Weterynarze- opinie o wetach, do kogo w potrzebie

Tak, czy siak nie ma rozwiązania problemu ciągłej dostępności lekarzy wetrynarii
Bywa, że koń się popsuje w środku tygodnia, w dzień, a wet (złośliwie) akurat kilkaset km od nas, bo był na TUV umówiony.
Jedyna rada, to mieć kilka numerów i do wetów, klinik i przewoźników. Zawsze (ZAWSZE) płacić i byc fair wobec lek weta. Umieć udzielać pierwszej pomocy. I - najważniejsze - zapobiegać nieszczęsciom wszelakim... i tyle
Jak jesteśmy fair wobec wetów, to - o czym pisał ogórek - będą nam ogarniać kolkę z drugiego końca świata, byle pomóc... Weci to też ludzie. Lubią nas , o ile dajemy się lubić 😉
efeemeryda   no fate but what we make.
24 sierpnia 2018 11:22
gaga dokładnie  :kwiatek:
mnie tylko zawsze boli wylewanie pomyj jak nie odbierze albo coś pójdzie nie tak i tylko dlatego po raz kolejny się uruchomiłam  😉

mnbvcxz spokojnie  :kwiatek: zabrzmiało to jak porównanie, że skoro Ty tak możesz to inni też, ale jeśli nie to miałaś na myśli to zwracam honor  :kwiatek:
Gaga rozgoryczenie potęguje sie w momencie gdy JA ZAWSZE płacę i to tyle ile powiedzą,  nie wołam niepotrzebnie w środku nocy, umawiam sie na termin gdy chodzi o błachostkę np. szczepienie i cierpliwie czekam, a jestem totalnie zlewana w momencie gdy sytuacja wymaga szybkiej interwencji, zlewana nie z powodu że nie ma możliwości tylko dlatego że nie chce sie dupy ruszyć .

nie chcą pracować w nocy i święta - prosze wyłączyć telefon, nie tracę czasu na wybieranie 10 razy tego samego nr tylko wiem ze od razu dzwonić gdzieś indziej

i nie prawda ze jak ortopeda to niech nie przyjeżdża do kolki, specjalizacje robi sie po studiach, na studiach wszyscy uczą sie tego samego, a podać Biovetalgin i skierować do kliniki to coś innego niż zlać klienta i zostawić go samego z cierpiącym zwierzakiem
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
24 sierpnia 2018 13:12
No to skoro uważacie że się nie da to może i tak jest 🙂 pozostaje tylko liczyć, że jesli będziemy w kiepskiej sytuacji, koń będzie mokry z bólu to ktoś przyjedzie bez względu na pore dnia i nocy. Że nie będzie trzeba patrzeć na cierpienie, choćby nawet ładować do przyczepy i modlic się żeby koń nie padł w drodze.

I mam nadzieje że za to że jestem ok w stosunku do wetów, nikt mnie nie odprawi z kwitkiem bo święta.
Bo ja nawet fakt, że ktoś mi się uparł przy ropie w kopycie jak koń ewidentnie miał rzepke z boku nogi nie komentowałam, nie mieszałam z błotem bo wyznaje zasade że wet też człowiek i może zawsze się pomylić.
Choć mina innego weta na widok buta z rivanolem po zrobieniu kroka przez konia powiedziała wszystko 😉
blucha, to jest mega przykre
Ja niestety podobne doświadczenia mam z podkuwaczami.
Do 1 konia ściągałam kowala z Racotu, bo nasi jakos wiecznie nie po drodze
Teraz przyjeżdża do nas kowal... spod Warszawy 🤔wirek:
Na szczęście kowal to nie kwestia życia , ale zdrowia już tak
Dodam że mieszkam w Szczecinie...

Robaczek M., gwarancji nikt Ci nie da... ale osobiście nie znam rozwiązania problemu dostępności weterynarzy... ba, u nas wet na miejscu jest ze 3 lata, wcześniej najbliższy był ze 150 km od Szczecina... no i? Nie mieliśmy opieki weterynaryjnej wcale 🙁 takiej ad hoc...
Tylko napiszę w sprawie dyżurów - jeżeli jako pracownik (umowa o pracę) mam mieć dyżur domowy, to niestety pieniędzy za to nie dostaję. Zapłacą mi tylko za przepracowane godziny. Jak nic nie będzie do roboty w tym czasie, to ani pieniędzy, ani imprezy 😉


lekarze medycyny za dyżur "pod telefonem "  w domu ( lub u cioci na imieninach - byle by być trzeźwym i zmieścic sie w czasie dojazdu w razie wezwania) dostaja kasę 


I Robaczek - mówisz ze to przesada z tym 1000 od stajni ? no to policzmy 1000 zł podzielone przez 30 dni w miesiącu  daje oszałamiająca stawkę 33 zł/dobę gotowości  .... no ale oczywiście przecież nie trzeba siedzieć w aucie  🙄
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
24 sierpnia 2018 13:30
_Gaga no to faktycznie macie biede jeśli o wetów chodzi 🙁 u nas na całe szczęście ich dość dużo, kiedyś jak właśnie wieczorem dzwoniłam bo koń leżał i za nic nie próbował nawet wstawać to się zdziwiłam że tylu ich jest. Pamiętam te 13 lat temu jak kupiliśmy Monete i dość często nam kolkowała, było może 4 lekarzy. To właśnie była porażka, okropnie źle wspominam te czasy.
jaki widzisz interes ortopedy (przykładowo - mam na myśli specjalistę) w tym, żeby brał udział w jakiś dyżurach z innymi lekarzami, kiedy on w tygodniu swojej pracy zarobi tyle co tamci w miesiąc ?


Żadnego. Tak jak już zostało napisane. Do tego mój pomysł był zupełnie inny - uważam, że nierealne jest zrobienie odpłatnych dyżurów. Ale zatrudnienie jednej, wspólnej "sekretarki", która potrafi zrobić wstępny wywiad telefoniczny i ma wgląd w grafik lekarzy, wie kto jest na urlopie itp. to inna bajka. Co więcej, byłoby w interesie lekarzy np.: nikt by do nich nie wydzwaniał o 2-3 w nocy kiedy są zagranicą.

Co do jechania do kliniki - nigdy nie wiesz czy jest sens jechać czy nie, dopóki lekarz nie przyjedzie i nie zbada.

Tak, wiem. Są jednak wyjątki - np.: takie, jak mój emeryt, dla którego sama podróż, podanie sedacji itp są już obciążone ryzykiem śmierci. Wieziemy więc tylko wtedy, gdy wet po badaniu w stajni da taki prikaz...
efeemeryda   no fate but what we make.
24 sierpnia 2018 20:43
wruda sekretarka brzmi tak samo utopijnie jak odpłatne dyżury...a na urlopie o 3 w nocy telefon jest wyłączony obawiam się.

Rozumiem ale z drugiej strony co jeśli gdy przyjedzie lekarz każe jechać do kliniki, ale będzie już za późno??? Bo czekałaś na jego przyjazd i zabrałaś cenny czas tym samym? (Cenny czas jelitom nie lekarzowi) Jakto było w opisywanym przeze mnie przypadku... gdyby Kobyłkę zapakować od razu i jechać miała by szanse, a tak nie miała żadnych.

Nie dziwcie się, ze tak „cisne” o tej klinice, ale tego mnie właśnie uczyli...
a na urlopie o 3 w nocy telefon jest wyłączony obawiam się.

Z mojego doświadczenia wynika inaczej. Wiesz, kiedy przez 1,5 godziny wydzwaniasz do wetów, żeby się dowiedzieć, że 1/3 jest na urlopie/szkoleniach, 1/3 nie przyjedzie bo jest po zarwanej nocy, a 1/3 dojedzie, ale za 6 godzin, to naprawdę - marzy się takie końskie 112 😉.

Nie dziwcie się, ze tak „cisne” o tej klinice, ale tego mnie właśnie uczyli...

Spoko, ja to rozumiem. Gdyby zakolkował mi młody i musiałabym czekać 6 godzin na weta, to pewnie bym go zawiozła do kliniki. Ale "starego", który jest inwalidą (dosłownym) nie bardzo da się operować, więc może generalnie to nie jest reprezentatywny przypadek do rozważań 😉.
Rany, ależ wywołałam dyskusję. Jestem wetem, ale koni staram się nie tykać już tak z 12 lat. Po prostu nie jestem w stanie się dogadać z właścicielami  👀 (hehe, a sama też jestem taki właściciel pewnie). I w zasadzie to aien ma rację, można dogadać się o zastępstwa z lekarzem od krów i nie ukradnie Ci pacjentów, z lekarzem od małych zwierząt też. A lekarz od koni choćby "najlepszy przyjaciel" i tak tyłek obrobi i pacjentów będzie podbierał, chociaż swojej roboty czasowo nie ogarnia. Patrząc po doświadczeniach od strony lekarza i od strony właściciela.
Ja myślę, że gdyby więcej było miejsc gdzie jest jeden główny lekarz zatrudniający kilku innych lekarzy, gdzie dyżury byłyby rozłożone równomiernie to szybciej miałoby szanse działać niż jedna sekretarka dla kilku lekarzy i dyżury pod telefonem. W "krowich" lecznicach to działa najlepiej.
A odnośnie dyżurów na stajnię, większości stadnin państwowych i innych ośrodków hodujących zwierzęta bardziej opłacało się zatrudniać lekarza na etat, bo był na wyłączność  😎
I ostatecznie nie dostałam odpowiedzi na pytanie kto jeździ na teren powiatu Warszawa Zachód oprócz Doroty Zalewskiej, Marii Adamowicz, dr Łuczaka? I dr Rykowski z Kampinosu i dr Ratajczyk z Leszna odpadają, ja jednak lepiej leczę konie  😀iabeł:
Small Bridge, Michał Kaczorowski, Ludmiła Strypikowska. Raz na ruski rok Kamil Górski.
Tylko nie licz, że zawsze przyjadą jak będzie potrzeba - o ile dr Kaczorowski to mi zdalnie z Poznania tyłek ratował w środku nocy (i chwała mu za to!) to dr Strypikowska nie raczyła ani odebrać telefonu (mimo, że wg oferty jest to telefon "24h"😉 ani oddzwonić ani zainteresować się później losem konia będącego wcześniej jej stałym pacjentem.
W awaryjnych sytuacjach polecam też po prostu telefon na Służewiec - czasem mogą przyjechać (choć to nie będzie w pół godziny).

Niestety mogę potwierdzić tylko to co napisałyście wcześniej - jak człowiek w potrzebie to weterynarzy z lupą szukać. I niestety nie jest ważne, że płacę w terminie, nie dzwonię po nocach z duperelami i stacjonuję pod Warszawą, czyli wydawałoby się, że nie w czarnej d. Nikomu nie życzę nocnych poszukiwań - kto nie przeżył sam nie zrozumie co czuje ktoś dzwoniąc do "nastego" weta w krytycznej sytuacji. I niestety nie zawsze klinika będzie rozwiązaniem, więc dostępność wetów na miejscu jest kluczowa.
Z moich doświadczeń, nie ma znaczenia, że płaci się w terminie, że nie zawraca się głowy duperelami, że nie wydzwania się z nieistotnymi rzeczami w środku nocy. Wet przyjedzie, albo i nie, loteria...
Trochę mnie dziwi ewenement tego zawodu, reklamować się niby taki wet nie może, więc namiary na specjalistę zdobywa się pocztą pantoflową, zdobycie stałej klienteli jest problematyczne, bo konkurencja, ale jak już tego stałego klienta się trafi (czyli takiego co płaci za wszystkie szczepienia, odrobaczenia, bad. kontrolne), to nie uważa się go za stałego klienta (a może stały klient to tylko taki, co płaci za drogie badania?). Oczywiście są wyjątki - u mnie funkcjonuje to na zasadzie wieloletnich znajomości nie tylko na linii zawodowej (a i tak różnie bywało...)

Oczywiście, że niedoświadczony wet nie powinien sam jeździć, ale w czasie praktyk czegoś tam się jednak nauczy i za chwilę już nie jest taki zielony i daje radę ucząc się przy doświadczonym (sama korzystam z usług wetki , która jeździła z Ludą i dość szybko ogarnęła kolki), tylko, że ci doświadczeni boją się brać praktykantów, żeby potem nie podkupili im klientów. Teraz taka norma, że ani pracownicy, ani klienci nie mają skrupułów żadnych.

Sekretarka (raczej dyspozytorka), numer 112, dyżury - piszecie, że to nierealne. Ludzkie pogotowie nie funkcjonuje od czasów biblijnych, jak myślicie ile osób przed jego utworzeniem mówiło, że to nierealne?
gosiaopti, ale za ludzkie pogotowie płacisz co miesiąc. Minimalna kwota to 320 zł (większość z nas płaci znacznie więcej). Rocznie wychodzą prawie 4 000 zł... Będziesz podobnie płacić za pogotowie weterynaryjne? Jeśli tak i skrzykniesz jeszcze kilkadziesiąt osób, myślę że weci dadzą się na to namówić...
To już nawet nie o kasę chodzi, ale dogadanie się między lekarzami może graniczyć z cudem. To też był jeden z powodów dla którego zrezygnowałam z tej działki...
Właśnie o tym piszę ciągle - kasę zawsze jakoś da się załatwić, ale potrzebna jest jeszcze dobra wola...
I ostatecznie nie dostałam odpowiedzi na pytanie kto jeździ na teren powiatu Warszawa Zachód oprócz Doroty Zalewskiej, Marii Adamowicz, dr Łuczaka?


Dla mnie pierwszy wybór - Centrum Zdrowia Konia Psucin (telefon 24 h na dobę, realny dyżur), 2 młode panie wet, ale ogarnięte, w razie czego zawsze się konsultują np.:  z dr. Kalisiak (obie były u mojego siwulca do kolki). Przyjeżdżają też w te okolice: dr Katarzyna Szczęśniak, Justyna Koszuta, Agata Matyjak, Olga Kulesza i Paweł Dukacz. W razie dużego W można czasem uprosić kogoś ze Służewca, o ile nie mają jakiegoś mega kotła (mi się raz udało).
Kto najlepszy od zębów z okolic Gdańska? Ewentualnie kto dojedzie? Zależy mi na kimś kto głównie zajmuje się zębami, a nie weta od wszystkiego. Mieliśmy mieć wizytę Hanny Buch-Kupczyk ale chyba nic z tego nie będzie 🙁
Rudzielc_23 - wiem, że w okolice Elbląga dojeżdża dr Dziekański, najlepiej do niego zadzwonić i spytać, czy nie będzie miał gdzieś na Pomorzu wizyty i się podczepić.
Pomylilam posty  :kwiatek:
Z tego co wiem do Polski wrócił bardzo dobry specjalista od zębów dr Rojek, ale w jakie rejony dojeżdża to nie wiem.
Poszukuję weterynarza z mobilna waga do zważenia konia. Na terenie śląska. Ktoś coś kojarzy?
SparkHope, we Wrocławiu ma swoją siedzibę Hippovet. Ze swoją wagą i innymi zabawkami jeżdżą po całym kraju.
Ja napiszę krótko, koń to nie chomik, że wsadzi się  go to transportera, i zawiezie go do najbliższej przychodni weterynaryjnej mającej dyżur w weekendy i święta. Dowóz konia do kliniki to ostateczność, można mówić co się chce, ale większość ludzi na to po prostu nie stać, bo to są kolosalne pieniądze. Zwierzę nie wybiera dnia, weekend, dzień powszedni, noc, czy święta, potrzebuje pomocy a właściciel dzwoniąc po wszystkich wetach  jakich zna, i nie mogąc uzyskać pomocy, jest jest po prostu przerażony i zrezygnowany. Sama tak miałam niedawno. Teraz wiem że dobry wet, który przyjedzie, obojętnie czy to święta, czy czy noc, a jak ma urlop, to przyśle kogoś w zastępstwie, to skarb. Moja kobyła dzięki takiej wetce żyje. Tak jak napisała gosiaopti, wybierając taki zawód, trzeba jednak liczyć się że będzie się zrywanym o 2 w nocy, i jechać ileś kilometrów do stajni, bo koń mimo że jego  właściciela stać na przewóz i klinikę, może tego transportu nie przeżyć. Niestety, mamy duże zwierzęta, i potrzebujemy weta, który dojedzie i pomoże.
Z tego co wiem do Polski wrócił bardzo dobry specjalista od zębów dr Rojek, ale w jakie rejony dojeżdża to nie wiem.


Baze ma w Radomiu, ale najlepiej pisac na fb i sie pytac gdzie jedzie.
Ja napiszę krótko, koń to nie chomik, że wsadzi się  go to transportera, i zawiezie go do najbliższej przychodni weterynaryjnej mającej dyżur w weekendy i święta. Dowóz konia do kliniki to ostateczność, można mówić co się chce, ale większość ludzi na to po prostu nie stać, bo to są kolosalne pieniądze. Zwierzę nie wybiera dnia, weekend, dzień powszedni, noc, czy święta, potrzebuje pomocy a właściciel dzwoniąc po wszystkich wetach  jakich zna, i nie mogąc uzyskać pomocy, jest jest po prostu przerażony i zrezygnowany. Sama tak miałam niedawno. Teraz wiem że dobry wet, który przyjedzie, obojętnie czy to święta, czy czy noc, a jak ma urlop, to przyśle kogoś w zastępstwie, to skarb. Moja kobyła dzięki takiej wetce żyje. Tak jak napisała gosiaopti, wybierając taki zawód, trzeba jednak liczyć się że będzie się zrywanym o 2 w nocy, i jechać ileś kilometrów do stajni, bo koń mimo że jego  właściciela stać na przewóz i klinikę, może tego transportu nie przeżyć. Niestety, mamy duże zwierzęta, i potrzebujemy weta, który dojedzie i pomoże.


To prawda i z jednej strony mam podobne odczucia,z drugiej - weci to jednak tylko ludzie, tacy jak każdy z nas. My sobie możemy wziąć urlop czy wolne, żeby pojechać do naszego chorego konia a wet jak chce pojechać do swojego chorego dziecka? a tu mu ktoś dzwoni, że ma kolke? co, ma wbrać konia, niż swoje dziecko? KAżdy wet ma nie mieć dzieci, rodziny? to też absurd....  I np ja uważam, że jeżdżąc do koni nocą, słusznie sobie liczą wiecej a jak nie liczą, to powinni. I tak naprawdę to i tak dużo mniejsze koszta niż klinika, a jednak jeśli ktoś pracuje po godzinach, po nocy, często mając czekajacego w domu męża, dzieci - to jak już jedzie o 2 do tego klienta to powinien liczyć sobie to razy dwa... I trzeba to zrozumiec i przyjać. Strasznie ciężka praca być wetem...

Mnie wkurza jak sie do nikogo w sobote nie moge dodzwonic albo mnie odsyłają, ale też rozumiem, że to nie ludzie cyborgi. I chyba stąd wynika problem, że kiedyś sie dało zawsze kogoś sciągnąc a obecnie bywa problem - bo weci są bardziej świadomi tego, że sa ludźmi a nie maszynami. i że można podnieść cenę usług, że mozna zrezygnować z obsługi naglych przypadków, itd.
Dobre by było takie rozwiazanie, jak tu wiele osób pisało - że byliby jacyś weci dyżurni - myślałam o tym ostatnio i jak dla mnie to chyba jedyna opcja, żeby zawsze ktoś miał dyżur w rejonie, tyle że chyba to w praktyce byloby trudne do ogarnięcia...weci musieliby być jakos zrzeszeni, wspólpracować między sobą bardziej, niż to ma miejsce - bo tak to nas odsyłaja, ale żeby polecić kogoś innego to bywa ciężko...

Jest to ogólnie problem warty dyskusji i pomysłów co zrobić, bo jak w tak duzym mieście(gdzie jest masa wetów) jak Wrocław nie da sie nikogo ściągnąć i jedyną opcja jest klinika, a i tam czasem nie ma miejsc - to przydałoby się jakieś rozwiązanie... na razie takiego nie ma.  Póki co jest 30-40 telefonów jak koń sie rozchoruje w weekned i ból co tu zrobić, jak NIKT nie chce przyjechać 🙁 też się z tym mierzę i rozumiem wetów, ale boje sie co jak w końcu będzie tak, że fktycznie nikt nie dojedzie (bo jednak do tej pory kogokolwiek sie zawsze dawało ściągnąć, choćby weta od psów i kotów, ale co zastrzyk podać podał...)
branka, Ja też to rozumiem, tylko powiedz koniowi, aby chorował w odpowiednim czasie i godzinach.
efeemeryda   no fate but what we make.
03 września 2018 08:17
Watrusia tylko takie gadanie nic nie zmieni...
tym samym mogę powiedzieć "powiedz koniowi, ze skrętem jelit, że nie pojedzie do kliniki bo nie ma pieniędzy".

Każdy wet przejmuje się pacjentem w taki czy inny sposób, ale po prostu wszystko ma granicę i dopóki nie będziemy się wzajemnie szanować i rozumieć to nigdy dobrze nie będzie, a cierpieć będą na tym tylko konie.
Dlatego jak masz swojego weta z którym współpracujesz na stałe to i telefon w święta czy niedziele nie zostanie odrzucony. Tyle że wszystko kosztuje . Zakup konia to nie tylko pieniądze wydane na Konia , pensjonat czy kowala . Niestety konie chorują i to nieraz bardzo kosztownie co potrafi nieraz przekroczyć ich wartość  . Trzeba niestety mieć takie rzeczy na uwadze a nie obudzić się z ręką w nocniku i lamentować  albo robić zbiórki  🙄 Są już nawet ogólnie dostępne ubezpieczenia koni od kosztów leczenia .  😉
Są już nawet ogólnie dostępne ubezpieczenia koni od kosztów leczenia .  😉


Sa i jest z nimi jeden podstawowy problem. Zakladajac ze nie mamy kliniki blisko zeby zawiezc konia i miec rachunek na calosc, scenariusz wyglada tak:

1.Telefon w nocy odbiera tylko znajomy wet X, przyjezdza udzielic pierwszej pomocy i zostawia leki na nastepny dzien, bo wiecej nie ma. Ma do konia daleko, wiec nie bardzo chce jezdzic codziennie, prosi o telefon jak sie kon ma i ogarniecie dalszego leczenia lokalnie.
2. Leki na kolejne dni plus biezaca kontrole robi wet Y ktory ma duzo blizej
3. Trzeba zrobic rtg/usg/inne badanie do ktorego X ani Y nie maja sprzetu. Przyjezdza wet Z i robi diagnostyke, ewentualnie dalsze leczenie.

Kazdy z tych wetow kasuje 300-500 zl, całość zamyka sie w 1500-1700, ale nie ma jednego rachunku za cale leczenie i jednego weta odpowiedzialnego za nie a kazdy rachunek osobno jest na granicy wkladu wlasnego. I tu jest pewien klops jesli chodzi o ubezpieczenie
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się