klub oldbojów czyli koniarze po 30.....

No faktycznie trochę nie ten wątek, bo ja tak szczerze mówiąc, to nie wiem o co chodzi!
Jesteś dumna, bo jesteś (tak jak my) stara i już ledwo zipiesz i wsiadłaś na konia, i...  😉
ale Wy jezdzicie, a ja baaardzo rzadko.. mam nadzieje to zmienic.
mimo ze z konmi przebywam 24/7
No to napisz coś o tym, żebyśmy wiedziały o co chodzi  😀
Cóż się stało, że jeździsz rzadko?
po niefartownym upadku z konia- mialam łape w gipsie- co znowu utrudnilo mi zycie- dzieci byly jeszcze malutenkie..
przestalam jezdzic majac blokade w glowie. Bedzie juz ze 3-4 lata...Zlota Zorza byla w treningu u pewnej zawodniczki uj, wczesniej zajezdzana przez trenera - no balam sie. Mialam przeblyski odwagi gdzie wsiadalam na konia ale naprawde bylo to sporadycznie... od wczoraj mi sie udalo- bez trenerki, bez kwekania.. ze to, ze nie wsiade bo... cos tam.
Wczoraj to byl taki spontan. Dzis juz specjalnie. Jutro tez wsiadam i pojutrze. Chociaz na 15 minut...
Ze swoja klacza moge zrobic wszystko- to nie przez nia mam stresa. tego konia juz nie mam dawno, nota bene tamten wypadek, to byl totalny przypadek bo kon to byl aniol i jest do dzis..

jestem totalnie glupia i widze ile zmarnowalam czasu... mam nadzieje nadrobic. Mam wspaniala klacz.

ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
17 kwietnia 2011 18:53
. mam nadzieje nadrobic.

tak jest to możliwe o ile pozbędziesz się z głowy resztek tego całego mętliku ala PNH "dzięki" któremu koń cię poturbował  i powrócisz do korzeni czyli solidnego, normlanego jeździectwa.
Nie znam szczegółów wypadku, ale nawet bez tego radzę i życzę Ci, tak jak ElaPe - powrotu do korzeni, czyli dobrego trenera.
Powodzenia!

PS. Mi też teraz przyszło pracować z końmi przenajczystszej krwi arabskiej. Są cudowne.
. mam nadzieje nadrobic.

tak jest to możliwe o ile pozbędziesz się z głowy resztek tego całego mętliku ala PNH "dzięki" któremu koń cię poturbował  i powrócisz do korzeni czyli solidnego, normlanego jeździectwa.


wiesz co, nie do końca sie zgodzę,
sama miałam dość poważny wypadek - po upadku z konia spędziłam jakiś czas w szpitalu, nie miałam nic do czynienia z PNH (ani teraz ani wtedy), ani nawet wtedy nie miałam pojęcia, że będe jeździć w westowym siodle...

i nie wróciłam do formy NIGDY, pomimo, że minęło wiele lat, ani nie wróciłam do tak "dobrej" jazdy (powiedzmy, ze jeździłam poprawnie)
na zawsze pozostał mi lęk i panika przed upadkiem, bojaźliwość, panikarstwo...

więc nie zawsze to jest tak jak sie wydaje + mętlik w głowie gdy ma sie małe dzieci = stres i koniofobia...
No to ja nie rozumiem z czym się nie zgodzisz, drogi Dodofonie.
Nie miałaś do czynienia z PNH i w niczym ci to PNH nie pomogło, ale nie zgadzasz się z tym, żeby komuś to odradzać?
To co naszej Złotej koleżance doradzasz, a co odradzasz?
Już widzę, że nam się tu offtop na temat PNH zrobi...  😉 Mam nadzieję nieduży.
julie,
odpowiadałam EliP, że niekoniecznie powrót do jazdy po wypadku jest możliwy - /obojętnie jaką szkołę-czarodziejstwo-zaklinactwo-treningostwo- jazdy sie uprawiało/
bo po prostu blokada w głowie zostaje - czesto podświadoma
A to taaak.
Rozumiem, sama miałam kiedyś moment blokady, mimo że osobiście nic mi się nigdy na koniu/przy koniu nie stało, ale wypadków się niestety naoglądałam i blokada mi się zrobiła po wypadku nie związanym z koniem (zerwane więzadło w kolanie, gdy niezbyt rączo przeskoczyłam przez płot, gdy chciałam pójść na skróty, ale mi nie wyszło  😂 ).
Do dziś drętwieję gdy mam skoczyć coś więcej niż 60 cm (na koniu)  i w żaden sposób nie umiem się odblokować, więc rozumiem uczucie "blokady psychicznej" doskonale. Ale wiem, że jedynym lekarstwem byłby dobry koń i dobry trener. Musi być solidne wsparcie z ziemi!

Czasem wpadam też w histerię, gdy przychodzi mi do wyjazdu w teren w kilka osób, na nie do końca znanych koniach i nie do końca opanowanych, przy sytuacjach niespodziankowych.
Nie dalej niż wczoraj poryczałam się na koniu.
Byliśmy we dwójkę w terenie, koni z którymi pracujemy jeszcze nie znamy. Wjechaliśmy na wzniesienie, kręta kamienista dróżka... zauważyliśmy w oddali, że leci za nami jakiś wolno latający koń. Byliśmy na kobyłkach. Szybka decyzja: spitalamy, może to ogier, niech lepiej nas nie dogoni. Ruszyliśmy galopkiem... moja kobyła se brykła kilka razy... No wystraszyłam się. Ale szybko się na szczęście ogarnęłam, bo widzieliśmy że tamten koń nas jednak nie goni. Nie wiem czemu zwątpiłam przez chwilę w swoje zdolności wysiadywania bryków.
Ehhh... zazdroszczę mojemu chłopu, że jest młody i nieustraszony. Na nim to wrażenia zbytniego nie zrobiło.
A.   master of sarcasm :]
17 kwietnia 2011 20:02
Mnie sie wlaczyl lek przed skakaniem kiedy po wielu latach od wypadku w ktorym rozpierniczylam kregoslup, w koncu mialam to znow zrobic. Ale wsiadlam najpierw na starego wyge, i poszlo gladko. Nie wiem jak to by teraz wygladalo, bo znow nie skakalam od jakich 7-8 lat.
Mialam tez leki przed maszyna startowa ktore wlaczyly mi sie bez zadnego powodu. Jakos samo mi przeszlo.

To tak á propos tego ze jestem wariat ryzykant.
ja sie nawet bałam wczoraj ze sie bede niezdarnie gramolic na Zlota.. a tu pyk- i siedzialam.

przyznam sie Wam ze wczoraj zobaczylam z tarasu grupke jezdzcow- jechali sobie w teren w 5 koni... a ja stalam i gapilam sie z zazdroscia, w koncu teraz albo nigdy.
Tobie jest brak wsparcia naziemnego! Mówię Ci, znajdź sobie trenera! I to wcale nie musi być trener w pełnym tego słowa znaczeniu. Wystarczy osoba bardziej doświadczona, która jest w stanie na Twojego konia wsiąść i pokazać Ci, że koń posłusznym musi i może być, a następnie pomóc Ci się na tym koniu usadzić i rozluźnić.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
17 kwietnia 2011 20:33
nie wiem ale dla mnie jest niepojęte jak można się bać własnego konia poruszając się na nim w tempie emeryckim. O skakaniu na pewno nie wspominając nawet.

alez ja moge miec wsparcie z ziemi! i mam- tzn bede miala wkrotce
jezdze z Agnieszka Romszycka, nie boje sie wcale ani wlasnych koni ani obcych
Aga jezdzila Zlota caly czas, i caly czas mi powtarza wsiadaj wsiadaj... dasz rade, nie jest zle.. ale strach byl silniejszy.

mialam blokade z wsiadaniem, ale widze ze pomalu zaczynam sobie z tym radzic.
Wsparcie z ziemi jest super.

ps. trudno na mlodej arabce poruszac sie w tempie emeryckim.. choc to aniol a nie klacz. Wychodzi ze naprawde jest dobrze zrobiona.
Constantia   Adhibe rationem difficultatibus
17 kwietnia 2011 20:44
Ja po każdym upadku przez pewien czas czuję się nieswojo, a niestety przy młodziakach to się czasem zdarza. We wtorek młoda kobyłka miał przebłysk i zrobiła rodeo zaraz po tym jak na nią wsiadłam. Co prawda chodzi już 3,5 misiąca w siodle, więc bardzo zdziwiło mnie to jej zachowanie. Wiozła mnie w baranach przez całą halę, jakby jej po raz pierwszy siodło na plecy założyli. Jak zwolniła w narożniku przed zakrętem, ewakuowałam się i wkomponowałam w podłoże. Teraz znów jestem czujna przy wsiadaniu.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
17 kwietnia 2011 20:51
generalnie młody koń w dodatku arab niespecjalnie nadaje się na pozbycie się fobii jeździeckiej. Trzeba było sobie zostawić normalnego dużego spokojnego i nie młodego konia do jazdy na którym sie siedzi jak na wielkim stabilnym motocyklu a nie na jakimś mini-śledziu.
Otóż to! Araby są jak psy - małe to i bardziej inteligentne. Szybkie, zwrotne, więc i o glebę łatwiej!
Gdybym miała kogoś uczyć jazdy konnej od zera, na arabach, to bym  ten cały proces szkolenia zupełnie inaczej przeprowadzała niż na "normalnych" koniach.
bo arab to nie koń do jazdy - jeno do oglądania  😉
jodzi - nie zazdroszcze zatem... bo na araba w życiu bym już nie wsiadła
ale za to bliżej do ziemi  :emota2006092:
Dodofon specjalnie dla Ciebie, oldboy na młodym arabie 😉

z galerii Izabeli Gawęskiej
dempsey   fiat voluntas Tua
17 kwietnia 2011 23:37
Rozumiem blokadę, bo sama też doświadczyłam raz - chociaż niejeździeckiej.
Wchodziłam do konia uwiązanego w stanowisku, które było zabezpieczone prowizorycznym drągiem. Powiedziałam "na bok", koń i tak stał z boku, schyliłam się pod drągiem i gdy się prostowałam, dostałam strzała z dwurury w splot słoneczny i rękę oraz udo. W sumie poza chwilowym bezdechem, momentem uczucia "o matko umieraaaam" 😉 oraz złamaną ręką to nic mi się nie stało.
Mimo to miałam przez dwa miesiące duuuuży problem, żeby schylić się przy tylnych nogach. A jeśli koń miał takie same odmiany (wysokie obie skarpety), nieważne że był to zupełnie inny znany pewny koń - mój zblokowany mózg rejestrował skarpety i basta! Nie mogłam podejść do konia  😁 😁
Minęło, ale pamiętam to absurdalne, irracjonalne uczucie, zwierzęcy instynkt samozachowawczy. A w sumie nic poważnego mi się nie stało.
Tym bardziej nie dziwne, gdy po kimś przebiegnie koń albo upadek skończy się połamaniem itp.
Po  weekendowych  przemyśleniach:
Wszystko fajnie z tym  chojrakowaniem, ile to jeszcze możemy zdziałać.
Jednak bywają też kryzysy. Złości mnie, że topnieją mi siły. Jeżdżę coraz mniej , bo zwyczajnie jestem zmęczona.
Jeszcze rok temu mogłam się wziąć w garść i wstawałam równo ze słonkiem, żeby poćwiczyć to i owo.
Teraz snuję się stępem po terenie. Maraton z programem: polecieć po jednego konia na koniec  gminy,
umyć go lub wyczyścić, zaprowadzić do stajni, polecieć po drugiego w akompaniamencie rżenia pierwszego,
umyć lub wyczyścić, polecieć po dwukółkę zawlec  ją przed stajnię, polecieć po szory- coraz cięższe.
Ubrać oba konie . Wspiąć się na siodło… Uff jestem zmęczona  już zanim wyjadę.
Potem teren i cała procedura na odwrót. Wykańcza mnie to. Nie cieszy.  🙁
Tania- no to sporo masz tego latania jak widzę. I może wcale żadna starość Cię nie dopada, tylko każda z nas by się zasapała przy takim bieganiu, myciu i wypychaniu dwukółki.
To ja mam lepiej. Wygodniej.  😉
No mam. Latania. RR się rozrasta jak grzyb po deszczu i to dobrze, ale coraz mi dalej chodzić wszędzie.
Nasza forumowa Anja dobiła mnie pytaniem, czemu nie ubieram swoich szpanerskich oficerek na jazdę.
A ja jeszcze musiałabym robić trasę po buty. 😵
I albo w tych butach maszerować albo iść się przebierać.
Już sobie układam te swoje przemarsze jak tylko się da, oszczędzam każdy metr .
Może to taki wiosenny kryzys?
Geriavit sobie kupię chyba.
bo arab to nie koń do jazdy - jeno do oglądania  😉
jodzi - nie zazdroszcze zatem... bo na araba w życiu bym już nie wsiadła
  Eee tam - jakbys nie miala wyboru,to co?zrezygnowalabys z jazdy 🤔-smiem watpic. Ja jezdze na arabce-w ciagu 3 lat spadlam tylko raz-w galopie,na ostrym zakrecie.....do tej pory boje sie zakretow 😡Ale prawda jest tez to,ze kilka pierwszych jazd bylo na innych koniach.
alez moja Zlota jest bezpiecznym koniem!Od zajazdki jezdzona przez Agnieszke- nie bryka , nie odpala wrotek.. przy kazdym treningu bylam osobiscie i patrzylam na jej postepy. Arabki sa miekkie, wrazliwe na lydke..
TO ZŁE siedzi/siedzialo TYLKO w mojej glowie. Mam nadzieje ze strach minal. Za tydzien bede mogla pewnie juz definitywnie napisac, ze kozetka u lekarza w postaci forum re-volty i tego watku pomogla.

I zeby nie bylo off topic- nie mam zakwasow. Moje ja- domaga sie dzis wrzuty w siodlo. jestem przeszczesliwa!

Dobrze ze nie musze tak latac jak Tania. Targam z domu sprzet i po 50 metrach jestem w stajni.

Ja naprawde mam wrazenie ze Zlota pilnuje bardziej mnie jak na niej siedze- niz zrebola, ktory biega obok. To dobry znak.

edit- specjalnie dla Eli- araby sa rozne ale Zlota napewno nie nalezy do mini-sledzikow.. przynajmniej dla mnie.. i fakt obie ze Zlota musimy schudnac 🤔
Złota, tak trzymaj.
Nie wiem czy lęki, blokady wiążą się z wiekiem.
U mnie chyba tak.
Ja mam lęki w ...dwukółce.  🤔wirek:
Siedzę jak na szpilkach i wciąż śledzę drogę. I marudzę, warczę, wściekam się.
Bo jazda po płaskim dla Tresera to nuda. I zawsze MUSI zboczyć z drogi, wepchać się w krzaki, mokradła, wykroty.
Zawsze wyceluje w mostek z dziurą , jakieś ostępy. I jedynym wyjściem jest skok przez rów melioracyjny.
Bo oczywiście zawrócić się nie da. Wracamy ubłoceni po czubek głowy, ja spocona ze strachu.
Naturalnie opowieści o skakaniu przez rowy to zawsze hit towarzyski.
A ja życzę słuchaczom,żeby raz tego doświadczyli. 👿
Ze schorowanym powożącym, po dwu udarach, z porażoną ręką,
który w trakcie takiego skoku jeszcze grzebie w kieszeni
szukając fajek. 🤔wirek:
W takich przygodach wiek mi przeszkadza.Nie cieszą mnie.
Jadę truchlejąc z lęku o konia i Tresera.
A on ? Żyje pełnią życia oczywiście.
Tania- chciałabym to zobaczyć.
To Twój treser nadaje się do tego wątku.
A Ty kochana musisz sobie założyć wątek "marudzących starszych pań".  😉 😁
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
18 kwietnia 2011 08:33
A Ty kochana musisz sobie założyć wątek "marudzących starszych pań". 

o toto

marudzi i smędzi  i jeszcze zmusza innych do zachwytów nad tymi niby niby poetyckimi opisami marudztwa
Tania- chciałabym to zobaczyć.
To Twój treser nadaje się do tego wątku.
A Ty kochana musisz sobie założyć wątek "marudzących starszych pań".  😉 😁


No wiem. Dlatego o nim tu piszę. Po Mamie Fazy, to Treser powinien być v-ce Prezesem.
🏇
Już nie marudzę.
I nie zmuszam nikogo.  👿
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się