Kto/co mnie wkurza na co dzień?

A mnie dziś wkurza, że na stronie urzędu jest opcja załatwienia swojej sprawy elektronicznie, albo przynajmniej zapytanie o możliwość załatwienia sprawy elektronicznie, ale nikt na maile nie odpisuje. A po dłuuuugim oczekiwaniu na rozmowę telefoniczną pani z ogromnym oburzeniem niemal krzyczy na mnie, "jak ona ma mi wysłać to zaświadczenie przez telefon"  😵 Mówię jej zatem, najspokojniej jak w tamtej chwili potrafiłam, że na ich stronie jest zaznaczone, że sprawy niewymagające własnoręcznych podpisów itp. (a moja sprawa taka właśnie jest) można załatwić elektronicznie. Pani ucięła to krótkim "nie, nie można. osobiście trzeba!". Znów najcierpliwiej jak potrafiłam tłumaczę pani, że mieszkam i pracuję poza miejscem zameldowania i czy mogę to załatwić w urzędzie w obecnym mieście (bo chyba bazę danych mają wspólną, skoro urząd ogólnopolski, nie?  🤔 ) albo wysłać po zaświadczenie kogoś z rodziny. "Można, ale z pani dowodem osobistym" - i się rozłączyła...  🤔wirek: Tak czy siak czeka mnie wycieczka do domu, żeby zostawić nieszczęsny dowód mamie. Mam nadzieję, że to wystarczy, bo oczywiście urząd czynny od poniedziałku do piątku w godzinach 8-14, kiedy każdy inny obywatel także pracuje, a pracuje znacznie dłużej, niż owe panie...
A przecież i obywatele byliby szczęśliwsi, gdyby mogli zdalnie załatwiać niektóre sprawy urzędowe, i panie urzędniczki miałyby mniejsze kolejki przy swoich okienkach. Ale przecież TRZEBA OSOBIŚCIE!  😵

Rozpisałam się, ale musiałam się wirtualnie wykrzyczeć, bo aż się we mnie gotuje  👿
Facella   Dawna re-volto wróć!
08 stycznia 2014 13:41
mundialowa, o urzędach to można by książkę napisać.
Taka sytuacja: chcę wyrobić dowód. Idę do pokoiku od dowodów. Pusto. W pokoiku trzy biurka, przy każdym pani klika coś na komputerze. Podchodzę do najbliższej, otrzymuję od niej wniosek, wypełniam. Chcę ją spytać, czy jest aby na pewno dobrze - "a to proszę tu do koleżanki, ja tylko wydaję wnioski". Przesiadłam się na kolejne krzesło, pani sprawdza, wszystko ok, to podsuwam jej zdjęcie - "nie, nie, od przyjmowania wniosków jest koleżanka, ja tylko sprawdzam, czy dobrze wypełnione". No to przesiadam się na ostatnie krzesło, oddaję wniosek. Pracę, którą mogłaby zrobić jedna osoba, zrobiły trzy. TRZY!!! Bo jedna osoba nie może wydać, sprawdzić i przyjąć wniosku o dowód!!! Jakim cudem w tym kraju jest jeszcze bezrobocie?!
Po dowód jechałam do innej gminy, po drodze znalazłam ze znajomą psa na ulicy, niepotrąconego, wyglądał na wyrzuconego z auta. Stał na środku jezdni i czekał. Wychodząc z pokoiku od dowodów spytałam, pod jaki mam numer dzwonić w sprawie porzuconego psa, bo nie wiem, nie jestem stąd. "Przepraszam panią, ale porzucone psy to nie jest mój interes, ja tu jestem TYLKO od dowodów". Cholera jasna by ich  👿 Jak wracałyśmy, psa i tak już nie było.
Scottie   Cicha obserwatorka
08 stycznia 2014 14:29
Wychodząc z pokoiku od dowodów spytałam, pod jaki mam numer dzwonić w sprawie porzuconego psa, bo nie wiem, nie jestem stąd. "Przepraszam panią, ale porzucone psy to nie jest mój interes, ja tu jestem TYLKO od dowodów". Cholera jasna by ich  👿 Jak wracałyśmy, psa i tak już nie było.


No i co- źle powiedziała? Nie ma obowiązków znać wszystkich numerów 😉 ale powinna pokierować do osoby/instytucji, która się takimi zwierzakami zajmuje.
[quote author=Facella link=topic=20214.msg1973143#msg1973143 date=1389188479]
Wychodząc z pokoiku od dowodów spytałam, pod jaki mam numer dzwonić w sprawie porzuconego psa, bo nie wiem, nie jestem stąd. "Przepraszam panią, ale porzucone psy to nie jest mój interes, ja tu jestem TYLKO od dowodów". Cholera jasna by ich  👿 Jak wracałyśmy, psa i tak już nie było.


No i co- źle powiedziała? Nie ma obowiązków znać wszystkich numerów 😉 ale powinna pokierować do osoby/instytucji, która się takimi zwierzakami zajmuje.
[/quote]

Ale ma obowiązek być miła i pomóc, w końcu to ona jest dla nas a nie my dla niej. Jej pensja nie bierze się z powietrza tylko z podatków...
W Gdańsku na szczęście załatwienie dowodu nie jest problemem, wnioski wiszą na korytarzach wszędzie (mi pomógł znaleźć nawet ochroniarz, który przecież tylko ochrania), jedna pani wszystko sprawdza i od razu przyjmuje, a po 2 tygodniach pani w innym okienku wydaje 😀

Za to denerwuje mnie zaczepianie na ulicy, dzisiaj to już chyba jakaś zmowa... na jednej ulicy 3 typów (w odstępie jakichś 50 metrów) zaczepiło dzisiaj mnie i moją koleżankę. I jeszcze te głupie teksty -.-
Scottie   Cicha obserwatorka
08 stycznia 2014 15:47
agnesix, a gdzie w zdaniu "Przepraszam panią, ale porzucone psy to nie jest mój interes, ja tu jestem TYLKO od dowodów" była niemiła? Przecież przeprosiła ją już na samym początku 😉 Może ton, jakim to powiedziała nie był miły- nie wiem, Facella o tym nie wspomniała. Ale kobieta ma prawo nie orientować się, kto w gminie zajmuje się zwierzętami, skoro tylko wydaje dowody (może też dojeżdża z innej gminy i nie ma o tym pojęcia, bo np. krótko pracuje albo przychodzi do pracy- robi co musi i idzie do domu- nie interesują jej inne sprawy gminy). Chociaż powinna ją odesłać do jakiejś informacji. I tyle 😉

Ale skoro jej pensja bierze się z podatków, na które wszyscy ciężko harujemy, to rozumiem, że kobiecina ma być wszechwiedząca? (I TU MI SIĘ CIŚNIENIE MEGA PODNOSI!) Wszyscy płacimy podatki... I uwierzcie, że nie wszystkie osoby pracujące w urzędzie to urzędnicy i nie wszyscy mają pensje nawet 2000zł BRUTTO! Pewnie jakby mogły, to by podatków nie płaciły, bo po co, skoro to i tak do nich "wraca" w postaci kolejnej pensji? 😉
Facella   Dawna re-volto wróć!
08 stycznia 2014 15:57
Scottie, internet nie oddaje tonu, a jej był opryskliwy, mogłam o tym napisać. Odezwała się do mnie, jakbym wymagała od niej konia wydalającego złote sztabki. Wiem, że ona tylko od dowodów, ale biura zwierząt porzuconych nie znalazłam. Mogła chociaż powiedzieć, kogo zapytać. Poza tym, w pokoiku siedziały trzy panie, no niemożliwe żeby żadna z nich nie wiedziała, gdzie mogłabym się dowiadywać. agnesix ma rację - jej zakichanym obowiązkiem jest pomóc mi, jak tyko może. Chociażby mówiąc "nie wiem, ale na piętrze x jest informacja/może się pani czegoś dowie w pokoju y".
Kierowca autobusu dzisiaj. Wysiadłam z jednego autobusu i wiedziałam, że w dwie minuty spokojnie dobiegnę na przystanek, żeby wsiąść w drugi autobus. Owszem, dobiegłam w minutę. Niestety autobus odjechał minutę wcześniej...Sprawdzałam na czterech różnych zegarach. No i pół godziny w plecy 🙁
A mnie niezmiennie cały czas wkurza, że ludzie w miejscach publicznych wpychają się na siebie, mimo że wystarczy zatrzymać się na 1 sekundę i przepuścić osobę która już przechodzi/jest w zwężeniu. Nie wspominając o tym, że przez drzwi najpierw się wychodzi!  👿
A najlepsze jest wepchnięcie się z nieudaną próbą wyminięcia i poprawka łokciem. Nosz ku*wa jego mać.
I nie mówię tu o stereotypowych babach na bazarku, tylko o młodych, wydawałoby się wychowanych i ogarniętych mieszkańcach naszej stolicy.

Uświadomiłam sobie to jeszcze bardziej po weekendzie w Londynie, gdzie ludzie przepraszali nawet gdy ja na nich wpadłam lub weszłam w drogę. I mimo chorego tłoku kontakt bezpośredni był incydentalny!
Jak ja lubię zdanie "ma obowiązek być miła, bo jej za to płacą". Urzędnik ma być kompetentny w zakresie swoich obowiązków. Jak pracownik każdego innego sektora. To czy jest przy tym miły, to już jego "uroda".
Dworcika, nie przesadzaj. W zakres obowiązków wchodzi przyjazność dla obywatela- petenta. Arogancki urzędnik jest wprost - niekompetentny. Nie umie wykonywać swojej pracy, nie wie, na czym ona polega, nie pojmuje, że to obywatel jest suwerenem.
Większość urzędników jednak to doskonale pojmuje. Dzisiejsze obsługa w urzędach a czasy komuny - to niebo a ziemia. Dziś np. nie do pomyślenia, żeby urzędnik wychylił się z okienka i zakrzyknął: jak się ni podoba to wyp*lać!
No teraz to Ty przesadzasz 😉
Może mam małe wymagania, ale do mnie "pani w okienku" nie musi się szczerzyć, szczebiotać i palec prosto w tyłku trzymać. Wychodzę z założenia, że w takich miejscach nie działa zasada "klient <petent> nasz pan". W zupełności wystarczy mi, że taka osoba pomoże mi w załatwieniu sprawy, nie będzie utrudniać i zwyczajnie będzie grzeczna w takim ogólnym rozumieniu.
Co zabawne - nigdy nie miałam problemów w załatwieniu sprawy urzędowej. A bardzo często idę zieloniutka jak młody szczypiorek i urzędnik musi mi punkt po punkcie wszystko wyjaśnić.
Nie ma szczebiotać, tylko... być uprzedzająco grzeczna, przyjazna i pomocna. Powtarzam - na szczęście coraz więcej takich.
Scottie no fakt,  ale nie jest jedyną osobą,  która tyle zarabia...  Przynajmniej ma stałą pracę. A praca z ludźmi wymaga pewnego zachowania.  Poza tym w Polsce jest podobno koło 4 mln urzędników...  Skoro tylu zatrudniają,  to nie ma się co dziwić, że mają takie zarobki...  Poza tym jej praca nie wydaje mi się zbytnio ciężka patrząc na niektórych ludzi...
Scottie   Cicha obserwatorka
08 stycznia 2014 22:20
Facella, nie no, jasne, zgadzam się z Tobą, że powinna chociaż pokierować, gdzie takie informacje powinnaś uzyskać.

Dworcika, całkowicie się z Tobą zgadzam! Jednak teraz, tak jak pisze halo dużo się zmienia i coraz większy nacisk kładzie się na wręcz przesadną uprzejmość wobec klientów 🙂 Mnie tam rybka, czy urzędnik włazi mi w 4 litery czy się nie uśmiecha, bo do urzędów nie chodzę.

agnesix, rozumiem, co chcesz mi przekazać, ale nie dogadamy się 😉 dla mnie koniec tematu.
Jestem urzędnikiem- zjedzcie mnie 😀iabeł:

Inna sprawa, że jak przychodzi szanowny klient do złego działu w urzędzie i nijak nie da mu się przetłumaczyć, że tutaj swojej sprawy nie załatwi, zaczyna na panią urzędnik krzyczeć i wyzywać to też już można stracić cierpliwość.
ashtray - a jesteś miła? Jak nie to zjemy!  🍴
Ja urzędnikiem nie jestem, ale na co dzień mam kontakt z pacjentem. Z doświadczenia wiem, że jak jest się miłym dla ludzi to ludzie są mili dla Ciebie.
Właśnie, zadziwia mnie fenomen urzędów. W jednym ludzie są pomocni, petent = klient. Pomogą, pokierują. A wchodzi się do innego pokoju i zonk. Trzeba się kłócić o byle pierdołę.

Ostatnio mój chłop zrobił drakę w KRUS-ie. Poszedł z moim zwolnieniem. Poczekał grzecznie w kolejce, podaje druk, pani bierze i znika na ok 10 min. Wraca i mówi "wszystko jest w porządku, ale jeszcze koleżanka musi sprawdzić". A koleżanka w najlepsze plotkuje przez telefon z Jadzią. Tłum na korytarzu, mój chłop poirytowany w końcu nie wytrzymał i się wydarł. Ze co za debili zatrudniają, że 2 osoby muszą jeden prosty kwit sprawdzać. A na dodatek są bezczelne, że w godzinach pracy z służbowego telefonu, opłacanego ze składek petentów sobie pogaduchy ucinają... Powiedział, że idzie w tej sprawie do dyrekcji, bo jak KRUS nie ma kasy to on chętnie podpowie gdzie szukać oszczędności. Od tamtej pory jak wchodzi szybko biorą od niego kwit, w minutę sprawdzają i mówią "do widzenia" 😉
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
09 stycznia 2014 12:17
Kolejny raz wkurza mnie tłumaczenie i moim zdaniem olewcze podejście do piosenek w filmach animowanych przekładanych na polski. Oglądałam "Frozen" w angielskiej wersji i byłam zachwycona, szczególnie piosenką "Let it go", która jest po prostu cudowna, zwłaszcza w połączeniu z grafiką. A po włączeniu polskiej wersji... miałam dosyć po 20 minutach filmu :/ Samą piosenkę wyłączyłam po 40 sekundach... Nie mówiąc o tym, że "let it go" zostało przetłumaczone... "mam tę moc" 😵
Były polskie dubbingi, które trzymały poziom- ba, wręcz były lepsze od angielskiej wersji językowej! Jak "Shrek" czy "Madagaskar". Ale te bajki typowo dla dzieci... to po prostu porażka muzyczna i językowa. Przynajmniej dla mnie :/
Jestem urzędnikiem- zjedzcie mnie 😀iabeł:

Ale to nie było skierowane w stronę wszystkich 😉
Ja mam jak na razie nie mam złych wspomnień z urzędu. Ale też inna sprawa jest jeśli osoba chcąca załatwić sprawę jest niemiła w stosunku do pracownika urzędu.  Uważam, że każdej ze stron należy sie taki sam szacunek.  Ale w sumie mnie mało rzeczy denerwuje.  Od pewnego czasu doszłam do wniosku, że bycie miłym nawet dla wrogów lepiej odbija się na moim samopoczuciu 😀


CzarownicaSa,
a ja sie nie zgodze. Obejrzałam Kraine Lodu juz 2 razy po polsku i ciągle nie mam dość, ten dubbing jest mega udany, zwłaszcza glosy i żarciki, lepszy od oryginalnej i rosyjskiej wersji jak dla mnie.
Wkurza mnie któreś ze wspóllokatorów, które przestawia lodówkę na maksa i zamiast chłodzić to mrozi na kamień. Wczoraj przestawiłam, dzisiaj wracam a tam znowu na maksa.  😵
bera7, podobne wrażenia jak twój facet ma moja znajoma (dość skuteczna życiowo) i ma taką teorię: jeśli coś nie podoba ci się w pracy urzędu, to podziel się swoją opinią - głośno i do bólu szczerze. Potem będą twoje sprawy załatwiać w try miga i z uśmiechem - a to w podzięce właśnie za tę szczerą opinię 🤣
flygirl może części ludzkiego trupa ma w lodówce?  😜
martva, a to nie jest nic dziwnego, to właściwie jest tradycyjne postępowanie większości TU. Korzystają z tego, że wiele osób sie zniechęci i odpuści. W dodatku ta bezsporna kwota to zazwyczaj śmieszne grosze są i bez wejścia na droge sądową raczej nie ma co liczyc na rozsądne pieniądze.



Co mnie wkurza ?? Cały ten przetarg na dostarczanie korespondencji sądowej. Cyrk, po prostu cyrk.
halo, bardzo fajne podsumowanie.  Mój facet się generalnie wkurza na absurdy i oszukiwanie, nabijanie ludzi w butelkę w różnych formach. Wtedy jego język jest wpierw dosadny, a jeśli nieskuteczny to i niewybredny.
Kiedyś podobną akcję zrobił w sieciowym sklepie budowlanym. Jak wiadomo z reklamy wchodząc do tegoż sklepu zostajemy otoczeni fachową pomocą i obsługa jest na każde zawołanie. Poszedł więc chłop do sklepu i szuka wełny na odpowiednim dziale. Akurat potrzebnej grubości nie widać na półkach więc idzie do stoiska gdzie powinni być owi fachowcy, naciska dzwonek i czeka....dzwoni, czeka...dzwoni, czeka... ponad 30 min pojawia się ludź w uniformie. Więc mój chłop zadaje proste pytanie: czy macie na sklepie wełnę o grubości X. Pan grzebie w komputerze i mówi "mamy". Więc chłop się pyta czy może mu wyjąć tą wełnę, bo on nie widzi gdzie. Pan odpowiada " na regale nr zzz, Pan sobie poszuka". Więc chłop się wkurzył, poszedł do regału wskazanego i zrzucał kolejne paczki wełny, robiąc przy tym niezły bałagan aż dokopał się do tego co potrzebował. Bałagan zostawił.
Ja jak widzę, że ma wybuchnąć w takiej sytuacji to wychodzę i udaję, że go nie znam😉 ale ja z tych mniej awanturnych.
Ja jak widzę, że ma wybuchnąć w takiej sytuacji to wychodzę i udaję, że go nie znam😉 ale ja z tych mniej awanturnych.


Genialne podsumowanie 😂 😉
Też tak kiedyś czegoś u nich szukałam... Tyle, że "moje" stało w sumie na wierzchu, a ja po prostu nie znalazłam bez wskazówki. W tej sytuacji opcja z zostawieniem bałaganu niezła.
Dworcika, bo ja bym uspokajała go, później jeszcze słuchała, że pewnie bronie racji obsługi/urzędnika itp. A ja wiem, że im się należy bura jak psu micha. Tylko ja nie lubię sobie obciachu robić, więc oddalam się 😉

A ponieważ od kilku lat markety budowlane są naszą codziennością to już mamy trochę doświadczeń zebrane. Zwykle jednak jak już się znajdzie odpowiedniego człeka na dziale to są oni pomocni, doradzą, na wózek jeszcze zapakują jak ciężkie rzeczy. Więc człowiek się nie burzy, bo widać jest tych ludzi za mało  by obsłużyć klientów, rozłożyć towar itp. Wtedy jakoś wyjątkowo facet miał olewczy stosunek do klienta.
Mialam zamiar napisac dlugiego posta o mojej pracy, ale w trakcie sie rozmyslilam, bo to i tak bez sensu. Wole Was poczytac dalej. 😉
Łojesu. Czy zawsze Ci faceci muszą być zawsze tacy... buńczuczni? 😵
halo teraz to się boję ją otwierać 😁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się