Sprawy sercowe...

pamirowa, - cóż, ja przed P. też byłam z kimś dla mieszkania w sumie. Bo nie chciałam wracać do matki... I no, dramy nie było, znaczy było źle, ale żyć się niby dało. Tylko opcja "ch... ale stabilnie" przestała mnie kręcić, duma poszła w kieszeń, a ja wróciłam do swojego pokoju. I była to zdecydowanie najlepsza decyzja mojego życia, w dodatku podjęta o wiele za późno. Z pozytywów - wiem czego w swoim związku i życiu NIE chce 😉
ashtray, - to zależy. Mnie kłótnie męczą, w poprzednim związku była wieczna wojna o wszystko, a za dzieciaka matka mi kręciła afery chyba z nudy czasami. Z P. nie kłócimy się z trzech powodów - rozmawiamy, choćby było ciężko (i parę razy było), w dużych sprawach jesteśmy jednomyślni, o małe nie warto robić afery. Szanujemy siebie i swoje zdanie. Jeśli mogę wybrać, to bez kłótni jest mi lepiej psychicznie 🙂
wieczna wojna o wszystko, a za dzieciaka matka mi kręciła afery chyba z nudy czasami.


Wydaje mi się, że wyraźnie podkreśliłam, że nie mam na myśli skrajoności, heloł! 🤣
Wydaje mi się, że dla wielu osób aspekt finansowy jest argumentem do pozostania w związku. I nie chodzi właśnie o skrajne sytuacje, gdzie się ludzie codziennie szarpią, kłócą i rzucają w siebie talerzami, tylko o taką nudę, niedopasowanie, wypalenie, które nie uniemożliwia mieszkania pod jednym dachem, ale nie spełnia też oczekiwań jakie się ma wobec związku. Jeśli jest bardzo źle to zwykle dużo prościej podjąć decyzję o końcu. Jak jest jako-tako to kłopoty związkowe bywają skutecznie równoważone przez czekające post-rozstaniowe prozaiczne problemy na drugiej szali. Bilans wychodzi na 0, więc decydujemy się na pozostanie w tym ujowym acz bezpiecznym miejscu.
Vanille, zgadzam się. A często impulsem do odejścia z takiego związku bywa trzecia osoba 😉
I wtedy często człowiek dopiero dostrzega jak bezsensowne było tkwienie w takim układzie, zwłaszcza jak sie jest stroną porzuconą. Bo można było zakończyć to wcześniej, być może być juz w związku z kimś fajnym, prawdopodobnie miec juz rozwiązane problemy post-rozstawione, ekonomicz e etc... A tak? Wszystko dzieje sie nagle, bez naszego udziału, bez przygotowania. Miesiące bądź lata po tym, kiedy to powinno sie było rozpaść.
Miałam przyjaciółkę, która weszła w związek w wieku 18 lat, z gościem 8 lat starszym. Po 1.5 roku był pierwszy poważny kryzys , jak dla mnie wtedy powinna była to zakończyć. Ale mówiła, ze jej szkoda, bo to prawie 2 lata życia poświęcone na budowanie tego. Takie sytuacje, łącznie z realnym podejrzeniem zdrad pojawiały sie dosc regularnie. No ale szkoda było tych 3,4,5 lat razem... Ostatecznie to on ja zostawił dla innej, po 7 czy 8 latach. I zamiast stracić na niego 1.5 roku straciła 8. O dziwo tamtej sie oświadczył po kilku miesiącach, przyjaciółce nawet nie dorzucał sie do mieszkania, w którym pomieszkiwał przez te lata.
ashtray, ja się zgadzam co do tych kłótni. Nie wiem, jakoś w życiu jeszcze mi się nie zdarzyło zgadzać się z kimkolwiek w 100%, bez ustępstw 🙂 Z mężem też. Nie kłócimy się często i w sumie o nic ważnego, ale było kilka trudniejszych tematów. Na pewno jak ustalaliśmy sobie swoją wspólną i osobną przestrzeń do życia to szło trochę iskier, ale sytuacja dawno za nami. A przed nami pewnie kolejne wyzwania.
Pamiętam, że kiedyś tu napisałam, że nikt nie potrafi mnie tak wyprowadzić z równowagi jak mój najukochańszy mąż 🤣 i wiele tu się pojawiło głosów par niekłócących się w ogóle - dla mnie to było nietypowe, ale rozumiem, że każdy ma taki związek, jaki mu odpowiada 🙂
Martita   Martita & Orestes Company
15 listopada 2018 22:40
Tak się lużno zastanawiam nie pijąc do żadnej konkretnej sytuacji, czy na nasz związek wpływa nasza wolność, którą mamy w sobie. Na zasadzie, że nawet jeśli wiem, że rozstanie z obecnym partnerem byłoby ekonomicznie dla mnie strzałem w kolano to pomimo tego odeszlabym gdyby przykładowo mnie zdradzał etc. Czy sami sobie nie nakładamy mentalnych łańcuchów w związku? I nie myślę tutaj o naszych wyborach biorących pod uwagę drugą stronę. Bardziej czy nie uwiązujemy samych siebie w danej relacji pomimo tego, że nie jesteśmy w niej szczęśliwi. Nie dostrzegając wtedy możliwości jakie mamy.

Ja ze swoim TŻ się nie kłócimy. Nie mamy cichych dni, płaczu w poduszkę. Ale sprzeczki np. o to, że proszę kolejny raz żeby posprzątał kocią kuwetę to regularnie  😁 Parę zdań powiedzianych w złości ale od razu przepracowujemy to na bieżąco. Ja nie lubię się kłócić ale jestem cholerykiem strasznym. U nas sprawdza się takie "donośne marudzenie".
Martita, haha donośne marudzenie to coś o mnie 😀 Cichych dni to i my nie mamy, miewamy głośne chwile 😉
Martita, myślę, że wiele osób uwiązuje się w relacji, ale powody takiego zachowania są tak rozmaite, że nawet nie sposób ich zliczyć. Ekonomia jest tylko jednym z nich.
Martita   Martita & Orestes Company
15 listopada 2018 23:15
Cri Dokładnie takiego określenia mi brakowało!  😂

vanille Doskonale zdaję sobie sprawę, że tych powodów jest mnóstwo a ta ekonomia to tylko przykład. Ile ludzi i ile związków tyle możliwości. Myślałam o pewnym schemacie zachowania bardziej może?
ashtray, IMO sporo tych 100% bezklotniowych par z watku to troche lukrowanie rzeczywistosci 😉

Na pewno jak zwykle "to zalezy" - od charakteru, indywidualnych potrzeb, sposobu komunikacji, whatever. I pewnie sa tacy, co sie nie kloca, bo umieja zawsze powaznie i spokojnie porozmawiac. I tacy, co sie "nie kloca", bo roznice zdan trzymaja zamieciona pod dywan 😉 ja juz pisalam, ze my sie klocimy. Czasem, o drobiazgi glownie, albo jak sie nakreca jakies poboczne dyskusje o polityce i cholera wie czym jeszcze; bo do jakichs powaznych rzeczy, pracy, planow na zycie i finansow to mamy cierpliwosc, do innych spraw jakby mniej :P no i dla mnie "sprzeczka o kocia kuwete" (rzeczy na krzesle, pusta psia miske, niewyniesione smieci j co tam jeszcze) to juz klocenie sie, widze, ze rozni ludzie roznie to rozumieja 😉

Żyć samemu bywa najtrudniej chyba właśnie pod względem ekonomicznym....


A to zgoda niestety. Jak mieszkalismy w poprzednim mieszkaniu to mnie czesto dolowala sama swiadomosc, ze w razie czego to bylabym finansowo w dupie z takimi oplatami, a nawet studenckie pokoje w tamtej okolicy to i 800 euro za miesiac 🤔wirek: i wez tu zyj i spelniaj pasje 🤣 i jak slysze od znajomych z PL o kosztach wynajmu to taak, spelnianie pasji w pojedynke takie latwe 😉

Btw my w ramach rozwiazania wynieslismy do no-go-zony, tej najgorszej, czarno-marokansko-przestepczej :P wiec czynsz moglabym placic na luzie z golej minimalnej, tyle wygrac 😁
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
16 listopada 2018 09:21
Ja wolalabym wrocic do rodziców, zrezygnować z pewnych rzeczy niz byc z kims mimi, ze nic nas nie łączy, nie ma juz miłości itp. Moze dlatego, ze moge, zawsze jest dla mnie tam miejsce i nie jest z tego powodu wstyd.
ashtray, - chodziło mi raczej o to, że mnie ze względu na wcześniejsze doświadczenia bardzo męczą kłótnie. I reaguje na nie źle 😉 Wolę ciężkie, szczere rozmowy, mimo, że nie jest to proste. I takie byly, z czego najgorsza z mojej winy, ale kłótni nie.

JARA - zazdroszczę, bo ja od początku liceum myślałam o wyprowadzce 😉 Wstyd wstydem, ale moja mama ma bardzo ciężki charakter, a ja jestem uparta jak osioł.
Martita   Martita & Orestes Company
16 listopada 2018 09:36
kokosnuss No właśnie to chyba zależy od definicji kłótni jaką posiadamy. Dla jednego będzie to w momencie kiedy latają talerze a dla drugiego kiedy druga strona weźmie głębszy oddech.  Kolejna rzecz, że kłótnia to też szerokie spektrum. Można się kłócić o tą kocią kuwetę wzajemnie się szanując a można też kipiąc nienawiścią. Dla mnie te nasze sprzeczki pozwalają nam rozładować emocje. Na tematy ważne, siadamy i poważnie rozmawiamy. O kocią kuwetę mogę pokrzyczeć  😜 Ale nie ma w tym atakowania drugiej osoby, chęci zrobienia przykrości, obrażania, walki. Więc tak to mogę się i kłócić.  😁
Martita, haha donośne marudzenie to coś o mnie 😀 Cichych dni to i my nie mamy, miewamy głośne chwile 😉


Hahah <3 W punkt! U nas podobnie. 🙂

kokosnuss zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś.
Ciężko jest mi uwierzyć, że dwie zupełnie odrębne jednostki, żyjące razem zgadzają się ze sobą we wszystkim i nigdy nikomu nic nie przeszkadza w drugiej osobie. 😉
Osobiście, podobnie jak w tym wykładzie uważam, że kłócenie ze sobą jest normalne i zdrowe, bo pozwala nam wyznaczać granice, mówić otwarcie o tym, co nam nie pasuje i generalnie oczyszcza atmosferę. Podano tam przykład pary, która tak bardzo chciała być uważana za idealną, że dla samych pozorów i zachowania wizerunku, zawsze zgadzała się ze sobą, chociaż wiele rzeczy mieli sobie do zarzucenia i jak się okazało po rozstaniu, mnóstwo rzeczy im się w sobie nie podobało. Tylko zwyczajnie nie rozmawiali o tym, bo chcieli w oczach wszystkich uchodzić za taki ideał. Tak samo może być z osobami, które boją się konfrontacji i konfliktu.
Sądzę też, że sztuka asertywności, niezgadzanie się w czymś i mówienie o tym, w taki sposób by druga osoba nie poczuła się w żaden sposób urażona czy atakowana, a jeszcze wyszła z chęciami rozmowy i poprawy jest sztuką trudną 😉 Nie nieosiagalną, ale trudną.
No chyba, że trafiły na siebie dwie osoby o chłodnym temperamencie. U nas oboje mamy gorące, więc zagotować się nam obojgu łatwo. Ale to są pożary, które łatwo ugasić. I gaszone na bieżąco, nic się nie tli.

A co do lukrowanych par... Oj, choćby i na re-volcie- wiele razy tak już było, że partner był idealny, i robił śniadanka do łóżka i rozmowy tak bardzo, a potem nie wyszło i jednak okazywał się być toksyczny i umiał tylko wykorzystywać 😉 Laski ogólnie lubią się chwalić i lubią jak inne im zazdroszczą, więc ja patrzę na to z dużą dozą dystansu.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
16 listopada 2018 10:38
Nie ma par idealnych, to jasne, ale mozna miec faceta, który robi fajne rzeczy, ma wady, ale tak błahe, ze nie stanowia podstaw do rozstania ani nie trzeba o tym pisac na forum.
Ja nie wierzę, że są związki, w których nie ma kłótni... a jeśli faktycznie są to chyba oboje ludzi mają na siebie wylane :/
A co do lukrowanych par... Oj, choćby i na re-volcie- wiele razy tak już było, że partner był idealny, i robił śniadanka do łóżka i rozmowy tak bardzo, a potem nie wyszło i jednak okazywał się być toksyczny i umiał tylko wykorzystywać 😉 Laski ogólnie lubią się chwalić i lubią jak inne im zazdroszczą, więc ja patrzę na to z dużą dozą dystansu.



O to to! Ja kiedyś też tak robiłam. Mój związek był... słaby, codzienna walka, nie jakieś dramatyczne kłótnie, ale niedopasowanie wylewało się bokami. Ale jak koleżanka pytała co u nas, no to wyciągnęłam te kilka fajnych rzeczy i mówiłam, że Mareczek pojechał ze mną do stajni nawet, wspiera mnie w pasji, Mareczek jest oszczędny, bo myśli o naszej przyszłości, Mareczek dużo pracuje przy komputerze, bo się uczy, żeby wyjść na ludzi.
"O jak fajnie! Mój nigdy nie pojechał ze mną do konia!"

A Mareczek? Pojechał do stajni z nastawieniem, że to najgorsze miejsce świata i cały czas dawał mi odczuć, że czuje się tam fatalnie, Mareczek nie pożyczył mi 50gr do biletu na busa i musiałam w nocy dymać do bankomatu żeby wyciągnąć z 50zł (serio serio 😀). Mareczek nie lubił wychodzić z pokoju i siedział non stop w necie oglądając śmieszne obrazki.

Ale tak bardzo chciałam wierzyć, że jest dobrze... a jak inni wierzyli to było łatwiej :-)  Miałam wtedy 19/20 lat.
Averis   Czarny charakter
16 listopada 2018 12:13
Myślę, że wszystko zależy od sposobu kłócenia się. Duże emocje są ok. Gorzej,, kiedy razem z nimi pojawiają się wyzwiska i słowa, które mocno ranią (wypowiadane z intencją zranienia).
A ja w swoim "profesjonalnym singielstwie" 😉 doszłam już do kolejnego etapu. Stety-niestety.
Coś co można określić staropanieństwem psychologicznym. 😉 😉 😉
Z pełną szczerością i prostotą stwierdzam, że nie czuję potrzeby drugiego człowieka obok. Takiego bezpośredniego kontaktu. Cieszę się, że mam dwie przyjaciółki i kilka bliższych znajomych z którymi rozmawiam przez fb/telefon, itd. Ale próba wyobrażenia sobie, że ktoś jest na dłużej w moim mieszkanku ze mną przyprawia mnie o dreszcz niepokoju. Od najmłodszych lat życie ćwiczyło mnie w samotnym spędzaniu czasu i teraz jest to dla mnie norma. Nie znam innego stylu życia.

Ale z drugiej strony w miarę upływu lat widzę jakie to mądre ze strony natury by ludzie łączyli się w pary. To jest jednak bardzo praktyczne.
Po pierwsze to, co już napisałyście o aspekcie finansowym. Jest ciężko. To, że mam swoje mieszkanie to wyłącznie wynik mojej przezorności i tego, że zaczęłam oszczędzać "na swoje cztery kąty i samochód" w wieku wcześnie nastoletnim. Teraz jest ciężko żyć z jednej pensji. Momentami bardzo ciężko. 
A jeszcze do tego kwestia rozdziału obowiązków w czasie - codziennych pierdołek typu zakupy, sprzątanie, spacer z psem.
I jeszcze to, że pokolenie moich rodziców jest coraz starsze i coraz częściej pojawiają się sytuacje pobytów szpitalnych, opieki, pomocy, itd.
Ja też nie młodnieję przecież... To powiedzonko o szklance wody na starość ma jednak sens. Odczuwam to całkiem konkretnie w momentach chorowania, nawet przy głupim przeziębieniu.

Więc chociaż psychicznej potrzeby bycia w związku nie mam, to mówiąc brutalnie i cynicznie - miałabym czasem potrzebę obecności drugiej pary rąk, w czysto przedmiotowym ujęciu.
efeemeryda   no fate but what we make.
16 listopada 2018 12:48
Ascaia
masz bardzo dużo racji, M. pomaga mi bardzo... sprzątnie kotom, da im jeść, zrobi zakupy, odbierze paczkę itp... mnóstwo codziennych pierdół o które niedawno musiałam dbać sama, to ogromne odciążenie.
O tak, jakbym mieszkała sama to albo żyłabym w bałaganie (czego nie lubię) i jadła jakieś zamówione jedzenie, albo nie miałabym zbyt wiele czasu na konia i inne ważne rzeczy... 🙂

Averis, dokładnie tak, nie można dopuścić do takiego zatracenia się w kłótni, żeby mówić drugiej osobie naprawdę przykre rzeczy albo co najgorsze wyzwiska.
Dlatego kłótnia kłótni nierówna. Inna jest tez kłótnia o życiowo ważne sprawy czy pieniądze a kłótnia o niepozmywane naczynia czy kocią kuwetę. Drugie można raczej nazwać sprzeczką.


maleństwo   I'll love you till the end of time...
16 listopada 2018 13:12
Jak fajnie wejść na forum i dowiedzieć się, że się lukruje, picuje, ściemnia, a jak nie, to pewnie ma się wywalone na męża 😀 (jak to ja, piszę pół żartem, oczy mam i widzę, zeypiszecie "większość / sporo", a nie "wszyscy"😉

Nie ma par idealnych, to jasne, ale mozna miec faceta, który robi fajne rzeczy, ma wady, ale tak błahe, ze nie stanowia podstaw do rozstania ani nie trzeba o tym pisac na forum.

Ejmen!
U nas bywało ostro, tak ostro jak pisze Averis (była też intencja "ranienia", to nie były zwykłe kłótnie). To był czarny okres naszego związku. Ale ostatecznie gdzieś w tym giga dole, umieliśmy się zatrzymać, ochłonąć i.. przepracowaliśmy ten cały "shit storm". Udało się, ale tylko dlatego, że oboje chcieliśmy być razem, ale pogubiliśmy się w codziennym życiu. Mieliśmy 2 wyjścia: rozstać się albo naprawić. Ponieważ chcieliśmy - to wyszliśmy zwycięzko.

A teraz? NIGDY nie było lepiej. Serio, jest tak czysta relacja, tak dobra, że ja codziennie się muszę szczypać. I nauczyliśmy się kłócić, w sumie teraz to raczej wymiana zdań 🙂
Pół roku naprawdę ciężkiej pracy, ale dla takich malinowych chwil było warto. No i ja się wiele o sobie nauczyłam 🙂


Co nie oznacza, że to będzie trwało wiecznie. Na razie jednak się tym upajam i mam nadzieję, że już nie nawalimy 😍
JARA, czasem mimo dobrych relacji w domu rodzinnym nie bardzo są możliwości. Mój dawny pokój zajmuje siostra z mężem, gdybym miała się zwalić rodzicom na głowę (z dzieckiem) musiałabym spać kątem gdzieś na materacu. Nawet nie miałabym swoich rzeczy gdzie upchnąć. Tak czysto hipotetycznie piszę, bo nigdzie się nie wybieram 😉

Co do kłótni to chyba wiele zależy od tego jacy ludzie się zejdą. Ja jestem osobą niekonfliktową, niewybuchową i generalnie zanim zrobię o cokolwiek przytyk mam mega cierpliwość. Gdybym miała partnera podobnego do siebie, szukającego kompromisów pewnie mogła bym napisać, że nigdy się nie kłócę, bo to byłby tylko dyskusje. Niestety mój mąż ma ciężki charakter, krótki lont przy tyłku i ciągle się czepia o pierdoły. Kiedyś zbywałam to żartami, próbowałam przepracować z nim pokazując inną drogę porozumienia. Teraz mi się nie chce i mam wywalone, jak się nakręca to ja wyłączam się. Jak przegnie to JAK ryknę, kuli ogon. Serio stoika wyprowadzić z równowagi to strach się bać 😉
maleństwo   I'll love you till the end of time...
16 listopada 2018 14:18
bera7, o, dokładnie u nas tak jest. Dwie osoby niekonfkiktowe (ja to nawet nie potrafię ani się kłócić, ani obrazić, z nikim, czy to mąż, czy kto inny), niewybuchowe, ceniące przede wszystkim dyskusję i logiczne argumenty. I serio, rzadko nam się zdarza mieć odmienne zdanie na jakikolwiek temat...
maleństwo, ej, z tym lukrowaniem to nie tak, ze sie wszyscy sekretnie nienawidza 😉 😁 tylko te pary, co sie nigdy nie kloca i tylko sniadania do lozka i inne fajerwerki to cos jak te dzieci, co nigdy nie placza, samochody, co sie nigdy nie psuja i konie, co sie nigdy nie plosza - istnieja jednak glownie w internecie :P

U nas tez bywalo tak jak pisze Averis i amnestria, szczegoly do internetow sie nie nadaja 😉 tyle ze do pewnych rzeczy musielismy zwyczajnie dorosnac, jak sie ma malo lat za to rownie duzo idealizmu co oderwania od rzeczywistosci i porywczego charakteru to tak bywa. No i latwo trzymac te  malinowosc zwiazku jak zycie sie spoko uklada, gorzej jak nie ma pracy, kasy i dachu nad glowa i wez tu se pielegnuj intymnosc, zaangazowanie i wyrozumialosc jak mieszkasz z obcymi ludzmi na melinie na czarno i konczy sie debet 😁

Tym bardziej jestem z nas dumna, ze ostatnia prawie-bezdomnosc i trwala bezwodnosc :P skonczyly sie tylko niewinnymi dosc klotniami o to, kto za malo sie stara a nie robieniem sobie krzywdy. A teraz jest malinowo 🙂 i tylko zmywac dalej nie ma komu :P
kokosnuss, możemy się w różnych kwestiach nie zgadzać, ale muszę to powiedzieć - jest w tym co i jak piszesz tyle... takiej pozytywnej bezpretensjonalności, takiej niewymuszonej normalności, prawdy. Trzymam mocno kciuki, żeby sprawy lokalowe-finansowe się szybciutko poukładały.
maleństwo   I'll love you till the end of time...
16 listopada 2018 17:00
kokosnuss, ja to jak najbardziej rozumiem, dlatego pisałam z przymrużeniem oka. Co nie zmienia faktu, że akurat ja i mój mąż naprawdę nigdy się nie klocimy. Ale też nie jest to zdecydowanie tak, że śniadanie do łóżka i ćwierkanie. Po 6,5 roku i z małym dzieckiem, to raczej proza życia 😉
busch   Mad god's blessing.
16 listopada 2018 18:30
Ja wolalabym wrocic do rodziców, zrezygnować z pewnych rzeczy niz byc z kims mimi, ze nic nas nie łączy, nie ma juz miłości itp. Moze dlatego, ze moge, zawsze jest dla mnie tam miejsce i nie jest z tego powodu wstyd.


Mi na myśl o powrocie do rodziców skóra cierpnie, więc sądzę że ocena "co jest gorsze" bardzo zależy od konkretnej sytuacji 😉

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się