Sprawy sercowe...

faith, przykro się czyta, co piszesz, ale...
Już rozwód? Już koniec?
Przecież ten kryzys to trzy ostatnie tygodnie. A jesteście ze sobą ponad 5 lat. Może nie warto od razu palić mostów?
Wiadomo, że nie będziemy Cię tutaj wyciągać na psychoanalizę i opisywanie szczegółów waszej relacji. Piszesz dość skąpo, więc trudno dokładniej wnioskować. Ale wydaje się z tego, co napisałaś, że Cię nie zdradził, nie skrzywdził fizycznie, nie zadłużył, itp, itd.
Padły bolesne słowa, to fakt. Facet zdecydowanie zgubił grunt pod nogami i nie wie czego chce. Ale może nie warto go skreślać i wyrzucać ze swojego życia od razu? Jak napisała tunrida może potrzebny czas na przemyślenie i tęsknotę. Na upewnienie się, że kolejne dni bez siebie są dla was złymi dniami. Niech nawet pójdzie do matki, ale zabranie kluczy? Może to nie jest konieczne? Może warto zostawić otwarte drzwi?
busch   Mad god's blessing.
06 stycznia 2016 19:36
Ascaia, z tego co zrozumiałam, to facet się po prostu wyprowadził sam i teraz tylko oddaje klucze... moim zdaniem jeśli ktoś tak dobitnie pokazuje, że to już koniec... to może nie zawsze jest z czego sklejać 🙁
Wszak to właśnie napisałam - że jeśli to nie jeszcze-mąż jest tym człowiekiem, z którym można stworzyć kochającą rodzinę, to nie warto tego na siłę ciągnąć.
faith dziewczyny mają rację, rozpamiętywanie nie prowadzi do niczego dobrego. Trzeba się skupić na sobie i na tym, co możesz teraz zrobić, żeby samej sobie pomóc wyjść z tej sytuacji silniejszą. Jeśli potrzebujesz posiedzieć i popłakać, zrób to, ale pamiętaj, że przede wszystkim masz walczyć o siebie i swoją przyszłość.

Ascaia, tunrida, hipotetyczne siedzenie i czekanie, czy może jemu się jednak odmieni, jest moim zdaniem najgorszą rzeczą, jaką można w takiej sytuacji zrobić. Nawet jeśli miałoby się tak stać - w międzyczasie trzeba wziąć życie w swoje ręce, choćby na wypadek, gdyby jednak tak się nie stało.
Ascaia mądrze prawi. Faith, jak masz czas (jakieś wolne od pracy) i ochotę, to zapraszam do nas - oderwiesz się, pomedytujesz, zwiedzimy Kraków, Skałę, inne Zakopane 🙂 Wydaje mi się, że ważne jest to, aby przestać się kisić we własnych emocjach. Tak po sobie sądzę. Wygadanie, wyżalenie, wyprucie flaków bywa pomocne.

Sama długo, bardzo długo byłam ramieniem, na którym słabi mężczyźni się opierali. Teraz Michał płaci odsetki za tamte czasy, czyli po prostu jak bywa trudniej, zamykam się w sobie i powtarzam biedakowi, że jeśli mu nie pasuje, to może się wyprowadzić. Nie jest tak zawsze, niektóre grzeszki wybaczam i sama wyciągam rękę. Jednak widzę przepaść pomiędzy swoją postawą sprzed 10-13 lat a tym, co teraz. Pamiętam też moje wpisy w tym wątku, kiedy byłam pewna, że między nami koniec. Coś pomógł psycholog, coś wypracowanie dystansu, a i fakt, że częściej przymykam oko na fakt, że Jaśnie Pan pełną uwagę poświęca Niezmiernie Ważnej Grze 😉

busch, no jak wyprowadził, skoro to nasza Faith mu kazała wyjść 🙂 potem coś próbowali kleić, ale przypuszczam, że emocje w tej chwili oboje mają na granicy

Murat-Gazon, ale w tym przypadku rozmawiamy o mężu
Dziewczyny Murat-Gazon, napisała "jeżeli to nie jest Twój mąż" odnosząc się do poprzedniego zadania - jeśli to nie Twój mąż jest osobą, która ma takie same priorytety. 😉

busch, jakoś inaczej rozumiem to, co napisała faith w połowie grudnia i teraz. Może się mylę, to całkiem prawdopodobne, bo (jak już wspomniałam) dość ogólnikowe te wpisy są (co jest oczywiście zrozumiałe).

Murat, ale "siedzenie i czekanie" to nie to, co miałam na myśli. Tylko tu już jest mowa o rozwodzie, o pełnym zerwaniu, o wyprowadzce i oddawaniu kluczy. A może warto nie ciąć ostrym nożem? Jak radzi Metka - starać się dalej funkcjonować (nie twierdzę, że to łatwe), zadbać o siebie, uspokoić emocje, spojrzeć na ile się da z boku, wsłuchać się w siebie. I dać szanse by mąż zrobił to samo. Ale nie zamykać na stałe drzwi, nie mówić "to koniec, nie ma powrotu"... Jeszcze nie. Nie kiedy jest się razem 5 lat, nie kiedy jednak "rozśmieszał do łez i mówił, że kocha", a teraz jest kryzys "zaledwie" od trzech tygodni. Rozumiesz co mam na myśli?
A tym bardziej, że zaczęło się od tego, że nie wie czy kocha - a teraz jednak mówi, że kocha. Tylko coś jest nie tak, czegoś mu brak lub mu za dużo... Może warto poszukać o co chodzi i da się temu wspólnie zaradzić?
Juz rozumiem, ale zdanie troche pokrętnie napisane 😉
Kryzys nie trwa 3 tygodnie, 3 tygodnie to byla kumulacja.
Wspolnie to mozna poradzic, ale wspolnie to oznacza we dwoje.
A jak na wszelkie pomysly zblizenia sie, poprawy sytuacji, odmiany, rozrywki czy odskoczni jakiejkolwiek twoj wlasny maz ucieka z domu i nie potrafi w nim usiedziec 12h - to co niby mozna zrobic? Przykuc do kaloryfera? Mam zmuszac kogos do bycia ze mna na codzien?

Oddal klucze, wyjasnil tylko ze nic juz nie czuje i ze nie cieszy go wracanie do domu.
Tyle ze wspolnego starania sie.
Nie skladam wniosku o rozwod jutro, ale nie ludze sie.
Mi się wierzyć nie chce, że ktoś tak z dnia na dzień po prostu mówi "nic do Ciebie nie czuje". Nie da się odkochać z dnia na dzień. Jesteś pewna, że nie ma nikogo na boku?
Dziwię się trochę reakcji jego rodziców, że ot tak go przyjmują do domu, bo "się odkochał".
No nie ogarniam!
faith, przykre... 🙁 Bardzo przykre
To nie tak, że staram się go tłumaczyć. Po prostu chciałabym widzieć dla Was szansę. Mam taką nadzieję i życzę Ci tego.

tajnaa, no cóż, to zawsze będzie ich dziecko. Ma iść spać pod most? To akurat ogarniam w całości. Co więcej - gdyby mi zdarzyło z jakiegokolwiek powodu odejść od hipotetycznego męża chciałabym wiedzieć, że mam gdzie pójść.


faith, tak mi przykro 🙁 Bardzo to wszystko dziwne, albo przydałby się Twojemu mężowi lekarz (bo wygląda to trochę na depresję) albo serio kogoś poznał? Nie mówię o żadnej zdradzie, ale to znikanie na całe dnie i noce, nagle, jest jakieś podejrzane... Mam nadzieję, że jeszcze się ułoży albo że chociaż da się zrozumieć o co chodzi. Trzymaj się kochana i pisz jak by co. Ja w Szczecinie niestety nie znam żadnego terapeuty 🙁
A moze jest tak, ze sytuacja go przerosla, moze doszlo do niego, ze to juz koniec jakiegos etapu w zyciu, ze moze bedziesz chciala zaraz dzieci itd. Moim zdaniem, jesli nie mial watpliwosci przed slubem i sie do niego nie zmusil (o to warto spytac) to sie czegos wystraszyl i psychika plata mu figla. Ucieka wiec, bo nie umie sie odnalezc. Szkoda ze tak sie stalo, ale trzeba sie w tym odnalezc.
Tez kiedys bylam w podobnym stanie przy okazji wyprowadzki za granice - wiedzialam rozumem, ze kocham, ale czulam pustke, przerazenie, chec ucieczki. Plakalam dzien i noc i nie rozumialam co sie dzieje, bo patrzylam na niego i widzialam obcego faceta - tyle, ze nie ucieklam, przeczekalam. Najlepsze, co dal mi wtedy juz-maz, to wsparcie i zrozumienie.

Dajcie sobie czas - nie palcie mostow, pogadajcie ze poczekacie, zobaczycie co bedzie za jakis czas. Daj mu swobode, bez presji, niech sobie pomysli, wyciszy sie, odnajdzie siebie. To na pewno cholernie dla Ciebie trudne, ale nie do unikniecia i warto jednak przeczekac w spokoju.

Trzymaj sie cieplo!
Bardzo niefortunny okres. Od ponad tygodnia jestem podporą dla mojej "siostry", którą zostawił narzeczony ze słowami: "kocham Cię jak przyjaciółkę."
faith bardzo mi przykro. Musisz myśleć w ten sposób, że czeka na Ciebie ktoś lepszy. Na pewno.
faith, ja pamiętam, że raz jedyny wypowiedziałaś się jeszcze przed ślubem w tym wątku, podzieliłaś się swoimi wątpliwościami... nie pamiętam o co wtedy dokładnie chodziło, ale brzmiało tak, jakby on miał jakieś problemy już od dawna, nie chce iść na terapię?
tajnaa, no cóż, to zawsze będzie ich dziecko. Ma iść spać pod most? To akurat ogarniam w całości. Co więcej - gdyby mi zdarzyło z jakiegokolwiek powodu odejść od hipotetycznego męża chciałabym wiedzieć, że mam gdzie pójść.

Oczywiście, ale oni sa młodzi i rodzice powinni zamiast pokornie przyjmować synka z powrotem pod dach zrobić coś, by uratować ten związek.
No ale co mogą rodzice w takim momencie skoro między młodymi zapadła decyzja - ja się wyprowadzam / spakuj się i oddaj klucze
?
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
06 stycznia 2016 22:46
Kim byli by moi rodzicie, którzy wystawili by mnie z mojego rodzinnego domu i zmuszali do bycia z kimś z kim nie chce być?

faith, bardzo, bardzo mi przykro i mam nadzieję, że teraz dla Ciebie nadejdzie lepszy czas.
Ja nie mowie o zmuszaniu, tylko o pomocy w formie"wroc, dogadajcie sie". Ja nie wierze w odkochanie sie w jeden dzien.
To ja napiszę, co mi się nasuwa na myśl. Tak szczerze, ok? Może trafiam kulą w płot, ale napiszę.
Para jest ze sobą 5 lat. Małżeństwo trwa TYLKO 5 miesięcy. Po czym facet mówi, że "nie kocha, nie wie czy chce mieć rodzinę, sam nie wie czego chce".
Albo poznał kogoś, kto go tak zauroczył, że zdał sobie sprawę, że do dotychczasowej partnerki jednak nie czuje tego co powinien. Albo nikogo nie poznał, ale do takich właśnie wniosków doszedł. Skoro ogłasza to tak stanowczo i nie chce próbować niczego naprawiać. Może ożenił się niejako " z rozpędu", wcale nie będąc przekonanym, że to ta z którą chce być. A po ślubie przerosły go obowiązki, codzienność, bycie mężem, panem domu. Może liczył na to, że po ślubie będzie cudownie. A okazało się, że zamiast szaleć za swoją żoną, są zwykłe codzienne dni, które go przerosły?
Też nie wierzę w odkochanie się w kilka tygodni. Widocznie nie kochał już przed ślubem i widocznie się wahał już wcześniej.
Inaczej, bo się zaplątałam.
- albo kocha, ale przerosło go bycie mężem ( i wtedy dałabym mu czas na mieszkanie oddzielnie i zastanowienie się czego on naprawdę chce)- co NIE JEST równoznaczne z siedzeniem i czekaniem aż wróci!!!!! Oczywiście, że zajęłabym się sobą, z całą mocą jaką bym miała. Ale dałabym mu czas na poczucie jak to jest beze mnie, zastanowienie się czego tak naprawdę od życia chce, odnalezienia siebie samego. Aczkolwiek...nie wiem czy umiałabym potem zaufać mu na tyle, by mieć z nim dzieci. Na pewno nie szybko by to się stało!
- albo nie kochał już od dawna. Jeśli tak, to niech idzie gdzie chce. Bo nie zmusi się nikogo do miłości.

Po prostu porozmawiałabym na spokojnie, bardzo wprost, licząc na szczerą odpowiedź.
Moze i nie kochal.
Tylko po co klamal w takim razie, od oswiadczyn do slubu minely 2lata, malo zeby sie ogarnac?
Probowalam rozmawiac wielokrotnie. Ale do rozmowy tez trzeba miec partera, ktory CHCE.

Terapie tez proponowalam. Powiedzial ze woli wszystko zniszczyc.

No, to tyle.
Dziekuje za wsparcie, trzeba po prostu zyc, jakos, dalej.
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
07 stycznia 2016 08:18
faith, kurcze, tez mi pachnie kims nowo poznanym (niekoniecznie zdrada od razu), bo co innego uswiadomienie sobie i wypowiedzenie glosno, ze tego co sie teoretycznie powinno czuc, nie ma, ze jest strach, ze 'tak bedzie juz do konca zycia' i brak zgody na to. Taki bunt, ze gdzies tam czeka cos wiecej, lepiej, bardziej. ale wtedy nie znika sie na dnie i noce, tylko rozmawia, tlumaczy, wyjasnia i spokojnie odchodzi, jesli na ta chwile nie widac szans, by t 'lepiej i bardziej' wypracowac wspolnie. Taka kategorycznosc plus zachowanie jakie opisalas 'a se pojde i nie wroce i nic ci do tego' pachna zielensza trawa.
Skadinad mysle, ze facet sie otrzasnie, zycie mu sprzeda zimny prysznic i predzej czy pozniej uswiadomi, ze 'dlugo i szczesliwie' nie oznacza wcale wiecznej sielanki, spijania sobie z dziobkow i wiecznej euforii 'ojej, wracam do domku, a tam moja zona czeka, jupiii!'. Ze czasem jest chmurniej, smutniej, bo codziennosc zwykluch ludzi to nie jest film Disneya. A potem robi sie male fajne rzeczy, albo jak trzeba wielkie wazne rzeczy i znowu na jakis czas jest efektnowosci i ekscytacji.
taki off - szafirowa ale Ty fajnie piszesz 🙂

faith trzymaj sie i miej ta faith na przyszlosc!
Tak sobie mysle, ze sprobowalabym po cichu pogadac z jego rodzicami czy przyjaciolmi. Moze oni wiedza o co chodzi?
desire   Druhu nieoceniony...
07 stycznia 2016 08:58
Moze i nie kochal.
Tylko po co klamal w takim razie, od oswiadczyn do slubu minely 2lata, malo zeby sie ogarnac?
Probowalam rozmawiac wielokrotnie. Ale do rozmowy tez trzeba miec partera, ktory CHCE.


Faceci to wygodne leniwce (ładnie mówiąc), niestety.  I póki im wygodnie, i nie mają niczego innego na horyzoncie to siedzą tam gdzie są. Potem nagle 'otwarcie oczu' i  'fala buntu', bo trafił się ten ktoś dla kogo mogą coś zmienić i ciepłe papcie u 'standardowej żony' już nie są fajne. 🤔
Aaa no i jest jeszcze rodzaj tchórza - bo kawalerskie życie było taaakie cool, a rodziny to się jednak boimy. Następuje przebudzenie i ucieczka, a że już doszło do poważniejszych deklaracji.. no cóż.

Pewnie gdzieś tam jest dla Ciebie facet, który będzie Cie całe życie kochał, uwielbiał i szanował. I takiego właśnie Ci życze.  :kwiatek:
Moon   #kulistyzajebisty
07 stycznia 2016 09:00
Terapie tez proponowalam. Powiedzial ze woli wszystko zniszczyc.

Po takim tekście, to chyba mnie samej odechciałoby mi się ratować cokolwiek.  🙁 I tak jak faith piszesz - żeby w ogóle mieć co ratować, muszą tego chcieć OBIE strony.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
07 stycznia 2016 09:00
Jakiś czarny okres ostatnio  😲 3 miesiące temu narzeczony zostawił po 4 latach moją przyjaciółkę, też przyszedł do domu i powiedział, że jej nie kocha i że ma się wyprowadzić. Zarzekał się, że nie  poznał innej. Teraz okazuje się, że owszem poznał, ale ta nawet nie chciała się z nim spotykać i teraz ponoć korzysta z życia z kumplami - singlami.
Z drugiej strony lepiej jest zakończyć nierokujący związek szybko i zająć się własnym życiem, niż latami tkwić w niesatysfakcjonującym układzie.
I lepiej być nawet długo samemu niż być z kimś, kto nie jest dla nas odpowiedni.
faith, chyba w tej sytuacji to nawet bym nie próbowała ratować. Rodzina, dzieci to lepiej budować z facetem, który wie czego chce i w trudniej sytuacji nie będzie uciekał z domu.
Wg mnie chyba największym sprawdzianem dla pary jest rodzicielstwo. Kiedy trzeba się wspierać i pomagać sobie aby przejść ten ciężki początkowo etap. Szkoda tylko, że zupełnie nie da się przewidzieć jak będzie i uciekać w odpowiednio wczesnym momencie.
Pamiętam jak małżowi powiedziałam, że chyba jestem w ciąży (nietestowane jeszcze, ale czułam). Miałam 18 lat, byłam przerażona, ostatni rok liceum i maturę przed sobą. Byliśmy w związku od trzech lat. Jego na chwilę zatkało, po czym uśmiechnięty powiedział "Wow, będziemy rodzicami".

I za to go kocham szalenie do dzisiaj i na zawsze.
We wrześniu ślub brał kuzyn mojego męża z moją przyjaciółką (poznali się dzięki nam jak łatwo się domyślić). Dokładnie dwa miesiące po pięknej ceremonii i cudownym weselu K. po trzech piwach przyznał się że małżeństwo go przytłacza, że nie tak to sobie wyobrażał i że jest nieszczęśliwy... Może z mężem faith jest podobnie?? U naszych przyjaciół nie padły tak przykre słowa i cała sytuacja nie zaszła tak daleko, ale niewiele brakło. Nie będę opisywać historii co działo się dalej, powiem tylko że oboje walczą i jest coraz lepiej. Małżeństwo to nie taka prosta sprawa i wiele osób "nie tak to sobie wyobrażało" tylko nie każdy ma też odwagę o tym mówić i tkwią w takim układzie unieszczęśliwiając siebie i partnera.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
07 stycznia 2016 10:55
Trochę ciężko mi uwierzyć, że przez 5 lat(w tym 2 narzeczeństwa!) wszystko było pozornie ok, a teraz nagle "mnie to przytłacza".
Ale właśnie- pytanie, co sobie wyobrażamy po ślubie. Czy to "tylko papierek, bo i tak i tak jesteśmy razem" czy to takie poczucie "o rany, jakie to wyjątkowe, teraz na pewno wszystko się zmieni!"

Faith trzymaj się! :przytul:
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
07 stycznia 2016 10:58
A mnie zastanawia ile na ile kobiet i mężczyzn nagle dochodzi do wniosku "O Boże jak mnie to przytłacza"  👀 Bo odnoszę wrażenie, że mężczyźni niestety częściej mają tego typu rozkminę... Może się mylę, ale zaintrygowało mnie to 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się