Jazda w toczku czy bez?

Niestety roznie. Najczesciej w kasku, ale .... zdarza sie i na oklep na kantarku bez niczego na glowie wsiasc.
Mi od samego początku wpajano, że na konia się bez kasku nie wchodzi. I już mi tak zostało 😉
(no, dobra, raz się zdarzyło wsiąść na 0,5h bez. Ale to było nieplanowane i z zaskoczenia 😀)
ushia   It's a kind o'magic
01 grudnia 2009 22:37
Tak mi przyszło do głowy, ze tytuł wątku jest bez sensu - powinien brzmieć "w KASKU czy bez"
Bo toczek to pic na wode fotomontarz, bezpieczniej bez, bo jeszcze sztywny daszek moze nos zlamac
z tym daszkiem to pic na wode fotomontarz. moze i moze - a mi wlasnie nos uratowal. Jakbym go wtedy nie miala, albo miala kask bez daszka - dziekuje bardzo. Nos wbity w mozg, spadlam plasko na twarz. Dobrze, ze wtedy akurat go zalozylam.
Inna sprawa, ze wtedy pekl mi nos wzdluz czaszki i wypchnela sie przegroda, ale nie chce wiedziec co by sie stalo, gdyby nie ten "beznadziejny sztywny daszek".

Jesli chodzi o jazde - przyznaje, na zadnym z moich 2 koni nie jezdze w kasku. Nie "strugam kozaka" na zasadzie "o, patrzcie, jezdze bez kasku" - po prostu jezdze bez. Ale kilka zasad bezpieczenstwa:
1) tylko na moich wlasnych koniach ktorych wszystkie mozliwe odchyly znam nie od dzis. Przy czym na Mlodego BARDZO dlugo nie wsiadalam (ba! nawet nie podchodzilam) bez kasku, z tym ze to teraz kon nawet normalniejszy niz Kapriola, toz on nawet brykac nie potrafi.
2) tylko na ujezdzalni/hali
3) tylko jazdy ujezdzeniowe. Nie ma skakania - nawet mikroprzeszkodki - bez kasku. Ja nawet niechetnie dragi jezdze bez kasku.

To samo w teren. Galezie SA TWARDSZE od glowy. i atakuja z zaskoczenia  😁 Poza tym w terenie to dopiero latwo sie wywalic. Kiedys kajtnelam sie na kucu kolezanki w teren - to byl pierwszy kon na jakim kiedykolwiek jezdzilam bez kasku, misiek jakich malo, niewiarygodnie pewny kon. Ale teren jest teren - kask na glowie mimo upalu.
W lasku pierwszy galop. Przy jednej z galezi zobaczylam gwiazdki  😜
ale gwiazdki to nic w porownaniu do tego, co dzialo sie na drodze. Byla tam niedaleko taka fajna polna droga, w sam raz na galop. Ale tego, ze ulewa wyzlobila tam ten row nie przewidzial nikt.
Swoja droga - pierwszy raz zdarzylo mi sie zrobic TAKI stunt (i mam nadzieje, ze ostatni :/ ) - galopowalismy, potem poczulam ze lece w kierunku ziemi, potem poczulam ze koziolkuje a po chwili... galopowalam dalej. Nie wiem, jakim cudem udalo mi sie nie spasc. Nie wiem tez, co wzglednie mialoby czas mi sie stac, bo nie zdarzylam poczuc.
na cudze/nieznane/mlode konie z reguly nie wsiadam bez kasku bo nie wiem co sie moze stac, jak kon na co reaguje itp. Mlodego mam tyle lat ze ja wiem ze on kombinuje i co on kombinuje, zanim on to wie  😁 z Kapriola dosc podobnie.

poza tym przyznam, ze jazda ujezdzeniowa ma z tym jednak duzo wspolnego. na ostatnie zawody nie udalo mi sie pozyczyc cylindra i jechalam w kasku, ale jednak przewaznie cylinder mam.
Powiem Wam ze pierwszy raz jezdzilam w cylindrze w czasach kiedy jeszcze obowiazkowo zawsze kask/toczek. tak na jezdzie, normalnie. Nie potrafilam sie skupic na niczym, tylko na tym, ze zaraz spadne i sobie leb strzaskam. Do tej pory po zimie lapie sie na tym, ze ciezko mi sie znow przerzucic na jazde w kaszkiecie, bo wlacza mi sie schiza "jezu zaraz spadne". Nie wyobrazam sobie myslec caly przejazd o tym, czy ja moze zaraz nie zlece z tego konia. A tak - czapka czy cylinder - nie robi mi to zadnej roznicy.

swoja droga - tak tu dyskutujemy o tym, ze kazdy moze spasc (bo i prawda, kazdy moze) - to chyba jezdzcow na poziomie olimpijskim tez to dotyczy? ale jakos nie widzi sie zadnego w kasku. nawet na treningach. Z tego co sie orientuje od kl. C obowiazuje jaskolka (a moze od CC?), a do jaskolki obowiazkowo jezdzi sie w cylindrze.
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
01 grudnia 2009 23:17
Jaskółka jest obowiązkowa od konkursów klasy CC na ZOO (ZR to nie dotyczy). Wedle przepisów można nawet GP jechać w kasku, tylko szczerze mówiąc jeszcze takiego przypadku nie widziałam.
w takim razie cofam. Nigdy sie w przepisy nie zaglebialam, ale mi zawsze wbijano do glowy, ze jak jaskolka to cylinder - obowiazkowo.
dempsey   fiat voluntas Tua
02 grudnia 2009 00:08
10 lat jezdzenia od zera do slabej L na roznych koniach szkolkowych - toczek
10 lat tluczenia sie na swoich koniach (gdy byly mlode niezle swirowaly) - gola (i pusta) glowa
od dwoch lat, czyli od kiedy mam dzieci, wsiadam zawsze w kaszczorku. na wszystko. bardzo dobrze sie z tym czuje.

edit: nie gola. oczywiscie niesmiertelna specjalna ochronna czapeczka z daszkiem  😂
kujka   new better life mode: on
02 grudnia 2009 00:29
nie zakladac kasku bo sie fryzura zepsuje? o.0
to juz nie jest brak wyobrazni, to juz jest... glupota.
zdecydowanie w toczku 🙂 i po ostatnim incydencie dochodze do wniosku, że chyba nawet przy prowadzeniu konia na uwiązie po hali... stepowałam mojego skarba po skończonym treningu na hali, koleżanka weszła ze swoim koniem " na spacer" na uwiązie i kantarku... nagle dziki wrzask, dziwny hałas, ( okazało sie, że koty sie goniły po dachu hali wydając kosmiczne odgłosy), mój koń sie spłoszył, jej koń sie spłoszył. mój sie uspokoił, jej koń  uderzył ją kopytem w głowe:| wstrząs mózgu " tylko" ale mogło być duuużo gorzej. chociaż wątpię żeby na codzień ludzie nosili kaski, skoro wiekszość nawet podczas treningu nie używa. ja ZAWSZE zakładam kask, nawet jak jeżdżę na swoim koniu. zakładam kask również przy pracy z ziemi z młodymi końmi lub końmi "problematycznymi" i zlewam wtedy kometarze " a po co Ci kask? przeciez nie wsiadasz".
Raz w życiu zdarzyło mi sie nie jeździć w kasku  🤬
Teraz jeżdżę na kłusaku, puste to jak but, nigdy nie wiem o mu do główki przyjdzie, lonżuję go i oczywiście jeżdżę w kasku 🙂
W kasku, bez niego się bardzo źle czuję, taki wpojony dyskomfort, że na pewno się coś zdarzy.
Upał nie upał, wszystko jedno, kask musi być!!!

Kilka nieplanowanych "jazd" 2 minutowych, bo konie poooszły i ktoś spadł zdarzyło się bez, ale okropnie się źle wtedy czułam, a na biegnięcie do stajni po kask nie ma w takich chwilach czasu.

Planowane jazdy zawsze w kasku!!!
I owijki też ściągam w kasku, po tym jak konio muchę odganiał i machnął przodem w bok, a ja miałam ślad na czole;/
Livia   ...z innego świata
02 grudnia 2009 09:07
Ja ubieram toczek zawsze w teren, natomiast po ujeżdżalni jeżdżę z reguły bez - chyba, ze widzę, że mój koń już od samego początku jest nakręcony. Kiedy jeździłam we wszelkiej maści szkółkach, toczek był obowiązkowy i miałam go na każdej jeździe.
majek   zwykle sobie żartuję
02 grudnia 2009 09:46
ja mam bliznę na środku twarzy właśnie przez złamany daszek w kasku. Spadłam, połamał się, wbił mi się nad nosem, między brwiami.

Jeżdżę różnie. Raczej bez. Jak jadę sama w teren, to zakładam... czasem.  Po prostu nie lubię.. Ale wiem, że trzeba.
A tak z formalnej strony- czy właściciel stajni pensjonatowej w jakiś sposób odpowiada,jeśli dorosły posiadacz konia w pensjonacie zrobi sobie krzywdę w czasie jazdy a nie ma toczka/kasku?
majek   zwykle sobie żartuję
02 grudnia 2009 09:57
Tania chyba nie...
Mi się zdaje, że za człowieka odpowiada on sam(ew. rodzice), a jeśli instruktor mu prowadzi jazdę to instruktor.
Aniu,czy wiesz kiedy będzie pogrzeb? 🙁
Dekster zlituj się.. to chyba nie miejsce i temat
taki off top - koniczka, myślałam, że jaskółka to frak, a nie cylinder

jeżdżę bez kasku, nie skaczę, zwykle tuptam sobie w bardzo wolnym tempie, ale przyznam, że zdarza mi się pojechac w teren bez kasku, mimo, że zdaję sobie sprawę z tego jakie to niebezpieczne  🙄
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
02 grudnia 2009 12:44
Bo jaskółka to jest frak, Kaprioleczka pisała o tym od której klasy jest obowiązkowa i skorygowalam jej wypowiedz. Kask jak już pisałam można mieć jadąc nawet GP, krótkiego fraka już nie.
Jeżdżę w kasku - jako jedyna osoba w stajni do niedawna. Czy to było na koniach rekreacyjnych, czy na dzierżawionym przeze mnie (no, na tym to już obowiązkowo w kasku  😀 ).
Bardzo rzadko zdarza mi się bez.  Bez jeździłam na rajdy wielodniowe, bo tam w zasadzie tylko stęp i kłus. Chociaż gdy wypadał tzw. dzień stacjonarny i jeździliśmy w normalne tereny z galopem, czułam nie niekomfortowo.
Severus   Sink your teeth into my FLESH
02 grudnia 2009 13:16
Ja też jeżdżę w kasku - jak jest dopasowany, lekki i ma dobrą wentylację, to nawet nie przeszkadza. Uważam, że ryzyko w jeździe konnej jest spore, a chciałabym cieszyć się nią do późnych lat  😁

Kilka nieplanowanych "jazd" 2 minutowych, bo konie poooszły i ktoś spadł zdarzyło się bez, ale okropnie się źle wtedy czułam, a na biegnięcie do stajni po kask nie ma w takich chwilach czasu.



No właśnie.. Mi również bardzo często zdarza sie wsiadać na chwile po konik rekreacyjno poczuł się dzikim mustangiem, i zawsze lecę do szatni po kask, bo czy to nie właśnie w takich sytuacjach jesteśmy najbardziej narażeni na upadki ?
ja tam jeżdżę w kasku zawsze, chyba ze dwa-trzy razy zdarzyło mi się wsiąść bez [w tym jeden jedyny raz na swojego konia]. Tyle razy mi w życiu ten kask głowę uratował, [od zwykłego uderzenia do gruchnięcia, w wyniku którego ów kask pękł, prawie że na pół], że czuję się niepewnie wsiadając bez kasku na jakiegokolwiek konia, choćby był 30latkiem-hipoterapeutą. Co ciekawe, dwaj tacy hipoterapeuci m.in. zafundowali mi kiedyś szalone galopady z seriami bryknięć, więc nie wierzę komuś, kto mówi "ten koń nigdy nic szalonego nie zrobi!"😉
Muszę sobie w końcu kupić jakiś ładny kask [i wytrzymały], bo w tym moim obecnym wyglądam jakbym miała jakieś zaawansowane i bardzo cieżkie wodogłowie.... 😁
Mi tam zimno mi się robi, jak widzę na padoku osobę, która jeździ bez ochrony głowy. Sama naprawdę nie wyobrażam sobie wsiąść na konia, na którym aktualnie jeżdżę bez kasku... 😉
inna sprawa - upadek, uderzenie w głowę... kask nie zniszczony... kto wyrzuca, i kupuje nowy?
udorka tez dobry temat. kask ma za zadanie przejac na siebie sile uderzenia, nawet rozpasc sie. jednak kiedy sie nie rozpadnie, a udezenie bylo solidne, przestaje pelnic swoja funkcje.  rowniez ryzykowne jest kupowanie uzywanych kaskow.
inna sprawa - upadek, uderzenie w głowę... kask nie zniszczony... kto wyrzuca, i kupuje nowy?


Po bardzo silnym uderzeniu pewnie bym wymieniła, ale - odpukać - nigdy się takie nie zdarzyło. Wymieniam średnio co 2 lata.
Ja mój kask miałam 3 lata, teraz mam nowy ale tylko dlatego że akurat okazja była. Wydałam na niego 600zł i na pewno za 2 lata tak profilaktycznie nie zmienię... No chyba że będzie jakies mega wilekie bum (odpukać)

W teren do lasu, skoki zawsze kask. Jak rzeźbię ujeżdżeniowo to nie zakładam.
ovca   Per aspera donikąd
02 grudnia 2009 16:53
Ja jeżdżę bez- jeżdżę na własną odpowiedzialność, na koniach, których jestem w miarę pewna, poza tym...nie ma reguły. Można zabić się spadając w kasku i kamizelce, można też spadać setki razy bez niczego i nawet się nie zadrapać.
Oczywiście na młodego, świeżo zajeżdżonego konia kask obowiązkowo zakładam-ale to dla mnie oczywiste.
koniczka przepraszam, nie doczytałam  :kwiatek:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się