Koń - przyjaciel

Macie konia, który jest Waszym najbliższym przyjacielem ? Kimś kto mimo tego, że nie umie dosłownie mówić, pociesza Was ? Uczy ?  😉 Konia za którego oddalibyście życie ? 😉
Opowiedzcie coś o nich 😉
Ja mam. Ale dziś za bardzo płaczę cały dzień po tych koniach z Botoja .
Kiedyś napiszę.
Averis   Czarny charakter
21 grudnia 2009 14:21
Moj koń przez pierwsze pół roku skupił się na doprowadzaniu mnie do płaczu. Ale teraz to chyba nawet mnie lubi. Ale do prawdziwej przyjaźni jeszcze daleka droga.
Pursat   Абсолют чистой крови
21 grudnia 2009 14:24
Był taki koń. Najważniejszy w moim życiu. Nazywałam go przyjacielem, chociaż właściwie nigdy mi nie dał odczuć, że nim jest. To była dość specyficzna relacja. Niestety już nie żyje.

Edit: dodaję zdjęcie, pojawiło się na forum już pewnie nie jeden raz, ale to jedna z najładniejszych fotek, jakie mi po nim zostały.

Od kiedy więcej z moim koniem spędzam czasu z ziemi czyli masuję go szukając miejsc gdzie jest mu najprzyjemniej, chodzę na spacerki w ręce, rozciągam mu gnaty i bawie się z nim zawiązała sie między nami nić przyjaźni i widzę, że zaczyna tęstknić gdy np nie ma mnie pare dni. Stał się dużo bardziej przytulaśny i spokojny. Wcześniej gdy tylko przychodziłam, jeździłam i wściekałam się, że nic nam pod siodłem nie wychodz tylko stawanie deba i brykanie nasze relacje były raczej na poziomie - walcz, przeżyj i postaw na swoim.

A co mi daje ta przyjaźń, którą właśnie między soba budujemy - hmn uczy cierpliwości, wiary i spokoju.
Równiez informacja o zaawansowanych zwyrodnieniach mocno przebudowała mój system wartości co do jedziectwa i generalne spojrzenie na to wszystko.
Zairka   "Jeżeli jest Ci pisany to będzie Twój..."
21 grudnia 2009 14:40
miałam takiego konia, ale podobnie jak Tania dzisiaj nie jestem w stanie o tym mowić 😕
Tak, jestem przekonana , że takiego konia mam.  Choc coraz częściej niedysponowany, kocham go coraz bardziej i bardziej ...
I wiem też, że drugiego takiego konia nie ma na świecie.
Urodził się dla mnie, a ja jestem dla niego  😍
Często zdarzaja nam się sytuacje, że rozumiemy się "bez słów", a znamy sie juz 10 lat. Nigdy mnie nie zawiódł, nigdy z niego nie spadłam  😁

Oby był ze mną jak najdłużej ...
arivle   Rudy to nie kolor, to styl życia!
21 grudnia 2009 16:20
Ja miałam takiego konia przyjaciela, ale nie jestem gotowy by o nim opowiadac, i czuje, że nigdy nie będę. Była dla mnie może nawet więcej niż przyjacielem, oparciem.
Moja obecna klaczka- kocham ją nad życie, ale jeszcze za wcześnie by nazywać ja przyjaciółką, jest członkiem rodziny, rozumiemy się, ufam jej, ale to nie jest to co było. Chociaż, może to jest już przyjaźń.
Ja miałam, była to przysadzista siwa klubowa kobyła, wykupiona z rzeźni. Zajeźdżałam ją na "wariackich papierach" na oklep bo nie chciała przyjąć siodła, tzn. przyjeła ale najpierw je musiała obwachać. Miała wspaniały charakter, miała to coś. Pokochałam ja do szaleństwa i myślę ze ona mnie też, chodziła za mną bez niczego, bez obawy mogłam ja brać na spacerki bez kantara, ogłowia, ufałam jej w 100% tak na serio, jak wchodziłam do stajni lub wychodziłam to jak zawołalam "cześć siwa" to zawsze wychyliła głowę z boksu i zarżała. Niestety klub się skończył z przyczyn hmm... nierentowności, Kobyłę kupił kolega, byłam u niej raz ale więcej nie byłabym w stanie. Teraz pewnie z racji wieku biega już na niebiańskich zielonych pastwiskach. Teraz od 10 lat mam swoją własną klaczusię , pierwsze dwa lata to była makabra, kobyła gryzła, zrzucała z siebie z jakąś chorą uciechą, lonżowanie przypominało poskramianie dzikiego mustanga, wyjście z boksu groziło pogryzieniem, zresztą do tej pory jak ktoś wychodzi z boksu to kładzie uszy po sobie.  Teraz jest z niej przytulanka, taki miziak i ogromny łakomczuch. Teraz bez problemu potrafimy sie dogadać.  Lonżowania dalej nie lubi ale już bez szaleństwa, zresztą doszłysmy do porozumienia i jak potrzeba to lonzuję ją bez lonży (bardzo ładnie sie tego nauczyła) Jest dla mnie bardzo ważna, to moje szczęście.
nie miałam, nie mam i mieć nie będę miała "końskiego przyjaciela" bo dla mnie koń i przyjaciel w jednym wykluczają się, oczywiście szanuje konie na których jeżdżę, ale żadnego przyjacielem nigdy nie nazwę, bo dla mnie koń zawsze będzie stał o ten jeden stopień niżej od człowieka, a przyjaciel to dla mnie istota którą traktuje się na równi i ona Ciebie również tak samo traktuje...
Dynamo   Dynamicznie :))
21 grudnia 2009 19:10
Ja mam. Gdy coś się dzieje, wolałabym cierpieć za nią. Gdy jest coś nie tak, nie daje mi to spać po nocach. Dynamika jest dla mnie wszystkim. W najgorszym dołku, przy niej widzę tą iskierkę nadzieji, że niedługo będzie lepiej. Chociaż chwilami traciłam cierpliwość, zdrowie z resztą też, zawdzięczam jej to że nauczyła mnie cierpliwości i nie tylko. Kocham ją, ufam jej i nie potrafiłabym się z nią rozstać. Jest pierwszym własnym i najcudowniejszym z poznanych mi dotąd koni 🙂
Ja znałam kiedyś takiego konia..

Wyjeżdżałam rok w rok na obozy jeździeckie w jedno miejsce, na wakacje, ferie, czasem weekendy.
Więź jaką udało mi się zbudować z tym koniem była niesamowita!
Siedziałam z nim w boksie godzinami, leżeliśmy razem. Na padoku jak go zawołałam - kłusem przybiegał do mnie.
Mogłam z nim robić wszystko, zawsze na jeździe ratował mnie w sytuacjach, w którym z innego konia dawno bym leżała na glebie.
Doszło do tego, że nie dał wejść do boksu i się wyczyścić nikomu, jeśli mnie nie było w zasięgu jego wzroku.
Zabawna była kiedyś sytuacja jak na obozie miałam mieć jazdę po południu, a rano miała jeździć na nim jakaś dziewczynka. Ja poszłam do pokoju położyć się jeszcze na chwilę, nagle przybiega do mnie dziewczynka z krzykiem, żebym szybko przyszła do stajni bo Max nie da się wyczyścić 😁
To była więź, w której odczuwałam na każdym kroku, że to nie tylko ja jestem przywiązana do tego konia, ale i on do mnie.. Kiedyś pojechaliśmy na taką a`la paradę na dni drawska pomorskiego - okropnie się obawiałam, bo koń bał się dosłownie wszystkiego.. Na paradzie mimo, że był zdenerwowany, nie wystraszył się NICZEGO!
Strasznie płakałam, jak się okazało, że go sprzedali... W sumie wtedy odechciało mi się jeździć i m.in. stąd miałam 3 letnia przerwę w jeździectwie...

Mam nadzieje, że z Samuarem kiedyś też mi się uda stworzyć taką więź. Póki co są smutki i uśmiechy, ale o więzi jeszcze ciężko mówić🙂
Moja końska przyjaciółka...Kulawa, temperamentna, wymagająca. W jednej chwili mis przytulak, w drugiej mnie rozdeptywała  🤣 Niestety, nie było nam dane rozwijac sie razem, Cekoda kulała zawsze, lecz w te wakacje decyzja zapadła, i wyjechała na łąki...Brakuje mi jej towrzystwa, choć cieszę się że mogę ją odwiedzać kiedy chcę, a i ona nie stoi tak daleko...
christine   zawodnikowanie reaktywacja. on the go.
21 grudnia 2009 20:30
a ja się po raz kolejny zgodzę z afhatą . koń sportowy musi być przede wszystkim koniem. uczłowieczanie nie przynosi nic dobrego chociaż każdy musi to "przejść", żeby zrozumieć.
A ja zawsze szukalam w koniu bardziej przyjaciela i partnera niz stworzenie do uprawiania sportu.

Duzo koni przeszło pzrezmoje  ręce w zyciu. I chyba dopiero teraz moge faktycznie powiedziec że znalazłam przyjaciela 🙂 Konia idealnego pod kazdym wzgledem.
Charakter, ruch, temperament, maść, budowa... nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze takiego znajde.
To jest kon o ktorego zawsze bede walczyła i ktory zawsze bedzie na 1 miejscu 🙂 Jestem zakochana po uszy 🙂
koń sportowy musi być przede wszystkim koniem.


A inne konie nie sportowe? Zwykłe tuptusie bądź rekreanci z ambicjami?
Czy w ogóle musimy w ten sposób klasyfikować konie?
christine   zawodnikowanie reaktywacja. on the go.
21 grudnia 2009 20:51
musimy, bo jeden koń chodzi w sporcie inny nie. nie mówię o jeżdżeniu sobie dla zabawy L czy P tylko poważnych zawodach (rzadko się zdarzają ludzie w MR czy DR jeżdżący dla zabawy. ale fakt. bywają).

dla zwykłych tuptusi czy rekreantów z ambicjami koń może być przyjacielem, misiakiem, czy jak tam sobie to nazwać. potem koń za kostkę cukru czy klepnięcie po szyi powinien dać się pokroić na parkurze. często przyjaźń ze zwierzęciem łączy się z większym bądź mniejszym rozpuszczeniem, a to na zdrowie nigdy nie wychodzi.

chodzi o specyficzną relację w której zawodnik i koń stanowią zespół, parę sportowców walczących o sukces. to nie jest relacja pary przyjaciół.
ja mówię o wszystkich koniach zarówno tych do sportu jak i tych rekreacyjnych, trzymanych z sentymentu itp, itd.
koń to koń, a stawianie go na tym samym miejscu co ludzi, a jeszcze lepiej przekładanie go ponad wszystkich ludzi jest dla mnie nie do pomyślenia...

to ja mam takie pytanie do osób uważających że ich koń jest ich przyjacielem:
kim dla Ciebie jest przyjaciel i czym powinien się charakteryzować? bo nie wiem czy przypadkiem nie mylimy pojęć, bądź każdy ma własną definicje tego słowa...

Gniadoszka   Przyjaciel to mało ... to członek rodziny ...
21 grudnia 2009 21:14
A ja się nie zgodzę, że koń stoi o jeden stopień niżej od człowieka. Wręcz przeciwnie - stoi od nas o wiele wyżej i to pod wieloma względami.
Od siebie mogę napisać, że dla mnie mój Gniady jest najlepszym przyjacielem, o jakim mogłam wcześniej sobie tylko pomarzyć.

1. Wyczuwa gorsze chwile i pociesza, trącając pyskiem to w ramie, to w łokieć, to w inną część ciała, jakby chciał powiedzieć "no dobra, co tam się stało, opowiadaj".
2. Zawsze mogę mu zaufać i kiedy np. zapiera się i nie chce gdzieś iść, znaczy to, że jest tam coś niepokojącego (sprawdziło się w wielu sytuacjach).
3. Jest wierny i oddany: wita mnie rżeniem, kiedy wchodzę do stajni i odprowadza wzrokiem do samego końca, dopóki nie zniknę za rogiem.
4. Uważnie słucha wszystkiego, co mówię i pokazuje gdzie chce być np. drapany.
5. Kiedy długo się nie widzimy (jak podczas jego ostatniej wizyty w Klinice), tęskni, jest smutny i obraża się na całe 5 minut, żeby potem przyjść i przytulić głowę do mojego tułowia.
6. Kiedy sam ma gorszy dzień stanie w swoim boksie jak mućka, opuści łeb i wręcz prosi, żeby wejść do niego. Wtedy siadam na żłobie, a on podchodzi, kładzie mi pysk na kolanach, jakby chciał wypłakać się i opowiedzieć, co go trapi.
7. Gdy chce mnie sprowokować, żebym ruszyła tyłek i z nim pobiegała, to podchodzi do mnie na wybiegu, podgryza mnie przez ubranie i ucieka.
8. I nie ma chyba piękniejszej rzeczy, jak móc leżeć ze swoim koniem na pastwisku, oglądać chmury i słyszeć ten jego głęboki oddech ...

Dla mnie więcej argumentów nie trzeba, by móc określić go najlepszym przyjacielem i stwierdzić, że jest między nami niesamowita więź.
Kocham go ponad życie, zrobiłabym dla niego wszystko i wiem, że on dla mnie też  :kwiatek:

PS: i dlatego też ja nigdy nie lubiłam, nie lubię i lubić nie będę wszelkich sportów konnych, w których koń traktowany jest jak maszyna do zarabiania pieniędzy i pobijania rekordów, a nie jak zwierzę, o przyjacielu to już nawet nie wspomnę ... Żeby w ogóle mówić o pojęciu "zespołu" na zawodach, to i jedno i drugie coś powinno zyskiwać ... Jeździec zyskuje nagrody, kasę, trofea i oczywiście doświadczenie jeździeckie ... A koń? Czy gdy jest smutny lub/i ma gorszy dzień nie odbędzie się wówczas trening, bo za 3 dni są zawody? Podejrzewam, że większość tych jeźdźców ocenia gorszy dzień swojego konia po umiejętnościach np. skoczkowych danego dnia.
Smutne to trochę, no ale ... każdy robi to, co lubi 🙂
christine   zawodnikowanie reaktywacja. on the go.
21 grudnia 2009 21:20
afhata myślę, że przy tym jedynym, wymarzonym i wchuchanym nie da się uniknąć uczłowieczania chociaż to niezdrowe. nie powinno tak być, ale myślę, że każdy się łamie przynajmniej raz w życiu. przy koniach tzw do kochania nie ma to większego znaczenia i można "przymknąć oko" na takie przyjacielskie stosunku. jak w grę wchodzą nerwy, zawody, pieniądze, cele, trofea robi się trochę inaczej i wtedy to może zacząć "porządnie" przeszkadzać.

aczkolwiek nadal się w pełnie z Tobą zgadzam 😉
nie zgodzę się że koń sportowy zawsze traktowany jest jak maszyna

koń może być dla mnie partnerem, ale nigdy nie przyjacielem, bo przyjacielowi ufa się bezgranicznie - koniu nigdy nie zaufam w 100%

christine - a ja się z Tobą nie zgodzę😉 ja nie przymknę oka na traktowanie jakiegokolwiek konia jako przyjaciela i zawsze będę miała odmienne zdanie - bo moim zdaniem koń to koń i żaden człowiek nigdy nie będzie miał tak naprawdę pewności co on może zrobić w danej sytuacji - a traktując swojego konia jako przyjaciela często doprowadza do sytuacji niebezpiecznych nie tylko dla siebie, ale i dla innych osób...

w przyjaźni panuje równouprawnienie - czyli jak miałabym rozumieć przyjaźń ludzko-końską? bo jak dla mnie tu nie ma możliwości zaistnienia takiej sytuacji chociażby dlatego że to człowiek jeździ na koniu, a rolą sie nigdy nie zamieniają 😉
Gniadoszka   Przyjaciel to mało ... to członek rodziny ...
21 grudnia 2009 21:53
No i właśnie chyba w tym tkwi problem ... Są tacy, którzy ufają i tacy, którzy do końca nie zaufają nigdy. Dlatego też tych drugich nawet partnerami nazwać nie można ... Bo na czym w takim razie polega partnerstwo?
Przyjaźń to zrozumienie i kompromis, o których w sporcie nie może być mowy. Dlatego rozumiem też tych, którzy trenują i nie mogą nazwać konia przyjacielem ... Tam nie ma więzi, tam nie spędza się z koniem wielu godzin na spacerach, na trawie, dlatego tam nie ma uczuć. Czysty sport, do którego zapewne i koń i jeździec są przyzwyczajeni i nie potrzebują większej bliskości ...
Są tacy, którzy lubią ot tak spędzać w stajni całe dnie, obcować z końmi, rozumieć je ... I są tacy, którzy do stajni przyjeżdżają na określoną godzinę, na trening i jadą do domu, bo nie czują potrzeby "przebywania".
christine   zawodnikowanie reaktywacja. on the go.
21 grudnia 2009 21:55
"każdy koń zasługuje, żeby chociaż raz w życiu kochała go mała dziewczynka"

no to tutaj rzeczywiście dysonans. jeżeli rozumieć przyjaźń jako pełne równouprawnienie, podział ról i 100% zaufanie to rzeczywiście tak nie powinno być, bo może się źle skończyć. prosty mój przykład: poprzedni koń. duży, o bardzo długich liniach wałach wlkp, zdrowo ponad 170cm w kłębie i moje szalone 158cm wzrostu + piórkowa waga i zerowe doświadczenie. bo to pierwszy "poważny koń". fakt, że skakałam na nim bardzo duże przeszkody i ufałam mu w 100% (taką właśnie miłością małej dziewczynki, bo wtedy taka byłam  🏇 ) to spowodowało to kilkukrotne pocałowanie matki ziemi, bo np. stwierdził, że skoczy 3piętra wyżej i bryknie. przyjaciel nie powinien, bo wiedział co na grzbiecie nosi. a jednak. 😁

więc przyjaźń w znaczeniu kocham, wierzę w to, że będzie dobrze, miziam, kiziam, rozpuszczam, na dużo pozwalam, siedzę 8h w boksie TAK (jak ktoś może sobie na to pozwolić). w znaczeniu nie myślę co robię i mamy 100% równouprawnienia NIE, bo to bzdura i można na beret dać i innych uszkodzić.
i są tacy którzy spędzają w stajni całe dnie, całe weekendy - poświęcają wiele dla koni, ale nie zapominają że rodzina, ludzcy przyjaciele są mimo wszystko ważniejsi od koni
mając kilka/kilkanaście koni dziennie pod opieką nie ma możliwosci spędzenia z każdym kilku godzin, ale to nie znaczy że ich nie szanują...
poskubać trawkę w "normalny dzień" muszą sobie same na pastwisku bez obecności człowieka, a na zawodach znajduje się chociaż te pół godziny dla danego konia by z nim podreptać a jak jest szansa to i popaść się... na więcej przepraszam ale czasu nie mam doba jest za krótka...
zanim pójdę spać sprawdzę czy ze wszystkimi wszystko w porządku, czy mają wodę itd... ale czy fakt że nie jestem w stanie poświecić jednemu koniu wiecej niż 1,5-2h dziennie oznacza że jestem ta gorsza?
Gniadoszka   Przyjaciel to mało ... to członek rodziny ...
21 grudnia 2009 22:13
No to nie wiem ... mój koń w takim razie w poprzednim wcieleniu był chyba człowiekiem ...
Nigdy w życiu krzywdy mi nie zrobił, a w stosunku do wielu osób potrafił być wredny, kopać, brykać, uciekać itp ...
On ma tylko do mnie zaufanie, tylko mnie podaje nogi, tylko do mnie podejdzie na wybiegu i tylko ze mną pójdzie w ręku na spacer ...
No niech ktoś chciałby go z boksu wyciągnąć dalej niż na wybieg, jak mnie przy tym nie ma ... O matko, katastrofa!
Nie trzeba daleko szukać - w Klinice mieli z nim niezłe przeboje, od kopania, wyrywania się, po lonżowanie lekarzy :P

Jak zatem nazwać taką relację?

afhata ... nikt nie mówi, że jesteś gorsza. Dyskutujemy o przyjaźni między koniem a człowiekiem. Niektórzy jej zaznali, Ty akurat nie. Ja mam ten komfort, że Gniadego trzymam 300 m od domu, w stajni mam przyjaciół, a w domu męża, który i tak każdą wolną chwilę spędza z końmi 🙂 I tu nie chodzi o to, że ktoś przesiaduje w stajni 1h czy 8h. Ja też pracuję i jak każdy dorosły człowiek mam wiele innych rzeczy na głowie. Jednak konie to moje życie, a stajnia to mój drugi dom. I już 🙂
Ja uważam mojego konia za przyjaciela, choć nie sądze by on tak traktował mnie. Nie lubię uczłowieczania koni - cholera wie co to zwierze myśli. Ale na pewno można ze zwierzęciem stworzyć jakąś więź. Moim zdaniem też konie sa jednymi z inteligentniejszych i lepiej przystosowujących się do sytuacji zwierząt.
Ja dużo z koniem przebywam nie pracując z nim, chodzimy razem na spacery, jeżdże czasem bez ogłowia/kantara na głowie, dużo czasu spędzam np na struganiu kopyt, głaskaniu itp. Ale czy to sprawia że mam jakąs lepsza więź z koniem niż inni? Raczej nie, to bardzo subiektywne czy potraktujemy konia jako przyjaciela czy nie i to co dla nas oznacza przyjaźń dla innych oznaczac nie będzie itp. Ważne żebyśmy sie razem dogadywali i miło spędzali czas🙂
I na pewno mogę powiedzieć, że od mojego konia się ucze - i od innych także, można mieć trenera, instruktora itp, ale jeśli sie nei słucha koni to sie nic nie nauczy o nich!

Co do koni sportowych - pracowałam w stajni, gdzie były światowej klasy konie sportowe i były dużo bardziej rozpuszczone niż konie rekreacyjne. Nikt na nie NIGDY nie podnosił głosu, nigdy ich nie uderzył, dostawały mase smakołyków itp. Święte krowy. I skakały super i odnosiły sukcesy. Koń sportowy to taki sam koń jak kazdy inny, od jeżdzca zależy jak będzie go traktował i jaki stworza duet, na czym będzie opierać się ich relacja...
A ja nie mogę się zaprzyjaźnic z żadnym koniem  🤔 Nie mam własnego, a okazywanie "głębszych" uczuc do konia cudzego zawsze prędzej, czy później kończy się na nieszczęściu. Trzeba umiec sobie powiedziec STOP.
Głęboka więź - tak.
Przyjaźń - nie (z powodu takiej a nie innej definicji przyjaźni).
To, że koń nas lubi i my jego, z przyjaźnią niewiele ma wspólnego - tak, jak napisała Halo.
Ja bardzo lubię i szanuję swoje konie, dbam o nie lepiej niż o męża  😁 , bo one same o siebie nie zadbają. Bardzo ładnie mi się odpłacają, są grzeczne i współpracujące.
Czy to jest przyjaźń?
Przecież to zwierzęta są i nie mają myślenia abstrakcyjnego.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
22 grudnia 2009 06:57
Oczywiście jest nią moja kobieta ukochana, długo wyczekiwana, planowana 2 i półroczna kobyłka - Iskra 🙂
Najukochańsze zwierze jakie do tej pory posiadałam i wierzę w to że łączy nas swego rodzaju magia, silna więź zaufanie i przyjaźń. Gdzie nie raz mi to udowodniła.
Przebywając z moim koniem nauczyłam się wiele o tych zwierzętach. Ogólnie  to przestawiłam się z jazdy konnej  na opiekę nad moim  dzieciakiem. Więcej frajdy przynosi mi zabawa z młodziakiem jak jazda w terenie.   Trochę jak instynkt macierzyński ale i tez nie dokońca.  Bo koń to  koń ... zwierzę. Ma swoje zachowania stadne, swój rozumek  i instynkt. Dziecka mi nie zastąpi.  Ale gdyby nie było między nami tej chemi .... to nie rżałą by za każdymr razem na mój widok, chętnie wyłaziła z padoku pełnego koni i nie iskała mnie przy czyszczeniu jej zadu 🙂😀
Młoda często okazuje mi sympatię i chociaż czasami jest niezdyscyplinowana.... to spokojnie jeszcze nad tym popracujemy 🙂 Młodość ma swoje prawa 🙂
Mam świra na jej punkcie i  to tego pozytywnego. Wszędzie widzę Iskrę. Wszystko co robię staram się  też dla Iskry. Znajomi mówli ze po roku mi przejdzie. Mija półtora a ja dalej jestem nienasycona moim koniem.  Czasami nie wierzę że ją mam.. a jednak.
I nie myślcie sobie że jestem na etapie- misiu ptysiu koffany 🙂 Bo potrafię ustawić  ją do pionu 😀 nie dam sobą pomiatać ajni wejść sobie na kark. Jednak jak tylko wchodze do stajni , widzę te  duże czarne oczęta i wiem że  za chwię zobaczę jej radość na padoku...  to chce się żyć.
Wiem że nie znajdę lepszej przyjaciółki od niej. Mimo że ma jeszcze gówniarskie zachowania to jej ufam. Ufam że mnie nie kopnie przy czyszczeniu, nie ugryzie, nie  zrobi specjalnie krzywdy, nie poleci na oślep za końmi kiedy ją prowadzę na uwiąźie.  I jak do tej pory tylko utwierdzam się w tym przekonaniu.   
Ona szanuje mnie ja ją, ona chętnie z emną przebywa tak samo i ja z nią- na tym polega nasza miłosć , przyjaźń.. jak zwał tak zwał 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się