Sprawy sercowe...

Mejkap nakładany rzadko daje większy efekt 😉
Nie maluję się na co dzień bo żeby zrobić to tak by wyglądało dobrze muszę się skupić i poświęcić sporo czasu. Na szczęście mam nienajgorszą cerę więc mogę sobie pozwolić na takie podejście - jedynie jak mi przed okresem coś wyskoczy to nakładam podkład lub korektor.  Nie wyobrażam sobie za to być nieświeża, z tłustymi włosami, w brudnych ciuchach, z monobrwią i nieumytymi zębami, a mam wrażenie że taki obraz rysuje się wielu osobom, które przeczytają ' Nie maluję się' .
majek   zwykle sobie żartuję
30 listopada 2018 13:26
A ja się zastanawiam, jak mozna robić makijaż 3 godziny. Ja potrzebuję 5 minut na ten codzienny, ew 20 jak mam jakieś wielkie wyjście. Chyba że liczycie z dojazdem do salonu piękności.
majek, moja przyjaciółka przed wyjściem na imprezę potrafiła się malować godzinami. Mi max po 10minutach zaczynałoby brakować pomysłów co mogłabym jeszcze zrobić 😁
Ja potrafię zrobić makijaż w 5-10 minut, ale potrafię też malować się godzinę. Wszystko zależy od tego, jaki to makijaż  🙂

Swoją drogą, ta dyskusja zaraz zostanie wyrzucona z tego wątku do wątku makijażowego i umrze tak samo, jak ta o gołąbkach  🙁
może nie, bo moderatorzy chyba w sen zimowy zapadli 😂
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
30 listopada 2018 13:40
Ej, wątek makijażowy też jest spoko - dopóki tam nie zajrzałam, nie wiedziałam, że istnieje milion pędzli, każdy do czego innego  😂 Dziewczyny pokazały mi jakąś zupełnie nową płaszczyznę bycia kobietą i przy okazji nowe zakamarki internetu - tutoriale na youtube  😂

Gołąbki raczej się nie powtórzą, bo moderacja się posypała ostatnio - chyba nie wybrano dotąd nowego moda na wolne miejsce?  👀
Mi sie wydaje, ze takie rzeczy jak makijaz czy jego brak maja znaczenie na etapie randkowania. Sadze tez, ze wyglad, dbanie o siebie, podkreslanie makijazem atutow moze miec wplyw na pierwsze wrazenie, ale czy pozniej ma to jakies znaczenie, to watpie 😉 Czasem poznawalam fajnie wygladajacych facetow, ale gdy tylko otworzyli usta, czar momentalnie pryskal. Sadze, ze dziala to w dwie strony 😉

Natomiast nie bardzo wyobrazam sobie sytuacji kiedy jestem z facetem w zwiazku- 2/3 lata czy wiecej i robie sobie tatuaz albo kolczyk w nosie, a on mnie zostawia, bo mu sie nie podoba. No chyba cos wtedy jest nie halo. Tak samo jak on by sobie zrobil tunel czy cokolwiek. No przeciez nadal jest ta sama osoba, z ktora mieszkam i zyje. Nie widze powodu do rozstania. Nie widze tez powodu bym musiala dawac mu zgode na to czy moze sobie zrobic ten tunel czy nie. W koncu to jego cialo.
Do tematu "w czym facet mnie lubi" nie odniosę się, bo w moim przypadku to nie wpływa na relację. Często śmiejemy się z moim z np. stroju do sklepu czy na wyjście z psem (czyli np. dres + eleganckie buty bo się szybciej zakładają + przykrótka kurtka i do tego skórzana torba  🤣 ), tak samo śmieje się jak np. budzę się z jakąś fryzurą z dupy (i mnie też to bawi), ale tak samo umiemy sobie powiedzieć komplement. To jest dla mnie zupełnie normalne i musiałam się chwilę zastanowić co napisać.
A jeśli chodzi o preferencje to ostatnio bardzo podobają mi się kobiety bez makijażu. Obracam się w środowisku filmowo - wspinaczkowym, a tam rzadko gdzie jest miejsce na zastanawianie się nad swoim wyglądem i zadbane dziewczyny bez makijażu ubrane w tzw. "cokolwiek" potrafią wyglądać na prawdę super i bardzo mi się podobają wizualnie. Ale to nie znaczy, że jestem przeciwko makijażowi. Sama kiedyś lekko malowałam się na co dzień i dla mnie to było wtedy naturalne i też czułam się dobrze, ale od jakiegoś czasu zaczęłam zauważać dużo pięknych elementów, w moim guście, które tak po ludzku mi się podobają, w kobietach bez makijażu. Tak samo na prawdę podobają mi się zmarszczki. Chyba lubię obserwować twarze. Sama na co dzień nie czuję potrzeby malowania się, więcej, bardziej się sobie podobam naturalnie- wyglądam moim zdaniem ciekawiej. Ale kiedy ubieram się bardziej elegancko makijaż zwyczajnie do tego pasuje i wtedy lepiej się czuję w nim - ponieważ dopełnia całość, działa tak jak biżuteria. Gdybym więc codziennie ubierała się bardziej elegancko pewnie też dopełniałabym całość makijażem.
Bardzo, bardzo nie podobają mi się za to dziewczyny, które widocznie przekładają swój wygląd ponad wszystko i cały czas o nim myślą. Nie wiem w jaki sposób, ale to widać. Ale to już jest w głowie. Nie lubię też takiej "pseudo elegancji" - i nie mówię tu o mieszaniu stylów. Ale to kwestia gustu i to określenie tyczy się mojego poczucia estetyki, a każdy ma swoje własne. Można super wyglądać w dresie na działce bez grama kosmetyków na twarzy, tak samo można wyglądać pięknie w wieczorowej kreacji po godzinnym makijażu. Wszystko jest dla ludzi, ważne, żeby czuć się dobrze i fajnie, jeśli możesz spojrzeć w lustro i pomyśleć "ładnie!".
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
30 listopada 2018 14:52
Atamanka odbiegając od tematu - czym jest środowisko filmowo-wspinaczkowe? Brzmi szalenie ciekawie! Bierzesz udział w kręceniu filmów o wspinaczce? 🙂

Tak na co dzień, na ścianach i w skałach, to ja jednak widzę mnóstwo ślicznych, zadbanych lasek, czy to z tuszem na rzęsach czy w dopasowanych kolorystycznie ciuchach 🙂 oczywiście nie mówię tu o wielodniowych górskich wyrypach czy spaniu w namiocie pod skałą, chociaż wtedy też jest kombinowanie żeby chociaż włosy umyć 🙂
smarcik osobno film i osobno wspinanie 😉 Na planie czasem warunki są ciężkie, czasem pracuje się od 4 rano do 23, często cały dzień na zewnątrz na mrozie. A są też dni kiedy na spokojnie pracujesz sobie od 9 do 18 w ciepłej hali i masz dużo wolnego. Zawsze najważniejsza jest wygoda, ale jednocześnie zwykle otaczają cię ludzie ze środowisk artystycznych (scenografowie po ASP, związani z fotografią, malarstwem...) i potrafią świetnie łączyć wygodne z estetycznym. A jeśli chodzi o wspinanie - nie rozdzielam tu zero-makeup i pomalowanych rzęs, raczej chodzi mi o taki ogólny look... hmm, może przez to, że widać, że ktoś czuje się dobrze w tym, co ma na sobie, jestem go w stanie określić jako "naturalnego"? Może to o to w tym wszystkim chodzi?  😉
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
30 listopada 2018 15:03
Ale super zawód! Nie mamy przypadkiem jakiegoś osobnego wątku w tym temacie? Chętnie poczytałabym więcej na ten temat 🙂 Skąd taki pomysł? 🙂

Nie chcę tu robić off topu ale szalenie mnie to zaciekawiło 😉
Martita   Martita & Orestes Company
30 listopada 2018 15:33
Cri W punkt! Ja za często się z Tobą zgadzam  😁

Ja lubię u siebie jak mój wygląd pasuje do sytuacji/okazji w której się znajduję. Dobrze się czuję i w pełnym make-upie i zupełnie bez. Lubię siebie w każdej swojej wersji. W dresie na spacerze z psem i w szpilkach na imprezie. I każdą z odsłon mój partner zna. Tak jak i ja jego widuję w garniturze czy szlafroku. Myślę, że na to w jakim wydaniu pokazujemy się danej osobie zależy od stażu czy zażyłości relacji. Kwestia tego w jakich okolicznościach w jakim wydaniu czujemy się komfortowo. Na pierwszych randkach chciałam wyglądać ładnie i pociągająco. Te pierwsze spotkania to jest trochę pokazywanie swoich piórek. Natomiast te piórka to miał być tylko dodatek do mojej osobowości. Kiedyś w internecie widziałam takie powiedzonko "Przyciągnij wyglądem, zatrzymaj charakterem" i chyba jakieś ziarno prawdy w tym jest. W końcu wygląd fizyczny ma znaczenie dla pożądania (przynajmniej dla mnie). Inna kwestia jest w relacjach dłuższych stażem, wygląd wtedy schodzi na dalszy plan bo kochamy tą osobę  niezależnie od tego czy przytyła/schudła/zrobiła tunele/tatuaż/wyłysiała etc.

Rewelacyjne jest to, że tak się różnimy.  Istotne aby być czystym, zadbanym i czuć się dobrze we własnej skórze. Dla mnie makijaż jest elementem ubioru jak szpilki. Piękne ale nie wszędzie pasują 😉
może nie, bo moderatorzy chyba w sen zimowy zapadli 😂


No przecież jestem. Makijaz bardzo ważna rzecz w sprawach sercowych
busch   Mad god's blessing.
30 listopada 2018 17:01
Ja się zawsze maluję, nawet jeśli nigdzie nie wychodzę bo mam bardzo jasną oprawę oczu + nierówny koloryt skóry i drobne problemy skórne, więc bez malowania się wyglądam po prostu źle i sama na siebie nie mogę patrzeć. Brwi mam prawie nieistniejące tak z natury, a bez brwi ludzie wyglądają generalnie dziwnie 🤣. Bez makijażu czuję się jakbym się nie przebrała z piżamy = na pewno nie czułabym się komfortowo idąc tak do pracy.

Ogólnie jeśli ktoś mnie widzi bez makijażu, to od razu zakłada że jestem chora i próbuje mnie wysłać do domu 😁. Mojemu chłopakowi jakimś cudem nie przeszkadza moja niepomalowana wersja ale mi bardzo!!! 😁 Więc zgadzam się ze stwierdzeniem że w moim przypadku akurat zrobienie/niezrobienie nie wpływa na sam związek jakoś specjalnie. Chociaż z drugiej strony - to wg mnie zawsze jest próba balansowania pomiędzy dwoma sprzecznymi przykazaniami ogólnie pojętego społeczeństwa. Z jednej strony "partner powinien kochać cię taką jaką jesteś", a z drugiej strony "należy dbać o związek jak podczas fazy zakochania, żeby iskierka nie zgasła". Jak to konkretne komu wychodzi, to bardzo zależy. Jedne po pół roku związku nie czują potrzeby golenia nóg, a inne po całych dekadach zawsze trzymają jakieś tam swoje standardy bo jakżeby inaczej.

Jedno jest dla mnie jasne - w miejscu pracy liczy się to, czy ktoś jest "zrobiony", czy też nie. Te zrobione osoby wywierają ogólnie lepsze pierwsze wrażenie. Psychologiczny efekt halo to prawda = ładne osoby są postrzegane z góry jako inteligentne, pracowite itd. A makijażem i takimi innymi zawsze można się trochę w skali ładności podciągnąć 😀
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
30 listopada 2018 17:45
Mam męża pracującego w firmie kosmetycznej i już nawet paczek-niespodzianek nie bierze z firmy, bo u mnie cienie, pudry i inne szminki i tak się przeterminują. Jak robiliśmy sesję na 10 rocznicę ślubu, to zadzwoniłam do koleżanki z pytaniem jaki tusz kupić, a ona mi na to "nie kupuj, u Ciebie i tak się przeterminuje, więc pożyczę Ci swój".  😁 Wyjęty przy tej okazji z folii nowy puszek (tak to się nazywa?) do pudru... rozsypał się w rękach. Leżał nie otwarty pewnie z 10 lat.  😂 Mój mąż generalnie nie lubi tapety. Wystarczy, że jestem umyta i mam czyste włosy. Od wielkiego dzwonu użyję perfum, a jak już robię makijaż, to trwa to jakieś 3 minuty.


Jedno jest dla mnie jasne - w miejscu pracy liczy się to, czy ktoś jest "zrobiony", czy też nie. Te zrobione osoby wywierają ogólnie lepsze pierwsze wrażenie. Psychologiczny efekt halo to prawda = ładne osoby są postrzegane z góry jako inteligentne, pracowite itd. A makijażem i takimi innymi zawsze można się trochę w skali ładności podciągnąć 😀


No nie wiem, ja pracuje w zoo i tam na moim dziale to 90% faceci - silni, nie dbający sami o wygląd czy ubiór i dziewczyna co przychodzi pomalowana jest uwazana za jakąś dziwną, bo gdzie taka do fizycznej roboty :P
Także to zalezy od branży 😉

Ja do pracy przychodzę w polarach, ubrana w totalnie cokolwiek, ok umyta, ale mam totalnie wywalone w czym przychodze, byleby mi było ciepło o tej 6-7 rano kiedy są przymrozki.... w pracy sie przebieram w ciuchy robocze czyli tez polar haha. PRzez cały dzień w pracy mam we włosach siano a na ubraniu kupy zwierząt i śmierdzę capami na odległosć.
Jak schodze do szatni to co z tego, że się wykąpie - i tak śmierdzę, bo cała szatnia jest przesiaknięta zapachem zoo (mamy szatnie w pawilonie nosorożców).  Zimą nie wymyję włosów w pracy, a włosy przesiąkają baaardzo zapachem gnoju od róznych zwierząt :P ostanio jak byłam w urzędzie skarbowym po pracy, to czułam, że śmierdzę, do tego byłam w polarze i pomyślalam sobie, że ludzie to musza myśleć, że jestem jakąś niedoyta laską spod mostu :P

I szczerze mówiąc ostatnio ciężko mi się przez to przestawić na makijaż, dobre ubranie się itd - bo tyle czasu spędzam w ciepłych, wygodnych cuchach, że jak mam gdzieś wyjsć to ledwo pamiętam, że może można by się inaczej ubrać, coś uczesać itp....ubieranie się w polar i kalesony jest takie wygodne i przyjemne... i tak nagle sie ubrac w ładny sweterek, makijaz jeszcze jakiś czy coś... jej, no to sie wydaje mi taaakie meeega niepraktyczne.... takie jakie bez sensu, po kij :P
Faceta nie mam, wiec mi łatwiej sobie sie tak ubierać jakkolwiek, bo nikogo nie musze zachwycać swoim wyglądem :P podrwywać też nikogo nie zamierzam wiec mam ostatnio wywalone na to jak wyglądam. Kąpie się codziennie, rozczesze wlosy rano (choć poplączą sie po godzinie na amen, heh), nałoze krem i podklad. Czasem jak nie jestem w półśnie o świcie to i  tusz do rzęs - i tyle. No to jest jakiś makijaż, ale mam blizny potrądzikowe, nie schodzące po zabiegach kosmetycnzych więc bez podkłądu wyglądam strasznie, a tusz jak pamiętam to dam, bo mam długie rzęsy, i jak nałoże tusz, to akurat uważam, że lepiej mi wtedy. Ale cieni do powiek to nawet chyba aktualnie zadnych nie posiadam :P szminki w sumie nigdy nie miałam, bo nie wiem jak sie tego używa, jak tym się ładnie pomaować, jaki kolor by mi pasował itp....
Jak gdzieś wychodze po pracy to w sumie oczu poza rzesami nie malowałam dawno i jakoś zapominam, że można i mi sie wydaje to dziwne. Zdziczałam w tym zoo :P al e też mi jakos dziwie dobrze z tym. Gorzej jak czuje, że np płascz mi śmierdzi zoo... na to troche nie ma rady, normalne ciuchy nawet jak są trzymane w osobnej szafce to i tak ześmierdną trochę. No i co, mam z tego powodu oddawać codziennie plaszcze do czyszczenia i prania? nie chce mi się i szkoda kasy.....
busch   Mad god's blessing.
30 listopada 2018 22:27
branka, ale zgaduję na rozmowę o pracę że nie przyszłaś śmierdząca, rozczochrana i w brudnych ciuchach, co nie? Wiadomo pierwsze wrażenie nie uchroni Cię od ostracyzmu jeśli nie pracujesz jak inni, a trudno przy fizycznej pracy przy zwierzętach się odstrzelić i pracować jak wszyscy. Plus na pewno efekt halo działa inaczej w środowisku biurowym, a inaczej w zoo 🙂 i w przeważająco męskim gronie, gdzie taka dynamika też wpływa; ważniejsze jest się "wpasować" w zespół facetów i niż podkreślać atuty  😉

Tak czy owak w świetle dosyć dobrze udokumentowanego efektu halo związanego z wyglądem trudno dziwić się że krewni i znajomi doradzają takiej Dementek, że zawsze lepiej jest jednak się odstrzelić przed podbijaniem rynku matrymonialnego. Oczywiście zaraz ktoś wpadnie i przedstawi swoją fascynującą historię jak to się poznał/a ze swoim chłopakiem/dziewczyną/mężem/żoną w trakcie taplania się w błocie ze świniami, po miesiącu życia w dziczy bez dostępu do czystych ubrań i bieżącej wody bo ogólnie na forum internetowym ludzie uwielbiają się ze sobą nie zgadzać dla samego sportu 🤣. Tym niemniej co do zasady, w zdecydowanej większości, ludzie oceniają nas na podstawie pierwszego wrażenia, które najłatwiej jest sformułować na podstawie naszego wyglądu i ogólnego "zadbania" - więc jeśli chcemy się poznać z kimś nowym, to zawsze łatwiej to zrobić prezentując swoją najlepszą stronę. Która to najlepsza strona pewnie będzie różna dla każdego - np. wg mnie absolutnie nie byłabym tak zafiksowana na punkcie makijażu gdyby nie mój naturalny brak brwi, bo to robi po prostu dużą różnicę. Więc makijaż lub jego brak będą różnie odbierane dla różnych typów urody.

W gruncie rzeczy chodzi mi o taką generalną myśl że byłoby super gdyby ludzie nie zwracali uwagi na wygląd - ale tak nie jest i nigdy nie będzie! Więc bez sensu samemu sobie robić pod górkę w imię bezkompromisowości samej dla siebie.
Ja niestety zostałam pozbawiona pokazywania się w swojej najlepszej wersji w pełnym makijażu, który uwielbiam i za nim tęsknię, ale cóż, nie jest mi dany. W wakacje było ciężko mi się z tym przestawić, przestałam się malować całkowicie, co za tym idzie, byłam mocno niepewna siebie, bo lubię siebie z nałożonym podkładem i wykonturowaną twarzą, bo maskuje mój naturalnie różny koloryt twarzy, a uczulenie okropnie to podkreśla. Było mi bardzo ciężko, żadnych romansów nie było. 😉 Teraz uczę się, jak zaakceptować swoją wiecznie czerwoną oprawę oczu, której niczym nie mogę zamaskować, a która jest większa lub mniejsza w zależności od w zasadzie wszystkiego. I jakoś dało się. Nawet siebie polubiłam i nie mam już ochoty płakać, jak patrzę w lustro, co swoją drogą tylko pogarsza mój wygląd. 🤣 Dodatkowo pracuje w obsłudze klienta, więc musiałam się przygotować na to, że moją dwukolorową twarz i opuchnięte oczy będzie widzieć sporo osób dzień w dzień, nie tylko potencjalni kandydaci na partnera.  No i cóż, odkąd się z tym pogodziłam i to nie jest moja jedyna myśl w głowie podczas rozmowy z kimkolwiek, no to jakoś jest mi tak ogólnie lepiej i nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale widzę różnicę w tym jak ludzie się do mnie odnoszą, czy nie wiem jak to określić. Jakby to, że ja o tym nie myślę, powodowało automatycznie to, że oni nie widzą tego, że mam naokoło oczu czerwoną obwódkę, które na dodatek są spuchnięte. Magia, naprawdę. Wszystko siedzi w naszej głowie, nie w czyjejś.
busch - no na rozmowie byłam elegancko ubrana, ale czułam sie głupio bo komisja (głownie kierownicy) była w ciuchach roboczych, czyli polarach itp :P Prezes jedynie był w normalnch ciuchach, ale nie że jakoś elegancko, ot zwyczajnie.  I mocno mnie to na rozmowie zbilo z tropu, wcale sie nie czulam dobrze, że ładnie wyglądam i zacięło mnie to na pierwszym pytaniu rozmowy, bo czułam się jakaś taka niedopasowana..... na szczęście potem już było spoko, jak zaczęły się rzeczowe pytania 🙂
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
01 grudnia 2018 16:24
busch- Nie zamierzam szukać faceta na siłę. Wiadomo, że jakbym chciała założyc konto na portalu randkowym lub umówiła się z kimś na jakieś wyjście, to bym się do tego bardziej przyłożyła (ubranie, włosy, lekkie podmalowanie).
Na co dzień wolę, żeby ludzie chcieli ze mną rozmawiać, bo mnie lubią. A że jestem specyficzna, to to grono jest dość skromne, co mi już nie przeszkadza, jak dawniej.
Na co dzień wolę, żeby ludzie chcieli ze mną rozmawiać, bo mnie lubią.

Może źle Cię zrozumiałam, ale to brzmi tak, jakby dziewczyna z makijażem była na pewno traktowana przez innych tylko powierzchownie. 😉 Można mieć nałożony make up - ten prawie zupełnie niewidoczny lub ten całkiem wyrazisty - a nadal ludzie będą rozmawiać, bo lubią.
Ktoś już tu wspomniał, że ta dyskusja o makijażu jest w dziwny sposób zero-jedynkowa. 😉

Ale chciałabym zmienić temat.
Właśnie ścięłam się z moją Mam w kwestii "jak wprowadzić nowego partnera do dalszej rodziny". Aż zaczęłam wertować internet, szukając artykułów z kategorii savoir vivre 😉
Sytuacja następująca -dalsza rodzina czyli ta sytuacja kiedy spotykasz się "u cioci na imieninach", tu wujek, tam kuzyn, tam bratankowie. Mieszanina pokoleń i koligacji. I nowy partner osoby dorosłej, o którym się wie z rodzinnych plotek. (akurat w tym przypadku nowy partner osoby po rozwodzie, rozwodzie pierwszym w rodzinie, więc z tego, co wiem ta osoba czuje pewien dyskomfort) Nadchodzi czas rodzinnego spotkania...
Moja Mam uważa, że "ciotka od imienin" nie powinna nic a nic wspominać o owym partnerze zapraszając tę osobę z rodziny. Olewka, udawanie, że się nic nie wie i tyle. Uważa, że ta osoba powinna wcześniej go przedstawić. (przed corocznym spotkaniem rodzinnym)
No to pytam - jak ma go przedstawić, skoro z ciotką widzi się raz/ dwa razy do roku?
No powinna zadzwonić i powiedzieć "ciociu, chciałbym/chciałabym Ci kogoś przedstawić, czy możemy do Ciebie przyjechać?"
Hmmm...
No i może to według savoir vivre tak jest, a dla mnie... to jest tak sztuczne, tak nieżyciowe i jakieś takie... jak prezentacja towaru i chwalenie się jednocześnie... Oczywiście biorąc po uwagę kontekst sytuacyjny, że ta osoba z rodziną widuje się rzadko.

Jak dla mnie nie jest niczym niewłaściwym, upokarzającym (i jakich tam jeszcze moja Mam emocjonalnie dosadnych słów użyła) by owa ciocia, wiedząc od drugiej cioci, babci, kuzynki, etc, że owa osoba jest z kimś nowym "na poważnie" zapraszając na to coroczne spotkanie po prostu powiedziała "kochanie, jeśli Ty jesteś z kimś na poważnie, to jeśli chcecie to ja go serdecznie zapraszam,żeby przyszedł z Tobą, chętnie go poznam". Czyli dać takie zielone światło, pokazać tę otwartość, bez narzucania, bez foszenia się jeśli partner jednak nie przyjdzie.
To czy ta para zdecyduje się przyjść, czy przyjdzie tylko osoba z rodziny to już ich decyzja i ich potrzeba.

Oczywiście najlepszym wyjściem byłoby gdyby ta osoba zaprosiła do siebie i wtedy przedstawiła rodzinie partnera. (Przynajmniej ja bym chyba tak to rozegrała)  Ale akurat to jest tak, że ona nigdy do siebie nie zapraszam, a jedynie pojawia się na tym corocznym spotkaniu u cioci (bez większych oporów, bez przymusu).


smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
01 grudnia 2018 18:52
Ascaia sytuacja o której piszesz jest wręcz nieco absurdalna - takie zachowanie mam/ciotek/babć najpewniej doprowadzi jedynie do tego, że ta osoba ograniczy kontakt z rodziną i nowego partnera nie poznają wcale. Tym bardziej, że jak piszesz, jest to osoba po rozwodzie, więc pewnie wie jak stawiać swoje szczęście i komfort psychiczny na pierwszym miejscu. Podejrzewam, że osoby o których piszesz (ciocie itp) są z kategorii 60+ więc wychowane w innych czasach i nauczone innych zwyczajów, ale na litość boską mamy XXI wiek i na wielu płaszczyznach nie da się żyć starymi zasadami  😉 Upokarzające to może być właśnie udawanie, że ważna dla kogoś osoba nie istnieje  🙁
Averis   Czarny charakter
01 grudnia 2018 18:54
Mnie to jakąś dulszczyzną zalatuje. Udawanie, że się nie wie o partnerze i pomijanie go przy zaproszeniu, żądanie jakiegoś oficjalnego przedstawiania i bawienie się w jakieś konwensnse. Zdecydowanie masz rację. To dziwne, sztuczne i niepotrzebne.
smarcik
Ano właśnie.
Moja Mam 60+, więc dokładnie trafiłaś w pokolenie.

Powiedzmy, że trochę rozumiem jej i jej pokolenia podejście w tym znaczeniu, że oni o tym partnerze wiedzą "przez łańcuszek", a nie bezpośrednio od tej osoby. Więc po prawdzie "cholera wie czy wiedzą" względnie czy mają wiedzieć. 😉 Na pewno nie jest znane jak to poważna sprawa, czy ze sobą mieszkają (mówiąc wprost to wypłynęło przy okazji użerania się z procesem rozwodu kościelnego, poszło info od jej mamy, że jest ktoś kto "wspiera" w tym trudnym czasie) No i ogólnie ta 30+ o tyle dziwnie się zachowuje, że tylko ten jeden raz do roku się spotyka z resztą czy to ze starszym, czy z młodszym pokoleniem (przed rozwodem też tak było). Bardzo rzadko zdarza się jej zadzwonić do kogoś z rodziny, np. z podziękowaniami za prezent przekazywany przez jej mamę.
Ale to ogólnie taka dość zamknięta w sobie osobowość.

No ale jeśli się chce te kontakty utrzymywać, jeśli chce się ją otworzyć na rodzinę, skoro to starsze pokolenie deklaruje, że zależy im to czy nie jest ważniejsze, żeby cisnąć w kąt zasady, bon-ton i takie tam, a kierować się po prostu ciepłem serca? 
busch   Mad god's blessing.
01 grudnia 2018 19:14
Szczerze, to ja jestem chyba niewychowanym burakiem bo dla mnie takie spotkanie "u cioci na imieninach" byłoby właśnie idealnym pretekstem żeby przedstawić tę nową osobę "na poważnie" 🤣. Zwłaszcza gdybym na ogół się nie widywała z dalszą rodziną za często - pewnie też z jakichś konkretnych przyczyn typu daleka odległość, dużo pracy, nie takie znowu bliskie i serdeczne kontakty itd. Więc i to przedstawianie wcześniej tej osobie nie na rękę.

I tak jak smarcik pisze - tutaj nikt raczej nie zyska bo jeśli ta osoba jest taka zamknięta w sobie i mało odwiedzająca, to zachowaniem po linii najmniejszego oporu byłoby po prostu nieprzyjechanie na spęd rodzinny i tyle. Wtedy dramatu nie ma 🤣
Podobno się wybiera na "ciociowe". Mnie po prostu tknęło, że moja Mam mówi cały czas, bo będzie ten, tamten, będzie X (osoba) i mama X.
I zadałam na głos pytanie "a czy X to nie z tym kimś nowym?" I się zaczął spór - kto kogo. 😉
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
01 grudnia 2018 20:25
To ja Wam powiem lepszy numer. Siostra mojego męża dostała od matki zakaz pojawienia się na naszym ślubie i weselu ze swoim facetem. Nie był to jej mąż, z mężem rozwodu nigdy nie wzięła, nie mieszkali razem i nie mieli ze sobą kontaktu. Babka 40+, ale matce się nie postawiła. Na żadnej imprezie rodzinnej z aktualnym facetem się nie pojawiła.
Ja jako nowy partner w ogóle bym nie poszła na taką impreze...nie cierpię takich spędów i poznawanie jakiejś rodziny. Dla mnie odpada. Nie widzę celu.
Hmmm a bierzecie pod uwagę, że taki facet to nie krzesło i też może mieć własne zdanie na temat tego, gdzie i do kogo chce iść, a gdzie i do kogo nie? Zwłaszcza jak z góry jest traktowany jak persona non grata, mimo że nikt jeszcze go na oczy nie widział. Zresztą w odwrotną stronę tak samo. Wcale mnie nie dziwi, że obie osoby z takiej pary mają potem taką rodzinę w nosie...
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
01 grudnia 2018 20:35
Ascaia- Źle mnie zrozumiałaś. Chodziło mi o to, że nie zależy mi na znajomościach, w których ktoś chce mnie znać, bo jestem atrakcyjna wizualnie. W życiu spotkałam za wiele osób, dla których byłam fajna, póki coś ode mnie dostawały, bo gdy ja potrzebowałam pomocy lub się postawiłam, to już fajna nie byłam.

Ostatnio usłyszałam, że po prostu trafiam na złych ludzi i w nieodpowiednie środowiska. Może to i prawda, ale na razie inaczej trafić nie umiem  😉


A co do przedstawienia partnera rodzinie- ja po prostu pojechałam z nim (chciał pojechać) do mojej rodziny na święta, gdzie go wszyscy zobaczyli. Wcześniej znało go kilka osób z mojej rodziny.
Jak dla mnie większym problemem było powiedzenie, że już z daną osobą nie jestem. Serio.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się