Historia mojego konia...

Rzadko się wypowiadam, częściej czytam, ale myślę, ze historia zakupu mojego kuca też się nadaje.
W sumie nie było planu kupna dla mnie konia, miałam swoich kilka na których jeździłam, ale szukałam konia dla młodszej koleżanki klubowej. Dałam, więc ogłoszenie na jednym z końskich forów: „ kupię kuca, najlepiej klacz lub wałacha, ujeżdżonego, powyżej 5ciu lat”. Po kilku dniach dostałam zaskakującego e-maila : „ Czy oferta kupna jest nadal aktualna? Co prawda nie jestem właścicielem konia, ale stoi w „mojej” stajni, ale... jest to czteroletni nie ujeżdżony ogier, może jednak jest Pani zainteresowana, ponieważ właścicielka chce go sprzedać a ja widzę w nim potencjał...” Z czystej ciekawości poprosiłam o przesłanie zdjęć i w miarę możliwości filmu. Wiedziałam, że w żadnym wypadku nie jest to koń dla koleżanki, ale był to kupienia dosłownie za grosze. Mnie nie zachwycił, był zarośniętym hucułem, ale tata zdecydował, że pojedziemy, jak się spodoba to weźmiemy,(najwyżej później będzie do szkółki) , wzięliśmy przyczepę i w drogę na drugi koniec Polski. Kiedy przyjechaliśmy właścicielka była bardzo zaskoczona, bo sądziła, że to nierealne, aby ktoś taki kawał jechał po „bezpapierowego, nieujeżdżonego kuca”. Kolejnego dnia miał być kupiony do pary do bryczki. Zdecydowaliśmy się na niego, kolejne zaskoczenie właścicielki spowodowane było ilością sprzętu jaki przywiozłam, tzn. ochraniaczy transportowych, derki w różnych rozmiarach.
Tak Fuks – imię zostało zmienione przeze mnie  na FOXY stał się mój. Okazało się, że po doprowadzeniu do stanu przydatności i włożeniu masy pracy, a także jego wielkim sercu na pewno nie zostanie koniem szkółkowym. Obecnie już od paru dobrych lat jest w Krakusie i tam teraz kolejnym dzieciom oddaje swoje serce.  Zresztą, te prawie dwa lata, które spędził u mnie były równie zaskakujące, jak i fakt jego sprzedaży przeze mnie , ale to już kolejna opowieść... pozdrawiam Biann





Bianka, Ty to miałaś szczęście, lepszego konia C grupy to ja nie znam!
Foxy jest wspaniały, tak czytam to opowiadanie i się zastanawiam: drugi Foxy? -Niemożliwe!
A tutaj heloł Foxiu jest jeden i niepowtarzalny 🙂
Freddie, Ruda się odwdzięcza tym że jest i że zawsze jest na tak co ja wymyśle ona nigdy sie nie opiera, ma przecudny charakter taki troche łos troche leń czasami narwaniec ale bardzo czasami. Tak byłyo pełno grubasków i pewnie są dalej w tej stajni z której mam Rudą nie wiem jak u nich mi zostały wspomnienia i tysiące zdjęć. A co do Maćka znalazł nowego właściciela trafił do pracy w bryczce dobrze że się ktoś znalazł a nie skończył na włoskim talerzu.

Sankarita,  pozory mylą 😉 ale gdyby nie mó kochany narzeczony nigdy bym Rudej nie kupiła 🙂
Super wątek, więc i ja się podczepię.

Oczywiście marzenie o własnym koniu od wczesnego dzieciństwa. Jednak zdanie rodziców nieugięte "nie stać nas na to, to droga zabawa, będziesz miała jak sobie zarobisz i utrzymasz" - choć myślę, że fair i mocno uczące życia i dążenia do celu... ale to inna bajka. Jeździłam początkowo rekreacyjnie to tu to tam, z przerwami. I właśnie podczas jednej z nich byłam u dentystki, która powiedziała mi, że niedaleko naszego domu jest stajnia. Pojechałam tam... jakieś 6 lat temu to było. Zaczęłam jeździć w szkółce, ale mała to była frajda, więc wkrótce wydzierżawiłam klaczkę i zaczęły się pierwsze "poważne" jazdy z "trenerem". Potem zrezygnowałam z tej dzierżawy, bo w stajni zaczęłam dzierżawić klacz dziewczynki, której rodzice kupili konika, a ona sama po 2 miesiącach zabawy zaczęła mieć ważniejsze sprawy na głowie.
To była fajna klacz hanowerska ze zniszczonymi nogami... nota bene teraz wie co się z nią dzieje któraś z forumowiczek :kwtk: Dziewczynka miała wyjechać na rok do Stanów i ja miałam się tym koniem przez rok zajmować. Wszystko było dogadane, choć rodzicie owej wzbudzali we mnie pewne obawy. Okazały się one słuszne, bo jak tylko dziewczę wystawiło walizki za drzwi, w KT pojawiło się ogłoszenie o sprzedaży konia. Jakoś na początku zimy koń został opędzlowany.

I znowu przerwa od koni... choć myśli wciąż koło nich krążyły. Na wiosnę więc podjechałam do owej stajni w odwiedziny, gdzie właściciel słysząc że szukam konia do dzierżawy dał mi Gratkę, w której było ogłoszenie.

Zadzwoniłam do kobitki i pytam jak się sprawy mają. Ona mówi, że jest to gniada klacz 165 w kłębie, ale już idzie do stajni rekreacyjnej... Ubłagałam ją, żeby mi chociaż pozwoliła ją obejrzeć, bo opis był interesujący.
Pojechałam razem z tatą. Stała bidula sama z psami. Wyskoczyła z boksu i pognała z psami waląc baranki. Mojemu ojcu zaświeciło się oko (bo wiadomo, najfajniejszy koń to taki, który bryka 😉). Postanowiłam pertraktować. Koń wpadł mi w oko... choć nie wiem w sumie co mną kierowało i w najśmielszych snach nie przypuszczałam, jaki skarb mam przed sobą.
Grunt, że się udało. Polinezja za kilka dni była w nowym domu. Dzierżawa rozpoczęta. Klacz wyglądała tak:

Ale coś mi mówiło, że ta właścicielka coś dziwnie kręci jeśli chodzi o kasę, bardzo rzadko przyjeżdża, nie chce się dokładać... Więc za radą forumowiczów napisałam umowę o dzierżawę pod jakimś tam pretekstem. W niej był zapis o prawie pierwokupu z cena jaką wtedy ustaliłyśmy.

W tym czasie zaczęłam już sobie na niej jeździć i ją poznawać. Sama pokazała mi która dyscyplina jej bardziej leży (skoki) i że sprawia jej to frajdę. Trenowałyśmy sobie razem prawie zapominając o istnieniu właścicielki, która u konia pojawiała się mniej więcej raz na pół roku.
Nadszedł dzień, kiedy ja już wiedziałam, że Pola to ten koń - tfu tfu zdrowa (miałam pewność, że do 6 roku życia nie skakała wyżej niż zwalone bale w lesie), bezproblemowa, szybko aklimatyzująca się, normalna, fajna klacza z sercem do skoków, o dobrych gabarytach i określonych możliwościach.
Umowę miałyśmy do końca roku. Minął czas i trzeba było umowę przedłużyć, albo zdecydować się na kupno/sprzedaż. Odpowiedzi nie dostawałam bardzo długo (napisałam sms w styczniu), bo dopiero we wrześniu otrzymałam telefon, że właścicielka zdecydowała się na sprzedaż.

Wkrótce potem właścicielka przyjechała do nas z chlebem suszonym dla klaczy i oznajmiła, że jak najbardziej sprzedaż jest aktualna, ale musi być natychmiastowa. Podała jednak nową cenę, która zwaliła mnie z nóg. Byłam tak zaskoczona całą sprawą, że chciałam to przemyśleć, skonsultować się i wymyślić jakąś linię obrony. Nie miałam już umowy o dzierżawę, więc i nie miałam prawa pierwokupu. Jednak miałam papiery klaczy i byłam w nich jako posiadacz konia. Ale brak umowy to brak też obowiązku płacenia. Skoro chce ode mnie o wiele więcej niż się umawiałyśmy... to niech zapłaci za hotel przez te 9 miesięcy... Myśli kłębiły mi się w głowie do wieczora... kiedy to zadzwonił do mnie właściciel stajni z informacją, że klacz ma 42 stopniową gorączkę, dreszcze i straszną sraczkę.

Wsiadłam z mamą w auto i pojechałyśmy. Właściciel stajni próbował dowiedzieć się co się kobyle stało. Mój wzrok padł na plastikowy worek z suszonym chlebem leżącym obok boksu. Zaglądam, a tam część chleba ok, a część spleśniała. Dzwonię do właścicielki zapytać ile tego chleba dała i czy wyraża zgodę na leczenie tego konia środkiem, który może doprowadzić do śmierci. Oczywiście telefon milczy. Dzwonię kilkanaście razy... nic. Wysyłam sms-y - nic. Musieliśmy działać szybko, więc piszę właścicielowi oświadczenie, że biorę pełną odpowiedzialność za sposób leczenia i nie będę rościć żadnych pretensji do ewentualnego jego wyniku.

Dajemy zastrzyk... konina ok, nie jest uczulona na składnik leku. Powoli koń się uspokaja. Jadę do domu. Mama z nerwów wychyla lufę. Za pół godziny telefon, że koń znowu ma poty i właściciel prosi o przyjazd, bo trzeba przy koniu czuwać. Więc ja na rower i dawaj po ciemku ile sił w nogach. Nocka zarwana.
Rano podjeżdża do stajni właścicielka, cała w skowronkach. Ja nie wytrzymałam. Domyślacie się co jej powiedziałam.
Gdyby nie ja, koń nie byłby leczony. Gdyby nie właściciel, koń mógłby paść. Czy nadal utrzymuje swoją propozycję ceny za konia?!

Rura jej zmiękła. Zgodziła się na starą cenę. Dobijamy targu i podpisujemy umowę kupna/sprzedaży. Koń jest mój! 😅 Boże mój i tylko mój!  😅 💃 🏇 😅 🏇

Tak było ponad rok temu. Od tego czasu koń bardzo się zmienił. Dowiedziałam się w międzyczasie, że mój koń był kiedyś agresywny  😵 i bardzo zaniedbywany przez właścicielkę. Kopała, gryzła i nie pozwalała dotknąć nóg, o kowalu nie wspominając. Już nie mówiąc o tym, że mieszkała kiedyś w szopie.
Koń z szopy wygląda tak:


Nie wiem gdzie jest tamta Pola i nie chcę wiedzieć. Ważne jest co jest teraz i to, że spełniło się moje największe marzenie, choć pewnie dostałam więcej niż spodziewałam się dostać. Mam powód do dumy i ogromnej radości. Codziennie, niezależnie od wszystkiego - mamy siebie.  😍
busch   Mad god's blessing.
07 stycznia 2009 01:45
busch Apelujemy do Ciebie, napisz nam czemu już jej nie zobaczyłaś!

Krótka historia o miłości mojego życia zakończyła się wraz ze zmianą decyzji rodziców. Cóż, "RZYCIE"
Miałaby teraz 10 lat
taggi   łajza się ujeżdża w końcu
07 stycznia 2009 07:10
to ja rowniez opowiem historien na dobry poranek...

Od dziecka marzylam zeby jezdzic konno, ale niestety rodzice wciaz mowili "nie" i "nie"... Tato bal sie koni, a mama miala uczulenie, wiec moje prosby nie przynosily zadnych efektow. W koncu jakims cudem znalazlo sie ogloszenie w mojej szkole o szkolce jezdzieckiej (wtedy ceny byly jeszcze 7zł za godzine... hehehhe...) - ublagalysmy mame (ja i moja siostra), aby chociaz tam pojechac i zobaczyć. Mama o dziwno nawet się zgodziła. Pojechałyśmy.
   Trenerka powiedziała, że ta starsza (moja siostra) to jeszcze by sie nadawala, ale ta mlodsza - i spojrzala na mnie - jest jeszcze za mala i zeby sie zglosic za rok lub dwa. Ja wpadlam w taki placz, ze nikt nie mogl mnie uspokoic. W ten sposob wymusilam przyjecie mnie do klubu 😁
   Tam jezdzilam przez pierwsze trzy lata. Pozniej przyszly zmiany - inne stajnie, az w koncu po szesciu latach jezdziectwa postanowilam pojechac na wycieczke samochodowa, bo byl ladny dzien. O dziwo okazalo sie, ze 7km od domu mam stajnie... 😲 Zajechalam tam z mama i okazalo sie, ze jest tam starszy pan, ktory ma kilka koni, ale nie do konca sobie z nimi radzi. Uzgodnilysmy wiec dzierzawe jednego z zalozeniem, ze bedziemy mu tez pomagac przy reszcie.
   Tak zatem przez kolejne szesc lat jezdzilam na tych jego koniach. niestety tak to wygladalo, ze on kupowal konie "po przejsciach" lub nieulozone, dawal mi je do jazdy i po roku - poltora, gdy kon juz zaczynal w miare chodzic, sprzedawal go.
   Nie trzeba tu chyba wspominac, jak bardzo sprawe przezywalam za kazdym razem gdy musialam sie rozstac z moim pupilem. Po kolejnej sprzedazy, powiedzialam ze mam dosc. Spytalam mamy, czy pomoglaby mi w zakupie konia, zgodzila sie wiedzac, jak bardzo sie spalam, podczas kolejnej sprzedazy...
   No i zaczelo sie szukanie konia. Jezdzenie po przeroznych stajniach owocowalo tylko zawodem i rozczarowaniem. Zawsze cos bylo nie tak. W koncu pojechalysmy do stajni, w ktorej znalazl sie taki calkiem przyjemny walaszek - zadne spelnienie marzen, ale coz... widocznie wszyskiego miec nie mozna. Umowilam sie z wlascicielem, ze za tydzien dam ostateczna decyzje, ale raczej jestem juz zdecydowana.
   Po powrocie do domu mama wyszukala ogloszenie pewnej stajni o sprzedazy koni. Spojrzalam - "eee...nic rewelacyjnego. " Mama nalegala, zebysmy pojechaly, a ja juz wcale nie mialam ochoty, nie wierząc, że moze tam byc jakis fajny kon. no ale... pojechalysmy.
   Gdy dojezdzalysmy do stajni, konie byly na pastwisku, a czesc z nich byla przywiazana przed stajnia. Zwrocilam uwage na jedna kobylke, ale okazalo sie, ze na sprzedaz sa raczej inne konie. Ona jest mloda, jeszcze nie ulozona, prawie surowa. Mialam jazde probna na jakims innym koniu, ale mysli wciaz krazyly dookola tej jednej.
  W koncu ublagalam wlasciciela, aby dal mi tez na chwile na nia wsiasc. No i decyzja zapadla. Kupujemy!
   Lila byla pierwszym koniem, na ktorego spojrzalam przyjezdzajac do tej stajni i ostatnim, na jakiego patrzylam, wracajac do domu

zakochalam sie w niej. Uwielbiam ją. Nie zamienilabym na zadna inna. Malo tego - okazalo sie, ze ma te same geny co kobylka, w ktorej kiedys bylam zakochana po uszy, a niestety padla przez glupote ludzi...

a to zdjecia mojej perelki



P.S. jeszcze sobie przypomnialam, ze jak juz wpadlam na pomysl kupna, moja mama sceptycznie zapytala:
"a co, jesli kiedys okaze sie, ze nie starsza ci pieniedzy na utrzymanie konia?"
odparlam wtedy z zimna krwia: "proste - sprzedam go" (bo i tak do tej pory konie na ktorych jezdzilam byly sprzedawane)
ja tej rozmowy nie pamietam, ale mama ostatnio przypomniala mi moja odpowiedz i stwierdzila, ze to ją przekonało - ze tak racjonalnie podchodzilam do kupna konia.
smiejemy sie obie z tej mojej odpowiedzi, bo teraz sprzedaz nie wchodzilaby w rachube. hehe... juz precej tyranie na dwa lub wiecej etatow. hehehe...
Tiaaa, Taggi - dobre. Mój mąż w ostatnim momencie przed kupnem konia zapytał - a co będzie jak zajdziesz w ciążę? Ponieważ to było pytanie z serii "a co będzie jak na Wenus spadnie śnieg" - to palnęłam bez zastanowienia - że koń pójdzie do dzierżawy. Szkoda że jak trochę ponad rok później okazało się, że dopadła mnie ciąża  😲 🤔  to wyszło, że to nie takie proste głównie z powodu tego, że ja znam 2 osoby, którym bez zmrużenia okiem dałabym Marsa w całkowitą dzierżawę. Na moje wielkie szczęście jedna z nich się na to zdecydowała i chucha na to moje konisko jak na swoje 🙂 i ma jakieś niewyczerpane pokłady cierpliwości wobec niego 🙂😉. Koniec  🚫
aszka, fajny narzeczony! Takich to mało w tym świecie.:P

Wiecie co.... z niektórych Waszych historii da się TAKI film nakręcić że czarne rumaki, wyścigi marzeń i inne flicki padają na łeb na szyję.
Moja historia jest taka....

Planowałam konia kupić na wiosnę 2008, chciałam być przygotowana finansowo.
W listopadzie 2007 koleżanka znalazła ogłoszenie o sprzedaży pewnej klaczki niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Więc pojechałysmy TYLKO obejrzeć. Klacz 3,5 letnia, skarogniada, po Mar Beju, cena niewygórowana. Okazało się, że klacz jednak nie ma 160cm tylko jakies 8cm mniej. Wiec dla mnie to już dyskwalifikowało ją. Choć misiek z niej na pierwszy rzut oka. Odjechałam z ulgą, że jeszcze teraz konia jednak nie kupię i dalej planowałam kupno na wiosnę.
Koleżanka chciała jeszcze po drodze odwiedzić znajomego, więc zajechaliśmy. Poszliśmy zobaczyć konie, i tu koleżanka wyskoczyła z pytaniem: Czy ma pan jakieś konie na sprzedaż bo koleżanka szuka własnie?
- A tak, mam jednego.
Znajomy poszedł do stajni i wyprowadził klacz, maści gniadej, wysoka, 3,5 letnia, NN, bardzo energiczna (moje pierwsze spostrzeżenie- ładna ale kawał cholery). No i wypuścił na ujeżdżalnię.....  😍  Zakochałam się  😍


"musi być moja" pomyślałam. W tydzień załatwiłam kasę, negocjacje, podpisanie umowy i koń jest mój  😅
Praktycznie bez zastanowienia kupiłam ją, nie pomyślałam nawet jak to bedzie finansowo z utrzymaniem, obowiązki, dużo poświęcenia, czasu.
I dajemy jakoś radę  😉
Ja o jeździe moglam tylko marzyc (bo to drogie, niebezpieczne itd.) az wreszcie majac lat (chyba) 14 namowilysmy wraz z siostra mame na jedna j jazde w stajence oddalonej jakies 3 km od naszego domu. Po roku ze wzgledow bezpieczenstwa przenioslysmy sie do nowo powstalego klubu. Gdy zblizala sie matura ku rozpaczy rodzicow podjelam decyzje ze zaczne zaoczne studia, pojde do pracy i wreszcie spelnie namiastke swojego marzenia- wydzierzawie konia. Trener gdy powiedzialam mu o moich planach pokazal mi konia ktory maial byc sprzedany za niewielkie pieniazki, ani to bylo ladne ani ambitne ale mialo byc moje. Okazalo sie ze kon zostal sprzedany komus innemu. Moje wielkie rozczarowanie rozwial moj facet ktory mimo tego ze bal sie koni jak ognia zdecydowal ze kupimy kopytnego wspolnie, a rodzice twierdzac ze  w zyciu wystarczajaco sie napracuje podjeli decyzje ze beda utrzymywali mojego zwierza. Po krotkim czasie natrafilam na ogloszenie z wielkim siwym walachem- moim wymarzonym hanowerskim profesorem. Gdy zadzwonilam na podany w ogłoszeniu nr wlasciciel konia stwierdzil ze nie mam co robic sobie nadziei bo jest tyle chetnych ze zanim przyjede konia obejrzec to on z pewnoscia bedzie juz sprzedany- ale nie został. Naszym oczom po przyjezdzie ukazal sie chuda zmeczona zyciem szkapa. Nie sadzilam ze sie zdecyduje na takiego konia ale gdy wlasciciel zszedl sporo ze swojej ceny za namowa mojego trenera i ówczesnego autorytetu postanowilam konia nabyc. Tak stałam sie szczesliwa posiadaczka Admirala, który w nowym domu pokazal sie z zupelnie innej lepszej strony 🙂 Moje szcescie trwalo pol roku do pewnego listopadowego poniedzialku kiedy odebralam telefon i czar prysł. Nigdy nie zapomne tego co wtedy czulam, tak dlugo czekalam a on poprostu odszedl... po tym stwierdzilam ze juz nigdy wiecej koni!! Po niespelna roku konskiej abstynencji w drodze na wakacje wjechalismy do stajni hodowlanej i tak za namowa bliskich zaczely sie malo entuzjastyczne poszukiwania rumaka. Obejrzalam mnustwo roznych koni za przeróznie kwoty i nic. Wybierajac sie do ogladania juz ostatniego konia (do wiosny chcialam sobie darowac poszukiwania) wiedzialm ze tego konia nie kupie- a jednak kupilam ruda bestje z wielkimi oczyma nawet na nia nie wsiadajac, nie wiem co mi odbilo nie moglam wtedy znalesc nawet stajni dla niego 😉  Tak zaczela sie moja przygoda z Ritim koniu co do ktorego poczatkowo mialam watpliwosci czy byl wogole zajezdzany 🤣
Końskich miłości miałam bardzo dużo, z niektórych do tej pory się nie wyleczyłam..

A moja historia zaczęła się po prostu.🙂 Koleżanka, która jeździła już dużo wcześniej niż ja, zabrała mnie na jazdę, do stadniny dosłownie 1km od mojego domu. (; Uczyłam się jeździć i nie chwaląc się szło mi bardzo dobrze i dość szybko. Już chyba na swojej 10 jeździe z kolei uczyłam się galopować, a później to już z górki. Ponad to strasznie pokochałam jazdę konną i konie.

Wtedy na jazdę zaczęłam dostawać Primę, jako, że nie była łatwym koniem, na jazdę dostawały ją osoby, które na koniach w miarę dobrze sobie radziły.. Pierwsza jazda, z tego co pamiętam była straszna, ale już później szło nam coraz lepiej. Wszystko szło w dobrym kierunku. (; Po 1,5 rocznej pracy zdałyśmy odznakę brązową. I w tym momencie moim jedynym marzeniem było aby ją kupić. Miała wtedy 8 lat, była, i jest :P jak do tej pory moją największą miłością.

Wtedy pamiętam jak nie dawałam rodzicom spokoju, cały czas powtarzałam, że chce Prime, że chce konia. Trwało to jakieś dwa tygodnie, aż w końcu stało się, kupiłam Primę! 🙂 Cóż to była za radość. Nie do opisania. :P

A gdy tylko ją kupiłam zaraz zaźrebiłam, dzięki czemu przyszedł na świat mały Perfect Boy. 😀

Natomiast najciekawsza jest chyba historia z koniem trzecim o imieniu Konkret.
Nasza historia zaczęła się dawno. Był on koniem bojącym się ludzi, dotyku. Ogólnie dziki koń po prostu. A ja kocham oswajać takie konie, toteż zajęłam się tym maluchem. Początki były trudne, ale szło coraz lepiej, a on wreszcie zaczął mi ufać. Świetne uczucie swoją drogą. Pokochałam go w sumie od pierwszego wejrzenia. Kiedy zaczęliśmy już prace na lonży, później zajeżdżanie itd. Mój źrebak kończył już 5 miesięcy i wtedy zaczęłam jeździć na Primie jakieś zawody amatorskie.
I już po zawodach, pakując konia do przyczepy przyszedł do mnie były właściciel Konkreta i pyta się czy wiem? Nie miałam pojęcia o co mogło chodzić. Wtedy powiedział: 'Konkret' i od razu wiedziałam. Poryczałam się jak głupia, ludzie patrzyli na mnie jak na idiotkę, a ja wprost nie mogłam uwierzyć. Bo nie ukrywając bardzo chciałam aby Konkret został moim koniem. I tak się stało.
Kocham moich rodziców!  🤣 😍
primexowa Oj fajna historia 😉. To łącznie miałaś 3 konia ? ;D. Jej ja chce mame na 1 namówić bo tata sie zgodził ;D.
2 tygodnie namawiania???
Ja chyba 3 lata mówiłam jakby było cudownie gdybym w końcu miała swojego konia..
I w końcu się udało 🙂 jaka to była radość 😀
Bardzo bym chciała mieć drugiego, no ale cóż.. Wszystko kosztuje, a chyba największym problemem jest czas...
Nie wiem jak ludzie znajdują go by zajmować się dwoma końmi a co dopiero gdy ma sie 3.
wow 2 tygodnie!!! ja 15 lat i ... nic  😁
To teraz historia moich koni  🙂

Od małego chciałam jeździć konno i w końcu zaczęłam chodzić z koleżankami do pobliskiej stajni. Tam po jakimś czasie dostałam do jazdy klacz, na której nigdy nie chciałam jeździć, bo sobie z nią nie radziłam i nie umiałam wysiedzieć jej strasznie wybijającego kłusa, no ale skoro nie było innego konia wolnego akurat....Tak zaczęła się moja wieloletnia przygoda z Harfą, pierwsze wspólne stary, porażki i sukcesy....wiedziałam, że nigdy jej nie kupię, ponieważ nie była na sprzedaż, jako ulubiony koń tego hodowcy, a nawet jeśliby została wystawiona na sprzedaz, to cena przekroczyłąby moje najśmielsze oczekiwania niestety. Ale powiedziałam sobie wtedy, że kupię kiedyś źrebaka od niej. Niewązne co to będzie, ważne żeby był dzieckiem Harfy. I urodził się ogierek. Zajmowałam się nim od małego, bo taki miałyśmy zwyczaj w stajni, że każda z nas zajmowała się żrebakami klaczy na których się jeździło. wymyśliłam mu imię - Mediator i już wtedy wiedziałam, że będzie mój. Zaczeło się oszczedzanie, zarabianie kasy na jazdach itp. bo wiedziałam, że rodzice mi nie dadzą na konia ani grosza. Jako dwulatek koń był już zadatkowany i miałam "załatwioną" dotację państwową na ogiera hodowlanego. Pojechaliśmy na aukcję do Książa z Mediatorem i jego półbratem, bo wtedy można było jeszcze w ten sposób uzyskać licencję dla ogiera. Tka więc z pomocą naszego kochanego państwa spełniłam swoje największe marzenie. Miałam konia,do tego najmadrzejszego pod słońcem. 🙂
Na tym historia Miśka się nie kończy..... Kilka lat poźniej byłam zmuszona go sprzedać z różnych powodów, nieistotnych w tej historii. Ale zawsze mi go brakowało. miałam odhodwane po nim dwa źrebaki, które miały go zastapić w przyszłości, ale sentyment i miłośc pozostały.
To Misiek niedługo przed sprzedażą w wieku 9 lat:


Z racji ze został sprzedany w okolicy, to stale śledziłam jego losy. Nie trafili mu się kochający właściciele, koń trafił do dzierżawy, a potem do szkółki. Jak tylko dowiedziałam sie, że męczy sie w szkółce a w dodatku własciciele postanowili się go pozbyć, bo tylko im kłopot sprawiał, zaczęła sie walka o niego. wiedziałam, ze nie mogę udać się osobiście do właściciela, ponieważ trudno by było negocjować cenę, a cena właściciela była dla mnie nie do przeskoczenia. Wysłałam koleżankę (dzięki Epk za cierpliwe wydzwanianie do niektórych upartych właścicieli 😉. udało się wytargować kwotę przystepna do odzyskania zwierzaka. Niestety weterynarz robiąc badania ogólne przekreslił konia jako zdolnego do jakiejkolwiek pracy, jedynie spacery po łące. Już wiedziałam, że muze go za wszelką cenę wyrwać z tego jarzma, bo w ciągu 3 lat ze zdrowego konia zrobili wrak. I znów targowanie, bo koń właściwie był wart "cenę mięsa" a resztę na ewentualne leczenie trzeba było przeznaczyć. Nasłałam drugiego "kupującego". I po pertraktacjach dosć komicznie naciąganych udało się wreszcie. Koń mógł sobie wreszcie odpocząć.
Tu następnego dnia po przywiezieniu go do stajni:

I dokładnie 3 miesiące później dochodził już prawie do stanu wyglądalności idelanej 😉


Jest już u mnie pół roku. Nie przedstawia już wraku konia tylko 12 letniego wałacha o umyśle 2latka, wesołego, szczęśliwego konia. A wiosną, jak doprowadzę do normalnego wyglądu, zaniedbane sztorcowe kopyto, zrobię prześwietlenia nóg i jestem pewna, że nie ma tam takich zmian jakie nakreślił mi wet 🙂 A nawet jeżeli to Mediator i  tak pozostanie już na zawsze u mnie.

Jak już trochę miałam Mediatora, to zachciało mi się hodowli koni 🙂 Nie bardzo mnie było stać na zakup klaczy. I dziwnym trafem prawie jednocześnie trafiły do mnie dwie klacze. Elka była 10 letnią tarantką, którą znajomy chciał oddać w dobre ręce, bo miała problemy z nogami, ciągle kulała i nie chciał żeby w stajni ją brali na jazdy więcej. Więc ją wzięłam do siebie. Mega kochana kobyłka, spokojna i cierpliwa. Matka mojego pierwszego własnej hodowli konia Engano 🙂 Ma teraz kochającą właścicielkę, wraz z którą spacerują i bawią się w naturalsów.
AWenecja pojawiła się w tym samym czasie, dokładnie tydzień wcześniej w dziwnych okolicznościach. Otóż jej właścicielka poszukiwała na gwałt dzierżawcy dla Wenecji, bo likwidowali jej stajnię, gdzie do tej pory utrzymywała tanio konia. Nie mogła jej wstawić do normalnego pensjonatu. Pojechałam obejrzeć konia, bo chciałam mieć klacz do hodowli, no ale nie coś pokracznego i sprawiającego problemy. Moim oczom ukazała się piękna, duża, gniada klacz. Od razu mi się oczy uśmiechneły. No ale kazałam jeszcze osiodłać, żeby sprawdzić czy nie jest jakaś szalona. Okazało sie, że moze nie wykazuje za dużych umiejętności, ale za to spokojna. I tak Wenecja trafiła do mojej stajni na około 18 miesięcy (ciąża i odchowanie źrebaka). Po roku 10 miesiącach źrebności potwierdzonej USG okazało się ze jednak nie będzie źrebaka 🙁 Trochę mnie to zniechęciło. Chciałam ją oddać właścicielom, bo koszty już się duże robiły, tak kolejny rok trzymać konia.... Oni nie mieli gdzie ją zabrać i czasu też nie było juz za dużo dla konia, to postanowili ją sprzedać, zostawili ją u mnie w stajni i zlecili mi sprzedaż jej. W międzyczasie jeszcze ją pokryłam Mediatorem. Jakiś czas potem zaczęłam trochę więcej na niej jeździć (bo do tej pory to czasami wsiadałam, a tak to uczyłam na niej koleżankę) i jakos mi się zaczeło dobrze z nią pracować, a Mediator poszedł do sprzedaży.... postanowiłam ja kupić, bo cena była niska. I tak Zostałam jej właścicielką. Okazało się kilka miesięcy później, że jest źrebna i na świat przyszła córka Wenecji i Mediatora, która jest u mnie do dziś...
I już pozostanie mi taka jedna rodzinka: Mediator - tata, Wenecja - mama i Werona - córka  😀 Bo jak sobie pomyslę, że sprzedam, a za jakiś czas się okażę, że któryś z ukochanych koni przechodzi to przez co przeszedł Misiek, zdrowy, sportowy koń, przygotowany na konkursy i z możliwościami.....

Sorki, że tak dużo  😉
repka podziwiam, że odważyłaś się ponownie sprzedać Mediatora, ja zapewne nigdy bym nie sprzedała na początku ale po raz drugi to juz w ogole 😉
ale Repka sprzedała mediatora tylko raz...
Hm, czyli źle zrozumiałam-bo zrozumiałam to tak, że po odkupienia ogiera wzięła klacz-Wenecje i po zaźrebieniu jej sprzedała Mediatora. Przepraszam za nieporozumienie!
Repka  to na końcu i tak sprzedałaś tego ogierka ?

Jak kupiłam Megi , opisywałam juz wielokrotnie ale skoro mogę kolejny raz to z chęcią napisze .

Jeździłam od 12 roku życia , szło mi to marnie  😉 bałam sie koni mimo to zawsze chciałam mieć własnego , jak wiele nastolatek. W wieku 14 lat dziadek powiedział ze kupi mi konia , mama przyklasnęła a tata nie odezwał sie w tej kwestia  wiec wszystko było dobrze  🙂
Koń miał być od handlarza , nawet nie szukałam niczego w gazetach , internecie  . Jednego weekendy zapakowałyśmy sie z mamą do samochodu i objechałyśmy wszystkich handlarzy w promieniu ok 50 km od naszej działki. Ciężko było nam cos znaleźć  większość koni to były zimnokrwiste spore zwierzaki , dla mnie nawet poprowadzenie ich byłoby problemem . I tak przez 3 dni nie znalazłyśmy nic konkretnego.
Miałam marzenia  co do wyglądu i tego jaki miał być koń .
Następnego weekendu siedząc nadal na działce spotkałyśmy w sklepie faceta który rozmawiał z kolega właśnie o koniach , ze przywiózł nowe i czy by tamten nie chciał obejrzeć , oczywiście podeszłam do niego ze ja to z chęcią uczynie  😉 . Okazało sie ze mieszkał jakieś 2 km od naszej działki , zaprowadził nas do stajni na jakieś 40 koni  całej zapełnionej  kopytnymi czekającymi na wyrok  źrebaki , kucyki , ogiery belgijskie , zimnokrwiste konie i 2 szlachetne starsze  ruda klacz i piękny  mój wymarzony wałach sakrogniady... był przepiękny , naprawdę.( niestety juz zadatkowany )
Facet wyprowadził rudą klacz z rozwaloną nogą  opuchnięta z sączącą sie ropa i krwią , spętaną i kręcącą sie niemiłosiernie , nawet nie mogłam jej dotknąć.
Po chwili wstawił ją powrotem , opowiedział jej historie ( nie skłamał ! ).
Zostawiłyśmy swój numer tel i powiedziałyśmy ze w razie czego zadzwonimy.
Sam zadzwonił do nas 3 tyg później ( długo chorowałam) i zapytał sie czy ja bierzemy  bo on nie wie czy ma ja pakować na tira bo wieczorem transport przyjeżdża.
Moja mama nawet sie mnie nie pytała czy bierzemy , odrazy powiedziała tak. Przywiózł ją nam następnego dnia rano do stajni.
I tak jest juz ze mną w lipcu będzie 5 lat ,  jako pamiątka po zmarłym dziadku.

Post będzie strasznie długi ale mam tez drugiego konia  😉

Iwana mój znajomy kupił w tym samym tygodniu co ja Megi. Po co go kupił nikt tego nie wie chyba dla szpanu.
Konia wyrwał z marnych warunków , cieszył sie nim nie długo bo sie go bał , tłukł go aż koń mu uszkodził nogę tak ze juz nie mógł jeździć konno.
Tak sobie myślę ze Iwan sam sobie mnie wybrał bo jakim cudem 15 latka dała sobie rade z takim koniem ? dobrze sobie to wykombinował  😉 wszyscy w stajni nie mogli w to uwierzyć a on mi nigdy nie zrobił krzywdy.
Miałam go pod opieka przez ok 2 lata , poświęcałam mu strasznie dużo czasu i bardzo pokochałam i zaufaliśmy sobie na wzajem . Był koniem na którym jeździłam w miasto , na rajdy , pokazy  bo czułam sie na nim pewnie mimo iż problemów z nim  sporo bo ogierem jest dość nietypowym  agresywnym  zabójcą  🏇
Pod koniec tych 2 lat  mogłam go prowadzać na krycie na kantarze tak samo jak i przez stajnie , jeździć z końmi w tereny , smarować mu nogi jak leżał cały obolały w boksie bez siły na to zęby wstać ( nawet nie ruszył głową jak smarowałam mu nogi a bolało go bardzo) rżał jak wchodziłam do stajni  biegłam odrazy do niego.
Niestety w 2007 roku stajnia sie rozpadła a ja nie mogłam go wziąć ze sobą , musiałam go zostawić właścicielowi który go oddał w dzierżawę.
W pierwszym tygodniu lutego 2008 roku zadzwonił do mnie właściciel iwana i powiedział ze wystawia go na sprzedaż  jeśli by mnie to interesowało , pojechałam go obejrzeć i... usiadłam i płakałam jak go zobaczyłam.
Stał na padoku z opuszczona głowa , chudy , z sarkoidem , wypadająca sierścią , ciągle sie bujając jak dziecko z autyzmem  nawet to ze przy nim stałam go nie interesowało  , tępo patrzył sie w ziemie i tkał.
Zadzwoniłam do taty i 3 dni później przyjechaliśmy i go kupiliśmy.
Więź która była między mną a nim zniknęła , koń stał sie tym samym biednym okaleczonym przez człowieka mordercą.
Wyleczyłam go , odkarmiłam i wysłałam na mam nadzieje dożywotnie łąki , gdzie ma opiekę , dobre warunki i spokojnie sobie żyje.
Niestety nie miałam gdzie go postawić i również nie mam dla niego czasu. Kupiłam go żeby żył.

Megi nigdy za mną nie przepadała  a on okazywał mi jakieś uczucia więc chyba dlatego sie tak bardzo do niego przywiązałam.

przepraszam ze tak długo 😡

Megi jako koń wiejski :

teraz


Iwan jak go miałam w dzierzawie :

kupiony:

oddany na łąki :

Kurcze ciska, czytałam te opowieści już parę razy, ale za każdym jakoś tak niby smutno ale szczęśliwie robi się na sercu 😉
te opowieści Repki są po prostu z okresów,  które się zazębiały ze sobą, dlatego tak wygląda, jakby dwa razy sprzedawała ogierka 😉 - z tego co wiem, to tylko raz i kiedy byśmy o tym nie rozmawiały to żałowała, właśnie dlatego Misiek znowu u niej już do końca 🙂
oki juz rozumiem  😉

Moniaa  ja sama jak o tym wszystkim pomysle to nie wiem co czuć  🙂
Iwan  - niesamowicie wyglądający koń - 🙂,  a czy ty go wykastrowałaś może? Jak on sobie radzi jako ogier na pastwiskach? W sensie w stadzie chodzi?
czy jestem jedyną, ktora nie widzi zdjęć Ciski?  🙁

edit już widzę.  Piękny Iwan, ale i Megii zupełnie nie wygląda jak koń od pługa łomem odciągnięty! Super
nie wykastrowałam Iwana ale miałam zamiar( juz małam umówioną kastracje  😉  lecz zadzwonił do mnie człowiek który miał jego ojca i powiedział ze z checia go weźmie do siebie zeby troche pokryc.
Koń ma swój apartament  boks angielski , padok do niego przyłączony i łąke  a z dala ma konie własciciela .
ja to nazywam " sex wakacje"  😉
szczerze to kocham go takiego jak jest  , czyli ogiera a ze jeszcze znalazło sie miejsce dla niego w obecnym stanie to w ogóle super.
Aaa, to super, że tak się ułożyło 🙂, niech mu się dobrze wiedzie 🙂
Dzięki Epk za prostowanie moich wypowiedzi. Faktycznie obie historie się zazebiają:
1. najpierw kupiłam Mediatora jako swojego pierwszego w życiu konia
2. zachciało mi się hodowli wiec do Mediatora "dokoptowałam" dwie panienki, na zasadzie dzierżawy i prezentu
3. Mediator został sprzedany
4. Kupiłam Wenecję
5. Wychowałam Wronę w międzyczesie 😉
6. Odkupiłam Mediatora

Tak to wygląda  chronologicznie 😉
Nie przedstawia już wraku konia tylko 12 letniego wałacha o umyśle 2latka, wesołego, szczęśliwego konia.

Mam nadzieję, że to błąd, czy został On wykastrowany?
Właściciele po zakupie Mediatora wykastrowali go po jakimś miesiącu. koń miał być dla 12 letniej juniorki, więc ogier to był jednak tylko kłopot.
Rety, dziewczyny, jakby tak spisać to wszystko do kupy to by wyszła ciekawa książka. W każdym razie ja lubię czytać takie historie. : )

Z moim było tak... W stajni, w której jeździłam były dwa młode ogierki na sprzedaż. Tata chciał dla siebie konia do lekkiej terenowej jazdy, więc zainteresował się nimi, ja w zasadzie byłam nawet przeciwna zakupowi młodego, surowego konia, bo ani ja ani tata nie jesteśmy dość kompetentni, żeby brać na siebie taką odpowiedzialność - pozatym zawsze marzyłam o ,,szport maszynie". Tak się jednak złożyło, że z racji niepełnej dyspozycji zdrowotnej(półślepy) jednego z nich koń miał iść w nieciekawe ręce - decyzja była szybka i szczerze mówiąc niezbyt przemyślana. Klamka zapadła, jest nasz.
No i zostałam ja, 13 letnia, tata z jeszcze uboższym stażem jeździeckim i trzyletni, półdziki, półślepy, całkiem surowy mustang tydzień po kastracji. W stajni składającej się ze stodoły, pastwisk i lasu dookoła - oczywiście ani śladu trenera, instruktora ani nikogo kto mógłby cokolwiek poradzić ,,na miejscu". Just have' fun!
Na szczęście jednak mimo szeregu komplikacji udało się ujarzmić rumaka, a nawet się z nim zaprzyjaźnić i dojść do jakiś wyznaczonych celów. Minęły nam już dwa wspólne lata, w tym czasie wiele wspólnych wyjazdów, pozytywnych i złych sytuacji, w październiku pierwsza  LLka... Jakoś się kręci, uczymy się od siebie nawzajem i siejemy postrach na leśnych ścieżkach  🏇

Repka, kurczę wielka szkoda bo jak pewnie się domyślam nie pogardziłabyś kolejnym małym Mediatorkiem, a swoją drogą jak się spisuje dzieciaczek?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się