Pierwsza pomoc, samopomoc i przestrogi.

Upał,stres, odwodnienie, niejedzenie i pewnie wiek - zakończyły się zasłabnięciem.
Szczęśliwie dałam radę dopełznąć do stacji benzynowej i tam bardzo spektakularnie omdlewałam.
Zmieniałam kolory z ziemistobiałego na purpurowy-nawet pasowało bo byłam na stacji Orlen.
I wiecie,co? Mam zakodowane wołanie o zimnego Red Bulla /wlali we mnie dwa / i o czekoladę /tylko pół zdołali we mnie wmulić/. Oni-czyli personel stacji. Bardzo miły i przejęty.
Mam w telefonie ICE osoby -bardzo mądrze -obie przebywają w Republice Czeskiej czyli kicha.
Samopomoc- schylanie się, walenie pięścią w okolice serca, polewanie się wodą /to było głupie bo była gorąca/ ,krzyczenie -taka autoreanimacja. W czasie prowadzenia auta w korku. Pomaga.
Jeszcze coś- mdlałam ,ścierpły mi odnóża chwytne i kroczne i cały czas gasnącym umysłem myślałam o jednym:
-jak zemdleję w aucie to ... ukradną mi dokumenty,pieniądze,karty i telefony i GPS i torbę i w ogóle.
Jakie macie pomysły na ratowanie kogoś lub siebie w nagłym przypadku?
Przepraszam,że piszę nieskładnie-ale jeszcze nie czuję się dobrze.
p.s
od jutra będę mieć w aucie :Red Bulla, Power aid/elektrolity/ i Kopiko.
Wystraszyłam się tym umieraniem.
🙁
Oj Tania, widzisz gorsze od takiego umierania może być na przykład to, że przez 2 dni nikt nie odpowie na Twojego dramatycznego posta  😉

A tak serio, to tak szybko się nie umiera od omdlenia. Najbezpieczniej właśnie zjechać na pobocze lub w miarę możliwości nie odludne miejsce, bo zasłabnięcie za kierownicą jadącego auta może faktycznie źle się skończyć, zasłabnięcie w zaparkowanym na poboczu aucie też może być nie najlepszym pomysłem, zwłaszcza jeśli nikt z zewnątrz nie zauważy, że ktoś jest w środku. Stacja benzynowa (o ile ma się jeszcze tyle sił, by dojechać), jest jak najbardziej dobrym pomysłem. Jeśli ma się zamiar już właśnie w tej chwili zemdleć, to lepiej nie brać niczego do ust, a tylko położyć się w cieniu, bo istnieje ryzyko zachłysnięcia (na mnie o wiele lepiej działa położenie się z nogami do góry niż schylanie się z głową między nogami). W tej drugiej pozycji mam wrażenie zaciskamy brzuch, duże naczynia krwionośne brzuszne, co nie ułatwia układowi krążenia powrotu do stabilizacji. Jeśli mamy np. obcisłe dżinsy lub inną garderobę krępującą kibić, warto na chwilę to rozpiąć. Jeśli jednak nie mamy zamiaru już teraz natentychmiast umierać, to jak najbardziej można wypić coś chłodnego i zjeść coś słodkiego lub 2 w 1 😉 Do picia najbardziej polecam (z autopsji) wodę mineralną niegazowaną, wcale nie lodowato zimną. Kiedyś z Hossem jechaliśmy i na światłach facet wyskoczył z dostawczaka przed nami, żeby mu pomóc, bo coś mu się z sercem dzieje. Hoss wsiadł do niego i sprowadził auto na pobocze, a ja zjechałam naszym. Wezwaliśmy karetkę i dość szybko przyjechali. Dzwoniliśmy później do gościa i to nie było nic groźnego (napad arytmii, ale wypuścili go do domu z zaleceniem diagnostyki). Tak więc jeśli coś nam się dzieje w aucie na prawdę niepokojącego, zawsze można zatrzymać się na awaryjnych i poprosić kogoś o pomoc.
Gillian   four letter word
13 czerwca 2010 19:56
i trąbić na poboczu ile da radę, zawsze jest szansa że ktoś się zainteresuje.
Rzeczywiście mi dramatycznie wyszło z umieraniem-ale wtedy tak mi się jakoś wydawało.
Do ust nic nie brałam,bo jakoś nie miałam nastroju na figle. 😉
Za to,ku uciesze pana od benzyny-owszem wyrozpinałam ile się tylko dało.

Wrócę do tematu-bo znów upały .
Mam już w aucie -Validol do ssania, Power Aid do uzupełnienia elektrolitów , nitroglicerynę w psikaczu .
Taka samopomoc to bywa niełatwa na przykład jak się człowiek skaleczy w prawą dłoń a już niewykonalna jak w plecy.
I inny wypadek- mój syn ratował pana, który się zadławił. Publicznie się zadławił ,w sklepie - coś pożerał za szybko.
Syn tak opasująco go chciał złapać /jakoś się ten chwyt nazywa/ a pan ,cały siny, wyrywał się przerażony.  😂
No to syn rypnął pana w plecy zza ucha /a syn to kawał chłopa/ . Pan , już teraz czerwony, salwował się ucieczką .
Ale oddech odzyskał. A syna w praskim sklepie teraz szanują.
przede wszystkim nie mozna olac pierwszych sygnalow, jak tylko czujemy, ze cos jest nie tak-zatrzymac sie, zrobic przerwe, zjesc cos slodkiego i dopiero w droge 😉

swego czasu bylam mistrzynia w omdlewaniu w kazdym miejscu i o kazdej porze-najczesciej zdarzalo sie w kosciele, wiec mniejsze zlo niz jakbym padla w samochodzie, ale zdarzylo sie kilka razy, ze mnie ktos na rekach wynosil nieprzytomna 😡 raz zemdlalam w mniej przyjemnych okolicznosciach-jak wsiadalam do pociagu-cud, ze nie wpierniczylam sie prosto pod kola 🙄 no i ludzie, ktorzy mnie ratowali mieli problem-czy wepchnac mnie do tego pociagu, czy zostawic i niech mnie ktos miejscowy do szpitala odwiezie 😉

w zwiazku z tym staram sie zawsze miec przy sobie:
-wode mineralna
-cos mietowego, najlepiej cukierka
-cos slodkiego-np czekolade
-w telefonie zapisane ICE do osob, do ktorych w razie czego powinna zadzwonic osoba ratujaca
-chusteczki nawilzane/w lecie wode w aerozolu
-zwykle chusteczki

zmoczone zimna woda chusteczki dobrze polozyc na kark delikwenta, jak juz ktos mowil-lepiej podniesc nogi do gory, niz wciskac glowe miedzy nogi-mnie sie jeszcze gorzej oddycha np, jak podajemy picie to dobrze by bylo przez slomke, bo czesto osoba srednio kontaktujaca nie ma sily uniesc butelki i odchylic glowy, wiec moze sie w dodatku zakrztusic, dobrze robi mocno poslodzona herbata i oczywiscie rozpiecie ciasnych spodni/kolnierzyka/zdjecie krawata
no i jak gdzies jedziemy to lepiej, zebysmy nie byli po obfitym obiedzie, bo wtedy latwiej o zmulenie
Ja mam tak ze po jedzeniu mnie mocno zmula...Dlatego nawet przed anjdluzsza droga nic nie jem ani nie pije(JEdynie lyczek wody ).
Dopiero w trakcie jazdy powolutku zaczynam jesc i pic.
Zawsze mam zapas wody , telefon.
majek   zwykle sobie żartuję
30 czerwca 2010 11:47
też mdleję od upałów. Pięknie było jak się wybrałam do Egiptu (pod koniec września, żeby nie było upałów) no i stojąc przy bufecie powiedziałam do gościa stojącego za mną: `trzymaj, stary. ja mdleję`, podałam mu talerzyk z sałatką i padłam jak długa...
Samochód latem - niestety zawsze jeżdżę z klimą na maksa. Inaczej bym padła. Niestety nie ma takiej ilości słodyczy i red bulla, której bym z miejsca nie zjadła, więc nie mam przy sobie zapasiku...  😡
majek Klima to chyba najlepszy wynalazek  😉
a tak nawiasem mowiac - na poczatek z klima delikatnie - moj tata przecholowal i nabawil sie mocnego przeziebienia  😵
ah. mi się też zdarzyło już kilka razy zemdleć.
raz na lekcji - ponieważ jestem b.wrażliwa na wszelakiego rodzaju ''budowy wewnętrzne,wnętrzności'' itp,dlatego nie potrafię tego słuchać...jak dobrze pamiętam był to WDR. było akurat o budowie pochwy..do końca lekcji zostało moze jakieś 10 minut. siedziałam i słuchałam,a koło mnie siedziała koleżanka. nagle zrobiło mi się strasznie słabo. chciałam choćby krzyknąc do nauczycielki ale jakby jakaś wewnętrzna siła mnie powtrzymywała. xD pamiętam ,że powiedziałam koleżance ; - Asia , ja zaraz zemdleję;. i padłam. szczęśćie w nieszczęściu,bo gdyby mi koleżanka nie złapała głowy,która znalazła się tuż nad podłogą ,to było by dość krwawo. od tego czasu mam taki uraz i boję się takich tematów - najczęściej wychodzę. jakoś tak już mam,że potrafię wyczuć kiedy zaczyna mi się słabo robić. ;]
kiedyś w kościele też zemdlałam. xDD
jak sobie radzę,gdy zaczyna mi się robić słabo? - muszę się czegoś napić,przekąsić coś dobrego... 😁....jak jestem w jakimś pomieszczeniu to najlepiej robi mi wyjście na świeże powietrze,chwila odpoczynku.
madziorkowa:  😵
budowa pochwy może zwalić z nóg jak widać . 😉
hehe  😀
najgorsze jest jak ludzie cię nie rozumieją,np. ''o boże ty już nie panikuj tak. to nic strasznego''. łatwo tak mówić innym.  to jest moja fobia,cóż taka już chyba jestem. 😉
Nie Ty jedna - moja kolezanka na biogogii nie raz robila szybka ewakuacje z sali...Ja tam troche pomarudze ze to bleee i wogole ale wytrzymam.
niestety u mnie w klasie to ja taka jedyna byłam. a w szkole to może jedna z dwóch. także mało u mnie w szkole takich. ;/
ludzie mają różne fobie,np.moja koleżanka panicznie boi się pająków.  😀
dempsey   fiat voluntas Tua
29 lutego 2012 12:42
Odkopuję
Chcielibyśmy z mężem zorganizować w przedszkolu naszych dzieci kurs pierwszej pomocy dla rodziców. Czy ktoś zna godne polecenia organizacje/firmy? Gdzie warto uderzyć?
Na razie mamy ofertę z firmy http://www.ems.org.pl/ i jest rozsądna, ale zupełnie nie znamy tzw. rynku...

Chodzi Ci o Wawę?
Najważniejsze jest to, że prawdziwego kursy PP nie da się przeprowadzić w 4h. Optymalny czas takiego kursu to 16h, wszystkie krótsze to straszne shity, nie daj się namówić😉
dempsey   fiat voluntas Tua
29 lutego 2012 13:08
tak o Warszawę.
dzięki za info o czasie trwania. 

hmm a jest sens wydzielenia z kursu tylko pomocy dzieciom? bo nie ukrywam, że "target" to głównie opiekunowie dzieci.
i cena będzie grała rolę, a na pewno kurs kilkudniowy będzie znacznie droższy.

chociaz z drugiej strony jak się uczyć ratować, to chyba od razu wszystkich  👀


możesz uderzyć o taki kurs do akademii medycznej (uniwerystetu) - będąc na studiach także jeżdziłam robic kursy do np. szkół - w ramach pedagogiki np., ale i tak w w ramach działalności kół naukowych (np. ratownictwa medycznego)
fajnie, rzeczowo, merytorycznie i darmowo 🙂
dempsey   fiat voluntas Tua
29 lutego 2012 14:43
dzięki horse_art
znalazłam na WUM takie Koło Naukowe Medycyny Ratunkowej Dzieci - wydaje się być idealne. O ile działa 😉 bo ich strona nieaktualizowana od ponad roku. Ale zobaczymy.

rtk, dopytałam o szczegóły oferty tej firmy która mi odpowiedziała, i jest to własnie 4 godziny zegarowe, kurs pediatryczny. Bez sensu?  👀
pediatryczny będzie głownie jak 1-szej pomocy udzielać dzieciom - bo to jednak dość specyficzne. (tak mi się wydaje, że taka tematyka głownie - ale trzba podpytać)
na mój gust lepiej zrobić ogólny jesli ma się mało czasu ...
ale i dla dzieci takie zabawo- podstawy też się przydadzą - np jak poznać, że się coś złego stało i jak wołać pomocy. co rusz jakieś dziecko ratuje rodzica czy dziadków - dzwoniąc na pogotowie.
to ważna rzecz bo "czym skorupka za młodu..."
są popularne takie akcje - "miś idzie do lekarza" , "1-sza pomoc przedszkolaka" itd ...takie też robiliśmy - bardzo fajna sprawa

robiłam też "1-sza pomoc przy koniach" - dla klubu jeździeckiego (i tu jak sobie poradzić np żeby usztywnić złamanie mając do dyspozycji koński sprzęt w stajni czy w terenie) , albo - to już dla studentów o ogólnie wypadkach w sporcie ....

możesz albo do koła albo po prostu do uczelni - najlepiej do odpowiedniej katedry czy wydziału
studenci chętnie uczestniczą bo to zawsze jakiś plus dla nich ale i coś ciekawego, albo i możliwość zaliczenia zajęć przedmiotu czy praktyk, dydaktyki...
Dziś skończyłam 2-dniowy kurs pierwszej pomocy i ratownictwa medycznego dla lotnictwa. Co roku przechodzę takie kursy, tegoroczny odbył się z nieznanymi mi wcześniej ratownikami. Szkolenie przeprowadzono profesjonalnie, przeszliśmy przez reanimację dzieci i dorosłych, poparzenia, porody, ataki padaczki, wszelakie rany, porażenia prądem, ataki paniki,zakrztuszenia, hiperwentylację, złamania, itd,itp. Podczas szkolenia każdy ćwiczył reanimację, zakładanie opatrunków, chust trójkątnych i wszystkie inne przypadki. Egzaminem było poradzenie sobie z konkretnym przypadkiem, ja miałam pacjenta z głęboką raną ciętą nogi. Scenki przygotowane bardzo realistycznie, była sztuczna krew, sztuczne rany, "kobiety w ciąży" etc. Polecam, bo ekipa podeszła do zadania profesjonalnie, wszystko zostało opisane i pokazane. Wyszłam ze szkolenia z poczuciem, że wiem co mam robić gdy spotkam się z przypadkiem medycznym. Namiar na grupę prowadzącą szkolenie (Warszawa) www.grm-k1.waw.pl
Moim zdaniem studenci prowadzący taki kurs to zły pomysł. Kurs powinni prowadzić ratownicy medyczni, którzy mają doświadczenie, trochę już w życiu widzieli i opowiadają o realnych warunkach, a nie sytuacjach wyuczonych z książek.
Studenci nie zrobią tego dobrze, ale zrobię to tanio... Aha, student nie może podbić się pod takim kursem. Wg ustawy kurs może być prowadzony przez ratownika med, pielęgniarkę ratunkową lub lekarza systemu...
Odkopuję:
I wielkimi literami: NUMER POGOTOWIA POD RĘKĄ. KURSY PIERWSZEJ POMOCY CZĘSTO DO BÓLU!!!
Mam wykształcenie medyczne= 25 lat doświadczenia, byłam zuchem, harcerką,mam jakiś wojskowy stopień jako sanitariuszka z komuny. Odbywam kursy pomocy co jakiś czas. Interesuję się. Mam zimną krew i działam często w sytuacjach kryzysowych.
I..... wyciągnęłam z zaświatów kogoś ale nie było łatwo. Człowiek to nie fantom. Wcale się na bok nie kładzie. Przeciwnie wyrywa się , wstaje i pada. Zdecydowanie -zawał czy zadławienie- na widok osoby o kolorze śliwki węgierki z czarnymi ustami nie jest łatwe. Myśli się miotają w głowie a czas leci i kolor przechodzi w jednolity bakłażan. Pogotowie- jaki numer? 112?999?
Trudno jedną ręką dzwonić , drugą pompować oddech, trzymać za rękę, pocieszać, łapać za kołnierz.
No i w ogóle trudno.
Zachęcam: na kursy kiedy tylko jest okazja. I nie spać, tylko pytać do bólu.
Ufff.
Pogotowie- jaki numer? 112?999?
Trudno jedną ręką dzwonić , drugą pompować oddech, trzymać za rękę, pocieszać, łapać za kołnierz.



oj tak. Nie mogłam sobie przypomnieć nr jak widziałam wypadek (traktor przygniótł młodego chłopaka- na szczęście nic mu się nie stało) stres jest ogromny
Gdzie można odbyć kurs pierwszej pomocy dla dorosłych? Ile kosztuje taki kurs?
tabletka, skąd jesteś?
Najłatwiej w miejscowym PCK, ale jest też bardzo dużo firm prowadzących takie kursy.
W zasadzie temat na osobny wątek pt. " Na co uważać na codzień" , ale nie będę mnożyć tematów.
Koleżanka wraz z rodziną grillowała. Upał, mało tlenu nie chciało się palić. No to każdy z obecnych podlewał podpałką.
W końcu ogień buchnął ogromny. Podeszła majstrować do grilla i nagle BUCH! plecy jej się zapaliły.
Co się stało? Otóż wybuchł obłok oparów podpałki. Butelka stała sobie obok ognia otwarta i nikt o niej nie pamiętał.
Teraz szpital, przeszczepy, koszmar. Na oddziale podobno lezy pan podobnie poparzony tylko od przodu w całości.
Uważajcie na podpałkę. Uważajcie bardzo.
Wiecie co, mój mąż jest w firmie osobą odpowiedzialną za 1-szą pomoc, ma co jakiś czas szkolenia i właśnie wrócił z jednego organizowanego przez jakiegoś tam strażaka czy lekarza i strażaka, nie ważne.
Powiedział coś, co mnie zszokowało.
Sytuacja jest taka: jesteś z kimś w lesie, bez telefonów lub zasięgu i ta osoba nagle upada na ziemię, nie oddycha - co robić?
Każdy z uczestników odpowiadał, że masaż serca, sztuczne oddychanie, a lekarz na to: "Nie. Jak najszybciej lecieć po pomoc". A czemu? Bo podobno siły podczas masażu serca kiedyś się skończą, a i tak człowieka się nie uratuje. No ale jak się pobiegnie po pomoc - też się nie uratuje....
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
04 września 2012 13:25
udorka z całym szacunkiem dla tego człowieka, ale ja bym jednak robiła masaż- owszem, siły kiedyś się skończą ale może te kilka minut masażu wystarczy żeby przywrócić akcję serca, a będąc w lesie tej pomocy możemy szukać godzinę albo i dłużej- takiego czasu na pewno rzeczona osoba nie przeżyje.
Chyba gdzieś to pisałam ale tu pasuje:
-odcięty palec czy inny organ.
Nie wolno pakować do lodu tak, żeby się z lodem stykał. Trzeba zawinąć w wilgotną szmatkę i dopiero lodem obłożyć.
Wiem, niemal z pierwszej ręki. Teraz nie mogącej niegrzecznego gestu pokazać. Każdy ma w głowie ten lód i lód.
No i znajomy palec syna wsadził w lód i już się przyszyć nie dało.
A z tym lasem to ja bym jednak chyba nie odeszła.
Chyba, żeby zasięgu szukać dla telefonu.
Wiecie co, mój mąż jest w firmie osobą odpowiedzialną za 1-szą pomoc, ma co jakiś czas szkolenia i właśnie wrócił z jednego organizowanego przez jakiegoś tam strażaka czy lekarza i strażaka, nie ważne.
Powiedział coś, co mnie zszokowało.
Sytuacja jest taka: jesteś z kimś w lesie, bez telefonów lub zasięgu i ta osoba nagle upada na ziemię, nie oddycha - co robić?
Każdy z uczestników odpowiadał, że masaż serca, sztuczne oddychanie, a lekarz na to: "Nie. Jak najszybciej lecieć po pomoc". A czemu? Bo podobno siły podczas masażu serca kiedyś się skończą, a i tak człowieka się nie uratuje. No ale jak się pobiegnie po pomoc - też się nie uratuje....


Dziewczyny, ale sam masaż nie przywróci prawidłowej akcji serca. Masaż utrzymuje jedynie przepływ krwi przez najważniejsze organy na wysokości 20% normalnego przepływu. Po prostu mechanicznie pompujemy krew. Dzięki temu niedotlenienie nie postępuje tak szybko.
Ale żeby przywrócić akcję serca należy je "zrestartować" czyli zdefibrylować. Dlatego trzeba jak najszybciej lecieć po pomoc. Im szybsza defibrylacja tym większa szansa na przeżycie. Z każdą minutą bez defibrylacji szanse przeżycia spadają o 10%...

A masować klatkę piersiową można sobie "aż do śmierci", a nie przyniesie to efektu. 😉

a, co do tego, co napisała Tania o palcu/ rękach/ nogach i innych rzeczach- Najlepiej zawinąć w jałową gazę, włożyć w woreczek foliowy, a następnie ten woreczek włoży w drugi większy, w którym jest zimna woda/ lód/ mrożone pierogi/ cokolwiek 😉. I pamiętać, żeby wsadzić do karetki z pacjentem, ewentualnie szybko dowieźć zaraz za nim 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się