Sprawy sercowe...

Mozii   "Spełnić własną legendę..."
17 grudnia 2014 16:41
[quote author=Mozii link=topic=148.msg2245716#msg2245716 date=1418827111]
Znałam jedna taka parę- dziewczyna była bardzo kontaktowa, chłopak był typem domatora.

Nie chcę się czepiać, ale czy jeśli ktoś jest domatorem, to oznacza, że nie jest kontaktowy i towarzyski?
Owszem, domator ma mniej okazji do spotykania ludzi, czy poznawania nowych, ale nie musi być odludkiem 😉
Mój Piotrek zdecydowanie najlepiej czuje się w domowym zaciszu, ale zobaczyłabyś go w towarzystwie, nawet zupełnie obcym, staje się wtedy duszą towarzystwa i od razu zyskuje nowych znajomych, ma w sobie coś takiego, że przyciąga do siebie ludzi 😉

[/quote]

Nigdzie nie napisałam, że domator nie może być kontaktowy i towarzyski 😉 Znam osoby, które najchętniej siedziałyby w domu, ale są na prawdę świetnymi ludźmi. W tym wypadku, który zacytowałaś opisałam konkretny przypadek, a nie ogół 😉 Może użyłam złego określenia, ale w tym przypadku kontaktowa= garnie się do ludzi, nie przeszkadza większe towarzystwo- wręcz przeciwnie 😉
busch   Mad god's blessing.
17 grudnia 2014 17:28
Mozii, u mnie święta to też aż 4 osoby - wszystkie mojemu M. znane 😉 Nie byłoby absolutnie żadnych krępujących pytań.
Wielkanoc spędziliśmy całkiem osobno, bo był to początek związku, ale teraz mieszkamy razem i zarówno ja, jak i moi rodzice, byliśmy przekonani, że wpadnie choć na godzinkę w pierwszy dzień świąt. Drugi dzień ma ode mnie całkowicie wolne, bo idę na wesele, na które on nie chciał iść. Nie wpraszam się do niego, to moja mama zaprosiła go do nas. Nie na Wigilię, nie na cały dzień - ot, krótka wizyta... Najbardziej wkurzający w tej sytuacji jest fakt, że musiałam go tłumaczyć przed moimi przyjaciółmi, czemu na wesele idę sama, a teraz będę miała powtórkę, ale przed rodzicami 🙄


moim zdaniem w ogóle nie musisz go tlumaczyc 😉. Mój chlopak tez nie korzysta z zaproszeń mojej rodziny i ja sie z tego nie tlumacze w ogóle, bo to jego decyzja, a nie moja :p. Mowie rodzinie po prostu ze go nie będzie i juz. Nie jest moja wlasnoscia i jak cos postanowi, to nie ja jestem za to odpowiedzialna. W końcu spotyka sie ze mna, a nie z cala moja rodzina.

Nie jest mi przykro, bo widzimy sie niedlugo po świętach, ja tez zresztą nie jestem jakoś przywiązana do dat i swiat - dobrze, ze są, bo mam wtedy wolne i czas na podroze do domu, ale do samego swieta jako takiego nie mam sentymentu. I to chyba jest w tym wszystkim wazne - czy Tobie zależy na tym, żeby byl z Toba przy wigilijnym stole? Czy będzie Ci przykro? Jak chodzi tylko o tlumaczenie sie rodzinie, to nie widzę problemu - mówisz ze to Grinch i nie mogl przyjsc, bo probuje schwytać sw mikolaja 😀
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
17 grudnia 2014 19:03
Mozii
Tak to odebrałam, ale już rozumiem 😉
Podejrzewam, że nigdy nie będę miała problemu logistycznego odnośnie świąt, zapewne wszystkie będziemy spędzać z moją rodziną.
Mozii, u mnie święta to też aż 4 osoby - wszystkie mojemu M. znane 😉 Nie byłoby absolutnie żadnych krępujących pytań.
Wielkanoc spędziliśmy całkiem osobno, bo był to początek związku, ale teraz mieszkamy razem i zarówno ja, jak i moi rodzice, byliśmy przekonani, że wpadnie choć na godzinkę w pierwszy dzień świąt. Drugi dzień ma ode mnie całkowicie wolne, bo idę na wesele, na które on nie chciał iść. Nie wpraszam się do niego, to moja mama zaprosiła go do nas. Nie na Wigilię, nie na cały dzień - ot, krótka wizyta... Najbardziej wkurzający w tej sytuacji jest fakt, że musiałam go tłumaczyć przed moimi przyjaciółmi, czemu na wesele idę sama, a teraz będę miała powtórkę, ale przed rodzicami 🙄
to jesteście razem czy nie ? Zadaj sobie to pytanie. Związki rodzą pewne zobowiązania. Masz partnera i idziesz na wesele sama ? Nie przyjmuje zaproszenia od Twoich rodziców ? Zapytaj siebie czego oczekujesz od partnera i jak ma wyglądać Wasz związek a jakie są Jego oczekiwania. Jeżeli To ie to odpowiada to OK ale czy napewno ?
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
17 grudnia 2014 19:16
Pauli, wszystko w porządku 😉 Ważne, że się zrozumiałyśmy 😉
Gillian, chyba trochę tego zagryzania od niego wymagałam. I chyba przyjął do wiadomości, że "wypada". Owszem, trochę mi przykro, że nie chciał przyjść bardziej z własnej woli, ale cóż, różni są ludzie - jego akurat na takie spotkania nie ciągnie, wręcz woli unikać.

busch, dzięki, chyba muszę zacząć stosować Twoją metodę, tylko nie wiem, czy mojej mamie wystarczy takie (nie)wyjaśnienie 😁

Majowa, oczywiście, że jesteśmy 😉 Wyjaśniłam, pogadałam, temat wesela już jest zamknięty, ale w święta ma przyjechać i koniec 😀
Hehe tak wpadne na chwilę - jakiś czas temu pisałam, ze podoba mi się ogrodnik pracujący w domu na przeciwko - właśnie znalazłam go na sympatii  😁 pare razy mu powiedziałam część, czy on mi, wiecie uśmiechy i te sprawy ale tylko raz pogadaliśmy, kilka dni temu, bo potem go nie widziałam.  Tylko, że widzę że szuka wierzącej dziewczyny, no więc cóż...  😎 Ale i tak postanowiłam że jutro do niego zagadam (jak go spotkam), a co mi tam.
branka, oby miło i naturalnie się wam rozmawiało! 😉
incognito   W życiu należy postępować w zgodzie ze sobą.
19 grudnia 2014 10:08
Ja mam zaproszenie na Boże Narodzenie do K. ale wiem, że jest ono ze strony jego matki z grzeczności-biedna poniosła porażkę i nie udało jej się synka ode mnie odciągnąć, a nawet "ukradłam" jej go z  domu, więc nie wiem czy tam iść...z grzeczności? Hm lubię robić to co chce, a nie to co wypada jeżeli to nikomu nie wyrządza krzywdy. Pół jego rodziny mnie lubi pół które zbuntowała jego siostra nie-o czym oczywiście nie dowiedziałam się osobiście ale pośrednio, także ciekawą mam sytuację. 90% mnie mówi miej wyje.. a 10% że może wypada? K. mówi, że mu to obojętne i z tego co wiem mówi szczerze, więc mam sporą zagwozdkę...
no skoro jemu to obojętne ... to zrób to na co masz ochote, chrzanić konwenanse
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
19 grudnia 2014 13:09
incognito
Ja bym nie poszła, skoro zaproszenie nie było szczere.
incognito, a myslisz powaznie o waszym zwiazku, czy jest to tylko ot tak, zeby bylo z kim pogadac i pojsc do lozka? Jak powaznie, to ja bym poszla i byla ponad to, co jego mama o mnie opowiada, a jak facet tylko dla sportu, to olej.
Dokładnie. Całe życie nie da się unikać teściowej...
desire   Druhu nieoceniony...
19 grudnia 2014 13:32
mundialowa, da sie  🤣  znaczy sie, ja unikam (za niedługo będzie pół roku).  😂
Ale po co unikać?
Patrząc na to z jaką pogardą wypowiada się incognito o swoich 'teściowych' (byłej i obecnej) to ja się nie dziwię, że zaproszenie jest z grzeczności.
desire, wychodzę z założenia, że jeśli się poważnie myśli o związku, a partner nie urwał kontaktów ze swoją rodziną całkowicie, to należy ją choćby tolerować. Nie wiadomo, kiedy życie zmieni się na tyle, że np. nie trzeba będzie jej wziąć pod swój dach, i co wtedy? Dalej unikanie? Jeśli partner kontaktuje się ze swoją rodziną, to odcinanie się od niej jest dla mnie takim "rozdzieraniem" go, między mnie a tą rodzinę. Dlatego właśnie tak nie mogłam przeboleć, jak mój M. nie chciał przyjechać do mnie na święta. Ale jeśli i partner nie utrzymuje kontaktów nawet grzecznościowych ze swoją rodziną, to ok.
Dla samej próby załagodzenia kontaktów spróbowałabym 😉 Bo, incognito, skoro zaproszenie jest "tylko z grzeczności" to ja bym "z grzeczności" poszła. Choćby po to, by nie dawać powodów do zaognienia sporu na zasadzie "ja ją zaprosiłam, a ona odmówiła".
A gdyby tak incognito wyobraziła sobie, że ma syna, ten syn dorasta, wiąże się z partnerką... Partnerka nie przychodzi na Święta mimo zaproszenia... Hm.
Nikomu nie wyrządza krzywdy?
ja ze swojej strony dodam - incognito - ja bym "poszła" na kurtuazyjną wizytę - pokażesz, że jesteś ponad …
jak nie pójdziesz "Teściowa" umocni się w tym "a nie mówiłam"…..
bądź ponad to - nie musisz się bratać = chyba, że kobieta naprawdę Ci zaszkodziła itd.

Opowiem Wam historię - z innego forum.
Dziewczyna była "tępiona" przez teściową, no teściowa nie cierpiała jej. Już jako dziewczyny, później żony. I ona też się jej odwdzięczała i miała do niej pretensje. I konflikt duży na lata.
Jako, że SYN był jedynakiem - z matką kontakt miał duży - jako jedynak. Ale kontakt nie typ "teściowa bluszcz" co codziennie dzwoni do synka bo nie może sobie herbaty zrobić.

No i ona (owa dziewczyna) nie mogła tego znieść, że teściowa jej nie lubi. Nazywała ją staruchą i nie dochodziło do niej, że to matka męża - z którą mieć dobrze poprawne stosunki.

A jaka była prawda?

Ja tą teściową ROZUMIEM.
Dlaczego?

matka samotnie wychowująca syna, jedynaka, facet po studiach, zaradny, bardzo dobre stanowisko, potem firma. No i matka, która chce jak najlepiej.
I trafia jej się synowa.. może i ładna… ale bez studiów, bez pracy, z rodziny mega patologia - czyli ojciec pijak, siostra w psychiatryku, matka też dziwna.

I jak się dziwić, że ona (teściowa) miała duże wątpliwości.

Kiedyś jej napisałam - masz dziecko (bo ma) -rozumiem, że z uśmiechem zaakceptujesz zięcia z patologii, rodziny z problemami alkoholowymi i psychicznymi? bez pracy? bez studiów?

Prawda jest taka - każda sytuacja ma dwie strony.
Najpierw trzeba zacząć od siebie.




dodofon ok, z jednej strony to jest zrozumiałe, ale z drugiej to są uprzedzenia.
Człowiek jest KIMŚ. Nie tylko "córką pijaka", "dziewczyną bez studiów" itp.  "Bez pracy" zaś to stan przejściowy, który można zmienić.
Jeśli taka dziewczyna jest dobrą żoną, matką, dba o męża i dziecko, stara się na miarę swoich możliwości wnosić w małżeństwo jakiś wkład, jest dobra jako człowiek po prostu - to o co chodzi?
desire   Druhu nieoceniony...
19 grudnia 2014 14:09
.
desire, jasne, że w takiej sytuacji to ja Cię całkowicie rozumiem 😉
Jeśli ktoś się definitywnie odcina, to spoko, nie narzucam się, ale jak coś już jest robione w moim kierunku (choćby "z grzeczności"😉 to odbieram to jako jakiś drobny pozytyw, a nie doszukuję się piętnastego dna i podtekstów 😉
A my nasze pierwsze wspólne święta spędzamy osobno i to przez trzy tygodnie z bardzo znikomą możliwością kontaktu bo M. pracuje i to w trybie prawie 24/24. Troche smutno no ale sama się na to zgodziłam 🙁
Hexa, Ty nadal "Vive la France" ? 😉
Taaak 🙂 za niedługo rok nam stuknie. Fajny rok. Choć cały czas dzielę pomiędzy Francje a Polskę. Randkowanie w połowie drogi też ma swoje uroki. Choć z jednej strony zero stabilizacji to z drugiej motylki jak na początku znajomości  😍
Rety. Nie było mnie tu chyba pół roku, aczkolwiek chciałabym paru opinii z zewnątrz, azaliż opinie rodziny i znajomych są zainfekowane uczuciami do mnie czy też do tej drugiej osoby.
Poznałam H kiedy pracowałam w Madrycie. Zaprosił mnie do swojego mieszkania do Barcelony. No to i pojechałam. Trzy miesiące kursowałam jak Hexa - Hiszpania Polska, Polska Hiszpania i na zad. Później załatwiłam sobie robotę w Alicante aby być bliżej. Przyjechał do mnie, mimo że zostały mu 2 miesiące wakacji przed pracą sezonową. Robota nie wyszła, trzeba było się ewakuować, pojechaliśmy na 2 tygodnie do Walencji, później on na Formenterę a ja znowu do Polski bo musiałam poprawiać maturę i robić cały cyrk z załatwianiem studiów w Barnie. Załatwił mi pracę na Formenterze...mieszkaliśmy razem 3 miesiące. Pracowaliśmy oboje bardzo ciężko, ale między nami było cudownie. Po czym zachorowałam ciężko, mój kontrakt się skończył, on rzucił pracę i przywiózł mnie do Bcn bo na Formenterze istnieje jeden szpital w którym nie ma ani jednego lekarza z prawdziwego zdarzenia tylko sami praktykanci którzy nie mają bladego pojęcia o czymkolwiek, na Ibizie(pół godziny promem, dałoby się od biedy) natomiast niewiele lepiej, więc trzeba było robić ewakuację nr 2. Jako że byłam wykończona i nie miałam siły na nic, mieszkałam z nim w Barcelonie miesiąc...po czym zaczęły się naciski, żebym poszukała sobie mieszkania. Bo on nie będzie mieszkał razem. Oczywiście powiedział mi to jeszcze zanim przyjechałam na Formenterę, że dzielimy dom tylko dlatego, żebym mogła zaoszczędzić i odłożyć na studia, ale już zdążyłam się przyzwyczaić.
No i teraz problem numer 1 - nienawidzę mieszkać sama. Przejście ze stanu mieszkamy razem-mieszkamy osobno doprowadziło mnie do stanu całkiem depresyjnego. Nie potrafię zrozumieć jego chorobliwego indywidualizmu, męczy mnie nieustanne kursowanie między 2 mieszkaniami(wynajmuję pokój na tej samej ulicy, a jako że dzielimy między sobą jego 3 psy - latam z góry do dołu i wzdłuż i wszerz ulicy parę razy dziennie), czuję się winna jakbym zrobiła coś złego podczas gdy mieszkaliśmy na Forme - co on całkowicie zaprzecza, ale dzień w dzień robi mi awantury o to, że wychodząc z jego domu i idąc do 'swojego' jestem smutna i zdeprymowana, przez co rzekomo wywieram na niego presję. I stawia ultimatum - albo zaakceptuję że jest jak jest i będę z tym szczęśliwa, albo do widzenia bo on nie chce mieć przy sobie smutasa. Nie wiem już, kto jest nienormalny, zwłaszcza że oboje pracujemy na pełny etat i ja dodatkowo studiuję, więc wszystkie rozmowy odbywają się w momencie kiedy jesteśmy maksymalnie wykończeni, zdenerwowani robotą... chaos.
Gillian   four letter word
21 grudnia 2014 12:38
nie kumam, Wy jesteście w związku?
Tak. Od jakiś 8 miesięcy mniej więcej.
Gillian   four letter word
21 grudnia 2014 12:44
Czyli jesteście w związku ale facet nie chce z Tobą mieszkać na stałe? Hmm. No dziwne, trochę podejrzane i niekoniecznie fajne.
Ja bym zawijała rogala. Coś tu jest nie tak.
I stawia ultimatum - albo zaakceptuję że jest jak jest i będę z tym szczęśliwa, albo do widzenia bo on nie chce mieć przy sobie smutasa.


masz odpowiedz - Ty ciągniesz ten związek, jak przestaniesz go ciągnąć - on znajdzie sobie kolejną "dochodzącą"
dla faceta to super układ - ma z kiom spać (aaaa i ma być WESOŁA) a nie ma baby na głowie
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się