Sprawy sercowe...

Powiedział, że na swój masochistyczny sposób będzie nadal moim przyjacielem. Dla mnie to brzmi jakby po prostu stwierdził, że lepiej być blisko mnie jako przyjaciel i..może się coś zmieni. A może niekoniecznie. Nie mam pojęcia  🙄
desire, wkurzył mnie dziś niemiłosiernie, a właściwie zbierał minusy w kwestii swojej niezdolności/niechęci do organizacji własnego czasu i dezorganizacji mojego, a dziś przegiął totalnie. Bo nie mogę pojąć, jak dorosły facet może nie zorganizować swojego wolnego dnia tak, by spełnić jedną, krótką prośbę mamy i jednocześnie spędzić niedzielne popołudnie ze swoją kobietą, choć twierdził, że mu zależało. Ja potrafiłam poukładać swój dzień pod spotkanie, on nie, a że to już któraś tego typu sytuacja, to pierwsze starcie mamy za sobą. Starałam się łopatologicznie wyjaśnić o co mi chodzi, niby zrozumiał, przepraszał, obiecywał przemianę. Zobaczymy.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
23 marca 2014 23:20
Frania, lepiej z nim zerwać kontakt, bo tak to chłopak będzie miał cały czas nadzieję.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
24 marca 2014 10:04
zen, mundialowa,
Nie mam z nim żadnego kontaktu. Dowiedziałam się od mojego brata, że jakiś czas temu facet zaręczył się z dziewczyną, z którą był w czasie opisywanych przeze mnie wydarzeń. Rozeszli się, potem wrócili do siebie i zaręczyli się.
To jest stan sprzed kilku miesięcy, więc nie mam pojęcia, jak teraz się rzeczy mają, mogłabym zerknąć na facebooku i sprawdzić, ale chyba ta wiedza nie jest mi do niczego potrzebna 😉

mundialowa
Jeśli chodzi o organizację czasu, to muszę stanąć trochę w obronie faceta. Oni zazwyczaj (mówię o tych, których znam osobiście, WSZYSCY tak mają) są tak zaprogramowani, że potrafią robić jedną rzecz, którą sobie zamierzyli i pod to układają swój dzień, pracę itd. Widzę to po moim P. jeśli po pracy musi jechać np. do banku coś załatwić, to nie ma opcji, żeby coś jeszcze zmieściło się w planie dnia. Czasem działa mi to na nerwy, ale można się przyzwyczaić 😉
Dajcie sobie czas, może faktycznie zbyt duże tempo zostało narzucone od początku waszego związku.

flygirl
Co się dzieje?

madmaddie
Moim zdaniem zerwanie kontaktu niczego nie zmieni, tylko sprawi chłopakowi jeszcze większą przykrość.
Frania powiedziała mu przecież, że nie ma na co liczyć, otrząśnie się z tego i wrócą do normalnych relacji, tzn. na tyle, na ile to możliwe, kiedy jedna strona chce czegoś więcej.
Hmm a ja patrze na swojego starszego brata i swojego ojca i widze ze moga sobie normalnie caly wolny dzien zaplanowac - i wiele czynnosci w jego czasie. Plan prawie zawsze w calosci wypelniaja. Ja pod tym wzgledem nam duzo wiekszy problem z organizacja. I jesli chodzi o facetow w moim wieku to bylo podobnie. Wydaje mi sie ze to nie kwestia plci a charakteru i przyzwyczajen oraz przede wszystkim doroslosci 😉
Hmm, byłam w podobnej sytuacji, co prawda miałam wtedy 17 lat, więc mogłam popełnić wiele błędów, ale zgodziłam się na "przyjaźń", choć wyznał mi uczucie kilka razy. On się w tej przyjaźni męczył i coraz większe miał nadzieje, a ja się czułam tragicznie. Wspólni znajomi zaczęli mnie mieć za idiotkę bez serca. W końcu uległam presji... i zgodziłam się na związek, choć wcale nie chciałam. Był miły, ładny, interesujący, fajnie nam się razem czas spędzało, ale serce mi nie drgało przy nim. Kilka wieczorów, spacerów, prezentów... i zaczęło drgać. Przez kilka miesięcy byłam w siódmym niebie, aż nagle okazało się... że on  mnie miał za anioła, wyidealizował sobie mnie i mój charakter, a tak naprawdę byłam niezrównoważoną emocjonalnie zołzą, i znalazł sobie inną, jeszcze zanim rozstał się ze mną.


Pauli cieszę się, że tak ci się udało, bo pamiętam wiele. Mam nadzieję, że ja też będę w końcu szczęśliwa i założę z kimś rodzinę.

Ja w sumie nie wiem. Teoretycznie się rozstajemy, ale mam ogromny żal o to, że jak ja płakałam, że nie jestem szczęśliwa, to obiecywał i prosił. A jak on teraz nie jest szczęśliwy, to proponuje rozstanie. Teraz żałuję zmarnowanych ponad trzech lat i tego, że w zimie do niego wróciłam. Tia, a on wtedy ze łzami w oczach mi dziękował, ale nie wyciągnął z tego żadnych wniosków.
branka, jak randka?
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
24 marca 2014 10:33
szepcik  :przytul:
Bardzo współczuję, ale z tego co kojarzę, to wam się średnio układało już od jakiegoś czasu, prawda?
Może lepiej teraz, niż jakby się pojawiły poważne plany, albo dziecko.
Z całego serca życzę Ci, żebyś trafiła na swoje szczęście. Trzymaj się :kwiatek:
szepcik, no coś Ty! jednak się posypało🙁 przykro mi.... ale jeżeli miało się rozpaść to lepiej że teraz niż za kolejne 3 lata... trzymaj się!
szepcik, chyba to nie był najszczęśliwszy związek dla Ciebie, więc może dobrze, że uwolnisz się z tego układu?

mundialowa, nie ma ludzi bez wad, a ta nie jest najgorsza 😉 Mój P planuje wszystko na raz, bierze na siebie za dużo zobowiązań i nie uwzględnia poślizgu, zapasu na ludzkie czynności itp.
Prosty przykład: ma w planie o 9 spotkanie więc planuje wstać o 8. Ogarnąć się, zjeść, ogarnąć zwierzęta itp. Oczywiście już na początku dnia ma 30-40 min poślizgu. I tak zawsze. W związku z czym wykonanie założonego przez niego planu jest na 50-60%. Na początku doprowadzało mnie to do furii. Teraz na to leję i żartuję z tego. Jak się umawia do rodziców na 12 to ja poprawiam, że koło 14 będziemy 🙂.
Problem w tym, że ja bardzo chcę mieć dzieci, a teraz mam 3 lata w plecy, które równie dobrze mogły mnie pozbawić moich marzeń.

On niestety nie potrafi rozmawiać, codziennie udaje, że jest ok, a tak naprawdę dusi wszystko w sobie. Nie wiem, co wyjdzie z dzisiejszej rozmowy, ale na pewno będę mieć do niego wielki żal o to, że na moje próby i prośby nie reagował, i zawsze jak ja mówiłam o rozstaniu to mnie krytykował za tchórzostwo.
szepcik, widocznie macie inny czas w życiu, inne priorytety. Wg mnie NIE warto się szarpać i wzajemnie obwiniać. To nic nie da poza przedłużaniem agonii w związku. To, że wzajemnie będziecie się obarczać winą i wyrzucać pretensje i tak nie zmieni niczego na plus. Mogą tylko paść przykre słowa, po których pozostanie niesmak.
Spakuj swoje rzeczy, wyprowadź się i żyj dalej. Im szybciej uwolnisz się emocjonalnie z tego związku tym szybciej będziesz gotowa na nowy 😉
Zgubiłaś jedno "nie" na początku, i chwilę się nad tym zastanawiałam co w ogóle masz na myśli 😉
Ale tak czy inaczej wydaje mi się, że warto wysłuchać, skoro już się na to zgodziłam i obiecałam rozmowę. Ale poza tym zacznę się dziś pakować.
szepcik, poprawiłam, żeby miał sens 😉 Hormony mi psikusy robią , hehe

Ok. z szacunku można rozmawiać, ale lepiej od razu zaznaczyć, że ta rozmowa nie ma sensu jeśli ma polegać na wałkowaniu problemów. Był czas na ich rozwiązanie. Nie wyszło i nie wyjdzie. Takie szanse można sobie dawać na początku a nie po 3 latach, kiedy macie zupełnie inne potrzeby i żadne nie ustąpi.
szepcik, bardzo przykro...

Ja od ponad dwóch lat wszem i wobec mówię, że przed 30 chciałabym mieć dzieci, że cenię sobie rodzinę, dom.
Że wolę mieszkać na wsi i dłubać w ziemi, niż szaleć w weekendy na miastowych imprezach.
Nie zmienia to faktu, że nadal plączą się tacy, niby to zainteresowani, ale jeśli przecedzić przez durszlak z małymi oczkami, to jednak nie...
A mój walczył, walczył i wywalczył.  😍
Jak facet chce to umie.

Jak facet chce to umie.



To jest kluczowe zdanie tego wątku  😉 Wiadomo, że czasami wolniej, a czasami szybciej się do działania zabierze. Żadna przeszłość, kompleksy, brak wiary w siebie czy inne mu na drodze nie staną. A jak nie chce to mu zwyczajnie nie zależy.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
24 marca 2014 11:08
tulipan
Otóż to! Wstawiłabym te słowa na samym początku, jako motto całego wątku.
oooo Thymos, czyli jednak pojednanie?? opowiadaj!
Breva, a jak u Ciebie? Postanowiłaś coś z nazwiskiem?
Pauli muszę sobie sama wszystko poukładać. Nie wiem ile to zajmie. Powiedział, że poczeka.
bera7, na fanpage'u zmieniłam, a co do zmiany faktycznej - będę pisać pismo o zmianę już, jeszcze przed rozwodem. jeśli się nie uda to muszę czekać do rozwodu, czyli jeszcze nawet kilka miesięcy:| ale stronę pod fotografię z panieńskim już zamówiłam i jak się wpisze ten adres to przenosi/ na tą obecną, za chwilę zrezygnuje ze starego adresu, wizytówki też będę wyrabiała na panieńskie... małymi kroczkami wracam do siebie😉 i to a propos nazwiska i nie tylko😉

chociaż powiem Wam, że niesamowita jest taka huśtawka emocji porozstaniowa.. na zmianę - "ale cudownie, jestem panią swojego losu, mogę poznać kogoś cudownego, ułożyć sobie życie i być szczęśliwa w dokładnie taki sposób w jaki chcę być" z "ja pierdziele i po co mi to.. może tym razem by faktycznie zrozumiał i coś by się zmieniło, a tu chociaż idealnie nie jest to to już znam, wiem czego się spodziewać, więc może nie ma sensu się tak męczyć".... oczywiście pierwsza opcja jest jedyną słuszną, wiodącą i tylko jej się trzymam, ale jak pojawiają się myśli z drugiej opcji, a jest się samemu, wieczorem w dużym pustym mieszkaniu, to jednak robi się smutno! ehh... ale wzięłam się teraz ostro za fotografię, zamierzam organizować sobie studio, iść w dziecięcą, wpadł mi kolejny ślub na ten rok, w najbliższych 2 tygodniach szykują mi się 2 wystawy w których biorę udział... jest dobrze🙂 i jest wiosna!! <3
szepcik, to uwaga obcej osoby, ot, czytelniczki twoich zmagań. Ale odnoszę wrażenie, że ciebie "on" nie obchodzi, ani "ty", ani "wy", ani jakość związku, ani szczęście, ani sensowne plany. Boisz się klęsk. Nie przyjmujesz wpadek na klatę. "Mieć żabę i zjeść żabę". Zamiast "Mówi się trudno i płynie się dalej". Gdyby nie coś w tym stylu w tobie nie musiałabyś narzekać teraz na 3 lata "w plecy". Byłabyś zupełnie w innym miejscu podróży przez życie.

A motto thymos warto do tytułu(!) wątku wkleić 🤣
A mogłabyś trochę bardziej łopatologicznie? Chodzi Ci o to, że już dawno powinnam była odpuścić?

Moja mama na przykład uważa, że powinniśmy nad tym pracować i pracować i pracować i próbować. Że nasz związek jest pewną wartością, o którą cały czas trzeba dbać i brać pod uwagę, że czasem będzie gorzej, ale że nieporozumienia nie mogą sprawiać, że się poddajemy bez walki. I że wszyscy przeżywają problemy, ale ja jako ekstrawertyk zawsze robię halo.


"Sprawy sercowe czyli jak chłop chce, to umie"  😎 czy to nie za bardzo seksistowskie?
A mogłabyś trochę bardziej łopatologicznie? Chodzi Ci o to, że już dawno powinnam była odpuścić?

Moja mama na przykład uważa, że powinniśmy nad tym pracować i pracować i pracować i próbować. Że nasz związek jest pewną wartością, o którą cały czas trzeba dbać i brać pod uwagę, że czasem będzie gorzej, ale że nieporozumienia nie mogą sprawiać, że się poddajemy bez walki.


"Sprawy sercowe czyli jak chłop chce, to umie"  😎 czy to nie za bardzo seksistowskie?


Oj tam seksistowskie. Cały świat jest seksistowski i nic na to nie poradzimy.
Trzeba się nauczyć obok tego żyć  😎

Szepcik, a to z Mamą bym się nie dogadała, bo ostatnio stwierdziłam, że nie związek jest wartością.
Wartością jest miłość, wierność, przyjaźń...
Nie warto walczyć o coś, co nie ma miłości.
Tak samo seksistowski świat.
Dopóki zwracałam na niego uwagę, miałam doła.

Jak odcięłam się od pogoni za niezdobytym, doceniłam to co mam - to jestem szczęśliwa.

szepcik, też mam taki dylemat. nie myślę o tym, żeby próbować, pracować i naprawiać, ale ciągle walczę z wyrzutami sumienia, że może jednak powinnam. ale później patrzę np na małżeństwo siostry i widzę, że oczywiście - też muszą się dogadywać, też nie srają tęczą cały czas, też nie zawsze jest im cukierkowo, ale generalnie dzień w dzień układa im się, dbają o siebie, troszczą się i jest między nimi mnóstwo pozytywnej energii. i coraz bardziej się przekonuję że to o to chodzi - o tą pozytywność która z nich biję na kilometr! więc jasne - można walczyć, szarpać się, gadać w kółko o tym samym, ale jak tej energii nie ma to IMO szkoda czasu... A co ciekawe właśnie moja siostra stwierdziła ostatnio że dla niej zawsze (nawet przed moim ślubem) najsmutniejsze było to, że własnie od nas nie czuło się tych pozytywnych wibracji, zawsze było jakieś napięcie. i jak się tak zastanawiam, to faktycznie ma rację... rzadko bywało tak, żebyśmy byli obydwoje po prostu rozluźnieni i szczęśliwi ze sobą - zawsze jakaś spinka była...
szepcik, myślę, że halo ma na myśli to, że bardziej niż stratą "ukochanego" przejmujesz stratą związku samego w sobie. Czyli "znowu w życiu mi nie wyszło".

szepcik, przepracować można drobne wady, nawyki (skarpetki po łóżkiem) ale nie wyobrażam sobie jak można przepracować problem dziecka. Oczywiście możesz na niego poczekać aż dojrzeje (ile???). Ale najczęściej okazuje się, że facet nie chce dzieci kiedy nie jest 100% pewny wyboru. A kilka miesięcy później dowiadujesz się, że z nową dziewczyną już mają potomka w drodze, bo nagle dojrzał.
Dla mnie są kwestie fundamentalne, których uważam, że dorosłego faceta nie nauczysz. To np. szacunek do kobiet, empatia do zwierząt, pracowitość oraz chęć posiadania dzieci z konkretną partnerką. Ja rozumiem, że nikt od pierwszego wejrzenia nie krzyczy "z Tobą chcę mieć trójkę", ale mając koło 30-tki na karku takich rzeczy nie odkłada się na kolejne dziesięciolecie. Raczej planuje w jakimś bliższym czasie 2-3 lat.
karesowa   Rude jest piękne!
24 marca 2014 12:54
Ale tak jest : "Jak facet chce to umie". Mój S. tez byl wiecznie niezorganizowany, marnował mase czasu itp itd. Po wielkiej awanturze spiął cztery litery i zaczął nad sobą pracować i teraz jest nieba a ziemia... Jak czasem w żartach Mu przypominam jak coś co zajmuje godzinę ciągnęło się za Nim pół dnia to mówi że potrzebował wtedy kopa w tyłek. Z kolei mój brak zawsze mówi że jak facetowi zależy to jest w stanie góry przenosić... Ale musi zależeć.
Bera ja bym na przykład chciała wiedzieć, co druga strona ma mi do zarzucenia. Bo ja staram się być zawsze konkretna, nie rzucać ogólnikami typu "jesteś niedobry" tylko mówić o przykładach, żeby zrozumiał. A od niego w zasadzie nic konkretnego nie słyszę, poza tym że nie staram się tak jak kiedyś i nie uśmiecham się tak jak kiedyś. Nie uśmiecham się, bo nie jestem szczęśliwa. A nie staram się, bo on się nie starał o mnie, tylko korzystał z tego, że na początku robiłam dla niego wszystko.
szepcik, i liczysz na to, że po 3 latach nagle powie Ci o co chodzi? Chyba za dużo oczekujesz 😉

karesowa, ja na początku z tym walczyłam, ale doszłam do wniosku, że nie ma sensu. Dlaczego? a no dlatego, że próba sprostania moim wymaganiom (a były duże) wiązała się z silnym stresem. Zamiast zmotywowanego faceta miałam zestresowanego, zniechęconego itp.
Teraz robi w takim tempie jak potrafi wg pewnych przyzwyczajeń ale między nami nie ma tego wiecznego napięcia. Nikt nie czuje się obserwowany i ciągle oceniany. Dzięki temu łatwiej porozumieć się w sprawach ważnych, bo pierdoły olaliśmy. Może to wydłuży nam życie 😉
szepcik, podejrzewam cię o w ogóle dziwnie ustawione motywacje. To, co sprawia, że wybieramy tak a nie inaczej. Jakby twoją motywacją było "nie poddam się" 🙂 Co w sumie prowadzi do "im trudniej tym lepiej" 🙂 Nie mogłabyś szukać satysfakcji w tym, co faktycznie szczęściodajne? "Walka" o faceta (a tak naprawdę wcale nie o faceta, ale o jakieś wyobrażenie własnego życia), który co jakiś czas daje czytelne info, że ma w d* - szczęściodajna nie jest. Przyjrzałabym się wyobrażeniu własnego życia, swojemu funkcjonowaniu. Bo jeśli stale  będziesz szukała trudności - to spotkasz je na pewno. A, o ile kojarzę, masz już przykłady ze swojego życia (nie sercowego), że "iście" po największej linii oporu niekoniecznie jest korzystne.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się