Sąsiedzi- błogosławieństwo czy przekleństwo?

Wątek o podobnym brzmieniu czyli o reakcji na to co za ścianą  już jest...
Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami odnośnie swoich sąsiadów.. czy jest wedle hasła " nie da ci ojciec nie da ci matka tego co moze dac ci sąsiadka😉 " , czy może mijacie się nawet nie mówiąc dzień dobry?

W blokowiskach często jest tak, że nawet mieszkając naście lat nie zna się ludzi zza ściany.
Jak jest u Was?

Ja mieszkam w bloku.Przed świętami wprowadzili mi się nowi sąsiedzi- to już 3ci🙂 Pierwsi bardzo specyficzni- pies szczekał za głośno- podcieli mu struny, opieprzali za wszystko, inwigilowali , w momencie kiedy moj fox podczas zabawy zaszczekal dwa razy zlozyli na mnie donos 😲 wiec zrobilam to samo tyle, ze mi przeszkadzal placz ich dziecka:]
potem pojawilo sie dziwne malzenstwo z 2 dzieci-wczoraj pan od odczytu wody powiedzial, ze oni zuzywali w 4osoby tyle wody co normalnie zuzywa 1 osoba...jest to dla mnie zagadka.Przez 3 lata wspolnego mieszkania i dzielenia korytarza ani razu nie sprzatneli  korytarza, ani razu nie zapukali na pogawedke, a tylko inwigilowali- na 5 i 6 roku prowadzilam tzw. dom otwarty- kilka razy w tygodniu moja grupa przylazila do mnie na wspolna nauke, do tego dosc czesto nocowalam znajomych roznej plci..co oczywiscie zostalo doniesione do moich rodzicow podzczas jednych odwiedzin... coz bylam wtedy  od dawna pelnoletnia i na swoim garnuszku.
Teraz jestem w szoku. Panstwo zza sciany zanim zaczeli cos robic 5 razy mnei pytali czy nie bedzie mi to przeszkadzac, przy wymianie zamka zaplacili ze swojej kasy i pytali czy mi sie taki podoba ( poprzedni wymienili podczas mojej nieobecnosci na taki co  cial mi palce, do tego kiedys przychodze i zonk nowy zamek a ja nie mam klucza 😲 klucz dostalam po godzinie oczekiwania az mi otworza, do tego musialam zaplacic polowe za wymiane tego badziewia)Przed swietami moi nowi sasiedzi zlozyli mi zyczenia a po swietach dostalam wielka torbe ciast itp. sasiadka juz  kilka razy zostawala z moim foxem a jutro ide na kolejna babska posiadowe przy ajerkoniaku...do tej pory jestem w szoku
jak to wyglada u Was? szczegolnie interesuja mnie ludki z blokow 😀
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
07 stycznia 2009 20:01
Kocham moje stare blokowisko. Tam wszyscy się znali, każdy każdemu pomagał. Ktoś podrzucił ciasto, ktoś mąkę pożyczył, ktoś przy pierwszych gofrach pomógł 😉 a do starszych biegało się z dziwnymi zadaniami z matematyki i jękiem "pomoooożesz?" Normalnym było, ze przy dłuższym wyjeździe pilnowaliśmy sobie wzajemnie mieszkań, wyciągaliśmy ulotki i korespondencję. Były małe wojny sąsiedzkie, alianse między piętrami, walka o suszarnię.
Do tej pory uwielbiam odwiedzać "stare śmieci". Sąsiedzi zawsze mnie zagadują, czasem na herbatę i ciasto porwą (a mama się potem dziwi, że wjechanie windą na VIp. zajęło mi ponad godzinkę).
Teraz, w nowym domu każdy się grodzi od reszty w myśl zasady "moja działka - moje królestwo". Brak szczerej otwartości, za to soczyste ploteczki z pierwszej ręki można zawsze pocztą pantoflową usłyszeć. Pełen folklor  😎
opolanka   psychologiem przez przeszkody
07 stycznia 2009 20:07
och pamiętam, jak mieszkałam w takim czteropiętrowym "bloku", gdzie znaliśmy się wszyscy. Byli lepsi i gorsi sąsiedzi, ale akurat vtak się dziewnie złożyło, że w moim wieku mieszkało tam sporo dzieciaków.
Z wieloma sąsiadami mieliśmy świtny kontakt, z kikloma były problemy (jedni trochę sfiksowani, niektorzy mieli problemy z alkoholem). Ale generalnie nie było źle, znaliśmy się wszyscy z 4 klatet.

Tu, na "wsi", gdzie mieszkam (śmieje się, że to wieś, bo to ostatnia ulica miasta i kiedyś była to wieś, teraz jest dzielnica miasta), sąsiedzi w większości są bardzo mili. Utrzymuję kontakty z najbliższymi. Tzn. znamy się i rozpoznajemy, wymieniamy uprzejmości. Z kilkoma rodzice znają się bliżej. Ja szczerze mowiąc nie mam kontaktu z młodzieżą, z braku czasu nie wytworzyła się żadna więź. Ale czuję się tu bardzo bezpiecznie.
Hehehe.... mam podobnie do Alviki, 😁
Tzn od urodzenia mieszkam w domu,w miejscu gdzie każdy żyje w myśl zasady "moja działka - moje królestwo". Plotki czy inaczej, jak ja to mówię Radio Wolna Ulica - najświeższe wiadomości z pierwszej ręki są na porządku dziennym. Każdy patrzy na to, co ma ten drugi za płotem i czy nie ma się przypadkiem za dobrze. Jestem ciekawa co będzie jak wreszcie po moim "ogródku" będą hasać dwa koniki. 😁 No ale jeszcze nie jest tak źle, sąsiadom się kłaniam, oni mnie również, nikt do siebie wprawdzie na ciasto nie przychodzi, ale w przypadku kiedy coś potrzebowaliśmy od sąsiadów [np. skorzystania z telefonu czy komputera] to zawsze ktoś pomógł.
Inaczej rzecz ma się w moim drugim domu, w podkarpackim.... 😁
Teraz to tam cywilizacja się powoli wkrada, ale kilka lat temu - ciemnota i zabobon!
Mnie ubraną na czarno sąsiedzi momentalnie wsadzili do jakiejś sekty, moja mama to była "miastowa" i do tego "ze Śląska", w ogóle się nikt do niej nie odezwał, a każdy sąsiad tylko zerkał za płot, co też ci "miastowi" tam robią.... 😁
Nigdy nie lubiłam tam jeździć. Za dziecka z dziewuchami ze wsi nie dało się pogadać bo albo zazdrościły zabawki albo na siłę próbowały udowodnić jaka ta ich wieś przecudna a na końcu i tak traktowały mnie jako "przyjezdną" = "obcą" = "gorszą". Teraz w sumie tamta wieś jest całkiem fajna..... bo dużo lasów, pole, stajnia...i wszystko na miejscu.... a i miejscowe chłopaki zahartowane do pracy, jest na czym oko zawiesić. 😁
Moje dwie przeklęte sąsiadki, które mi na maxa życie niszczyły już zmarły.
Najpierw jedna podsłuchiwała mnie w domu, śledziła jak gdzieś wychodziłam, robiła aferę, ze za głośno schodzę i wiele razy zdarzało się, że zostawiała odkręcony gaz w domu przez przypadek i wychodziła  😲  Masakra...

A druga to też afery robiła, że wychodzę z domu o 7 rano kiedy wszyscy jeszcze śpią... a co jej do tego ?! Nienawidziła mojego psa. W sumie nie wiem za co, bo on ani nie szczeka, nie gryzie, jest wręcz za spokojny... ;/
Pewnego razu mój pies zwymiotował na klatce. Ta mi taką aferę zrobiła, że szkoda mówić... Poszłam do domu, wzięłam papier toaletowy i wszystko sprzątnęłam, a pare godzin później zapukała do mnie straż miejska, że niby nie sprzątam po swoim psie. Sąsiadka powiedziała im, że zaczęłam się śmiać i poszłam, a ona sama wszystko sprzątnęła... No, ale po długiej dyskusji wyszło na moje 😉

A reszta sąsiadów jest bardzo, bardzo miła. Wpadamy do siebie na kawkę, herbatkę 😉 Pani Danka mieszkająca na przeciwko mnie jest dosłownie przekochana 🙂 Jak się gdzieś bardzo spieszę ona zaopiekuje się moim psem. Jak wyjeżdzam na wakacje to zajmuje się domem. Jest na prawdę wspaniała.
nesta   by w przyszłość bezczelnie patrzeć...
07 stycznia 2009 22:28
ja mieszkam w bliźniaku który nie jest bliźniakiem, na typowym osiedlu domkow jednorodzinnych. mam różnhych sąsiadów. moje onka wychodzą na mechanika do którego od 6 rano przyjeżdżają różni dziwni ludzie i przyzwyczaiłam się że lepiej mieć zasłonięte okna (bo lubię paradować w piżamce po domu). ale jest bardzo w porządku, zawsze można liczyć na pomoc.
z drugiej strony mam sąsiadów których w ogle nie znam mimo że mieszkamy napezrciwko siebie 10lat.
przez płot mam Lucie i jej patologiczną rodzinkę. Lucia i 10 mąż, siostra ze Szczecina, syn złodziejaszek z zona i dzieckiem, córka z mężem pijakiem i synami złodziejami... ale nam nigdy krzywdy nie zrobili.
A po drugie stronie ulicy 'panią starszą' która zapisuje o której wychodzę, z kim, czy idę, czy ktoś po mnie przyjezdza, czy jade taksowka. notuje rownież moje powroty. zawsze doskonale wie jakimi samochodami jezdze  😲 😂 kiedyś mnie to denerwowało teraz mnie to śmieszy...
a przez ściane mieszkam z moimi dziadkami, którzy jakoś specjalnie nie wtrącają się w to co dzieje się u mnie w domu... za to zawsze jak nie chce mi się gotować mogę iść do babci na coś pysznego
Ja od podstawówki miałam ostre zatargi z sąsiadem- jest on emerytowanym policjantem zwolnionym ze służby po odsiadce w więzieniu za śmiertelne pobicie jakiegoś złodziejaszka  😵 Ogólnie jest duży i silny i wszyscy się go raczej boją w okolicy, ale ja, nieświadoma niczego, weszłam z ni te 10 lat temu na wojenną ścieżkę. Okno mojego pokoju wychodzi bowiem na jego działkę, gdzie do budy na sztywno przywiązany jest na metrowym łańcuchu owczarek podhalański. Sąsiad regularnie tłukł tego pas czym miał pod ręką- miał nawet specjalny kij leżący na budzie  🙁 Ja jak tylko słyszałam przez okno że zaczyna się bicie szybko je otwierałam i krzyczałam na tego sąsiada mało mądre rzeczy typu "zostaw tego psa sadysto!" albo 'niech pan nie bije psa, bo zadzwonie po TOZ!" Dodam że miałam ok. 10 lat i mizerną posturę i mówiłam te rzeczy czując taki strach, że potem się z pół godziny nie mogłam uspokoić. I wiecie co- zadziałało chyba. Ten pies jest teraz spuszczany z łańcucha kilka razy dziennie, nie ma już tego przerażenia w oczach, a sąsiad zawsze patrzy w moje okno jak tylko podchodzi do budy  😀
Czekam az Zen tu wpadnie hehehe 😁

Ja nie jestem blokowa od 5 lat z hakiem
Mieszkam niby na przedmiesciach wśród domków i "rezydencji z kolumnami", specyficznie jest o tyle ze prawo jest takie ze wszyscy mają duuuuze bardzo działki, a co sąsiad na działce 600 m za płotem to nie to samo co jak ma sie koło poł hektara, bo i do płotu dalej 😉

Jednak wieś jest o tyle specyficzna ze dzieli sie wyraźnie na dwie cześci - starą w ktorej w sklepie dają na zeszyt  👍 i nową
Mieszkańcy starej się znają, mowią sobie dzien dobry, wiedza o sobie wszystko, ale i wyraznie czują odrębność bo osobom z "naszej" strony wsi nie odpowiadają na dzien doby - na przystanku tu jak się przychodzi po prostu mówi się dzień dobry 😉
Ale nasza częsć jest ta be, my jestesmy ci obcy, miastowi.

Wiele się zmieniło jak powstała stajnia, bo dla starszych mieszkańcow jesteśmy jacyś bardziej "oswojeni", kłaniają się nam a my im i jakoś inaczej jest 😉

Z perspektywy mieszkania tyle lat w bloku wiem ze sąsiedzi to zwykle jednak przekleństwo, fajnie ze macie takich z ktorymi macie dobre relacje.
Aczkolwiek procz patologicznej rodziny za sciana blok jak i osiedle było "geriatryczne", ciche i spokojne mimo że w centrum.
Cenciakos   Koń z ADHD i złośliwa zołza ;)
08 stycznia 2009 08:22
Kiedyś mieszkałam w bloku, takim 12-sto piętrowym. Ja praktycznie nic nie pamiętam z tamtego okresu bo wyprowadziliśmy się jak miałam z 5 lat chyba. Ale z tego co rodzice mówili to wiadomo- niektórzy sąsiedzi byli super i nie marudzili jak jakaś impreza była, mieli paru znajomych z różnych pięter i razem balowali. Dzieci jak trzeba było to podrzucili sąsiadce z naprzeciwko - ponoć bardzo miła starsza kobieta i do dzisiaj jak gdzieś spotka rodziców to pyta jak tam się chowamy 😉.
Potem przeprowadziliśmy się na osiedle szeregwoców. Jak my się wprowadzaliśmy to zamieszkane na ulicy były 3 domy z 20 i tak było przez kilka lat. Wtedy to były szaleństwa 🙂. Naprzeciwko mieszkała rodzina z dwójką dzieci starszych ode mnie o 8-10 lat ale dogadywaliśmy się świetnie a i zabawy mieliśmy przednie. W pustostanach mieliśmy swoje "bazy", w każdym inną: drużyny A, czarodziejek z księżyca itp.,  w jednym z "salonów" mieliśmy boisko do siatkówki i tenisa, na ulicy robiliśmy sobie ogniska. Fajnie było 🙂. Po kilku latach spokoju osiedle zaczęło się zapełniać. Obecnie z sąsiadami jesteśmy na "dzień dobry" i jakieś tam drobne wymiany zdań, bez spoufalania się, chodzenia na kawę itp. Jedynym wyjątkiem jest jeda rodzina, która tez mieszkała wczesniej na tym samym bokowisku co my, a ich syn chodził z moim bratem do klasy przez podstawówkę i na początku liceum, i przeprowadzili się do szeregowca naprzeciwko.
Po z atym na naszym osiedlu jest bardzo dużo domów które wynajmowane są studentom, którzy co chwile się wymieniają, więc nawet nie nadążamy śledzić gdzie kto mieszka. Od strony ogródka, nie znam nikogo, ale oni znają mnie pewnie doskonale, bo nie toleruję firanek i jak komuś się chce siedzieć w oknie to ma BigBrothera za darmo i na żywo 😉.

margaritka   Cantair HBC, a Nerwina na emeryturze;)
08 stycznia 2009 08:34
ja mam bardzo fajnych sasiadow, nasi rodzice dobrze trzymaja. jak bylam jeszzcze w podstawowce to mama zawsze mnie czy na sylwestra czy do jakichs "znajomych" puszczala z b. i a. bo one cie beda pilnowac  😁 i "bawilo" sie takie dziecko  😁 ojj fajnie bylo 😉 zawsze moga liczyc na nasza pomoc, jak i my na ich
Ja mam doświadczenie i z domu i z kilku wynajmowanych mieszkań (ale nie swoich wiec to troszkę różnica bo nigdzie nie "wrośliśmy"😉..

Najlepsze stosunki sąsiedzkie pamiętam z dzieciństwa z bloku typu 10 pieter typu "wielka płyta" - tam po prostu wszystkich się znało w całej klatce i wszędzie właziło bez pardonu, pożyczano sobie wszystko, zostawano z dzieciakami itp.. ale to był późny PRL/przełom - wydaję mi się że wtedy było inaczej, teraz ludzie bardziej się w swoich 4 katach zamykają..
Potem dom - szeregówka - na osiedlu akademickim - niby wszyscy znają się z pracy (tzn nie ja tylko moi rodzice) a chyba tym bardziej kupa zatargów o pierdoły typu kot na krzaczek nasikał itp .. wzmocnionych jeszcze bardziej konfliktami przynoszonymi z pracy  🤣 a poziom konfliktowości często wzrastał wraz z wzrostem tytułu naukowego  😁

Potem 3 wynajmowane mieszkania jako para i małżeństwo - jedna kamienica była trochę patologiczna, potem takie nijakie mieszkanie i teraz mieszkanie w nowym budownictwie - fajnie!! blok generalnie jest cały dzieciowy, więcej wózków niż samochodów, dużo ludzi w naszym wieku, wszyscy mili parę zdań można zamienić, pomogą, podzielą się wózkownią itp, dzieciaki znają się z podwórka od berbecia, ale nikt się nie wcina bo każdy pracuje, jest swoimi sprawami zajęty - brak starych bab robi swoje ! 🙂 Miło choć trochę bezpłciowo ale tak chyba najbezpieczniej..

A na naszej budowie domu pod Rzeszowem a nawet od stycznia już administracyjnie w Rzeszowie (ale i tak wiocha 😉 ), mimo że jeszcze dachu nie mamy, znamy już bardzo dobrze wszystkich sąsiadów.. budowanie domów łączy, zawsze się można o koszt drogi pokłócić.. 😉 tyle że jest to bezpieczniejsza odległość niż w bloku gdzie same ściany.. A sąsiadów mam niezłych - profesor prorektor, śpiewak artysta, młody emerytowany policjant, dyrektor gen. fabryki śmigłowców no i my!  🤣

Sankarita - tak z ciekawości - co to za wieś? 🙂 Na Podkarpaciu jest ogromna przepaść pomiędzy bogatymi a biednymi gminami. Ale to co piszesz to jak ze skansenu po prostu.. 😉
całe młode życie mieszkałam w domy z wielgachnym ogrodem, na wielkiej działce - jak zresztą wszystkie na ulicy - działki minimum hektar ;-)

ulica na około 15 domostw, wszyscy sie oczywiście znają jak łyse konie
normalne było pożyczanie sobie samochodów, gonienie lisów po nocy jak uciekły sąsiadowy z farmy, spawanie rur w szklarniach przy -20 st C coby kwiaty nie zmarzły,
wspólne odwożenie dzieci do szkoły = do której bez odwiezienia wędowało się ok 30 min do autobusu, póżniej 3 przystanki autobusem, później 4 przystanki tramwajem, i znow z buta 15 minut...

wpadało sie gdziekolwiek do domu, do któregoś z sąsiadów i dostawało obiad, po prostu sielana

czasy były wspaniałe, wspólne ogniska i picie wódki (to starzy), jeżdzenie na truskawki, jabłka, zabawy w indian, jazda na rowerach itd (to młodzi)

obecnie ulica sie rozbudowała... - sąsiedzi podzielili posesje i posprzedawali działki... = zaczęła się "chamówa"
"blokusy" wywalają śmieci na ulicę, mają dzialki a ich psy srają na chodnik, parkują na ulicy bo mają mini ogródki i brak miejsca na zaparkowanie... po prostu buractwo...

Później na studiach mieszkałam w bloku-kamienicy przy jednej z ruchliwszych ulic Pń.
Sąsiedzi - spoko, jedna wielka rodzina, mieszkali tam od wieków, znali dobrze moją matke (ona sie tam wychowała), nie było "kawek" bo to dziadki leśne już były, ale atmosfera spoko...

Mieszkałam później jeszcze i w pń w kilku miejscach i w wawce w 3 różnych miejscach i w kraku... ale to były wynajmowane mieszkania i jakoś chodziłam do nich tylko SPAĆ, wiec wrażen żadnych.

Obecnie sąsiadów znam z widzenia - ale nie ma wspólnych spraw, sa "normalni", ani głośni, ani cisi...
jak byłam w ciązy sąsiadka zaproponowała, że jak sie coś będzie działo mam walić do niej w dzień czy noc (na finiszu byłam sama w domu).
Żal mi trochę, bo drzwi w drzwi mieszka laska, ma dwoje dzieci w wieku mojego...
jak jej sie urodziło dziecko - poszłam z prezentem złożyć życzenia, miałam nadzieje na jakieś "skumanie się" i nic... drewno kompletne
gwash, Wampierzów.😉
Tzn teraz to tam ponoć się zrobiło trochę bardziej cywilizacyjnie. Ludzie mają telefony, baaa, internet! I jakoś tak trochę lepiej. Sama byłam tam dwa lata temu ostatnio i ten podział na "obcych" i "naszych" ciągle gdzieś tam siedział.
Swoją drogą, taka wieś zabita dechami też miała swoje plusy, jak tak sobie przypominam. 😉 Domy kryte strzechą, cisza, spokój, sąsiedzi mieli koooniiiiki..... Tam też pierwszy raz siedziałam na koniku w wieku lat 6.😁
Ja bardzo długo mieszkałam w bloku, małym (było 11 mieszkań), z ogrodzonym podwórkiem.
Sąsiadów znaliśmy bardzo dobrze, nie pamiętam awantur żadnych. Pomagało się sobie w miarę możliwości.
Mieliśmy jedną sąsiadkę, która widziała wszystko co działo się w domu i pod blokiem 😉Nie raz było to wkurzające, ale wielkorotnie też pomagało - przegoniła kilka razy złodziejaszków aut 😉
Żyliśmy w zgodzie, a niektórymi sąsiadami blisko, z niektórymi rzadziej.

Nigdy nie narzekałam, nie było powodu.

Teraz mieszkam w domu z dużą działką, więc do sąsiadów nie mam tak blisko.
I tak jak mówiła sznurka, wieś rządzi się swoimi prawami, ale muszę przyznać że u siebie na "wsi" nie czuję się wyobcowana. Ludzie są mili, kłaniają się nam z daleka, można liczyć na ich pomoc.
Wiedzą że jesteśmy miastowi, ale jakoś bardzo nie dają nam tego odczuć.
Ja mieszkam na wsi, troche ogrodka mam i jednego sąsiada. Drugi się wyprowadził i wyburzyli jego budynki- dlatego jestem teraz "odsłonięta" od ulicy. Czekam jak tylko te drzewka urosna....

Za to moj sasiad jest jedyny w swoim rodzaju. Nie powiem, zawsze moge liczyc na jego pomoc. Jak chłopw nie ma w domu, to robi duzo "meskich" prac, tj. naprawienie roweru, przywiezienie wegla itp. Jak sie go o cos poprosi, to pomoze. Z reszta radzimy sobie same.

A taak to, zaglada nam czesto do okien ( a ze mam duze okno balkonowe od jegop strony, to musialam sie nauczyc zakrecac rolety) i chodzi w bardzo fajnych, wytartych, kilkuletnich slipkach we wakacje, ktore mu porzeswituja. A jak sie schyli to wszystko widac  😁
wpadam dopiero teraz sznurko 👍

nienawidze sasiadow, ktorzy mieszkaja pietro nizej. z calego serca ich nienawidze 👿 wczoraj w nocy puscilam facetowi taka wiazanke, ze dzisiaj jak mnie zobaczyl w garazu to wrocil do windy. w srodku nocy wlaczyl na full muzyke, do tego to chyba jakis krypto gej- ciagle sprasza samych facetow.
w nocy przegial pale i zeszlamna jego pietro, wlamalam sie do skrzynki z bezpiecznikami i mu korek glowny wylaczylam. muzyka ucichla, facet wynurzyl sie w ciagu kilku sekund z domu  😎 ledwo zdazyl drzwi zamknac to go zwymyslalam naprawde ostro, facet probowal cos tam wtracic, ale mu nie dalam tylko darlam morde dalej. na koniec zlazl moj malzonek (taki 'malutki facecik' 😁 - dodam, ze nasz sasiad mi siega do pachy- juz mu kiedys powiedzialam, ze z takim wzrostem to moze laske ciagnac mojemu mezowi bez klekania), ktory doslownie i dobitnie mu zapowiedzial ze jak jeszcze raz uslyszy halas po 22 to mu jaja wyrwie i wsadzi do dupy. na co facet powiedzial ze wie ktory jest nasz samochod- a moj maz na to ze jak tylko nasz samochod bedzie mial ryske nieznanego pochodzenia to mu ryj skuje. po czym w pelni wzajemnego uznania rozeszlismy sie do domow.

dzisiaj po poludniu uslyszalam rozmowe naszego sasiada kochanego z drugim, ktory mu powiedzial ze my to mafia jestesmy, bo co kilka miesiecy mamy nowe bryki, wszystkie czarne szyby i lepiej z nami nie zaczynac, bo kiedys sie juz klocilismy z sasiadem z drugiego bloku i temu pies pozniej zginal w niewyjasnionych okolicznosciach  🤔 😁

ha, jestem zona gangstera 👍

a powaznie mowiac, to mnie skreca na mysl o tym czubku.
Brzask   kucyk,kucyk...a to kawał s.........
17 lutego 2009 19:37
ja już chyba na volcie pisałam omojej "kochanej" sąsiadce, którą truje laserami, bo mam radary w domu a moj ojciec jest szefem mafii a jak sie jeszcze wczoraj dowiedzialam ona musi w nocy tacki foliowe zakladac na głowę bo ja tymi laserami truję.
Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
17 lutego 2009 19:42
zen  👍 akcja pierwsza klasa

moich 'warszawskich' sasiadow wlasciwie nie znam. widuje ich czasami jak odsniezam przed domem czy wsiadam do samochodu, ale nawet nie jestem w stanie powiedziec, w ktorym z okolicznych domow mieszkaja.
za to sasiedzi w uk to inna para kaloszy. na moim pietrze jest strasznie sympatyczna rodzina z dziecmi, jak nie ma naszego ciecia to oni odbieraja ze mnie paczki zebym nie musiala potem leciec na poczte(a jak na zakupoholika przystalo paczki przychodza codziennie w ilosci sztuk co najmniej 3)  🙂
ja mam wspaniałych sąsiadów  😍 i nie wyobrażam sobie życia bez sąsiadów.
tu w akademiku z kolei mam bardzo wyrozumiałych 😉 ale ze na mojej części korytarza tak naprawdę są 4 pokoje (w tym mój) mamy umowę na hałasowanie i ja przymykam oko na głośne odgłosy filmów z pokoju Toma o 2😲0 w nocy, na muzykę z pokoju Dee obok o różnych dziwnych porach, tego ostatniego chłopaka widziałam raz, nawet się nie przedstawił, nikt go nie zna, jest idealnie cichy i nikt mu nie przeszkadza  🙄

oni w zamian za to przymykają oko na moje śpiewanie - choć staram sie nie hałasowac w dziwnych godzinach - ale głos mam jednak dosć mocny i wszystko słychać idealnie przez ściany.

w zeszłym roku miałam dramat jeśli chodzi o sąsiadów w akademiku i nawet nie chce tego pamiętać :/
Coponiektorzy sa stanowczo przeklenstwem.
Czego potwierdzenie uzyskalismy w dniu wczorajszym. W nocy z naszego 'zamknietego' osiedla skradziono samochod. Nawet to nie przekonuje opornych, zeby zamykac za soba brame.
Lenistwo zdaje sie byc choroba nieuleczalna, a przynajmniej bardzo w leczeniu oporna  🙄
Solina   Wszyscy mamy źle w głowach że żyjemy hej hej la la
18 lutego 2009 00:45
ja już chyba na volcie pisałam omojej "kochanej" sąsiadce, którą truje laserami, bo mam radary w domu a moj ojciec jest szefem mafii a jak sie jeszcze wczoraj dowiedzialam ona musi w nocy tacki foliowe zakladac na głowę bo ja tymi laserami truję.


a my mordujemy ludzi i wywozimy ich w bialy dzien w workach na smieci  😂

moja sasiadka w domu ma centrum inwigilacji, wie wszytsko o nas, kiedy gdzie do kogo pojechalismy o ktorej wracamy co domu, baa zeby dowiedziec sie co mamy na obiad potrafi:
a) przyjsc na kawe mimo ze nigdy tego nie robi nie ma z moja mama tematow do rozmow
b) przyjsc bo niby chce cos od mojej babci ktora mieszka obok tylko nie wie czy ona to ma i chce sie zapytac
c) dzwoni z pytaniem: co macie na obiad
Mamy super sąsiadów: kilkadziesiąt ogierów, trochę klaczy xx, szetlandy...
Innych niet. Jedyny minus to wizyty lokatorów sąsiedztwa: muchy, myszy, szczurzi 😉
U mnie bywa różnie...

Jako, że raz mieszkam z mama, a raz z tatą (rodzice po rozwodzie) mam przyjemność (wątpliwą?) odczuć na własnej skórze jak to jest z sąsiadami w bloku, a jak w szeregowcu....

I o dziwo, w bloku sąsiadów praktycznie nie odczuwam... Parę lat temu na przeciwko nas mieszkała rodzinka, z którą byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni,  drzwi od mieszkań się nie zamykały, bo albo my do nich albo oni do nas... Wyprowadzili się do domku, na sąsiednim osiedlu, kontakt utrzymywany jest do dziś🙂
Do ich mieszkania wprowadziło się młode małżeństwo z dziećmi - bardzo sympatyczne, chociaż czasami denerwują nas imprezami:P
Jedynym sąsiadem w bloku, który mnie doprowadza do szału to kot sąsiadów, którzy mieszkają pod nami...  Przeokrutny kocur większość czasu koczuje na klatce, bo sąsiadom nie chce się pofatygować na dół i otworzyć mu drzwi jak ma wyjść na dwór... Najgorsze jest to, że kot rzuca się na ludzi - nie raz mi zawisł na nogawce... Syczy i wydaje dziwne dźwięki jak tylko ktoś przechodzi... Nawet mój pies się go boi 😁
Już nie wspominając o tym, że zdarza mu się załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne na klatce... fu.
Na dobitkę powiem, że sąsiedzi mają przy drzwiach durnowatą tabliczkę "Proszę o ciszę, nasz kot miał dziś ciężką noc" która mnie tylko bardziej wkurza jak widzę tego kocura na klatce shodowej...  :emot4:

Mimo tego wszystkiego, mieszkając u taty, w szeregowcu, sąsiedzi byli w moim odczuciu bardziej upierdliwi...
Pech chciał, że tatko mieszka w szeregowcu, tuż przy którym mieszka bardzo głośna rodzinka...    "podwórko" przed domem mamy przedzielone z nimi na pół płotem, dlatego praktycznie wszystko co wykrzykują przed domem słychać u nas w domu...
Nie wiem czy to wina ścian czy czego, ale zawsze słychać u mnie w pokoju było, co sąsiedzi oglądają w tv w sypialni (fakt, bardzo głośno oglądali tv), ale nie tylko tv... również odgłosy łóżkowe miałam okazje wysłuchiwać jak próbowałam nie raz się uczyć do sesji...  😵
Sąsiad oprócz tego zajmuje się sprowadzaniem aut... i NOTORYCZNIE parkował jakieś auto przed domem, na miejscu gdzie ja zawsze parkuję... Nie trudno było się domyśleć moich reakcji jak codziennie wracając do domu zastawałam tą samą sytuację...  👿
Akurat Ci sąsiedzi to istne przekleństwo - 0 spokoju....

A zawsze myślałam, że to w bloku narażeni jesteśmy na upierdliwych sąsiadów  👀
Niewidzialna   Czołowy hodowca Re-Volty
18 lutego 2009 03:12
Ja mam dość fajnych sąsiadów 😉 No poza jedną babką, która o WSZYSTKIM z każdym plotkuje... Moi rodzice nie tak dawno temu dowiedzieli się (bo rozbudowaliśmy dom), że budujemy PAŁAC i tak mówiła całej wsi  😁 No chyba, że mamy pałac, ale nic o tym nie wiemy 😂 Jeszcze mam sąsiada, który jako jedyny we wsi zajmuje się gospodarką. Rozwozi świeże mleko jak ktoś chce etc. No tylko, że nasza działka która jest za domem i jest nieogrodzona służy do wypasania tych krówek i czasem można tam znaleźć fajne 'prezenty' 😁
odgrzebuje, bo dzisiaj cud sie stal!

moj znienawidzony sasiad sie wyprowadza 😅 😅

no, to teraz pytanie kto sie wprowadzi na jego miejsce 😎 😎 poza tym glabem z sasiadami nie mam klopotow. nie bardzo wiem natomiast jak rozwiazac problem z sasiadem, ktory ma miejsce garazowe obok mojego- niestety jezdzi na wozku i czesto parkuje tak, ze ja moim malenstwem wjezdzam na zapalki 🤔 a ostatnio jego zona stanela doslownie okrakiem na dwoch miejscach (moim i ich)- po czym jak ja zastawilam to zrobila larum i powiedziala, ze ona nie umie parkowac 😵

sa jakies przepisy regulujace kwestie niepelnosprawnego i miejsca postojowego pojazdu? ja wiem, ze mu ciezko pewnie parkowac i sie wydostawac z samochodu, ale z drugiej strony- nie moze przeciez parkowac tak, ze ja nie mam jak wjechac. z poprzednimi sasiadami nie bylo zadnego problemu- pomimo tego, ze ja mam duzy samochod i oni mieli duzy. ci nowi maja passata.. nie wiem jak podejsc do tematu- rozmowa z nimi niewiele zmienila- i w sumie ciezko zeby zmienila. dla mnie logiczne jest to, ze ten pan musi miec miejsce zeby wysiasc i rozlozyc wozek- ale na razie odbywa sie to kosztem mojego miejsca garazowego 🙁
A ja w moim hiper akustycznym bloku mam nowych sąsiadów na górze, którzy zaczęli od wyburzania ścian działowych i zrywania podłóg. Ratunku !  👀
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
30 października 2009 12:40
gwash, Znam ten ból.
Starsze małżeństwo się wyprowadziło ze swojego mieszkania na 4 piętrze, wprowadziła się córka z mężem i dziećmi. Sąsiadowi o szóstej rano zachciało się wiercić w ścianie. 😵
A co ja mam zrobić, gdy od północy do trzeciej nad ranem kretyn kombajnem kosi kukurydzę? I tak w kółko. Bo potem ora traktorem, też w nocy. A na moje próby interwencji po "skoszeniu" ujeżdżalni tymże kombajnem dowiaduję się, że mogłam się wybudować w mieście.  😵
Ale on trzeźwy jest?  😵 😁 😁
A co ja mam zrobić, gdy od północy do trzeciej nad ranem kretyn kombajnem kosi kukurydzę? I tak w kółko. Bo potem ora traktorem, też w nocy. A na moje próby interwencji po "skoszeniu" ujeżdżalni tymże kombajnem dowiaduję się, że mogłam się wybudować w mieście.  😵


jak jeszcze mieszkałam u rodziców to też tam był jeden rolnik co na swoim polu robił wszystko w nocy 😂, w dzień nie mógł bo końcu ktoś za sklepem z winem stać musi 😵


a obecnie mam super sąsiadów, same ogiery i wałachy - muzyki głośno nie sluchają, dzieci nie mają(a przynajmniej z nimi nie mieszkają) 😂, więc nie narzekam 😉

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się