Koński savoir-vivre

Nie wiem czy podobny wątek już powstał. Szukałam, nie znalazłam, jeśli jednak jest to przepraszam.  :kwiatek:

Temat wydał mi się ważny, ale też często pomijany. Mam wrażenie, że w dużej mierze działamy w tym zakresie intuicyjnie. Ciekawi mnie jakie Wy macie sposoby na egzekwowanie konkretnych zachowań u koni np. podczas czynności "okołopielęgnacyjnych" i jak definiujecie granice w takim kontakcie.

I nie, nie szukam tu gotowej recepty na wszelkie trudności tego typu.  😉 Po prostu kiedy tylko mogę to podpytuję w tym temacie mądrzejszych od siebie, a trochę niestety działam po omacku ( :icon_redface🙂 dlatego jestem ciekawa innych punktów widzenia. 
Ja raczej na czuja, konsekwentnie robię swoje i wymagam, ale też i konia mam spolegliwego. Choć w sumie ogarnął się przez wychowanie, bo ponoć była dzicz trochę, a teraz jest konikiem idealnym :P Rutyna też ulepszyła działanie i koń np. sam podaje nogi, jak wyciągam z boksu to stoi niewiązany, pewnie nawet mógłby nie mieć kantara na łbie i i tak by się zachowywał. Sam się od razu elegancko ustawia, przesuwa zad na wskazanie ręką. Wydaje mi się, że wystarczy wyczuć moment, kiedy trzeba ukrócić jakieś widzimisię końskie, a kiedy można porozpieszczać gada.
Ale ja jestem rekreant i pańcia jednego konia, który to czasem się wierci, czasem jest przerwa na mizianie jak mi łeb kładzie na ramieniu, ba, czasem daję mu wytrzeć łeb o siebie jak "prosi" 😁
To ja napiszę z perspektywy opiekuna dość trudnego konia. Dużo czasu mi zajęło przyswojenie tej szeroko znanej prawdy. Zero cukierków! Konie dominujące i cukierki to przepis na katastrofę. Reszta to jak z każdym: konsekwencja, spokój i egzekwowanie szybkich reakcji na swoje żądania.
Ja to ze swoim czuję jakbym przeszła szkołę życia. Zawsze byłam typem Cioci Ciasteczko co to kofffa konisie, dopycha je ciasteczkami i daje się miętolić. No i mnie drań oduczył  😁
Nie "konie dominujące i cukierki to przepis na katastrofę", tylko "człowiek nieumiejący dawać cukierków tak jak trzeba i wtedy kiedy trzeba to przepis na katastrofę".
Z każdego konia można zrobić cukierkowego potwora, jeśli się nie wie, jak te cukierki dawać, a jak nie.  😉
Murat-Gazon och doprawdy? Ile Ci tej gówniarzerii przez ręce przeszło, żeby rościć sobie prawo do tak zdecydowanych poglądów, co?
Ja ciasteczkową ciocią nigdy nie byłam, a miałam konia, któremu kilka nawet najbardziej zasłużonych cukierków danych dokładnie na czas w niedługiej perspektywie robiło z mózgu sieczkę. Nie pomagał stajenny, który potrafił przyjść z jabłkiem, kiedy robiłam coś przy koniu w boksie (czyściłam kopyta, zawijałam, whatever), albo dawał garść owsa do paszczy ilekroć przechodziłam obok wózka w trakcie karmienia (a z koniem po kontuzji po stajni chodziłam sporo). W efekcie zaczęłam nawet na głupi spacer w ręku brać bata, choć czasem się zastanawiałam, kto na niego bardziej zasługuje - koń czy stajenny. Żeby nie było - do gościa nie docierało. W odpowiedzi na moje tłumaczenia, że przez takie robienie koniowi wody z mózgu potem dostaje łomot dowiadywałam się tylko, że jestem niedobrą pańcią, co nie kocha konika.
Jak ma się typ dominujący, to zamiast testować "dobre i niedobre" dawanie cuksów lepiej nie dawać wcale i przyjąć jako regułę, bo w samym ich dawaniu wartości jako takiej nie ma żadnej. Największą nagrodą dla takiego konia jest brak presji i tego uczucia powinien szukać przy człowieku, a nie cukierka.
No, ale to jest dokładnie to co napisała Murat  🙄 Stajenny Ci konia rozpuścił i koniec tematu.
A ja popieram, że dawanie cukierków koniom dominującym to przepis na katastrofę. Mój koń dostaje tylko i wyłącznie marchewkę, jabłko, cukierka do żłobu lub cukier podczas jazdy - z siodła dla "rozluźnienia", wtedy cukierek nie uderza do głowy. Po prostu mój koń tak ma 🙂
A jeżeli chodzi o kręcenie się podczas czyszczenia to tak robi to, nie ma mowy żeby go nie przywiązać, bo łasuch zaraz podejdzie sobie do beli sianka żeby coś tam skubnąć.
Mamy jeszcze jeden głupi nawyk - uciekanie z boksu, jeżeli nie domknę drzwi gdy np. chcę dać siana to szanowny pan koń popycha drzwi i mnie "pośpiesza".
Teraz akurat jesteśmy po kontuzji, więc będzie trochę czasu żeby popracować nad podstawami
lilid no ale przecież opisałaś sytuację, w której to nie ty zrobiłaś coś źle, tylko inna osoba popsuła ci robotę.
Oczywiście, że można wcale nie dawać. Zwłaszcza w takiej sytuacji, kiedy wiadomo, że inni ludzie będą robić inaczej i konia rozpuszczą. Oczywiście powstaje pytanie, czy jeśli ty nie będziesz dawać, a ci inni będą, to cokolwiek pomoże. Ale owszem, w takiej sytuacji bym nie dawała. Tym niemniej uważam, że jeśli ktoś wie, co robi i dlaczego, a wokół nie ma nadgorliwców psujących mu pracę, to może dawać.
(jeśli chodzi o psucie roboty, to też coś o tym wiem - co jakiś czas muszę przypominać mojej klaczy, że nie toleruję szczurzenia się i robienia wrednych min, kiedy daję jedzenie. Bo obsłudze stajni to nie przeszkadza, więc ruda się nauczyła, że można bezkarnie robić wściekłe grymasy na człowieka. Dodam, że jest to typ absolutnie niedominujący... Tłumaczyłam, co z tym zrobić, ale ignorują, bo ogólnie koń jest bezproblemowy, więc "niech sobie porobi miny, co to szkodzi"  :icon_rolleyes🙂

tulipan, Murat koń był taki i bez stajennego, stajenny jedynie zrujnował miesiące resocjalizacji bez cukierków właśnie. Po prostu są konie, którym lepiej nie dawać i nie bardzo rozumiem, po co, skoro można nagradzać w inny, dla takiego zakapiora bardziej zrozumiały sposób.
Dava   kiss kiss bang bang
28 lutego 2017 08:17
Ja się zgadzam z Tulipan i Murat  :kwiatek:
To nie w dominującym koniu jest problem tylko w nieumiejętności dawania cukierków  😁 Czy ogólnie wychowania konia.
Jak wytłumaczysz, że koń swoją właścicielkę chce kopnąć przy czyszczeniu kopyt, a ja wchodzę i jakoś ładnie nogi daje ale właściciela podgryza, a innej osoby nie  😁
Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność  😎
Mój koń jak był młody też kręcił się przy czyszczeniu i był dość nerwowy. Jakoś udało mi się samej wypracować wszystko tak, że koń stoi nieprzypięty na korytarzu i można go siodłać bez problemu albo zostawić otwarty boks jak coś tam sobie czyszczę czy układam i koń nie ucieknie itd. itp.
Tylko wszystko trzeba przepracować, a z koniem trudniej niż z psem, bo nie spędzamy z nim całych dni 😉
Dava z jednej strony trzeba czasu, żeby przepracować, z drugiej koń podgryza właścicielkę, z którą spędza najpewniej więcej czasu niż z Tobą, a przy Tobie jest potulny jak baranek  🙄 Jeśli czasowo jest na odwrót to zwracam honor, ale bardzo często jest tak, że koń obcą osobę "uważa bardziej", niż swojego człowieka. Przykładem niech będzie wyjątkowo niemiły jegomość na ogół dający się trzymać w ryzach swojej trenerce, która swoją drogą naprawdę ma autorytet i potrafi poustawiać najgorsze zakapiory właśnie tak jak mówisz - wchodzi na salę i jest cisza w klasie. Wyjątkiem były wizyty weta - koń był tak na anty, że nie dawał się złapać w boksie. Kręcili razem bączki z kantarem bezskutecznie z 5 minut. W końcu wszedł ów znienawidzony wet i bez problemu kantar założył. Koń nastoletni już, nigdy w laickich rękach, a jakoś bycia misiem się nie nauczył. Niektóre konie po prostu takie są, że dobre maniery są dostępne tylko w określonych rękach, a i tak trafiają się sytuacje, kiedy przestają obowiązywać.
Ale to dalej potwierdza opinie moją, Murat i Davy. Nie z koniem jest problem tylko z człowiekiem.
Nie no, zawsze jest problem z człowiekiem, wszak to człowiek czegoś od konia chce, nigdy na odwrót 😉 Koń sam ze sobą nie ma problemu.
Niestety prawda jest taka, że koń w przeciągu kilku chwil wie, "kto jest kto" i na ile sobie może pozwolić. Oczywiście są konie z natury miłe i te będą sobie nawet przy zupełnie nieogarniającym człowieku pozwalały na mniej, ale te bardziej dominujące wykorzystają każdą okazję, żeby sobie porządzić. 😉 I owszem, to nie koń stanowi problem, tylko człowiek. Koń robi to, co mu wolno - i tyle.
Dava   kiss kiss bang bang
28 lutego 2017 08:49
Lillid to nie kwestia spędzania czasu z koniem bądź nie, tylko podejścia. Bo spędzać możesz i 5h dziennie nieproduktywnie, a czasami 2 min korekty wystarczą  😁

Ludzie, którzy mają problemy wychowawcze ze swoimi końmi to zauważyłam, że nie karzą ich wcale albo robią to na okrągło i bez sensu.
A ja się zgadzam ogólnie w Waszymi stanowiskami. Złe podawanie łakoci szkodzi, potrafi utrwalić niepożądane zachowanie bardzo szybko. Jednakże są konie, które w ogóle nie powinny dostawać takiego kopa motywacyjnego. Mam na myśli bardzo łakome sztuki. Moim zdaniem w tym wypadku znane powiedzenie: "przez żołądek do serca" - nijak ma się do rzeczywistości.
Ja sukcesywnie zamieniłam "słodycze" na drapanie.
maluda mój jest z tych żarłoków, on jest jak narkoman na głodzie czasem - jak da się mu cuksa bez powodu to natychmiast się ekscytuje, ogląda za następnym, wierci i generalnie po robocie jest, bo ciężko go wyciszyć. Dlatego nagrody jedzeniowe dostaje tylko wtedy, kiedy na to zasłuży i w odpowiednim momencie, przestałam mu dawać od tak o, za ładne oczy, a musi się jakoś wykazać, zasłużone łakocie jakoś łagodnie na niego wpływają i staje na uszach, żeby być grzecznym 😉
[quote author=Murat-Gazon link=topic=100798.msg2654731#msg2654731 date=1488263529]
Nie "konie dominujące i cukierki to przepis na katastrofę", tylko "człowiek nieumiejący dawać cukierków tak jak trzeba i wtedy kiedy trzeba to przepis na katastrofę".
Z każdego konia można zrobić cukierkowego potwora, jeśli się nie wie, jak te cukierki dawać, a jak nie.  😉
[/quote]

Kochana to taki typ co broni cukierków znajdujących się w mojej kieszeni. On WIE, że one tam są, nie trzeba ich nawet dawać. I nie to, że agresja jest skierowana na mnie, tylko na cały świat dookoła. Zresztą nieważne 😉 Czy nie umiem, czy umiem, czy koń tak ma, czy nie. Nie ma cukierków=nie ma kłopotu.
Swoją droga strasznie denerwujące są takie z góry oceniające wypowiedzi i musiała bym napisać cały elaborat starając się udowodnić, że wiem jak podawać cukierki. Co jest trochę infantylne i prowokuje głupią przepychankę, więc z góry załóżmy, że jestem cukierkowym nieukiem i poprostu z tego powodu ich nie podaję.
To jest niesamowite, że problem z karmieniem konia cukierkami (jeśli to w ogóle można nazwać problemem) mają zazwyczaj właściciele jednego konia  😉 Nie będę siebie podawać jako przykładu, ale podam mojego trenera, który koni miał i ma masę różnych. Wszystkie są nagradzane cukrem i żaden, powtarzam żaden niczego na człowieku nie wymusza.
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
28 lutego 2017 09:47
Ja swego czasu pracowałam w jednej stajni, gdzie zajmowałam się młodzikami i ich przygotowaniem. Generalnie jestem zdania, ze cukierek w dobrym momęcie potrafi wiele załatwić, ale zgadzam się, że zdażają się konie któym lepiej nie dawać w ogóle. Miałam taką klaczkę do ogarnięcia. Spokojna, uważna, wszystko cacy, ale jeśli dostała cukierka za wykonanie czegoś poprawnie to już o dalszej pracy można było zapomnieć. Nie mogła się skupić, cała podjarana, krecąca się itp. Ale też w drugą stronę, sąkonie które można podkarmiać bezkarnie za każdą dobrze zrobioną pierdołę 😉
tulipan, ale masz słowo klucz - nagradzane. A do wielu niesubordynacji dochodzi w przypadku dawania cukierków bez żadnego powodu.
A co sądzicie o dawaniu przysmaku po np. fajnej jeździe, dobrym treningu, ale do żłobu zanim koń do boksu wejdzie? Nie wiem czy ogarniacie o co mi chodzi XD
Rudaska8) koniowi frajdę sprawisz, ale nie będzie wiedział, że to np. nagroda za udaną jazdę - za dużo czasu mija między końcem jazdy a dotarciem do żłobu i zjedzeniem zawartości, by mógł to powiązać.
Możesz jedynie wytworzyć skojarzenie, że po jeździe jest jedzenie, i to tyle.
Dziękuję  😀
[quote author=Murat-Gazon link=topic=100798.msg2654825#msg2654825 date=1488276077]
Możesz jedynie wytworzyć skojarzenie, że po jeździe jest jedzenie, i to tyle.
[/quote]
Nie wiem czy to jest dobre skojarzenie. Koń będzie chciał szybciej skończyć trening w ten sposób... 😉
Ciekawy temat, nie wiem tylko dlaczego problem został sprowadzony do dawania cukierków. Wychowanie konia to proces a cukierki mogą (ale wcale nie muszą!) być małym elementem tegoż.
Generalnie jestem przeciwna "smaczkom", bo zwykle nie można podać go tak szybko, żeby był jednoznacznie odebrany jako nagroda. Poza tym koń to nie pies i jedzenie nie jest aż taką radochą, nie trzeba go upolować, ono jest (przynajmniej powinno) właściwie cały czas.
Moje konie przychodzą na zawołanie, łażą za mną na wybiegu i sprawdzają co robię, podstawiają się do głaskania chociaż nie są karmione z ręki. Uważam, że tak jest bezpieczniej, nie mam potem problemu, że ktoś podejdzie do koni a one mu przeszukają kieszenie. Niby mieszkam na zadupiu i zwierzaki mam przy domu więc problem prawie żaden.

Pomijając karmienie z ręki: Bardzo mnie dziwi jak czytam, że ktoś się cieszy, bo koń bryka. No po prostu tego nie ogarniam. Wiem, zdarza się, ale jak dla mnie jest to nieakceptowalne i koń próbując natychmiast dostaje informację, że tak się nie robi. Nigdy w pracy. Ani na lonży, ani pod siodłem, ani podczas prowadzenia w ręku. Od brykania jest padok i koledzy i wolno tylko z dala ode mnie. Jeśli pozwoliłabym "wybrykać się" na lonży jak mogę oczekiwać, że będą spokojne pod początkującym? Przecież wczoraj było wolno to jak to?

A swoją drogą, najlepszą metodą na nauczenie się końskich zachowań i reakcji jest obserwacja stada. "Kamień hodowcy" - usiądź, obserwuj, jeszcze chwilę...
Karcisz konia nawet jak jest niewybiegany i zwyczajnie spuszcza parę?
Skoro roślinożerca skacze po głowie za cukierka to co ze szkoleniem mięsożerców? Chyba już dawno szkoleniowcy nie powinni mieć rąk, nóg lub zostać pożarci żywcem za plasterek kiełbasy w kieszeni. Jak ktoś nie ma zielonego pojęcia o budowaniu hierarchii to nie powinien się w ogóle dotykać SZKOLENIA. No chyba, że siebie samego. Zasady są proste, kto ma żarcie, ten ma władzę.

maluda Ja również nie pozwalam na brykanie koniowi w pracy. Nigdy. Jedynym wyjątkiem będzie koń nowy, którego nie znam. Koń który ma warunki by się wybiegać na padoku nie powinien przeginać. A jak nie ma to trzeba wrócić do podstaw i mu je zapewnić.
maluda Ja również nie pozwalam na brykanie koniowi w pracy. Nigdy. Jedynym wyjątkiem będzie koń nowy, którego nie znam. Koń który ma warunki by się wybiegać na padoku nie powinien przeginać. A jak nie ma to trzeba wrócić do podstaw i mu je zapewnić.


Uprzedziłaś mnie, już zresztą napisałam, że od tego jest padok i stado. No, ale ja mam ten komfort, że zajmuję się końmi, które są na wybiegach przez większą część dnia. Nie wiem czy podjęłabym się robić cokolwiek z końmi stojącymi tylko w boksie a jeśli to jak rozwiązałabym problem... Chętnie posłucham o sposobach jak wytłumaczyć zwierzęciu, że dzisiaj wolno brykać, bo to tylko lonża a jutro już nie, bo na grzebiecie początkujący albo mamy inny plan na dziś... I nie pytam złośliwie, po prostu nie widzę rozwiązania.
SzalonaBibi a ty masz wałachy czy klacze też? Bo np. moja ruda, choć 24 h/d na dworze, to nie biega po padoku. Jej koleżanka, z którą stoi, również nie. Pozostałe klacze w stajni to samo. One dostojnie spacerują, ewentualnie ostatecznie przebiegną się kółko.  🙄 W związku z tym moja bywa niewybiegana 😉 Ale ja to widzę, ona wyraźnie pokazuje i pyta, czy może pobiegać, i na takie przypadki na lonży czy luzem mamy swój sygnał oznaczający "odpalaj wrotki" - i ona ten sygnał rozumie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się