Sprawy sercowe...

No..to fakt. Mój jest raczej ustępliwy, jeśli mu na czymś BARDZO nie zależy. Wie, że jestem logiczna i rozsądna, więc tak jakby daje mi rządzić w wielu kwestiach. Bo zwykle kiedy coś zarządzę, to jest dobrze. Może to też jest powód, dla którego te rozmowy tak nam dobrze idą.  😉 Ale znów są sprawy, na których wiem, że to JEMU bardziej zależy i wtedy to ja ustępuję. Nawet jeśli mi się to nie podoba.
Ale to wszystko to nie są tematy mega ważne. Bo w tych mega ważnych mamy podobne poglądy i przekonania, więc nie ma o co się sprzeczać.
Ale to prawda...pewno gdybym miała partnera upartego i nieustępliwego- byłoby trudniej. PYTANIE- czy ja bym się związała z kimś upartym i nieustępliwym???? Pewno NIE. Pewno na etapie chodzenia ze soba, na tyle by mnie to drażniło, że byłyby kłótnie i byśmy się rozeszli wtedy.
Na pewno nie wyszłabym za kogoś, z kim by mi było źle na co dzień, w życiu i z kim nie czułabym dopasowania.
my sie w wiekszosci fundamentalnych spraw zgadzamy, ale sa tematy przy ktorych tak jak u Tunridy ktos musi sie ugiac - ale to jest moim zdaniem normalne, bo jestesmy odrebnymi jednostkami z czasem inna wizja. Nigdy nie bedzie idealnie gladko i bez turbulencji chocby wewnetrznych, bo zwyczajnie nie wierze w pary idealne i w arcydojrzalosc emocjonalna. Sa tez tematy jak dla mnie nie do przeskoczenia, ale na szczescie z takich, ktore sa abstrakcyjne albo na tyle dalece wybiegajace w przyszlosc ze poki co nie ma co nawet tego rozgrzebywac.

sanna moj maz jest troche taki jak piszesz - szczegolnie ciezko rozmawiac z nim o czyms co dotyczy bezposrednio jego osoby czy naszej relacji wobec trudnosci. Tutaj musielismy sie po prostu nauczyc, tj ja musialam - on pokazal mi jak z nim rozmawiac zeby czul sie bezpiecznie i sie nie zamykal. Do tego tez trzeba bylo dotrzec i w pewnym sensie swoja nieustepliwoscia doprowadzilam do tego ze sie otworzyl. I nie bede sciemniac ze jest idealnie bo nie jest - jestesmy tylko ludzmi, czasem wychodzi czasem nie, ale zawsze staram sie dazyc do tego zeby rozladowac napiecie i najwyzej wrocic do tematu na chlodno.
Moim zdaniem jesli partner ciagle stawia opor to trzeba po prostu powiedziec jasno - albo gadamy, albo sie rozstajemy. Albo mu zalezy albo nie. Nie chodzi o wielkie rewolucje, bo potrzeba czasu na to zeby cos zmienic. Chyba bardziej o ta decyzje - chcemy byc razem, razem pokonujemy trudnosci. Jesli tego brakuje to nie ma na czym budowac.

I tak troche odnoszac sie do tego co piszesz - jesli jest problem zeby razem zamieszkac, to wspolny zakup domu to chyba nie jest najlepszy pomysl. Mocno bym sie nad tym dlaczego tak jest zastanowila.
sanna- no..przykro to pisać, ale bym się zastanawiała, czy ten facet CHCE być ze mną? Jeśli CHCE, to czy on CHCE bym dojeżdżała do pracy 4-5 godzin? Przecież to się wiąże z tym, że nie będziemy się prawie wcale widywać. czyli..on nie chce się ze mną widywać? Zadałabym mu te pytania i czekała na odpowiedź.
Co on mówi poza "tak, tak..już niedługo". - bo takie teksty to NIE jest rozmowa, tylko zbywanie drugiej osoby żeby się odczepiła w tej chwili.
u mnie zaczyna się oczywiście jazda... nagle po 10 latach osobnego życia, niegadania... mój mąz przyjechał do mnie do pracy!!!
Uwaga był tu w biurze RAZ przez 10 lat....
on oczywiście na nie, z żadnym prawnikiem nie będzie rozmawiał, mam iść do psychiatry itd.
Tylko, że ja już to przerobiłam - bo byłam u psychologa, który dokładnie mi powiedział jaka będzie reakcja - ze wmawianiem choroby psychicznej włącznie...  👀
A nie chce się rozwieźć bo co?Chodzi mu o kasę czy zwykłe dręczenie?
hehe, Dodo, u moich rodzicow bylo dokladnie tak samo 🙂 Od kipienia zloscia, wyzywania od ... szkoda w sumie gadac, po placz, "bo ja cie kocham" i inne takie... Zycze Ci duzo wewnetrznego spokoju, dystansu i tego, zebys sie nie bala.
Wy mieszkacie pod jednym dachem?

A nie chce się rozwieźć bo co?Chodzi mu o kasę czy zwykłe dręczenie?



dekster, w dup.... mam kasę - niech się udławi i posra kasą
kible pójdę sprzątać najwyżej
No przecież nie będzie miał ofiary. No jak... kim będzie poniewierać... a I CO LUDZIE POWIEDZĄ..
O tak! Co ludzie powiedzą.
Sporo racji w tym co piszecie. B powinien stanąć na uszach i cos z tym zrobić, bez względu na koszty.  Z drugiej strony, my po prostu musimy poczekać i zebrać ciężka kasę aby móc wziąć kredyt.  kredyt to 400 - 500tys euro  aby kupić dom a Dublinie, 250tys EUR w miasteczkach wokół Dublina. Z przyczyn niezależnych częściowo od nas i świadomie podjętych decyzji żyjemy na odległość bo jest dla obu nas wygodniej i łatwiej. Ja mam zwierzaki i nie przeprowadze się  z nimi do kliki, z kolei B. na po prostu łatwiej z dojazdem do pracy a pracuje do nocy. Musimy to na spokojnie ogarnąć. Tak podpowiada rozsądek.
Smartini, tak, chcemy spędzić razem życie we własnym domu. I póki co jest ciężko. Dojeżdżamy do pracy z dwóch różnych stron Dublina i tak poki co musi pozostać.
A co z nami będzie to przyszłość pokaże. Póki co jest nam trudno ale dajemy radę. Czy starczy nam sił i entuzjazmu, czas pokaże.
Czyli to nie jest jego zła wola, tylko sama przyznajesz, że tak nakazuje ROZSĄDEK. Więc może nie ma co się go czepiać, że "nie rozmawia i nie rozwiązuje z tobą problemów rozmową", skoro na razie rozwiązania dobrego nie ma.
[quote author=Dekster link=topic=148.msg2816954#msg2816954 date=1539777573]
A nie chce się rozwieźć bo co?Chodzi mu o kasę czy zwykłe dręczenie?



dekster, w dup.... mam kasę - niech się udławi i posra kasą
kible pójdę sprzątać najwyżej
No przecież nie będzie miał ofiary. No jak... kim będzie poniewierać... a I CO LUDZIE POWIEDZĄ..
[/quote]

Na szczęście on chcieć nie musi. Mój były też nie chciał. Sędzina popatrzyła z politowaniem, pokiwała głową i orzekła co trzeba.
Tunrida, trochę tak trochę nie.. Ja jestem osobą szybkich decyzji i jeszcze szybszego działania jeśli czegoś chce. I jestem w tym skuteczna. B. myśli za mocno rozsądkowo, za dużo analizuje, myśli za bardzo zachowawczo. On nie ma mojego temperamentu, pazura.. Więc patrząc na to zdroworozsadkowo trzeba działać krok po kroku. Ale, qflak, mógłby spiąć doopę i podjąć szybsze działania. Ale czekam I im dłużej czekam tym mi wygodniej tu gdzie jestem. A to zły znak dla związku. Oczywiście B tego nie ogarnia. Przecież sie kochamy i chcemy być razem. Kurtyna.
A jakbyś mu to powiedziała? Dokładnie to, co napisałaś teraz? Dodając, że oczywiście go kochasz, ale.... No. Dokładnie to co tutaj nam?
Mi właśnie o takie trudne rozmowy chodzi. O takie, kiedy jesteś na maksa szczera. Trzeba wtedy te szczerość jakoś dosłodzić, wesprzeć partnera, ale jednak wypowiedzieć. Ja zauważyłam, ze lepiej podjąć taką szczerość, niż nie podejmować. Bo takie myśli i tak w naszej głowie siedzą i ryją nam banię miesiącami i powodują, że zaczynają przychodzić inne myśli. I coraz bardziej odsuwamy się od partnera w tej szczerości. I coraz gorzej w związku się robi.
Tunrida, i to jest to o czym pisałam na początku.. My się rozumiemy w pół slowa we wszystkim. Oprócz tej jedynej kwestii. To co napisałam mówię Mu, z różną częstotliwością, od.. dawna. Jakbym mówiła do betonowej ściany bo On mi JUŻ powiedział że chce być ze mną i że będziemy razem w swoim własnym domu. On ma SWÓJ powolny plan. I basta. Do tego gra całe życie w szachy, oo, właśnie teraz jest na turnieju w Grecji   🙄 Jakby tego było mało,  to co robi w pracy to operational risk   🤔  😵 On nie jest w stanie przeskoczyć swojej natury gracza szachowego i pana zarządzającego ryzykiem.. .  To chyba Fatum  👀
Btw dzięki za Twój wcześniejszy post przyjaźń vs partner samiec  :kwiatek:
Jak dla mnie bulls%^&it, pomysl, czy aby jemu nie jest teraz wygodnie, bez zobowiazan. Wspolny kredyt kiedy nawet sie razem nie mieszkalo to naprawde duze ryzyko, tu sie zgodze, ale nie znaczy to ze nie mozecie razem zamieszkac i zobaczyc jak w ogole sie w tym odnajdziecie zanim podejmiecie dalsze decyzje. Ja kompletnie nie pojmuje jak mozna nie robic wszystkiego, zeby zamieszkac z kims kogo sie kocha. Czasy studenckie zapewne juz dawno macie za soba...
Ile w ogole jestescie razem?
Netechta, dokładnie tak, jak chcesz z kimś być to chociażby z pudełku po butach.. Pomieszkiwalismy razem, i tak, we wszystkich kwestiach odnajdujemy się świetnie. I nie ma jak zamieszkać razem "na próbę", mnie i moim zwierzakom jest dobrze tu gdzie jesteśmy i jeśli mam się przeprowadzić, to tylko na swoje. B nie chce wynajmować domu bo zbiera kasę na"własny wkład ".  Btw B ma dużo większą zdolność kredytową, ja w zasadzie coraz mniej ryzykuje w tym związku..
Ale, to nie tak powinno być.. Tak jak napisalas, jak się kogoś kocha to się staje na rzęsach aby być razem jak najszybciej. A nie realizuje plan długoterminowy...
Ale..
Jak patrzę Mu w oczy to Mu wierzę. I kocham Go, więc chcę jak najlepiej dla Niego, jak najmniej stresująco..Niech sobie działa powolutku w swoim rytmie. Nieważne że mnie to (czasami) wkurza.  :jogin:
teraz wynajmujecie 2 miejsca - nie wyszloby wam podobnie gdybyscie wynajmowali cos razem?
No nic to, wam ma byc dobrze... 🙂
Nerechta, B mieszka w malutkim mieszkaniu, techniczne swoim więc płaci tylko za prąd i media, tyle co nic. Ale za plecami ma dużą irlandzka rodzinę więc nie może tego sprzedać i mieć żywej gotówki. Nie chce wchodzic głębiej w zawiłości tej sytuacji bo sama tego nie ogarniam.
Jakiś czas temu ktoś tu polecił książkę "Biegnąca z wilkami" - dzięki. Właśnie czytam i bardzo się cieszę, że ktoś tu o niej wspomniał
Averis   Czarny charakter
02 listopada 2018 00:56
vanille, to byłam chyba ja 🙂 Super, że się podoba!
Mieliśmy wczoraj wieczorem iść do kina... a zamiast tego się rozstaliśmy, między obiadem a wyjściem na film.

Ale może zacznę od początku. W sierpniu, w moje urodziny (cóż za złośliwość losu), J. poszedł na wizytę do stomatologa. Po mniej więcej miesiącu od tamtego dnia powiedział mi w niedzielę, że idzie się spotkać na piwo z koleżanką. Koleżanki to w jego świecie nic nowego, ma ich dużo i przyjaciółek płci żeńskiej ma trzy razy więcej niż męskiej. Zaniepokoiło mnie tylko to, że zupełnie nic mi nie chciał powiedzieć o tym spotkaniu. Bo zwykle było tak, że jak gdzieś wychodził, to mówił coś w stylu "idę się spotkać z Tereską (wstaw dowolne imię), koleżanką ze wspinaczki/szkoły/cokolwiek". A tym razem nic. Jakiś tydzień później o to zapytałam i powiedział, że jak był u tej dentystki w sierpniu, to potem zaczęli gadać, jakoś tak super im się pisało i zaprosił ją na kolację. Zapaliła mi się lampka, ale powtarzałam sobie, że gdyby on nie miał tyle koleżanek dookoła, to byłoby dziwne, ale tak to pewnie po prostu kolejna żeńska przyjaźń. Było mi tylko przykro, że spędził z nią jedyny wieczór, jaki mieliśmy dla siebie między jego dwoma tygodniowymi wyjazdami. Przełknęłam, odpuściłam. Nie było to łatwe, bo ta duża ilość bliskich kobiet w jego życiu była dla mnie czasem stresująca, ale jak wyluzowałam, to było przez jakiś czas dobrze.

Wczoraj jakoś jej temat wypłynął i zaproponowałam, że może skoro jest taka fajna i warta poznania, to pójdziemy na piwo we trójkę. J. stwierdził, że przecież on się z nią widział tylko dwa razy, więc nie jest to na tyle bliski człowiek, żeby go wprowadzać do naszego wspólnego życia. Pytam się - dwa razy? A kiedy był drugi? Zwykle, nawet jak nie spędzaliśmy wieczorów razem, to mniej więcej sobie pisaliśmy co robimy, a nie pamiętałam, żeby pisał, że wychodzi. On się zezłościł, że oskarżam go o kłamstwo, że on nie pamięta, bo to było dawno, że przecież nie ma w głowie kalendarza i tak dalej. W środę w tym tygodniu mi pisał, że musi się przygotować na czwartkową prezentację, więc do mnie nie przyjedzie. No i jak łatwo się domyślić, chwilę później okazało się, że spotkał się tego dnia z nią. Krótka pamięć, skoro po dwóch dniach nie pamiętał kiedy to było, co?

Potem była rozmowa o tym, że zasługuję na kogoś lepszego, że on nie jest w stanie dać mi takiej miłości jaką ja daję jemu, że lepiej mi będzie z kimś innym. Jak go słuchałam, to prawie jakby mówił zdania przeczytane w jakimś tanim romansidle. Miał przy tym łzy w oczach, ja oczywiście też, ale co z tego. Pytałam czy ma to związek z dentystką i stwierdził, że nie, ale ciężko mi w to uwierzyć. Zaproponował, że jeżeli chcę mieć go w swoim życiu to możemy zostać przyjaciółmi, a jeśli za jakiś czas stwierdzi, że nie może beze mnie żyć... to do mnie wróci. To ja mam siedzieć w oknie i czekać niby...?

Od lutego, po miesiącu naszego związku, J. był pół roku na misji w Iraku. Czekałam na niego, co miesiąc jeździłam trzy godziny w jedną stronę opiekować się jego mamą. Podtrzymywałam go na duchu jak miał gorszy dzień albo jak tęsknił... Miałam już przygotowany wpis, który chciałam dodać do wątku "Powietrze pachnie jak malinowa mamba" po jego powrocie, o tym jakie to wspaniałe uczucie, kiedy kochankowie po tak długiej rozłące wracają do siebie. Nigdy go nie dodałam, bo nigdy wspaniale nie było. Miałam poczucie, że muszę ubiegać się o jego uwagę, że całe otoczenie jest ważniejsze ode mnie. Tłumaczyłam to sobie tym, że był długo zupełnie wyłączony z normalnego życia, więc się zachłysnął po powrocie. Z tym, że kolejne miesiące mijały, a nadal nie czułam się kochana, zaopiekowana. Nie oczekiwałam cudów, nie mam na myśli przynoszenia kwiatów, jakichś wyjść do ekskluzywnych restauracji czy cokolwiek. Ale takiego zwykłego "rodzinnego" poczucia, że jest się dla partnera najważniejszym.

Niby dobrze, że stało się to po 9 miesiącach a nie 9 latach, ale mimo to jest mi strasznie smutno. Nie byłam szczęśliwa, ale przynajmniej miałam kogoś, do kogo wieczorem wracałam. Teraz zostałam całkiem sama, mam poczucie, że tak już będzie, bo nie umiem sobie wyobrazić, że znowu zaczynam jakiś związek od początku - że chodzę na randki, że spotykam się z innym facetem i od nowa robię to wszystko, co już było zrobione. A lata lecą...
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
04 listopada 2018 09:18
Fin trzymaj się mocno, przykro się to czyta zwłaszcza, że pamiętam jak pisalas o nim jeszcze zanim wyjechał na misję. Jesteś młoda i atrakcyjna, poradzisz sobie.


Jestem w stanie zrozumieć, że mój facet ma koleżanki czy znajome, które poznał jak jeszcze nie byliśmy razem. Jednak kiedy w trakcie związku ze mną poznaje kobiety, które zabiera na kolację to dla mnie nie jest to nic normalnego i na pewno by mnie to zastanowiło.
fin,  :przytul: trzymaj się.
Gillian   four letter word
04 listopada 2018 09:35
fin, ja bym uciekła już po tym, jak facet zaprasza inną na kolację. Serio, nie rozumiem koleżanek, przyjaciółek i innych tego typu. Może jestem staroświecka, nie obchodzi mnie to 🙂 albo związek albo wyjścia z kumpelkami na piwo 🙂 
Jeszcze wyjście z kumpelkami na piwo to pół biedy, ale kolacja  nie mieści mi się w głowie. Fin dobrze, że tak szybko, niedługo się pozbierasz i sama to docenisz.
Fin te początki są najlepsze, najbardziej się staramy, robimy sobie niespodzianki, czekamy pod ekscytowani na kolejne spotkanie, biegniemy do telefonu żeby zobaczyć czy napisał.  😍 Chociaż kiedyś też tak myślałam, że wszystko od początku, że znów to samo. I uważam, że te początki jednak są mega, daj sobie szansę i trzymaj się :kwiatek:
fin trzymaj się babo  :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek:

Ja się rozstałam w zeszłym roku po 7latach, wizja poznania nowej osoby i docierania się na wszystkich płaszczyznach była dla mnie po prostu... odpychająca. Ja w ogóle nie lubię poznawać nowych ludzi  😂
Ale jak trafisz na TĘ osobę to po prostu wszystko staje się takie oczywiste... 😉 Z nowym TŻ jestem od 1,5 roku i nie wyobrażam sobie życia bez niego  😍
fin Ja byłam w podobnej sytuacji z ex -multum koleżanek, ale, że znał je przede mną i zapewniał, że to naprawdę tylko koleżanki i widywał się z nimi z powodów swojego członkostwa w ochotniczej straży pożarnej... Przyjęłam z góry, że skoro ja mam masę kumpli, ale stawiam jasne granice i jestem wierna, to on też jest. No i wyszedł fail, bo było inaczej. Ja byłam wierna, on - nie. Tylko się z tym dobrze krył (wspominałam w jakimś poście wcześniej, odpowiadając smarcik ). Tylko, że ja tkwiłam w takim g.... przez ponad 3 lata. I to ja znalazłam w sobie siłę i to zakończyłam, po tym, jak wpadaliśmy w błędne koło on coś odwala-> ja to odkrywam przez przypadek-> on się kaja i przeprasza, obiecuje poprawę-> jakiś czas jest lepiej, tydzień-dwa-miesiąc->on coś odwala.... Naprawdę, wiem, że to podłe uczucie, że wydaje się wtedy, że zostanie się samą/nie zaufa się ponownie, nawet komuś innemu/randki? a co to? - ale kurde. Minie trochę czasu, odżyjesz sobie, oswoisz się z byciem samą i przynajmniej będziesz wiedziała... czego unikać. Ja też myślałam, że się długo nie pozbieram. A okazało się, że pięć miesięcy po rozstaniu weszłam w nowy związek, z osobą która na każdym kroku udowadnia (w sensie czynami, nie pięknymi słowami, chociaż tych też mi nie szczędzi 🙂 ), że mogę zaufać, mogę na nim polegać, jestem kochana i gdy pojawia się jakiś problem - rozwiązujemy go wspólnie, zamiast dwóch osób gdzie jedna wpada w tarapaty (ex), a druga, swoim kosztem, ratuje mu du... (ja) - jest po prostu "teamwork". Każde daje z siebie to, co potrafi najlepiej, a że jesteśmy częściowo dwoma odrębnymi skrajnościami* - uzupełniamy się w wielu płaszczyznach. Będzie dobrze, daj sobie czas. Trzymam kciuki!  :kwiatek:

* skrajnościami, ale w ważnych dla związku i wspólnego życia sprawach, ogółem jesteśmy zgodni, jeśli pojawia się nowy temat - dyskutujemy na spokojnie, komunikacja naprawdę działa. I pomimo wrodzonej upartości u obojga, umiemy pójść na kompromis, jeśli tego wymaga sytuacja.
dea   primum non nocere
04 listopada 2018 20:12
Czyta mi się te wasze pozytywne związki jak science fiction 🤣 ja już w to nigdy nie uwierzę 😉 grunt, że teraz jestem dużo szczęśliwsza, może nie ma morza endorfin, które się zdarzało, ale jest spokój i endorfiny w spokojnym strumyczku sobie płyną. Fajnie było zaliczać emocjonalne rollercoastery, ale zdecydowanie już za stara jestem. Jakoś tak wystarczają mi koledzy i z radością otwieram drzwi, jak wpadają nas odwiedzić, oraz z równą radością za nimi zamykam, kiedy wracają do siebie. Czasem myślę, jak to mnie babcia straszyła, że minie parę lat i będę żałować (hmmm czego? Że się nie pakuję w jakiś związek, nic nie czując już na starcie?)... No, może będę, a może nie? Może po prostu nic na siłę...

Trzymam kciuki za wszystkich 🙂 najważniejsze to nie tkwić w czymś, w czym na co dzień jest nam źle.
Fin, strasznie mi przykro.. Ale, z drugiej strony, potajemna  kolacja z uroczą dentysta?  🤔
Jeszcze spotkasz Pana Właściwego  :kwiatek:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się