Sprawy sercowe...

Becia23   Permanent verbal diarrhoea
09 lipca 2015 21:47
Bo tu musi byc gdzies zdrowy balans. Przesada, ktora sa "kobiety ktore kochaja zbyt mocno" tez jest bardzo, bardzo niezdrowa, a wynika z ich nieprzepracowanych problemow. Nie chodzi o to, zeby robic "cos nie tak? Sayonara!", tylko zeby znac granice, w ktorej "pomaganie" zaczyba byc toksycznym i samoniszczacym probowaniem zycia za kogos innego i sciaganiem z niego calej odpowiedzialnosci za swoje jestestwo na siebie.
Mysle ze tak to czesc dziewczyn odebrala i dlatego padla krytyka.
Dobrze podsumowane, w sumie cały ten wątek wygląda trochę przeciąganie liny w celu ustalenia kiedy jest ok., kiedy kochamy za mocno, a kiedy zawijamy się pod byle pretekstem 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
09 lipca 2015 21:55
Mnie też uderza taka tendencja pt. "Coś nie tak? Sayonara!"
Bardzo dalekie od dawnego: "Rodziny się nie wybiera".


Tak kiedyś ludzie się nie rozchodzili, bo to nie wypada, bo co ludzie powiedzą, bo dzieci, bo kościół, bo ognisko domowe. Myślisz, że byli o wiele szczęśliwsi w takich związkach ciągniętych ogromnym wysiłkiem? Te rodziny były szczęśliwsze?
Strzyga, teraz są szczęśliwsi? Tak często osamotnieni?
Strzyga, dzieci takich nieszczęśliwych ze sobą rodziców, to ryzyko ogromnych problemów emocjonalnych.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
09 lipca 2015 22:41
yegua, znam takich historii na pęczki. Rodzin, które się trzymały razem, żeby się trzymać. I najczęściej moment w którym się rozpadały, był momentem w którym wszyscy(!) odżywali.

halo, ujmę to tak... albo nie =)
busch   Mad god's blessing.
09 lipca 2015 23:05
halo, ale co Ty chcesz udowodnić? Że należy być ze swoim chłopakiem/konkubentem/mężem aż do grobowej deski, niezależnie od tego, co robi i jak się zachowuje? Przecież to jest szaleństwo... tym sposobem można trwać w związku nawet z alkoholikiem i psychopatą, bo co jak nikogo nowego nie poznam, co jak sobie sam/a nie poradzę. Ja kojarzę to powiedzonko, że "rodziny się nie wybiera" raczej bardzo negatywnie, głównie z momentami, kiedy wszyscy żałują, że rodziny się nie wybiera, bo trzeba ponosić konsekwencje czynów chociażby swojego ojca, a się go przecież nie wybrało. Partnera się jak najbardziej wybrało i nie rozumiem podejścia kryjącego się za pytaniem, czy ludzie, którzy się rozeszli, są teraz szczęśliwsi.

Inna sprawa, czy sprawa Gillian w ogóle się kwalifikuje do tych rozważań. Nie znamy żadnych szczegółów, jedyne co możemy robić to łapać za słówka samą zainteresowaną, która w tej chwili pewnie jest pod wpływem silnych emocji i ciężko ująć w słowa swoje wątpliwości... ba, pewnie ciężko samemu dla siebie je w całej swojej krasie objąć rozumem i sobie w głowie poukładać.

Na pewno jest tak, że duży procent osób z tzw. trudnych rodzin przekazuje dalej toksyczny schemat - ale to wcale nie jest regułą i nie skreśliłabym danej osoby tylko dlatego, że ma porypanych rodziców i pewnie w związku z tym sama też prędzej czy później zrobi coś równie porypanego. Różni ludzie w różny sposób przechodzą swoje traumy i każda jedna osoba ma inną historię do opowiedzenia na ten temat. Wiele też zależy od tego, jak jej życie dalej się potoczy, czy będzie szukać pomocy u specjalisty itd. Ludzkie życie zazwyczaj jest pokręcone jak baranie rogi i nie poddaje się schludnym uproszczeniom  😉. Dodatkowo, przy ocenie danej osoby z 'trudnej' rodziny, zawsze warto cały czas mieć z tyłu głowy świadomość, że sami też nie jesteśmy obiektywnymi obserwatorami, mamy swój balast i swoje własne problemy. Czasem to się kończy tak, że kobieta broni swojego toksycznego męża nawet wtedy, gdy musi go wyciągać co noc z rowu - a czasem tak, że porzucamy osobę, z którą by nam się dobrze żyło, gdybyśmy tylko przetrwali chwilowe trudności.
busch, skąd znowu! Zdrowa osoba w ogóle się w coś takiego nie właduje, nie ma opcji. Kogoś drugiego nie da się zmienić, można tylko zmienić siebie.
Nie jest tak, że wszyscy, którzy mają za partnerów alkoholików są nieszczęśliwi. Są też długoletnie żony/mężowie alkoholików niepijących. No i... pół Hollywood ma taki problem 😁
Rzecz w tym, że KAŻDY kiedyś zrobi mi kuku - nie spełni moich oczekiwań, nie tak je spełni. Wcale niekoniecznie dlatego, że on/ona jest be. Może być, że moje oczekiwania są od czapy. Albo skierowane zupełnie nie do tej osoby. Zmienić mogę się ja - tu mam władzę i wiele do powiedzenia. Rezultaty mogą być różne. Od "gdzie ja miałam rozum" po "co ja się czepiam człowieka, święty, że ze mną wytrzymuje".
I ciupkę wątpię w te "kobiety, które kochają za bardzo". Oj, naczytałam się takich lektur. Raczej - kochają za mało. Kochają - ale swoje kompleksy (takie złożone zadawnione cosie infekujące całe życie). Gdyby kochały - wspierałyby mądrze. Np. tzw. "twardą miłością". Gdyby kochały - zadbałyby o siebie. O swoje zdrowie, w tym psychiczne. Zdrowa osoba widzi rzeczy jakimi są. Potrafi ocenić, czy wartościowego człowieka wspiera w chwilach słabości, czy lezie na lep za wampirem. Zdrowa osoba ma całą paletę wyborów.
Mam wrażenie, że strasznie dużo sprowadza się (tutaj? dziś?) do "pląsanie po tęczy" albo "won".
Żeby być zdrowym, po pierwsze nie można być desperatem.
Dostrzegam jakąś tendencję "i zbudujemy dom, do strychu aż od piwnic...", jakieś "wszystko będzie cacy na naszej idealnej wyspie", kto/co przeszkadza, to ubić siekierą... wyjechać na Alaskę - tam będziemy szczęśliwi forever and ever.
A najszczęśliwsi będziemy nie użerając się z ludźmi. Obawiam się, że ilość kawalerów do wzięcia bez teściowej jest znacznie mniejsza niż ilość chętnych na takie rozwiązanie. A i to można mieć za złe, że za często chodzi na cmentarz a mamusia gotowała lepszą zupę. Zdrowy człowiek radzi sobie w warunkach, jakie są. Dokonuje wyborów, podejmuje decyzje, sprawdza opcje, zmienia sytuację.
Podoba mi się, że Gilian próbuje to tego, to owego. Nie podoba mi się, że nie rozumie, że nie osiągnie szczęśliwości bez zakłóceń. Z tym partnerem czy z każdym innym. Wszystko ma swoją cenę. A bawi... pomysł, że można Zmienić Teściową (no można - zmieniając męża - będzie inna teściowa).
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
10 lipca 2015 01:37
Oj halo, jak sie wie, czym jest fenomen "kobiet, ktore kochaja za bardzo", to sie doskonale wie, ze one "kochaja", w cudzyslowie 😉 no na tym wlasnie ich choroba polega :P
Gillian   four letter word
10 lipca 2015 04:53
halo, nie ma szczęśliwości bez zakłóceń, tak jak nie ma partnera idealnego - chyba, że ktoś posiada, to szacun i zazdroszczę. Ja idealnego człowieka na oczy nie widziałam jak żyję, a trochę już żyję. Zmienić teściowej nie mam zamiaru, niech sobie dalej będzie toksyczna byle z dala ode mnie i mojego chłopa 🙂 jest jaka jest i taka już będzie pewnie. Na przykładzie dziewczyny brata mojego faceta widać, że jak chce to umie być fajną teściową więc sprawa jest prosta... won od nas i będzie ok.
Ja jestem z takich ludzi, co wolą naprawić, niż wyrzucić. Przynajmniej spróbować. Wyrzucić zawsze można, każdego po kolei, bo ten nie myje naczyń, ten ma durną matkę, ten smarka za głośno - i tak sobie pozostać forever alone z bandą kotów, głosząc dyrdymały w necie. Żaden problem.
halo łatwiej trafić do kobiety z problemami, gdy się jej powie że kocha za bardzo, a nie ze ma zaburzenia osobowości. Chodzi o wydźwięk 🙂 Kobieta która kocha za bardzo chce dobrze, ale sobie nie radzi z tym. Przekłada czyjeś dobro nad własne, jest bohaterką która umie sie poświęcić.
Moim zdaniem nie da sie kochac "za bardzo". Można postępować irracjonalne w imię tego uczucia, ale nie znaczy to ze jest ono "nieadekwatne"
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 lipca 2015 10:22
kajpo, nie wierzysz w nieadekwatność uczuć i reakcji?
Źle się wyraziłam. Myślę ze na uczucia jakimi kogoś dążymy nie mamy wpływu, mamy tylko wpływ na naszą reakcje. Przykład: Mądra kobieta odejdzie od faceta który ja bije, mimo że ona go nadal bardzo kocha.
Gillian, uff, uspokoiłaś mnie. Dasz radę!
kajpo, ostatnio mnie urzekło: Ludzkość ogólnie myśli racjonalnie a działa emocjonalnie. 😀
Ech, żebyśmy bardziej brali sobie do serca "Kochaj bliźniego swego jak SIEBIE samego" 😀 - w dosłownym znaczeniu. Nie bardziej.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 lipca 2015 10:48
kajpo, z tym się zgadzam. Ale ludzie naprawdę, naprawdę często przezywają nieadekwatnie silnie emocje w stosunku do kogoś i czegoś, bo pod płaszczykiem kryją się emocje, których przeżyć nie mogli. Dla mnie takie kochanie za bardzo jest właśnie przezywaniem nieadekwatnie silnie emocji, bo coś jest pod powierzchnia 🙂
Lov   all my life is changin' every day.
10 lipca 2015 12:51
Bo to nie kwestia "odstawienia emocji na bok i znalezienia odpowiedniego rozwiązania". To nie wybór koloru kanapy do mieszkania tylko zazwyczaj znacznie poważniejsze sprawy.


Czyli uważasz, że emocje kompletnie nie przeszkadzają w podejmowaniu wspólnych decyzji (nawet jeśli jest to wybór koloru kanapy) i rozwiązywaniu problemów?
Ja może wielkiego doświadczenia stricte związkowego nie mam, ale jeśli chodzi o inne kryzysowe sytuacje, to dla mnie zasada jest jedna: emocje na bok i wtedy zacząć myśleć. Bo jak się ludzie nawzajem obrzucają mięsem, wyrzutami i co to tam jeszcze, to ni kija do porozumienia nie dojdzie. Emocje są pierwszym i największym zatłumiaczem sensownego i racjonalnego myślenia, pod co podłącza się także egoizm (który swoją drogą jest cechą pozytywną).

yegua, widzisz, to moi rodzice są takim przykładem. Ja widzę, że kompletnie do siebie nie pasują, ni cholipy im nie gra, ale razem prowadzą firmę i są ze sobą, bo tak naprawdę żadne by sobie bez drugiego nie poradziło. Jakoś nie zauważyłam u siebie wielkich problemów emocjonalnych, których nie byłabym w stanie przepracować 😉 A osobiście uważam, że gdyby się rozwiedli, wyszłoby im to chociaż częściowo na dobre. No ale cóż, ich życie.
Czasami mam wrażenie, że psychologia stała się tak modna, że wszyscy teraz rozkładają wszystko na czynniki pierwsze i analizują zachowania i związki przyczynowo-skutkowe. A nieraz wystarczy po prostu terapia szokowa.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
10 lipca 2015 13:11
yegua, widzisz, to moi rodzice są takim przykładem. Ja widzę, że kompletnie do siebie nie pasują, ni cholipy im nie gra, ale razem prowadzą firmę i są ze sobą, bo tak naprawdę żadne by sobie bez drugiego nie poradziło. Jakoś nie zauważyłam u siebie wielkich problemów emocjonalnych, których nie byłabym w stanie przepracować 😉

Moim zdaniem należałoby jeszcze postawić pytanie, jak relacja rodziców wygląda (nie chodzi mi o Twoich, tylko ogólnie).
Jeśli rodzice "tylko" do siebie nie pasują, ale się lubią i są w stanie prowadzić wspólnie interesy i załatwiać inne sprawy, które ich łączą, to problemy emocjonalne dziecka nie muszą być konsekwencją.

Jednak, jeśli rodzice się nie lubią, nie tolerują i cały czas ze sobą walczą, to można oczekiwać, że ich dziecko (dla którego dobra przecież są razem 🤔wirek: ), wyciągnie nieprawidłowe wnioski, że tak właśnie wygląda związek i kiedyś może (choć nie musi) przenieść znany sobie schemat na własne życie.
[quote author=kajpo link=topic=148.msg2389495#msg2389495 date=1436474677]
Bo to nie kwestia "odstawienia emocji na bok i znalezienia odpowiedniego rozwiązania". To nie wybór koloru kanapy do mieszkania tylko zazwyczaj znacznie poważniejsze sprawy.

Czyli uważasz, że emocje kompletnie nie przeszkadzają w podejmowaniu wspólnych decyzji (nawet jeśli jest to wybór koloru kanapy) i rozwiązywaniu problemów?
Ja może wielkiego doświadczenia stricte związkowego nie mam, ale jeśli chodzi o inne kryzysowe sytuacje, to dla mnie zasada jest jedna: emocje na bok i wtedy zacząć myśleć.
[/quote]
Lov przecież to oczywiste z tymi emocjami, że przeszkadzają. Ale właśnie prawdziwy kryzys jest wtedy, gdy emocje naprawdę są odstawione na bok, partnerzy bardzo się starają zrozumieć drugą stronę, ale np. czynnik powodujący kryzys pochodzi z zewnątrz (m.in. bardzo trudna sytuacja rodzinna) Są sytuacje stresowe która są poza możliwościami adaptacyjnymi do stresu i to bardzo odbija się na najbliższych ludziach. Wtedy nie wystarczy tylko odstawić emocji na bok. Na dłuższą metę to nierealne, bo przy wyborze kanapy zaciśniesz zęby i może pójdziecie na kompromis. Jednorazowa sytuacja. A teraz czekaj przez rok na sprawę w sądzie, mieszkając w sąsiedztwie pie***lniętej teściowej która uprzykrza wam życie jak tylko potrafi.
a ja jestem strasznie ciekawa, skoro Halo przyklasnęłaś "won teściowej" , jak to ma się do tego, że matka to królowa i że babcia musi mieć kontakt z wnukami.
halo, nie ma szczęśliwości bez zakłóceń, tak jak nie ma partnera idealnego - chyba, że ktoś posiada, to szacun i zazdroszczę. Ja idealnego człowieka na oczy nie widziałam jak żyję, a trochę już żyję. Zmienić teściowej nie mam zamiaru, niech sobie dalej będzie toksyczna byle z dala ode mnie i mojego chłopa 🙂 jest jaka jest i taka już będzie pewnie. Na przykładzie dziewczyny brata mojego faceta widać, że jak chce to umie być fajną teściową więc sprawa jest prosta... won od nas i będzie ok.



Z mojego doświadczenia (10 lat z toksyczną teściową) - matka zawsze pozostanie matką, a geny genami. Szwagierka świetnie się dogaduje z teściową jak przyjeżdża do niej 3 razy w roku, a na co dzień mieszka 200 km od niej. Ja stoczyłam wiele walk z nią i póki trzymam ją na dystans to jest ok. Ale do końca odseparować nie mogę bo to jednak matka mojego męża i babcia naszych dzieci. Ale zgrzyty z jej powodu niestety są.
Gillian   four letter word
10 lipca 2015 19:23
nika77, za to, co ta osoba robi mojemu facetowi i jego dziecku nie zasługuje ani na miano matki ani babci. Nie chcę opisywać publicznie - jesteś mamą, uwierz mi, że włosy by Ci się zjeżyły na głowie.
agulaj79, moje dzieci będą miały tylko jedną babcię - moją mamę. Dopilnuję tego, żeby nie miały z tą psychiczną rodziną nic wspólnego. Co stawia pod znakiem zapytanie posiadanie dzieci w ogóle. Szkoda, bo bardzo chciałam co najmniej jedno.
Gilian ja w pełni rozumiem twoje stanowisko!
Gillian, jezeli Twoj facet rozumie/zrozumie, ze w takiej sytuacji urwanie kontaktow rodzinnych jest konieczne, to nie rozwazaj nieposiadania dzieci z powodu porabanej tesciowej. Dzieci mozna wychowywac bez dalszej rodziny- nic im nie bedzie. Wazne, zebys Ty szla do przodu ze swoim zyciem.

Ale...na Twoim miejscu bardzo, ale to bardzo powaznie zastanowilabym sie nad budowa domu w jakiejkolwiek blizszej odleglosci. Przeciez nawet jak ogrodzisz murem, czy zasadzisz wysoki, gesty zywoplot to ci ludzie beda zaraz obok i to bedzie Cie powoli zabijac, nawet jak nie bedziesz z nimi gadac, czy zakazesz przychodzenia do siebie. Na takie toksyczne osoby tylko odleglosc- nie zeby zlagodzic konflikt, bo pewnie on bedzie trwal, ale zeby samemu sie odciac.


Ja nie rozumiem dlaczego pojecie wlasnego szczescia jest tak niewygodne u nas. Strach sie przyznac, ze sie chce byc szczesliwym, czy ze sie chce byc zamoznym, zeby miec (uwaga uwaga) WYGODNE zycie. Jak ktos sie rozstanie z toksycznym malzonkiem- to na pewno jest wytworem wygodnego, dzisiejszego konsumpcjonizmu i upadku moralnego wspolczesnego swiata 🙄 Kiedys tak nie bylo! Kiedys ludzie walczyli o siebie do utraty tchu i taaacy byli szczesliwi 😂
Ja nie wiem, czy to katolicyzm jest tak zakorzeniony w Polakach, ze musza cale zycie przepraszac, ze zyja i sprowadzaja kobiety do przynalezenia do jednego mezczyzny i dzwigania swojego krzyza bez mozliwosci zawalczenia o radosc z zycia? (z seksu rowniez)
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
11 lipca 2015 07:20
A ja nie rozumiem czemu zawsze wszyscy tak na katolicyzm naskakują. Jest tyle religii z różnymi dziwnymi założeniami. Zwłaszcza, że ta przynależność kobiety do jednego mężczyzny to nie jest jakiś wynalazek polaków, a raczej sięga dalej niż chrześcijaństwo (zwłaszcza w Polsce) i nie dotyczy jednej religii 😉 Już wolę taką wzajemną przynależność kobiety i mężczyzny, niż jakieś haremy  🤣
Gillian   four letter word
11 lipca 2015 09:23
Naboo, zmiana lokalizacji to był jeden z pierwszych pomysłów ale szybko padł - wszystkie maszyny i tak są u rodziców na podwórku, i tak będzie tak jeździł. Plus ta działka jest własna, reszta dzierżawiona albo w takich miejscówkach, że ani prądu tam nie pociągniemy ani wody 🙁
Z jednym dzieckiem sobie poradzę, a jak zachce mi się urodzić drugie - to z kim zostanie to pierwsze? albo jak chorowite będzie? chłop na polu, nie pomoże. Moja mama ewentualnie. ja już tak mam, że się martwię o przyszłość i zakładam najgorszy scenariusz 🙁
No ale maszyny przeniesiecie do siebie przecież po wybudowaniu.
Ja to widze tak: facet dostał działkę od rodziców, używa maszyn rodziców, resztę dzierżawi. Nic sam sie nie ogarnął w zyciu, żerował na rodzicach, pierwsza żona dała dyla bo jak mozna ciagnąć z teściowa co ma pretensje.
Ja sie tym teściom w sumie nie dziwię, ze sie wkurzają.
Teraz sie znów podczepia pod silna kobietę i żeruje.
Bo to taki typ mi sie wyłania - albo zeruje na rodzicach albo na partnerce.
Po cholerę mu ta dzierżawiona ziemia? Moze powinien isc do normalnej roboty do miasta? Skoro i tak nie jest u siebie?

Gilian ty tez przeczysz sama sobie - jak dziecko bedzie zdrowe to teściowa ok - ale jak chore to moze teściowa pomoże?
Usprawiedliwiasz jego, siebie. Żyjesz czyimś życiem.
Naprawdę chcesz za 10 lat zyc za płotem z teściowa?
Oczywiście na pewno kredyt na dom weźmiecie pod Twoje mieszkanie., z Twojej tez pensji... we dwoje a stawiać będziecie na jego działce prawda??
Gillian   four letter word
11 lipca 2015 09:51
Maszyn nie przenosimy, może jak kredyt za dom będzie spłacony to postawi się jakąś halę. Póki co na pewno nie.
Reszta kompletne bzdury, sprzęt ma swój, od rodziców nic nie dostał poza kopem w dupę. Ma swoje pola, resztę dzierżawi. Działka jest na jego polu. Na nikim nie żeruje  🤣
Ja do kredytu ręki nie przykładam, nie mam z nim NIC wspólnego, nawet nie mam zamiaru pomagać w spłacaniu 😉 znajdź mi w mieście pracę, dzięki której zarobi rocznie tyle ile w miesiąc żniw hahaha... jasne 🙂
nie zrozumiałaś - jak jedno dziecko mi zachoruje, to co zrobię z drugim? wezmę ze sobą do szpitala? komu zostawię, żeby nie wpadło w ręce teściowej?
Gillian, fajna łaska z Ciebie. Naprawdę, ale miotasz sie strasznie. Naprawdę potrzebne ci to?
Gillian   four letter word
11 lipca 2015 12:00
Nie wiem. Pewnie nie 🙁
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
11 lipca 2015 12:07
Gillian, ja bede do znudzenia powtarzala - chron siebie!
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się