Pozwolę sobie wcisnąć swoje trzy grosze jako posiadacz hucuła od wielu lat i jakiś czas temu wozodup westowy.
Mam hucuła, który w chwili,gdy go poznałam (10 lat temu)był koniem hmmm, skłonna jestem powiedzieć nawet,że pod siodłem nieobliczalnym. Ponoszącym, blokującym wędzidło, walącym łbem góra-dół do tego stopnia,że w terenie robiłam półsiad przechylając głowę na bok, bo krótka szyjką w połączeniu z tym rzucaniem łba mogła przyczynić się do straty kilku zębów.
Wiecie, to był taki typ konia, który ani nie wyglądał, ani się nie zachowywał. Miał natomiast coś,co spowodowało,że zaczęłam na nim jezdzić-jak się ścigał, to nigdy nie dawał za wygraną, szedł do przodu jak burza,nie spotkałam nigdy konia z takim zacięciem (spowodowane to było też tym,że w stadzie był alfą i omegą w jednym...). Oczywiście trochę to nielogiczne cieszyć się z pędzenia w przypadku konia bez kontaktu. Zaczęłam jednak robić swoje i dość szybko przekonałam się,że to jest koń działający na zasadzie "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Obecnie mam konia na którym zaliczyłam ogrom terenów (samotnych czy z innymi końmi)na samym kordeo, w sytuacjach awaryjnych udowodniał,że bez niczego na głowie potrafi zareagować najszybciej i dla mnie najbezpieczniej, pomimo,że bez ogłowia, pomimo,że inny koń te ogłowie miał. Mogę wsiąść po mega długim czasie i nie ma najmniejszego problemu, wsiadam i jade.
Czy to znaczy, że nagle hucuł stał się łatwym koniem dla każdego? Nie, zwyczajnie nauczyliśmy się siebie na wzajem. Znamy zwoje reakcje czasem chyba wcześniej, niż jakiś odruch wykonamy. Natomiast jest to nadal trudny koń, który niestety wiem,że potrafi po kimś przeleźć taranem, jak uzna, że po prostu idzie-rok temu odwalił taki numer uznajac, ze nie idzie na wybieg, nie dał się oczywiscie złapać (bo zwyczajnie chciał sterczec kilka metrow dalej-nie uciekać nie wiadomo gdzie), a gdy pojawiłam się ja, na samo wołanie stał się kochanym kucynkiem, który oczywiście potrafi do mnie sam-jak zawsze przyleźć. Jestem pewna na milion %, że gdyby wsiadła na niego osoba, która złapałaby go za pysk,nie daj boże jeszcze z wędzidłem i pojechała w teren, to przeciorałby ją jak każdego kiedyś. Jest koniem, który potrafi dać z siebie naprawdę wiele, ale nie da nic, jeśli cokolwiek chciałoby się wyegzekwować "siłą i przymusem". Z nim się rozmawia, jest gadatliwy i potrafi isć na kompromisy, a nawet przejść całkowicie na moją stronę, bo nauczył się tego,że zwyczajnie i jemu się to opłaca.
Na przykładzie mojego konia rysuje się moim zdaniem dosć typowy hucuł (tak sobie analizując całą resztę hucułów z którymi miałam do czynienia), konie specyficzne, jeśli się czegoś wymaga zazwyczaj trudne, mające swoje zdanie i to jest ich żelazne zdanie, trzeba się nagimnastykować,żeby to zmienić. Natomiast jak przekonają się,że z kimś warto współpracować, to potrafią być takim "pewniakiem". Dla mnie to raczej koń jednej osoby, potrafiącej dotrzeć do takiego typu konia. Moim zdaniem ze szlachetnym koniem pracuje się łatwiej, ale to mój mamut pokazał mi, jak bardzo koń może się zmienić. Wiecie, szczytem było dla mnie chcieć mieć konia, który nie będzie mnie ciorał jak szmaty, a mam konia przy którym w obejściu zrobię wszystko, przemierze z buta co się da i zatrzymam ze sznurkiem pod szyją z galopu.
Co do AQH, miałam do czynienia z kilkoma. Wszystkie zajeżdżone na wysokim poziomie, robione pod reining. Ja jezdziłam wtedy klasycznie, aczkolwiek west zawsze mi się podobał. Pierwsze wsiadanie i nie umiałam jechać prosto, później oczywiście się ogarnęłam 😂 . Natomiast co dla mnie łączyło te konie pod siodłem to ich opanowanie, chęć współpracy bez sprawdzania co da się zrobić,żeby nie zrobić. I mowa tu też np.o 3 letnim ogierze na którym czy jezdziłam z ogłowiem, czy bez, tak na spokojnie zupełnie bezproblemowo wykonywał polecenia jeźdźca,pomimo,że z ziemi był dominującym koniem w przypadku którego walczyłam o kastrację. Ciekawe było też to,że dwie osoby, które chciały na nim jezdzić (ja początkowo nie brałam go pod uwagę)na początku nie potrafiły go ruszyć do stępa czy kłusa, ja nie miałam żadnych problemów z galopem. Były tam dwie surowe klaczki też, dla mnie obie przemiłe. Doszłyśmy z koleżanką do etapu, gdzie można było na nie wsiadać i jedna została sprzedana, drugą potanowli...zajezdzić klasycznie. Obie były uważne, patrzące na człowieka, bardzo wdzęczne do pracy. Były też dwa dorosłe konie, obydwa przyjemne w obejsciu i pod siodłem, pomimo,że klaczka była koniem idącym do przodu.
Dla mnie AQH jest koniem, który mniej cwaniakuje niż hucuł. Wiadomo,że każdy koń ma jakieś swoje wady, natomiast po tych huckach i AQH z którymi miałam do czynienia, myślę,że droga do jakiegoś założonego etapu z QH będzie krótsza niż z hucułem. Hucuły też niesamowicie ciężko odrobić, jeśli coś zostało zepsute, głowa prymitywa nie kasuje wspomnień, przesówa je gdzieś w tył swojej pamięci, ale łatwiej spowodować powrót do niefortunnej przeszłości niż u innych ras. Osobiście nie zamieniłabym mojego kucynka na żadnego innego konia, bo dla mnie to najkochańszy i najbezpieczniejszy kucynek na świecie, taki uroczy pysiaczek 😍, ale nie powiedziałabym nikomu,że dojśćie do etapu w którym mogę go tak szczerze nazwać, było łątwe 😉.
edit. Olaboga, dopiero widzę, jaki to wyszedł elaborat i jak źleee się to czyta. Przepraszam :kwiatek:
Tutaj mój kucynek, parę lat temu kazano mi go odczulać na...woreczki foliowe, więc za którymś razem pokazałam,że naprawdę nie muszę 😁
A tutaj na wspomnianym ogierze jeszcze za czasów bycia ogierem. Bez kasku, bo głupia byłam (też kilka lat wstecz) i dałam się wziąć na atak. Usłyszałam,że nie da się go ruszyć z miejsca, wsiadłam na chwilę, zresztą pierwszy raz na niego i okazało się,że jednak bardzo chętnie się rusza, jest miły i przyjemny do jazdy 🙂