Sprawy sercowe...

znajdź mi w mieście pracę, dzięki której zarobi rocznie tyle ile w miesiąc żniw hahaha... jasne 🙂
nie zrozumiałaś - jak jedno dziecko mi zachoruje, to co zrobię z drugim? wezmę ze sobą do szpitala? komu zostawię, żeby nie wpadło w ręce teściowej?


Jak będzie 2 dziecko, to za wpłatę za żniw zatrudnicie najlepszą nianię 😉
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
12 lipca 2015 10:43
Te teściowe ze wsi są specyficzne (nie pisze tu o sytuacji Gillian bo jej nie znam, tylko ogólnie). One nie patrzą czy synowa odpowiada synkowi tylko potrzebują darmowego parobka. Znam kilka takich przypadków. Kochane mamusie mówią synkowi - "ta się nie nadaje bo nie umie zbierać ziemniaków, nie doi krów, nie karmi świń, nie umie jeździć ciągnikiem" itp..... i tak tłuką temu biednemu człowiekowi do głowy aż w końcu ten zostaje z 40-tką na karku sam jak palec bo rodzice w końcu też odejdą. Nie mam nic przeciwko pomaganiu na gospodarstwie, sama jestem ze wsi i wiem, że to nie jest lekka praca ale skoro facet wybrał sobie zawód rolnika to jest jego wybór i jak sobie nie radzi to niech zmieni fach albo zatrudni jakiegoś ludzika, który bezie tyrał za wino i fajki (dużo ludzi tak pracuje na wsiach). Jako partnerka - kobieta może pomóc ale jeśli rolnictwo nie jest jej "żywiołem" i ma inna pracę - to nie musi. Co innego jeśli kobieta nie pracuje, wtedy razem powinni zaiwaniać. Z obserwacji niestety tak wynika, że jeśli synowa nie nadaje się do roboty = nie nadaję się na partnerkę życiową synusia. Każda matka chce dla swoich dzieci jak najlepiej ale czy samotność jest to "lepiej".
Drugi rodzaj konfliktów, które znam na linii teściowa-synowa to synowe mieszkające w jednym domu i nie robiące w nim kompletnie nic. Dosłownie - żrą, śpią i tyle. Nie pomogą w sprzątaniu, gotowaniu, prowadzeniu ogródka (z którego potem się żre warzywa) ani nawet nie zapytają "czy coś pomóc?" - i tu jestem po stronie teściowej, mi samej byłoby głupio tak mieszkać jak pasożyt. Natomiast jeśli synowa się stara, pomaga a teściowa i tak ma jakieś "ale" to chyba tylko pozostaje być wytrwałym.
TRATATA, te teściowe są dziwne, bo są wychowane tak, że na roli pracuje cała rodzina. Nawet jak kobieta pracuje normalnie to i tak dodatkowo w gospodarstwie. Tak było u mojego dziadka, tak było w całej tamtejszej wsi. Córki też szły w pole i synowe i wnuczki w pewnym wieku też. Więc i podejście do synowej, która nie pracuje w gospodarstwie jest takie a nie inne i się nie zmieni- przekazywane od pokoleń. Zresztą na wsi przekonanie jest jedno - to gospodarstwo daje jeść, a nie praca poza. Więc jak nie pracujesz to hmm, jesteś darmozjadem - bo nie robisz nic, żeby to "jedzenie" było. Czasem to dość dosłowne przełożenie.

Jedyne dość święte zawody to nauczycielka, pielęgniarka i lekarz - reszta bez względu na to ile i jak pracowała - w pole szła. Czasem przed pracą, nad ranem, czasem po. W sobotę obowiązkowo.
A więc stąd pomysł na program "rolnik szuka żony" 😀
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
12 lipca 2015 11:44
Ja bylam "zla", bo nie chcialam robic kariery, a potem- bo poszlam do pracy zamiast z dzieckiem siedziec 😀
Teraz jestem "zla" i "mogles trafic lepiej" bo nie zgadzam sie na gnojenie swojego chlopa i slicznie dziekuje za pomoc, ale nie skorzystam 😎
Teraz na tapecie jest wielka obraza, bo z lotniska odbiera nas nasz przyjaciel a nie tesc. Bo "wolimy jakiegos kolesia". Ano wolimy, bo on zawiezie nas PROSTO do domu, a nie do tesciow/restauracji/do kurek/gdzies.
Mnie się wydaje, że w tej chwili różnie pokoleniowe są tak znaczne, a "wyszczekanie" młodych tak wysokie, że najlepiej byłoby z początku pomieszkać z dala od jakichkolwiek teściów - nawet tych najlepszych. Może na stałe, może na chwilę. Potem emocje trochę opadną, wszystko trochę spowszednieje, to i relacje mogą być inne....  ale tak sobie tylko gdybam obserwując różne sytuacje - generalnie wszędzie jakiś konflikt na linii teściowa - synowa...... Teściowa - zięć jakby trochę mniej.
Z wsiami jak z wsiami.... Wieś się w mieście nie odnajdzie, miasto we wsi też nie. To mi przypomniało Tanię z wierszykiem o żuku i biedronce....
A więc stąd pomysł na program "rolnik szuka żony" duży uśmiech
Pomysł nie jest polski tylko bodajże australijski. U nas zakupiono po prostu format, który sprzedał się gdzie indziej. 😉
Gillian   four letter word
12 lipca 2015 19:55
TRATATA, moi "teściowie" są po studiach, z miasta, absolutnie nie wieśniaki - a i tak zachowania rodem z kurnika 🙂 cała reszta postu mnie nie dotyczy osobiście 🙂
sorry  ze się wetnę tak w dyskusję, ale muszę :

[img]https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/v/t1.0-9/11695852_857546970949227_8033173767755139397_n.jpg?oh=6f0574d1f52a3e9b43bf5ae8a952ac5a&oe=56212934[/img]

Nie ma to jak facet terrarysta i hodowca drzewołazów  😂
Te teściowe ze wsi są specyficzne (nie pisze tu o sytuacji Gillian bo jej nie znam, tylko ogólnie). One nie patrzą czy synowa odpowiada synkowi tylko potrzebują darmowego parobka. Znam kilka takich przypadków. Kochane mamusie mówią synkowi - "ta się nie nadaje bo nie umie zbierać ziemniaków, nie doi krów, nie karmi świń, nie umie jeździć ciągnikiem" itp..... i tak tłuką temu biednemu człowiekowi do głowy aż w końcu ten zostaje z 40-tką na karku sam jak palec bo rodzice w końcu też odejdą. Nie mam nic przeciwko pomaganiu na gospodarstwie, sama jestem ze wsi i wiem, że to nie jest lekka praca ale skoro facet wybrał sobie zawód rolnika to jest jego wybór i jak sobie nie radzi to niech zmieni fach albo zatrudni jakiegoś ludzika, który bezie tyrał za wino i fajki (dużo ludzi tak pracuje na wsiach). Jako partnerka - kobieta może pomóc ale jeśli rolnictwo nie jest jej "żywiołem" i ma inna pracę - to nie musi. Co innego jeśli kobieta nie pracuje, wtedy razem powinni zaiwaniać. Z obserwacji niestety tak wynika, że jeśli synowa nie nadaje się do roboty = nie nadaję się na partnerkę życiową synusia. Każda matka chce dla swoich dzieci jak najlepiej ale czy samotność jest to "lepiej".


Rolnictwo to takie specyficzne zajęcie, które w niczym nie przypomina pracy górnika, hutnika, nauczyciela, lekarza czy prawnika lub handlowca w wielkiej korporacji. Na roli nie ma "godzin pracy" i "czasu wolnego". Godziny pracy są nienormowane, nie liczone (produkcja rolna opłaca się tylko pod warunkiem, że się własnej robocizny nie liczy...) i ustalane doraźnie, w miarę potrzeb. Jest rzeczą oczywistą, że gdy jest potrzeba, to pracują wszyscy, którzy tylko są w stanie - bo zmarnowanych plonów nic nie zwróci. Nikt też nie płaci za nadgodziny i nikt nie bierze urlopów. Jak się to komuś nie podoba, to widać się do tego nie nadaje i powinien poszukać sobie innego miejsca do życia. Co jest o tyle łatwe, że przecież w rolnictwie pracuje u nas (jak wszędzie w świecie rozwiniętym) jakieś 4% populacji* - trzeba więc mieć doprawdy "pecha", żeby trafić w życiu na rolnika. Pracowników wielkich korporacji jest o wiele, wiele więcej..!

*Nie należy mylić "rolnika" z "mieszkańcem wsi". "Mieszkańców wsi" jest o wiele więcej - ale tylko dzięki temu nie mamy slumsów na obrzeżach miast...
nika77, mogłabym tłumaczyć ci długo, i bez sensu, bo żebym spuchła - nie zrozumiesz, bo NIE CHCESZ.
W skrócie: ja tam nie planuję mieszkać z królową.
Spróbuj jednak pojąć: dopóki się ciskasz - jesteś zależna. Nie tylko: jesteś zależna, więc się ciskasz, ale także ciskasz się - więc jesteś zależna.

Co do kontaktu z wnukami, to zabawnie brzmi: mając dziecko "nie chcę mieć nic wspólnego z tą psychopatyczną rodziną". Uhm. Oprócz połowy genów. Między innymi.

Jeśli ktoś nie jest na tyle... skuteczny, może to najlepsze słowo, żeby układy z rodziną moderować po własnej myśli, to niech ucieka. Z obserwacji - to z Australii jest dość łatwo utrzymywać sympatyczne kontakty, odpowiednio rzadko.

Gillian, zupełnie tego nie widzę. Nie ogarniam. Nie tolerujesz teściowej = matki twojego partnera. Bywa. Nie potrafisz jej tolerować, nie masz żadnego wpływu na jej zachowanie, w tej rodzinie jesteś nikim albo wręcz intruzem (taki fakt, i przecież nie chcesz być częścią tej rodziny). To rozumiem, dość częste zjawisko. Nie ogarniam jak w takiej sytuacji możesz poważnie rozważać symbiozę życiową i sąsiedztwo? Zakochałaś się w klimatach pt. Kargul i Pawlak?
Moon   #kulistyzajebisty
14 lipca 2015 08:24
Przerwę te teściowe sprawy trochę (swoją drogą uważam, że każda z Was na trochę racji, a Gillian i tak zrobi to co będzie uważała za słuszne) - Trzynastka jak sytuacja?
trzynastka   In love with the ordinary
14 lipca 2015 12:13
Dzięki, ze pytasz 😉
No wrócił i budujemy powoli życie na miejscu we dwójkę.
Jest aż od piątku, więc hohoho 4 dni  😁

Mam chyba jakaś dwubiegunową chorobę, raz się cieszę jak dziecko, a zaraz przerażenie milion.  🤔wirek:
Ciężko mi się cieszyć z własnego szczęścia i ufać kolejnemu w czasie, kiedy przyjaciółce rozsypał się w drobny mak 4 letni związek. Staram się być wsparciem, ale też we mnie to trochę uderza.
Przyjaciółka rozstała się z chłopakiem z połączenia powodów moich obu tragicznych rozstań, więc by pocieszyć odwołuje się do własnych doświadczeń no i ... jakoś tak leci po psychice 😉

Nie wiem czy to zrozumiałe. Z jednej strony "hehe zakochaaana" a z drugiej "a pamiętasz jak Cie bolało/ jak Cie oszukał/ jak się długo zbierałaś po " i nagle impet maleje, obawy rosną, chęć chronienia siebie, taka patologiczna wręcz, też.

Sprawę "teściowej" odpuściłam, zobaczę jak często tam biega na co dzień, bo jak był rzadko to wiadomo, że musiał się z nimi spotkać teraz? no już niekoniecznie. 😉


** nie wiem czy tego zbyt chaotycznie nie napisałam ale kurcze w pracy jestem i myśli mi się zbiera jak piasek do sita.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
14 lipca 2015 12:26
trzynastka, znam to, właśnie przechodzę przez to "rozdwojenie jaźni". 😉
Z jednej strony chce to mieć, a jak się okazuje, że mogę to mieć to jest panika i jakbym mogła to bym uciekła z krzykiem.

Tylko wiem, że musze to przeczekac.
Nie dajcie się w to wciągnąć dziewczyny - w takie durne myślenie. Nikt z nas nie wie co będzie i jak będzie. Meteoryt może walnąć a co dopiero związek się rozlecieć 😉 - ale kurcze, żeby tak mieć to z tyłu głowy cały czas to bez sensu. Ufam mojemu mężowi i jestem z nim szczęśliwa ale kto wie co będzie kiedyś? Nikt, ani ja ani on ani pewnie żadna wróżka 😉. Tylko że ja nie zamierzam w ogóle nawet o tym myśleć - no ale ja staram się nie myśleć o kłopotach na przyszłość a obecnym poświęcać tylko tyle uwagi, żeby je skutecznie rozwiązać 😉.
Lepiej się cieszyć tym co jest w danym momencie - póki trwa 🙂. To mogą być najlepsze chwile w życiu albo wstęp do jeszcze lepszych 😉
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
14 lipca 2015 13:05
Nie odmówiłabym sobie związku z obawy, że ktoś mnie zrani, zdradzi, rzuci.

Ja mam chyba obawy, że będe się bać bycia w związku. Tych oczekiwań, zobowiązań, utraty niezależności. Chyba. I bardzo chce i bardzo się boję.
Moon   #kulistyzajebisty
14 lipca 2015 13:22
No patrzta - Jara, Trzynastka - to jakbym siebie z miesiąc temu czytała...  🤣 Na zewnątrz opanowanie, racjonalne niby myślenie, a w środku... armagedon! A nie daj Bóg, jak zasnąć np w nocy nie mogłam...  😵
Na szczęście minęło, samo się wyklarowało i teraz mam stan motyli w brzuchu i ciągle mi go mało  😍 Gdzie jeszcze 3 tyg temu z dziką zawziętością walczyłabym o bycie samej ze sobą "jak przyszło co do czego..."
Cały czas staram się cieszyć i nie roztrząsać "a co będzie gdy..." bo to prowadzi do mych rozkmin. Póki co - tfu, tfu! - Udaje się  💘

Trzynastka, dalej Wam kibicuję, zdawaj relację, a nie że muszę Cię za język ciągnąć :P
trzynastka   In love with the ordinary
14 lipca 2015 14:48
epk - też normalnie bym mniej o tym myślała albo nawet wcale ale po prostu sytuacja przyjaciółki, no muszę, inaczej jej nie pomogę. "Tylko Ty mnie rozumiesz" i bum, strzał w kolano  😁
A chce dla niej być, ona dla mnie zawsze góry przenosiła 😉

Ja mam chyba obawy, że będe się bać bycia w związku. Tych oczekiwań, zobowiązań, utraty niezależności. Chyba. I bardzo chce i bardzo się boję.

To też ! Bardzo dużo siły i energii wsadziłam w to żeby być sobą po długim związku, kurcze szukam balansu by tego nie stracić.
Na szczęście X pracuje dłużej niż ja, mam tych kilka godzin dla siebie, dla znajomych.  Może to będzie mój złoty środek.

Trzynastka, dalej Wam kibicuję, zdawaj relację, a nie że muszę Cię za język ciągnąć :P


Dzięki i wzajemnie mocno ! 🙂  :kwiatek:
Warto, Moja Droga, WARTO 🙂
No patrzta - Jara, Trzynastka - to jakbym siebie z miesiąc temu czytała...  🤣 Na zewnątrz opanowanie, racjonalne niby myślenie, a w środku... armagedon! A nie daj Bóg, jak zasnąć np w nocy nie mogłam...  😵



Mam tak samo  🙄 D. zarzuca mi brak entuzjazmu z powodu naszego "bycia razem " a ja mam taki bałagan na strychu,że potrafię z nim siedzieć i jednocześnie się zastanawiać czy dobrze robię.On się cieszy jak mały szczeniak  😁 Ja sobie przez ostatnie pół roku poukładałam wszystko i było bosko to zabrał się za wywracanie mi tego wszystkiego 😉
Gillian   four letter word
15 lipca 2015 10:03
nika77, mogłabym tłumaczyć ci długo, i bez sensu, bo żebym spuchła - nie zrozumiesz, bo NIE CHCESZ.
W skrócie: ja tam nie planuję mieszkać z królową.
Spróbuj jednak pojąć: dopóki się ciskasz - jesteś zależna. Nie tylko: jesteś zależna, więc się ciskasz, ale także ciskasz się - więc jesteś zależna.

Co do kontaktu z wnukami, to zabawnie brzmi: mając dziecko "nie chcę mieć nic wspólnego z tą psychopatyczną rodziną". Uhm. Oprócz połowy genów. Między innymi.

Jeśli ktoś nie jest na tyle... skuteczny, może to najlepsze słowo, żeby układy z rodziną moderować po własnej myśli, to niech ucieka. Z obserwacji - to z Australii jest dość łatwo utrzymywać sympatyczne kontakty, odpowiednio rzadko.

Gillian, zupełnie tego nie widzę. Nie ogarniam. Nie tolerujesz teściowej = matki twojego partnera. Bywa. Nie potrafisz jej tolerować, nie masz żadnego wpływu na jej zachowanie, w tej rodzinie jesteś nikim albo wręcz intruzem (taki fakt, i przecież nie chcesz być częścią tej rodziny). To rozumiem, dość częste zjawisko. Nie ogarniam jak w takiej sytuacji możesz poważnie rozważać symbiozę życiową i sąsiedztwo? Zakochałaś się w klimatach pt. Kargul i Pawlak?


no uśmiałam się z rana 🙂 najwyraźniej nie pamiętasz już moich starych postów gdzie byłam wręcz oburzona że ktoś może źle mówić/myśleć o matce, że matka to centrum, najważniejsza jaka by nie była. Najwyraźniej mi przeszło jak poznałam tą panią. Ja nie zrobiłam nic złego, a zostałam potraktowana jak gówno - czyli zupełnie tak samo jak jest traktowany jej syn a mój chłop. Najwyraźniej mogłam zrobić więcej, no nie wiem - strzyc trawę zębami, dmuchać na pranie żeby szybciej schło, może niedokładnie czyściłam codziennie obsrany przez teścia kibel? sprawa, która wydarzyła się niedawno nie dotyczy już mnie (choć oczywiście próbują zrzucić na mnie winę) - dotyczy bezpośrednio mojego faceta. Zrobili - oboje - komuś, kogo kocham ogromną krzywdę. I niestety tego im nie podaruję.
Nie jarają mnie tematy Kargulowe, nie jara mnie lokalizacja naszego domu, nie jara mnie to, że to są te same geny, nie jara mnie wieczny strach o przyszłość. Jara mnie natomiast to, że chłopu otwierają się oczy na to wszystko co się dzieje wokół i sam pomału widzi co się dzieje. Chociażby dla tego zjawiska warto się pomęczyć. Jeśli nam nie wyjdzie to ja się spakuję w jedną reklamówkę, w czym problem? Ale on będzie miał lekcję na całe życie. Zresztą, nie chcę się powtarzać, wszystko już zostało napisane. Genów nie zmienię, oczywiście. Ale mogę ustrzec swoje dziecko przed oglądaniem tego co się dzieje w tym porąbanym domu - i tylko o to mi chodzi.

Ale on będzie miał lekcję na całe życie. Zresztą, nie chcę się powtarzać, wszystko już zostało napisane. Genów nie zmienię, oczywiście. Ale mogę ustrzec swoje dziecko przed oglądaniem tego co się dzieje w tym porąbanym domu - i tylko o to mi chodzi.


A czy on już jednej lekcji nie miał z matką swojego dziecka? Czy coś mi dzwoni, ale nie w tym kościele? To nie jest atak na ciebie po prostu pytam. Wspólna walka o lepszą przyszłość cementuje związek, jest swego rodzaju próbą. Jak się uda to nic was nie złamie, jak nie.... wiadomo...
Gillian, doskonale pamiętam, jak próbowałaś jakoś... ułożyć się z "teściową". Chyba ze dwa tygodnie działało?
Nie ma czegoś takiego jak jednostronny wektor relacji między ludźmi. Żeby ktoś kogoś traktował jak gówno, ten ktoś musi Dać Się traktować jak gówno. Dobra wiadomość jest taka, że wystarczy to zmienić - nie dać się tak traktować, a i traktowanie się zmienia. Zła wiadomość jest taka, że zmienić się musiałby twój mężczyzna. Obawiam się, że ty go nie zmienisz, nie "otworzysz mu oczu". Sam musiałby zobaczyć to zupełnie inaczej. Pamiętam wszystkie tego typu zmiany jako bardzo bolesne i bardzo trudne - bo "coś" było wdrukowane tak mocno, że zdawało się moją istotą, o takie np. "głupstwo", że to oczywiste, że muszę stać na końcu szeregu, każdego szeregu, bo przecież jestem najmłodsza, ta ostatnia. Bardzo ciężko mi było zmienić myślenie o sobie. Gdy zmieniłam - układy w rodzinie zmieniły się z punktu. W ogóle nie jest mi trudno układać sprawy po mojej myśli, wcześniej to było awykonalne. Jednak oprócz zmiany optyki, totalnej zmiany optyki, trzeba też mieć... narzędzia nacisku. Ponieważ gnębiony jest traktowany różnymi narzędziami. Gnębiącym będzie nie na rękę, że nie mają kogo gnębić, i będą z uporem odwoływać się do wypróbowanych narzędzi. Trzeba wytworzyć sobie własny zestaw narzędzi, służący do "obróbki" rzeczywistości rodzinnej po własnej myśli. Trzeba mieć jakąś "siłę przetargową". Ani same narzędzia nie pomogą, ani sama zdolność ich używania. Musi być jedno i drugie.
Czy "twój" naprawdę jest bezradny, czy tylko czuje się bezradny? Bo jeśli naprawdę jest, jest rodzinie niepotrzebny, zbędny to jakim cudem ma być traktowany inaczej? Jeśli jest pionkiem to jest pionkiem, i jeśli nie chce być pionkiem, to musi zmienić całą grę, nie tylko szachownicę. Wydaje mi się, że on nie jest pionkiem (z tego co pisałaś), jest wręcz niezbędny, "tylko" czuje się jak pionek i jest tak traktowany. Ale to czucie się jest mocno wdrukowane, i niestety tylko on SAM może wpaść na to, że jest inaczej. Cokolwiek będziesz klarowała - będzie trafiało obok.
Nie ma czegoś takiego jak jednostronny wektor relacji między ludźmi. Żeby ktoś kogoś traktował jak gówno, ten ktoś musi Dać Się traktować jak gówno. Dobra wiadomość jest taka, że wystarczy to zmienić - nie dać się tak traktować, a i traktowanie się zmienia.

Niestety właśnie ze względu na nieistnienie owego jednostronnego wektora nie zawsze to tak działa. Żeby zmienił się sposób, w jaki ktoś jest traktowany, muszą się zmienić dwie rzeczy - owszem, sposób postępowania tej osoby, ale niestety także podejście drugiej osoby. Jeżeli ktoś UWAŻA, że ktoś inny jest gównem, to zawsze będzie go traktował w taki sposób - bo gówno to gówno, obojętne, jak się zachowuje. Dlatego to nie działa tak prosto. Można zmienić swój odbiór sytuacji i np. przestać się przejmować pewnymi sprawami, ale nie można wejść drugiej osobie do głowy i przeprogramować jej zachowań, jeżeli ona sama nie chce tego zrobić.
W przypadkach typu "teściowa" Gillian niestety dość często mamy do czynienia z przypadkami niechęci przeprogramowania czegokolwiek. Dlatego to nie działa.
Miałam taki przypadek w rodzinie. Nie zadziałało NIC. Jedna pani uznała, że druga pani jest bezwartościowa i nie nadaje się na partnerkę jej syna, i uważała tak całe życie.
Gillian   four letter word
16 lipca 2015 07:37
agulaj79, Nie! przekonano go, że to wyłącznie jej wina... i tak oto darmowy parobek wrócił do domu. Dopiero nastałam ja i krok po kroku pokazuję mu KTO rozwalił mu rodzinę, dzięki KOMU został sam. Zaczyna widzieć i rozumieć.
halo, może to co piszesz działa w normalnych rodzinach - a tej nie. U mnie w domu różnie bywało, wiele razy podnosiłam głos na matkę ale nie wyobrażam sobie, żeby mnie uderzyła w ogóle, a co dopiero przy kimś. Nie wyobrażam sobie takich zachowań, jakie mają tam miejsce. Jestem zupełnie inaczej wychowana i to co widzę mnie przeraża. Dlatego zrobiłam to, co było w tej sytuacji najlepsze - wyprowadziłam się i zabrałam ze sobą chłopa. Niestety system dojeżdżania do mnie nie sprawdza się. Jest do kitu, widzimy się godzinę dziennie zanim zaśnie. Czekam z utęsknieniem na wspólny dom. Pierwsze co stanie, to dwumetrowy płot - już zamówiony. To będzie nasza twierdza i osoby niepożądane nie będą tam miały wstępu. Chłop jest o tym poinformowany i nie zgłasza pretensji, rozumie moje stanowisko i POPIERA JE.
Jezuuu dziewczyny rozwali mnie zaraz! (w ogóle wybaczcie że nie nawiązuję do rozmowy, ale nie mam chwilowo czasu nadrobić).
Poznałam na tinderze gościa - kompletne przeciwieństwo dotychczasowych! miły, kulturalny, twierdzi że na żywo nieśmiały chociaż na szczęście gatkę ma niezłą. Myślę że w realnym życiu nie zagadalibyśmy do siebie, a tu gadamy od kilku dni mega intensywnie i jest super. Niestety jestem turboidiotką i ciągle gdzieś mi myśli błądzą wokól dwóch poprzednich typów - obaj mnie wykorzystali, obaj mają gdzieś, pojawiają się raz na czas robiąc sieczkę z mózgu a potem znikają... wiem że ani jeden ani drugi nie oszalał na moim punkcie (a czegoś takiego choć trochę bym jednak chciała..) a mimo to mam ochotę dawać pierdyliard kolejnych szans. A tu trafia się facet z którym miło się gada, który się póki co wirtualnie ale zajawił na mnie strasznie i... mam ochotę spieprzać w podskokach... eh... na szczęście uświadomienie sobie że się jest morronem jest pierwszym krokiem do sukcesu - wiem o tym i ze wszystkich sił staram się nie uciec i patrzeć co się będzie działo.. i taki jest plan.. więc w sumie przybywam tu tylko się pożalić na swe popierzenie level: 1000.
hmm, jak dla mnie nie szukasz partnera, tylko sytuacji, w ktorej znowu moglabys postawic siebie w roli ofiary 🙂 Takiej, ktorej mydli sie oczy i od czasu do czasu podkarmi sie ja cukierkami, zeby latala w podskokach, ale wciaz ofiary ktora nie wierzy, ze po prostu moze byc w zdrowym zwiazku i ktora bez "kar i nagrod" nie potrafi sie odnalezc. Taki troche syndrom sztokholmski... Ciebie zdrowy uklad nie interesuje mam wrazenie (swiadomie czy nie).
A tu trafia się facet z którym miło się gada, który się póki co wirtualnie ale zajawił na mnie strasznie i... mam ochotę spieprzać w podskokach... eh... na szczęście uświadomienie sobie że się jest morronem jest pierwszym krokiem do sukcesu - wiem o tym i ze wszystkich sił staram się nie uciec i patrzeć co się będzie działo.. i taki jest plan.. więc w sumie przybywam tu tylko się pożalić na swe popierzenie level: 1000.
Breva, przetłumacz proszę na polski zajawił na mnie strasznie oraz morronem, bo ja stary rocznik jestem.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
16 lipca 2015 12:14
Zajawił na mnie - wkręcił się, zainteresował 😉
Gillian   four letter word
16 lipca 2015 12:16
a moron to ktoś głupi 🙂
Moon   #kulistyzajebisty
16 lipca 2015 12:25
Ja przeczytałam "mormon"  😁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się