Zastrzyk Domięśniowy. Pomocy!!

Jak mu pierdyknęłaś igłę w dupsko na całą długość i nie zaczęłaś niechcący wyciągać w momencie wstrzykiwania to IMHO b.małe szanse.
Chyba, że igła była z rozmiaru komarówek 😉

A co wet zeznał?
[quote author=gacek 🙂 link=topic=31537.msg695657#msg695657 date=1283444429]
Do takiego zastrzyku nie trzeba wołać weta z drugiego końca Polski. Wystarczy wet który ma przychodnie dla psów i kotów i mieszka niedaleko nas. Wtedy uniknie się, takich sytuacji.

Chyba nie wiesz o czym piszesz  🤔wirek: nie wyobrażam sobie jak pan od piesków i kotków ujażmia mi konia którego ja sie boje jak daje mu zastrzyki  😁 poza tym raz miałam styczność z panem który był od krów ( a ja wtedy jeszcze byłam młoda stażem w takich zabiegach ) i dzieki niemu moja kobyła która stała jak osioł przy robieniu zastrzyków przez rok nie dawała sobie wkłuć igły, a w danym dniu na dudce jak tylko podchodziłam z igłą to zaczynała sie tak rzucać po boksie ze sie przewróciła, po przyjeździe mojej koleżanki która kończyła weterynarie okazało sie że igła jest o 2 razy za duża do takich zastrzyków dlatego kobyłe tak to bolało.
[/quote]
Popieram! My się kiedyś raz pokusiliśmy  na weterynarza od kotków i piesków. Skończyło się tym, że przerażony wet wbił w konia igłę znienacka, nie czekając aż go przytrzymam. Efekt? 10 szwów na moim policzku i koń który na widok białego ubrania wpada w panikę.
Zrobienie zastrzyku domięśniowego to żadna logika jeżeli ktoś nie ma oporów przed nakłuwaniem swojego ukochanego zwierzaczka.
a ja zapytam co by bylo gdyby kon dostal wstrzasu i padl?
oczywiscie bylby winny lekarz , bo zostawil lek osobie nie uprawnionej do podania leku...
troche dziwne podejscie  - bo chyba kon kosztuyje troszke wiecej niz iniekcja,ale  co kto lubi
tak czy tak zdrowia dla konia , a dla lekarza i wlasciciela wiecej przezornosci
Karla, ale to nie był pierwszy zastrzyk... z pewnością pierwszy dawał weterynarz i byłoby wiadomo od razu...
[quote author=Karla🙂 link=topic=31537.msg695688#msg695688 date=1283445793]
a ja zapytam co by bylo gdyby kon dostal wstrzasu i padl?
oczywiscie bylby winny lekarz , bo zostawil lek osobie nie uprawnionej do podania leku...
troche dziwne podejscie  - bo chyba kon kosztuyje troszke wiecej niz iniekcja,ale  co kto lubi
tak czy tak zdrowia dla konia , a dla lekarza i wlasciciela wiecej przezornosci
[/quote]
Karla: Ty to wiesz,pokemon to wie,ogurek to wie ,Aleksandra Alicja to wie i jeszcze chyba ktoś był z naszego "klanu" - szkoda pisania - nie przekonasz i tak. Piszę z pozycji 23 lat praktyki.
Wiwianna 🙂 igła dość duża zastrzyk kazał mi robić w szyję igła nigdy się nie cofnęła jak wciskałam antybiotyk. klacz ma tak często zastrzyki że już nie robi to na niej wrażenia pod warunkiem że potem dostanie marchewkę  😀 bo jak nie to następnym razem wykręca się dupą. 🙂 Wet powiedział że to niemożliwe że antybiotyk mógł wypłynąć i że jest to najprawdopodobniej taka reakcja na zastrzyk. i żebym się nie bała bo nic złego się na pewno nie stało.
a ja zapytam co by bylo gdyby kon dostal wstrzasu i padl?

To jest właśnie to, o czym pisałam, że trzeba mieć świadomość możliwości 😉
Skoro sama biorę się za wbijanie igły w mojego zwierzaka, to na moją własną odpowiedzialność i nie przyszłoby mi do głowy czepiać się lekarza, że np robiąc dożylny, utrafiłam w nerw i koniowi się zeszło....
<zresztą za dożylne się nie biorę, z powyższych względów> 😉

oczywiscie bylby winny lekarz , bo zostawil lek osobie nie uprawnionej do podania leku...

O ile rzeczona osoba byłaby na tyle... hm, upierdliwa, żeby mieć o to do lekarza pretensje.
Ale wiesz, jak jest czasem 😉

W sumie jakby koń padł po podaniu leku przez lekarza osobiście i własnoręcznie to też byłby wrzask.
I tak źle, i tak do rzyci.

Tak to nie był pierwszy zastrzyk lekarz najpierw zrobił sam i na następne dni zostawił to mi..
Mam świadomość tego że jeśli coś by się stało mojemu koniowi sama podjęłam się robienia zastrzyku. Dożylnie tylko i wyłącznie robił wet..
Monika, w prawym górnym rogu swojego wpisu masz taki mały klik z napisem ZMIEŃ 😉

Edit: fuckup
skad w narodzie przekonanie, ze wstrzas jest  tylko i wylacznie po pierwszym podaniu?
przyklad co prawda z psiego podworka😉 pani podala antybiotyk sama ( nie wnikam skad miala i jak przechowywala) jako 3 czy czwarty kujkuj... no i szczeniaczka za 3000 euro juz nie ma
ku przestrodze...
Taniu ja wiem, ze Wy wiecie
mhm moze kiedys  komus z revolty przyjdzie ogladac taki widok konia we wstrzasie i wtedy pomysli.
tak czy tak zdrowia dla konia i rozumu dla ludu😉
Karla: Ty to wiesz,pokemon to wie,ogurek to wie i jeszcze chyba ktoś był z naszego "klanu" - szkoda pisania - nie przekonasz i tak. Piszę z pozycji 23 lat praktyki.
A reszta pisze z pozycji wieloletnich posiadaczy kopytnych, która niejednego doświadczyła - braku weterynarzy w okolicy, długotrwałej terapii, albo dyktowania 200 złotowych stawek za wykonanie pojedynczego zastrzyku dożylniego.
"Motłoch" nie wchodzi Wam w kompetencje by oszczędzić dychę czy dwie, albo z powodu głupio pojętej "zaradności", ale przez to, że żyjemy w świecie dalekim od doskonałego. Jasne, że wolałbym, by uśmiechnięta pani doktor kuła nasze zwierzaki i była na każdy telefon. Ale nie jest, a zwierzakom zdarza się niedomagać. Wzywamy specjalistę od koni, ale nie będzie on przyjeżdżał do nas codziennie (a czasami nawet dwa razy dziennie), by podać lek. Panowie i panie od piesków/kotków nie poczuwają się do kucia "bestii".
I co wtedy? Uraczycie nas regułką: "Dla chcącego nic trudnego"?

mhm moze kiedys  komus z revolty przyjdzie ogladac taki widok konia we wstrzasie i wtedy pomysli. Mój siwek dostał lek, którego nie powinien - uratował go rzutem na taśmę ten sam weterynarz, który mu ów lek podał.
Ale to niczego nie zmienia. Mając w trakcie choroby zwierzaka do wyboru - podać zaordynowany przez weta lek samodzielnie, albo nie podać, wybór jest prosty. 🙄

Pomyśleć można by nad tym, dlaczego ludzie są zmuszeni podawać swoim kopytnym leki samodzielnie.
Po wstrząsie, po stanie zapalnym od zastrzyku .
Obolałe , wystraszone, skrzywdzone albo...martwe. TFU!TFU!
Ale nawet wtedy pomaga na chwilę i to nie wszystkim. 🙁
I argumenty,że wet też źle coś zrobił,że koszty,że coś... może usypiają sumienie , ale koniom nie pomagają.
Grzegorz, nie wiem czy masz własne dziecko-ale gdybyś miał - robiłbyś mu zastrzyki /NIE UMIEJĄC !/ sam?
/znikam,bo się złoszczę na wieczór-miłej rozmowy/
Grzegorz  wlasnei tego nie rozumiem oszczedzic 50zl gdy mozna stracici konia za mhm 5-10 tys?
ja jak nie radze sobie np. z ortopedycznymi problemami mojego rumaka nie waham sie dzwonic po Piotrka Szpotanskiego i zaplace mu ile bedzie sobie zyczyl
nie probuje bawic sie w ortopede czy chirurga
jesli nie byloby mnie na to stac to Drapcio nie bylby pod moja opieka- mam przewage nad revoltowiczami ( nie tylko ja  ) bo znam problem z dwoch stron.
moze za duzo przebywam za granica i widze, ze tam wlasciciele sa odpowiedzialni od poczatku do konca, jak ich na cos nie stac to po prostu oddaja lub sprzedaja zwierze- czy to kon czy pies czy koza.
To co mnei przeraza ( jako osobe uczaca przyszlych wetow) to wlasnie sytuacja jak  przyszli weci od galanterii skorzanej przy koniu nie wiele potrafia, niestety i w druga strone. Ot gowniany system nauczania w PL
deborah   koń by się uśmiał...
02 września 2010 18:26
Karla🙂, u nas z wetami ZAWSZE jest problem.
mojemu kolkującemu koniowi nie raz uratowałam życie podając zastrzyk z nospy.
bo żaden wet nie mógł dojechać...
Lotnaa   I'm lovin it! :)
02 września 2010 18:35
Jak (prawie) zawsze zgadzam się w 100% z Grzegorzem.
Ile to razy moi znajomi mają sytuacje, kiedy koń kolkuje, a żaden wet nie odbiera telefonu - bo albo zajęty, albo poza zasięgiem, albo na wakacjach.
A co tu dopiero mówić o przyjeżdżaniu naście/dziesiąt km, żeby podać zwykły zastrzyk.
Tu nie chodzi o ignorancję koniarzy, tylko o zwykłe realia.

Trzeba Was wetów po prostu klonować  😉
Ale to nie chodzi o te 50 złotych - cieszyłby się, gdyby stawką świętego spokoju faktycznie było 5 dych... Są sytuacje (jakoś u nas to codzienność) gdzie żaden lekarz weterynarii nawet nie rozważy przyjazdu do konia, a specjaliści odmawiają drałowania kilkudziesięciu kilometrów by podać lek. Co w sytuacji, kiedy koń dostawał 5 zastrzyków dziennie: dwa rano, jeden w południe, dwa wieczorem, przez półtorej tygodnia?

Ja widziałem swego konia przewracającego się w boksie, nie mogącego wstać o własnych siłach po podaniu mu leku przez weterynarza. Jestem świadomy, że sytuacja może się powtórzyć, ale przecież nie spłodzę weterynarza na zawołanie. Mam przerwać leczenie ze względu na brak możliwości fachowego podania przypisanego leku?
Problem faktycznie dałoby się sprowadzić do "tych matołów skąpiących kilku dych", gdyby można było zadzwonić do pani Ani/pana Janka z lokalnej lecznicy i otrzymać pomoc. Ale niestety, najczęściej nie można i bardzo zazdroszczę ludziom mającym taką możliwość.

Ekhm, wiecie ludzie z Warszawy/Krakowa/Łodzi/Gdańska itd... świat "pomiędzy" tymi miastami nie ogranicza się do miejsc, gdzie kiedyś będzie łącząca je autostrada. 😉
dziewczyny nie histeryzujcie - zastrzyk domięśniowy to żadne halo - robiłam sama nie raz, nie dwa (mimo, że nie lubię) i nic się nigdy nie stało. Za pierwszym razem "uczył" mnie wet tzn w jakie miejsce, jak itd, ale umówmy się - czarna magia to to nie jest.

I umówmy się - co innego samodzielne leczenie, a co innego postępowanie wg wskazówek weta...
tez robilam wielokrotnie zastrzyki domiesniowe  nie tylko konia ale krowa takze. pracowalam kiedys w olbrzymim gospodarstwie i wet tez tam nie przyjezdzal codziennie a robote trzeba bylo zrobic  i podac byka lekarstwa i nikt nie pytal czy dam rade czy sie boje.dostalam butelke z lekiem igly i strzykawki i heja w stado 30 bykow (mlodziezy) mialam obiekcje i balam sie ze sie im cos stanie ale wszystko bylo ok. sorry za offa.

a wracajac do koni to ostatnio kon mojego przyjaciela podcial sobie sciegna w tylnej pecinie. godzine dzwonilismy za jakimkolwiek wetem zeby przyjechal.mial przyjechac gosc od krow , ktory doczynienia z koniem mial 20 lat temu i raczej balam sie tego bo raczej to nie fachowiec od koni.ale na szczescie dodzwonilam sie do naszego pana doktora i przyjechal ale minelo poltorej godziny a kon cierpal. efekt byl taki ze pojechal konik do gliwic.
po miesiacu jak mlody do nas wrocil robilam mu zastrzyki, ktore przepisad dr. Golonka. do gliwic mam troche dalekowiec raczej doktora nie chcialam ciagnac zeby przyjezdzal codziennie robic zastrzyk.
a nasi wetowie tez daleko mieszkaja.
co prawda mnie na studiach mieli uczyc nas jak sie podaje zastrzyki ale jakos tego tematu nie poruszyki (nie bylo to na weterynarii) wiec trzeba bylo nauczyc sie samemu.nauczylam sie i jest oki.tym bardziej ze mam takiego konia ,ktorego jak szczepie to musi byc idealna cisza i nikogo w zasiegu jego wzroku bo wtedy jest pieklo. weci sie go boja i sama musze sobie z nim radzic.
Ilu ludzi tyle opinii. JA nie będę tego robić, od tego są specjaliści. Raz zostałam namówiona ( byłam wtedy śmierdzącym gówniarzem, dostałam szczepionkę na grypę) jednego konia zaszczepiłam, było ok, u drugiego wyszła wielka bania i trzeba było to leczyć dwa tygodnie. Nikt mnie więcej na to nie namówi koniec kropka. Mi zależy na moim koniu, bo dużo pieniędzy mnie kosztował i nie mam zamiaru wydawać jeszcze wiekszej kwoty na leczenie z powodu mojego amatorstwa w podawaniu zastrzyków, proste.
kazał mi robić w szyję

jak juz podaje domiesniowy to albo w zad, albo w piers. powiedziano mi, ze ropien w szyi jest najbardziej problematyczny, moze miec najpowazniejsze konsekwencje i najtrudniej go ewakuowac , stad jesli juz nie calkiem profesjonalnie robic to lepiej w piers lub zad.
A ja powiem od swojej strony - praktyki na ludziach.

Przed zajęciami na uczelni nie zdawałam sobie sprawy jak wielką krzywdę można zrobić. Można wkłuć się w nerw, co skutkuje wielkim bólem i nieodwracalnymi zmianami. Można wkłuć się w tętnicę, co może spowodować zespół Nikolausa, a w następstwie utratę kończyny lub śmierć. Można się wkłuć w żyłę i spowodować zespół Hoigne, którego również nie chciałabym oglądać.  Wszystkie następna mogą być spowodowane nieumiejętnością.
Myślę, że u koni moga wystąpić podobne zjawiska.

A poza wszystkim - czy robiłyscie wszystko z godnie z zasadami? Aseptyka? Inna igła pobiera lek, inna igła się wkłuwa? Wkłucie pod odpowiednim kątem na odpowiednią dla danego miejsca głębokość (jakbym włożyła całą igłę bo by mnie wyrzucili ze studiów). Przed podaniem leki aspiracja, dla upewnienia się czy miejsce jest prawidłowe.

I mimo, że potrafię zrobić człowiekowi każdą z iniekcji, w życiu nie odważyłabym się kłuć konia. Własnie ze względu na możliwość wstrząsu - bez odpowiednich leków i wiedzy nie poradziłabym sobie - od tego są weterynarze
ushia   It's a kind o'magic
02 września 2010 20:33

Ekhm, wiecie ludzie z Warszawy/Krakowa/Łodzi/Gdańska itd... świat "pomiędzy" tymi miastami nie ogranicza się do miejsc, gdzie kiedyś będzie łącząca je autostrada. 😉


Grzegorz, nie przejmuj się, w Krakowie tez robimy sami zastrzyki - i domięśniowe i dożylne.
I w Krakowie niestety tez bywają sytuacje, kiedy okazuje się, że weterynarza nie ma albo bedzie za piec godzin

I tak podałabym mojemu dziecku zastrzyk, nie widze w tym nic dziwnego, podobnie jak tysiące ludzi codziennie robiących zastrzyki sobie/swoim bliskim.
rtk, ja nie widziałam w życiu, żeby wet inną igłą pobierał lek a inną się wkłuwał. A widziałam - uwierz - dużo.

(i niestety mimo, że u nas nie ma problemów z wetami zbytniego - nie byłoby mnie stać na kłucia co 2 dzień przez kilka miesięcy przez weta)
edzia69   Kolorowe jest piękne!
02 września 2010 20:35
[quote author=MonikaxD link=topic=31537.msg695695#msg695695 date=1283446216]
kazał mi robić w szyję

jak juz podaje domiesniowy to albo w zad, albo w piers. powiedziano mi, ze ropien w szyi jest najbardziej problematyczny, moze miec najpowazniejsze konsekwencje i najtrudniej go ewakuowac , stad jesli juz nie calkiem profesjonalnie robic to lepiej w piers lub zad.
[/quote]
ano, karmiliśmy konia z ręki 3 tygodnie, po fachowym podaniu koniowi  przez lek wet zastrzyków w szyję właśnie [koń miał kolkę nerkową, a dostał domięśniowo leki na pobudzenie wydzielania żółci sic!]
Hanowerka pękasz jak igłę widzisz i tyle, pozostawianie leków na dalszą kurację w terenie to normalka.
nawet ja tak robie, ze inna igla do leku a nowa do wklucia. wydaje mi sie, ze ta igla, ktora nabieralam lek robi sie tepa 😁
edzia69 fakt faktem, że pękam jak widzę igłę, ale jeśli musiałabym to zrobić to bym to zrobiła. Napisałam, że to zrobiłam i zepsułam, nie zrobie tego więcej nie dlatego, ze sie boję, a dlatego, że nie mam takich kompetencji.
edzia69   Kolorowe jest piękne!
02 września 2010 20:45
edzia69 fakt faktem, że pękam jak widzę igłę, ale jeśli musiałabym to zrobić to bym to zrobiła. Napisałam, że to zrobiłam i zepsułam, nie zrobie tego więcej nie dlatego, ze sie boję, a dlatego, że nie mam takich kompetencji.

No ok, teraz wszystko jasne, ale nie wieszaj psów na ludziach, którzy w sumie nie bardzo mają pole manewru. A wstrząs, no cóż. Ciach, bach i nawet wet na miejscu nie zdąży uratować.
edzia69 jasne, każdy robi to co uważa za stosowne, jednak ja tego nie pochwalam i tyle. Cholera mój świat jest faktycznie idealny 😲
Hm, a tak z czystej ciekawości - jakie są objawy wstrząsu i co może/powinien zrobić wtedy wet?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się