Jeden koń w przydomowej stajni.

Euforia_80   "W siodle nie ma miejsca dla dupków!"
28 grudnia 2009 11:07
Czy ktoś  ma jednego konia w przydomowej stajni, bez jakiegokolwiek zwierzęcego towarzystwa?
Jak taki koń się "chowa" ,  czy może mieć to wpływ na zachowanie i samopoczucie konia?
Jakie macie doświadczenia?
dempsey   fiat voluntas Tua
28 grudnia 2009 11:09
juz lepiej z koza niz sam
Gillian   four letter word
28 grudnia 2009 11:11
chyba smutno trochę...
galopada_   małoPolskie ;)
28 grudnia 2009 11:14
ja trzymałam mojego przez... hm no prawie 2 lata samego. Po drugiej stronie drogi w okresie wiosna-jesien widzial inne konie, a stajnia i klub w ktorych jezdze jest 200 metrow dalej. Problem polegał na tym, ze w kazdej mozliwej sytuacji kon... uciekał do innych koni czesto robiąc przy tym pełno zamieszania  😡 niestety mimo ze jest mały i nie powinien sie odrywac od ziemi to mi przeskakiwał wszystkie ogrodzenia ( w tym wyzsze od niego  😵 ) np wpadał tam podczas jazd rekreacyjnych, wszystkie tutpusie ogony na palme a jezdzcy jak gruszeczki  🤬 Po tak długim czasie zachowywal sie bardziej jak pies miz jak kon.
Odkąd mam drugiego konia ani w głowie mu uciekanie gdziekolwiek, a wrecz nie chce nigdzie wychodzic. Po jezdzie pędzi do domu do swojego ,,dziecka" ktore strasznie za nim teskni i go nawołuje jak zrebak klacz  😁


Nie polecam. Widziałam jaki był nieszczesliwy i w zyciu nie popelnilabym tego samego błędu drugi raz.
Wydaje mi sie, że ciezko zwierze stadne trzymac samo jak palec.
Mój kuc swego czasu na wakacje jeździł z moimi królikami miniaturkami.
Tydzień tak wytrzymywał, a potem wracaliśmy do domu.
Teraz ma emeryture z kucem szetlandzkim i dogadują się świetnie.
majek   zwykle sobie żartuję
28 grudnia 2009 11:25
hmm. ja mojego męża poznałam w ten sposób.
Zachciało mu się mieć konika. I kupił wlkp kobyłę (wieeelką) jednocześnie sypał jej radośnie wiaderko owsa.
Zaczęło się d tego, ze zapytał, co z nią robić, bo sobie nie radzi...
No i przyjechałam...
Zobaczyłam sfrustrowanego konia biegającego galopem w tę i z powrotem wzdłuż wyjścia.
Namówiłam Piotrka na przeniesienie kobyły do pensjonatu pod Warszawą (w której stał mój koń) no i się uspokoiła.

Tak więc NIE!

Aczkolwiek mój znajomy ma konia (kupił w Kielcach i przyjechał wierzchem do Warszawy), którego może postawić wszędzie, samego i w ogóle nie ma problemu. Może nocować u niego na działce i mieszkać w przyczepie. Ale to są wyjątki i na co dzień jednak mieszka w towarzystwie stada.

Ja osobiście mówię - nie. Znam przypadki trzymania koni samotnie oraz przypadki podobne do Galopadowego -> konik samotny radośnie przeskakiwał a gdy nie mógł przeskoczyć - taranował ogrodzenia, jeśli tylko słyszał gdzieś w sąsiedztwie inne konie. Dopiero rozwalenie nogi przez konia kazało właścicielowi pójść po rozum do głowy i zakupić kucyka.
Konie bardzo szybko przyzwyczajają się do nowych warunków, ale wszystko zależy jak były wychowywane... Zabierając konia ze stada do samotności robi się mu krzywdę, taki koń tęskni, jest nieszczęśliwy, rży na widok innych koni, ciągnie do nich.... Z kolei koń wychowywany samotnie moim zdaniem zawsze będzie hmm, skrzywdzony przez życie nie widząc koni nawet przez kraty boksu.
Konie to przecież zwierzęta stadne i potrzebują towarzystwa "swojego gatunku", człowiek im nie zapewni towarzystwa przez 24 godziny na dobę.
Skazywanie konia na samotność tylko dlatego, że np. nie stać nas na drugiego konia [kucyka, jakiegoś prymitywa, cokolwiek z półki "tani i dla towarzystwa"😉 czy chociażby kozę [chociaż kozy to mendy moim zdaniem. Generalnie kóz nie lubię] jest dla mnie bez sensu. Jak już mieć konia w stajni przydomowej to w końskim towarzystwie. Jeśli się ma czas, można zaprosić kogoś "na pensjonat" albo można wydzierżawić jakiegoś konia za koszty utrzymania, można kucyka dokupić, nie są drogie, można rozglądnąć się za jakimś tanim w utrzymaniu konikiem polskim, fiordem, hucułem.... czy w końcu, przyjąć starszego konia na emeryturę, ale w tym wypadku trzeba się liczyć z tym, że taki koń może wymagać większej opieki, zawijania nóg na noc, wcierek, glinek, specjalnego jedzenia, meszu częściej niż raz na tydzień-dwa czy w końcu - weterynarza i kosztów z nim związanych. Starsze konie oddawane "za darmo dla towarzystwa" nie są zazwyczaj w pełni zdrowe, w dobrej kondycji i nie wymagające wiele opieki [chociaż i takie przypadki się zdarzają, kiedy ktoś nie ma miejsca dla emeryta a nie chce go na mięso oddawać na przykład]. O chorych koniach oddawanych za symboliczną złótówkę już nie mówię, bo to niejako "skazywanie" się na koszty na własne życzenie, ale jeśli ktoś ma możliwości leczenia takiego konia to nic nie stoi na przeszkodzie przecież.

Z innej beczki - owszem, znam przypadki, w których konie "chowają się" same. Ogiery tak prowadzone miały wybiegi z ponad dwumetrowym ogrodzeniem tak przystosowanym, żeby nie mogły tego przeskoczyć ani zniszczyć; klacze wychodzące same, nie umiejące dogadać się w stadzie, ale..... w tym przypadkach konie widziały się chociażby przez kraty boksów, więc to też jest jakieś jednak towarzystwo.

[btw, myślisz o własnej stajni? ]
Bądź co bądź, jednak koń to zwierzę stadne, więc potrzebuje towarzystwa.

Mój jak stał w poprzedniej stajni (bardzo beznadziejnej z resztą) zostawał sam gdy inne konie szły na pastwisko. Szał, dęby, cuda na kiju w boksie. Pod siodłem dostwał kota, gdy chodził sam a usłyszał rżenie ze stajni.
Odkąd stoimy w nowej stajni, koń chodził na początku z innymi końmi na psatwisko i zmienił się diametralnie. Teraz znów chodzi sam (kuty na 4) i jest ok, bo wie, ze nie zostanie sam.

Także uważam, że skoro tak 'krótko terminowe' rozstania konia ze stadem tak go krzywdziły, to nie wyobrazam sobie jak krzywdziłoby go stało odizolowanie od innych koni.
slojma   I was born with a silver spoon!
28 grudnia 2009 11:36
Ja moją kobyłkę przez okres ok 7 miesięcy trzymałam samą jedynie z psem. Dla nas było to zbawienie bo mogłam na nowo odbudować zaufanie Draski do ludzi. Byłam dla niej stadem i towarzyszem, spędzałam z nią wiele czasu, a gdy mnie nie było był z nią mój pies. Finał był taki, że Draska bardzo szybko przestała bać się ludzi odzyskała równowagę psychiczną i wytworzyła się między nami ogromna więź. Myślę, że gdyby od razu trafiła do stada nadal miałybyśmy problem z zaufaniem i paniczny lęk. Powiem szczerze, że nie widać było po niej żeby zbytnio tęskniła za innymi końmi nie rżała nie była smutna i osowiała. W moim przypadku było to potrzebne, normalnie nie stawiałabym konia samego.
Ruda_H   Istanbul elinden öper
28 grudnia 2009 11:39
6 lat temu mój koń został wysłany na łąki w czasie leczenia do gospodarstwa gdzie niestety nie było koni ale były za to krowy i cielaki, z którymi mieszkał w stajni.

Obecność innych zwierząt niestety nie pomagała i zamiast spokojnego stępowania po łące były dzikie galopy wzdłuż ogrodzenia i notoryczne ucieczki w poszukiwaniu miejscowych koni. Koń zmienił sie w strzępek nerwów i sprawiał duże problemy w obsłudze.

Szybko wróciliśmy do "pensjonatowych" warunków i nigdy wiecej nie wpadł mi taki pomysł do głowy.

Gillian   four letter word
28 grudnia 2009 11:43
pojechałam kiedyś na wakacje na wieś z jednym koniem 🙂 zamiast wymarzonego błogiego spokoju był jeden wielki koszmar. Koń całe dnie wył w stajni, tłukł się po ścianach, w zasadzie to nie jadł. Na pastwisko? pfff... galopem do wyjścia, drąg na klatę i tyle go widzieli. Wytrzymałam tak dwa tygodnie. Mój koń się do takich akcji nie nadaje 😀
To wszystko zależy od konia. Większość nie wytrzyma odseparowania od innych koni.
Ale wyjątki się zdarzają:
zrobiłam latem próbę z moim koniem. Na cały dzień zostawiłam go na ogrodzonej działce, ok. 3km od stajni w której mieszka.
Do towarzystwa miał pracowników remontujących domek. Az mnie skręcało ze zmartwienia jak się czuje co robi, czy nie chce do stajni, czy nie próbuje wyskoczyć. Kiedy przyjechałam pod wieczór zobaczyłam zadowolonago, zrelaksowanego konia. Chłopy opowiadali, że tarzał się chyba z dziesięć razy, większość czasu spędził na jedzeniu trawy i ... obserwowaniu postępów pracy. Nie spieszyło mu się do domu  😁
galopada_   małoPolskie ;)
28 grudnia 2009 11:57
slojma otoz to! wlasnie kontakt ze mna przez wiekszosc czasu, a jesli mnine nie bylo to z innymi domownikami spowodował ze Szary znormalniał. Poczatkowo stał w stajni z innymi konmi i np nie dawał sie łapac na padoku, ciezko bylo sie z nim dogadac. Ale kiedy został ,,skazany" tylko na ludzi szybko zdobył do nich zaufanie. Oczywiscie swoje zrobila praca metodami naturalnymi ( chociaz na czuja bo w zyciu nie przeczytalam zadnej ksiazki na ten temat ani nie bylam na zadnym kursie). Wiadomo- 1 kon obok domu to mozliwosc poswiecenia mu mnostwa czasu. Spacerki, czyszczenie, czy chociazby siedzenie na padoku i czytanie ksiazki pod drzewem obok konia.
slojma   I was born with a silver spoon!
28 grudnia 2009 12:57
Właśnie dlatego sądzę, że trzymanie jednego konia jest dobre gdy chcemy odbudować relacje między koniem a człowiekiem, kiedy możemy mu poświęcić dużo czasu. Konia który jest w stadzie trudniej resocjalizować, jednak gdy jest zdany na człowieka  bo nie ma innego towarzystwa zaczyna się tworzyć piękna więź i zaufanie. W innych przypadkach nie izolowałabym konia od stada.
Ja swojego ogiera trzyamła samego jakieś 4 lata conajmniej i nie miałam najmniejszych z nim problemów. Nie wyskakiwał nigdzie, nie był znarowiony. widywał od czasu do czasu przez drogę konia sąsiada i wcale mu się do niego nie spieszyło lecieć. Nie było też problemu z wyjazdem na zawody, gdzie nagle widział dużo innych koni. Ale to myślę zależy od charakteru konia. I nie każdego bym tak trzymała.
Favoritta   siwo, rudo i blond.xDD
28 grudnia 2009 13:12
Konie są zwierzętami stadnymi i bardzo ważne jest dla nich towarzystwo osobników tego samego gatunku  😀
No, ale oczywiście są wyjątkowe sytuacje, gdy jest to najlepsze rozwiązanie.

Moja klacz stała 6 lat z krowami (u pierwszego właściciela).
Wychodziła z nimi na padok, dzieliła oborę, nie było z tym problemów.
Faktem jest też to, że była do tego przyzwyczajona od źrebaka, bo pierwszy właściciel kupił ją, gdy miała rok.
Ja odkupiłam ją od niego, jak miała 7 lat (prawie) i przeniosłam ją do pensjonatu, gdzie w stajni stało jakieś 20-kilka koni.
Nie było żadnych zaskakujących zmian w zachowaniu konia, jednak dało się zauważyć, że jest zadowolona z nowego towarzystwa (jednak, co konie to konie). Po 9 miesiącach pobytu w tej stajni, zabrałam ją do innego pensjonatu, gdzie są duużo lepsze warunki.
Teraz codziennie wiele godzin spędza na padoku ze swoimi stajennymi towarzyszami, co jest świetne dla koni, które mają se sobą bezpośredni kontakt, a nie są odrodzone kratami boksu (w poprzednim pensjonacie konie były rzadko wypuszczane).

Jak widze jaka jest szczęśliwa, gdy patrze, jak galopuje pośród innych koni, wcina razem z nimi sianko z paśnika to myślę sobie, że nigdy nie mogłabym jej tego pozbawić... A własna, przydomowa stajnia jest w budowie.
Będzie miała 2 boksy; jeden dla mojej siwej, a drugi... no właśnie.
Na początku wakacji, jak bd zabierała Favorkę z obecnej stajni kupuję drugiego konia: hucuła, arabokonika lub jakiegość innego, wysokiego kuca, takie konie są ekonomiczne w żywieniu, a ja chciałabym, żeby drugi koń też chodził pod siodłem.. W końcu, czy nie miło jest pojechać z koleżanką w teren?  😀 🤣
I tak właśnie radzę zrobić każdemu, kto zakłada przydomową stajnię, a wszystko w myśl zasady:
Jeden koń to samotnik, dwa to już stado.
Ja mojego trzymałam samego w domu przez jakieś 3 miesiące. Praktycznie nie widywał innych koni, czasem co najwyżej krowę z daleka 😉
Może i było mu smutno ale traktował nas (mnie, rodziców i moje psy) jak swoje stado. Był wtedy bardzo ze mną związany, tak bardzo jak nigdy już później. Chodził za mną jak pies, mogłam go zabierać na spacery do lasu w reku, zaglądał do domu przez otwarte okna, wchodził na taras i towarzyszył nam podczas posiłków. To był bardzo miły czas i nawiązaliśmy wtedy ogromną więź ze sobą. Być może tęsknił za innymi końmi, ale jakoś bardzo tego nie zauważałam.
W końcu poszedł do pensjonatu gdzie miał masę końskich kolegów.

Nie mogę kategorycznie powiedzieć NIE trzymaniu konia w pojedynkę.Bo po moim nie wiedziałam żeby cierpiał.Było mu dobrze, ale z końskimi kolegami napewno mu lepiej.
Tak się zastanawiam właśnie...na wsiach bardzo często konie są same, rzadko który rolnik ma dwa konie. I jakoś nie widzę aby tym koniom było źle - o ile właściciele dobrze je traktują.
moj kon byl u mnie sam przez 3 miesiace, tzn przez pewien czas stal u sasiada w stajni z krowa, ale na pastwisko chodzil sam. krowa nie wywolywala u niego zadnych emocji, inne konie tez nie bardzo. pozniej juz stal u mnie zupelnie sam. ten czas faktycznie pozwolil nam zbudowac gleboka wiez, moj kon kochal mnie tak, ze bylo to widac, poswiecalam mu duzo czasu, jak widzial mnie to za mna biegl. tylko, ze....no wlasnie, tkal tak strasznie, ze nie mozna bylo na to patrzec, to nie bylo takie o tkanie, ze kon sie kiwa, on caly az sie rzucal na boki, strasznie bylo na to patrzec, serce sie krajalo. i to bylo jedyne co kazalo mi myslec, ze okrucienstwem jest skazywanie go na samotnosc. teraz w mojej stajni sa jeszcze dwa konie i... problem zniknal, kon prawie wcale nie tka, choc jak stoi w boksie, to nie widzi kobyl. kiedy przyjechala pierwsza z nich, to on tak strasznie sie ucieszyl, to bylo az widac, a ona go skopala niemilosiernie. ale byl szczesliwszy skopany niz sam.
I właśnie Muffinka, przedstawiła tę drugą stronę. Też znam konia, który nie jest ani ogierem, ani jakimś wybitnie złośliwym i "niekońskim" zwierzęciem, a który stoi sobie sam i nie wygląda na nieszczęśliwego. Owszem - rży za innymi końmi, ale to nie jest zabieranie się z płotem i naprawdę wielka "nieszczęśliwość" z samotności, więc wydaje mi się, że on po prostu akceptuje sytuację, w której się znalazł. Znam przypadek starszego konia, który nie dość, że wręcz nie lubi stada, najlepiej czuje się sam ze sobą to jeszcze to jeszcze zdarzało mu się rzucać z zębami na końskich sąsiadów w stajni. Na jeździe i w ogólny "obrządku" - koń bez zarzutu. Zawsze znajdzie się jakiś odosobniony przypadek, odstępstwo od "normy", ale nie można uznać to za miarę całego gatunku końskiego.

Na wsiach wydaje mi się, że było trochę inaczej [mówię "było", bo konia jednak zastępują maszyny ] -> raz, że rolnicy zazwyczaj mają zimnioki. A zimnioki [zazwyczaj, nie wszystkie] to konie raczej opanowane, spokojnie, takie na zasadzie "wszystko mi lotto"😉 Balansuję tu teraz na granicy wręcz, bo każdego konia da się znarowić, [od x czasu nieżyjący Mundek mojego ojca jest tu idealnym przykładem].
Konie na wsiach nie były tak do końca same - na gospodarstwie zazwyczaj trzymano razem z koniem krowy, kozy, świnie i inne zwierzęta gdaczące, kwaczące, gulgoczące, a także szczekające, miauczące.... i ludzie oraz kilkugodzinna praca w polu/wozie/itp do tego. A ludzie nie na 2-3 godzinki, tak jak teraz tylko prawie, że 24 godziny. Rodzina w końcu utrzymywała się z pola, było dużo prac przydomowych, więc ten koń jakby silą rzeczy co chwilę był otoczony ludźmi, nie było tak, że stał 10 godzin w stajni i czekał, aż ktoś do niego przyjdzie.
Koń zatem zazwyczaj był otoczony jakąś "trzodą" i nie było tak, że stał sam jak palec w stajni, mogąc sobie "pogadać" z wiatrem.
Kiedyś chłopy na wsiach często kupowali kobyły, żeby je później zaźrebić. Dwa konie uciągną więcej niż jeden, więc chłop miał często matkę z córą/synem. Kiedy synuś dowiadywał się, że ma jajca, zostawał wykastrowany. Także wydaje mi się, że na wsiach to nie było tak, że koń był sam jak palec.
[to taki utopijny przykład. Dziwadła znajdą się wszędzie, konie pozamykane w komórkach, kobyły pasące się z własnym potomstwem, dorosłym i kryjącym co się da czy chłopy wyżywające się na koniach to tylko przykłady tej "ciemnej strony mocy", ale generalnie, kiedyś koń był jedyną siłą roboczą mocniejszą od człowieka, więc kto miał głowę na karku - dbał o konia jak umiał, bo od pracy końskich mięśni zależało czy rodzina obiad dostanie. 😉 ]
Ja naprawdę nie widziałam u mojego konia oznak samotności. Owszem, bardzo lgnął do ludzi.Może z braku laku...
Biegł do mnie z drugiego końca wsi jak mnie usłyszał, zachowywał się troszkę jak pies (np. zabierał reklamówkę z zakupami z bagażnika auta i uciekał z nią przed nami albo zawsze był pierwszy przy furtce jak dzwonił domofon) Strasznie fajne to było i miło wspominam ten czas.

Teraz jednak widzę jak mocno zżyty jest z innymi końmi - i to dopiero teraz tak się stało, po przeprowadzce do nowej stajni. W poprzedniej absolutnie tego nie widziałam. Teraz czasem piłuje mordę jak jeździmy na placu a reszta koni byczy się na padoku 😉
Przez około pół roku mój Nemcio stał sam...
Nie tesknil chyba za bardzo mimo, że był zabrany ze stajni, gdzie były inne konie.
Jedynie jak zobaczył kona np. przy wozie - wtedy rżał i galopował dookoła.
Później koleżanka zaczęła wypuszczać swoje konie na pastwisko które... jest za szosą.
Nemcio potrafił pół dnia spędzić stojąc w kącie i patrząc na tamte konie.
Bałam się, że któregoś dnia popostu do nich ucieknie.
Był pomysł aby wypuszczać go na łąke do kobył koleżanki, ale bałam się bo tam był pastuch tylko z druta na którego sama potrafiłam się "nadziać" bo był praktycznie niewidoczny.

Jednak mimo wszystko czas kiedy Nemcio był sam uważam za najbardziej udany jeśli chodzi o "kontakt" z nim.
Traktował mnie jak swoje stado, przybiegał do mnie, rżał na mój widok.
Jak kupilismy drugiego konia troche zapomniał o mnie i zakochał się w kobyle - towarzyszce  😉

W terenie dopóki był sam, był o wiele odważniejszy. Jak jechałysmy na dwa konie, był bardziej bojaźliwy ( drugi koń jest bardziej płochliwy i nakręcały się wzajemnie).
Jak doszły kolejne konie... Nemcio ma swoje stado, a ja mu juz do szczęścia potrzebna nie jestem... no czasem jako dodatek dajacy smakołyki, przydaje się 😉

Teraz chyba jest szcześliwszy niz na początku a przedewszystkim nie zwraca uwagi na obce konie, bo ma swoich przyjaciół  🙂
moja kobyłka stała kiedyś przez rok sama i powiem szczerze, że bardzo źle tego nie znosiła;P wręcz wydawała się zadowolona,że nie musi się z nikim dzielić trawą i siankiem.
Niestety mi się serce ściskało i miałam okropne wyrzuty sumienia jak nie poświęcałam jej większości czasu, więc na początek sprawiłam jej towarzystwo olbrzymiego królika🙂 (o dziwo bardzo dobrze się dogadywali) Całe szczęście teraz ma już końskie towarzystwo.
Podsumowując, mam wrażenie, że ten okres samotności nie wpłynął na nią jakoś negatywnie, wręcz przeciwnie. Nie mamy problemu z "klejeniem się" do stada, czy odłączaniu się od zastępu po wspólnym terenie z obcymi końmi.
ja widywalam konie, ktore nie wygladaly na niezadowolone z bycia samymi. tylko tak naprawde to moze byc jak z bajki o ptaszkach w klatce- moze one nie wiedza co znaczy, miec stado.
slojma   I was born with a silver spoon!
28 grudnia 2009 17:00
ja widywalam konie, ktore nie wygladaly na niezadowolone z bycia samymi. tylko tak naprawde to moze byc jak z bajki o ptaszkach w klatce- moze one nie wiedza co znaczy, miec stado.

Nie jest do końca tak jak piszesz. Moja Draska żyła w stadzie przez okres prawie 5 lat. Następnie trafiła do handlarza gdzie również była z innymi końmi, a potem kupiłam ją ja i przez ok miesiąca stała w stadzie, a następnie sama w przydomowej stajni. Nie cierpiała z tego powodu, wręcz przeciwnie wydawała się zadowolona i nie wykazywała zbytniego zainteresowania gdy na horyzoncie pojawiały się inne konie. Ten okres gdy była sama ze mną i z psem był dla niej bardzo ważny i sądzę, że nigdy nie zaufałaby mi tak bardzo gdyby była w stadzie. Przyjechała jako koń agresywny, atakujący wszystko co się da, nerwowy i poraniony. Będąc sama bardzo się wyciszyła, doszła do równowagi psychicznej, na nowo zaufała człowiekowi, przestała się go bać tak jak wcześniej się bała. Już pierwszego dnia po oddzieleniu od stada była spokojniejsza. Po kilku miesiącach w stajni pojawiła się nowa koleżanka i stały się najlepszymi koleżankami, potem urodziła się jej córcia i stadko się powiększyło. Obecnie stoją razem z 6 innymi końmi i są szczęśliwe, ale te chwile gdy była sama to były jedne z najpiękniejszych chwil jakie mogłam z nią przeżyć. Pragnę zaznaczyć, że Draska jest klaczą alfa więc tym bardziej powinno jej brakować stada.
Szczerze powiedziawszy szkoda konia, Holda stała sama miesiąc i mi było po prostu żal patrzeć
sterczałam razem z nia na padoku bo mi jej było szkoda
koszt utrzymania konia prymitywnego czy kucyka jest na tyle nieduzy ze nie warto skazywac konia na samotność

z drugiej strony znam konie ktore się chowały z kozą, psami i nie wyglądały na nieszczęśliwe
To chyba wszystko zależy od danego konia i nie ma co generalizować. Żal czy nie żal. Mojego nie było mi żal bo był zadowolony i szczęśliwy. Być może dlatego że to dość krótko trwało, może jakby miał tak żyć dłogo to coś by się zmieniło. Teraz bym go samego raczej nie postawiła.
Mam wrazenie, że ustępstwo od normy potwierdza regułę i w tym przypadku.
Bywają konie, które mają psychikę samotnika. Jest ich niewiele ale są.
Moja bardzo dobra kolezanka ma stajnię przydomową, trzyma w niej swoją klacz już ładnych parę lat. Jeździ na tej klaczy w tereny z innymi końmi, na wakcje zabiera ją na Mazury na popas. Ale w stajni stoi sama. Klacz nie wygląda na skrzywdzoną. Wręcz przeciwnie bo mało który koń jej odpowiada, mało koni wogóle toleruje. Inne zwierzęta typu: psy, koty, kury gania z premedytacją, potrafi sobie z tego niezłą zabawę urządzic. Typ Alfa.
To jeden taki wyjątek, który spotkałam.
Z reguły konie są mocno skrzywdzone psychicznie gdy sa skazane na samotnosc.
my_karen   Connemara SeaHorse
28 grudnia 2009 17:20
cos jest w tym co piszesz katija

Mojego ex-ogra kupilam od handlarza, u ktorego stal sam jak palec juz dluzszy czas (ogiery staly w osobnych komorkach, wychodzily jedynie jak ktos chcial obejrzec). Mial wtedy poltora roku. Postawilismy go w naszej przydomowej stajni samego, mysle, ze byl calkiem zadowolony z takiego zycia, bardzo sie do nas przywiazal. Nie wydawal sie poruszony nawet, kiedy jechalismy sobie w odwiedziny do znajomych gospodarzy gdzie widywal konie, puszczalismy go nawet wtedy luzem obok pastwiska i na gwizd przychodzil od razu.

Stal tak 5 miesiecy. Kiedy wyjechalismy do Irlandii oddalismy go na pol roku na łąki, biegal sobie caly czas ze stadem.
Po powrocie juz balismy sie go zostawic samego w stajni, nie po tak dlugich wakacjach z konmi.
Nigdy zreszta nie chcielismy go trzymac samego, gdybysmy trafili wczesniej na odpowiedniego gada to na pewno bylyby dwa.
Jednak po powrocie troche na sile zaczelismy szukac jakiejs kosiarki. Trafilismy na ogra konika polskiego, ktorego ludzie za male pieniadze chcieli oddac. Nie chcielismy konika, ale to byla fajna okazja przed zima na ekonomicznego i malo wymagajacego konika.
Konik okazal sie cudowny, ale to inna bajka🙂

Konie sie zżyly. ALE.
Na 'starym' koniu moge dalej smialo jezdzic, stajnie ma gdzies kiedy jestesmy razem. Musze natomiast uwazac na Młodego, bo niesamowicie do przyjaciela ciagnie. (konik tez stal sam wczesniej). Na jazdach rży i pewnie wykorzystalby kazda okazje, zeby do kolegi zwiac.
Dwa zupelnie inne charaktery.
I to od charakteru chyba wlasnie to zalezy, choc mowie zdecydowane NIE trzymaniu konia samego.

moj u handlarza stal sam, bo akurat nie bylo innych koni. tez moge bez problemu wyjechac sama, w kazdej chwili wziac go ze stada i sobie pojsc z nim. nie ma z tym problemu. ale towarzystwo zmienilo go o tyle, ze nie jest juz tak do mnie przywiazany, jak byl na poczatku, choc do kobyl tez ma dystans, nie leci za nimi na pale, czesto jest tak, ze one tu, a on tam. ale nie tka na pastwisku wcale, w stajni bardzo niewiele. wiec to bylo mu bardzo potrzebne.
CeraŁ   dużo dużo zmian..
28 grudnia 2009 17:38
Moja stała przez 2 lata samotnie 😉 na początku jeszcze miała kozy ale poszły na mięso..... W sumie nie było źle. Tylko wiadomo jak gdzieś przejeżdżałyśmy obok jakiejś stajni, obok innych koni to świrowanie i wielkie bunty, niechęć  dalszej jazdy do przodu itd..  W sumie to był tylko jedyny taki jakiś 'problem'. Ale i tak teraz już od dłuższego czasu ma 3 kompanów 😀
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się