzimy a tuż obok mnie leci wielki jastrząb. Jakiś wykrot i ponownie cieszę się z istnienia hornu. Po chwili, przy próbie skoku tego żałuję.Mam pokaźny siniak na brzuchu.
Po powrocie z terenu, wieczorem podchodzę do ogniska, ale pozostaje poza kręgiem światła.
Nikt mnie nie woła, pozwalają mi się oswajać powoli. Mistrz gra na gitarze.
Przeczytałam  :kwiatek: i taka refleksja: nie wydaje się wam, że koniarze zbyt często czują się samotni? osamotnieni?
Pamiętam gdy całe lata byłam przekonana, że tylko ja jestem taką wariatką, żeby mieć małe dzieci i intensywnie jeździć konno  🤔wirek: + włóczyć się z dzieciakami po zawodach.
A potem  💃 odkryłam "dzieciowy" na volcie - i tak cudownie się poczułam  💃 (że wariatek sporo  :hihi🙂 Mój najmłodszy jest z "ciekawych czasów" - już niecierpliwie na niego czekałam gdy wyglądało na to, że met nie da sobie rady sama, gdy zen żyła jakby na karuzeli...
Wówczas już "w realu" spotykałam inne mamy - koniary. Ale jakoś do mnie to nie docierało. Że są. I zawsze były. I będą.
Na pewno już gdzieś to pisałam - ale nadal to dla mnie ważne. To odczucie wspierającej wspólnoty.
I cytowałam też niezmiennie dla mnie ważną prośbę gen. (Rotmistrza - tak wolał) Gutowskiego: "Niech pani nie przestaje jeździć, niech mi pani obieca! Proszę zawsze pamiętać, że Mistrzem Olimpijskim można zostać do osiemdziesiątki!"
Rotmistrz skakał nadal jako dziewięćdziesięciolatek  🏇
No - to teraz, dobiegając 50-tki - będę (po raz szósty już chyba) znowu przerabiać/zmieniać swój styl skoku  😜 Od nowa. Bo króliczek ciągle ucieka...
Przeczytalam - Tania :kwiatek:,swietne
Witam wszystkich.
Trafiłam na ten wątek przypadkiem. I mimo, że mój nick na to nie wskazuje  😂 to od roku mogę bezkarnie się w tym wątku udzielać. Ale ja nie czuję się oldbojem. Od dziecka jeździłam konno. Ale na swojego własnego kopytnego mogłam sobie pozwolić dopiero niedługo przed trzydziestką. Mam jednak trapiący mnie problem. Kiedy jest czas na dzieci ? Mam nienajgorszą pracę, mieszkanie (z kredytu, ale zawsze) faceta (tego samego od ponad 10 lat  😉)  , spelniłam wiele swoich marzeń - mam konia, psa wymarzonej rasy i nawet wiewiórkę syberyjską  😉 Tylko cięgle z jakichś nieznanych mi powodów odwlekam decyzję o posiadaniu dzieci, a czas leci nieubłaganie. No bo przecież jak ja będę w ciąży to mój koń napewno zdechnie bo nikt się nim zajmie  🤔wirek: , szef mnie zwolni bo pójdę na macierzyńskie  🤔wirek: , mój facet mnie zostawi bo będę miała rozstępy  🤔wirek: a pies i wiewiórka zostaną oddane bo dziecko na pewno będzie miało alergie na sierść  🤔wirek: Uprzedzę Wasze komentarze tak jestem nienormalna. Czy każda kobieta ma tekie dylematy ? Ostatni zaczynam żałować, że nie wpadłam mając 17 lat  😵
Tak opisałam, jak wtedy czułam.
Ciekawa jest uwaga Halo o osamotnieniu.
W młodości w szkole byłyśmy dwie jeżdżące konno.
Na dużą szkołę. Wyróżniałyśmy się wyglądem i pewnie zapachem.  😡
Na niekorzyść. Chodziłyśmy do różnych klas i nawet na przerwach nie było czasu pogadać.
No, słowem, odstawałyśmy od rówieśników. Nie miałyśmy czasu na zwykłe, szkolne życie.
Dobrze nam było tylko w stajni z innymi dziwakami.
Teraz, w czasach netu-jest lepiej. W tamtych latach jeden mój koń trafił do rzeźni a drugi został zabity.
Nie miałam się z kim podzielić rozpaczą na taką skalę jaką daje np. re-volta.
misia 997 - w Towarzyskich jest cały , wielki wątek na temat, o jakim piszesz.
http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,35211.0.html
Zaraz się lepiej poczujesz.
duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
15 kwietnia 2011 08:02
tak mnie jeszcze skłonił do refleksji post o osamotnieniu i - co tu dużo mówić - wyśmiewaniu, że człowiek czasem był śmierdzący czy inny 🤔
przez osobniki klasowe o konstrukcji cepa i wrażliwości gwoździa 😎

dziś patrze na nk na zdjecia tych wysmiewaczy i myślę: "ludzie coście z siebie zrobili" 😲 tłuste i zaniedbane babony o oczach zmęczonych życiem... obrzydliwi faceci z wiszącymi brzucholcami, których kijem bym nie tknęła - wstawiający zdjęcia z wesela podczas tańca w kółeczku 😵

"a dobrze wam tak"  😂 myślę patrząc na te dowody klęski życiowej i idę do stajni 🏇 🏇 🏇
może i jestem wtedy wredna, ale cóż niektórzy tez kiedyś byli 🤔
O,to to Duuniu!
W zeszły weekend spotkałam się z moim Przyjacielem z dzieciństwa, ze stajni.
Takim też "dziwakiem". Ma przepiękny ośrodek jeździecki, zaraził dzieci swoją pasją.
Wygląda olśniewająco.
Wspominaliśmy dzieciństwo i zgodnie stawierdzilismy, że nasza blisko ponad 30 letnia przyjaźń
nie przetrwałaby, gdyby nie konie. Nasze "dziwctwo" bardzo nas zbliżyło. Tak -na wieki.
Spotykamy się rzadko, ale zawsze to jest tak, jakbyśmi widzieli się godzinę wcześniej.
Bezcenne.
majek   zwykle sobie żartuję
15 kwietnia 2011 08:20
Tania podała zły wątek  😁.  Misia wpadaj do nas, do szalonych matek z dziećmi http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,74.25140.html

wczoraj urodziła się kolejna amazonka 🙂
Tania podała zły wątek  😁.  Misia wpadaj do nas, do szalonych matek z dziećmi http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,74.25140.html

wczoraj urodziła się kolejna amazonka 🙂

Aaa! Racja, racja!!
Gratulacje .
w zasadzie spełnilam swoje marzenia, tez jezdzilam od dziecka- moja matka do dzis uwaza ze jestem wariatka. Czworka dzieci 7 koni- naprawde jest co robic. Ale mam jeszcze jedno- jezdzic. Na to braknie czasu, sily.. odwagi. Po trzech porodach / misia- nie zawsze sa rozstepy- ja nie mam/ wzroscie wagi- nie mam juz takiej sprawnosci jak kiedys.. niestety. Ale jakos czlowiek dupsko klepie  w siodle. Sportowo sie juz nigdy nie spelnia marzenia, ale rekreacyjnie- caly czas mam nadzieje.
Trenerka pociesza ze nie jest tak zle, ale ja wiem ze jest.

A propos smierdzenia.. bardzo czesto zdarza mi sie odbierac dziewczynki z przedszkola prosto ze stajni... no coz. Na szczescie to mala szkola i kazdy wie jaka mam prace.

Ale jestem naprawde szczesliwa... mam wspaniala rodzine, kochajacego meza.
Uwielbiam prace przy koniach, patrze jak sie rodza, staram sie z nimi zaprzyjaznic od pierwszych chwil, odplacaja sie naprawde.

Taniu, wspaniala opowiesc. Taka własna bardzo szczera- gratuluje odwagi, powrotu do marzen.
O! Jeszcze coś przyszło mi do głowy.
W dorosłym życiu spotykam się też z takim nieprzychylnym spojrzeniem tych "normalnych" jak wyjdzie , że mam konia.
Nieprzychylnym w sensie, że na pewno muszę być strasznie zamożna , skoro mam konia.
W podtekście -pewnie mam jakieś lewe dochody bo stać mnie na takie ekstrawagancje.
Z drugiej strony spotykam lekką pogardę.
W moim wieku nie mam garnków Zepter, ani odkurzacza Rainbow a na wakacjach za granicą byłam raz, jeszcze jak nie miałam konia.
Takie pańcie w moim wieku -w futrach i garsonkach - patrzą na mnie z góry .
Bo wydaję pieniądze na głupoty.  😂
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
15 kwietnia 2011 08:51
Mi sie podoba bycie samowystarczalnym oldbojem nie uzależnionym ani od rodziców ani od np. męża ktory by miał harować na to by finansować me fanaberie.

Sama zarabiam i fiansuję swoje hobby, dziecko odchowane i dorosłe już, więc mam czas  na to by jeździć codziennie. Nie wiem o jakiej "samotności" tu się mówi. Przecież teoretycznie koleżnaki i koledzy stajenni zapewniają nam to że nie jesteśmy "samotni".

Mi sie podoba bycie samowystarczalnym oldbojem nie uzależnionym ani od rodziców ani od np. męża ktory by miał harować na to by finansować me fanaberie.

Sama zarabiam i fiansuję swoje hobby, dziecko odchowane i dorosłe już, więc mam czas  na to by jeździć codziennie. Nie wiem o jakiej "samotności" tu się mówi. Przecież teoretycznie koleżnaki i koledzy stajenni zapewniają nam to że nie jesteśmy "samotni".

No to prawda. Tak na ogół myślę. Jednak czasami czuję się taka "inna".
Nie "niezwykła" ale "inna". Od poniedziałku do piątku.
duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
15 kwietnia 2011 09:06
ależ Elu my mamy na myśli samotność która nas dotknęła razem z niezrozumieniem w przeszłości zamierzchłej  😀
więc niejako jest to samotność dla nas już historyczna, wspominana z rozrzewnieniem i nutką złośliwości w stosunku do osamotniających  🤣
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
15 kwietnia 2011 09:10
nie no nic z tego nie rozumiem. 😲 O jaką samotnośc niby się rozchodzi...

ja tam się cieszę że mam pasję, hobby czy jak tam to zwą. Nie wiem co bym miala ze sobą robić w sumie. Chyba tkwić w letargu na kanapce przed TV
duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
15 kwietnia 2011 09:13
...no że taki człowiek był osamotniony na klasowej przerwie, bo nie bawił sie durną barbie tylko konia udawał, a wszyscy robili tak: 🤔wirek:

to skomplikowane 😉
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
15 kwietnia 2011 09:15
eeee, od razu osamotniony. Normalnie się w gume grało, chlopka, zbijaka, a w konia to się bawiło normalnie z innymi - skakanka na kark pod ramionami za końcówki koleżanka trzyma i powozi  wio hette wiśta prr. za moich czasów nie bylo barbie.
Ja miałam na myśli też tę obecną.
Pańcie w garsonkach i ich protekcjonalny ton:
-No, taaak... Ty znowu do tej swojej stajni jedziesz. Śpicie tam na sianie?
No, a ja do fryzjera idę. A ty już zawsze ten koński ogonek będziesz nosiła
?

ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
15 kwietnia 2011 09:21
Pańcie w garsonkach i ich protekcjonlany ton:
-No, taaak... Ty znowu do tej swojej stajni jedziesz. Śpicie tam na sianie?
No, a ja do fryzjera idę. A ty już zawsze ten koński ogonek będziesz nosiła?


na szczęście ja nie mam takich znajomych
Tak,żeby nie narzekać. Ostatnio mój znajomy -rówieśnik zaczął biegać .
I pobiegł w takim ćwierć maratonie.
Przyszedł i powiedział:
-Teraz rozumiem te twoje konie.Dobrze miec hobby. Dobrze być w grupie osób o podobnych zamiłowaniach.
A wcześniej wciąż mi jęczał,że mnie nigdy w weekend nie ma, że nie griluję z jego znajomymi,
że do Egiptu nie można mnie zabrać.
I pobiegł. Trenować na kolejne zawody.  😅
A.   master of sarcasm :]
15 kwietnia 2011 09:32
dla mnie konie to de facto samotnosc, bo z ludzmi jakos nigdy nie potrafilam sie dogadac, wiec ucieklam do stajni...  dalej nie moge sie z ludzmi dogadac
dla mnie konie to de facto samotnosc, bo z ludzmi jakos nigdy nie potrafilam sie dogadac, wiec ucieklam do stajni...  dalej nie moge sie z ludzmi dogadac

A to jeszcze inne spojrzenie. I też wiele w tym prawdy.
Biedny Treser zawsze tak na mnie czeka, żeby pogadać . I gadamy.
Jednak czasem mam ochotę poprosić - zamilcz na chwilę, chcę posłuchać konia.
[quote author=Złota
A propos smierdzenia.. bardzo czesto zdarza mi sie odbierac dziewczynki z przedszkola prosto ze stajni... no coz. Na szczescie to mala szkola i kazdy wie jaka mam pracę.
[/quote]
Ja też najczęściej zawożę moją córkę już w "końskich ciuchach" i w takich odbieram, ale czasami zdarza mi się założyć ubranie służbowe  😁 czyli zwykłe jeansy i bluzkę i śmieję się jak moje dziecko przy innych dzieciakach i rodzicach mówi: mama a co się dzisiaj tak wystroiłaś a oni patrzą na mnie podejrzliwie i oceniają moje wystrojenie  😀
Poza tym jak podjeżdżam pod szkołę i wyrzucam mojego dzieciaka a potem pędem do stajni bądź obowiązków, żeby potem szybko do stajni to trochę z żalem patrzę na te mamy w moim wieku co to mają za dużo wolnego i zawsze wystają pod furtką na ploteczkach. Dla nich ja jestem dziwolągiem, co to nie ma czasu dla własnego dziecka wyrzuca i odbiera nie wysiadając z samochodu, ale ja wolę spędzić z małą czas w stajni na wspólnej jeździe i przeżywaniu naszych wspólnych końskich sukcesów i porażek niż staniu pod szkołą i dywagacjach o "oświacie".  😀
Mnie ta przerwa w kontaktach z końmi dusiła wiele lat. Okropnie tęskniłam.
I takim decydującym dniem był pobyt na pewnej Bardzo Ważnej Konferencji.
Byłam wtedy pańcią w garsonce , fryzurce, z teczką, na obcasach, z manicure.
Stałam przy szatni a tam było wielkie lustro. Zerknęłam i nie umiałam siebie rozpoznać
wśród kilku pańć identycznie wyglądających.
Już o tym kilka razy pisałam, za co przepraszam. Jednak wciąż pamietam ten dzień.
Po powrocie w siodło w tym samym lustrze stałam już w skórzanych spodniach
i kurtce, sztybletach i z końskim ogonkiem. I w niczym to wagi mojego wystąpienia nie obniżyło.
🏇
A.   master of sarcasm :]
15 kwietnia 2011 09:58
taaaa... ja budzilam lekka sensacje w srodkach komunikacji miejskiej w Warszawie, ale przynajmniej w tramwaju moglam sobie przysnac bo nikt mnie z miejsca nie zganial...  😁


tu w Anglii to co innego, a juz szczegolnie w miescie konskim Newmarket, gdzie koni jest kilkanascie tysiecy (na 15 tys mieszkancow). mohe sobie isc do Tesco w ohydnie brudnych spodniach od dresu, w adidasach uwalanych gnojem i nikomu to nie przeszkadza. a zebyscie zobaczyli szejka Mohammeda, wladce Emiratow Arabskich, ten to sie ubiera jak jakis lump...jeden z najbogatszych ludzi na swiecie, wczoraj na aukcji koni tez go widzialam... na szczescie w cywilizowanym swietcie nie szata zdobi czlowieka
Ja tak nawet lubiłam epatować "końskością" , ale już mi przeszło.
No, może w stajni .... no lubię czasem tak przejść przed grupką gości.
Tak powłócząc nogami profesjonalnie.  😡
A.   master of sarcasm :]
15 kwietnia 2011 10:18
mnie ostatnimi czasy zachcialo sie wygladac jak czlowiek... tylko za bardzo nie mam okazji zeby sie wystroic  😵 szczyt elegancji to dzinsy, koszulka polo i buty bikerskie (takie krotkie kowbojki) a sukieneczek i obcasikow nie mam gdzie zakladac  🤔
Przyjemne was czytac.
Wmojej stajni tez jest  nas kilka
niestety jestem jedyna polka wiec dziwnie  na mnie patrza 👀 jak opowiadam o czasach jak zaczynalam jezdzic, sprzecie "home made".
Musze przyznac, teraz wogóle nie przejmuje sie  w jakich ciuchach  ide do sklepu w firmowej koszuli czy stajniowym wdzianku.
Co najsmieszniejsze stare uniformy zazwyczaj awansuja na stajniowe  😀iabeł:
Ciekawa jest uwaga Halo o osamotnieniu.
W młodości w szkole byłyśmy dwie jeżdżące konno.


W mojej podstawówce i w liceum jeździłam tylko ja. Zapach jakoś nikomu nie przeszkadzał, może dlatego, że jeździłam po szkole. Ale palcat... Zwłaszcza chłopcy reagowali na niego żywiołowo i robili mi różne propozycje.
Na studiach było lepiej. W końcu Wydział Nauk o Zwierzętach. Ale na 130 osób koniarzy było z 18 i inni też trochę się z nas podśmiewali, bo zootechnik od koni, to taki co idzie na łatwiznę. Przy krowach to dopiero jest praca. A do tego miłośnicy krów są normalni, bo o nich nie gadają🙂

Ale w sumie to wszystko drażniło mnie, ale nie było dla mnie problemem. Osamotnienie zaczęło się potem, kiedy kupiłam konia. Znajomi reagowali na to dobrze, od taka zabawna fanaberia, wszyscy kupują pralki, lodówki, samochody, konsolę, a tu koń. Gorzej było w stajniach. Bo hucuł. Bo nie jeżdżę sportowo (jakoś nigdy mnie to nie pociągało, jeśli chodzi o moje ambicje sportowe, chciałam mieć tylko własne flo, no i mam dwa🙂  ). Bo mój koń nie jest efektowny. Byłam więc pensjonariuszem gorszego rodzaju.
Teraz trzymam konia w stajni nastawionej tylko na hucuły. Wśród hucularzy jestem najzupełniej szczęśliwa. Boli mnie tylko czasem, że nie możemy być częścią większego, koniarskiego świata🙁
nigdy nie narzekałam na samotnosc.Ani gdy miałam przerwę w obcowaniu z konikami ani teraz. Baa dzieki koniom mam wielu nowych przyjaciół no i jestem z Wami na re-volcie. Nie, nie czuje się samotna. Uwielbiam soboty i niedziele gdy wpadaja do mnie własciciele swoich kopytnych i razem człapiemy do stajni a pozniej w teren.A teraz idzie wiosna i lato wiec będa i ogniska i grille i mój dom znów będzie pełen ludzi. He, he czasem to nawet mam ochote krzyczec "dajcie mi choc 5 minut samotnosci" ale gdy to się zdarzy zaraz tęsknię za gwarem.

Taniu- opowiesc suuuper, bardzo fajnie sie czytało. No cóz powrót do jezdziectwa to nie powrót do jazdy na rowerze. Niestety , wiem o tym az za dobrze, jeszcze nie raz nie dwa mam pietra gdy np przyjdzie przeskoczyc przez większy rów. Ostatnio super mi się to udało.... 🤣 z tym ,że wylądowaliśmy osobno, kon gdzie indziej a ja zupełnie gdzie indziej. 🙄 🤣
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się