Sprawy sercowe...

Murat-Gazon, nie, nie, nie, nie dopowiadaj, co nie padło. Po pierwsze - nikt go nie traktuje jako niechcianego. Tu jest tylko kwestia konwenansów w przedstawianiu, a nie tego, że ktokolwiek ma do tego partnera jakieś "ale". Starsze pokolenie ma "ale do tej osoby z rodziny z pokolenia młodszego. Oni to odbierają jako takie "cicho-ciemne" zachowanie. A ja to widzę z jakby szerszego spojrzenia i szkoda mi, że książkowe przepisy savoir vivre są dla ciotko-wujków aż tak ważne.
Po drugie - napisałam wyraźnie o tym, że można by było dać znać, wysłać sygnał, że jest otwarta sytuacja by go do rodziny wprowadzić. A nie że ktokolwiek miałby zmuszać partnerów do "obdukcji rodzinnej".


Dodofon, tak z ciekawości - nie spotykałaś/ nie spotykasz się w ogóle z rodziną swojego małża?


Dementek, dziękuję za sprostowanie.
To jeszcze Cię podpytam - to, że po prostu pojechałaś z nim do rodziny to jasne. Ale! jako to było "załatwiane"? Zadzwoniłaś i uprzedziłaś rodziców tonem dokonanym "przyjeżdżam z nim"? Czy zadzwoniłaś i zapytałaś czy możesz go przywieźć? A może to rodzice dali sygnał, że może na święta pojawilibyście się razem?
Ale człowiek może poczuć się urażony, że "książkowe przepisy" są ważniejsze niż realne relacje i realni ludzie.
Pytanie czy ów człowiek w ogóle ma jakieś zdanie (świadomość) w tym temacie by czuć się urażony...
Averis   Czarny charakter
01 grudnia 2018 21:19
Ja ze swojej rodziny lubię 5 (słownie:pięć) osób. I te 5 pozna mój partner. Reszta i pewnie robi jakieś spotkania, ale końmi mnie tam nie zaciągną. Większość moich krewnych to takie właśnie Panie Dulskie, które mówią ludziom jak maja żyć, pytają o kawalerów w życiu i wpieprzają się we wszystko. Bleh.
Hmmm... ciekawa sprawa, bardzo dziękuję, że odpisujecie.

Averis, no to w takim razie, źle gdy pytają czy gdy nie pytają (tak jak u mnie w rodzinie)?

Bardzo chciałam poznać zdanie osób mniej "rodzinnych". Bo kiedy próbuję to przełożyć na siebie to...
(po pierwsze - nie mam doświadczenia, a po drugie) - jestem typem dość rodzinnym. Może nie przepadam za wszystkimi, ale ogólnie to z ciotkami, wujami i kuzynami utrzymujemy w miarę stały kontakt, kilka razy do roku spotykamy się, pomagamy sobie w potrzebie. Poza tym ja jestem otwarta i dość bezpośrednia, więc pewnie gdybym już stwierdziła, że chcę mojego mężczyznę wprowadzić w szerszą rodziną (bo z rodzicami jestem bardzo blisko i nie wyobrażam sobie by mój stały partner nie miałby ich poznać w dość szybkich czasie... to by było zwyczajnie technicznie niewykonalne chyba 😉 ), gdybym chciała wprowadzić go między kuzynów i siostry i braci rodziców to pewnie sama bym zapraszała partiami do siebie, albo bezpośrednio rzuciła hasło, że tym razem przyjdę w dwie osoby na imieniny/Nowy Rok czy inną okazję gdy się spotykamy rodziną...
Osoba X z mojej rodziny jest totalnie inna, zawsze nieco z boku, trzyma się tradycji pojawiania się na tych grudniowych spotkaniach, ale poza tym... Kiedyś próbowałam polepszyć nasze relacje, skoro jedno pokolenie, no ale zostałam olana kilka razy. 
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
01 grudnia 2018 21:33
Ascaia- u mnie rodzina jest w wiekszości taka, że można przyjeżdżać bez zapowiedzi. A to ludzie 55+.
Zapowiadanie się wprowadziło ,,moje pokolenie" czyli wiekowo 24-40 lat i nie jestem do tego ,,zapowiadania się" przyzwyczajona.
Averis   Czarny charakter
01 grudnia 2018 21:34
Ascaia, oni pytali zawsze. Niezależnie czy z kimś byłam, czy nie. To było zwykle wścibstwo. Tutaj rozumiem, że ten człowiek jest, wszyscy wiedza, ale udają, że nie 😀 To w moim odczuciu trochę coś innego.
No nie do końca tak. Przynajmniej z mojej pro-rodzinnej 😉 perspektywy.
Ogólnie coś wiemy, ale nic poza tym, że jest jakiś "pocieszacz". Istot nie ma imienia, wieku, jest tylko "cieniem", o którym raz czy dwa wspomniała mimochodem mama X. Właśnie w tym momencie sobie uświadomiłam, że właściwie nie wiemy (rodzinnie - starsze czy młodsze pokolenie) czy ten ktoś o którym była mowa ok. rok temu to nadal ten sam ktoś co była mowa z dwa miesiące temu... ale wydaje mi się, że tak...
Więc on tak jest, ale nie jest. Wiemy, ale nie wiemy.
I to nie tak, że starsze pokolenie coś udaje na pokaz... Tylko jakby to określić... no właśnie nie chcą się wychylać. Uważają, że osoba X powinna to załatwić wcześniejszym oficjalnym telefonem, wizytacją czy czymś w tym stylu. I wtedy nie ma sprawy, pewnie nawet mały prezent mikołajkowy byłby przygotowany dla tego partnera i w ogóle och i ach.
A ja uważam, że warto by było ten dystans skrócić i dać pozytywny sygnał "jeśli ktoś jest to będzie mile widziany" i może to by X dało bodziec do wyartykułowania na głos "jestem w nowym związku i chciałabym z nim przyjść" lub "jestem w nowym związku, ale na razie przyjdę sama" 

Żeby z obu stron było jakoś tak po prostu, kawa na ławę, ale z życzliwością.

 
emptyline   Big Milk Straciatella
01 grudnia 2018 21:51
Dla mnie jakieś zapowiedzi i inne tego typu dyrdymały są kompletnie niezrozumiałe. Nawet w mojej dziwnej, konserwatywnej rodzinie też tak 55+ nikt czegoś takiego nie robi. A z połową osób nie mam kontaktu, bo mamy kompletnie różne spojrzenie na świat i jeszcze masa innych rzeczy (nie ma to znaczenia) i i tak, gdyby odbywała się tego typu impreza, partner byłby mile widziany.
Hm, ja też nie znam tego ze swojej rodziny. Jak ktoś jest nam na tyle bliski, że mamy mu ochotę kogoś przedstawiać, to nie ma żadnego czajenia się. Po prostu się mówi, że będzie osoba towarzysząca albo się ją po prostu przyprowadza i tyle, jest mile widziana. A jak nie to nie, i też nikt jakoś szczególnie nie wnika.
Wydaje mi się, że jeden telefon rozwiałby wątpliwości i nie musiałybyście poświęcać swoich myśli sprawie tak błahej, przynajmniej jak dla mnie. Ja bym zadzwoniła, zapytała czy przyjdzie na imprezę ciotki i czy sama czy z kimś i tyle.
vanille, no raczej niech ciotka dzwoni. Ja mogę rozkminiać, nawet ściąć się z Mamą co do poglądów, ale gdybym nagle zadzwoniła do X (z którą jak napisałam - mam mizerny kontakt) z kim jest, jak długo i czy przyprowadzi go na spotkanie to dopiero by było mega wścibskie i zaczepne.
(ps. nikt poza mną nie poświęca swoich myśli, ja to sobie analizuję, bo lubię, a w dodatku to ciekawy temat do dyskusji i wymiany doświadczeń, bo jak widać co człowiek to podejście)

Zaczynam myśleć, że może Mam ma w pewnym sensie rację. Że czeka aż X sama coś powie.
Z drugiej strony mam z tyłu głowy tę jedną jedyną szczerą rozmowę pomiędzy mną a X (wspólny powrót z rodzinnego pogrzebu) - X ma w sobie poczucie wstydu przez to, że małżeństwo się rozpadło, że rozwód, że nie było tak jak być miał. I dlatego wydaje mi się, że w tym przypadku zachęcenie ma sens. Ale dokładnie takim zwrotem "JEŚLI ktoś jest, to drzwi są otwarte"

Bo żeby nie było - moja rodzinka jest autentycznie bardzo fair. Nigdy ani pokolenie rodziców, ani dziadków nie wypytywało, nie było wścibskie jeśli chodzi o sprawy sercowe. Może czasem ktoś się wyrwał z pytaniem "nic tam w serduszku nie piknęło?", ale naprawdę delikatnie, bez naciskania. A jak się pojawiali partnerzy w moim pokoleniu to też nie przeżywali oblężenia i nikt z nimi wywiadu środowiskowego nie przeprowadzał. Wiadomo padało może coś w stylu "a czym się zajmujesz?", ale to tak na zasadzie zagajenia rozmowy, nie wypytywania o dochody.


Ojjjj, bo ja nie lubię takiego skradania się jak do jeża. Takich "tajemnic" w rodzinie. Jestem pacyfistką i idealistką i już. 😉


empytline, ale masz na myśli takie oficjalne przedstawianie czy w ogóle zapowiadanie się na zasadzie "cześć mamo, to w sobotę o 18.00, przejeżdżam sama / przyjeżdżam z moim facetem / przyjechałaby też moja przyjaciółka" ?
 

emptyline   Big Milk Straciatella
01 grudnia 2018 23:54
Ascaia, oficjalne przedstawianie. No kurcze, co to dwór królewski? 🤣 (chyba, że tak, to sorry :lol🙂 Zapowiedź przyjazdu to u nas w rodzinie akurat norma. Nie konieczność, ale tak jest wszystkim jednak wygodnie, choćby dlatego, że wiadomo ile np. ciastek kupić etc etc.
Ascaia, tak tak, miałam na myśli ciocię, która miałaby zadzwonić z zaproszeniem i wspomnieć o osobie towarzyszącej, nie o osobach postronnych, które będą dzwonić i pytać czy zamierza przyjść i z kim 😁
Ascaia, savoir vivre nie obejmuje jedynie regułek i reguł. Wszystko zawsze będzie ok, jeśli będzie oparte na taktownej prawdzie.
Czyli, ze strony gospodyni spotkania powinno, zwyczajnie, paść coś takiego:
Słuchaj, X, jest taka sprawa, czuję się dość niezręcznie. Bo "ptaszki ćwierkają", że nie jesteś singlem,
no i nie wiem czy spodziewać się Ciebie samej, czy Was obojga...
Oczywiście, czy samą, czy z towarzyszem, jak zawsze serdecznie Cię zapraszam.
Ascaia ja jestem człowiekiem "nierodzinnym". Nie przepadam za rodzinnymi zlotami, spotkaniami itp. Od czasu do czasu bardzo fajnie i miło, ale zdecydowanie wolę takie bez okazji niż wszelkie święta, imieniny, urodziny itp., czyli te z kategorii "trzeba". Sprawy typu kto z kim jest, a kto z kim nie jest średnio mnie interesują. Ale nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ja się z kimś wiążę, a rodzina udaje, że nic o tym nie wie albo że nie ma natychmiast zaproszenia do poznania. No i też pewnie sama bym chciała tego człowieka zapoznać z rodziną, jak tylko bym wiedziała, że to coś poważnego. A takie imprezy rodzinne byłyby właśnie u nas zapewne najlepszą okazją do tego,  gdyby nie było możliwości wcześniej. A przy okazji taka nowa osoba może poznać wszystkich hurtem, zamiast odbywać spotkania osobno z ciotką A, ciotką B, wujkiem C i jeszcze do tego kuzynem. 😉
Ufff... utwierdziłam się dzięki Wam, że "racja" jest jednak po mojej stronie. 🙂

Murat-Gazon, no właśnie ja się X mimo wszystko dziwię, że tak to wszystko "zawoalowane". Pokoleniu Mamy dziwię się, że nie wyjdą z inicjatywą jako Ci "starsi i bardziej doświadczeni"... No dziwię się obydwu stronom i tyle. I aż szkoda, że mnie nie będzie (chorość) na tym spotkaniu, bo bym pewnie jakąś mniej lub bardziej subtelną interwencję wykonała. Najwyżej to ja bym była "ta zła", ale pomiędzy resztą by się oczyściło.

emptyline, pociągnę dyskusję, bo mnie trochę zaintrygowałaś, trochę dotknęłaś...
Nie stosujesz w życiu żadnych konwenansów? Kto kogo, komu co? Kolejność przedstawiania sobie ludzi?
Nawiązując do spraw sercowych - brałaś partnera "pod pachę", wchodziłaś z nim do domu rodzinnego i tak nic, ciągnęłaś go do swojego pokoju i zamykałaś drzwi? Nic w stylu "Mamo, Tato, to jest właśnie mój chłopak"? 

Becia23   Permanent verbal diarrhoea
02 grudnia 2018 09:34
Tez mnie dziwia jakies dziwaczenia z poczuciem, ze partner musi najpierw zostac przedstawiony oficjalnie i dopiero wtedy moze byc zaproszony na rodzinna impreze 👀

Moj, 28 letni dzik ktory nigdy nie mial partnerki, po prostu mi powiedzial ze bedzie rodzinny sped na urodziny ciotki i moge przyjsc jak chce, jak sie okreslilam ze tak, to powiadomil ze przyprowadzi dziewczyne i tyle. Przyszlam, zostalam przedstawiona ciotkom i kuzynom i tyle. Bez zadnych ceregieli.

A co do rodzicow - tez nie bylo oficjalnego przedstawiania. Jak zaczelismy sie spotylac to cos o mnie wspomnial, w momencie jak ich poznalam to miedzy nami bylo bardzo wczesnie, wiec przyszlam jako kolezanka z pracy, sami sie skapneli ze jestem ta dziewczyna, z ktora sie spotyka i poszlo. Nie bylo zadnego oficjalnego przedstawiania "mamo, tato, to moja dziewczyna". Mojej wlasnej mamie powiedzialam, ze sie z spotykam z osoba o tym imieniu i jak do nas przyszedl, to po prostu przedstawilam go po imieniu i mama wiedziala.

Ascaia, co do Twojego dziwienia sie X - a nie wzielas pod uwage (i Twoja rodzina) ze uklad miedzy X i ta osoba nie jest taki przejrzysty? Zwlaszcza, ze to relacja porozwodowa, X jest dorosla osoba - co jesli oni nie sa w zwiazku? Ten "pocieszacz" mnie jakos od razu tknal - moze to relacja glownie seksualna, moze X po prostu od czasu rozwodu potrzebowala i potrzebuje kogos, i ta osoba jest tym kims, ale X nie chce byc z ta osoba w pelnowymiarowym zwiazku? Albo ta osoba tego nie chce? Ludzie w rozne dziwne uklady wchodza po rozpadzie malzenstwa jako czesc procesu przetrawiania calej sytuacji, uklady ktore nie zawsze sa w pelni akceptowane przez spoleczenstwo, a coz to dopiero rodzine. Zwlaszcza, ze X ewidentnie obchodzi, co rodzina moze pomyslec (ten tekst o wstydzie).

IMHO nie wypada ani Tobie, ani nikomu z Twojej rodziny wsciubiac tak nosa i wprost pytac/oczekiwac ze X sie zadeklaruje, czy z kims jest i czy ta osoba jest jej partnerem, kumplem do bzykania czy towarzyszem do pojscia do kina. Bedzie chciala i czula sie gotowa to sama powie.

IMHO gospodarz tego spedu rodzinnego powinien po prostu X powiedziec "jestes zaproszona, mozesz przyprowadzic osobe towarzyszaca i bedzie mile widziana, potrzebuje tylko wiedziec czy przyjdziesz sama czy z kims przed x data, zeby przygotowac w razie czego wiecej jedzenia/prezent/whatever.

Bo moze to nie X, moze to ta druga osoba nie chce sie zadeklarowac do bycia w zwiazku, moze nie chce przyjsc z jakiegos powodu (moze ma opinie jak Dodo), wtedy dajecie X i tej osobie czas i przestrzen na przedyskutowanie i ustalenie miedzy soba co i jak.
Becia23, hmmm... to się z mną zgadzasz czy nie? Napisałaś praktycznie to samo co ja, ale tonem przygany. I teraz nie wiem co odpisać. 😉
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
02 grudnia 2018 09:57
Jakos nie rozpatrywalam mojej wypowiedzi, piszac ja, w kategorii zgadzania sie czy nie, po prostu wyrazenia mojej opinii, jak bylo u mnie i dorzucenia wasnych 3 groszy teorii (ze moze uklad miedzy X i ta osoba nie jest konwencjonalnym zwiazkiem) 🙂
emptyline   Big Milk Straciatella
02 grudnia 2018 12:28
Ascaia, przecież napisałam, że zapowiedź przyjazdu jest normą, natomiast może jestem źle wychowana, ale nie wiem co to jest kolejność przedstawiania? W mojej rodzinie wszystko jest na luzie dzięki temu nigdy nie mieliśmy jakiś takich dziwnych problemów. Oczywiście, że zawsze przedstawiałam chłopaka, ale nie były to jakieś oficjalne sytuacje, tylko raczej "mamo/babciu/ciociu wpadniemy na obiad/kawę/ciastko z moim chłopakiem". Czasem był to jakieś zwykłe luźne spotkanie, ale np. rodzinę mojego byłego w grubszej części poznałam na świętach Wielkiej Nocy, a on moją babcię na Wigilii. Mam takie same odczucia jak Bera.
przecież napisałam, że zapowiedź przyjazdu jest normą

Tak tak, już jestem "krok dalej" w rozważaniach, po "zapowiedzi", a na momencie realnego wejścia w progi domu.
Co do kolejności przedstawiania - a np. sytuacje poza rodzinne - zawodowe czy uczelniane ?
emptyline   Big Milk Straciatella
02 grudnia 2018 12:49
Ascaia, po prostu wchodziliśmy do domu, padało mamo/tato/babciu to jest X, X to jest Ewa/Stefan/Irena, wszyscy się witali i już. A co innego można zrobić? Możesz sprecyzować te sytuacje? :kwiatek:
U mnie też tak było, jak poznałam nowego faceta i zaczęliśmy być razem, to po prostu przyjechałam z nim do ojca i rodziny z tamtej strony, uprzednio informując że będe z K 🙂
W moim domu rodzinnym było tak samo, przyjechał i poznawał wszystkich po kolei, aczkolwiek w sumie bywał u mnie kilka razy zanim zaczęliśmy być na poważnie.

Sprawy zawodowe, uczelniane... Hmm raczej nigdy nikogo nie interesowało, z kim się spotykam  😁
Przepraszam, nie doprecyzowałam, płynnie przechodzę w kolejny temat i już właściwie zaczęłam off o konwenansach, itd. 😉

emptyline, hmmm... no ten pierwszy moment w domu i stwierdzenie "mamo to jest X" to dla mnie jest oficjalne przedstawienie 🙂 A właśnie o kolejność mi chodziło czyli to, że najpierw partnera przedstawiasz babci, rodzicom, a później w drugą stronę. Może użyję słowa "hierarchia przedstawienia". (ps. przedstawiasz swoich rodziców imionami? - sorki, no co poradzę, że z każdej wypowiedzi wynika mi kolejne pytanie 😉 )

kolebka, z tymi zawodowymi i uczelnianymi sytuacjami to chodziło mi już tak ogólnie. Niekoniecznie przedstawianie partnera, ale ogólnie taka "hierarchia kontaktów", savoir vivre, konwenanse, etykieta, etc. 
Averis   Czarny charakter
02 grudnia 2018 14:27
Ascaia, mam wrażenie, że trochę komplikujesz sprawy tam, gdzie nie jest to potrzebne. Wchodząc w nowe środowisko przedstawienie się wychodzi naturalnie. Nie myślę o tym kto, kogo, gdzie i po co. Nigdy o tym nie myślałam i ludzie w moim środowisku chyba też nie myślą. Mówię tutaj zarówno o kontaktach prywatnych jak i zawodowych. Dlatego może dziewczynom trudno odpowiadać na takie pytania, bo też nie poświęcają tej całej etykiecie tyle uwagi 😉
Hmmm... nie wiem czy to warto rozpatrywać w kategoriach komplikowania.
Pytam z ciekawości jak jest u innych osób.
Mnie akurat wychowano w takim poczuciu, że etykieta jest dość istotna, że się przydaje, że ma pozytywne aspekty.
Oczywiście - zaczęłam tę dyskusję od samo-bulwersu nad sytuację, kiedy konwenanse zamykają ludzi na coś lepszego i jeszcze ważniejszego. I aż takie przywiązanie do bon-tonu mi się nie podoba.
Ale abstrahując od tej konkretnej, jednej sytuacji to dla mnie to nie jest złe, że jednak savoir vivre jest stosowany. Mam na myśli całość tematu czyli i ta kolejność przedstawiania sobie ludzi, poprzez np. dress code, komunikacji aż po zachowanie przy stole i układanie sztućców.
Przyznaję, że nie tylko na gruncie rodzinnym to u mnie funkcjonuje, ale właśnie środowisko akademickie czy moje zawodowe też w takich zasadach się porusza.
smartini   fb & insta: dokłaczone
02 grudnia 2018 15:38
A to w jakiej kolejności powinno się ludzi przedstawiać? O.o
A myślałam, że jestem kolturalnym człowiekiem 😉

Tak na poważnie, to dla mnie być kulturalnym a stosować się do szeregu zasad savoir vivre to od jakiegoś czasu rozbieżne kwestie. Kto np nakłada kęsy posiłku na 'spodnia' część widelca by porcje były wystarczająco małe? Kto się obrazi, jeśli resztę zupy z talerza zje się przechylajac talerz do siebie a nie od siebie? No raczej nikt, chyba że kogoś zaprosiła królowa brytyjska na kolację 😀

No ale ja obracam się w branży, w której nie ma czegoś takiego jak dress code, z przełożonym chodzi się na piwo (a potem pilnuje się by wrócił do domu) i bardzo mi z tym dobrze :P i wydaje mi się, że w tej swoobodzie bez (trochę przestarzałych) konwenansow można nadal być kulturalnym i dobrze wychowanym człowiekiem. I dla mnie ten nadmiar zasad to też raczej komplikowanie sobie życia.
Martita   Martita & Orestes Company
02 grudnia 2018 15:47
Dla mnie ma sens stosowanie zasad jeśli wszyscy je znają. I nie myślę tu o podstawach typu "Dzień dobry".  Natomiast jeśli zamierzam przedstawić rodzinie swojego partnera zgodnie z zasadami etykiety ale będę jedyną, która będzie o tych zasadach wiedzieć to będzie to sztuczne, komplikujące sprawę i nikt nie doceni. Jeśli byłabym członkiem rodu królewskiego to może wtedy miałoby to sens.

Zgadzam się ze smartini, że to niepotrzebne komplikowanie prostych spraw i sztuczne pompowanie wydarzenia.
emptyline   Big Milk Straciatella
02 grudnia 2018 15:53
Właśnie dla mnie 95% Savoir Vivre jest przestarzałe, może w XVIII wieku to miało duże znaczenie, alba jak wcześniej wspomniałam i ja i smartini  - na dworze królewskim.

Ascaia, zawsze (tzn to będzie ze 3 razy w życiu :lol🙂 przedstawiałam rodziców pierwszych, babcia z nami nie mieszka, a rodzice,  jakby nie patrzeć, są moją najbliższą rodziną. I tutaj, moim zdaniem ta 'stara' etykieta kolejności przedstawiania miała znaczenie kiedy domy były wielopokoleniowe więc logiczne było, że najpierw przedstawiamy nowe osoby seniorom rodu itd itd. Teraz nie za bardzo wiem jakby to miało się odbywać, już nie mówiąc o tym, że na pewno moich rodziców jednak ciut bardziej zawsze interesowało z kim się akurat spotykam, niż moją babcię (a co dopiero ciotki etc). U nas wszystko zawsze toczyło się dość naturalnym torem bez większego zastanawiania się z której strony to ugryźć. I tak przedstawiałam zawsze dodając imię - w sensie mama Ewa etc. W tej chwili wygląda to dla mnie jeszcze inaczej, bo mój mąż jest Szwedem i tutaj do każdego mówi się po imieniu, włącznie z nauczycielami czy szefem. Nie ma zwrotów grzecznościowych w stylu Pan/Pani. Do mamy Alexa mówię więc Helena, on do mojej Ewa i uważam to za o wiele bardziej naturalne. 🙂

Dalej nie wiem o co w sumie konkretnie chodzi z uczelnią czy sprawami zawodowymi. :kwiatek: Jakoś nie mogę znaleźć żadnej sytuacji, żeby się zaczepić z odpowiedzią, ale wiadomo, że nie lecę do dziekana przybić mu piątki. 😁
Na uczelni to faktycznie chyba jest jakoś inaczej. Moja przyjaciółka pracuje na uniwerze i kiedyś spanikowana przyszła do mnie, że podczas oficjalnego wystąpienia kogoś nie wymieniła, albo wymieniła w złej kolejności - nie pamiętam. Ale poziom jej zażenowania był taki,jakby wylała na tą osobę kieliszek albo nawet butelkę czerwonego wina, widziała to jako największą gafę w całej swojej karierze. Godzinę się zastanawiała jak to dalej rozegrać, żeby tą osobę przeprosić O_O Ja wprawdzie studiowałam, ale nigdy nie przywiązywałam uwagi do takich rzeczy, bo po prostu dla mnie to nieistotne, a sama nie planuję być pracownikiem naukowym. Kilka razy zebrałam opr lub zostałam zmiażdżona wzrokiem za użycie w podaniu czy w rozmowie nieodpowiedniego tytułu (za niskiego) ale jakoś udało mi się bez szkody przetrwać okres uczelniany.

EDIT: W kwestiach savoir vivre to w sumie zawsze mnie to interesowało w kategoriach ciekawostki, w praktyce jako osoba pracująca jakiś czas w dobrych restauracjach/hotelach przywiązywałam uwagę do zasad przy stole, bo to mnie bezpośrednio dotyczyło i nie chciałam popełnić gafy. Ale poza tym, w relacjach międzyludzkich,jestem zwolennikiem intuicyjnych rozwiązań i płaskiej hierarchii
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się