Podsumowanie roku 2017

Tak tak, to już ten czas w roku 😉 Jak ktoś ma ochotę, niechaj tu sobie podsumuje jak mu ten 2017 mija. Może jakieś plany i postanowienia na 2018?

To był dla mnie tak intensywny rok, że czuję się zmęczona na samo wspomnienie 😉
Pierwsze 3-4 miesiące to urządzanie mieszkania i przeprowadzka, kupa roboty z tym związana. Zmiana komfortu życia, cudowne własne miejsce na ziemi, przestrzeń w której czuję, że mogę oddychać i w której czuję się bezpiecznie.
Rozwojowo-zawodowo dużo poszło do przodu. Byłam na kilku konferencjach na temat, który mnie interesuje, zaliczyłam parę szkoleń, przeczytałam milion książek i coraz bardziej wiem w czym i jak chcę działać jak już wrócę pełną parą do pracy. Bardzo inspirująco i ekscytująco na tym polu było, czuję że jakoś się okresliłam i skonkretyzowałam swoje podejście jako człowiek i psycholog-psychoterapeuta.
Do maja pracowałam, nawet sporo, i to było wspaniałe i...relaksujące 😉
Sara w lutym skończyła rok, a odkąd skończyła półtora zaczęła się tak piorunująco szybko rozwijać, że nie nadążamy za nią jako rodzice i ciągle nas zaskakuje tym, co już wie i co umie - fajne uczucie 😀 Nie sądziłam, że tak można się dogadywać i współpracować z tak małym dzieckiem.
Towarzysko bardzo intensywnie! Okazało się, że nadal da się poznawać fajnych ludzi i się z nimi zaprzyjaźniać, doszła mi więc jedna ważna znajomość, która myślę, że przetrwa lata. Przyjaciółki te same od dawien dawna, z bratem po krótkim kryzysie znów rozkwit fajnych relacji... Jest super, mam wokół siebie wielu życzliwych i gotowych mi pomóc ludzi.
Miłość kwitnie, nie ma co się rozwlekać, bo jeszcze przeczyta 😉 Ale męża lepszego to ja sobie nie mogłam znaleźć  😍
Z trudniejszych rzeczy to pewnie relacje z mamą, z teściową... więcej mamy kontaktu z racji ich zajmowania sie Sarą i nie jest mi z tym łatwo. Nie zapowiada się na rozrzedzenie spotkań, więc jakoś musimy to sobie poukładać.
Końsko - Dzionek jest na Mazurach i lepszej decyzji nie mogłam podjąć! Wygląda jak pączek w maśle, śmiga po lesie pod rekreacją i zapieprza po swoich ogromnych pastwiskach zamiast jeść trawę - jak to on zawsze 😉 Łezka mi się w oku kręci jak widzę jak ma fajnie. Nie mogę się doczekać majówki, wtedy pewnie pierwszy raz od daaawna na niego wsiądę!
Końcówka roku z mocnym akcentem - urodziłam Helenkę i mam dwójkę dzieci, jakkolwiek abstrakcyjnie to na razie dla mnie nie brzmi  😜

Plany na 2018
- cały rok będę na macierzyńskim, więc zawodowo na spokojnie. Dalej chciałabym się rozwijać, dowiadywać, powolutku coś działać.
- wyjechać na super wakacje z rodziną z okazji 60-tek moich rodziców. Wyjazd trudny do ogarniecia z kilku względów, ale mam nadzieję, że się uda!
- nie stracić energii i pozytywnego podejścia do dziewczyn, bo w końcu będą już dwie do ogarnięcia i wiem, że to będzie trudny rok...

Chyba tyle, jest dobrze i niech trwa 🙂!
maleństwo   I'll love you till the end of time...
10 grudnia 2017 20:28
Dzionka, Twoją intensywność trudno będzie przebić 🙂 Jak zawsze zresztą.

Mój rok upłynął pod znakiem walki o budowę domu, w sierpniu wywiesiliśmy białą flagę wobec wszelkiej biurokracji, a pod koniec września kupiliśmy mieszkanie. I to zdecydowanie wydarzenie roku, tak jak u Ciebie, nowa przestrzeń, oddech, poczucie, że mam wreszcie swoje miejsce, a nie przechowalnię.

W kwietniu najlepszy koncert ever, pragnę powtórki!

Pierwszy raz od wieeeelu lat wyjazd za granicę, który naładował nam baterie na wiele miesięcy.

Dziecko poszło do przedszkola, jestem mega zadowolona z tej decyzji.

Latem spotkanie z rv mamuśkami u szafiriwej, mega!

Praca stabilnie, zdrowie stabilnie, love life stabilnie, koń jeszcze jakoś przeplata nogami, nikt nie umarł, więc chyba dobry rok. Trzy razy zostałam ciocią.

Na 2018 planów nie robię. Mam nadzieję mieć nadal stabilną sytuację na w.w. polach. I bardzo marzy, aby mojej Sis udało się zostać mamą, bo walka ciężka i nierówna.
edit. No, może jeden plan. zmienić auto. Okazuje się, że to jednak będzie za małe :/
maleństwo, to nie żaden konkurs, zresztą pewnie to co dla mnie intensywne to dla innego nudy 😉 A na jakim koncercie byliście w kwietniu?  A i też auto zmieniamy właśnie, zapomniałam! 😍
maleństwo   I'll love you till the end of time...
10 grudnia 2017 21:05
Dzionka, ależ wiem, przeca to tak tylko napisane. Ja tam jestem Mamoniowa i lubię te filmy, które juz raz widziałam, czytaj: lubię nudę i rutynę z odrobiną emocji :p
byliśmy na Ghost w Warszawie, czekamy, czy, gdzie i kiedy zawitają do nas w 2018...
O auto miałam pytać, czy w końcu coś wybraliście. Mnie strasznie szkoda mojego Jimmiego, no ale weź jeździj rodziną 3+pies trzydrzwiowym wielkości Tico w sumie w środku...
AtlantykowaPanna   "Jeśli idziesz przez piekło- nie zatrzymuj się!"
10 grudnia 2017 21:17
Ja się szczerze cieszę,  że ten rok się kończy,  bo chyba tak złego roku nie miałam. Najpierw kłótnie z rodzicami,  później śmierć teścia i wujka E. Jeszcze więcej kłótni,  płaczu i chęci ucieczki. Prawie straciłam osobe,  której na mnie zależy... Później sypnęło się zdrowie i wiadomości od ginekologa jeszcze bardziej mnie dobily wiec byłam jeszcze gorsza dla bliskich mi osób. Jak juz wrocilam do koni to rozwalilam sobie kregoslop... Na koniec roku zostalam bez pracy bo plecy nie dają rady. A z pozytywow to zostałam ciocia i mały Kazik zamiast urodzić sie w połowie stycznia postanowił wyjść 30.11,  znalazłam tajnego konia do jazdy w fajnym miejscu. I mam nadzieje,  że już będzie z Gorki bo limit pecha juz dawno przekroczyła.
Kastorkowa   Szałas na hałas
10 grudnia 2017 21:47
2017, szczerze? Nie wiem co o nim myśleć. Nie był to dla mnie rok łatwy, ale nie mogę o nim powiedzieć, że był tragiczny, był hmm dziwny.
Z rzeczy fajnych to:
Spędziłam cudowne wakacje na moich ukochanych Mazurach z ojcem i przyjaciółką na które udało mi się wrócić po 6 latach... tęskniłam.
Poznałam kilka naprawdę fajnych ludzi, którzy wnieśli w moje życie coś nowego i roztaczają zawsze mega wesołą aurę.
Przeprowadzka, zakup drugiego psa, zdane egzaminy zawodowe.
Najeździłam się na szalone nocne wyprawy w teren jeepem z dobrym znajomym, które czasem kończyły się potrzebą wzywania ratunku do wytargania z błota, ale to są wspomnienia  😀
Przeczytałam mnóstwo cudownych książek, spędziłam super chwilę z znajomymi.

Żeby nie było tak cudownie to wróciły do mnie pewne duchy przeszłości... Po ponad 3 latach odezwał się do mnie człowiek, który był mi bardzo bliski, od pierwszego dnia znajomości, bardzo mi wtedy pomógł. Nasza znajomość jednak po roku uległa zerwaniu z niewyjaśnionych powodów, usłyszałam wtedy trochę przykrych słów, było mi ciężko zwłaszcza przez pierwszy rok, bo chciałam wiedzieć i sama się zadręczałam. Teraz po trzech latach wrócił jak gdyby nigdy nic z pytaniem czy mi dalej zależy a ja głupia na to poszłam i znowu się przejechałam. Tym razem jednak nie wstrząsnęło mną to aż tak, jakoś podświadomie się tego spodziewałam.

Po dwóch latach za to pojawił się z powrotem inny człowiek, przeorganizował sobie życie i wrócił do żywych, ale to jest znajomość bardzo pozytywna, i przyjacielska.

Prawie straciłam najlepszą przyjaciółkę, tak naprawdę nie mogę winić do końca ani jej ani siebie. Od sierpnia nie do końca potrafimy dojść do jakiegoś porozumienia.
Różnice w charakterach w pewnych kwestiach są nie do przeskoczenia, ja walę prosto z mostu, ona traktuje to jako atak, nie chce się kłócić więc się nie odzywa ja się denerwuje i tak w kółko. Dwa tygodnie temu niby od sierpnia doszłyśmy do jakiegoś porozumienia, ale jednak nie jest to to co było. Jest to  ciężka część roku, obie w klasach maturalnych. Ona ciężkie liceum ja mam jeszcze egzaminy zawodowe dodatkowo, czasu dużo nie ma, ale każdy ma swoje priorytety, Ja postanowiłam jednak odpuścić bo odechciało mi się tłumaczyć ciągle tego samego. Od pół roku widziałam ją 4 razy na oczy. Żyje myślą, że się ułoży.

Moje samopoczucie przez te wszystkie spięcia mocno ucierpiało, przez co ucierpiała też na tym trochę szkoła. Dostałam za to bardzo dużo wsparcia od jednego z moich nauczycieli. Naprawdę złoty człowiek. Jak widział, że jest coś nie tak tak zawsze pytał co się dzieje i mogłam z nim po prostu pogadać. Zdecydowanie mam pod tym względem złotą szkołę, no ale ja zawsze uważałam, że więcej mi przyjdzie z tego jak nauczyciele będą mnie lubić niż osoby z klasy. Dzięki temu też naprawdę teraz na koniec półrocza nie mogę narzekać na oceny a z niektórych przedmiotów nawet się podciągnęłam. Nauka jest dobrym rozwiązaniem żeby przestać myśleć o innych rzeczach.

Konie się praktycznie obijają od września, chodzą tyle o ile lekko w weekendy jak mam czas, no ale raczej nie narzekają  🙂

Więc w skrócie był to rok wesoły, dziwny, z powracającą za każdym rogiem przeszłością, rok nowości, rozterek i trudnych wyborów.

Teraz tylko dobrnąć do końca, sylwestra spędzam z psem innej przyjaciółki, którego za tydzień odbiera z fundacji bo ona musi iść na wesele.

A życzenia na nowy rok? Chyba żadne, wiem, że 2018 nie będzie łatwy - matura, wybór studiów i jakiś krok w dorosłość, a tak naprawdę im bliżej końca tym mniej wiem co tak naprawdę chce robić.
Jedyne czego bym chciała to żeby było normalnie.
Dzionka mimo że ja z dziećmi mam ogólnie mało wspólnego i jeszcze długo mieć nie będę to podglądam czasem wątek dzieciowy i zachwycam się Sarą i przepozytywnie się Ciebie czyta  😍 I chyba jesteś pierwszą osobą w życiu przez którą pomyślałam "ej... też tak kiedyś chcę!" - a zawsze byłam mega niedzieciowa.


Co do 2017 roku to był to najcudowniejszy rok w moim życiu i oby ta wspaniała passa mnie nie opuszczała  😍

Po najgorszym 2016, który przyniósł mi wszystko co najgorsze w życiu mnie spotkało, silną depresję, trudną terapię i leczenie, przechore sytuacje i trudny początek po wyprowadzce z domu - na 2017 kompletnie się nie nastawiałam. Nie chciałam tylko, żeby był gorszy.
-Na początku roku zmęczona wszystkim pojechałam w ciemno na krótkie wakacje do Włoch, kompletnie sama, żeby się zresetować. I poznałam miłość mojego życia. Trochę się nasłuchałam o tym, że takie zauroczenia szybko mijają i żebym była ostrożna, bo różnica kulturowa, bo różnica wieku, bo to bo tamto. A tu nam zaraz minie rok razem, cudowny rok pełen cudownych wspomnień. Czuję się szczęśliwsza z każdym dniem, najbezpieczniejsza i najpewniejsza na świecie.
-1 marca skończyłam 20 lat a 5 marca rzuciłam psychologię. Kierunek, który bardzo lubiłam, ale nie byłam na niego gotowa emocjonalnie. Nie można studiować psychologii, żeby pomóc sobie  😉 Decyzji nie żałuję a na studia wrócę za kilka lat.
-A maju zaczęła się najcudowniejsza przygoda tego roku - pojechałam w trasę za Depeche Mode. Zaliczyłam masę koncertów w całej Europie - Sztokholm, Lipsk, Drezno, dwa koncerty w Hannoverze, Berlin, Mediolan i  Warszawę. Spotkałam Andiego Fletchera i Martina Gora osobiście, mam autografy i zdjęcia. Koncerty zawsze w pierwszym rzędzie, stanie w kolejkach po 15 godzin. Rekordowo 36 godzin 😀 Masa frajdy i niesamowitych emocji. A na koniec roku, za dwa dni lecę jeszcze na koncert do Bolonii.
-Publikowałam swoje posty na oficjalnym fanpejdżu Depeche Mode przez jeden dzień!  😀
-Niesamowicie poprawiły się moje relacje z rodzicami. Może ktoś pamięta moje historie z 2015/16 roku, jeszcze przed maturą. Odkąd się wyprowadziłam i wszyscy poszliśmy na swoje terapie  😉 wreszcie jesteśmy jak rodzina. Miłe uczucie, nie znałam go nigdy wcześniej. Ale lepiej wcześniej niż później, później niz wcale. W mamie mam prawdziwą przyjaciółkę a tata bardzo mnie wspiera.
-w między czasie pomieszkałam w Rzymie, popracowałam, pożyłam... świetna lekcja życia i doświadczenie. I teraz wiem, że na pewno chcę tam budować przyszłość,
-a żeby budować przyszłość - wróciłam do Warszawy na studia. Zaczęłam kierunek, który uwielbiam i czuję, że robię dobrze studiując.

-oh zapomniałam! Byłam też z moim ukochanym na zasłużonych wakacjach. Było wspaniale, tak po naszemu.


-z pracą mogłoby być lepiej, ale nie poddaję się i mam zamiar zająć się znalezieniem czegoś porządnego od początku przyszłego roku.

A planów na 2018 nie chcę snuć. Życie dało mi cudowny prezent w postaci 2017 roku, o który nie prosiłam i nie oczekiwałam. Zobaczymy co przyniesie tym razem.
Dzionka wspaniale się czyta tak pozytywny opis tego roku!
AtlantykowaPanna miałabym podobny 2016 rok, oby przyszły rok był dla Ciebie bardziej łaskawy  :grupa:

Dla mnie ten rok był bardzo intensywny i zmienny.
Początek roku był ciężki, wciąż brakowało mi pieniędzy, w połowie miesiąca jadłam tylko u znajomych, wciąż nie mogłam przytyć, wyglądałam jak wrak człowieka. Za to kupiłam najwspanialszego przyjaciela na świecie - mojego psa. Postanowiłam z koleżanką założyć biznes. Zaczął się kręcić, w między czasie pracowałam jeszcze na dwóch etatach. Z biznesu nie dostałam ani grosza, a przy odwodnieniu nadal prowadziłam zajęcia fitness w swoim klubie i pracowałam w dwóch innych pracach. Odeszłam i poszłam do transportu. Przeprowadziłam się do Trójmiasta, poprawiły mi się relacje z siostrą. W pracy szykują się kolejne wspaniałe zmiany, a w tym ciekawy awans. Konia przeprowadziłam do prywatnej stajni, zmienia się z dnia na dzień, zyskałam wspaniałą trenerkę i przyjaciółkę. Przy tym wszystkim mam wspaniałego faceta, pomimo tego, że większość nie wierzyła, że ten związek może mieć jakiekolwiek szanse (nie zapeszając, na razie jest wspaniale). Pomimo wielu nie ciekawych incydentów (w tym to, że była wspólniczka ciąga mnie po policji, a ja próbuje od niej odzyskać pieniądze) to uważam ten rok za najbardziej szalony i najwspanialszy jaki
Mój plan na przyszły rok to nie zawieść przyjaciół i znajomych, bo wiem, że przez cały rok często brakowało mi dla nich czasu nawet na 5minut rozmowy przez telefon.
Anderia   Całe życie gniade
10 grudnia 2017 23:23
2017 u mnie to przede wszystkim rok rozstań. Z chłopakiem, z psem, z koniem. W tej kolejności. Chłopak - zerwał ze mną w Walentynki, przerabiałam w związku z tym najróżniejsze stany po to, by przy kimś innym się zorientować, jaki to był debil i w jakiej niemożliwej relacji byłam. 😉 Pies - suczka, którą miałam od 13 lat zachorowała na serce i pewnego letniego dnia trzeba było podjąć męską decyzję o uśpieniu. Koń - sprzedałam.

Nie bardzo nawet wiem czy się tym wszystkim przejmować, bo zaistniało też niewątpliwie trochę pozytywów - załapanie kilku fajnych doświadczeń zawodowych, samotne dwutygodniowe górskie wakacje we wrześniu, które świetnie mi zrobiły na głowę, brak kłopotów w szkole, świetni przyjaciele, pod koniec roku nowy związek, w którym pokładam spore nadzieje. I wreszcie kupno mieszkania, które powinno się wybudować do 2019 🙂

Na 2018 życzyłabym sobie jedynie bezproblemowego zdania licencjatu i dostania się na magisterkę. I tego, żeby dalej mi się układało w związku.
Moon   #kulistyzajebisty
11 grudnia 2017 07:54
2017, stabilny i fajny, tak myślę, ale może lepiej nie zapeszać, bo się przecież jeszcze nie skończył... 😉

Życiowo i finansowo (uff!) jest w miarę stabilnie, oby nie było gorzej to będę usatysfakcjonowana.
Sercowo dalej malinowo <3 Kocham i czuję, że jestem kochana. Pieseł zdrów, pan Kul na szczęście (tfu, tfu, tfu!!!) też. Kocham najbardziej na świecie tych gagatków 😉
Latem umarła babcia mojego P. Jego kuzynka z kolei zaszła w ciążę, po wielu latach starania się. U mnie w rodzinie na szczęście nikogo nie ubyło, nikt nie "doszedł". Mój instynkt macierzyński dalej leży gdzieś w okolicach Rowu Mariańskiego, sama nie wiem co o tym myśleć, niby wychodziłoby że byłby to już czas, a jednak za bardzo lubię moje, wymarzone i długo budowane życie i... jest najzwyczajniej w świecie obecnie za wygodnie, by zachodzić w ciążę. Ot, takam egoistyczna :P

Z zeszłorocznych planów tak naprawdę nie udało mi się tylko wybielić zębów, a tak to spełniłam moje postanowienia i plany - postartowaliśmy w końcu z panem Kulem  😅 w sezonie letnim, się okazało że nie taki diabeł straszny, tylko ta moja głowa kurdę, bywa że mózg mi się wyłącza... x.x Obecnie, szykujemy się na kolejne zawody.
W sierpniu byliśmy z P. i piesełem na urlopie - tydzień na działce nad morzem. Było sielsko, spokojnie i o dziwo - ciepło :P

Na nachodzący rok mam ambitne plany :P
- Zaczynamy myśleć z P. nad własnym M4. Nie wiem co z tego wyjdzie, w każdym razie fajnie by było coś zacząć działać. Samochód też powinnam zmienić, po zimie w sumie, co mnie bardzo nie satysfakcjonuje, bo lubię dziadka Hopelka ;(
- Muszę się wziąć za siebie! :P Poza wybieleniem zębów, wypadałoby kurdę deko lepiej jeść, więcej się ruszać, zapisać się na basen (na takowy mam... jakieś 300m! X.x)
- Chciałabym też wyjachać z P. ale bez pieseła - jakiś tropiki najchętniej. Na taki nasz burżujski urlop 😉
- Chciałabym też zdać licencję, ale z poziomem mojego stresu w Lkach celuję bardziej na drugą połowę przyszłego roku :P Muszę się objeździć koniecznie.
Infantil, ojej jak milo mi sie to przeczytalo 😍 Mam wrazenie, ze duzo narzekam na Sare, ale widze, ze bilans i tak wychodzi na plus 😉 Bardzo Ci dziekuje za te slowa - podnosi na duchu, ze to co sie tu wypisuje moze miec dla kogos znaczenie 🙂

Anderia, a jak zdrowko Dreamka? Gdzie trafil?
Jaki był rok 2017? Zwariowany. 😀 Ale plany z poprzedniego podsumowania zostały spełnione, więc rok zaliczam do bardzo udanych. 🙂
Postanowienie na 2016 spełnione - wzięłam swoje życie w swoje ręce i w końcu wiem, czego chcę. W 2017 chcę to kontynuować i podejmować dojrzałe decyzje.
Marzenia? Albo rozpoczęcie życia rodzinnego na swoim, albo szalone wakacje all inclusive w jakimś ciepłym i egzotycznym kraju. 😁


Początek 2017 był kontynuacją życia ułożonego w 2016 - dom, praca, siłownia, życie psiarsko-koniarskie. W lutym zaczęliśmy poważniej rozglądać się za własnym mieszkaniem, w marcu zaczęliśmy je oglądać, a w kwietniu zapadła decyzja - tu zamieszkamy. 😍 Rozpoczęliśmy walkę o kredyt, która trwała aż do czerwca. 23 czerwca podpisaliśmy akt notarialny i rozpoczęliśmy ekspresowy remont. Najbardziej wariacka decyzja tamtego okresu? "Remont zrobimy sami". NIGDY WIĘCEJ! 😁 Lipiec wykończył nas maksymalnie, ale w ostatni weekend przeprowadziliśmy się na swoje! 💃 Sierpień i wrzesień to czas mieszkania na kartonach, spania na materacu i studenckiego żarcia na mieście. Jakoś w październiku zaczęliśmy żyć normalnie, spokojnie. Był to czas wiecznych parapetówek, spotkań ze znajomymi, leniwych weekendów i ogólnego relaksu. 🙂 Grudzień to końcówka urządzania mieszkania oraz planowanie styczniowego urlopu z psiakiem gdzieś na końcu świata.

Plany na 2018? Dom już mamy, to teraz trzeba pomyśleć o rodzinie. 😁
Ten rok zaczął się od tego, że miałam mega nerwa na chłopa - nie wiem już za co, ale po jednym z (wielu!) wyjazdów w skały wróciłam rycząc, że więcej tak nie chcę, wypłakałam się dobrej duszy i podjęłam decyzję o rozstaniu z chłopem. Tak więc chyba jednak zacznę wierzyć w powiedzenie 'jaki nowy rok taki cały rok'. Rodzina szpileczki cały czas wbija z tego powodu, wspinanie mnie ratuje, wyjazdy były jak głęboki oddech, narkotyk... nakręcały mnie i pozwalały żyć. Sezon się skończył, a ja nie żałuję, tylko gratuluję sobie odwagi, mimo że przecholernie brak mi męskiego ramienia (a jeszcze nie tak dawno zastanawiałam się po co mi chłop, skoro jestem samodzielna). Poza tym schudłam, przytyłam znów, pracy nie zmieniłam.
W 2018 bardzo bym chciała wyjeżdżać w skały minimum tak często jak w 2017! Najlepiej z ulubionym kolegą, ale o tym to pewnie mogę sobie marzyć - zobaczymy. Na pewno czeka mnie wykańczanie mieszkania. Pracę może zmienię, a może nie - jest dobrze, może dla grubszego portfela poszukam innej opcji. Bardzo bym chciała w końcu skutecznie schudnąć! i pomału się do tego szykuję. Podobnie szykuję się do bardziej rozplanowanego 'treningu' wspinaczkowego i z tym pomału ruszę na dniach.
Rok 2017 całkiem przyjemny, taki po mojemu. 🙂

Styczeń i luty dość intensywne. Studiowałam jeszcze w Lublinie, jeździłam tam raz w tygodniu na jedne zajęcia, jednocześnie pracując na cały etat i jeżdżąc konno, w tym mając treningi 2 razy w tygodniu. Z perspektywy czasu nie wiem, jak zdołałam obronić inżyniera. Spojrzałam w kalendarz i miałam 13 obronę, a na następny dzień do pracy na 11. Ale szczerze mówiąc, trochę z sentymentem to wspominam. Byłam w pracy do 16, jechałam do konia, o 22 miałam pociąg do Lublina, o 9 byłam w Lublinie, skąd wracałam pociągiem o 20, w Szczecinie będąc koło 6 i od razu jechałam do pracy, a potem do konia. 🤣
W międzyczasie jeszcze zdąłam brązowę odznakę, z czego cieszyłam się jak dziecko, bo odkąd w ogóle zaczęłam jeździć, to nie wiem czemu, ale jakoś zawsze chciałam mieć chociaż ten brąz, chociażby dla własnej satysfakcji. 😉
Marzen i kwiecień typowo pod kątem pracy i konia. Na święta byliśmy z rodziną w Czechach i było super, ogólnie kontakt z rodzicami w tym roku miałam bardzo dobry, powoli chyba do nich dociera, że nie mam 12 lat. 😉
Potem poszłam na magisterkę, trochę z przymusu. A nawet bardzo z przymusu, co skończyło się tym, że studentem aktualnie nie jestem. Wytrzymałam inżynierkę, ale studia to kompletnie nie moja bajka, magisterkę zrobię może kiedyś, jeśli będzie mi do czegoś potrzebna.
W każdym razie na 1 semestrze jeszcze zaczęłam pracować jako luzak. Co spowodowało, że nie miałam życia, nie miałam kiedy spać i wyglądałam jak zombie. Jednocześnie chodziłam na zajęcia, pracowałam w dwóch miejscach i jeszcze miałam treningi. I tak to ciągnęłam 3 miesiące, niby wakacje na studiach się zaczęły, a ja nadal byłam na chodzie od 6 do 21, 7 dni w tygodniu, po drodze nie będąc nawet na chwilę w domu.
Jeszcze q czerwcu zmieniłam trenera i to była jedna z lepszych decyzji tego roku. 😍 Po 2 tygodniach od pierwszego treningu, pojechałam swoje pierwsze w życiu zawody. Nie poszły wybitnie super, ale i tak jarałam się jak świeczka. Każdego roku sobie obiecywałam,że w końcu się zepnę i wystartuję i dopiero w tym roku się udało. Nawet dwa razy, z czego raz na kucyku szkółkowym i zajęliśmy 6 miejsce, z czego byłam niesamowicie dumna, bo na koniu siedziałam dosłownie 4 razy. 😀
W sierpniu miałam zasłużony urlop, tydzień byłam w Skibnie, na treningach z Pawłem Spisakiem. Odpoczęłam tam bardzo, potrzebne mi były te parę dni spokoju, nic nierobienia i pojeżdżenia godzinę. Tam też się odblokowałam ze skokami i miałam wrócić do tego pełną parą z Samsonem, ale on zadecydował, że tak nie będzie. 😉 Przeboje z jego wagą, mięśniami, siodłem i plecami trwały dobrą chwilę. Więc skończyłam z długiem zaciągniętym na kupno dopasowanego siodła.😉
We wrześniu dostałam awans w pracy. Jak to w pracy, czasami bywa lepiej, czasami gorzej. Ale ekipę mamy wspaniałą, wynagradza każdy kryzys. 💘

Znalazłam swoje podsumowanie z zeszłego roku:
I mam nadzieję, że przyszły rok będzie stał pod znakiem zdawania odznak i zawodów. tanczacalinka I oczywiście, że obronię inżyniera.duży uśmiech
No rok może nie był pod znakiem zawodów, ale wszystkie trzy założenia zostały spełnione. 😀

Na przyszły rok jest plan, co z tego wyjdzie, zobaczymy, bo cały czas biję się jeszcze z myślami, co zrobić. Ale konkretnych postanowień już właściwie nie mam. 😉
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
15 grudnia 2017 21:10
Rok ciężki chociaż były i chwile radości ( zaliczenie 1 roku studiów, wakacje w  Bułgarii, spotkanie Montiego Robertsa w Berlinie, radość z faktu zajścia w ciąże).
Jednak kończę 2017 na totalnym minusie - strata dziecka w 2 miesiącu ciąży.

Niestety, ale żadna radość która mnie spotkała przez te 12 miesiecy nie jest w stanie w jakikolwiek sposób obniżyć bólu jaki obecnie przeżywam. Qrewsko ciężki temat i nie sądziłam ( po wynikach badań), że przyjdzie i mi się z nim zmierzyć.


Żabeczka trzymam kciuki by rok 2018 był szczęśliwy dla was.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
16 grudnia 2017 13:32
Dziękuję , mam kilka spektakularnych projektów plus obronę. Jednak aby zrealizować chociaż połowę z nich, musze dojść do siebie.
Rok do dupy, choroby koni, choroby innych zwierząt, choroby w rodzinie, dużo przykrych zdarzeń u bliskich i dalszych znajomych (mam wrażenie, że wszędzie wkoło same przykre zdarzenia). Ja sama dużo urazów, plecy wymagające intensywnej fizjoterapii, ciężkie momenty finansowe, szczególnie latem. Do tego nie chce mi się jeździć, więc mój koń stoi i tyje i biorąc od uwagę jej wiek, to nic nie umie. A na sprzedaż się nie mogę zdecydować, więc tak tkwimy w bezczynności.

Na plus – nowa praca jako instruktor, która od jesieni jest stabilna i przy okazji przyjemna.  Zweryfikowałam parę relacji. Podziwiam moich rodziców za niesamowitą opiekę nad babcią (mama mojej mamy, ale tato się niesamowicie angażuje i pomaga mamie). Trochę się na koniec roku naprostowały finanse i te wszystkie chorobowe sprawy. No i obroniłam się w końcu.

Ale ogólnie chcę już 2018ty….ten rok był jakiś taki szary, mało satysfakcji, mało radości.

Na przyszly rok mam parę postanowień, zobaczymy jak to wyjdzie.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
17 grudnia 2017 12:02
U mnie szalony rok.
Pierwsze miesiące były trudne, bo z jednej strony, byłam przez chwilę bezrobotna, z drugiej postanowiłam wrócić na studia, więc nadrabiałam wszystko. Bujałam się również z różnymi problemami zdrowotnymi. Końcem lutego znalazłam pasujące mi zajęcie w HR, gdzie zostałam do końca sierpnia. Z doskoku pomagałam na eventach fotografowi, co potem przerodziło się w poważną i ścisłą współpracę i to chyba największy plus tego roku. Zostałam też fotografem ślubnym, co na początku ogromnie mnie stresowało, ale teraz widzę mnóstwo plusów i już nie mogę się doczekać przyszłego roku.
Przeprowadziłam się  3 razy. Na razie osiadłam niedaleko centrum i zostanę tu do czerwca.
Zrobiłam prawo jazdy i ogromnie cieszy mnie jeżdżenie. Brakowało mi takiej aktywności.
31 maja mój pies został uspany i od tego momentu strasznie mi jej brakuje.
Od września pracowałam tylko przy fotografii, co pozwoliło mi lekko odpocząć, z drugiej strony od zeszłego czułam się coraz gorzej i w końcu wylądowałam u psychiatry. Po dwóch miesiącach brania leków powoli wraca mi pamięć i chęć do życia. Odnawiam kontakty, mam siłę pójść na randkę, życie towarzyskie jest super. Może w 2018 nieco spoważnieję i wejdę w jakiś związek. Do tej pory się dziwię jak przeżyłam to pędzenie z pracy do pracy i na uczelnię.
Brakuje mi koni, ale bez samochodu nawet nie mam co myśleć o dzierżawie.

Plany na 2018, ambitne ale luźne. W styczniu tatuaż, na jesień szkoła fotograficzna i pies. W międzyczasie obrona magisterki i uderzenie na doktorat. Zobaczymy co z tego wyjdzie, grunt, żeby odzyskać siły. Umieram bez zwierząt, więc piesek jest priorytetem.
Dzionka zgadzam się z infantil - ja też niedzieciowa (chociaż jeszcze w zeszłym roku miałam takie myśli), ale lubię Waszą rodzinę oglądać w wątku dzieciowym 🙂 tak samo jak dzieciaki Julie i córkę maleństwa - takie fajne matki z Was, mimo że pewnie nie raz i nie dwa jest ciężko...  :kwiatek:

Mój rok 2017... hmm w sumie trochę +/-
- zmiana pracy na początku roku, trafiłam w świetne miejsce
- sporo zawirowań sercowych, koniec końców rozstałam się z narzeczonym, z którym byłam 7lat i planowaliśmy ślub i dalsze życie... o dziwo nie dołowałam się jakoś specjalnie, bo postawa mojego ex już dużo wczesniej dała mi do myślenia
- poznałam absolutnie zajebistego faceta, który się wprowadza już za dwa tygodnie  😍  naprawdę nie wiem gdzie on był całe moje życie!
- wkręciłam się w bieganie, od miesiąca biegam regularnie wg planu treningowego i mam nadzieję, że przyszły rok będzie mocny
- pierwszy bieg górski 17km, pierwszy półmaraton asfaltowy  😍
- jeździecko jest ok, jeżdżę 2x w tygodniu na naprawdę fajnym zwierzaku, obecnie jest już na poziomie stabilnej Nki i mamy plany na więcej!
- mega toksyczna relacja z pseudoznajomym, z perspektywy czasu zastanawiam się po co mi to w ogóle było wszystko...
- niestety zwierzaki mocno chorowały, trzepało mnie to po kieszeni solidnie  🙄
- mam dość napięty plan dnia ogólnie, ale w sumie... cieszy mnie to  🙂

Generalnie jestem mega zadowolona z tego roku. Mam nadzieję w przyszłym roku na zmianę pracy i na udane mieszkanko z TŻ  😍
Nasturcja-Renata   Moi trzej mężczyźni :)
20 grudnia 2017 22:21
U mnie rok do bani (tak jak i poprzedni  😕 ) Jak tylko coś zaplanowałam, to za chwilę się okazywało, że muszę je zmieniać 🤔
Z koniem wszystko w porządku, ale cały czas stoimy w miejscu, nie raz musiał am zrezygnować z pojechania do stajni,  bo po drodze sie coś zadziało.
Znowu mnie awans ominął

Z pozytywów: cieszę się, że moja ukochana babcia jest cały czas z nami  😍 Oby jak najdłużej, bo ciężko mi sobie wyobrazić życie bez niej

Dla tych, co ten rok był udany życzę, żeby ten nadchodzący był co najmniej taki sam albo nawet lepszy. Tym, co rok przyniósł rozczarowanie, łzy i porażki, żeby był najlepszym rokiem w waszym życiu 🙂

Wesołych Świąt
U mnie też szaleństwo. Dużo plusów, ale też dużo ciężkich tematów.

+ Po wyjściu z depresji zmieniłam pracę.
+ Lepiej zarabiam.
- Jest lżej psychicznie ale ciężej fizycznie - czyli dużo ciekawych wyzwań przy dojeździe 80 km, co bardzo daje mi w kość.
- Zamiast depresji mam wrzody  😵

- Moja ukochana sunia miała obrzęk mózgu, ataki padaczki. Z badań wyszło że ma guza mózgu.
+ Jest cień szansy, że dziewczynka pożyje długo jeśli tylko nie będzie rósł.  🤔
+ Okazuję jej jeszcze więcej miłości i poświęcam jej więcej czasu  :kwiatek:
+ Bardzo zbliżyło mnie to z mężem, z którym bywało już średnio/kiepsko

+ zdobyłam II klasę sportową w ujeżdżeniu i wygrywałam zawody w D ,P, N 😅.
+ adoptowałam dzierżawioną klacz.
- Moja klaczka już w kwietniu zaczynała kuleć, nikt nie umiał jej zdiagnozować. Kulawizna przechodziła sama, czasem nawet zanim wet zdążył dojechać. W końcu przeszła w stan ciągły i dopiero wtedy okazało się że to nieduże, ale upierdliwe zwyrodnienie.
+ po tym jak zawiodłam się najpierw na kowalu a potem na wecie, dokonałam zmian i jestem mega zadowolona  😅

- zawiodłam się na ludziach, którzy śmieli nazywać się moimi przyjaciółmi. Okazało się, że nie mają cienia zrozumienia i patrzą tylko na własne interesy. Odsiałam w ten sposób 2 toksyczne osoby

+ moja działalność fotograficzna przechodzi na poziom, którego chciałam. Mogę wybierać sesję, które chcę zrobić i nareszcie zrezygnować ze ślubów, których nigdy nie lubiłam.
+ poznałam świetnych ludzi,
+ zmieniłam myślenie na przedsiębiorcze i pozytywne,
+ przestałam się blokować i bać życia i zmian.
+ byłam na super wakacjach z przyjaciółką.
To był BARDZO DOBRY rok. Trudny, ale dobry.

- wykryłam raka tarczycy, pozbyłam się go i przewalczyłam powikłania pooperacyjne, które nie były miłe i długo trwały. Kosztowało mnie to wszystko masę nerwów, strachu i siły. Ile ja   się najeździłam o 4 rano do Warszawy i nakiblowałam na korytarzach szpitalnych to moje.  Ale- wykonane. 🙂
- definitywnie rzuciłam palenie i przytyłam TYLKO 1-2 kilo, a nie ponad 10. Fakt, że wymagało to ode mnie nadludzkiego wysiłku typu bieganie CO DZIEŃ po 10 km. Ale- wykonane. 🙂
- z mężem układa się super, dziecko z nauką spoko, czyli- wszystko ok 🙂
- praca- z części prac się zwolniłam, w części prac wymusiłam podwyżki. Na razie- ok.
- fajne wakacje, fajne lato, dużo rowerów z mężem, kajaków, odpoczynku 
- nadal biegam, trenuję, dietuję. Efekty- mierne. Co krok do przodu, to krok w tył. Ale - nie poddawałam się i lubię to- czyli- super 🙂
- mamy aż 3 koty, które rozświetlają swoją obecnością dom- super 🙂
Minusy:
- za mało czasu i przyznajmy się szczerze, za mało chęci, dla konia. Koń ma się dobrze. Ma treningi pod inną osobą, nadal jest przywódcą stada, ma wszystko co potrzeba. Tyle, że trochę szkoda, że JA nie uczestniczę w jego życiu tak jak powinnam i tak jak bym chciała.  To jest sprawa do poprawki w następnym roku.

Wolałabym by kolejne lata nie były AŻ TAK wymagające i trudne. Ale nie ma co się łudzić. Jesteśmy co rok starsi i  choroby BĘDĄ nas dopadać. To normalne. 🙂
U mnie było najgorzej. Chyba na każdym polu.

- z partnerem mieliśmy tak ciężki okres, że byliśmy na granicy rozstania
- w pracy - DRAMAT - zarobiłam dla firmy kupę kasy i nic z tego nie mam
- finansowo też słabo, bo ciągle jakieś długi, coś do spłacenia
- wakacje, o których marzyłam pół swojego życia okazały się jednymi z gorszych i mogły skończyć się tragicznie.

z plusów:
- mega poszłam do przodu jeździecko; konia mam naprawdę z górnej półki 😍


KONIEC 😀


Na szczęście końcówka roku daje nadzieję, że w następnym będzie ok.
Pojawił się wymarzony piesek (którego mega pokochał mój chłop - psisceptyk 😀), koń przeniesiony do super stajni z fajną infrastrukturą, niedługo jadę w podróż do Kambodży, z partnerem też malinowo (uff! może kryzys już za nami!)
Jak to mam w zwyczaju, przeczytałam swoje podsumowanie 2016. Skoro wtedy napisałam, że rok rewolucyjny, to nie wiem jak skomentować 2017 🤣
Pierwsze pół roku w sumie nic się nie działo, a potem 1 czerwca ruszyła lawina 😁
-zaczęłam pracę, na punkcie której dostałam totalnego bzika, uwielbiam tam przebywać, czuję, że się rozwijam i to nie tylko pod kątem tej konkretnej pracy
-tym samym poznałam cudownych ludzi, naprawdę aż ciężko mi uwierzyć, że nagle pojawiło się tyle osób, na których mogę polegać i w których mam wsparcie 😍
-rok zaliczyłam, kolejny zaczęłam, z trudem co prawda i totalnym kryzysem, ale może jakoś skończę...
-wakacje cudowne, prawie całe przeharowane w pracy, która dawała mi mega pozytywnego kopa, w sierpniu wyjazd na wyczekane MotoGP do Czech z siostrą 💘

Plany na przyszły rok:
-wyjazd do Czech na pewno i oprócz tego Hiszpania,
-ogarnąć się w kwestii studiów
-trochę zadbać o siebie i podreperować samopoczucie i zdrowie.
Powrotu do jeździectwa już nie planuję, bo co roku wpisywałam to w plany i niestety, ani razu konkretniej się nie udało 🙁 W tym roku jeździłam ze 2-3 razy... Chyba na razie trzeba to odłożyć, inne priorytety 🤔
Mnie rok 2017 kosztował masę negatywnych emocji, wyprał mnie emocjonalnie i sprawił, że kończę go z depresyjnym nastrojem.
Kilka spraw ruszyło do przodu, ale nie tyle ile oczekiwałam. Efekty będą może w 2018 .

Pozytywnie na pewno ruszyło moje jeździectwo, dzięki klaczy którą wydzierżawiłam oraz trenerce.
U mnie 2017 był bardzo owocny jeżeli chodzi o niektóre kwestie. Skończyłam studia podyplomowe, poszłam do nowej pracy a w sierpniu do kolejnej nowej pracy w BIG4, zaliczając spory sukces- pojawiłam się w grudniu w komentarzu dla PAP oraz jako współautor dużej publikacji.
Jednak z wielu względów czekam na 2018 z utęsknieniem 🙂 2017 jest dla mnie o tyle bolesny, że konia oczywiście mam, ale marzenie o byciu zawodnikiem GP odpłynęło- może w następnym roku trochę postartuję na tym poziomie, ale jestem na tym etapie w moim życiu że mam więcej satysfakcji z pracy i rozwoju w tym zakresie, niż z pomysłu wożenia się po zawodach 🙂 I nigdy nie pomyślałabym, że dojdę do tego etapu. W 2018 r. planuję zdać egzaminy na tłumacza i doradcę podatkowego, a reszta... who knows? Nigdy nie pomyślałabym że z kancelarii trafię do podatków&IT, ani że będzie mi się tak podobało.
Ja podsumowania w zeszłym roku nie robiłam,  ale nie pamiętam czy robiłam kiedyś w ogóle 😉 w tym roku zrobie 🙂

Rok w sumie na plus.
Najpierw awans i nieco lepsza wypłata w związku z tym 😉
Potem wybawiłam się bardzo, bo 4 wesela w tym moje własne w sierpniu 🙂
Nerwówka była przy tym ogromna i kłótnie z wtedy narzeczonym okropne, ale przetrwaliśmy 🙂
Choć z powodu mieszkania z teściami ciężko nam się czasem dogadać w różnych kwestiach.
Grudzień intensywny zarówno w pracy jak i osobiście - zmiana kierownika i w tym konsekwencje dodatkowej roboty i dla mnie oraz staranie się o kredyt na działkę (finalizujemy na dniach na szczęście 🙂 )

Ze smutków - śmierć babci i pogrzeb dwa dni temu przed samymi świętami... 🙁
Edit - dodam jeszcze weryfikację pewnych znajomości, jednych mi szkoda innych w sumie mniej, ale przynajmniej oczyszczone nieco środowisko 😉

Jeździecko leżę od roku dokładnie, kucyki oddałam z powodów osobistych i możliwości finansowo-czasowych związanych z weselem, kredytem - liczę na to, że uda się jeszcze wrócić do jazdy konnej kiedyś...

Na sylwestra jedziemy w góry odpocząć od wszystkiego, nabrać sił na ogarnięcie budowy domu i cierpliwości do świata 🙂

Postanowienia na 2018? Jak najszybciej postawić i się przeprowadzić na swoje, choć na pewno się to nie uda w tym roku 🙂 innych planów nie zrealizujęna razie 😉

Dla mnie to był najgorszy rok jak do tej pory, ale już przed jego rozpoczęciem wiedziałam, że taki będzie. Zawsze się cieszyłam Sylwestrem, lubiłam robić plany na kolejne miesiące i zawsze nowy rok był dla mnie dobrą okazją, żeby coś zmienić.
Przełom 2016/17 to była tragedia. Depresja, mnóstwo problemów, ciągnących się spraw, których w żaden sposób nie potrafiłam dźwignąć. Większość z nich udało mi się ogarnąć dopiero w okolicach kwietnia-maja i wtedy tak naprawdę odetchnęłam z ulgą. Udało mi się zrealizować praktyki w Szwajcarii, z czego jestem bardzo zadowolona, bo i moje plany na życie się dzięki temu nieco wyklarowały. Udało mi się też pojechać do Włoch, Rumunii i na Maltę. Nie wszystkie plany podróżnicze udało mi się zrealizować, ale co ma wisieć, nie utonie.
Końcówka roku była już lepsza. Ustabilizowało mi się nieco życie, wpadłam w jakąś rutynę. Żeby nie było za pięknie ostatni miesiąc znowu bardzo ciężki, bo duże problemy zdrowotne mojej mamy, które nie do końca wiem jak ugryźć i zdiagnozowane dwa nowotwory u bliskich mi osób w odstępie 2 tygodni. Obciążenie psychiczne strasznie duże, ale mimo wszystko patrzę w przyszłość z nadzieją - znowu robię plany i cieszę się na nowy rok.
A plany są takie:
-wrócić do jeździectwa - poczyniłam pierwsze kroki w tym kierunku, ale jest - delikatnie mówiąc - porograficznie 😀 Moje ciało strasznie dużo zapomniało i samej mi wstyd za błędy, jakie robię. Poza tym wcześniej jeździłam w Krakowie i okolicach i znałam już garść ludzi z tej okolicy, wiedziałam gdzie pójść. Teraz jestem we Wrocławiu i tak trochę celuję na ślepo.
-zacząć podyplomówkę - zapisałam się na Hodowlę koni i jeździectwo i ruszam od lutego. Jestem bardzo podekscytowana
-znaleźć jakąś dodatkową pracę, żeby sprostać finansowo wyżej wspomnianym planom
-znaleźć 'poważną i dorosłą' pracę z końcem roku.
-zdać certyfikat z niemieckiego, bo dalej tego nie zrobiłam
-uczyć się dalej hiszpańskiego - marzy mi się Ameryka Południowa ale chyba w przyszłym roku jeszcze nie wypali
-rysować
-jak w zeszłym roku - rzucić palenie.

Chyba to sobie wydrukuje i powieszę na lodówce, żeby nie zapomnieć :-)
Scottie   Cicha obserwatorka
27 grudnia 2017 10:12
Dzionka, wrzuć koniecznie w pierwszym poście link do podsumowania z ubiegłego roku: http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,100546.0.html. Ja uwielbiam czytać, co dobrego spotkało mnie rok wcześniej i przy okazji widzę, że z postanowieniami u mnie dalej marnie  😂

Rok 2017 to całkowite przeciwieństwo 2016. Żyłam w wiecznym niedoczasie, ciągle zalatana, w dość napiętej atmosferze.
W zasadzie pierwsze pół roku kręciło się wokół przygotowań do ślubu, zapraszaniu gości i dopinaniu wszystkiego na ostatni guzik. Dużo nerwów i stresu mnie to kosztowało i chociaż wesele było SUPER, to po wszystkim dochodzę do wniosku, że nie było tego warte. Drugiego wesela na bank nie będę organizować  🤣 W każdym razie jedno z postanowień się spełniło- ze stresu tydzień przed ślubem nie jadłam, dzięki temu wyglądałam super  🤣 Najmilej z tego okresu wspominam... mój weekend panieński w maju, który świadkowa zorganizowała na najwyższym poziomie  😍 Udało nam się również trafić super miejscówkę na podróż poślubną w czerwcu, wreszcie mój mąż dowiedział się, co to znaczy prawdziwe all inclusive  😁
Muszę jeszcze wtrącić, że od marca mamy kota 🙂 To zdecydowanie wydarzenie roku. Mój mąż nigdy kotów nie lubił (jak jechaliśmy na wieś, to przechodzące obok ulicy straszył kalaksonem albo przyspieszał) i protestował za każdym razem, kiedy mówiłam, że jeśli przeprowadzimy się do domku jednorodzinnego- chcę mieć kota i psa. W lutym na tydzień zaopiekowałam się kotem koleżanki, który skradł nasze serca 😍 Mąż, który na początku był na nie: nie będzie karmił, nie będzie sprzątał kuwety- a latał wokół niego jak głupi. Miał do mnie żal, że zwróciłam go koleżance, kiedy nie było go w domu i nie mógł się z nim pożegnać. I tydzień po oddaniu go zaczął rozmowę, że w sumie kota nigdy nie chciał, ale brakuje mu zwierzaka... A miesiąc później zamieszkał u nas kotek Łatek. Jakiego mieliśmy farta z tym kotem, to wiemy tylko my i osoby, które kota poznały  😍 😍 😍
Lipiec i sierpień były miesiącami beztroski, zdecydowanie najlepsze (łącznie z czerwcem) miesiące w roku. Od września, razem z jesienią- chmury i burze nie tylko za oknem 😉 Powiem Wam, że przestałam się dziwić rozwodom i separacjom tuż po ślubie. Doszły do tego moje i męża problemy zdrowotne, mnie udało się wyjść na prostą, męża skończę wyciągać w przyszłym roku.
Dodatkowo od września wkręciłam się na maxa w siłownię. Trochę przez to, że nie udało mi się dostać ani do szkoły wizażu ani wrócić do jeździectwa. Za to o jednym i drugim w ogóle nie myślę, kiedy oglądam się w lustrze i widzę, jak super wygląda moje ciało  😍 Chociaż zbliżam się do najwyższej wagi w życiu.
W pracy bez zmian, no może oprócz tego, że dostałam kolejną podwyżkę 😉 Póki co przestałam rozglądać się za zmianą stanowiska.

Coś czuję, że rok 2018 wywróci moje życie do góry nogami. Nic nie planuję, żeby nie zapeszać!
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się