Okiem Planty - życie w Teksasie

Jest tez inna opcja-separacja. mozemy mieszkac nawet pod jednym dachem, byle pokoje i lozka byly oddzielne, zero seksu, oddzielne jedzenie, oddzielne zycie. To daloby mi czas i okres przejsciowy na znalezienie pracy i uniezaleznienie sie od niego.
Musze doczytac co jest wymagane do zlozenia papierow.



Myślę, że łudzisz się, że będzie jeszcze dobrze. Odpuść i myśl o sobie i  córce. Teraz musisz szukać pracy, teraz musisz się usamodzielnić (jesteś na dobrej drodze), teraz musisz pokazać córce jak jesteś silna - bo jesteś. Nie myśl o daniu mu szansy, nie myśl o wspólnym życiu, mieszkaniu itp. Myśl o przyszłości, o o sobie szczęśliwej i niezależnej!
Planta musisz zadać sobie pytanie po co ci w domu ten facet. Jeżeli nadal go kochasz to żadne racjonalne argumenty do ciebie nie dotrą, jeżeli nie to pomyśl, w domu nie pomagał ci nic, z twoich wypowiedzi wynika ze wszystko było robione przez ciebie, w chorobie nie mogłaś na niego liczyć, dziecko sie go boi , jedyne jego zadanie to zarabianie pieniędzy i to jak wyszło szydło z worka wydawanie ich na swoje przyjemności i potrzeby, zapewne jak przyjmiesz go ponownie pod dach to skończy sie pomoc finansowa państwa, odetnie cie od tego twojego subkonta i ponownie będziesz zebrać o te marne dolary i chodzić głodna ty lub córka. czy na pewno jest tego wart ? z taką pomocą państwa nie wiem nad czym sie zastanawiasz, czy chcesz zafundować dziecku życie w strachu ze sytuacja której była już świadkiem ponownie sie powtórzy ? on sie nie zmieni, czy ponownie chcesz wdepnać w to co juz było ? uwierz w siebie i w to ze sama dasz sobie radę w życiu nie ciągnąc tego garba na plecach.
Ja bym jeszcze do tego dodała - a jaka jest gwarancja, że nie pobije cię znowu, tylko gorzej, albo że kiedyś nie uderzy dziecka...
Jak czytam niektóre wypowiedzi, mam wrażenie, że utwierdzacie Plantę w jej słabościach i wpędzacie w strefę komfortu – nie  komfortu powszechnie rozumianego, ale komfortu w sensie, że lepiej żeby było jak było.

Ja tymczasem z drugiej strony widzę kobietę, która zrobiła doktorat, potrafiła wyjechać na stałe z kraju (potrafiła zarówno emocjonalnie jak formalnie), wyjść za mąż, uciec od męża, znależć i utrzymać pracę w zawodzie niewyuczonym, zalegalizować swój pobyt w Stanach (nie jest to łatwe), znaleźć pracę w agencji rządowej, czyli dać sobie radę w starciu z biurokracją rządową, ponownie wyjść za mąż, zaaklimatyzować się w nowym środowisku. To bardzo dużo jak na osobę, która „nie wie jak sie poruszac w siwecie przepisow, co zrobic, gdzie pojsc”.

Nie piszę tego w formie krytyki, ale po to, żeby pokazać, że Planta nie jest tak całkowicie bezradna, jak niektórzy to widzą. 

Planta: ojciec, pierwszy mąż, drugi mąż. Chyba widzisz, że wybierasz, pewnie podświadomie, ten sam typ mężczyzn, jakim był ojciec. Teraz twoim obowiązkiem jest zrobienie wszystkiego, żeby córka nie powielała wzorca wyniesionego z domu, jak ty to robisz. Niestety, ze wszystkiego co piszesz wynika, że jesteś gotowa brzytwy się chwycić, byle on wrócił. Mówiąc że go kochasz, wkładasz mu broń do ręki. On wie, że jeśli wróci, „jeśli dacie sobie szansę”, dasz mu przyzwolenie na bicie i poniżanie.  Chcesz, żeby za ileś lat twoja córka wybierała sobie facetów takich, jak jej ojciec, żeby przechodziła przez to samo?  Chcesz, żeby historia się powtórzyła? Żeby była workiem treningowym dla Dave’a-bis?     
zostawila mu na biurku prze tym calym atakiem, dzien czy dwa wczesniej list, w ktorym opisywalam jak bardzo sie boi kiedy przychodzi do domu pijany, ze boi sie jego wrzaskow, ze wtedy kuli sie w swoim pokoju i stara sie nie slyszec, ze boi sie wtedy o mame..
Wiedząc o tym wpadłaś na pomysł separacji polegającej na wspólnym mieszkaniu? Kobieto, otwórz oczy. Wiem, że świat ci się zawalił, ale rozdrapujesz swoje rany odsuwając na plan dalszy to, że w tej sytuacji nie jesteś jedyną pokrzywdzoną i krzywdzoną. W tym dramacie nie jesteś sama, za tę drugą osobę jesteś odpowiedzialna. Za jej obecne bezpieczeństwo i za przyszłe funkcjonowanie w normalnych związkach. W jaki niby sposób taki układ i jego obecność "dałaby czas i okres przejsciowy na znalezienie pracy i uniezaleznienie sie od niego”? Potrafisz to wyjaśnić? 
Planta, sama napisałaś, ze mąż jest rozwodnikiem i płaci EX-żone alimenty w postaci 1/3 pensji. Nie dzieciom (bo nie ma) ale żonie.
Z CZEGOŚ TO WYNIKA... był jakiś powód ich rozwodu i to, że sędzia zasądził pieniądze na EX-Żonę.
Z jakiego powodu się rozwiedli?
Dodofon, tzw alimony na zone to standard w USA- wystarczy, ze zona nie pracowala lub po rozwodzie bedzie miala nizszy standard zycia.  Child support to nasze alimenty na dzieci.
Planta nic nie pisała, ze jej mąż nr 1 - co ją katował płacił na nią alimenty  po rozwodzie- wiec chyba to nie standard
No właśnie...z czystej ciekawości jak to w Stanach jest z tymi alimentami. To jak to jest?
Dodofon, nie wiem, moze trzeba o nie wystapic samemu plus jedt duzo roznic miedzy stanami.

Przepisy roznia sie od stanu do stanu, w niektorych stanach trzeba byc zona iles tam lat, zeby moc sie ubiegac o alimony, w niektorych jest dozywotnio, w niektorych czasowo. Wiem, ze gdy byla zona ponownie wyjdzie za maz, to obowiazek ustaje, badz gdy zacznie zarabiac tyle, ze zyje na podobnym poziomie jak byly maz.

tunrida, zależy od stanu, nie ma regulacji dotyczących spousal maintenance (bo tak to się formalnie nazywa) na poziomie federalnym. I zależy od systemu podziału własności (czy jest community of property tj. wszystko wspólne czy podział na marital/non-marital property). Może być dożywotnio/do ponownego wejścia w związek małżeński, może być czasowo. Stany z community of property (czyli właśnie Texas, Idaho, Arizona, Nevada etc.) raczej unikają wersji dożywotniej i mają ostrzejsze wymagania, bo poszkodowana strona zyskuje już na podziale majątku. W ogóle w większości stanów w okolicy 2010/2011 były reformy w tej kwestii i SM robi się rzadsze niż częstsze, więc to

Dodofon, tzw alimony na zone to standard w USA- wystarczy, ze zona nie pracowala lub po rozwodzie bedzie miala nizszy standard zycia.


Jest bullshit. Małżeństwo musi mieć określony czas trwania, a żona niepracująca ale posiadająca job skills/education powyżej pewnego minimum (no university degree, w ogóle w takim NY wykształcenie też się łapie na marital property i jest przeliczalne na pieniądze) ma małe szanse na SM. Samo posiadanie dzieci też niekoniecznie coś daje, np w Texasie dopiero dzieci niepełnosprawne uprawniają per se do SM.

Ofiary przemocy domowej w części stanów (w tym w Teksasie) mają prawo do SM odgórnie (ale nie wszędzie!) . Ale już maksimum SM w stosunku do dochodu męża to 20%, w wielu stanach jest "just and proper" więc kwestia interpretacji sędziego.

Co do pytania Dodofon - zależy gdzie się rozwodzili. SM może być contractual (ugadane przez strony, w razie niewywiązania się z umowy sprawa podpada typowo pod contract law) lub court ordered i w drugim przypadku to sąd zarządza jeśli uważa za "just and proper" (niekoniecznie są konkretne wyznaczniki, raczej wskazówki - czas trwania małżeństwa np, ale długie małżeństwo w Texasie to 10 lat a w Colorado 20 etc. no i generalnie rola i kompetencje sędziego w US nijak się mają do PL), nawet bez inicjatywy którejś ze stron (choć z reguły to się przedkłada sędziemu), (nie)legalni imigranci też mają btw prawo do SM. Ale naprawdę wszystko zależy od konkretnego stanu.

I tak jak ElaPe pisała, rozwód nie musi być sądowny tylko może być collaborative, ale w tak zakręconej sprawie bez sądu raczej się nie obędzie.
Z powodu skrótów i angielskich zwrotó gó*no zrozumiałam poza tym, że "to zależy".  🙂 Czyli rozumiem, że "to zależy" od wieelu czynników. I już.  :kwiatek: dzięki
tunrida, przepraszam!  W skrócie i po polsku 😉 zależy od prawa stanowego, czasu trwania małżeństwa, wieku, stanu zdrowia, wykształcenia małżonków, różnicy w poziomie życia, dochodu i wcześniejszych zobowiązań finansowych osoby płacącej alimenty, podziału majątki i zysku osoby bez dochodu na tym podziale etc. Z tym że sędzia może dużo bardziej niż w Polsce zasądzić według własnego uznania (zarządzenie alimentów ma być "just and proper" w uznaniu sądu - sprawiedliwe i odpowiednie (?) - to raczej mało konkretne kryteria).

A w Teksasie prawo jest takie, że Planta powinna mieć (tak wstępnie, sprawa rozwodowa to nie 1+1) prawo do połowy majątku i dodatkowo alimentów/spousal maintenance w wysokości do 20% dochodów męża. Kwestia dobrego prawnika.
Ale jak by nie było, to i tak wygląda chyba dużo korzystniej dla rozwodzącej się żony, niż jest w Polsce. Bo u nas pewno też mogłaby żona alimenty dostawać, ale podejrzewam, że ciężej wyłoby je wydobyć niż w Stanach.
dzięki raz jeszcze
Planta , jeżeli dojdzie do rozwodu , musi do niego dojść bo  Dawid  Cię nie szanuje i w przyszłość  szanować nie będzie o czym świadczy jego wypowiedź  że on  da Ci szansę  , to sąd będzie musiał ustalić kto i w jakim zakresie będzie miał prawo do opieki nad córką . Dawid zna twoją skazę w psychice a jego prawnik może to wykorzystać przeciw Tobie . Wiesz jak można przekręcać i manipulować fakty , mogą próbować przedstawić Cię , przepraszam za to słowo , jako wariatkę która nie nadaje się do opieki nad dzieckiem . Nie daj się zaskoczyć . Nie wolno Ci się poddać ,walcz o siebie i córkę    :kwiatek:
Planta wrócę do bezradności, innej niż Ty piszesz, bo tej nie znam, ale znam swoją.
Powiem Ci, że wielu z nas ma słabe chwile,
potrafimy też mieć totalną niemoc w załatwianiu różnych spraw,
czy to online, bo aplikacja jest niezrozumiała,
czy face to face, bo nie chcemy się narażać na niezrozumienie.
Kiedyś, gdy nie umiałam obsłużyć automatu do kawy w Niemczech, podszedł pracownik i powiedział: technika.
Zdarza się, że nie nadążamy za nią, ale to nie wstyd.

Moja matka niewiele mi prawd w życiu przekazała, ale chyba najcenniejszą było to, że "trzeba mieć do siebie szacunek".

Zacytowałam, bo pamiętam tą wypowiedź.

Planta absorbujesz swoją osobą wiele revoltowiczów.
Ale i tak mam wrażenie, że TY nikogo nie słuchasz.
I boję się o Twoją córkę,o to, żebyś jej nie straciła.

Walcz. Zbieraj dowody, masz też dar do pisania. Opisz wszystko. Dla sędziego, czytelników. Daj tekst pisany jako dowód w sprawie.





ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
05 października 2017 04:39
Ale i tak mam wrażenie, że TY nikogo nie słuchasz.

Przecież jakby miała jeszcze słuchać nas, to by zgłupiała. Myślę, że  wpisy Planty w tym wątku stanowią dla niej swoistą terapię, porządkują myśli, dają możliwość wyrzucenia z siebie narastających frustracji.
W takich sytuacjach nie chodzi o to, żeby "kogoś posłuchać".
Planta musi sama podjąć decyzję - taką czy inną. Musi być pewna, że naprawdę chce zrobić to, na co się zdecyduje. Komuś w takiej sytuacji nie można powiedzieć "zrób to i tamto" i liczyć na to, że posłusznie pójdzie i zrobi. Nawet jeżeli udzielona rada jest w 100% słuszna. To po prostu tak nie działa.
Natomiast warto i trzeba mówić, co się myśli i jak sytuacja wygląda dla obserwatorów z zewnątrz, uświadamiać i wspierać, nawet choćby tylko przeczytaniem / wysłuchaniem. Bo nawet jeśli pozornie nie ma reakcji, to przecież te słowa zostają gdzieś w świadomości osoby, do której są skierowane.

Macie rację, w zasadzie to podobnie myślę, tylko głupio i niejasno piszę.
Oczywiste jest, że Planta sama musi dokonywać wyborów.
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
05 października 2017 12:56
A jak potrzebujesz się wyżalić czy poradzić to masz za sobą całą rzeszę bab z PL, zatwardziałych koniar 🙂
I nie wszystkie się udzielają, wiele osób, jak ja tylko czyta, ale myślami jest z Tobą :kwiatek: Bardzo mnie Twoja historia poruszyła. To tego jeszcze niedawna przygoda z "trenerem" oblechem :/ Trzymam za Ciebie kciuki, żebyś była dzielna i trzymała się twardo! Świat wali Ci się na głowę, ale Ty to dźwigniesz, dźwigniesz wszystko. Siły to Ty masz za 10 kobit! Poradzisz sobie ze wszystkim, już radzisz tak naprawdę, ale może jeszcze nie dostrzegasz tego 🙂
Ja się wyłamie i z całym szacunkiem do Planty i jej sytuacji najbardziej w tym wszystkim żal mi dziecka. Dziecka, które jest zależne od swoich rodziców i nie ma prawa wyboru. Dziecka, które musi tkwić w patologii swoich rodziców. Z jednej strony ojciec alkoholik, znęcający się psychicznie nad nimi a z drugiej wystraszona matka wiecznie na tabletkach. Nie odważe się na stwierdzenie czyja to wina bo osądzić przez internet bardzo łatwo, zresztą nie to jest istotne. Uważam, Planto że to już nawet nie ze względu na siebie ale na to dziecko powinnaś zrobić wszystko aby nie bało się spać we własnym łóżku. Życzę Ci z całego serca siły i odwagi do podjęcia kroków, które zapewnią Wam stabilność i spokój.
Wcale się nie wyłamałaś, bo dokladnie o tym samym pisałam kilka postów wyżej. I jeszcze ktoś wcześniej.

A swoją drogą patrzcie, jakimi to dziwnymi ścieżkami chadza umysł ludzki. Planta nie może znieść towarzystwa jakiegokolwiek mężczyzny w tym samym pomieszczeniu, a jedyny facet, przy którym czuła się bezpiecznie to facet, którą ją fizycznie i psychicznie maltretował.


Edit: na wszelki wypadek dodam, że to nie żaden przytyk, a tylko obserwacja, bez żadnych podtekstów.
faletta, ja też o tym pisałam. Dziecko nie powinno się wychowywać w ciągłym strachu. Szczególnie na tyle małe. Potem psychiatra w dorosłym życiu murowany...

Nie mamy prawa nikogo przez internet osądzać, ani nigdy nie byłam pracownikiem socjalnym więc nie wiem jak to działa, zastanawiam się tylko czy w takich przypadkach, jeśli matka na przykład nie chce odejść od ojca małogowca-przemocowca nie istnieje ryzyko zabrania dziecka przez służby socjalne. W Polsce może by olali, ale pytanie czy w Stanach poważnie do tego podchodzą.
Wy/my się tu rozpisujemy, a Planty od 2 dni nie ma.

Mam nadzieję że u niej wszystko w porządku.

Planta trzymaj się!!!
Wiem, że wszytkim szkoda córki Planty (i słusznie) ale ja skupiam się wyłącznie na niej. Planta jest dorosłą kobietą, niezależną fizycznie osobą, to że psychicznie przywiązała się do oprawcy/życia jakie wiodą to jest jej osobisty wybór i mi nic do tego. Wiem, że problem jest bardziej złożony. Wiem, że ciężko, że kasa, majątki, konie, wspomnienia itp. itd. Ale nie potrafię tego czytać i być obojętna na prawdziwy dramat tego dziecka. Ta dziewczynka żyje problemami swoich rodziców. Chodziła głodna! I kuli się ze strachu we własnym pokoju, który powinien być azylem w jej dziecięcym świecie. Wiem, że życie nie jest kolorowe, różnie w życiu bywa a dzieci czasem zobaczą/usłyszą czego nigdy nie powinny. Ale mocno niepokoi mnie dalsza postawa Planty. Jej ucieczka w leki. Stany depresyjne, silne lęki i to takie zaparcie się przy tych koniach i psach, że nerkę by za nie oddała... Absolutnie nie naskakuje na Planetę, po prostu nie rozumiem tego systemu wartości i martwię się o tę dziewczynkę, która przez to będzie musiała tkwić w tym samym bagnie co jej matka albo jeszcze gorzej, jak Planty zdrowie psychiczne zacznie podupadać. Głęboko wierzę, że skoro Planta twierdzi, że u niej problem z mężczyznami wziął się od własnego ojca to Ona nie zgotuje tego samego losu swojej córeczce.
faletta amen 😵

nic więcej nie mam do dodania, czytam wątek i nie mogę pojąć zachowań 🤔
Jestem.
Wczoraj pojechalam z Missy wypelnic papiery do terapeutki, dwie godziny w sumie to zajelo, bo skomplikowala sie sprawa platnosci. Co-pay (czyli ta czesc z mojej kieszeni) nie jest u nich rzecza stala, tylko zalezy do zarobkow calej rodziny w sumie, i to brutto i bez odjecia wydatkow. Wpadalibysmy wiec w widelki najwyzszych dochodow, i jedna sesja kosztowalaby 110$ za osobe, a mamy podjac je ja i corka. Napislam i potem rozmawialysmy, dalalm tez wizytowki do skopiowania koordynatorki z biura szeryfa, ze to oni podejma nasza platnosc, a reszta pojdzie z naszego ubezpiecznia.

Maja zadzwonic za tydzien-dwa, jak juz beda wiedzieli co i jak. Ja zaczelam miec juz coraz wiecej siebie pod kontrola, wiec nie uzywam srodkow uspokajajacych w ciagu dnia, jedynie przed pojsciem do lozka, zeby latwiej zasnac. Od dwoch lat mam chroniczna bezsennosc.

I tak sobie pomyslalam, ze gdybym byla slabsza psychicznie, to juz byloby po mnie, bo to bedzie miesiac po wydarzeniu. A ten tydzien czy dwa nie znaczy, ze dostane termin wizyty nastepnego dnia!

Corka czuje sie swietnie, w ten chwili spiewa i nagrywa  sie na youtube. Z tym glodzeniem corki to nie do konca tak, po prostu tamtego dnia juz nie bylo tych pokarmow , ktore je-jest bardzo wybredna i zjada wylacznie makaron z sosem marinara, rosol, grillowane mieso, ziemnaiki piure ale okreslonej firmy instant, morozna minipizze okreslonej firmy z nadzieniem serowym bo innego nie uznaje i jablka Granny Smith. Na inne jedzenie kreci nosem, woli pojsc glodna do lozka niz zjesc. Probuje jej roszerzac jadlospis, ale bedzie siedziala nad talerzem i w koncu ppowie ze raczej pojdzie do lozka (czynnosc znienawidzona) niz zje. Najchetniej jadlaby chipsy serowe i czekolade. A na to nie moge jej pozwolic.
I tak sie zlozylo, ze wszystko sie pokonczylo.
Poprzednio tez wolalam raczej kupic produkty, ktore wiedzialam ze zje i nakarmic ja. Tego tygodnia, kiedy dostalam 20 $ na zycie.

To juz troche wyolbrzymianie.

W kazdym razie wrocilam wykonczona i z bolem glowy, ktory zamienil sie w migrene. Dzis z kolei caly dzien mam migrene. Od dwoch lat moge przewidziec, kiedy pogoda sie zmienia bo juz w nocy budze sie z lupiacym bolem glowy. Biore tabletke na migrene i musze z powrotem do lozka, a potem wiekszosc dnia laze oglupaila i senna. No i wczoraj wieczorem, wiekszosc nocy i caly dzien siapi kapusniaczek.

Corka  w tej chwili ma piec dni wolnego, bo nauczyciele maja szkolenie. Moze w weekend pogoda si epoprawi, to moze gdzies pojdziemy. I bede w stanie cos robic, a nie tylko lezec lub lazic po domu.

Na razie wiem tylko tyle, ze maz znalazl prawnika, ktory zajmie sie jego sprawa, bo moze byc i tak, ze firma, ktora go wykupila postai warunek, ze do czasu rozprawy maz nie moze wrocic do domu. Co oznacza 6-12 miesiecy. Maz ma zamiar wystapic o widzenia z corka bez asysty osob trzecich.

Wie,, ze czesc z was ma mi wiele do zarzucenia, ale na razie dalejj jestemw rozsypce i probuje poskladac wszystko do kupy, warunki sie zmieniaja-jesli dojdzie do tego, ze maz nie bedzie z nami przez rok, nie rozwiode sie bo nie utrzymam finansowo tego miejsca a maz bedzie tez musial gdzies mieszkac.  Jestem sama w obcym kraju i moje zwierzeta sa dla mnie rodzina. Nie sprzedam ich i nie pozbede sie, ani nie zostawie, bo tak mi doradza niektore forumki. Corka rowniez jest do nich bardzo przywiazana i uspienie Jerrego bylo dla niej trauma, nie dorzuce kolejnej w postaci oddania ukochanych zwierzat i przeproowadzki do kawalerki.

W tej chwili pozostaje mi glownei czekanie na uruchomienie w koncu jakiejsc pomocy, ktora mi obiecano i do tej pory nie dostalam-ani w formie terapii, ani finansowej. Jestem z tym sama, rachunki naplywaja, ktore staram sie placic i jednoczesnie zajac sie wszystkim innym. Staram sie wziac jeden dzien na raz, od  rana do wieczora, bez wychodzenia na razie za daleko w przyszlosc. Zdaje sobie sprawe, ze trzeba bedzie podjac decyzje co do dalszej przyszlosci, ale nie jestem na to gotowa. Nie wiem czy bede w stanie dostawac alimenty i ile. W deklaracji dla terapeuty zaznaczylam, ze bede potrzebowala rowniez pomocy prawnika, zeby zobaczyc dostepne mi opcje. Moge sobie wyguglac, ale nie wiadomo jakie prawo w jakim stopniu mogloby byc zastosowane, a tam maja osoby wlasnie tym sie zajmujace. To jak stawianie sobie diagnozy przez doktora Gugla. Na prawnika za kase w tej chwili mnie nie stac. Kiedy zaczne dostawac pomoc finansowa, bede w stanie oszczedzic np na rachunkach za jezdenie-jesli dostane food stamps i pomoc w placeniu rachunkow za media i za dom. W tej chwili nie moge sobie pozwolic. Najlepsza w tej chwili opcja wydaje mi sie zaczekanie na wyjasnienie spraw miedzy urzedem szeryfa i miejscem terapii (to nie jest pojedynczy terapeuta, razej klinika), i kiedy juz wyjasnia co i jak , bede miala dostep do tamtejszych prawnikow.

A na razie walcze z migrena i usiluje sklonic corke do posprzatania pokoju  🙄




to że psychicznie przywiązała się do oprawcy/życia jakie wiodą to jest jej osobisty wybór

No właśnie nie jest. Nikt sobie osobiście i świadomie nie wybiera bycia ofiarą przemocy. Naprawdę tego nie rozumiecie?  😵
Planta , dzięki że napisałaś co się dzieje u Ciebie . Rozumiem twoje przywiązanie do swoich zwierząt , sam mam psa i parę kotów i trudno by było mi je sprzedać . W tej sytuacji  rzeczywiście najlepszym wyjściem jest poczekanie na  rządową pomoc , jak będziesz miała dostęp do prawników to zobaczysz co i jak . Czy można prosić o link do strony z występem Aerwynn . Dasz sobie radę, jesteś silna . :kwiatek:
Murat gazon chodziło mi o tkwienie w takiej relacji jak już Planta sobie zdała z tego sprawę, że jest ofiarą. I nie zmienię zdania. To jest JEJ wybór! Nie jest niewolnikiem, jeńcem na siłę trzymanym pod przymusem u boku oprawcy. Jedyną osobą, która nie ma wyboru i musi polegać na decyzjach dorosłych jest to biedne dziecko, które lada moment tę patologię uzna za normalność.
falletta a jednak nie rozumiesz. Ale ja zawsze mówię w takich przypadkach, że to właściwie dobrze, że rozmówca nie rozumie, bo to znaczy, że sam czegoś takiego nie przeżył.
Ale, żeby nie było - zdanie sobie sprawy z tego, że jest się ofiarą, to dopiero początek drogi, by się od takiego człowieka uwolnić. To nie jest tak hop-siup, że w czwartek zdajesz sobie sprawę, że twój mąż jest tyranem, a w piątek pakujesz walizki i odchodzisz. I nie dlatego, że dziecko, dom, pieniądze, cokolwiek. Choć oczywiście to też. Przede wszystkim dlatego, że wieloletnie bycie w takiej sytuacji zmienia całą twoją psychikę, całe postrzeganie świata, siebie, jego, wszystkiego. I żeby odejść, musisz sobie poradzić z tym - bo właśnie to cię trzyma. Na tym polega krzywda, którą ci zrobiono. Oprawca działa w taki sposób, by sobie zapewnić, że od niego nie odejdziesz, między innymi demolując ci psychikę. I to nie zależy od ciebie, nie jest tak, że świadomie pozwalasz, by ci to zrobiono - zwykle w ogóle bardzo długo nie zdajesz sobie sprawy, że cokolwiek jest nie tak.
Jak sądzisz, dlaczego ludzie po takich związkach często latami chodzą na terapię do psychologa, mają depresję, traumy, nerwice, syndrom stresu pourazowego itp.? Bo zrobiono im taką krzywdę, że wyjście z tego tak długo trwa.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się