Nieco wywołany przez madmaddie - witam się ;]
A co do tematu - street jest dość ciężką dziedziną fotografii. Nie ze względu na skomplikowaną technikę, czy wymagania sprzętowe - pod tym kątem wybacza często o wiele więcej, niż inne dziedziny.
Problem polega na, wspomnianej zresztą już tu wcześniej, psychologii.
Jeśli chodzi o kwestie czysto techniczne - jest o tyle prościej, że przy fotografii ulicznej jest dużo, dużo większy margines błędu - można sobie spokojnie pozwolić na krzywy kadr, na bałagan w kadrze, poruszenie przedmiotu czy wręcz lekką nieostrość. Głównym celem fotografii ulicznej (i szerzej - dokumentalnej, reportażowej) jest opowiedzieć historię i dopóki ten cel jest spełniony, na resztę można nieco przymknąć oko (oczywiście w pewnych rozsądnych granicach).
W kwestii sprzętu posłużę się słowami pana Chase'a Jarvis'a, który powiedział (choć podejrzewam, że nie jest to jego "autorski" tekst), że najlepszym aparatem na świecie jest ten aparat, który akurat masz przy sobie gotowy do użycia. I nie jest szczególnie istotne, czy jest to wypasiona lustrzanka za grube miliony monet z jeszcze droższym obiektywem, czy telefon w komórce - ważne, żeby był pod ręką. W jednym się zgodzę z tym, co napisała Magda - najlepiej się robi szerokokątnymi obiektywami stałoogniskowymi, co wynika z pewnej zależności uchwyconej przez Roberta Capę - "jeśli twoje zdjęcia nie są wystarczająco dobre oznacza to, że nie byłeś wystarczająco blisko". Mając obiektyw szerokokątny musisz "wejść" w sytuację, zmniejszyć dystans i dać się zauważyć ludziom, których fotografujesz - przy zdjęciach takich, jak to, raczej nie da się tego uniknąć:
[sylwester rok temu, ogniskowa 14mm]
I tu pojawia się właśnie kwestia psychologii. Żyjemy w społeczeństwie, którego wielka część jest bardzo zamknięta - i to nie jest tylko kwestia Polski, tak jest w wielu miejscach. Ludzie odczuwają dyskomfort, jak się podchodzi zbyt blisko nich, nie mówiąc już o "wsadzaniu im w twarz" sporego aparatu (w moim przypadku wspomniany Nikon D300 z gripem). Tu pomaga nieco używanie stałek, które przeważnie są dużo mniejsze, niż zoomy (do tego często jaśniejsze i lepsze optycznie, ale to już inna kwestia), choć są też wyjątki - jak np. samyang 14mm 2.8, którym robiłem zdjęcie powyżej, mający olbrzymią, wypukłą przednią soczewkę doskonale przyciągającą uwagę całego kosmosu ;]. Trzeba też być dość szybkim - jak ludzie zauważają, że wchodzisz im "w życie" z aparatem, momentalnie sztywnieją i całe emocje sceny idą w pizdu - ale tu też trzeba mieć wyczucie, nie można podchodzić zbyt szybko, bo w ten sposób spowodujesz, że "modele" poczują się zagrożeni, co będzie jeszcze gorsze. Tutaj wychodzą kolejne zalety robienia takich zdjęć obiektywami szerokokątnymi - najlepiej pozbawionymi autofocusa - można wcześniej ustawić ostrość z grubsza na odległość, z jakiej chcemy robić zdjęcia, ustawić przysłonę na 5,6 i już nie trzeba się martwić ostrością (dla przykładu, dla matrycy formatu DX, przy ogniskowej 20mm, przysłonie 5,6 i ostrości ustawionej na trzy metry głębia ostrości obejmuje odległości od 1,60m do 19m, więc spokojnie wystarczający). Dlaczego najlepiej bez autofocusa? Bo są w takich sytuacjach zdecydowanie mniej upierdliwe - pierścień ostrości ma mniejsze luzy, trudniej go przypadkowo przestawić, poza tym jest na nie naniesiona o wiele dokładniejsza i praktyczniejsza skala odległości i głębi ostrości. Autofocus może się wydać wygodniejszy - robimy "klik" i mamy ostro dokładnie tam, gdzie chcemy...ale nie.
Specyfika street photo sprawia, że bardzo często kadrowanie nie jest dokładne, co sprawia, że punkt ostrości nie jest tam, gdzie byśmy chcieli, w efekcie mamy zdjęcie pięknie ostrych...budynków w tle. Ja ostatnio używam obiektywu af nikkor 20mm, ale przeważnie ustawiam ostrość jeszcze w domu, "z grubsza" i potem naklejam kawałek taśmy, żeby mi się nie przestawiło.
Jeszcze na zakończenie odniosę się do rady, by zaczynać od dłuższych ogniskowych. W jednej kwestii jest to rada bardzo dobra - można się oswoić z fotografowaniem zupełnie obcych ludzi "na wolności". Niestety takie działanie potrafi rozleniwić - przyzwyczajeni do tego uznamy, że "w sumie takie zdjęcia mi się podobają, więc po co iść dalej?", a nie o to nam, przecież, chodzi. Cały urok fotografii tego typu polega na tym, że jesteśmy blisko, że jest pewien dreszczyk emocji związany z niepewnością reakcji osoby fotografowanej (tu jeszcze jedna uwaga - trzeba mieć tzw. "twardą d.pę" - nie zrażać się tym, że ktoś nas zwyzywa, powie, że "idź sobie" używając zdecydowanie nieparlamentarnych słów, oraz szybkie nogi - czasem trzeba uciekać, jak się ma pecha, a czasem, jak pech się mocno nawarstwi można oberwać po łbie;])
[na przykład ta Pani mnie zwyzywała od chuliganów, złodziei, chamów i prostaków ;]]
Nie wiem, czy napisałem wszystko, co chciałem, ale jakby były jeszcze jakieś pytania, to śmiało ;]
Pozdrawiam serdecznie