klub oldbojów czyli koniarze po 30.....

Mam 47 ...
ja mam 30 i 31 sie zbliza. Jasne, ze mlodzi jestesmy!! Od kiedy 40 lat sklania was do bycia starym?  😀
Zresztą...nijak staro się nie czuję. No ni cholery. Wręcz czasami muszę się starać być poważna, bo sytuacja tego wymaga i ludzie wokół tego oczekują.

Taki wiek jest fajny, bo: człowiek czuje się stabilniej, pewniej, bezpieczniej. Do tego wie czego chce i w końcu ma kasę by to zrealizować. ( no..oczywiście w ograniczony sposób, ale mimo wszystko..)
Za nic nie chciałabym znów być nastolatką, być uzależniona od rodziców, ich humorów, ich pieniędzy.  😀
A znów nie jestem jeszcze na tyle stara by skrzypiało mocno w kościach.
Jest w sam raz.  😀
.
lostak   raagaguję tylko na Domi
27 grudnia 2009 20:15
m4jek 🙇 🙇 🙇 blagam, ja nie mam nic, oprocz tego zdjecia.  Luton to byl jesden z moich najukochanszych koni
Ja też 30 ,he he, halo ile masz lat , bo mi umknęło?

Pamiętam filcowe czapraki i kocyki, plecione naczółki, czasy kiedy nieumycie wędzidła było piętnowane i karane, szacunek dla instruktorów, wsiadanie na komendę, zsiadanie na komendę itd. itp.

Bym musiała zdjęcia poskanować, bo i mam zdjęcia z hubertusa z własnoręcznie zrobionym czerwonym misiem na nachrapniku (tak bardzo stylowo).

Teraz jest inaczej, lepiej, ale to przecież moje szczenięce lata i mam sentyment do tamtych czasów.
ooo to widzę Zatonia (ja też 30-tka) że czerwone futerka były modne w tym okresie bo "mój" ogr miał komplet czerwony czaprak futrzakowy i nachrapnik  😂
oldboyem nie jestem, ale czasy o których piszecie pamiętam

najbardziej czego mi brakuje teraz w stajniach to ten ordunk (czy jak to się pisze), karność nas dzieciaków, to że instruktor uczył czegoś więcej niż jazdy, bo uczył szacunku do koni, do innych ludzi
może to i dobrze, że teraz zamiast legginsów są prawdziwe bryczesy, zamiast starych kozaczków czy gumowców oficerki i sztyblety różnych kolorów, modeli, że wybieramy wśród ogłowi, siodeł, czapraczków, owijeczek...
ale przez to chyba mniej się czuje wartość tych rzeczy i mniej "świętuje" możliwość przebywania w stajni

rok chyba 86


a tu już 96

dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
27 grudnia 2009 22:09
Zawody  niby zabawa ale jakie nerwy ile przygotowań... i koń zwiał z ujezdzalni 😜
Do sklepu ze sprzętem (w Krakowie Amigo wiadomo) chodziłysmy jak do muzeum żeby pooglądać jedno takie wejście to pół godziny. A zapach tam był taaaaki ....
Moje ulubione filmy oprócz wspomnianego już Karino to Lotna, Hubal, a był też taki serial czechosłowacki <Dżokej Monika> Czy moze ktoś pamięta? Nie powtarzali go chyba nigdy potem, był czarno-biały a może to telewizor był czarno-biały. 😀


tak wrócę do tego postu. owszem, kiedys było inaczej. I ja pamietam koce pod siodłem, i inne rzeczy, o których wspominacie. A film "Dżokej Monika" to film NRDowski i własnie rzez ten film, jako 5-6 letnie dziecko zakochałam się w koniach. Miłość przetrwała do dziś. A z samego filmu sprawdziły mi sie dwie rzeczy. imię i własny koń rasy XX. Dżokejem do dzis nie zostałam 😉
a to wspomniany wyżej Szpak w Parku Jordana , i KKJK (aparat smiena)
niestety coś się zdjęcia nie chcą publicznie pokazać jutro pokombinuję dziś nie mam już siły
Ile mam lat? Tak jak myślałam - są starsi (niewiele, ale zawsze  🙂😉 💃 nie jestem praszczurem  💃

Sklepy jeździeckie? Kiedyś nie było żadnych sklepów jeździeckich  😕 Tylko "Jedność Łowiecka", GSy i... targi wiejskie/miejskie (ech, te kantary z surowej skóry).

Kilka sentymentalnych (więc sepia) fotek.

Moje pierwsze zdjęcie na koniu (nie kucyku). Już "umiałam" jeździć, galopowałam w końcu w siodle i na oklep  😁
Głowa konia wykręcona specjalnie do zdjęcia  🤔wirek: Z tyłu - koleżanka, która "załatwiła" mi możliwość tej jazdy.
Niedziela, koń od woza. 1977.



Mini-zawody AKJ - slalom na oklep na czas, przebrania. 1988?



Jazda latem w SO Starogard. 1987?



Skoki w Starogardzie. 1988?




Problem był nie tylko ze sprzętem, ale też z materiałami foto  😕 (fatalna jakość). Cieszę się, że mam jakiekolwiek zdjęcia.
Co się zmieniło?
No na pewno dostępność jazdy konnej.
Dawniej ,było znacznie trudniej.
Moje początki to sekcja LZS . Było za darmo.
Wykorzystywano nas nieformalnie do pracy -bardzo ciężkiej.
Ale klub dawał nam i stroje na zawody i siodła nowe kupił .
Pamiętacie tzw. "olimpijki" ? Skąd ta nazwa była?
Pamietam,że były ósmym cudem świata.
Butów porządnych nie było. Mieliśmy za duże,szyte przez jakiegoś szewca maniaka.
A na codzień jeźdzliśmy w tzw. wellingtonach -czyli czarnych gumiaczkach.
Każdy miał łydki otarte -bo były krótkawe.
Bryczesy też miała jedna osoba w stajni. Reszta w dresikach popylała.
I jeszcze czapraki/potniki filcowe żółte pamiętam. Na zawody się taki biały futerał zakładało.
No biednie było.
Kopyta czyściliśmy nożem do kopyt - bo kopystek jeszcze nie wymyślono.
Kąpanie koni nie mieściło się w głowie.
Zgrzebło i szczotka-szur,szur ,szur. Zgrzebło oczywiście do szczotki -konia nie wolno było tym tknąć.

majek   zwykle sobie żartuję
28 grudnia 2009 10:36
wiecie co jeszcze pamiętam. Jak się oglądało zawody w ujeżdżeniu na Eurosporcie i tam nikomu nawet łydka nie drgnęła.
Teraz machają tymi nogami na wszystkie strony....

dempsey   fiat voluntas Tua
28 grudnia 2009 11:07
m4jek, tak sie zastanawiam i to moze byla jednak Pastylka, nie Wieniec
az zapytalam meza jakie pierwsze konie z klubu pamieta: Rodos Rydwan Isar (ja rok po nim przyszlam i juz te przez mgle kojarze)
i ogony na sizal! tez pamietam.

lostak fajna fota! Lutona z mojego poziomu zaawansowania pamietam tylko jako skutecznego zdejmowacza. to na nim mialam swoj rekord: 4 gleby w odstepach mniej niz 1 min 😉


co do ciezkiej pracy -  jak dzis o tym mysle  🤔wirek: to jednak byl inny kosmos
dwie 14 latki, same ze stajnia 25 ogonow (niektore niebezpieczne), otworzyc, dac siana, wody wiadrami, poscielic, wyjac okrutny tygodniowy gnoj z jednego 2konnego stanowiska (ok 8-10 taczek mokrego po desce na szczyt gnojownika, to bylo trudne), zamiesc, dopoic wszystkie i jeszcze zdazyc osiodlac konia na punkt 9 bo byla tzw jazda "klubowa"... i potem do 14 reszta roboty.
+ atrakcje typu plukanie 50kg marchwi w wannie lodowatej wody i przebieranie jej, jak zamarzaly rury to huzia z wanienka do jeziorka i wiadrami, noszenie worka owsa niemal ciezszego od siebie itp itp. rece mam do dzis zniszczone ale to na wlasne zyczenie bo jakze bylam dumna z odciskow.. a to wszystko za 2 jazdy tygodniowo  🙂 i to "z pocalowaniem w reke"!
ale dzieki temu w ogole jezdzilam  😍.  gdyby nie to , to konia bym dalej na filmach ogladala - finanse rodzinne nie udzwignelyby platnej szkolki

czy sa dzis jeszcze stajnie umozliwiajace sensowna nauke podstaw w zamian za prace?? i czy sa jeszcze chetni na taki uklad? moze to juz dzis nie ma sensu. to se ne wrati pane Havranek... mlodzi ludzie poswiecaja cenny czas na doszkalanie sie aby budowac juz zawczasu swa wartosc na rynku pracy... kto glupi traci czas na meczace i brudne hobby  🤔
(eh ton starego zrzedy mi sie wlaczyl 😉 a mam tylko 33 lata!  :icon_razz🙂


aha i jeszcze jedno. dzis sa fotoblogi, a ja zapisywalam kazda jazde z wielkim przejeciem w Specjalnym Notesie! jaki kon, co sie udalo co nie, kazdy drobiazg. eh musze to gdzies odszukac
Dempsey- "ne wrati, ne wrati".
Widzę to po swoim podwórku, że tak powiem.
Chciałam zostawić nastoletnim dziewczynkom swojego konia w wakacje na 3 tygodnie, bo wyjeżdżałam. Darmo! I co się dowiedziałam?
Ano tak:
-jedna nie ma jak dojechać, bo rodzice nie mają czasu jej wozić. ( a autobus? a rower?) Nie wytrzymałam i spytałam o te popularne środki transportu, zaznaczając, że sama tak dojeżdżałam jak byłam młoda. Usłyszałam w odpowiedzi, że "teraz są inne czasy i ona jest przyzwyczajona do tego, że wszędzie rodzice wożą. Nie tylko ją. Koleżanki też. A takie dojazdy rowerami to wielka strata czasu"
-druga powiedziała, że "mogłaby, ale ona wolałaby, żeby koń skakał". Jak nisko skacze, to ona jest mało zainteresowana. ( a że koń w w tereny popyla samiuśki jak palec i grzeczny jest jak misiaczek to nie ważne. Na co im tereny latem? Mi tam szczęka opadła z osłupienia.)
-trzecia powiedziała, że jej mama pyta "Kto ponosi odpowiedzialność w razie gdy ona spadnie i coś się jej stanie?"

Ne wrati, ne wrati kochana  😉
Jedna tylko pomagała w pracach stajennych, żeby móc jeździć, ale ta praca była taka powiedzmy... dla zasady. Nie narobiła się. Nikt nie miał sumienia jej przemęczać. 🙂
majek   zwykle sobie żartuję
28 grudnia 2009 11:39
dempsey Pastylka bez odmian była...
he he gdzieś mam fotę Twojego męża z takimi wąsami śmiesznymi jak `uprawia woltyżerkę` stojąc chyba Windzie na zadzie

Ja byłam za mała na dyżurowanie, za to obrabiałam różne inne prace typu grabienie liści, czyszczenie sprzętu albo sprzątanie kibli 😀

Tundira też szukałam, to chciały, żeby im płacić za dojazdy...

Chyba w szarży można teraz jeździć za pracę..
U mnie można choć nie prowadze rekreacji .Dałam ogłoszenie w hors market pare osób odpisało nikt nie przyszedł...
A właśnie,właśnie!
Woda wiadrami do noszenia i siano i słoma luzem!
Tak,tak-luzem.Kostek nie było.
Ja do dziś umiem widłami nabierać tak nie za dużo,nie za mało.
I umiem furę siana zapakować,żeby nie wyleciało po drodze.
kermit   Horses horses everywhere ..
28 grudnia 2009 12:05
ooo temacik dla mnie  🏇

33 and counting...  😁
Czytam i czytam i się rozmarzyłam, u mnie 36 wiosen leci ale duchem 15 😉, czapraki filcowe, naczółki biało-czerwone, siodła Pleszew (twarde i niewygodne), popręgi sznurkowe to było to o czym marzyłam. Nikt nie był w stanie powstrzymać mnie od pojechania na konie. Miałam szczęście że w okolicy mojego zamieszkania funkcjonował klub sportowy opłacany przez duży zakład przemysłowy. Mieliśmy wszystko czego potrzeba do szczęścia, wspaniałe konie ze znanych stadnin i stad (sierakowskie, posadowskie, klikowskiem, moszniańskie itd), fajny ośrodek z ciekawym placem do jazd (z oświetleniem), z przeszkodami do skakania no i wspaniałe tereny leśne. Dotąd mam zboczenie sprawdzania pochodzenia tych naszych koni sekcyjnych, które okazują się niezłymi perełkami z uznanych linii hodowlanych, może dlatego tyle wytrzymywały i tyle ludzi nauczyły skakać. Wyjazdy na zawody skokowe to były następne niezapomniane chwile, a te wspólne imprezowanie.. ufff 🙂
zuza   mój nałóg
28 grudnia 2009 12:18
U mnie już prawie 31  😉 i tez zasuwałam,jazda-za prace,dyżury,zworzenie siana,noszenie owsa  🤣 a na jazdach można było się nasłuchać  😉
A pamiętacie kopystki ze śrubokręta ?
A właśnie,właśnie!
Woda wiadrami do noszenia i siano i słoma luzem!
Tak,tak-luzem.Kostek nie było.
Ja do dziś umiem widłami nabierać tak nie za dużo,nie za mało.
I umiem furę siana zapakować,żeby nie wyleciało po drodze.

o tak, tak! siano luzem, woda we wiadrach- niegdyś normalka 😉 Od 11. roku życia przechodziłam intensywne kursy obsługi wideł, taczek i tego typu archaicznych urządzeń 😉 I byłam w tym całkiem niezła. Jak napisała Dempsey jakiż człowiek był dumny z każdego odcisku! 😁

Aporopos: miałam "małą" przerwę w jeździectwie między 2005, a 2008. Zostawiłam za sobą świat filcowych czapraków, kocyków, siana luzem, wody we wiadrach, braku nachrapników i ochraniaczy i wszystkiego tego co opisywaliście... Powróciłam w erze lansiarkich czapraków i potników, wymyślnych ochraniaczy, patentów, firmowego rzędu, automatycznych poideł wszędzie (!)... Byłam w szoku. A gdzie ten dawny świat, który tak kochałam?! No cóż wszystko się zmienia, dawne już nie powróci...
majek   zwykle sobie żartuję
28 grudnia 2009 12:35
U mnie już prawie 31  😉 i tez zasuwałam,jazda-za prace,dyżury,zworzenie siana,noszenie owsa  🤣 a na jazdach można było się nasłuchać  😉
A pamiętacie kopystki ze śrubokręta ?


ja pamiętam kopystki ze śledzi namiotowych
dempsey   fiat voluntas Tua
28 grudnia 2009 12:42
A pamiętacie kopystki ze śrubokręta ? no ba!

Taniu racja, siano bylo luzem, faktycznie. nakladalo sie max na taczki, ale nie tyle aby sie wygruzic w polowie drogi 😉
tak mysle ze to byla taka namiastka pracy na wsi, przynajmniej dla mnie, mieszczucha. inni pewnie to mieli u dziadkow na zniwach, ja wyzywalam sie przy panstwowych koniach

wlasnie m4jek, chodzilo mi o takie hmm bardziej "zinstytucjonalizowane" stajnie, jak szarza czu hubert. ktorych organizacja w zasadzie opiera(-la) sie na pracy maloletnich 😉
bo ze do prywatnych koni nie ma chetnych nawet za darmo, to juz sie dawno przekonalam
dawaj fote z winda!!

lostak, 4u
luton, dosc intensywnie psuty przez mojego (wtedy jeszcze nie) meza 😉


i jeszcze
moje zyciowe osiagniecia na walewickim odpadzie, ktory stal sie moja konska miloscia

no i seria z Frazesem, takze moj m  (hm daleko nam bylo wtedy do siebie ale to nic) 🤣:



😁 (ale sie utrzymal, zawsze byl "czepny"  :wysmiewa🙂
mamy jeszcze zdj Bielina, mlodego Frazesa, Cichociemnego, Lambdy..
Ja maszerowałam w pochodzie pierwszomajowym. Pieszo,bo koni zabronili brać.
Szliśmy chyba w sześć osób jak sieroty pomiędzy tymi wypasionymi sekcjami sportowymi.
Za duże buty ale rajtroki czerwone i toczki na głowach.
😵
Może traz te zdjęcia sie uda Szpak i KKJK
Enklawa- a Ty pamiętasz pożar KKJ?
Czy to był AKJ ? W Chełmie chyba to było. Rok 1986 czy jakoś tak?

Kopyta czyściliśmy nożem do kopyt - bo kopystek jeszcze nie wymyślono.
Kąpanie koni nie mieściło się w głowie.
Zgrzebło i szczotka-szur,szur ,szur. Zgrzebło oczywiście do szczotki -konia nie wolno było tym tknąć.





kiedyś pisałam o tym - o różnicach pomiędzy województwami... - co region to inny obyczaj ;-)

ja pamiętam (w wlkp)
że i kopystki były i karuzele dla koni (takiestarodawne, konia na łańcuchu sie wiązało) a także i BASENY dla koni...

ech urok wielkich stadnin...
wszędzie doskonała czystość, masztalerze w oficerkach, w furażerkach, w mundurach...
(coś jak z filmu Karino)...
konie wyszczotkowane, oficerki wyczyszczone na lustro...

muszę poszukać fot z tamtych czasów...
Pożar pamiętam, ale tak jak to może pamiętać dziecko 10 letnie... wtedy spłonęła stajnia z boksami angielskimi na przeciwko AKJ .Pamiętam płacz i potem straszące spalone boksy... żadnych konkretów.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się