Becia23, W PL większą zwierzynę zabijają wilki albo właśnie zdziczałe psy ( zdziczałe psy powinny być odstrzelane w takich sytuacjach , bo stanowią zagrożenie dla ludzi,a nie tylko zwierząt).
Nie wiem co jest na filmie, ale wydaje się całkiem spore. Staffiki mam po sąsiędzku i są jakieś mniejsze całkiem.
Nie ma znaczenia dla mnie, zachowuje się ten pies jak opętany, bo nawet kopniak do niego dociera.
Perlica, no mówimy o psach, nie wilkach 😉 i wcale takie zdziczałe nie są, to są zwykłe wiejskie psy, które są puszczane samopas.
Either way - jakich ras są te "zdziczałe psy"? Bo twierdziłaś, że żadna inna rasa nie będzie gryźć i atakować krowę czy konia.
To jest na 100% staffik (nieco otyły na dodatek) - przy krowach wygląda na dużego, bo to krowy są małe (rasa Jersey chyba) - ale już popatrz na wielkość psa w porównaniu do właściciela na końcu.
To co widzisz, to nie żadne magiczne opętanie ani mityczna krwiożerczość wymagająca testów psychicznych właścicieli, tylko
gameness, o którym Ci już wspominałam w którejś poprzedniej dyskusji - takie "zacietrzewienie", na które selekcjonowane były i staffiki i wiele innych terrierów (wcale nie TTB, zwykłych terrierów jak np. JRT) przez parę setek lat hodowli.
To zwykła cecha terrierów, i gwarantuję Ci, że wiele innych ras terrierów zachowuje się dokładnie tak samo, z takim samym "opętaniem" i odpornością na ból, i wielu innych ras terrierów kopniak też nie opamięta. Po to były hodowane, żeby nie dawały łatwo za wygraną i zabijały np. szczury (bo nawet szczur może się nieźle bronić i pogryźć psa).
Tą samą cechę ma każdy skuteczny drapieżnik - wilki czy lwy z głodu by umarły, jakby przy byle kopniaku dawały się odgonić ofierze. Terriery były hodowane jako drapieżniki.
Po raz kolejny zachęcam Cię do zapoznania się z oryginalnym przeznaczeniem różnych typów/ras psów, w jakim celu były hodowane i w kierunku jakich cechy charakteru się je selekcjonowało.
Każdy pies to drapieżnik, każdy ma zęby, każdy wywodzi się od przodków wilków - tylko że w wielu rasach była bardzo ostra i konkretna selekcja na wyciszenie pewnych cech drapieżnictwa. U innych właśnie te cechy były pożądane.
Tu mnie ujął język polski, i malowniczo brzmiąca ku**a po imieniu Kajtek. Taka patriotyczna nuta na obczyźnie. oczywiście, że właściciel debil, no to jaki ma być pies?
shewolf, tak jak tłumaczyłam, w UK to się zdarza często i nie tylko Polakom.
Parę tygodni temu byłam na grupowym psim spacerze z ludźmi z pracy z moją najmłodszą stafficzką - i to nie moja (Polki) stafficzka pogoniła krowy, tylko krzyżówka saluki kolegi Anglika.
Becia23, moj blad, okej może nie "zawsze" jest plakietka ale zawsze dla mnie jest oczywistym kiedy wchodzę na teren farmy a kiedy nie. Ja się nie spotkałam jak do tej pory z takim olewactwem - może kwestia terenów na których wyprowadzałam psy czy chodziłam sama na spacery. Zarówno na mojej wsi nr 1 i 2 (i okolicach gdzie pracowałam w stajniach) gdzie mieszkałam wszystko było pięknie oznakowane i zadbane. Jedyne luzem latające zwierzęta to były takie na "publicznych" pastwiskach, nawet nie wiadomo do kogo należące (fly grazing). Częściej mi się zdarzało żeby chamsko zachowal się właściciel psa niż żeby rolnik miał coś w dupie. Częściej widywałam psy latające luzem po polu bez odwołania (i nawet bez innych zwierząt poza innymi psami). Też nie zlicze ile razy na wsi ktoś wrzucał na grupę że znowu pies rozpruł kilka owiec i nikt się nie poczuł do odpowiedzialności. Dla mnie to jest zwykłym ludzkim odruchem wziąć na siebie odpowiedzialność bo mój pies zaatakował inne zwierzę i coś z tym zrobić a nie uciekać a zwierzę zostawić w tragicznym stanie. To mnie mierzi.
Owszem zdarzają się przypadki że ktoś nie chce puszczać kogoś przez swój teren. Ja tam nie dyskutuje że to jest sprawiedliwe, bo łamanie prawa to łamanie prawa. Ale też z perspektywy stajni czy rolników których znałam ludzie też nie potrafią uszanować terenu na który się ich wpuszcza. Nietrzymanie się ścieżek, włażenie w uprawy bo fajna fotka na insta, nieogarnianie śmieci za sobą czy chociażby nie zamykanie głupich furtek. Albo karmienie koni spleśniałym chlebem (chociaż to już bardziej Polska, ale też się zdarzylo tu i tam). I szczerze mówiąc? Sama bym nie chciała żeby mi się ktoś kręcił. Ale jak prawo tego wymaga to wymaga i trzeba respektować.
donkeyboy, ja też o stokroć bym wolała, żeby wszystkie public footpaths były solidnie odgrodzone od pastwisk. No ale nie są, i prawnie właściciele ziemi muszą przepuszczać publiczność przez te ścieżki. Więc chyba w ich interesie powinno być jakoś ostrzegać ludzi, że na pastwisku o 100 metrów dalej są owce na przykład.
Ja mieszkam na skraju parku narodowego i wszystkie tereny, o jakich mówiłam, wcale nie są terenami farm, tylko po prostu rozległymi otwartymi polami i łąkami - właśnie takimi, co to nie wiadomo do kogo w ogóle należą. I dlatego tak trudno zgadnąć, czy na tamtym tam pastwisku są czy nie ma owiec. A owce raz będą, raz nie.
No niestety, starć z chamskimi rolnikami miałam już kilka jak na przykład z tym biednym jagnięciem. Moje osobiste doświadczenie jest takie, że większość z nich nie ma żadnego szacunku dla własnych zwierząt i traktują je jak towar, nie jak żywą istotę, która może fizycznie cierpieć.
Ten jeden raz, kiedy moja SP zaatakowała owcę (swoją drogą, tylko ją za nos złapała i trzymała), akurat był tam wtedy farmer. Ja oczywiście jak tylko się zorientowałam, że ona leci do owiec, lecę za nią. Jak tylko ją złapałam, zorientowałam się, że stoi nade mną farmer i drze japę. Ja miałam wtedy chyba 20 lat, ale wyglądałam na nastolatkę - to był facet w średnim wieku. Zaczął się na mnie paskudnie wydzierać, nazwał mnie foreign bitch, i kilkukrotnie próbował my wyrwać z ręki smycz z moim psem (dzięki Bogu, że suka nie zareagowała, by myślę, że wiele psów w takiej sytuacji spróbowałoby go użreć). W ogóle nie był zainteresowany sprawdzeniem swojej owcy (nie sprawdził jej wtedy w ogóle) tylko na mnie japę wydzierał jak to on powinien był mojego psa zastrzelić (a to też urban legend, że oni mogą sobie tak każdego psa zastrzelić - muszą pod uwagę wziąć czy to w ogóle bezpieczne, tj. nie narazi żadnego człowieka, i mogą to robić tylko jako kompletną ostateczność).
Okazało się ostatecznie, że owca miała drobne puncture wounds tam, gdzie suka złapała owcę za nos, i vet bill wyniósł szalone £20 za antybiotyki "na wszelki wypadek" (co oczywiście w całości pokryłam).
Nie dało się spokojniej?
Rozprucia owiec w mojej okolicy zdarzają się najczęściej na terenie tegoż parku narodowego, właśnie dlatego, że tam są całe km kwadratowe wielkich pastwisk z kiepskim ogrodzeniem i bez oznakowania, gdzie owce są, a gdzie ich nie ma. Ja psy tam zawsze mam na smyczy, ale jak przyjeżdża ktoś nieokoliczny i może jak z Twoich okolic, przyzwyczajony do oznakowań, to skąd ma wiedzieć, że za wzgórkiem są nieogrodzone owce?
Oczywiście ucieknięcie z miejsca w takie sytuacji, i nie zgłoszenie się później na policję, jest kompletnie nieakceptowalne.
Nieadekwatne ogrodzenia są problemem również w drugą stronę - co jakiś czas jest problem z bydłem, które uciekło z pastwiska do miasta i robi się z tego wielka, wielogodzinna obława policyjna. W tamtym roku byk uciekł na teren szkoły podstawowej i skończyło się jego zastrzeleniem:
https://www.theguardian.com/uk-news/2023/apr/20/escaped-bull-shot-dead-by-police-in-cheshire
Ale mój główny point jest taki, że farmerzy mogliby zrobić o wiele więcej, aby swój livestock chronić i jakoś "pomóc" właścicielom psów w niedopuszczaniu do sytuacji ataków. Ale póki jest na kogo zwalać tą odpowiedzialność, póki przestępstwem jest livestock worrying, a nie nieadekwantne zabezpieczanie swojego stada...
W PL takiego problemu nie ma, bo rolnicy muszą zwierzynę zabezpieczać przed wilkami.