PSY

Cariotka   płomienna pasja
26 listopada 2015 11:50
Ascaia nie o to mi chodziło 🙂 ale mam wrażenie że nie lubisz czy nie przyjmujesz od innych słowa krytyki bo masz wytłumaczenie ,,źle interpretujecie to co napisałam'' lub ,, ja źle to opisałam'' lub ,,ja mam psa w domu i wiem lepiej''.
Uważam że należy psa socjalizować ale z głową 🙂 Ja na ostatnim szkoleniu dowiedziałam się że mój pies nie potrzebuję zabawy z innymi psami 🙂 Oczywiście każdy pies jest inny ale pies to pies no nie  😉
Socjalizować z głową czyli co?
I nie odpowiedziałaś mi co z tym "byciem przewodnikiem".
Ascaia no niby tak. Ale potem już znak zapytania się pojawił.Zadałaś pytanie.

Magdzior, no tak, ale co jest półśrodkiem między brakiem psów, a jednym psem do wspólnej zabawy?

Do tego pytania nawiązałam, wracając do pierwotnego postu.

I dalej nie do końca wiem, czy masz gdzieś prace z psem czy jednak pracujesz i szkolisz Werne..  😉
I uważam, że dyskusja z innymi na temat patyków i ich metod czy spojrzenia, tym bardziej że oparta na różnych psach, nie powinna być aż tak irytująca. 😉

Do argumentów patykowych ja mam jeszcze jeden. Ludzie często rzucają je swoim psom i bawią się nimi z psami - z racji zarówno zdrowotnych jak i szkoleniowych wolę, by moje psy nie miały ochoty lecieć za rzucanymi przez kogoś badylami da jakiegoś obcego psa.. To może się skończyć bardzo kiepsko, a motorem może być już sam widok ludzia z badylem w dłoni. Nie potrzebuję tego. Moje psy mają co nosić i jest to o wiele bezpieczniejsze niż patyk. 😉
Cariotka   płomienna pasja
26 listopada 2015 12:02
już 🙂
izolatorem ??? hmm nie wiem, ale raczej nie  😁 kim jesteś to chyba Ty wiesz najlepiej bo Ty masz psa w domu 🙂 ale przewodnik stada czy końskiego czy psiego się bez powodu nie irytuję i wie co ma robić 🙂 ale osobiście uważam że dążysz do bycia dla niej przewodnikiem 🙂 Nikt z dnia na dzień jeszcze szefem nie został.
Uważam że możesz z Nią robić wszystko bo to Twój pies 🙂 ale wg mnie przede wszystkim powinnaś trochę się rozluźnić 😀
Cariotka, no to albo rozmawiamy merytorycznie, albo o tym czy się irytuję bez powodu... Teraz "Ty wiesz najlepiej bo masz psa w domu". Zdefiniuj proszę różnicę pomiędzy "być przewodnikiem", a "być przyjacielem i matką polką". Jakie są wyznaczniki w zachowaniu psa względem tych dwóch "instytucji"?

k_cian, spróbuję jakoś to sprecyzować. Chcę aby Werna była posłuszna czyli:
- wracała na zawołanie (wraca)
- szła spokojnie na smyczy nie tylko w wąwozie bez względu na hulajnogi trajkoczące dzieci i babcie z siatkami
- szła przy nodze bez smyczy i dalej jak wyżej
- nie sikała w domu (nie sika)
- wykonywała polecenia na smyczy i bez smyczy - siad (wykonuje), leżeć (wykonuje), zostań (wykonuje), stój (wykonuje), poczekaj (wykonuje)
- wykonywała powyższe zmiany pozycji - siad, leżeć, stój w odległości (pracujemy, mamy już 70% skuteczności do odległości ok. 6-7 metrów)
- oddawała zabawki do ręki z komendą "oddaj" (wykonalne bez psów w 97% - jeszcze czasem bywa za mało natychmiastowa reakcja, przy Brunie w 80%, przy innych psach nie ćwiczymy)
- odkładała zabawki na ziemię z komendą "odłóż" (wykonalne bez psów w 80%, tzn. odkłada ostatecznie zawsze, ale jeszcze to czasami trwa za długo i za dużo przy tym pisku i poszczekiwania), przy Brunie jeszcze nie próbuję, bo to jeszcze nie czas
- odczekiwała po rzuceniu zabawki na komendę "przynieś" (wykonalne w 99%), ćwiczone tylko bez psów oczywiście (ty chyba mówisz na to "wysłanie psa"?)
- respektowała komendę "nie rusz" - dotyczy patyków, drągów, zabawek, śmieci, psów, ludzi, itd (wykonywalne w 97%)
- była psem nieagresywnym, bezpiecznym (nie zdarzyło się jej samej zaatakować, zdarzyło się odpowiedzieć na agresję innego psa, do ludzi zdarzy się jej szczeknąć jeśli są zbyt natarczywi z wyciąganiem rąk)
- umiała trochę sztuczek - łapa (wykonuje), druga łapa (wykonuje), na razie tyle, może jeszcze jakimiś się pobawimy jakieś "zdechł" "obrót" "wstydź się", itp
- wchodziła do windy i do klatki bez oporów
Chyba wszystko...
To co jest opanowane i tak powtarzamy. To co nie jest opanowane na 99% (nie użyję 100%, bo nie wierzę w przypadku żywej istoty w 100% pewności) ćwiczymy. To teraz nie wiem czy to jest "praca", dla mnie to "norma" posiadania psa. To nie jest jakiś wielki CEL, to takie... po prostu.

Hasło praca / idź na szkolenie kojarzy mi się raczej z:
- tropieniem
- obedience
- szkoleniem obronnym
- szkoleniem sportowym
Praca bo jednak szkolisz psa i oczekujesz wykonywania konkretnych komend. Nie szkodzi, że w związku z życiem codziennym dla Ciebie pożądanych. Nie pocieszę Cię, że ćwiczy się z psem całe życie, co? 😉 Bo nigdy nie jest tak, że raz nauczona komenda bez powtórzeń zostanie na zawsze.
Ponad to, ta Twoja lista... To więcej niż wymagane jest w PT1 i hmmm nie pamietam jak to się ma do obi najnizszej klasy. Szkolisz psa posłuszeństwa,a nie "nie mam celu". Btw. Są także zawody PT czyli Psów Towarzyszacych. Więc...

Psy pracujące zawodowo/sportowo to dla mnie psy użytkowe. A pracować można także dla przyjemności i codziennych korzyści.



I aport jednak jest w tej Twojej liście i rady które dostałaś są na miejscu. Chcesz przepracować problemy przy innych psach, a w tej kwestii podtrzymuję wszystko co napisałam na temat. Tak formy ćwiczeń jak i wpływu biegania z innymi psami z zabawką/patykiem/czymkolwiek. Utrudniasz i sobie i psu.
Nawet jeżeli to jednorazowe zdarzenia to dowodzą, że pies traktuje aport jako swoją zdobycz, której nie chce stracić.. I utwierdzaja go co gorsze w takim mniemaniu. Takie jest moje zdanie.
Człowiek też się uczy całe życie. Przecież to oczywiste, że to już jest sposób na życie, a nie np. do skończenia iluś tam miesięcy życia psa.

Przyznaję, że ja się nigdy nie interesowałam "profesjonalnie" tematem. Psy, z którymi miałam do czynienia, miały spełniać tę listę, bo... bo to taka norma. 😉 Czy to taki poziom czy siaki poziom... Mając lat sześć przeczytałam wszystkie dostępne wtedy podręczniki o szkoleniu psów i zaczęłam robić swoje.

Aport... zabawa w aportowanie... Ja nie umiem tego inaczej zwerbalizować. Rzucanie jest po to by suka miała radochę i się wybiegała, zmęczyła fizycznie. Rzucanie w stylu "jak najdalej" czyli przy naszych górkach to odległości często ok. 100 metrów. To, że suka wraca (a to ma naturalne jak już pisałam, nie zdarza się jej nie wracać od razu jak po sznurku) i ma oddać zabawkę to moja wygoda, żeby się dalej bawić. Czyli... jak to wytłumaczyć. Nie posłuszeństwo samo w sobie tylko zabawa i ułatwienie jej kontynuacji. 

I jeszcze jedno... tu mogę znowu mieć problemy z doborem słów...
Nie zależy mi na takim pełnym zapatrzeniu psa we mnie. Kurcze, jak to opisać... Nie przeszkadza mi, nie widzę nic złego w tym, że suka się gania z innymi psami skoro po jej zachowaniu widać, że to lubi (radosne witanie się z blabladorem i innymi, poszczekiwania w radosnej tonacji, przypadanie na przodzie i cały repertuar psich komunikatów "fajnie, fajnie cię widzieć, bawmy się"😉. Nie widzę nic złego w tym, że na spacerze nie idzie non stop z nosem przy mojej nodze, tylko coś niucha po trawniku. Zawołam i jest przy mnie - i to jest to,Wygląda to tak - przejście 20 metrów, siad i patrzenie na mnie. Jak ją minę - kolejne 20 metrów, siad i oczekiwanie. Ja bym właśnie wręcz wolała, żeby była bardziej zluzowana.
Cariotka   płomienna pasja
26 listopada 2015 13:22
Ascaia nie wiem jakie są wyznaczniki Twojego psa 🙂
Ale tak szczerze  🙂 Uważasz że już Wera (wiesz, bo masz ją w domu i znasz ją o wiele lepiej niż my przez forum) widzi w Tobie przewodnika stada, które tworzycie?
Tak bez złośliwości.
ponieważ ja Ci nie piszę że robisz źle czy dobrze z Werą tylko w mojej opinii masz dziwne podejście do pomocy dziewczyn na forum 🙂 prawie wszystko negujesz🙂
Ja nie jestem alfą i omegą 🙂 gdybym była to robiłabym wszystko sama z psem a do Tego jeszcze długa droga przede mną 🙂
Ascaia generalnie po każdym podstawowym szkoleniu psy powinny być w stanie spokojnie zdać PT1. I - przynajmniej kiedyś - tym egzaminem kończyły się kursy. 🙂

Nic złego nie widzę także we wrzucaniu na luz i spokojnych luzackich spacerach. Też na takie chodzę. Chodzę także biegać z psami i wtedy większość czasu lecą jak chcą - luzem, bo mam ku temu możliwości. I nie łapię ich na każdym kroku bo inny pies idzie. 😉 Ale unikam pewnych sytuacji, które mogą być negatywne w konsekwencji. Zarówno skończyć napięciami, problemem zdrowotnym czy też negatywnie odbić się szkoleniowo.
I nie ważne jest tu dla mnie jak bardzo formalizujesz aport. Aport  - rzucam, leci, podnosi i oddaje mi do ręki. Masz problem z oddawaniem przy psach a chcesz to zmienić. Masz to na swojej liście. W tej chwili rzucasz Wernę na głęboką wodę i utrudniasz i jej i sobie rozwiązanie tego problemu. Nie ważne jak bardzo nieformalne to będzie w przyszłości i nie od linijki... ma oddawać zawsze kiedy Ty tego chcesz. Nie ma tu żadnych niejasności.
Ok, ze wszystkim się zgadzam. Mam teraz poczucie takiego punktu zero w rozmowie. To pozytywne. 🙂

To teraz rzeczywiście pytam, bo tu jednak nadal nie rozumiem.
Chce by bawiła się z psami. Chciałabym by bawiła się przy psach zabawkami oddając je bez problemowo. Oczywiście nie mam zamiaru bawić się w rzucanki przy każdym, dowolnym psie, w dużej grupie, itd. Na ten moment są cztery konkretne psy "zakumplowane", które widzę jako partnerów naszych spacerów i zabaw - jest jamNika (tu nie ma problemu, a domu u rodziców są już gryzaki dla jednej i dla drugiej oddzielne), jest starszy kundelek A. (który jest kompletnie niezainteresowany zabawkami, to kumpel od spacerów), jest blablador (najlepszy kumpel od podgryzania, przepychanek, ganiania się po krzakach), jest sznaucer.
Rzucanki przy blabladorze wprowadziłam kilka tygodni temu kiedy miałam już te 97% wykonalności sam na sam, kiedy była już opanowana autokontrola (zostawanie po rzucenie zabawki), itd. Czyli podstawa opanowana.
To teraz skoro jest dobrze sam na sam, jest dobrze przy jamNice (czyli psie niezainteresowanym Wernowym gonieniem za piłką), a chcemy dojść do dobrze przy drugim psie (konkretnie blabladorze, z którym mają ustalone relacje), to jak to ćwiczyć bez tego drugiego psa? Jaki jest etap pośredni?
Przyznaję, że moja logika widzi tylko to nieszczęsne, ironiczne "pół psa" 😉
Pozwoliłam sobie na rzucanie przy blabladorze. Nie podam daty, ale powiedzmy, że to jakieś trzy tygodnie minęły już. Werna zabawki oddaje. Co więcej blablador też lepiej zaczął oddawać zabawki. Racja, że Wer na razie oddaje przy nim zabawki gorzej niż kiedy jest sama, ale... ale z każdym dniem widziałam poprawę.

dygresja
Któraś z Was napisała o aportowaniu na lince przy ludziach - więc przypomnę od razu. Po pierwsze nie mam 100 metrowej linki. 😉 Po drugie ludzie i cywilizacja to naprawdę oddzielny temat. Jeśli nie ma "strachów" to wszystko jest wykonalne. Jeśli jedzie hulajnoga to nic się nie liczy jak uciec w najbliższe krzaki i jak ten temat opanować to jest zupełnie inna dyskusja. To się chyba w końcu o behawiorystę oprze w następnym roku jeśli nic się nie zmieni. 

A tak w ogóle to ja mam swoje podejrzenia, że tu się wtrącił inny aspekt. Mój ojciec, który czasem musi mi pomóc w temacie wyprowadzania Werny. Obawiam się, że tu się pojawiają zgrzyty. Nie mam jak ich "śledzić", żeby zobaczyć jak jest w rzeczywistości, mogę się opierać tylko na tym, co mi ojciec opowie. Nie chcę znowu włazić w tematy psychologiczne, ale chyba zrozumiałe, że czasem relacje ojciec-córka bywają... no szczególnie kiedy to niby córka ma być "wyżej" w hierarchii... Musicie się domyślić, nie będę rozwijać. Ale chociażby dzisiaj powiedział mimochodem coś takiego - no bardzo rozkręcona była, skakała mi do kółka... Ze mną Werna nie skacze do kółka, ja jej na to nie pozwalam. 
Ostatnio byłam chora i ojciec wychodził na te dłuższe spacery z suką kilka dni pod rząd... 
Fauna dyskusja!

Ascaia Wiesz ta Twoja lista to jest super i ja bye też wiele dałą bym z moim obecnym psem mogła to wszystko odchaczyć a nie będę mogła i to przez jakiś czas jeszcze. Każdą z tych rzeczy trzeba przepracować, ja wiem, ze są  psy, które chodzą za właścicielem nieuczone przywołania ale taki pies moim zdaniem to po prostu pies o ntakiej naturze, która nie pozwala mu się oddalać i tyle a nie pies naucony przywołania. Każda komenda musi zostać nauczona w spokojnych warunkach potem, dobrze powtórzona przy psach, dzieciach, na trawie, na betonie, w upał, w deszcz itd itp i dopiero wtedy jest nauczona. Więc nauczyć tylu rzeczy to tak naprawdę zbudowanie solidnych podstaw i potem dorobienie jednej czy drugiej komendy, nauczenie fomalnego siadania przy nodze po przywołaniu czy to z aportem to już nie problem. Chodzi mi o to, że tak naprawdę to co piszą dziewczyny Twój zakres to spokojnie wykracza poza obedience 0 gdzie masz głównie przywołanie, zostawanie, aport i chodzenie przy nodze. I to w spokojnych warunkach bo bez psów w pobliżu kilku metrów.

Więc nie poddawaj się i nie zrażaj bo wymagania i cele masz i dlatrego wlasnie moim zdaniem jakbyś sobie z tego zdała sprawę, podzieliła, ustaliła priorytety to byłoby łatwiej. Bo to jednak jest proces każdej jednej malutkiej rzeczy.

Piszę to widząc po swoim psie widzisz ja wydawałoby się teorię znam, praktykę też a obecnie z moim psem wiele na zewnątrz nie zrobię właśnie z powodu emocji.  Z powodu tego, że dla niego na zewnątrz nie ma (z reguły) warunków do nauki, albo jest pobudzony tak, że nawet nie jest w stanie zjeść, złapać kontaktu albo wystraszony, Oczywiście jakoś nad tym pracuję ale też nie ma mnie w tygodniu w domu więc nie mogę od niego wymagać, żę się z dnia na dzieeńļ polepszy bo samo się nie zorbi. Dlatego pracuję ile mogę® w weekend właśnie nad emocjami, nad prostyni rzeczami żeby nauczył się pracować, nauczył uczyć, skupiać uwagę i wyciszać. Jak to kiedyś ogarnie i uda się mu troszkę pomóc lekami to potem dodawanie kolejnych komend nie będzie problemem.


Tak tylko jeszcze się wtrącę co do porównania konie i psy jako zwierzęta stadne to to nie jest tak opczywiste jakby się mogło wydawć. Były badania i teraz z tego co wiem raczej nie szufladkuje się psów do zwierząt stadnych w zrozumieniu, że zyją w dużych stadach, w których polegają na sobie prowadzi je samief alfa itd... Oczywiście ciężko gdybać jak zachowywałyby się dzikie psy ale bazująć na badaniach nad wilkami im najbliższymi jednak uważa się, ze psy żyją w rodzinach, w których jest para rodzicielska i potomstwo. Nie ma potrzebvy walki o przywództwo (obalona teoria dominacji) bo dzieci autmatycznie wiedza kto jest rodzicem, gdy podrosną na tyle, że są w stanie założyć swoją rodzinę odchodzą. Zwykle jet to kilka max kilkanaście zwierząt.

Tru jest też pytanie kim powinno się być dla psa jakim przewodnikiem a no takim odpowiednikiem odpowiedzialnego rodzica. Który ustala granice, wychowuje, wspiera. Ostatnio czytałam opis któ®egoś z seminariów obedience i było tam fajne stwierdzenie, że powinnismy tak pracować nad motywacją by pies nie czekał na komendę/nakaz ale na.. pozwolenie🙂 By sam chciał już tak wykonać to zadanie, by było tak wzmocnione że czeka wlasnie na sygnał by móc to zrobić - i tu masz odpowiedzz co do oddawania jeśli zależałoby ci na tym bardzo to trzebaby mnóśtwo powtórzen w różnych warunkach, w roznych stanach emocjonalnych z roznymi nagrodami żeby po prostu uwarunkować to i żęby pies automatycznie wręcz bazując na pamięci mięsniowej oddawał. Klasyczne warunkowanie przywołania przewiduje nawet 3 sesje po kilkadziesiąt smaczków każda codziennie przez parę tygodni więc to trwa🙂

Co do tego aportowania to mi się to troche źle kojarzy bo mam obraz wlasciciela ktory rzuca tylko aport zeby wlasnie psa wybiegac pies juz nie ma siłī, nakręcony, zafiksowany a ten dalej rzuca i pies wraca bardziej pobudzony niż był. Nie mówię, zę tak jest u Was ale takie mam skojarzenie. Ja bym chyba wolała psu zapewnić ruch biegając lub jeżdżąc na rowerze, wlascicielka pewnego bordera z którym biega pisała, że to nawet na niego działa wyciszająco wbrew pozorom taki jednostajny równy rytm. A intelektualny wysiłek komendami, sztuczkami nawet w domu. Skoro lubi aportować to moze frisbee? Zawsze to trochę ciekawsze niz tylko rzucanie, mozna dołożyć pomiędzy jakieś inne cwiczenia i też jest to fajna sprawa.

A co do mądrej socjalizacji był taki super artykuł ale muszę go znaleźć, podrzucę potem.
Wciąż próbuje przebić się z tym samym. Aport to nie jest formą wysiłku fizycznego a stymulacja psychiczna. W aporcie nie chodzi o bieganie tylko polowanie z właścicielem (pisze o tym między innymi Mrzewińska) a Werna meczy się przy tym dlatego, że wysyłasz ja taka nieskończoność razy ze meczy się bieganiem do zabawki. To nie jest zabawa z biegania tylko polowania, zdobyczy. Wiec wciąż nie rozumiem jaki w tym sens i w czym to jest lepsze niż długi spacer po nowym terenie. Nie wyobrażam sobie szczerze mówiąc codziennie tego samego aportu w tym samym miejscu i przez określoną ilość czasu zamiast np pracowania nad rzeczami, z którymi ma problem czyli np. uczęszczać w miejsca pełne ludzi i zgiełku. A i żeby nie było nieporozumień. Nie jestem przeciwko aportowi nie rozumiem po prostu dlaczego tylko aport traktujesz jako stymulację fizyczną.
Ja mam wrażenie, ze tu istnieje utopijna kraina psów pracujących 😉 I wstyd przyznać, że ktoś po prostu posiada psa i ma z tego radochę.

Ja nic nie robie ze swoim psem, poza długimi spacerami, rzucaniem piłeczki (codziennie i w tym samym miejscu) i zabawą z kolegami.
I ani ja nie mam z tym problemu ani pies 😉 jest szczęśliwy, wybiegany, zawsze skupiony na mnie - wraca na zawołanie, chodzi przy nodze, zna podstawowe komendy.
Dla mnie to takie samo posiadanie zwierzaka jak posiadanie konia, żeby go miziać i czesać, a czasem jechać w teren na spacer. Jeśli obydwie strony mają z tego fun, to czy to jest złe ?

Przy okazji - wrzucam nowy nabytek ciotki. Bari, ok.7-8lat, wyrzucony z samochodu. Mega pozytywnie nastawiony do człowieka, ale też mega rozpuszczony jak dziadowski bicz 😉 Przede wszystkim średnio ogarnia spacery na lince (ciągnie jak wół), nie reaguje na przywołanie. Trochę pracy go czeka 🙂 za to super dogadał się z babami, codzienne tarzanie w śniegu obowiązkowe mimo że średnia wieku 7 lat 😀

edit: galeria mi nie działa 🙁 dodam później.

Zaczynam się zastanawiać czy się nie napić przed kontynuowaniem tej rozmowy...
Poza tym zaraz tu chyba będę musiała upublicznić swoje życie całkowicie...
Ale już w sumie, co mi szkodzi...


Magdzior,

1/ Siad po przywołaniu też już mamy - w zabawie przede mną, w trybie spacerowym - do prawej nogi.
2/ Mam wymagania. W moim słowniku to za mało na "cele", więc nie ustalam priorytetów, nie dzielę, nie mnożę tylko żyję codziennością z psem, w której komendy po prostu są.
3/ Powtórzę - nie uważam, że koń i pies to takie samo stworzenie. Miałam tylko na myśli doświadczenie pracy ze zwierzętami. Świadomość czegoś takiego jak behawioryzm, zainteresowanie tym tematem, odnoszenie się do natury, instynktów, rozróżnianie tego co ludzkie, a co zwierzęce... itp, itd

(tu zaczyna się też do heroinx)
4/ Aportowanie (naprawdę wolę hasło rzucanie)...
Poniekąd masz rację - tak, rzucam, żeby sobie poganiała. Co prawda nie do utraty sił, bo nawet jak próbowałam sprawdzić gdzie są jej granice to jednak ja wymiękłam, a nie Werna.
Pisałam chyba z dwa czy trzy razy jak wyglądają nasze spacery, ale co mi tam, napiszę czwarty i dziesiąty... Rzucanie to ok 15 minut z godzinnego porannego spaceru. Po bieganiu za piłką/kółkiem jest jeszcze marsz, więc mam czas by ją wyciszyć.
Bieganie - po pierwsze uważam, że jest nudne dla psa, jest problematyczne ze względu na "sikundy" czy kupkanie, ze względu na wywąchiwanie wiadomości, itd. Po drugie nie mam kolan na bieganie.
Rowerowanie - skoro Werna boi się rowerów, to... muszę kończyć?
5/ Jaka jest różnica pomiędzy piłką, kółeczkiem a frisbee?
6/ "można dołożyć ćwiczenia" - a czym według Ciebie jest np. "zostań" podczas rzucania? Bo jak dla mnie właśnie ćwiczeniem.


heroinx,

1/ Jakby nie patrzeć bieganie za piłką jest wysiłkiem fizycznym. Howk!
2/ "taka nieskończona ilość razy" - a to gdzie wyczytałaś?
3/ Co to znaczy długi spacer?
4/ Jaką widzisz inną formę "stymulacji fizycznej"?
5/ Dlaczego poranne spacery to wąwóz, rzucanie i psy? Bo pozostałe spacery to "cywilizacja". Co oznacza stres dla Werny, zmęczenie umysłowo-fizyczne dla Werny i zmęczenie fizyczne dla mnie (psychiczne też). I ja, i ona potrzebujemy też luzu i radochy, bo inaczej się znienawidzimy chyba, a dodatkowo obie padniemy na zawał.


kolebka,  :kwiatek:
Ascaia od razu wyjaśnię, że moje wypowiedzi nie miały być zgryźliwe, trochę tak zabrzmiały ale to pewnie z racji pośpiechu pisania. "Nieskończoną ilość razy" wziełam sobie sama, bo skoro mówisz, że to dla Werny część wysiłku dziennego to musi być to powtarzane wieeeele razy żeby psa zmęczyć. Tymbardziej kiedy jest w miarę chłodno a nie jakieś dzikie upały. Długi spacer dla mnie to znaczy dzienna dawka ruchu to przynajmniej 1.5h + wcześniej dochodził miejscami trucht no i przeciąganie się, komendy. Teraz nie idziemy aż tak szybkim marszem (z racji stanu Neski)  ale czasowo wciąż mniej więcej jest to samo. Bywało 2.5h ale to wychodziło tak 1/2 w tyg przez ograniczenia czasowe. Najlepszym (jak dla mnie) sposobem na zmęczenie (mojego) psa to długi marsz, połowa z tego w skupieniu, praca węchowa, komendy no i ewentualnie przeciąganie i to jest dla Neski prawie 100%. W trakcie marszu lepiej pracują mięśnie niż w czasie gonitwy - męczy bardziej mięsnie, a nie dostaje zadyszki. No a praca umysłowa jest dopełnieniem. Poza tym sama eksploracja nowych zapachów, terenu skutecznie ją męczy.
Zresztą nawet JARA kiedyś pisała, że pies po takich dzikich gonitwach męczy się tylko chwilowo, prześpi się z godzine i może hasać znowu, dlatego właśnie trzeba szukać innych, bardziej absorbujących zajęć.
kolebka to wszystko kwestia psa/rasy. Wiadome, że owczarki potrzebują więcej ruchu i pracy umysłowej niż yorki (w sumie to nie wiem czy tak jest akurat w tym przypadku, podałam jako przykład  :lol🙂 Nikt tu nie mówi, że pies leżący na kanapie jest nieszczęśliwy. Wszystko zależy od predyspozycji psa, nie można generalizować ale mając owczarka, który potrzebuje dużo pracy nie wyobrażam sobie belga leżącego na kanapie przez większość życia   😜
edit: w ogóle nie wiem czy tylko ja nie widzę złego tonu w tej całej dyskusji  🤣 no bo wciąż wymieniamy doświadczenia, dyskutujemy nie ma co się unosić ostatecznie i tak każdy zrobi to, co uważa za słuszne. Ja osobiście uważam, że bez krytyki i uwag człowiek stałby w miejscu całe życie (chociaż nie powiem, przyjęcie krytyki bywa czasem trudne) dlatego nie ma co się dopatrywać w tej rozmowie jakichś złych "tonów" czy podtekstów
Nie jestem w stanie chodzić zbyt często na spacery dłuższe niż godzina.
Z tego samego powodu nie eksplorujemy nowych terenów.
Pisałam o przeciąganiu się jakiś czas temu - nakręca Wernę w "złym kierunku". W kontekście opanowywania jej emocjonalności tym bardziej wydaje mi się niewskazane. Ponad to zaczęła być dla zbyt silna. Ona spokojnie przeciąga mężczyznę 80kg, ja tyle (na szczęście) nie ważę. Dokładając moje problemy z barkami i kręgosłupem to jest mocno ryzykowna zabawa i stosuję ją niezmiernie rzadko. I pewnie to skrytykujecie, ale czasem w domu gdzie przeciąganie jest jednak spokojniejsze.

Cariotka   płomienna pasja
26 listopada 2015 19:08
heroinx ja też uważam że niektóre psy potrzebują ruchu (moja Ness) , niektóre pracy i ruchu a inne są mniej wymagające  😉

Ja dziś przebyłam 15 km na jednym ze spacerów 😁 mróz wiał w twarz ale super było  😜

Jestem totalnie zielona i wiem że ten temat był tu poruszany ale czy mamy obecnych zwolenników półzacisków 🙂 tzn jeżeli miałby ktoś wybrać między klamrą a półzaciskiem  😉
Ascaia, ja rozumiem, że chcesz po prostu mieć psa i żeby on się wpasował w pewne normy. To jest ok, tylko jeśli tak stawiasz sprawę, to może odpuść psu tę zabawę aportowanie kiedy biega z innymi psami, tak jak odpuszczasz szarpanie bo wywołuje to złe emocje. Może tak zwyczajnie nie ma o co kruszyć kopii, pies się psuje od takich zabaw to je ucinamy i żyjemy sobie spokojnie dalej. Zabawka to zasób, pies jest na nią mega nakręcony i biega wśród potencjalnych konkurentów, nic dobrego z tego nie będzie dla waszego spokojnego życia. To stres dla psa (zaraz mi ktoś zabierze piłkę) i dla Ciebie(komenda nie działa, nie mogę odebrać piłki). Nie wszystko można zrobić kiedy ma się belga 🙂
dziewczynka, mam wrażenie, że nie przeczytałaś tego, co napisałam... "psami", "konkurentów" "komenda nie działa, nie mogę odebrać piłki"... nie przeczytałaś...
kolebka Pytasz dlaczego nie można po prostu mieć psa? Ano można ale wtedy kupuje się mopsa czy innego psa do towarzystwa. Tak wiem ty masz sukę w typie ONka ale już starszą więc też nie ma co porównywać.
Chodzi mi o to, że raczej nie miałaś psa z rasy typowo pracującej (jeśli się myle to przepraszam) i jak takiemu psu nie znajdziesz zajęcia to sam sobie znajdzie i tu wlasnie chodzi o to, ze z tego co Ascaia pisze Werna jest takim psem. I ty mówisz, że skoro pies i człowiek szczęśliwi po co więcej - no po nic, tylko że mu właśnie tłumaczymy, że jest grupa psó∑, któ®e chcą więcej o dżycia, wiecej od człowieka.
I nie ma się im co dziwić skoro były hodowane do całodniowej pracy przy owcach a teraz ma im wystarcyzć godzina biegania za aportem (nie jest to personalne! tylko przykład!).

Ascaia Raz jeszcze dla pewności powtórzę, że ja nie mam na celu udowodnienie Ci, że robisz źle ani nic z tych rzeczy. Bardzo fajnie mi się rozmawia i spokojnie traktuj co piszę, dla mnie też to ciekawe zobaczyc inny punkt widzenia, jak inne osoby postrzegają podobne sprawy itd🙂

Co do wymagań to ja się z psami nauczyŻłam małymi kroczkami i rozbijać zachowanie na dziesiątki pojedynczych dlatego celem jest dla mnie wszystko to, ze pies zareaguje na imię, to, że otworzy pysk podczas kształtowania brania przedmiotu w pysk potem potrzyma sekundę, potem dwie. Na każ∂ym etapie są cele i dobrze wiedzieć (moim zdaniem) jakie one są żeby w przypadku gdy są za wysokie móc spuścić z tonu i wrócic do poprzedniego etapi.

Bieganie nie jest nudne, jest wlasnie wyciszajace🙂😉 ale jak kto uważa, spoko nie namawiam. Zaś bieganie za aportem (moim zdaniem!) jest nakręcające i pobudzająće i w sumie nie ma się co dziwić, zę po tym broni zasobu i ciężko jej ragować na komendę. To trudne dla psa po takiej zabawie odzyskać mózg.

odpowiem na pyt 4 do heroinx odnośnie innej stymulacji fizycznej:
Jak to jaką jest MILION mozliwości🙂 Sztuczki kształtujaće mięśnie, wzmacniające lędźwie czyli siad proszący z łapami w górze, chodzenie na przednich łapach (level hard a wczesniej mnostwo etapów pośrednich), cofanie, targetowanie tylnymi łapami, wchodzenie po schodach do tyłu, kręcenie w lewo i prawo na komendę, wchodzenie na przedmior/ do przedmiotu stopniowo coraz mniejszego, podskopki w miejscu do góry mto pierwsze co mi przychodzi bez zastanowienia na myśl.

I moim zdaniem nie ma potrzeby nawet dłuzszych spacerów niz godzina. tylko, że JA zrobiłabym tak, że jesli chcesz traktowac poranne spacery na wyciszenie to ja bym je wlasnie tak traktowała i skoro faktycznie jest wiecej stresu w innej czesci dnia to ten ranny spacer bym po prostu zrobiła takim na wąchanie, i sokojne chodzenia, przywołanie od czasu do czasu itd, ale to moje gdybanie.

Ja po prostu widzę po swoim psie jak długi spacer potrafi podniesc niepotzebnie emocje nie wiem czy tak jest u Werrny piszę tylko, zę czasem się wydaje że dłużej znaczy lepiej a często wcale nie.

I jeszcze co do pytania czym się różni frisbee od aportowania - moim zdaniem jest więcej miejsca na współpracę pomiędzy wlascicielem a psem, pies częściej jest bliżej przewodnika, w  mniejszym stopniu jest tu element polowania (takiego typowo za zdobyczą),, ale to moje rozważania i nie trzeba się z nimi zgadzać.

I kolejny raz chciałam podkreślić jaką fantastyczną sprawą jest stymulacja umysłowa taka pozwalająca psu myśleć i moim zdaniem bardziej taka 15 minutowa sesja z elementami kształtowania, kombinowania (a to i tak strasznie dlugo) zmęczy psa niz aportowanie, ale to też moje zdanie. Nie miałam belga więc nie chcę się mądrzyć za bardzo.

Ciekawy artykuł o socjalizacji

Trochę o spacerze uspokajającym
Ascaia, co do aportowania przy psach - ktoś już chyba pisał, żeby drugi pies był w dalszej odległości i stopniowo się przybliżał. Bo nie ma opcji, że jest jeden pies i nagle bez kontroli, luzem, podlatuje sobie drugi. Do tego trzeba mieć ogarniętych współspacerowiczów, żeby potrafili zareagować, gdy sytuacja przerośnie Wernę.
Jak czytam "Chciałabym by bawiła się przy psach zabawkami oddając je bez problemowo", to zastanawiam się co na to Werna  😉 a konkretnie, jej charakter, ale to Ty ją znasz najlepiej. Ja jak widzę, że dla psa jakaś sytuacja jest trudna a nie muszę w niej uczestniczyć i nie jest mi i psu do szczęścia potrzebne wypracowanie zachowania w takiej sytuacji - odpuszczam, bo po co dokładać do wspólnego życia niepotrzebnej roboty i stresu. Dlatego napisałam, żeby nie rzucać zabawki przy innych psach, a zwłaszcza szczekających. Jasne, że jeśli masz taki cel i chcesz żeby to robiła, to można się tym zająć i to wyćwiczyć.
Nie zauważyłam, żeby tu była jakaś utopijna kraina psów pracujących. Jak kupuje się psa, to na pierwszym miejscu jest "po prostu posiadanie psa", a na drugim "robię coś z psem", bo te treningi czasem nie zajmują nawet jednej czwartej życia. Belg weźmie tyle pracy/spacerów, ile dostanie od właściciela, ale nie ma co się oszukiwać, jakieś minimum musi mieć, w końcu ma zupełnie inne potrzeby i charakter niż mops. Ludzie zwykle przeginają w tą drugą stronę i sprawdzają jakie pies ma maksimum. Ze swojej strony powiem, że moją sukę, kuzynkę belgów, najbardziej męczy tropienie i pasienie, posłuszeństwo już nie bardzo. A zabawy węchowe to można i w domu robić.


dziewczynka, tylko nie odbieraj tego jako foch. Magdzior, podobna prośba.
Ale trudno się rozmawia kiedy powtarzam się po raz siódmy w tej samej kwestii w obrębie jednej strony...

Jeszcze raz:
- nie psy a jeden konkretny kompan do zabaw ganianych
- tak jak napisałam o godz. 13.35 Werna oddaje zabawki, oddaje również przy tym kumplu blabladorze
- sprawa sobotnia była jednorazowym wysokiem związanym z niespodziewanym pojawieniem się dodatkowego psa, który ma dość irytujący sposób bycia (co nie tylko na Wernę działa negatywnie i nie tylko w sytuacji zabawkowej)

- bieganie jest wyciszające bo jest nudne - logika, jest monotonne, jest mało bodźców, potocznie nazywamy takie czynności nudnymi, ale rzeczywiście to wycisza
- bieg za zabawką jest pobudzający - zgadzam się, ale... Werna w 97% oddaje zabawki, Werna przychodzi na zawołanie, ZOSTAJE NA KOMENDĘ po rzucie
- po schowaniu zabawki idziemy na spacer, komendy, przywołanie - wszystko działa
- pewnie, że są takie dni kiedy się śmieje, że mózg został w domu, ale przez przesady - jeśli można mówić o utracie mózgu to w kwestiach strachów cywilizacyjnych, a nie po zabawie
- ok, fajne ćwiczenia, ale bieganie za piłką to wysiłek wydolnościowy + zabawa - czekam na alternatywę (nie biegową - uzasadnienie, patrz wyżej), aczkolwiek fajne propozycje i może spróbuję je wprowadzić przy sprzyjającej pogodzie
- poranne spacery to nie są spacery na wyciszenie - to najdłuższy pewny spacer w ciągu dnia (z tym popołudniowym bywa różnie), to czas na energię po nocy, to czas na bieganie, na radość, na ćwiczenia i na kontakty socjalne
- jakoś nie widzę szczerze mówiąc różnicy między piłeczką a frisbee - dodatkowo ostatnio znajomy weterynarz-chirurg zwrócił mi uwagę, że zbyt dużo skoków z przekrętami ciała może skutkować zwyrodnieniami, należy z tym uważać i dawkować takie szaleństwo.

- stymulacja umysłowa - poproszę konkrety, żeby już nie było niedomówień


A ja tylko dodam (i już uciekam na chwilę, naprawdę!), że jak się wpadnie w taki trend zapewniania pracująćemu psu ruchu to potem wychodzi na to, ze i 3 godzinne spacery spędozne nawet non stop na aportowaniu to mało bo pies nie dośc, że wyrobił sobie super kondycję to jeszcze kady spacer nakręca go bardziej🙂 Dlatego dla mnie ważniejsze jest opanowanie emocji, wyciszenie i odpoczynek a potem takiego psa można rozkręcać.

Tak tylko na szybko bo Ascaia dopisała.

teraz w tym co piszesz wychodzi na to, że w sumie to Wam dobrze i tak naprawdę to był jednorazowy jakis tam wybryk itd więc ok, wiesz my sobie piszemy bo chcemy jakos tam pomóc, zaproponować gdyby było (bo takie mozliwe błednie odnisłąm wczesniej wrażenie) wam z czymś źle, gdyby coś sprawiało problem. Ale jeśli sprawa sie sprowadza do tego, że właściwie wzystko jest ok no to może faktycznie nie ma potrzeby żadnych radykalnych zmian🙂

Stymulacja umysłowa no to tak naprawdę nauka czegokolwiek chociażby głupotek to Ci tylko przyjdzie do głowy. Często jest tak, że ucząc psa głupich pozornie sztuczek robimy to dużo bardziej na luzie bo nie ma presji, że sobie zepsujemy jakąś hiperważną komendę. Tropienie jest super, zabawa w szukanie smakołyka np w pokoju (to tez stopniowo uczymy psa dochodząc do eatpu, że zostawiamy go tak żeby nie widział, chowamy i szuka). Kształtowanie czyli zabawa w ciepło zimno kładziesz przedmiot na podłosze i chcesz żeby pies go wziął do pysika, wszedł do pudła, dotknął łapą - cokolwiek. Nie naprowadzasz i  nie wydajesz żadnych komend tylko nagradzasz gdy robi coś dobrze (mini mini kroczki żeby się nie zniechęcił) - to uczy psa myslenia samodzielnego i oferowanie zachowan, potem pies sam kombinuje i proboje sie domyślać a co ty ode mnie chcesz tym razem🙂
Co do kontuzji i frisbee to wlasnie Paula Gumińska, która trenuje frisbee ze swoimi psami i jest fizjoterapeutą właśnie bardzo podkresla te głupiutkie pozornie sztuczki bo pomagają wzmacniać mięśnie i pies jest fizycznie przygotowany, ma mięśnie, któ®e wzmacniają stawy i kręgosłup przy dziwnych akrobacjach ale zgadzam się, ze trzeba uważać, wszystko z głową itd.

Stymulacja umysłowa-domowe cwiczenia
obracanie się
szukanie zgubionej rzeczy

I niezmiennie polecam obejrzeć sobie te wyzwania z wydarzewnia listopadowego - klik Tam jest mnóstwo rzeczy, co tydzien jest zadanie z posluszenstwa, z tropienia, z nicnierobienia, z kontroli emocji takie szkoleniowe ABC i kazde zadanie jest tlumaczone od zera z filmikami tak, że pies w ogóle niebędący w temacie moze zacząć je robic, suepr sprawa!


kolebka, e tam. Oczywiście, że to ani wstyd ani coś złego, że masz psa i w nosie masz szkolenie, pracę itd. Że z psem jedynie spacerujesz beztrosko i pląsa sobie radośnie z innymi psami. Jest jedna różnica między Twoim przypadkiem a całą dyskusją z Ascaią - Ty nic nie robisz i Ci pasuje, że pies po prostu jest. Nazywasz to po imieniu. Pewne rzeczy jakoś się dograły i żyjecie błogo bez wymagań.
Jak dla mnie dalej Ascaia, MA WYMAGANIA i SZKOLI PSA (a wg rozpiski jaką wstawiła są one większe niż dla psów zdających PT1 czy OBI 0 ), podwyższa mu poprzeczkę, uczy nowych komend a mimo to przekonuje, że chce TYLKO porzucać i że pies ma po prostu być normalnym członkiem rodziny, bez celów i wymagań... To tak jakby ktoś stał i na Ciebie pluł, a Ty przekonywałabyś ciągle, że to deszczyk pada... albo analogicznie do przykładu z końmi, mówił że tylko mizia i spaceruje na luzie a w rozmowie wzdychał, że ciągi na obcym czworoboku nie wychodzą.  😉
Więc ja napiszę ostatni post i robię pass. Bez sensu trochę robi się jest ta dyskusja kiedy trzeba powtarzać w kółko to samo.  😉 

Ascaia napiszę Ci to co pisałam wcześniej. Mam nadzieję, że jasno. 🙂 Co moim zdaniem wpływa na oddawanie i co  w takiej sytuacji mozesz zmienić jeżeli chcesz opanować oddawanie przy obcych psach.
Ćwiczenie aportu robi się rozbijając na elementy - jednym z nich jest element  oddawania. Z tym masz problem. Nie ważne, jak nazwiesz zamiennie aport, ani że w 97% Werna Ci oddaje to co rzucisz. Przy obcych nie oddaje? WIĘC NIE MASZ ZROBIONEGO ODDAWANIA.  😉
Ja pisałam o ćwiczeniach przy ludziach. Skąd żeś wytrzasnęła , że potrzebna jest 100m linka?? Na ćwiczenie tego konkretnego elementu potrzebujesz 100m linki? No proszę Cię.. wystarczą Ci 3m jeżeli na prawdę chcesz poprawić oddawanie.
Powtórzę także - pozwalasz Wernie biegać z zabawką i innymi psami(nawet jeżeli głównie z blabladorem tylko) i zdarza się, że psy się zarówno wymieniają zabawką jak i ścigają o jedną. Nie jesteś w jej głowie a gwarantuję Ci, że nie zawsze nawet przy blabladorze nie ma w tej "zabawie" niezdrowej rywalizacji. Moim zdaniem tym nakręcasz Wernę na pilnowanie swojej zabawki przy innych psach, podkręcasz problem i utrudniasz całą sprawę swojemu psu. Nawet, jeżeli to sytuacja zdarzająca się tylko co jakiś czas. 😉
Kolejna sprawa - każde powtórzenie komendy i olanie jej przez psa "pali" Ci komendę. Po iluś powtórzeniach w 15 min kiedy nie chce Ci oddać zabawki tylko jej utrwalasz mówiąc oddaj, że można nie oddawać... Miej coś do zaoferowania w zamian - mega smaki czy co ja tam kręci. Chcesz ćwiczyć i pracować nad oddawaniem tego co rzucisz? Przygotuj się do tego. Nie wrzuca się psa na głęboką wodę oczekując, że sobie od razu z tym poradzi przy obcych psach.  Zdarzyła się wpadka? Zdarzyła - zrób krok czy dwa w tył,  pracuj w łatwiejszych dla Werny sytuacjach bo widać jednak nie wystarczająco opanowała komendę. Nie respektuje jej w końcu tak, jak Ty tego byś chciała.

Resztę już pisałam i ja i inni, nie chce mi się powtarzać..bo to wszystko już czytałaś. 🙂
Trzymam kciuki za Ciebie i Wernę. Zrobiłaś kawał roboty i jeszcze dużo zrobisz. Tylko uporządkuj sama sobie czego chcesz i nazwij rzeczy po imieniu. Bo teraz nie wiem dlaczego bronisz się uparcie, że nie szkolisz i nie pracujesz...jednocześnie chcąc ją czegoś nauczyć i mieć ułożonego psa.
Albo jak pisze dziewczynka, skoro Ci serio nie zależy na ćwiczeniu - odpuść rzucanie przy psach. Albo olej, że nie zawsze oddaje i skoro ma być tylko psem do spacerowania bez celów i wymagań... to przestań wymagać i niech takim psem w końcu będzie. :kwiatek: Nie oddała - trudno, niech sobie trzyma jeśli sprawia jej to przyjemność.  😉

ps. próbując wybiegać psa "na zabawkę" podbijasz jej kondycję, będzie chciała więcej i więcej. 😉 Chcesz ją zmęczyć? Ok, trochę rzucaj dla funu, ale dorzuć jej tropienie.

My komplikujemy sobie ćw. między innymi tak. Ale tutaj już dorzucone są większe odległości z racji na elementy, które ćwiczyliśmy tj. posyłanie naprzód, trzymanie linii i pamięć. Sporo pracy Tosiowej i mojej z kierowaniem psem na odległość - przy dłuższych pamięciach liniiToska jeszcze nie trzyma tak jak powinna. No ale to było trudne, po zmianie miejsca, z którego wysyłam przez co musi pobiec daleko linią, której nie zna. Co zresztą widać na ostatnim aporcie. Niepewność, trochę własnego kombinowania...ale przynajmniej handling poćwiczyć mogłam. 😉
Jako ciekawostka treningowa. To co widać na filmiku to było wszystko, co Toska musiała zrobić treningowo tego dnia. Wystarczająco. Ćwiczymy tylko weekendowo, często max razy w tygodniu. 😉

k_cian,
to co napisałaś... właściwie cały czas się zgadzamy. Mi tu chodzi o niuanse, które moim zdaniem mają znaczenie. Bo jeden pies to nie psy. Psy, które się bawią ze sobą praktycznie codziennie (z którym ma więź i ustaloną hierarchię), to nie to samo co pies, którego się tylko mija. To nie są te same poziomy trudności. To jest właśnie to poukładanie i stopniowanie.

Mamy opanowany etap pierwszy (oddawanie sam na sam) i jesteśmy w trakcie opanowywania etapu drugiego (oddawanie przy jednym, znajomym psie), co też idzie bardzo dobrze - oddaje zawsze, tylko z nieco większym oporem niż kiedy jest sama. Osoba z boku może nawet nie zobaczyłaby różnicy. Ja widziałam/widzę tę zmianę w jej zachowaniu. Rozumiem behawioralne podłoże. Dlatego też to było wprowadzane stopniowo. Ale widzę też, że ona sobie z radzi, że z każdym dniem jest lepiej. Że z każdym dniem oddaje coraz szybciej. Czyli ĆWICZYMY i mamy efekty.
Zasadniczo nie ma nic dalej, nie ma etapu trzeciego, bo tak jak piszecie jest on mocno nielogiczny od strony psiej natury, więc problematyczny. Ja nie mam zamiaru osiągać efektu w postaci - wrzucanie piłeczki W GRUPĘ psów. 😉
Jest tylko sytuacja wspólnej zabawy z blabladorem i ewentualnie ze sznaucerkiem. Owszem, przyznaję, że blablador i sznaucer razem to za dużo i nawet bez tej dyskusji wiedziałam już tydzień temu, że z tego układu rezygnuję. Był to mój błąd. Na razie tylko blablador. I właściwie tylko blablador, ten jeden konkretny. Ponieważ i tak te dwa psy się ze sobą bawią codziennie, są zaprzyjaźnione, mają ustalone zasady między sobą, itd. Taki nam się stworzył rytm porannych spacerów, że najpierw jesteśmy same, później spotykamy się z blabladorem, a później z dwoma psami idziemy na spacer i na ogół (ale nie zawsze) dołączamy do kilku innych psów gdzie już nie ma kwestii zabawek, tylko wspólny marsz.

Sytuacja, o której napisałam na zasadzie "jak mija mi dzień", kiedy Wer się zacięła, była PRZYPADKIEM. Pojawienie się tamtej szczekającej suczki było PRZYPADKIEM. W żadnym razie nie mam w planach kiedykolwiek PRZY NIEJ bawić się w rzucanki. Przy niej czy będzie sama, czy z innymi psami. Tak jak nie mam zamiaru bawić się w rzucanki przy większej ilości psów jak jeden blablador.
I oczywiście, że od razu tego samego dnia było to "krok wstecz", sprawdzenie jak jest z etapem pierwszym - i jest ok. Nic się nie zepsuło. Co więcej nie zepsuło się też w etapie drugim czyli przy blabladorze, co sprawdziłam dzień później. Werna oddaje przy nim zabawki. Więc tylko ćwiczymy dalej by było to perfekcyjnie szybkie.
A teraz akurat i tak miałam inny rytm dnia, więc się mijałam z psami albo w ogóle na poranny spacer wychodził mój ojciec. Więc powrót "do podstaw" pracy sam na sam zrobił się sam. 😉

Oddawanie przy ludziach, czyli rozumiem, że chodzi o tzw. tłum? Środek osiedla, ludzie przechodzą obok, itd? Czyli to co ja nazywam "cywilizacją"?
To tak jak pisałam - to jest inna para kaloszy, bo "niewłaściwi" ludzie są dużo większym problemem niż obce psy. Niewłaściwi czyli jeśli pojawią się strachy - hulajnoga, dzieci, ktoś z siatami, energicznie maszerująca kobieta na szpilkach.
Jeśli nie ma tych strachów czyli powiedzmy obok po chodniku idzie sobie co jakiś czas człowiek to oddawanie, jak i inne komendy są opanowane. Natomiast jeśli pojawi się, któryś z tych bodźców, jeśli zrobi się rzeczywisty tłum, to jest zupełnie inna historia i to jest największy problem mojego psa. Więc akurat u nas etap "oddawanie przy ludziach" nie jest właściwym pojęciem. Z jednej strony można uznać, że jest już od dawna opanowany, z drugiej, że być może nigdy opanowane nie będzie. Rozumiesz o co chodzi?

PS. Nie ma nic nad zabawki. 😉 Nie ma smaczków dość wartościowych. Wyjściem jest noszenie dwóch zabawek (co robię). Piłka przebija kółeczko, piłki nie przebija nic. Musiałabym nosić kółeczko i dwie piłeczki i chyba wielką torbę zamiast saszetki na biodra (i tak jestem w trakcie poszukiwania większej i bardziej pakownej 😉 ).
A największy i tak jest strach - tu nie znaczenia nawet piłeczka. Kiedy jedzie hulajnoga nic innego nie ma znaczenia. Szczątkowo działa "do mnie-siad", ale jest ono wykonywane jakby bez kontaktu ze mną.
I tu jeśli macie pomysły jak przebić się przez ten mur to chętnie posłucham. Bo to, że od dwóch miesięcy mam hulajnogę w domu nie działa. Nie zje z niej smakołyku, bardzo rzadko weźmie zabawkę. A jeśli nią przejadę 20cm to mam psa wkomponowanego w któryś kąt mieszkania. Nie wiem też jak oswajać ją z dziećmi tak by nie narazić kogoś na niebezpieczeństwo, bo nie jestem pewna czy Werna przyparta do muru nie spróbowałaby ugryźć. Tylko raz dała się pogłaskać dziewczynce, z którą widziała się codziennie przez tydzień. Ale dziewczynka skończyła wakacje i wyjechała. Nie mam innego "dziecka ćwiczebnego". I te kwestie to jest tak naprawdę realny duży problem. I tu ewidentnie potrzebuję porady.

PS 2. Ganianie za kołkiem/piłką jest wysiłkiem wydolnościowym, ale nie chodzi o to by osiągnąć jej totalne zmęczenie. Nie rzucam do momentu "padnięcia". To tylko jeden z elementów "wyrzucenia" energii podczas porannego spaceru. Trudno tu mówić o zwiększającej się kondycji skoro nie zwiększam czasu takiej właśnie formy wysiłku. Przykładowo - osoba biegająca codziennie, tą samą trasę 5km, w tym samym tempie, nie będzie stale zwiększać kondycji, tylko osiągnie jakiś pułap i będzie go utrzymywać. Tu mamy taką samą sytuację.

W ogóle to szkoda, że nie mam jak nagrać filmików. Może wtedy to wszystko byłoby bardziej przejrzyste.
Zasadniczo nie ma nic dalej, nie ma etapu trzeciego, bo tak jak piszecie jest on mocno nielogiczny od strony psiej natury, więc problematyczny. Ja nie mam zamiaru osiągać efektu w postaci - wrzucanie piłeczki W GRUPĘ psów. 😉


Broń Boże nawet przez chwilę nie mówiłam o wrzuceniu piłki W grupę psów! Aport w grupie/przy obcych psach to nie jest rzucenie praktycznie innym psom. Wystarczająco trudnym rozproszeniem jest sama obecność innych psów w okolicy i wystarczy by pies zachowywał się inaczej. Serio.

Oddawanie przy ludziach, czyli rozumiem, że chodzi o tzw. tłum? Środek osiedla, ludzie przechodzą obok, itd? Czyli to co ja nazywam "cywilizacją"?

Począwszy od tego co jest dla was komfortowe i zwiększając ilość ludzi/odległość od ludzi a na końcu zamiast "nieproblemowych" tych "problemowych". Zawsze zmieniasz jedną zmienną. Nigdy dwie na raz póki nie opanujesz ich pojedynczo. W sensie zwiększasz liczbę ludzi w otoczeniu przy tej samej odległości. Kiedy chcesz zmniejszyć odległość znowu wracasz do mniejszej liczby ludzi. Kiedy to opanuje to wracasz do pierwotnej odległości z jednym "problemowym" bodźcem. Przybliżasz stopniowo a potem dodajesz kolejne, wracając do pierwotnej bezpiecznej dla psa odległości. W którym momencie jesteś wiesz Ty. Dopasuj do swojego przypadku i od tego etapu zacznij. Docelowo może być  festyn z okazji dnia dziecka, a w środku Wy. 😉 Każde rozproszenia czyli podwyższenie poprzeczki 🙂 podobnie się buduje. W każdym ćwiczeniu czy odwrażliwianiu.

Jeżeli masz stracha - hulajnogę wyskakującą nagle i psa, który raptem się przeraził to odpuść komendy, a spokojnie odejdź. Dawanie w tym momencie nawet najprzyjemniejszych Wernie komend jest bez sensu.
Magdzior jasne, ja sie doskonale z tym zgadzam, że trzeba mieć psa dopasowanego do potrzeb, chęci i ambicji. Gdybym miała psa, który potrzebuje pracy, ruchu i zajęcia, to na pewno bym z nim pracowała - tyle że ja chciałam mieć kompana do spacerów i tyle 😉 I takiego psa dostałam.  I wydaje mi się, że to jest najrozsądniejszy wybór, czyli my wybieramy psa który spełni nasze oczekiwania, nie będzie się meczył przy naszym trybie życia itp

Ogólnie ja psy mam tylko i wyłącznie dla przyjemności i dla poczucia, że zmieniłam jakieś bidzie świat. Nie mam ambicji sportowych, nie potrzebuję psa do"..." Chce mieć przyjaciela, wiec dokładnie jak piszesz - nigdy nie miałam rasowego psa 🙂 Bo nie był mi potrzebny, kundle kocham tam samo.

Dla mnie Ascaia pracuje z psem, bo pies tego wymaga. No i co tu duzo mówić, życie z psem wychowaniem jest o niebo łatwiejsze 😉

Ascaia jesli chodzi o strachy. Hulajnoga faktycznie musi być silną traumą dla pieseły, u nas czymś takim było wszystko co nowe i głośne. I bardzo długo przekonywalam Roksanę, że śmieciarka nie zjada, kosz na śmieci też nie, nie trzeba wciskać sie w kolana na widok worka ze śmieciami. Fajnie, że masz ten straszliwy bodziec 😉 w domu, ćwiczyć ćwiczyć i przyzwyczajać. Na razie nie ździłabym na hulajnodze, niech się Werna przyzwyczai do samego widoku, że można podejść, powąchać, zjeść itp
Ale to na pewno praca na dłuuuugi czas, wiem po swojej.

Macie Roxy i Brysia, po szaleństwach w śniegu 😀 Bryś to pies ciotki 🙂
[img]https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xpl1/v/t1.0-9/12316494_919523134751610_1062184184158614541_n.jpg?oh=45e454e4e138ad77e0e4ecce60b4467c&oe=56AE3ED9[/img]
ad 1. Tak jak napisałam aport w grupie (więcej niż jeden bardzo zaprzyjaźniony pies) na razie w ogóle mnie nie interesuje. Moooooże kiedyś, ale to jeśli Werna oogicznie, ja na górce, a dołem sobie przechodzi jakiś mniej lub bardziej znajomy pies - to Werna ma olewkę. Serio. Jest tak skoncentrowana na mnie i na zabawce, że nie ma zmiany, nie ma problemu z oddaniem.

ad 2. To napisałaś oczywistą oczywistość. 😉 (bez obrazy, stwierdzam fakt) Dokładnie tak robimy. Jakieś tam postępy są, ale niestety przyznaję, że minimalne. Problem ze zmiennymi jest taki, że nie są przewidywalne i zależne ode mnie. Nie jestem w stanie na 100% stwierdzić, że dzisiaj osiedlem o godz. 14.00 nie przejdzie nagle grupka rajcujących dzieci. Albo, że właśnie w tym momencie z któregoś bloku nie wyjdzie facet z toną śmieci na ręku. Nigdy nie wiem też jak pojedynczy ludź zachowa się w stosunku do psa. Ja nie zwiększam ilości ludzi, oni zwiększają się sami. 😉

ad 3. Znowu oczywista oczywistość. Nie żylę się przy hulajnogach na jakieś wielkie komendy. To "do mnie-siad" wynika z bezpieczeństwa. Werna jest już na tyle silna, że byłaby w stanie mi się wyrwać czy mnie przewrócić. Na szczęście ten malutki kawałek mózgu jej działa nawet przy tak silnym poczuciu zagrożenia, a dodatkowo właśnie to, że jestem jej przewodnikiem, więc to jest w stanie wykonać, chociaż jej uwaga będzie skupiona na niebezpieczeństwie.
Nie jestem przekonana czy odchodzenie jest dobre. Bo to nie jest spokojne odchodzenie, tylko ucieczka, wręcz paniczna. Ona się wyrywa, szarpie. A jak wspomniałam, ona ma dość siły by mnie przeciągnąć. Wolę by uczyła się siadać i przeczekiwać przy mnie niż dawać jej zielone światło na zwiększanie odległości od zagrożenia.
Są inteligentne i uważne dzieci, które to zobaczą i zwolnią, albo nas ominą. Ale są i takie, które potrafią specjalnie dodatkowo podskakiwać na tej hulajnodze centralnie przed nami. To jest właśnie to, że nie mam wpływu na te zagrożenia. Mało ludzi chce współpracować, na ogół nie reagują na moje prośby. Nie mam jak ćwiczyć, jak oswajać i pokazywać, że to nie jest niebezpieczne. A pole manewru jest utrudnione też o to, że ona nie przyjmuje w takim momencie smaczków nawet ode mnie. Nie mam jak jej nagrodzić poza nagrodą słowną. Dla niej rozwiązaniem jest uciec w kierunku wąwozu, bo tam jest luz i jest przyjemnie.

kolebka, jeżdżę hulajnogą bo muszę czasem pod nią odkurzyć 😉 albo wyjąć coś z szafki, o którą jest oparta.
A smaczki na niej jak leżały, tak leżą.

Naprawdę trudno mi zrozumieć co ten pies doświadczył. A może nie doświadczył, tylko właśnie był tak izolowany od bodźców... Nie wiem.
Ale np. strachem (nie tak dużym jak hulajnoga, ale również sporym) jest również sytuacja kiedy ktoś idzie powiedzmy 3 metry za nami. A jak jeszcze gada intensywnie przez komórkę... 
Pytanie z inne beczki - usunięcie guza wielkości śliwki na sutku u suczki -> ktoś coś ? Cena, rekonwalescencja  :kwiatek: ?
Ascaia,

tak sobie czytam i mam pytanie.
Czy uczyłaś jej wymian? Tzn puszczanie aportu w zamian za drugi aport?

po drugie - może to moje zboczenie, bo mój pies jest mega zazdrosny jeśli chodzi o żarcie i zabawki - ale po co chcesz ćwiczyć aport w zabawie z innymi psami? Ja bym chyba rozgraniczyła aport stricte i aport w towarzystwie innych psów... i np wprowadziła inną komendę na oddawanie przy psach i zaczęła tego uczyć od nowa...

I jeszcze jedna sprawa - polecam męczenie mózgu psa zamiast męczenia fizycznego. Sztuczki, klikanie, kształtowanie pierdółek, ćwiczonka obedience - to wszystko co angażuje bardziej mózg niż łapy męczy dużo bardziej😉

Generalnie - Twoje wymagania są wbrew pozorom bardzo wyśrubowane. Dla mnie to trochę tak jakbyś chciała mieć psa - ideał 😉 A to jest kupa ciężkiej pracy i niestety nie zawsze ze względu na charakter psa da się osiągnąć takie efekty...
Kcian zastanawiała się nad porównaniem tego do obedience.
W klasie 0 masz - socjalizację, zmiany pozycji przy nodze albo przed przewodnikiem (tylko siad(pozycja zasadnicza)/waruj/siad), zostawanie na minutę w odległości 10 kroków od przewodnika (przewodnik plecami do psa), skok przez przeszkodę i skok powrotny plus dostawienie do nogi, aport, przywołanie (z odległości 20 albo 25 kroków, nie pamiętam) i chodzenie przy nodze na smyczy i bez - Zetka z "siadem" na powrocie.
Wbrew pozorom dla psa to jest bardzo dużo...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się