Emigracja - czyli re-voltowicze i voltopiry rozsiani po świecie.

ikarina, jesteś pewna, że lekarz ma wgląd do absolutnie wszystkich informacji? Ja nie wiem dokładnie jak to jest w Polsce ale z tego co pamiętam z zajęć dąży się również do zrobienia centralnej bazy danych i wydaje mi się, że dostęp specjalistów byłby wybiórczy. Tzn. np. jeśli idziesz do okulisty zrobić laserową korekcję wzroku to on nie musi wiedzieć, że w młodości miałaś depresję. Ale ręki sobie nie dam uciąć, tak mi tylko coś świta.
Ja pracuje w szpitalu i faktycznie w dokumentach jest cały przebieg leczenia, wizyt i wyników z całego zycia
ooo, opowiedz cos wiecej! Co robisz, jak Ci sie podoba?? 🙂
Namietnie ogladam 24hrs in A&E 😀
szkoda, że pilotom tak nie zaglądają  😤


No, w tak ważnych, wymagających skupienia i stalowych jaj zawodach to jest mus. Mnie bardziej chodziło o zwykłą pracę biurową - wklepywanie numerków do kompa i wycieczki do drukarki. Wtedy to już jest przegięcie
no własnie o to mi chodzi. do zawodów w których to NAPRAWDĘ potrzebne takich "dochodzen" sie nie robi, a gdzie nie trzeba się czepiają  😵
dempsey   fiat voluntas Tua
13 kwietnia 2015 07:59
dla mieszkających na Wyspach:



Zapisałam się na tandem językowy  👀 Wiozłam do Niemiec dziewczynę z blablacar i podpowiedziała że jest dużo chętnych na naukę j.polskiego i sama praktykuje taką formę nauki  😀
dempsey, fantastyczne! I to jest dla mnie wlasnie sposob na dyskusje na takie tematy. Zwiezle, na temat, z klasa i poczuciem humoru.

Ja spotkalam wielu Norwegow, ktorzy sami mowia, ze pracowitosc Polakow powoduje, ze Norwegia kwitnie. Ale wsrod samych Polakow czesto mowi sie, ze oni nas nie lubia, ze 'norki' to banda idiotow. No ale sorry, to my sami sie nie lubimy i sami zanizamy swoja wartosc. To, ze wsrod Brytyjczykow czy Skandynawow sa skrajni nacjonalisci i wyrazaja nieprzychylne, czy nawet obrazliwe opinie, to jasne, ale dlaczego my od razu uwazamy, ze to opinia calego narodu? Tego nie rozumiem.
W Polsce tez duzo takich co to 'obcych' nie lubia.

Becia, mylisz co do mojego startu na emigracji. Teraz po ponad roku dostalam dobra prace, nawet nie chce myslec o skrajnym zmeczeniu i malych pieniadzach jakie zarabialam jeszcze niedawno 🙁
W Norwegii, oprocz specyficznych branz, bardzo trudno dostac dobra prace bez znajomosci norweskiego. A nauczyc sie norweskiego, czy innych skandynawskich jezykow, bardzo trudno na poczatku.

I jeszcze jedno o tym utknieciu. Jak mi osoba bezdzietna dwudziestoletnia mowi o utknieciu to ja na to reaguje tak 🤔 ❓
Ja mam 40 lat, dwojke dosc malych jeszcze dzieci, zostalam sama z mega mega problemami, zero wsparcia, zero kasy, zero mozliwosci i....zaryzykowalam, wyemigrowalam i po roku mam stabilna, dobra sytuacje zyciowa, pracowa, finansowa i mega wsparcie. Ale to byl bardzo trudny rok, tyle ze juz za mna.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
13 kwietnia 2015 11:02
Pochwałę się, bo bardzo mnie to cieszy- chyba mamy pierwszego irlandzkiego kolegę 😀
W sobotę byliśmy na Ghost Walk- wycieczce po nawiedzonych miejscach z przewodnikiem 😜 Oprócz wizyty w opuszczonym budynku zwiedzalismy tez stare tunele, piwnice i teren wiezienia, gdzie kiedyś stały szubienice. Martin oprocz opowiadania o o duchach, dziwnych zjawiskach i doswiadczeniach ludzi w tych miejscach opowiadal tez duzo o samej historii miasta, jego powstaniu, o tym ze dwa razy bylo spalone praktycznie do golej ziemi itd. Duzy kawal fajnych i ciekawych faktow historycznych!
W zamian my opowiedzilismy o opuszczonym szpitalu w Olesnie i wspomnielismy o domach, w ktorych mieszkalismy 😉 Bardzo fajnie nam sie gadalo.
Po powrocie do domu zastalam... zaproszenie na fb 😁 I od slowa do slowa umowilysmy sie cala trojka na piwo w piatek, bo Martin jest bardzo zainteresowany naszymi historiami i doswiadczeniami 😀
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
13 kwietnia 2015 14:04
Dziewczyny, czy Wy się możecie trochę uspokoić? 🤔 Jak człowiek napisze, że nie, nie sika i nie rzyga tęczą na obczyźnie, bo życie - jak wszędzie!!! - poza swoimi plusami, ma też swoje minusy, to potraficie wbijać takie szpile, że szok 🤔 🤔wirek:

Uspokójcie się i zastanówcie, po co ja to wszystko piszę - nie dlatego, że przyszłam narzekać jak mi źle, a dlatego, że odpowiadam na pytania (sic!) i staram się prowadzić merytoryczną dyskusję o realiach.

To, co ja piszę, to są:
a) moje PRYWATNE opinie, więc nie ma się obrażać i święcie oburzać,
b) moje obserwacje OTOCZENIA, ogółu - dopóki wyraźnie nie napisałam ja/mi/moje - to ta konkretna rzecz nie dotyczy akurat mnie.
(bo bliskich przyjaciół Polaków i innych obcokrajowców może nie mam, ale często gęsto różnych spotykam i lubię się dowiadywać, jak to było z nimi, więc tak - bazę mam bogatszą o doświadczenia innych, niekoniecznie moje. Opisuję też doświadczenia innych, bo zakładam, że moje było nieco inne - w teorii jestem o wiele bardziej "ich" bo mam angielskie GCSE, A-levels, angielskie prace w CV, język - nie to co osoba 30 letnia, która dopiero przyjechała, i w CV ma wszystko polskie).

Z tego co piszesz jestes typem, ktory musi miec wszystko na talerzu, zeby miec komfort zycia.
Bardzo się mylisz, nie wiem jak można tak srogo i wręcz chamsko oceniać obcego człowieka po jednym - ewidentnie źle zrozumianym - poście. Chyba, że cośtam Cię prywatnie zabolał, no ale to już nie mój problem.

Nie wiem gdzie Ty tam wyczytałaś, że chcę mieć wszystko podane na talerzu. Ja sobie sama organizuję życie, nikt mi tyłka nie podciera, nikt nic nie załatwia - wszystko co mam, załatwiłam sobie sama. Jedyne co - to mam fioła na punkcie finansowego poczucia bezpieczeństwa. I mam do tego prawo. To wynika z tego, że całe, calusieńkie życie, żyłam w atmosferze szarpania się z losem jak tu związać koniec z końcem, na nic nigdy nie było kasy, żyło się wiecznym napięciu jak wytrzymać do następnej wypłaty. I ja tego w swoim życiu nie chcę, bo to jest dla mnie prawdziwa udręka i nieszczęście. Wolno mi? Chyba tak. Więc swoją szpilę sobie... no 😉


jakby nic nigdy nie moglo sie nikomu biedniejszemu w zyciu udac. A ilu ludzi na swiecie zaprzecza tej teorii? Cale mnostwo.
A na każdą taką osobę jest kilka razy więcej osób, które tę teorię potwierdzają.
Nawet w moim domu przewinęło się kilka takich osób, co to myślały, że Anglia to dalej kraina miodem i mlekiem płynąca, że przyjadą i po tygodniu będą żyć jak królowie. Przyjeżdżali, mieszkali u nas i po miesiącu/dwóch szli dalej/wracali z podkulonym ogonem. Tu nie chodzi tylko o pieniądze, przecież jasno napisałam, co jeszcze jest potrzebne. Ktoś swoje tysiące może sobie w tyłek wsadzić, jeśli nie zna języka ani nie ma dobrego doświadczenia zawodowego w CV. "Z czym do ludzi, no z czym?"
Wiesz ile w samym Londynie jest takich osób, które teraz są bezdomne, albo mieszkają w jakichś melinach, trudzą się drobną przestępczością bo nie mogą znaleźć pracy? Bo myśleli, że to nic trudnego? Ile po miesiącu wylądowało na benefitach? Ile zarabia minimum wage w McDonaldach i wynajmują jedną sypialnię na spółkę z trzema innymi osobami?

Trzeba miec odwage, wiare, sile charakteru i byc po prostu pracowitym i upartym.
W UK, i wielu innych krajach, takich ludzi jest na pęczki, jest przeżytek. Jak nie znają języka i nie mają do zaoferowania żadnego dobrego doświadczenia zawodowego, to jak mają konkurować z tysiącami innych, wliczając w to tubylców?
To już nie te czasy!!!

Poza tym, jesli naprawde bys chciala wyjechac na pewniaka to tez nie ma z tym wiekszego problemu
Dziękuję, już ustaliłyśmy, że obecnie NIE chcę wyjechać 😉
Tak się składa, że wiem, że są różne wyjścia, mi jako częściowo-tubylcowi mogłoby być łatwiej (a nawet jeśli nie, to mogłabym się ubiegać o angielskie obywatelstwo i z angielskim paszportem byłoby łatwiej na bank), tak się składa, że ta praca, którą właśnie dostałam - to była ostatnia próba zostania tutaj, gdyby nie wypaliła - to wtedy out z wysp.


Dla chcacego nic trudnego, ale lepiej narzekac, mowic ze cos jest niemozliwe i sobie wygodnie "utknac"
Dziękuję, również już ustaliłyśmy, że ja NIE narzekam, ja jedynie odpowiadałam na pytanie i starałam się w merytoryczny sposób wyjaśnić problem wielu emigrantów, który akurat mnie nie dotyczy - to jeśli o utkanie chodzi, ale o tym zaraz.


I jeszcze jedno o tym utknieciu. Jak mi osoba bezdzietna dwudziestoletnia mowi o utknieciu to ja na to reaguje tak 🤔 ❓
Naboo, możesz wskazać, że ja napisałam, że JA utknęłam?
Bo tak nie napisałam.
Ja to utknęłam najwyżej tak, że w chwili obecnej (jeszcze) mam puste konto bankowe, wiszę parę stów mojej matce - no i właśnie dostałam dobrą pracę, która zagwarantuje mi upragnione finansowe poczucie bezpieczeństwa. No, ewentualnie jeszcze dodaj sobie do tego psa 😉

O utknięciu pisałam jako ogólnym zjawisku, dotykającym wielu emigrantów (mnie akurat nie - jeszcze przynajmniej). Bo to jest - zwłaszcza dla starszych ludzi, którzy mają na sobie finansową odpowiedzialność za rodzinę - zjawisko tak popularne, że mnie mocno zdziwiło, jak w ogóle możecie zadawać takie pytanie "dlaczego po prostu nie wyjechać" i się dziwić.
Gdybym mieszkała tu sama, nie miała pomocy finansowej ani dachu nad głową dzięki mojej matce, a za to zapieprzała za minimum wage w pracy, gdzie ciężko o 20 godzin tygodniowo - to bym BYŁA utknięta. Z ikariną jakiś czas temu gdzieś pisałyśmy, jak wyglądają realia życia na minimum wage 😉
Więc ani wiek, ani dzieci/ich brak są decydującym czynnikiem przy utykaniu, a - zarobki. Miej trochę więcej empatii i zrozumienia, bo gdyby moja sytuacja była taka jak powyżej opisałam, że mogłaby być - to bym się poczuła cholernie urażona Twoją oceną.

To już nawet rodowici Anglicy mają problem z tym, że rekordowa liczba obecnie mieszka z rodzicami do 30-stki, bo "utknęli" tak, że nie stać ich na wyprowadzkę we własnym kraju. 😉

Ja mam 40 lat, dwojke dosc malych jeszcze dzieci, zostalam sama z mega mega problemami, zero wsparcia, zero kasy, zero mozliwosci i....zaryzykowalam, wyemigrowalam i po roku mam stabilna, dobra sytuacje zyciowa, pracowa, finansowa i mega wsparcie. Ale to byl bardzo trudny rok, tyle ze juz za mna.
Widzisz, jak bardzo to zależy od kraju?
Zrobiłabyś to samo w UK - i o ile nie jesteś w "highly sought after" zawodzie - albo wylądowałabyś na benefitach, albo wracała po chwili do Polski.

Czyli ze wiele ludzi na swiecie jest dla Ciebie glupich, bo zdecydowali sie powalczyc o swoje zycie bez grosza przy duszy? Usilujesz powiedziec, ze bez zalatwionej pracy sie nie da, a sie da, tylko trzeba chciec. Ty nie chcesz, ok, ale nie oceniaj kogos, kto ma odwage cos w swoim zyciu zmienic.
W kazdym kraju mozna dostac sensowna prace, bo niby czemu nie? A czy to jest latwe nie zalezy od kraju, a od osoby.
Oczywiste jest, ze o wiele latwiej jest komus, kto ma konkretny fach w reku, czy umiejetnosci, i do tego jest odwazny zeby latac i prace znalezc, latwiej tez jest jak sie ma kogos na miejscu. Nie wszyscy tacy sa i nie wszystkim wyjezdzajacym sie uda - ale podjeli probe, i to sie liczy. Nazywanie ich glupimi jest po prostu ponizej pasa i totalnym brakiem szacunku. Cos to mowi o tym naszym narodzie niestety.

Po pierwsze - to moja prywatna opinia, i mam do niej prawo.
Po drugie - już ktoś tu napisał, że uważa, że np. w UK nie powinno się dostawać benefitów na dzień dobry. Wiesz ile np. Polaków ląduje na tych benefitch, bo przyjechali w ciemno, i im nie wyszło? Jak widać, wiele osób uważa, że to nawet nie tyle głupota, co po prostu wstyd, ze ktoś przyjeżdża i wyciąga rękę po państwową kasę. Ale WIERZĘ, że to nie są źli ludzie, którzy przyjechali tu tylko po to, a głupcy, którym nie wyszło i nie mieli innego wyjścia. I mi jest za ich głupotę wstyd... Tak samo jak jest mi wstyd, kiedy przyjeżdża tu Polak i nie zna ani słowa angielskiego, nie potrafi powiedzieć nic. Brak szacunku!
Przykro mi, ale nie będę uważała za szlachetne, że ktoś porywa się z motyką na słońce - "bo próbował". Głupota to głupota, i tyle.
I tak, to czy ktoś dostanie pracę, zależy OD kraju. Proponuję Ci przyjechać TERAZ do UK i zobaczyć, jak zdesperowani zrobili się sami Anglicy, jak nawet oni łapią się robót, które jeszcze kilka lat temu były poniżej ich godności, jak się o nie zabijają. Wiesz jak cholernie w ciągu ostatnich lat wzrosła liczba banków jedzenia??? W UK jest kryzys!
A drugą sprawą w pracy jest... szczęście. Ja bym np. nigdy nie dostała tej pracy, którą właśnie dostałam, gdyby nie wolontariat - na tę pozycję Met zrobił dla pracowników/wolontariuszy Metu spotkanie przed otwarciem rekrutacji, i niemalże dali nam fory, bo wyjaśnili, jak np. poprawnie zbudować odpowiedzi na pytania i co w nich zamieścić, żeby zdobyły wystarczająco punktów. Gdybym nie była wolontariuszką i nie poszła na to spotkanie, to żebym jajko zniosła przed monitorem wypełniając aplikację i idąc na rozmowę, nigdy w życiu nie dałabym rady zaliczyć i dostać - bo za ch*ja nie wiedziałabym, co zdobywa punkty.

Widzicie, możecie się na mnie wkurzać o mój brak szaleńczego optymizmu jak chcecie, ale w praktycznie KAŻDEJ Waszej historii jest chociażby jeden element "niezbędników do startu na emigracji" jakie wymieniłam:
Mój kumpel miał *dość dobrą pracę w Polsce, w urzędzie, ale pewnego dnia wstał rano z myślą, że chce mieszkać w Zurychu. **Znał niemiecki. Kilka dni później siedział w samochodzie, z paroma odłożonymi groszami w drodze do ***Szwajcarii. Pierwsze dwa tygodnie mieszkał w aucie. Po 3 tygodniach miał pracę. ***Obecnie siedzi tam już kilka ładnych lat i żyje mu się super. Trzeba mieć pomysł na siebie i trochę odwagi 🙂

*miał dobre doświadczenie zawodowe w CV - czyli miał "z czym do ludzi" iść
**jeden z języków urzędowych w Szwajcarii
***Bogaty, dobrze prosperujący kraj oferujący dobre prace
****jeśli to się stało kilka ładnych lat temu - to wtedy czasy były zupełnie inne, nie było kryzysu gospodarczego ani przesytu potencjalnych pracowników na rynku pracy

Becia23 bez przesady... ja pojechałam do stanów sama, nie znając nikogo, z jedną walizką i nie miałam nagrane NIC poza wizą, ani *szkołą. Mieszkania, na które by mnie było stać i które nie wyglądałoby jakby się miało zawalić przy pierwszym trzęsieniu ziemi, nie mogłam znaleźć miesiąc. **Hotel miałam tylko na 2 tygodnie, a kolejne 2 tygodnie przemieszczałam się między tanimi motelami gdzie nie mogłam spać ze strachu, że ktoś wejdzie i mnie zabije. w pewnym momencie NAPRAWDĘ myślałam, że już nigdzie w ogóle nie będę mieszkać. Nie miałam samochodu, trudno było zachrzaniać do szkoły z tymi wszystkimi walizkami, ale potem jakoś wszystko się ułożyło, ***znalazłam pokój po szalenie niskiej cenie w świetnym mieszkaniu we wspaniałym budynku o którym nawet nie marzyłam. znalazłam pracę i mega świetny staż. Potem założyłam zespół, kupiłam samochód-grata i tak się kręci. Czy byłoby łatwiej pojechać tam mając po $10 000 miesięcznie na wszystko? można, ale poradziłam sobie na DUŻO mniejszym budżecie. Nawet nikogo tam nie znałam. Nie mogłam łazić z nowymi znajomymi po klubach, bo nie miałam nawet na głupie piwo. Ale chciałam tam mieszkać, chciałam to robić i sobie nie wyobrażam bym sobie powiedziała, że nie zrobię tego, bo nie mam wszystkiego komfortowo ułożonego.

*amerykańska szkoła - zawsze liczy się dla nich o wiele bardziej, niż polska
** JAKIEŚ pieniądze na chociaż miesiąc utrzymania miałaś - nie przyjechałaś z niczym
***szczęście (które też jest potrzebne, żeby wypaliło!)
No i przede wszystkim - znałaś język i pojechałaś do kraju, gdzie jednak prace są (wiem, że USA to też nie jest kraina różowych jednorożców, ale o pipidówkę za jakiś grosz nie trudno - w np. UK nawet o to już trudno)

A ja wymieniłam to:
Trzeba mieć coś z góry - najlepiej pracę, język, może znajomych/rodzinę którzy będą faktycznie w stanie pomóc. Jakiś rodzaj pewności, że znajdzie się pracę. Zaoszczędzone pieniądze.
(...)
Przede wszystkim do kraju, gdzie łatwo dostać sensowną pracę.

No faktycznie, w ogóle nie miałam ani grosza racji i jest o co mi wbijać szpile 🙄


A Naboo - znałaś norweski przed wyjazdem? Jak Norwegia wygląda pod względem socjalu, zwłaszcza dla dzieci? Jak wyglądały Twoje pierwsze dni tam jeśli o mieszkanie chodzi?
jeny, Becia, przeciez do mojego posta juz sie odnioslas... zapomnialas juz czy co? 🙂
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
13 kwietnia 2015 14:20
Odniosłam się krótko, bo nie miałam czasu się rozpisać, a teraz odnoszę się długo 😉
Fajnie że się zapisałam na niemiecki tandem językowy, zaoferowałam wyraźnie pomoc w nauce języka polskiego w zamian za niemiecki a tu pisze do mnie już piąty turek/hindus i wszyscy bardzo chcą się zaprzyjaźniać  🙄 Jak zaczyna się temat dlaczego jestem akurat w tym mieście, i odpowiadam zgodnie z prawdą że mój mąż dostał dobrą pracę i przyjechałam razem z nim to temat się urywa. Mimo że wcześniej byli bardzo nachalni i nie pozwalali poskładać myśli żeby coś sensownie odpisać... eh...



Becia weź wrzuć na luz  🤣
dempsey, szkoda, że nie dodał ile złota wywiezionego z PL w 1939 wsiąkło w "angielską" wojnę.
*amerykańska szkoła - zawsze liczy się dla nich o wiele bardziej, niż polska
** JAKIEŚ pieniądze na chociaż miesiąc utrzymania miałaś - nie przyjechałaś z niczym
***szczęście (które też jest potrzebne, żeby wypaliło!)
No i przede wszystkim - znałaś język i pojechałaś do kraju, gdzie jednak prace są (wiem, że USA to też nie jest kraina różowych jednorożców, ale o pipidówkę za jakiś grosz nie trudno - w np. UK nawet o to już trudno)

sorry, kochanie, ale masz nikłe, jeśli nie zerowe pojęcie nt USA. NIE DA SIĘ pojechać do USA z niczym. Jest to NIEWYKONALNE. Jak mówiłam ludziom ile kasy ze sobą przywiozłam to pukali się w łeb, że nie przeżyję za to nawet miesiąca. Przeżyłam 2, włącznie z tym że połowa prawie poszła mi na depozyt za mieszkanie. Nie da się tego zrobić, bo po prostu nikt Ci nie da wizy. Musisz udowodnić, że masz kasę, a chyba mało kto jeździ dla sportu z niczym za granicę. Ja pojechałam na naprawdę MINIMUM wiedząc, że jeśli szybko nie znajdę pracy, to będę musiała wracać. Natychmiast.
Pracy w USA być może jest więcej (choć nie czaruj się, jest jej mało w porównaniu do ilości osób która jej potrzebuje). Ta praca, która jest, jest BADZIEWNIE płatna. Nie da się za to utrzymać, nawet jeśli naprawdę żyjesz o chlebie i wodzie. Dodatkowo NIE KAŻDY może w Stanach pracować. Studenci mogą wykonywać tylko określone prace, i tylko na campusie, niezależnie od stopnia wykształcenia. To oznacza, że w moim roczniku było 50 wakatów (z czego 350 przy eventach) i 700 osób na to chętnych. 700 osób które są gotowe za to zabić, bo nie mają opcji na NIC innego. Prawda jest taka, że pracowałam bardzo ciężko by móc chodzić do szkoły, pracować I być na stażu, co w sumie wychodziło do ok. 80-90 godzin tygodniowo. nie miałam czasu na wyjścia ze znajomymi, a to co mi zostawało wolnego, kiedy się nie uczyłam, to spałam. było mega ciezko, ale warto.
a edukację mam też z UK na którą mam pożyczkę. Jasne, że miałam język, ale szczerze nie wyobrażam sobie, że w dzisiejszych czasach można nie znać angielskiego  😲 choćby trochę. do większości prac naprawdę nie jest on potrzebny jakiś spektakularny. Natomiast np. do Szwecji nie miałabym oporów pojechać bez szwedzkiego i się nauczyć, bo tam wszyscy mówią po angielsku... więc co to za problem 😉
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
13 kwietnia 2015 14:45
Kaprioleczka, ale my się przecież zgadzamy w takim razie 😉

Ja też piszę, że twierdzenie, że można pojechać z niczym to kłamstwo - bo się tak nie da.
Przeczytaj jeszcze raz jak się zacytowałam i co ja tam napisałam, że jest potrzebne do startu na obczyźnie.

A co do nieznajomości angielskiego - a no da się nie znać. Nie widziałaś nigdy filmików polskich maturzystów pytanych o różne angielskie słówka i zwroty? 🤣

W Szwecji się dogadasz po angielsku, ale już w Niemczech na przykład niekoniecznie - ktoś tu dopiero co nie pisał, że w pewnych częściach ni da rydy?
delta   Truth begins in lies.
13 kwietnia 2015 15:04
W Szwecji się dogadasz po angielsku, ale już w Niemczech na przykład niekoniecznie - ktoś tu dopiero co nie pisał, że w pewnych częściach ni da rydy?


Nie w pewnych częściach, a raczej w całym kraju, okey przy większych miastach da radę z samym angielskim, ale nawet będąc informatykiem (gdzie cała dokumentacja do projektów jest po angielsku) trudno znaleźć pracę bez znajomości bardzo dobrej niemieckiego - pod tym względem Niemcy są trochę jak francuzi, nawet jeśli angielski umieją to go niechętnie używają, natomiast poziom umiejętności angielskiego mają chyba taki jak i w Polsce po szkole średniej.

Becia23   Permanent verbal diarrhoea
13 kwietnia 2015 15:32
delta, dzięki za wyjaśnienie :kwiatek:
kajpo, oj taaak, Turcy i Hindusi, portale z randkami im nie wystarczą, muszą się wciskać wszędzie, gdzie się da. Jak przyjechałam so Anglii po raz pierwszy, to szukałam na polskich portalach nowych znajomych w moich okolicach. Na początku napisałam tylko po polsku - milion dziewięćset odpowiedzi od Arabów i Hindusów, jakieś romantyczne poematy i wierszyki, jaka ja jestem piękna. Napisałam po angielsku, że interesuje mnie tylko PRZYJAŹŃ i szukam kogoś, aby pogadać sobie PO POLSKU - nie działało, nadal pisali

halo, szkoda, że nie dodał, jakim tchórzem i dwulicowcem był chołubiony przez nich Churchill i jak to pośrednio i bezpośrednio dzięki niemu było w Anglii tylu polskich imigrantów
Becia23 ale jechać z zupełnie niczym to w ogóle się nigdzie nie da, bo chociaż bilet trzeba sobie kupić...  🙄 ale jak się chce to się wszystko da, po prostu to trochę dłużej trwa, bo chociażby trzeba odlożyć jakiekolwiek minimum. Większość moich znajomych do tej pory na mnie dziwnie patrzy, bo podobno to co zrobiłam ja w pierwsze 2 miechy było z taką ilością kasy niewykonalne 😉 ale na zupki chińskie nie mogę patrzeć  😂

nie potrafie sobie wyobrazić że można nie umieć mówić po angielsku  🤔 ja mówie tylko po angielsku i uważam, że to dużo za mało, będę się znów brać za hiszpański bo to masakra znać tylko 1 język obcy... aż mi wstyd 🙁
slojma   I was born with a silver spoon!
14 kwietnia 2015 07:35
Zupelnie z niczym nie ale moj przyjaciel dokladnie 3 lata temu z 700$ i wydrukowanym cv polecial do Pekinu.  Mieszka w Hong Kongu od tego czasu. Tylko ze on jest architektem. Z takim zawodem mozna ryzykowac.
mila   głęboka rekreacja
14 kwietnia 2015 08:22
Znam tylko niemiecki. Widze ze strasznie brakuje mi angielskiego. Czas sie zabrac za nauke... Panowie z krajow muzulmanskich sa niereformowalni. Najlepiej ich uprzejmie i stanowczo splawiac. Na poczatku pobytu w Niemczech popelnilam blad i bylam usmiechnieta i otwarta na wszystkich. Przy czym o ile emigranci z Europy byli kolezensko uprzejmi, panowie z Turcji i innych krakow reagowali jakbym otwarcie proponowala lozko. I nie chodzi o nocleg  🙄

Ps mam niem klawiature... Wybaczcie kalekie pissnie.
Nigdy, przenigdy nie wykluczałam, że w UK zostanę do końca życia! Nie robię z siebie żadnej męczennicy na siłę. Ale na ten moment, jestem zmuszona mieszkać w Anglii.
Wielokrotnie myślałam nad wyprowadzką do chociażby Szkocji, może Niemiec. Bardzo chętnie pojechałabym do któregoś kraju skandynawskiego. Ale wszyscy wiemy, że to nie jest takie łatwe hop-siup, wsiadam w samolot i lecę. Trzeba mieć coś z góry - najlepiej pracę, język, może znajomych/rodzinę którzy będą faktycznie w stanie pomóc. Jakiś rodzaj pewności, że znajdzie się pracę. Zaoszczędzone pieniądze. Kurcze, jakbym mogła, to bym co rok przeprowadzała się do innego kraju na wszystkich kontynentach świata! Ale nie mam żadnej z tych rzeczy w tym momencie.

Trochę mnie dziwią takie pytania od fellow emigrantów 🤔, bo wszyscy przecież wiemy, że istnieje zjawisko "utknięcia".


O tu! Becia, sama podkreslilas, ze jestes zmuszona. A pozniej rozpisalas sie o utknieciu. To jak to niby rozumiec?

Uczylam sie norweskiego sama w domu, ale w zetknieciu z rzeczywistoscia okazalo sie to o kant dupy rozbic. 😁
To nie chodzi o to, ze norweski (jak i szwedzki i dunski) sa trudnymi jezykami, tylko zrozumiec co ci ludzie mowia.... 🤔. Najlepiej podsumowal to ostatnio moj kolega. Mowi do nas: po 4 miesiacach pobytu w NO zrobilem postep z norweskim! Wiem kiedy Norweg rozpoczyna zdanie i kiedy je konczy! 😜

Jaki socjal w Norwegii? Wszystko trzeba wypracowac, badz do okreslonej kwoty, badz w przedziale czasowym albo kombinacja obydwu. Np. zeby pojsc na zasilek dla bezrobotnych (w NO to sie nazywa zasilek dla szukajacych pracy) to trzeba pracowac rok i miec wypracowana dana kwote. Po jakims czasie zasilek wygasa- nie wiem po jakim i nie znam terminow ani kwot, bo mnie to niebardzo interesuje. Jedynym dodatkiem, ktory sie nalezy to dodatek na dzieci dla kazdego, kwota jak na norweskie warunki bardzo niziutka, za to wyplacana kazdego miesiaca pzez 18  lat zycia dziecka. Ale za to sie nie da zyc, to taki dodatek, ze kurtke dziecku kupisz czy buty. Nalezy sie kazdemu, bogatemu czy biednemu w tej samej kwocie. Ja jescze nie dostalam, bo zalatwianie spraw urzedowych w NO wymaga cierpliwosci- tu sie nikt nie spieszy i to trzeba zaakceptowac jak sie chce tu zyc.

edit. Ale jest tu mnostwo udogodnien, dzieki czemu zyje sie lzej: np. w tranporcie publicznym w weekendy dorosly kupuje bilet, a dwoje dzieci moze zabrac ze soba na swoim bilecie (jest lzej pojechac gdzies z dziecmi w weekend? jest), do szkoly nie trzeba dziecku kupowac nic poza plecakiem i dobrymi ciuchami na dwor, cala reszte dostaja w szkole, jesli dziecko ma powyzej ilus tam km do szkoly, dostaje sie bilet na autobus za free, lub gmina zamawia taksowke. Po to, zeby rodzic nie musial rezygnowac z pracy zawodowej,itp itd
No i minimalne zarobki wystarczaja, zeby zyc skromnie, bez rozmachu, ale bez zastanawiania sie, czy mam za co jedzenie kupic.
zalatwianie spraw urzedowych w NO wymaga cierpliwosci- tu sie nikt nie spieszy i to trzeba zaakceptowac jak sie chce tu zyc.


Widać cała skandynawia taka jest... U Danii jest to samo i czasami mnie to doprowadza do szewskiej pasji 😵
Chociaż zauważyłam, że jak w NAPRAWDE kryzysowych sytuacjach, gdzie czułam się bezsilna i olana przez ludzi, moje głośne niezadowolenie odnosiło skutek natychmiastowej pomocy i z "nie da sie" 5 min później robiło "ale przecież się da, spróbujmy jeszcze raz" 😉
Losia, fakt. Czasem jak przycisniesz to sie da. I to nawet nie wywoluje niecheci urzednika, tylko mam wrazenie, ze on nagle zaczyna sie przejmowac 😀

A jak u Ciebie z jezykiem?
może widzieli moja desperacje? 🤣

u mnie z językiem coraz lepiej 😉 niestety w większości jestem samoukiem. chodziłam do szkoly językowej w sumie około 6-8 miesięcy (na przełomie 2,5 roku, czyli mialam dłuuuuugie przerwy)
miałam szczęście, bo znalazłam połroczne praktyki (w zawodzie) po duńsku. wiedzieli, że mój poziom nie jest za wysoki, ale rozmawianie, pisanie i sluchanie duńskiego przez 8h dziennie bardzo mi pomoglo.

praktyki już za mną, a ja porozumiewam się płynnie w mowie i piśmie (na średniozaawansowanym poziomie)

chyba nie bylo ze mna aż tak źle, bo w ten poniedziałek zaproponowali mi pracę studencka na najblizsze kilka miesiecy 🏇
a ja Wam powiem, że cała ta dyskusja o językach strasznie mi wjechała na ambicję i od wczoraj wieczora mama chodzi po domu i gada do mnie wyłącznie po francusku  😁 ciekawe czy najpierw zacznę coś rozumieć, czy zatłukę się na śmierć brytfanką  😂
(jak już wspominałam Francuzów i francuskiego nie znoszę, ale jak mam od kogo się tu uczyć to nie będę wybrzydzać)
Kaprioleczka, piąteczka 😉 przyjechała do mnie mama i też jej każę mówić do siebie tylko po niemiecku 😉 mam teraz parcie na Deutsch, bo bardzo mi się w pracy przydaje. Angielski to dla mnie oczywista oczywistość. Trochę mi smutno, że włoskiego w obecnej pracy nie używam, ale za to po godzinach męczę włoskich znajomych 😉

edit. co do angielskiego. Uściślę- miałam na myśli ludzie którzy w jakikolwiek sposób chca pracowac w międzynarodowym środowisku, nie mówiac już o chęci wyjazdu za granicę. ale tak z własnego podwórka- znam kilka osób, które zadnym językiem obcym nie władają, bo zawód tego od nich nie wymaga, nie chca wyjezdzac zagranicę a i inne talenta maja 😉
Czy ktos kto byl w Szkocji zima moze napisac jak to jest? Nasi gorale maja cieple portki jako ubior tradycyjny, mysle ze w kiltach by powymarzali. To jakie te zimy w Szkocji sa? W sumie gory, krete drogi, da sie to ogarnac??? A komary i owady latem?
chyba nie bylo ze mna aż tak źle, bo w ten poniedziałek zaproponowali mi pracę studencka na najblizsze kilka miesiecy 🏇

Gratulacje!

Ja tez samouk. Ale tez robie postepy, z ktorych jestem dumna.
Przeszlam dwie rozmowy kwalifikacyjne po norwesku i dostalam dobra prace w firmie, w ktorej nie wolno uzywac narodowych jezykow w ogole. Przeszkolenie, zebrania, kontakt sluzbowy i prywatne rozmowy- tylko norweski. Teraz robie galopujace postepy, bo wszyscy w pracy sa mili i socjalni, w zwiazku z czym musze z nimi rozmawiac 😀
W ogole to poziom jaki reprezentuja teamleaderzy i wyzej jest taki, ze praca w norweskiej firmie to przyjemnosc. W poprzedniej firmie tez cala gora to byli Norwegowie, tyle ze mielismy swobode uzywania swoich jezykow, no i angielski byl uzyciu caly czas, ale tez bardzo wysoki poziom kultury osobistej zarzadzajacych powodowal, ze praca nie byla stresem.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się